Sprawy sercowe...

[quote="Teodora"]Czasem się wchodzi w taki trudne układy, że dla TEJ osoby warto. Zwłaszcza, jeśli się zakłada, że to tylko etap.[/quote]

Dokładnie tak.
Lubię w takich chwilach przytaczać historię znajomych 😉 Ok. 500 km, jeśli nie więcej. Widzenie się raz w miesiącu na tydzień albo dwa. Masakra z dojazdami.
Ale.... ci znajomi od 3 lat są tak samo zakochani. Gadają przez telefon, gg, smsy, maile, zdjęcia sobie wysyłają, prezenty.... Kurczę, jakiś czas temu wręcz im zazdrościłam.😉 Ona wie, że to Ten, on wie, że to Ta.

Z resztą, gdybym nie poznała X... pewnie sama bym utkwiła w takim związku. Albo przynajmniej bym spróbowała.
incognito, rozumiem, że gdybyś Ty zakochała się w kimś, z wzajemnością, czuła że to TEN jedyny. Ale on by mieszkał/uczył się na drugim końcu Polski np. albo te 100 km to dałabyś sobie spokój i szukała kogoś innego, kogoś do którego nie poczułabyś tego samego, ale za to ten ktoś był by blisko.  🤔wirek:

Mój M. mieszka niecałe 100 km ode mnie, na wsi. Poznaliśmy się jeszcze w liceum gdzie codziennie się widywaliśmy w szkole. Teraz od roku jestesmy razem. Studiujemy na jednej uczelni, ale plany nam kompletnie sie nie zgrywaja. Widywaliśmy się co tydzień, co dwa tygodnie na jeden dzień przez wakacje. On pracuje. Ja się uczyłam na poprawki. Nie widzielismy się 3 tygodnie. Właśnie wrociłam z 4,5 dnia razem u niego na wsi🙂 Uwielbiam to miejsce i wiem jedno że w przyszłości chce tam mieszkać 😜
Owszem nie przyjedzie w nocy o północy gdy go poproszę żeby to zrobił(chociaż zarzeka się że gdybym o to poprosiła to by to zrobił  😍 ale aż taką zołzą nie jestem :hihi🙂 ale mi to nie przeszkadza i nie chciałabym nikogo innego 😎
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
28 września 2011 13:51
Lubię w takich chwilach przytaczać historię znajomych 😉 Ok. 500 km, jeśli nie więcej. Widzenie się raz w miesiącu na tydzień albo dwa. Masakra z dojazdami.
Ale.... ci znajomi od 3 lat są tak samo zakochani. Gadają przez telefon, gg, smsy, maile, zdjęcia sobie wysyłają, prezenty.... Kurczę, jakiś czas temu wręcz im zazdrościłam.😉 Ona wie, że to Ten, on wie, że to Ta.

Tylko bardzo często potem takie pary się rozstają, jak mają okazję ze sobą zamieszkać- bo nagle okazuje się, że codzienne życie całkowicie różni się od tego okazjonalnego...
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 września 2011 13:56
Ale przecież w "normalnych" związkach też tak bywa, kiedy oboje dochodzą do wniosku, że jednak nie dadzą rady być ze sobą 24 godziny, 7 dni w tygodniu.
Fakt, że pewnie częściej roztsają się pary, które żyły w dużej odległości od siebie, ale to nadal nie jest powód, żeby rezygnować i na silę szukać na miejscu.
Jeśli oboje wiedzą, że to ta jedyna miłość na całe życie - to żadna odległość czy żadna przeszkoda nie jest problemem. My już sprawdziliśmy jak sobie radzimy na codzień - mieszkaliśmy razem przez większą część wakacji i jest - idealnie.
Tyle, że u nas w sumie była miłość prawie od pierwszego wejrzenia - no może nie z mojej strony - ja musiałam się przekonać (zajęło mi to tydzień  :hihi🙂, ale zauroczenie od pierwszej minuty na pewno  😉
Ehh mój M ma dzisiaj trudny dzień a mimo to zadzwonił już kilka razy pytając jak się czuję (jestem przeziębiona) i czy ma wydelegować jakiś kumpli do zajmowania się mną. Mężczyzna ideał, zdecydowanie  😍
Ja w ogóle nie rozumiem pojęcia "szukać faceta na miejscu". Wyjść na ulicę z napisem "wolna"?
rewir, no wiesz... z takim transparentem na kiju 😁
viikaa   Kucykowy jezdziec :)
28 września 2011 18:34
incognito przeciez nie chodzi o to, zeby miec jakiegolwiek faceta, byle blisko, ale o to, zeby to byl TEN JEDYNY 🙂
Poza tym mozna poznac kogos fajnego w rodzinnym miescie, a pozniej okazuje sie ze mieszka daleko. I co wtedy? Dac sobie spokoj tylko dlatego, ze odleglosc za duza?

Pauli czytajac Twoje wypowiedzi caly czas mam wrazenie, ze to Ty sie starasz, Tobie zalezy, jestes zaangazowana, a z Jego strony takiego zaangazowania niestety nie ma. A w zwiazku, nie wazne czy na dleglosc, czy na miejscu, obie strony powinny sie starac, bo takie jednostronne zaangazowanie nie ma sensu. Z tego co piszesz to On tylko mowi, a niestety mowic mozna duzo i pieknie, dokladnie to co druga osoba chce uslyszec, ale tak naprawde licza sie czyny a nie slowa. I wcale nie chodzi o to, zeby rzucac wszystko z dnia na dzien, ale zeby sie starac, probowac...
Byc moze On nie czuje potrzeby, zeby zabiegac o Ciebie, bo wie ze ci zalezy.
Jak juz wczesniej kot napisala - nie gon krolika, daj mu szanse zeby sie wykazal i pogonil za Toba 😉 Jesli bedzie musial wlozyc w ta znajomosc wiecej wysilku, to moze bardziej doceni 🙂 A jesli fakt, ze moze cie stracic nie zrobi na nim wrazenia i ciagle beda wazniejsze sprawy niz Ty, to ja bym sie powaznie zastanowila nad ta znajomscia. Jak powiedziala kiedys moja znajoma - nie warto tracic czasu dla tych, ktorzy nie potrafia nas docenic 🙂

Przy okazji musze znowu pochwalic mojego T. - kolejny raz pomogl mi w kuchni i to bez slowa z mojej stony  😅 Najwyrazniej metoda "kija i marchewki" dziala lepiej niz jakiekolwiek rozmowy 😉
A wczoraj dostalam kwiatka bez okazji  😍
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
28 września 2011 18:47
incognito, czy Twój obecny facet,to Twój pierwszy?
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 września 2011 19:01
viikaa
Cóż... nie chcę go bronić, mógłby okazywać większe zaangażowanie, ale jest jeszcze druga strona tego medalu. Gdybym była w takiej sytuacji jak on teraz, to też nie dałabym rady się wyrwać na jakieś spotkanie poza miejscem zamieszkania (zwłaszcza przy odległość, jaka nas dzieli...).
Nie zrezygnuje przecież ze studiów ani z pracy, ma obowiązki, z których musi się wywiązać. Skoro mam więcej czasu i możliwość jechać do niego, to dlaczego nie? Chodzi przecież o to, żeby się spotkać. A kiedy już się widzimy okazuje mi czułość i poświęca całą swoją uwagę.
Na szczęście codziennie rozmawiamy i póki co muszę się tym zadowolić...
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
28 września 2011 19:06
Pauli, jeżeli nie męczy Cię "taki typ faceta" to racja,baw się,korzystaj,co za różnica,gdzie mieszkacie...jak ma wypalić,to wypali...a jak nie,to nawet mieszkanie drzwi w drzwi nie pomoże 😉
Przepraszam, że się wtrącę, ale... czytam ten wątek od dłuższego czasu...
Pauli napiszę ci jako doświadczona osoba z facetem/mężem o podobnym podejściu jak twój. On też nie pomyślał, że coś mi może sprawić przykrość, że mogę się martwić, że może tęsknię. My mieszkaliśmy o wiele bliżej niż wy... z perspektywy czasu widzę i wiem, że to mnie bardziej zależało niż jemu. Teraz zresztą też mam takie wrażenie, a jesteśmy 3 latat po ślubie a 8 lat w sumie związku. On mi tłumaczy, że on poprostu nie myśli o takich rzeczach jak wysłanie miłego smsa, jak odmeldowanie się jak pojedzie w trasę (czasem zdarza mu się wsiąść w tira w zastępstwie za kolegę średnio raz na 2-3 m-ce), wysłać głupiego smsa, że dojechał, że tęskni czy że myśli.
Kiedyś mi to nie przeszkadzało tak bardzo jak teraz. W pewnym momencie zaczyna to coraz bardziej przeszkadzać i zaczyna być problem. Róźnica między nami jest taka, że ja jestem uczuciowa, wylewna, on zamknięty nie tak bardzo wylewny. Ja wiem, że on mnie kocha, ale przeszkadza mi że jakoś nie umie mi tego powiedzieć. A kiedyś mi to nie przeszkadzało.
My wybieramy się na terapię małżeńską bo jakoś musimy się porozumieć.

Dlatego zastanów się czy ty jednak nie gonisz bardziej króliczka bo z twoich wpisów czytam jakby o moim mężu kiedyś...
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 września 2011 19:11
Ktoś
Dokładnie 😉
Jeśli okaże się, że faktycznie tylko ja się staram, to pewnie trzeba będzie sobie odpuścić, ale za wcześnie jeszcze na radykalne kroki.

agulaj79
Staram się być ostrożna póki co.
Jak już wcześniej pisałam, mówię mu o moich oczekiwaniach i potrzebach, więc zaskoczony z pewnością nie jest. On niestety nie jest zbyt wylewny, ale jeśli coś mu nie pasuje, to też o tym mówi. Wygląda na to, że nasza komunikacja jakoś się spisuje 😉
Pauli, spoko. Ja w swoim związku na odległość tez jezdzilam częściej do niego niż on do mnie. Prozaiczny powód- ja w środę  już konczylam zajęcia na studiach. On pracował normalnie. I studiował zaocznie w Warszawie. Wiec albo jechalam do niego, od środy do niedzieli- siedzialam w domu u niego (najczęściej uczylam się) a widzieliśmy się jak on wracał. W weekendy zjazdowe jezdzilam do wawki. Co jakiś czas on do mnie na weekend. Na szczęście miał cool rodziców i spokojnie mogłam u nich w domu pomieszkiwac. Nie mieli nic przeciw🙂 najlepsze ze to było w dobie bez neta, bez komputerów, bez komórek. I jakoś wychodziło. On miał telefon... Ale u babci 3 domy dalej... Ja nie miałam w domu telefonu ... Czasami on np. Wychodził na 3 pociągi pod rząd. A mnie nie było. Wiec szedł na 4-ty... Koleś co 2-3 dni wysyłał mi kartki, listy klasyczne... Ja jemu tez. Ale takie nie z wyznaniami, raczej typu co robiłem dzisiaj... Itd.
Ja rozumiem latanie na drugi koniec polski za wielką miłością, ale przy niczym pewnym nie chciało by mi się męczyć. ale to mi, mi się nawet u siebie w mieście nie chce męczyć w związkach i tym podobnych 😉

Pauli, może powinniście więcej gadać przez telefon niż fejsa? to przecież normalne zadzwonić do kogoś bliskiego i sobie pogadać zwyczajnie. a jest dużo mniejsza szansa na powyższe rozterki bo w głosie można wyczuć bardzo dużo, i nie ma za bardzo czasu na wymyślanie odpowiedzi w razie co. Myślę, że jednak jeszcze mało się znacie i jesteście 'niedotarci' a poznanie się i dotarcie jest nieco trudne bez bezpośredniego kontaktu...

btw: całkiem przystojny ten twój W 😉


Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 września 2011 19:53
escada
Właśnie o to chodzi, że nie chcę nic przekreślać zbyt pochopnie. Z tym docieraniem się masz niestety rację, ale mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy i z tą kwestią 😉
Rozmawiać przez telefon zwyczajnie nie lubię (wiem, dziwak ze mnie).

A gdzie widziałaś W.? 😎
Ja w ogóle nie rozumiem pojęcia "szukać faceta na miejscu". Wyjść na ulicę z napisem "wolna"?


a ja nie rozumiem pojęcia "szukać faceta"  🤔 Mi się to kojarzy z szukaniem pracy, albo mieszkania. Jakaś selekcja, ten tak, ten nie ? Przecież miłość opiera się na emocjach, a nie na liście wymagań. Stwierdzenie incognito mnie trochę przeraziło.
kujka   new better life mode: on
28 września 2011 19:55
w ogole cale sformuowanie "szukac faceta" brzmi jakos tak desperacko...
tulipan, kujka, dokladnie to samo chcialam od wczoraj napisać, ale nie umiałam ubrać tego ładnie w słowa 😉
'szukanie chlopaka' kojarzy mi sie z siedzeniem na portalach typu sympatia.pl  i przeglądaniem ogłoszeń  😁
mi też trochę ze średniowiecznym szukaniem męża i osobą starej panny  😉
Pauli ja z racji tego, że jestem otwarta i konkretna również mówię co chcę, co oczekuję, co czuję a co dostaję i jak mi coś pasuje lub nie. Ostatnio mam wrażenie, że faceci są naprawdę INNI i niewiele rozumieją. Kwestia czy umiemy się do tego przyzwyczaić, czy wolimy kogos mniej innego. Ja stoję na krawędzi, liczę na pomoc terapi, ale to ostatnia deska ratunku. Wiem, że nei jestem ideałem i też pewnie jest trochę winy we mnie, ale czemu nie powie co mu nie pasuje, i czemu jak ja mu mówie co jest nie tak on tego nie zmienia. A mówi że kocha...

Życzę ci jak najlepiej (żeby nie było nieporozumień 🙂😉
Kiedy jeszcze T. mieszkał w Gdańsku, zapierniczał do pracy na 17 godzin, żeby finansowo podołać i móc sobie później zrobić te 2 dni wolnego i przyjechać w piątek po pracy do mnie. W ten sposób wychodził z domu o 6 rano, wracał po północy. Sypiał zdecydowanie zbyt mało, odsypiał w weekendy (nie w ciągu dnia, ale po prostu mogąc sobie pozwolić na sen bez budzika). W piątki kończył pracę wcześniej, żeby być w Toruniu ok. 22. I nie pomagało moje tłumaczenie, czy nawet prośby, żeby nieco odpuścił, bo się wykończy takim trybem. Uznał, że kiedy nie możemy spotkać się przez 2 tygodnie, to Go dobija tęsknota. W ciągu pół roku zdarzyło się 2-3 razy, że przerwa w "widzeniach" przekroczyła te 2 tygodnie.

Jeździliśmy do siebie na zmianę. Ja również rozkładałam wszystkie zajęcia tak, żeby weekend, albo przynajmniej co drugi mieć wolny.

W styczniu wydawało mi sie, że pół roku to przecież strasznie długo, ale te jeżdżenie tak nam weszlo w krew, że tylko poniedziałki i wtorki były dobijające. Od środy to już był "prawie weekend", czwartek to "już jutro" (co z tego, że późnym wieczorem? 😉 ), w piątek odliczanie godzin... Heh... po tym jak ostatnio straciłam portfel ze WSZYSTKIM, najbardziej zabolał fakt utraty wszystkich biletów z tego okresu 😁

A teraz czasami nam tak fajnie, jak w poniedziałki, kiedy obowiązki ustawione są na później, wspomnimy sobie ostatnią zimę, kiedy ciemną nocą dzwonił budzik, że to już koniec weekendu i trzeba szybko się zbierać, odśnierzyć samochód, wymodlić jego uruchomienie i jechać na dworzec... Ma to swój urok 😉

Dużo jest takich pamiętnych chwil z tamtego czasu - praktycznie zawsze, kiedy się widzieliśmy było coś, co zapadało w pamięć - wypad do zoo, jakaś impreza, spacery nad morzem, nawet dzień z filmami 😉 A ostatni wieczór w Gdańsku to wypad do Tesco po coś na kolację i trafienie w sklepie na Ktośkę i wrotka! O! 😁
Dworcia... I po tej traumie rozumiem, ze pozegnaliscie sie z Gdanskiem ?  😁
Eee... jest plan, żeby jechać odwiedzić tych, którzy tam zostali! Ale pewnie nie wcześniej niż w listopadzie. Liżemy rany.


A gdzie widziałaś W.? 😎


No wiesz, też mam fejsbuka, nie?  😁 😎  don't worry, zwykła ciekawość z której nie zamierzam zrobić użytku  😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 września 2011 21:49
escada
Szpiegu 😎
Właściwie nie było innej opcji 😁
Pauli,ja tam za Was cały czas trzymam kciukasy! i wiem jedno,mieszkając na miejscu tez sie mozna mijać i nie zgrywać w spotkaniach,tak samo jak miszkając setki/tysiące km od siebie,widywac się dwa razy w miesiącu. Róznie się w życiu układa i rózne są sytuacje.
I myslę,ze reguły nie ma,co do tego jaki związek kiedy się rozpadnie i jaki ma na to więszą szansę. Ja z mężem znałam się od szkoły średniej,widywalismy się codziennie,potem dziecko,wspólny dom i co? rozpadło sie po ośmiu latach,a ostatni rok małżeństwa byliśmy dla siebie jak dwoje obcych ludzi.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
29 września 2011 07:34
A ostatni wieczór w Gdańsku to wypad do Tesco po coś na kolację i trafienie w sklepie na Ktośkę i wrotka! O! 😁

dobra ta chińszczyzna była? czy skończyło się na czymś innym?

my mielismy wtedy akcję "dzwonek do rowerka" 😁
Pauli, phi, czemu ja ciebie nie mam na fejsiku? Foch 🙂

U nas mały kryzys, ale bez tragedii na razie. Chyba za dużo się dzieje wokół nas i nie mamy za bardzo czasu pogadać. Ale planuję zrobić małą niespodziankę w ramach podziękowania za wsparcie finansowe i nie tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy 🙂 To był taki mały czas próby "co by było gdyby jedno z nas nie miało pracy", skoro ni jesteśmy ani zaręczeni ani nic, więc bez zobowiązań w sumie. No i sprawdził się lepiej niż bym się mogła w ogóle spodziewać 🙂 Aż mu zazdroszczę tej bezinteresowności, ja tak chyba nie umiem :/
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się