Brykające konie

demetek, plecy sprawdzone? siodlo nie za ciasne, nie uwiera? a kopyta jak?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
18 września 2011 18:36
Grzbiet idealny, siodło dobrze leży, zarówno angielskie wszechstronne jak i kulbaka australijska. Kopyta regularnie robione co 2 m-ce z lekką korekcją przodu, ponieważ ma nadgarstki krzywe (bench-knee). Na pastwisku potrafi odstawiać cuda-nie-widy, więc pod tym względem jest OK. Zęby dobrze, z pyskiem Ok. Całego konia obmacałam :P
a na ujeżdżalni chodzi dobrze?
Jezeli nie jexdzicie na ujeżdżalni, to wina lezy po stronie bólu lub dyskomfortu, znam kobylke ktora ma podobna wadę przednich nóg  zachowywala sie dokladnie tak samo stawala dęba, brykała, ale w tym wszytskim bylo widac niechęc do ruchu na przód, nie chciala isc z jeźdźcem do przodu, jesli nawet poszla kawalek to znow zaczynała kombinowac, zostala okuta korekcyjnie i problem zniknął.

Jezeli koń reaguje tak tylko w terenie, to mozliwe ze jest to ogólnie mówiąc błąd z siodła.

Jeszcze wracając do grzbietu, zwróciłas uwagę na okolice kłębu, czy np z jednej strony nie jest grubiej  niż z drugiej?
Czesto przy normalnej obsłudze nie zauważa sie tej róznicy.
jeśli koń ładnie pracuje w zaprzegu (porusza się bez problemu we wszytskich chodach) a problem wychodzi pod siodłem to moze to coś związane z akceptacją ciężaru na grzbiecie (jeśli wyeliminujemy przyczyny zdrowotne, a najlepiej jeśli wet wyeliminuje) lub/i jeźdca. Czy gdy wsiądzie na nią ktoś lepiej jeźdzący albo lżejszy to zachowuje się tak samo? Takie zachowanie występuje tylko w terenie czy na ujz też? I czy w teren jeździ z konmi czy sam? Może problem tkwi w oddaleniu się od stajni/koni? Albo ma jakieś złe doświadczenia z jazdy w teren z przeszłości?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 września 2011 11:48
Mój koń nie ma jakichś problemów z grzbietem, obmacywałam mu go i masowałam, a koń rozanielony przechodził, żeby to zad, to szyję pomasować.

A tak:
- jak się wsiada, szyja robi się sztywna (bez względu na to, czy w siodle, czy na oklep), żeby go zgiąć, trzeba robić pólparadki wodzą, w którą stronę chce się mu wygiąć łeb;
- jak się zatrzyma i daje się łydkę, najpierw ignoruje, na mocniejszą zaczyna machać łbem, w końcu staje dęba; na początku stawał raz i szedł dalej, teraz staje dęba za dębem, jak piłka, za każdym razem coraz wyżej;
- podczepiony do opony jest elastyczniejszy w szyi, miększy w pysku, reaguje na komendy; pod siodłem nie.
- raz był kuty, zabuliłam za przód 150zł, koń jedną podkowę ściągnął w nocy na pastwisku tego samego dnia, drugą 2 dni później (koń ściga się i normalnie i po skosie, w zależności od chodu- kłus, galop).
nie wierzę w "złosliwosc" konia. Problem musi byc albo zdrowotny albo po stronie jezdzca. Popros weta o ogólne sprawdzenie konia, jesli jest okey ..no cóz wtedy wyglada na to ,że oboje i Ty i kon potrzebujecie dobrego trenera.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 września 2011 12:31
U nas jest taki wet, że jak koniuch 2 lata temu se takiego nakostniaka nabił, że aż kulał, to przyjechał, spojrzał na konia z odległości 2m i powiedział: ,,Aaa... nakostniak! Smarować maścią jodokamforową..." i koniec. Dla mnie nie było nowiną, że to nakostniak... Ale smarować smarowałam, ale się nie zmniejszył. Mi się wydaje, że to może być jakiś problem z psychiką...
U nas jest taki wet, że jak koniuch 2 lata temu se takiego nakostniaka nabił, że aż kulał, to przyjechał, spojrzał na konia z odległości 2m i powiedział: ,,Aaa... nakostniak! Smarować maścią jodokamforową..." i koniec. Dla mnie nie było nowiną, że to nakostniak... Ale smarować smarowałam, ale się nie zmniejszył. Mi się wydaje, że to może być jakiś problem z psychiką...

Może ludzką?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 września 2011 12:42
A tak a'propo mojej jazdy- jeździłam na wielu różnych koniach i sobie radziłam, a mi głupio, bo ze swoim sobie rady nie daję... I Ci, którzy mnie znają, też mówią: z każdym koniem sobie radzisz, a ze swoim to nie.
W szkole miałam jazdy z trenerami (świetnymi zresztą),a w okolicy ciężko znaleźć kogoś do pomocy. Ale i bałabym się dać go komuś na jazdę, bo wiem, co on wyprawia... Chyba pójdzie on pod zaprzęg...
w tej sytuacji mnie wiem co Ci doradzic. Poszukaj, może gdzies troszkę dalej znajdziesz lepszego weta. A w pobliżu jakiej wiekszej miejscowosci mieszkasz?
to weż dobrego kowala, zeby tak wywerkowal konia zeby sie nie ścigał, mój tez się ścigał...kiedyś, sprawialo mu to ból i nie chętnie pracowal pod siodłem, ale ze moze inny charakter niz twojeggo, nie stawal dęba jednam drobil przodem, sztywno stawiał zadnie nogi, w koncu sprawe rozwiaxalam i teraz jest oki.
Tania, strzeliłaś w dziesiątkę.
Dementek
U nas był taki problem swojego czasu. gdzie konia mam posłusznego bardzo. Brykał, debował, zatrzymywał sie, tupał nogami, rzucał głową... Grzbiet sprawdzony, nogi sprawdzone. Co sie okazało. Mielismy wilczego zeba i bardzo krzywy nierobiony od wielu lat zgryz. Po dentysice problem automatycznie zniknął.
dlatego uważam ,ze powinno się wezwac weta. Ogólnie sprawdzic stan konia, wet tez niech zerknie na kopyta. Kowal tez mozna wezwac ale...jakiegos dobrego z polecenia ,bo zły wet tylko skiepsci sprawe (wiem to z autopsji az do bolu wiem jak może narozrabiac fatalny kowal)
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
19 września 2011 13:07
Dementek,  jaki wet u Ciebie był? I skąd jesteś, bo Mazury Garbate to trochę rozległy teren.
a w jakim wieku jest kon??? może jest psychicznie nie gotowy na prace pod siodłem i trzeba zafundowac mu przerwe (pare miesiecy czy nawet rok), a skupic się na wyrobieniu zaufanie i szacunku z ziemi (jeśli oczywiście zostaną wyeliminowane wszytskie wcześniej wymienione przyczyny zdrowotne).
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 września 2011 13:12
Kon ma 5,5lat, z ziemi robi ustepowania, ale szybko traci cierpliwosc- do 20minut i kon mowi- ,,pusc mnie, musze odreagowac,, tylko pusic uwiaz- kon lata i bryka.



Mam swietnego kowala, koryguje mu przednie kopyta, bo ma jedno strome i do srodka skrzywione, na tylach przody mocniej scina, ale jak mi mowil, nie moyna odrazu duzo sciac, bo bedzie kulal i jeszcze sie podbije. Przy werkowaniu on sam robi przy kopytach, ja tylko konia trzymam. Raz mialam innego (jak konia kupilam), to piec osob musialo byc przy koniu- ja trzymalam konia na uwiazie, jeden kowal za noge koniucha, drugi kowal przycinal, tata trzymal zad z jednej strony, wujek z drugiej, a potem przyszedl dziadek i zaczal mowic, ze kon drzwi metalowe wylamie, jak bedzie tak dalej skakac... HORROR!!! Juz nigdy ich nie wezme... i jeszcze 70 zl musialam im zaplacic...
20 minut ustępowań z ziemii? nic dziwnego ze mu się nudzi 😉

dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
19 września 2011 13:27
Zaraz zaraz, zależy skąd dziewczyna ma tego konia kupionego. Jest, że tak powiem z mojego rejonu i mogę się domyślać skąd kupiony. Jest kilka miejsc gdzie ten problem można przypisać, bo jakoś znajomo mi to wszystko wygląda.
Tego konia akurat nie znam ale bywałam w różnych miejscach, znajomi jeżdżą i wieści dochodzą.
Co do kowali to jestem zaskoczona, bo akurat TEN kowal opisywany w poście jako zły, idalnie wyprowadził kopyta nie tylko u mojej wówczas Darnicy ale też u innych koni. Z rozmów ze znajomymi wiem, że do dziś korzystają z usług tego kowala i jest idealnie.
Dementek, koń wyraźnie Ci mówi, że nie ma najmniejszej ochoty z tobą współpracować. Lepiej zastanów się, dlaczego? I zachęcam do samokrytycyzmu. Przy zwoim koniu zwykle popełnia się najwięcej błędów.
"Po sprawiedliwości" trzeba dodać, że zdarzają się "nietypowe przypadki". Pamiętam takiego ogiera w ZT - jazda na nim to było zajęcie dla kamikadze (na szczęście było takowych sporo  😀iabeł🙂. ZT ukończył (moim zdaniem - nie powinien, ale to inna sprawa). Ciekawa byłam jego dalszych losów. Okazało się, że w Stadzie "wyspecjalizował się" do tego stopnia, że... tarzał się z każdym jeźdźcem, próbując wetrzeć go w ziemię. No i co? No i nic. Trafił do innego stada do zaprzęgu właśnie - sprawdził się świetnie.
Nie od rzeczy byłoby też przyjrzeć się "co w genach siedzi", bo na wspomnianych terenach funkcjonowało w hodowli sporo koni, które, tak dla siebie, nazywam "krzyżackimi" - bardzo silne, akceptujące przywództwo człowieka dopiero po (przegranej) ostrej konfrontacji, na maksa agresywne wobec innych koni = "niezastąpione w boju"  😀iabeł:
Z rzeczy praktycznych - z tego typu problemami (wsiadanie - sztywność - bunt) zazwyczaj pomaga robota jakby od początku - "zajeżdżenie od nowa", w tym sporo oprowadzania z jeźdźcem na grzbiecie, koń - przewodnik etc.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 września 2011 14:16
Nie uwazam sie za super jezdzca. brazowa odznake mam, niedlugo srebrna, we Francji zdobylam Galop5, mam Przodownika Turystyki Jezdzieckiej i po prostu szukam osob, ktore mialy do czynienia z takim problemem (lub koniem) jak ja.
A kon nie robi ustpowan 20 minut!!!  Rozne cwiczenia- rozciaganie nog, rozciaganie z marchewka (leb miedzy nogi przednie i do bokow), kawaletki.Ustepowanie raz w jedna, raz w druga strone. Troche lonzy.

A tak pozatym dowiedzialam sie troche o osobie, od ktorej konia kupilam. Troszke mi kitu wcisnieto. A Ci, ktorzy tak duzo mysla o mnie zle...  :/


Dzieki, halo i dragonia  🙂
Gillian   four letter word
19 września 2011 14:35
z góry przepraszam za nieregulaminowe i niekonwencjonalne podejście sadysty ale Dementek,  - czy Ty albo ktoś nie próbował tego konia po prostu "przepchać" używając batomotywatora?  ktoś kto się nie da wystraszyć, dysponuje silnymi nogami i po prostu postawi na swoim.  😉
Gillian, obawiam się, że to "nie ten przypadek" - sądząc z opisu. Obawiam się, że ten koń jest już "doskonale odczulony" na bat - i w ogóle pomoce napędzające. Jeszcze dopóki się wspina, bryka, "świruje" - to jest w miarę ok - to jest jakiś ruch. Są, niestety, gorsze "opcje" 🙁: "efekt Gorgony Meduzy", cofanie nieważne dokąd i przez co, próby wtarcia jeźdźca w dowolny stały obiekt w pobliżu, choćby w ziemię. Siłowe próby, przy tak daleko posuniętej nie akceptacji jeźdźca i jego oczekiwań niosą duże ryzyko wystąpienia właśnie tych gorszych opcji.
Gillian   four letter word
19 września 2011 14:52
halo, powiem Ci tak. Mój koń w ogóle nie chciał odchodzić od stajni. Wcale. Nie i koniec. Dochodził max do skrzyżowania czyli z jakieś 200 metrów i tyle. I cały cyrk ze wspinaniem się, brykaniem, kręceniem się w kółko. No a ja głupia zawracałam bo jak przestał brykać to stał zamurowany i "se mogę". Przepchałam, dosłownie przekopałam go dalej. Sorry, trudno. Dało się, jak w końcu okazałam się bardziej uparta od niego. Bardzo lubił te motyw - o, tam nie pójdę to się będę cofaaaał. Ile razy tak się wcofał w krzaki, do rowu, na płot...? dużo. I za każdym razem był konsekwentnie przekopywany do przodu.

Czytam jeszcze raz co napisała na początku Dementek, - koń chodził i już nie chce. Coś się popsuło. A może po prostu zauważył, że jak nie chce to iść nie trzeba?
Gillian, średnio istotne - co było (tzn. istotne jako przyczyna).  Aktualnie jest - jak jest. A jest - że koń usztywnia się "z punktu", od początku - i to różnica, w porównaniu z Twoim, który gdzieś tam, bo coś - miał fochy.
Zresztą - jest prosty test, na ile sytuacja jest "zaawansowana". Test "bata i marchewki" 🙂. Czy koń rusza bez "numerów" wabiony smakołykiem? Czy koń rusza do przodu "postraszony" (z wyczuciem) brzozową miotłą? Jeśli tak, to opcję siłową można ew. rozważać [choć opcja marchewki imo - lepsza - a! marchewka nie wtedy, gdy koń "kombinuje" tylko wtedy, gdy zaczyna robić co chcemy, gdy wykazuje dobrą wolę - dopiero wtedy; to zdumiewające, ile osób, nawet doświadczonych nagradza (!) konie za zachowania, których sobie nie życzą (ludzie)].

Jeszcze jedno - wymieniliście dużo rzeczy, które trzeba sprawdzić, ale warto pamiętać, że (jeszcze nie objawiające się kulawizną) kontuzje i zwyrodnienia nóg są dość częstym powodem kłopotów z ruchem 🙁
Aż mi się smutno robi jak to czytam 🙁 przepchnąć na siłę, jakie to powszechne.

Kiedyś jeden z naszych bardzo dobrych renerów powiedział mi na moje kłopoty z koniem (nie Cejlonem), że często słyszy "koń był taki grzeczny a teraz nagle i nie wiem skąd się zaczął bardzo buntować a przecież nic się nie zmieniło". On twierdził, że są konie model "bomba zegarowa", które w ciszy i spokoju znoszą ale tylko do czasu. Potem wybuch jest nieprzewidywalny. Ludzie chyba potrafią mieć podobnie.



Cejloniara, nie zgadzam się - to wcale nie jest powszechne. Wydając "wojnę" koniowi, trzeba mieć 100% pewności, że się ją wygra. A mało kto i rzadko kiedy tę pewność ma.
Znacznie powszechniejsze jest doprowadzanie koni do zerowej użytkowości na skutek "trzęsienia portkami" i ustępowania koniowi przy byle machnięciu ogonem.
halo nie łapiesz, dziwne, bo ponad rok temu, to co mam na mysli, określiłas mianem bardzo rozsądnego postępowania. Nie chce mi się juz po raz szesnasty pisać, dlaczego warto poczekać na konia i pokonać "granicę" razem. Ja nie mówie o odpuszczeniu, zupełnie nie.
Cejloniara, nie zgadzam się, że skuteczne "przepychanie na siłę" jest powszechne. Nie twierdzę, że jest najlepszym wyjściem, ani - że eleganckie i rozsądne. Natomiast granica między "nie odpuszczaniem" a większym lub mniejszym forsingiem - jest cienka. Koń jest partnerem, i we wspólnym interesie jest akceptacja ludzkich poczynań - "końska" dobra wola. Ale koń jest zwierzęciem, w którego świat "wliczona" jest konfrontacja. Zawsze trzeba wyważyć kwestie swoich błędów, ale i formułę "testing, testing" ze strony konia. Kontakt - TAK. Dyscyplina - też.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się