Depresja.

Tyle, że lista jest naprawdę obszerna i znaleźć COŚ to nie problem, ale bardzo bym chciała coś poleconego, już 2 razy się przejechałam i szkoda mi znów czasu na nieudane terapie.. Może ktoś z Krakowa korzystał z darmowych terapii i może mi coś polecić?
Ja też szukam bezpłatnych terapii/konsultacji, ale na terenie Wrocławia. Na NFZ odpada ze względu na ograniczoną liczbę miejsc i kolejki, ale wiem, że istnieją stowarzyszenia, centra kryzysowe oferujące darmowe kosultacje psychologiczne. Może ktoś coś słyszał?
Ja niestety mogę pomóc tylko w przypadku Warszawy 🙁

Terapeuci z ITG nie  przyjmują za darmo, niestety wizyta 50-minutowa to ok. 130zł.
Gllosia jutro Ci napiszę gdzie ja bezpłatnie chodzę w Krk (wcześniej chodziłam prywatnie, 100zł za wizytę- a raczej za wypisanie recepty..)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
08 listopada 2012 20:11
Jestem taka zmęczona. Czy ktoś mi może powiedzieć, że będzie dobrze?
Jestem taka zmęczona. Czy ktoś mi może powiedzieć, że będzie dobrze?



Będzie dobrze!
Trzymaj się.
Strzygaaa powiem Ci BĘDZIE DOBRZE- BĄDŹ TWARDA!
ale pytanie, czy Ty w to uwierzysz?
:kwiatek:
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
08 listopada 2012 20:47
Tak sie zastanawiam. Ilu mlodych (i nie tylko) ludzi nie szuka pomocy, nie pojdzie do specjalisty, lub nie kontynuuje skutecznej terapii, bo... nie ma na to kasy. Mam jakies takie poczucie niesprawiedliwosci z tym zwiazane. Kuzynka chodzila na terapie, skuteczna, ale wiem, ze dla rodziny bylo to ogromne obciazenie finansowe... mnostwo wyrzeczen, 'zaciskania pasa', bo trzeba. Teraz juz nie chodzi, jest ok, ale dalej stosuje uciekanie od problemow jako sposob na radzenie sobie z nimi, z trudnosciami.

Corka znajomych na terapii latami, dom skromny, nigdy sie nie przelewalo. Ale znow- trzeba.
Jak slysze to 130 (130? i kuzynka i corka znajomych placily 150!) to mnie cos trafia, zlosci i wkurza. Swego czasu moja mama za wszelka cene chciala mnie wyslac do tej super kobity za 150, bo uwazala ze powinnam 'z kims pogadac', za kazdym razem pukalam sie w glowe i mowilam ze jak jej zbywa te 150zl to ja znajde dla niego pozyteczniejsze zastosowanie.
Za 30...50, pewnie bym poszla, troche z ciekawosci, troche wychodzac z zalozenia 'nic nie tracisz', troche moze z jakas nadzieja. Moze kilku bledow udaloby sie uniknac, z kilkoma rzeczami poradzic sobie szybciej, lepiej, skuteczniej. Ale za 150? No way!

Averis   Czarny charakter
08 listopada 2012 20:54
Dobry psycholog to specjalista, a to kosztuje. Fantastycznego trenera tez nie znajdziesz za 30 czy 50 zł a pensjonatu za 200. Ja swoją terapię płaciłabym i 2 razy więcej jeśli by trzeba było. Nawet gdybym miała żreć mlecz. Ba! Dobry prywatny ginekolog tez kosztuje. Dlatego tez kobiety umierają na raka, bo nie mają pieniędzy, a państwowo czeka się 5 lat. I też mnie to wkurza, ale lekarze są chyba ostatnimi, których można obwiniać o taki stan rzeczy. Oni też mają rodziny na utrzymaniu.

Edit: Jakiś taki wojujący mi ten post wyszedł, ale to nie celowo  :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
08 listopada 2012 23:20
Dzięki dziewczyny.
Wiecie, że depresja dotyka około 350 mln ludzi na świecie?,  wg. Światowej Organizacji Zdrowia:
http://www.who.int/mental_health/management/depression/who_paper_depression_wfmh_2012.pdf
Dobry psycholog to specjalista, a to kosztuje. Fantastycznego trenera tez nie znajdziesz za 30 czy 50 zł a pensjonatu za 200.


Trener i pensjonat to hobby, a depresja to choroba.
Trochę nietrafne porównanie 😉

No ale dobrze, że są chociaż tańsze opcje, takie jak ta o której pisze Dzionka. Szkoda, że tylko w Warszawie... chociaż po pół roku mieszkania tu - nie dziwię się. To miasto jest jakieś depresyjne. Mi nie grozi, ale gdybym miała depresyjne skłonności to z pewnością by się tu zaczęły pogłębiać 😉
Averis   Czarny charakter
09 listopada 2012 13:54
Julie, ale to dalej specjalista. I dlatego dodałam potem zdanie o ginekologu. Bo państwowo do gina i psychologa można iść, ale w obu przypadkach wiadomo jak to wygląda.
Dosc pilnie potrzebuje dobrego specjalisty, ktory prowadzi sejse w oparciu o terapie behawioralna a nie analityczna. Warszawa- i mile widziane sesje w jezyku angielskim.
zen, jaki wiek i co się, chociażby bardzo ogólnie rzecz biorąc, dzieje? Mogę kogoś polecić.

Julie, żeby psycholog był psychologiem cokolwiek umiejącym a nie konowałem, wróżką czy innym dziwolągiem, musi władować ogromne pieniądze w swoje wykształcenie. Chociażby sama szkoła, 4-letnia, to prawie tysiąc zł miesięcznie. Do tego masa stażów (płatnych najczęściej), opłaty do certyfikacji i bardzo marne zarobki przez pierwsze kilka lat pracy w zawodzie - nie znam nikogo, kto by nie robił przy okazji czegoś innego, bo by nie wyżył. Niestety, oni też chcą żyć na jakimś poziomie...

Odkopuję 🙂

Nie wiedziałam gdzie to wrzucić, bo wątku stricte poświęconemu psychologii i psychoterapii nie ma, a artykuł warty przeczytania dla zwykłego śmiertelnika.
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/mity-i-fakty-na-temat-psychoterapii,100223,1,1.html
Pojawiam się w tym wątku znów.
Ostatnio moje wypowiedzi na forum nie nastrajają zbyt optymistycznie.
Niestety, nie radzę sobie z problemami osobistymi.
Biorę znowu antydepresanty, powinny niedługo zacząć działać- mija miesiąc, odkąd powróciłam do nich.
Na razie jest kiepsko.
Nie mam siły na nic, dręczą mnie negatywne, smętne myśli. Targają mną złe emocje. Najlepiej to bym uciekła w sen.
Zmuszam się do chodzenia na uczelnię, bo zdaję sobie sprawę, że jeśli zawalę studia (i tak nielubiane) to będzie mój przysłowiowy gwóźdź do trumny.
Moje zachowania w towarzystwie są w większości sztuczne, wymuszone. Śmieję się, ale w duszy chce mi się płakać.
Nie szukam litości ani kopa w tyłek.
Po prostu nie mam się gdzie wyżalić. Każdy ma swoje problemy, a nie chcę nikogo obarczać swoimi, bo sama wiem, co to oznacza.
jeśli zawalę studia (i tak nielubiane) to będzie mój przysłowiowy gwóźdź do trumny

Nie prawda. Studia w żaden sposób nie przesądzają o Tobie. Ja skończyłam nielubiane i na uj mi sie przydały. Po prostu zrób rachunek sumienia i albo je kontynuujesz- bo COŚ Ci dają- albo nic nie dają, więc rzucasz.
Averis   Czarny charakter
17 stycznia 2013 19:57
Mistral, kochana, proszę- idź do terapeuty/ psychiatry. Samymi tabletkami świata nie zbawisz 🙁 Rozwiążą problem fizyczny, ale głowa przecież rządzi się swoimi prawami.
Byłam u psychiatry. Zapisała mi leki i powiedziała, że jeszcze za wcześnie na psychoterapię. Myślę, że pokieruje mnie z czasem na terapię-w tym ośrodku odbywa się na NFZ.
Studia to jeden z  moich problemów, ale nie będę ich rzucać, mimo, że przeanalizowałam dogłębnie całą tą sytuację.
Liczę na to, że troszkę wyniosę coś z nich, chociaż dla siebie. Dotrwam jakoś do końca, a na mgr już pójdę na inny, bardziej pożądany przeze mnie kierunek.
Averis   Czarny charakter
17 stycznia 2013 20:19
Mistral, ja bym to skonsultowała.
Mistral,
Właśnie póki chodzisz, funkcjonujesz na studiach - towarzysko jako tako, to chyba warto sie przejść juz na terapie albo co najmniej jeszcze do jednego psychiatry zeby sie upewnić ze na pewno nie możesz jeszcze.
Tabletki to zazwyczaj wyciagaja juz jak leżysz dobę, i siły nie masz na to zeby sie obudzić i wstać. Albo trzęsiesz sie bez przerwy i masz fobie o wszystko.
Ja nie neguję samej istoty terapii, ale jednak tabletki nie są tylko dla tych co leżą plackiem w totalnym marazmie. U mnie jeszcze dochodzą sprawy lękowe, wynikające z obecnej sytuacji życiowej.
Dam tym tabletkom jeszcze trochę czasu (powiedzmy 2-3 tygodnie) i jeśli po tym okresie nie zaobserwuję poprawy, to wybiorę się do lekarza (czy tego obecnego, czy innego w celach konsultacji) i poproszę przy okazji o skierowanie do psychoterapeuty.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 stycznia 2013 20:35
Mistral - trzymaj się cieplutko. Będzie lepiej. Ciężko w to uwierzyć, ale będzie. Niedługo skończy się zima, skończą się złe chwile.
Mistral,
Albo trzęsiesz sie bez przerwy i masz fobie o wszystko.
No właśnie napisałam ze z fobiami tez ciężko rozpocząć terapie od razu, ( słowo lek mi umknęło  😉 )

W każdym razie obyś wybrnęła z tego wszystkiego cało i jak najszybciej! Będzie dobrze!
Mistral- a gdzie jest powód?
Dziękuję Wam dziewczyny za ciepłe słowa 😉
marysia550, w sprawach osobistych. Ciężka choroba mamy, niepewność i kłopoty w związku, rozterki ze studiami...No i do tego moja melancholijna osobowość...
Czy ktoś może coś doradzić na zimową deprechę? Bo mam już naprawdę, ale to naprawdę dość. Nigdy się nie spóźniałam, a teraz rzadko kiedy jestem na czas, bo przeokropnie ciężko mi wstać, a potem zmusić się do czegokolwiek. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka ogólnie. Non stop senność i to taka, że głowa mi opada. Zdecydowanie nie przemęczam się, a czuję się fatalnie zmęczona i totalnie bez kondycji. Wysiłek fizyczny przychodzi mi wyjątkowo ciężko. Do tego nie mam kiedy wyjść na dwór złapać słońca, bo pracuję zwykle 8-16 w pomieszczeniu bez okien. Z drugiej strony tego słońca i tak nie ma zwykle. Zamiar w dzień wolny robić to, co lubię, zostaję w domu, w łóżku najchętniej. Humor fatalny. Nigdy aż tak nie miałam. Fakt, że moja sytuacja nieciekawa się robi, więc to wzmaga deprechę.
kujka   new better life mode: on
18 stycznia 2013 09:13
magda, moze to glupio zabrzmi, ale... idz na solarium. nawet na 5 min. wygrzejesz sie jak na plazy (i nie spalisz sie - o to sie nie martw) i moze jakos dotrwasz do pierwszych podrygow wiosny 🙂

i sprobuj jesc kolorowe, wesole potrawy - warzywa, owoce. tak jak latem.
mi ciutke pomaga 😉
Do tego cytrynowe zapachy, winogrona.
To może mało, ale zawsze trochę dzień bedzie lepszy 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się