Za ścianą-reagować czy nie?

Obudziła mnie w nocy potężna rodzinna awantura u sąsiadów.
Akurat u tych pierwsza. Ci z góry stale się kłócą.
Meble chyba latały, wrzaski były pod niebiosa.
I tak się wahałam co zrobić-iśc tam i spytać czy nie pomóc? Dzwonić po policję? Udawać,że się śpi? /tak zrobiłam/
Mnie już o moje prawo do ciszy nocą nie chodzi-tylko o jakiś ratunek ewentualnie. Ale dla kogo? Ja nie wiem kto tam jest ofiarą a kto katem.
Obie strony się drą i wyzywają.
A jak policję wezwę-to ja zostanę wrogiem i z domu nie wyjdę.
Reagujecie?
deborah   koń by się uśmiał...
10 grudnia 2008 09:07
Reagować. wzywać policję

zdecydowanie
patrzę z punktu widzenia "ofiary"... mam takie prawo bo mam doświadczenie
No chyba tak. Właśnie mnie to męczyło,że schowałam głowę w piasek. 😡
deborah   koń by się uśmiał...
10 grudnia 2008 09:12
często jest tak, że ci którzy są w środku boja się bardziej zadzwonić po policję niż Ty

i jesteś ostatnią deską ratunku...
Livia   ...z innego świata
10 grudnia 2008 09:55
Nie wiem, czy tak jest, ale chyba można zgłosić takie coś anonimowo? Wtedy i Ty jesteś bezpieczna, i nimi się władza zainteresuje...
Kami   kasztan z gwiazdką
10 grudnia 2008 10:22
Mieszkam w domu więc problem mnie nie dotyczy. Jednak bałabym się zgłosić coś takiego na policję, jeśli mieliby oni ujawnić moje dane. Biorąc pod uwagę, że ten ktoś za ścianą (czy to facet czy kobieta) robi sajgon swojemu partnerowi to boję się pomyśleć co może zrobić obcej osobie  🤔 przykład -> za wtrącanie się w nieswoje sprawy sąsiedzi otruli znajomym psa  🙁
Upewniłabym się więc czy moje zgłoszenie może być anonimowe  🙂
opolanka   psychologiem przez przeszkody
10 grudnia 2008 10:32
Kiedy zgłaszasz na policję, nie jesteś anonimowa. proszą Cię o Twoje dane, adres, sprawę. Możesz poprisić tylko, aby nie ujawniali, kto jest zgłoszeniodawcą.

Następnym razem nie bój się, zadzwoń, możesz pomóc 😉
ja dzwonię zawsze
teraz akurat mieszkam w domu ale mieszkajac tyle lat w bloku interweniowalam wielokrotnie, sąsiad m. in. chciał siekierą zarąbać żonę...
trzeba reagowac, ludzie są obojętni, znieczulica jak cholera
ja reaguję w kazdej sytuacji, czy to napad padaczkowy na przystanku, czy próba włamania, dzwonię tez jak przy minusowej temperaturze pijany spi na przystanku
zwykle mam z tego więcej problemów niz pozytku ale nie wyobrażam sobie postępowac inaczej bo tak mnie wychowano
Tak na marginesie - taka historia, babcia K. mieszka w centrum, kobieta pod 80', wybrała się na zakupy i upadła. Lezała na chodniku, nie dała rady wstac i 15 minut nikt nawet się nei zatrzymał
dlatego postępuję inaczej, nie chce zyc w takim społeczeństwie!
busch   Mad god's blessing.
10 grudnia 2008 15:30
wg. mnie reagować. ludzie wewnątrz konfliktu czasem nie tylko się straszliwie boją, ale jeszcze do tego są uwikłani emocjonalnie- np. jak dzieci i żona kryją ojca bo go kochają, tyle że trzeźwego.
a z drugiej strony jednak by chcieli, żeby się to skończyło, żeby przestał krzyczeć/bić/rozwalać wszystko naokoło. czasem wizyta niebieskich otrzeźwia takiego "kochającego tatusia", czasem przejrzy na oczy i może nie przestanie pić, ale chociaż przestaje bić i krzyczeć.
Może inaczej postawię sprawę?
KIEDY reagować JUŻ a kiedy czekać?
Awantura zeszłej nocy trwała i trwała i chwilami okrzyki były pełne rozpaczy ale zaraz przechodziły w pełną emocji rozmowę.
Gdyby się mordowali na pewno bym poleciała. Tego mi nie tłumaczcie-zawsze latam.
A tu było tak niejednoznacznie. I stąd dylemat.
z racji tego, ze mieszkam w "menelskiej" dzielnicy czasem slysze awantury
przez jakis czas sasiad mieszkajacy nad nami z matka urzadzal awantury co noc, matka chora na Alzheimera budzila sie w nocy, probowala wychodzic z domu, on na nia wrzeszczal bo nie mogl spac, wyzywal, klal, trzaskal wszystkim itp itd i tak w kolko
kilka razy interweniowala policja, dzielnicowy o nich wypytywal, w koncu po ok roku zabrali ta kobiete do domu opieki spolecznej, synek nagle znormalnial, zadnych awantur nie slychac-no czasem koledzy do niego przyjdzia, ale to nie ma porownania z tym co bylo wczesniej
gdyby nie interwencja sasiadow, to pewnie byloby tak do dzis

poza tym nic takiego sie nie dzieje, ale policje widac wlasciwie caly czas w okolicy
ja reaguje zawsze jak moge i wlasciwie nie zwracam uwagi na to czy bede miec problemy, ale dzwoniac na policje mozna sobie zastrzec dane, wiec nie widze problemu

oczywiscie trzeba reagowac, zawsze staram sie postawic w sytuacji osoby poszkodowanej-gdybym to ja miala kata w domu, a sasiedzi nie powiadomiliby sluzb, bo by sie bali albo po prostu sprawe olali?...
Makrejsza   POZYTYWNIE do przodu :)
10 grudnia 2008 19:25
Ja zareagowałam w kwietniu bodajże - sąsiadka krzyczała, że zabije córkę, ciężkie przedmioty latały. Podałam panom adres sąsiadki, a oni przyleźli do mnie (godz. ok 24), że sąsiadka mówi, że u mnie awantura (dyspozytorowi popieprzyły się adresy - powiedziałam, że jak do mnie zadzwonią, to ich wpuszczę). W międzyczasie się uspokoiło, oni tam nie weszli, ale następnego dnia przyszedł dzielnicowy (już pod właściwy adres). Od tego czasu jest spokój...
Moim zdaniem też należy reagować. Ja akurat nigdy nie miałam takiej sytuacji, jak mieszkałam w bloku to u sąsiadów nic się nie działo. To był mały blok, spokojne rodziny, znaliśmy się od lat. Teraz mieszkam w domu, więc problem odpada.
Ale nie wyobrażam sobie zupełnie nie reagować jak ewidentnie coś złego się dzieje.
Tylko że Tania ma rację...skąd mam wiedzieć czy awantura którą słyszę jest w jakikolwiek sposób niebezpieczna dla którejś osoby?

Moja siostra mieszka w bloku, ściany są tak cieńkie że jest to aż przerażające. Któregoś dnia mój siostrzeniec wpadł w histerię(miał taki czas, że wszystko próbował wymuszać płaczem). Wrzeszczał tak, że moja siostra bała się że za chwilkę przyjedzie policja 😉 Następnego dnia jej przyjaciółka spytała co się działo, bo było go słychać dwa piętra wyżej.
Są więc też takie sytuacje 😉
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
10 grudnia 2008 20:17
We wro, tam gdzie mieszkam jest spokojnie. Alle jak mówiła Muffinka ściany są tutaj okropnie cienkie i beknięcie sąsiada z 8 piętra słychać na 6.

U mnie w łodzi na osiedlu jest spokojnie. Kiedyś jednak mieszkali jacyś 'państwo' w sąsiednim bloku. Co tam się działo, wole nie wiedzieć. Wyzywanie od najgorszych, rzucanie przekleństwami, wrzaski, krzyki od wieczora do późnej nocy. I to takie, że na całym osiedlu było słychać. Na szczęście parę lat temu się wyprowadzili i jest spokój.
Natomiast u mnie w bloku na dole mieszka facet, który myśli, ze wszyscy sąsiedzi są przeciwko niemu. a najbardziej my. No ale z nim to już były historie godne książki co najmniej. Kilka razy było słychać awantury, wrzaski i k*rwienie na wszystko. Ale po jakimś czasie ucichło jak się dzielnicowy pojawił u owego pana. Któryś z sąsiadów najprawdopodobniej doniósł. I spokój jest.
szczerze?
nie zareagowałabym... na sąsiedzkie awantury,
na człowieka leżącego na ulicy itd. zawsze reaguję,

dlaczego nie na sasiadów?
bo znam niestet tragiczną historię mojego bliskiego kolegi, za którym taka interwencja ciągnie się od kilku lat... która zmarnowała mu życie, przez którą rozwiodła się z nim żona i nie widział dzieci od tego czasu itd.
A tak "z serca' zainterweniował...
Jego sąsiedzi często się kłócili, często była u nich policja, ale jednej nocy awantury osiągnęły apogeuum + zaczęły się oprócz wrzasków dorosłych płacze dzieci.
Kolega więc zadzwonił na policję.
Policja jak to u nas nie była a'la szybki Lopez, wiec po kolejnych minutach kolega poszedł SAM interwenować.
Dodam, że postury jest dość mikrej.
Skończyło się to tragicznie.

Sąsiad postury ruskiego niedzwiedzia zaczął sie z nim tłuc.
Niestety w wyniku walki kolega miał połamane żebra, wstrząs mózgu oraz wybite zęby.

I to by było jeszcze spoko, gdyby nie to, że sąsiad w wyniku walki upadł i stracił przytomnosć.
Na to weszła policja.

Żona sąsiada w ryk, ze MIKRUS ich napadł itd.
Sasiad w wyniku uderzenia zszedł na zawsze....

I co? kolega siedział za zabójstwo, po krótkim czasie wyszedł, znów go wsadzili, sprawa się cały czas ciągnie, wraca z instancji do instancji, nie mówiąc już o opini mordercy, odejciu żony i dzieci.
W końcu go uniewinnili - ale żona Sąsaida pozwała go o alimenty i odszkodowania bo w końcu zabił jej męza i nie ma z czego żyć. I znów kolejna sprawa. I tak w kółko.

sorry, dla mnie sąsiedzi mogą sie pozabijać
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
10 grudnia 2008 23:35
Dodofon
Powiem Ci szczerze, że osobiście w życiu bym nie interweniowała, choćby dlatego, że jestem kobietą.

Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji (tzn. nie byłam świadkiem awantury u sąsiadów), owszem bywało, że ludzie się ze sobą kłócili, ale nie aż tak...
Mimo tego, wydaje mi się, że zadzwoniłabym na policję.
Z drugiej jednak strony wiem (mój tata był policjantem, a teraz jest kuratorem, więc trochę w życiu widział), że nie wszyscy awanturnicy pokornieją po interwencji, a wręcz przeciwnie. Zdarza się, że mszczą się na swoich bliskich, bo przecież to oni mogli donieść itd.


Co do sytuacji opisanej przez Tanię, nie podejmowałabym zbyt radykalnych kroków nie mając pewności co na prawdę się dzieje. Jestem ciekawa, czy można zadzwonić na policję z prośbą zainteresowania się sprawą, chodzi mi o coś w rodzaju wywiadu...

Tylko że Tania ma rację...skąd mam wiedzieć czy awantura którą słyszę jest w jakikolwiek sposób niebezpieczna dla którejś osoby?


Niech decyduje policja
jesli jest po 22 to zakłocanie spokoju
lepiej zadzwonic zbędnie niz nie dzwonic
Zawsze dzwoniłam. Mam zwyczaj wtrącania się do wszystkiego - do kłócących się sąsiadów (mieszkałam chyba 2 lata w bloku), do ludzi śmiecących na ulicy, do pijaków leżących gdzie popadnie, do matek zdierających majty dzieciom centralnie gdzieś koło chodnika, a straż miejską nasyłam notorycznie na debilnych właścicieli różnych zwierząt.

Chciałabym, żeby ktoś kiedyś też mi pomógł w jakiejś sytuacji. Uważam, że wszystko do człowieka wraca.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się