Wlasna Matka, przyjaciel czy .. niekoniecznie ?

jej, to chyba ja i moja mama nie jesteśmy normalne ;p przynajmniej tak wnioskuje czytając niektóre wasze wypowiedzi 🙂
mam 17 lat czyli potencjalnie okres buntu, a świetnie dogaduje się z moją mamą 🙂
jak mam jakiś problem to mama jest pierwszą osobą do której idę. we wszystkim mnie wspiera i pomaga.
pamięta jak to było jak była w moim wieku więc na bardzo dużo mi pozwala (oczywiście w granicach rozsądku).
oczywiście zdarzają nam się sprzeczki, ale komu się nie zdarzają? 🙂
moja mama jest najfajniejsza na świecie. w porównaniu z mami niektórych moich koleżanek to anioł 🙂
zresztą moje koleżanki też bardzo lubią moją mamę 🙂

koniec wywyższania się i chwalenia. w ramach rekompensaty mogę dodać że mam krzywe nogi, za dużo o 5 kg i nie umiem fizyki ;d
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
23 lutego 2011 21:18
mam 19 lat i moja mama to najlepsza przyjaciolka. wiem, ze tylko ona zawsze i bez wzgledu na wszystko bedzie trzymac moja strone, zawsze bedzie mnie kochac i zrobi dla mnie wszystko ( i wzajemnie 🙂 ). jestem pewna, ze np proszac ja o rade postara sie jak najlepiej. nikomu nie ufam tak jak jej.
Gillian   four letter word
23 lutego 2011 21:23
powiem tyle - cholernie Wam zazdroszczę mam.
Jakbym zaczęła opisywać co potrafi odstawić moja wspaniała mamusia to w połowie czytania byście poszli zwymiotować. W sumie nie pamiętam już czy było kiedyś inaczej, ale pewnie tak bo kilka dobrych wspomnień z dzieciństwa jednak mam. I to generalnie wszystko 🙁
mam 19 lat i moja mama to najlepsza przyjaciolka. wiem, ze tylko ona zawsze i bez wzgledu na wszystko bedzie trzymac moja strone, zawsze bedzie mnie kochac i zrobi dla mnie wszystko ( i wzajemnie 🙂 ). jestem pewna, ze np proszac ja o rade postara sie jak najlepiej. nikomu nie ufam tak jak jej.

Identycznie jak u mnie 😀

Na lodówce wisi magnes: "Mama to przyjaciel, z którego się nie wyrasta" 😉
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
23 lutego 2011 21:30
mimo wieku mamusia codziennie robi mi sniadanie przy okazji swojego, robi mi kanapki na dzien. ostatanio zrobila mi serduszko z keczupu na kanapce  💘
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
23 lutego 2011 21:48
fin, taki z kwiatuszkami? U mnie wisi taki sam 😀
margaritka, fin, oooo wy szczęściary! Gratuluję takich mam :]
zazdroszczę nie tyle takich mam co przede wszystkich takich córek.
Sama jestem matką 26 letniej pannicy. Moim najwiekszym marzeniem było być kumplem i najwiekszym przyjacielem swojej córki. Czy mi sie to udało? I tak i nie. Rózne okresy w życiu miałysmy. Dzis po latach dogadujemy się świetnie ale..nie mieszkamy razem i widujemy się cholernie rzadko.
Zawsze i kazdemu powtarzam ,że normalny rodzic jest najlepszym przyjacielem bo jesli nawet zrobi cos nie tak, nie wiem np wygada sie z tajemnicą to zrobi to z powodów innych niż zawisc ,zazdrosc czy chęci "dokopania". Rodzic zawsze będzie się kierował dobrem swojego dziecka.
Jest tylko jedna rzecz jakiej ja żałuję. Żaluje po latach ,że mam tylko jedną ćórkę,że nie zdecydowałam sie na wiecej dzieci.
kujka   new better life mode: on
24 lutego 2011 09:24
Zawsze i kazdemu powtarzam ,że normalny rodzic jest najlepszym przyjacielem bo jesli nawet zrobi cos nie tak, nie wiem np wygada sie z tajemnicą to zrobi to z powodów innych niż zawisc ,zazdrosc czy chęci "dokopania". Rodzic zawsze będzie się kierował dobrem swojego dziecka.


nie bylabym tego taka pewna. dobrze ze w Twoim domu tak wlasnie bylo, ale niestety nie wszedzie jest rownie milo.
Szczególnie, że rodzic kieruje się dobrem swojego dziecka, wręcz.... chorobliwie. Np. dla dobra swojego dziecka robi coś, co jego zdaniem jest dobre, ale nie mówi o tym dziecku, oszukuje je i później, gdy dziecko się o tym dowiaduje, czuje ogromną gorycz, przeświadczenie, że zostało mocno oszukane, podczas gdy można było inaczej.... Można było po prostu powiedzieć dziecku "nie zgadzam się, nie rozumiem tego, nie wiem dlaczego chcesz tak i tak", a nie udawać, że jest się Idealną Matką, która rozumie i na dużo pozwala.
U mnie było tak - im dalej od mamy mieszkałam i im rzadziej ją widywałam i im mniej byłam od niej zależna (finansowo), tym miałyśmy lepsze stosunki 🙂 Tak naprawdę jest super osobą, ale czasami bardzo trudną w codziennych kontaktach. Chyba w pewnym wieku mieszkanie z rodzicami staje się po prostu nie do zniesienia - taki może ewolucyjny mechanizm popychający ludzi do wynoszenia się z domów 🙂
Odkopuję temat.... Niestety należę do tych, u których problem stosunków z matką jest jednym z większych problemów życiowych. Ona za mój główny błąd uznaje fakt, że ja ją okłamuję, jeśli chodzi o moje szkolne niepowodzenia. Ale wzięło się to stąd, że od podstawówki pamiętam awantury z wyzywaniem od tępaków, gdy przynosiłam gorsze oceny. Potem, w liceum, po prostu przestałam jej o tym mówić, przyjęłam taktykę: dowie się na zebraniu o wszystkich pałach i przynajmniej będzie jedna awantura, a nie osiem.
Na studiach już prawie za każdym razem kłamałam, gdy pytała o poprawki, stopnie, gdy chciała oglądać mój indeks. Fakt, orłem nie jestem jeśli chodzi o naukę, i trochę kombinowałam, zmieniałam kierunki, i teraz powinnam kończyć studia, a jestem na 3 roku.
Ale czy to jest tak wielkie przewinienie?
Czasami chciałabym, żeby nadszedł już ten wielki dzień, gdy się wyprowadzę. Wiem, że pewnie przez jakiś czas będzie wielkie napięcie, ale może jakoś się potem ułoży....
I tak, mam poczucie winy. Zastanawiam się nawet nad wizytą u psychologa w związku z tym. Bo czuję się trochę winna, że ją zostawię, a ona już jest sama - po rozwodzie. Nie wiem, czy to normalne, że ja się poczuwam do winy za to?
szepcik, normalne - bo większość ludzi, którzy potrafią cokolwiek czuć, takie myśli ma. Ale nie może to zdominować Twojego życia.
szepcik miałam identycznie, do tej pory o ocenach gorszych nie mówię. Ewentualnie jak już poprawię. O godzinach nieusprawiedliwionych też nie mówię. Po każdym zebraniu w gimnazjum miałam awanturę i szlaban. Mówiła mi, że jeśli będę mówić te gorsze oceny na bieżąco to nie zostanę ukarana, ale i tak się bałam. W sumie nawet nie kary, bo tylko na komputer dostawałam, a do życia mi nie jest aż tak potrzebny. Ale ta atmosfera. No i to że od zawsze mi mówiła, że to przeze mnie choruje wbiło mi się w psychikę. Teraz jest już lepiej, no ale właśnie, dalej o tych gorszych ocenach nie mówię. Chyba że są z przedmiotów nieważnych. I teraz właśnie niedługo jest zebranie, już się powoli przygotowuję psychicznie do tego, co może być po. Najgorsze jest to, że jej reakcji nigdy się nie da przewidzieć.
noen   A story of a fighter of our human race
02 listopada 2011 19:21
szepcik, takimi zeczami nie ma co sie przejmowac. Niektorzy mysla, ze w ten sposob motywuja, ale niestety tak nie jest. Albo wyzywajac probuja dowartosciowac siebie. Uwierz, wiem o czym mowie. Moze postaraj sie porozmawiac z mama o tym? 🙂 A jak bedziesz sie wyrowadzac, zrob to w takiej atmosferze, zebyscie sie nie poklucily, powiedz, ze chcesz sie usamodzielnic, ze uwazasz ze mieszkanie z rodzicami na ich rachunku w tym wieku nie jest odpowiednie, i ze chcesz sprobowac czegos nowego. Pewnie sama sie ucieszy ze sie usamodzielniasz 😉 Mi rodzice mowia, ze po 18 za dlugo mnie w domu nie chca widziec, i ze mam sie jak najszybciej usamodzielnic, wiec ego problemu miec nie bede 😉
To jest problem, który się ciągnie od wieeeelu lat... I niestety rozmowa z matką nie wystarczy, żeby go rozwiązać.
Ja też o złych ocenach nie mówię, po prostu uwarzam, że to bez sensu o jak jej powiem to mam awanturę x2. Raz od razu po dostaniu oceny, a drugi raz po zebraniu. Ogólnie moją mamę jeśli chodzi o większość rzeczy okłamuje(szkołę, znajomych, gdzie idę i co robię) i wiecie co? Powoli przestaję mieć w związku z tym wyrzuty sumienia. Bo nikt tak jak ona nie potrafi mnie zdołować i zrównać z ziemią. Należy do osób, które nie ważne co bym zrobiła nie będą do końca zadowolone. W zeszłym roku miałam koszmarne oceny, nie zdałam z kilku przedmiotów bo się zaciełam, miała do mnie pretensje(rozumiem ją, to jest akurat normalne) i wyzywała mnie, w tym roku mam dobre oceny, ostatnio bardzo zadowolona jej powiedziałam, że dostałam 60% z matmy i 80% z biologii(jedne z lepszych ocen w klasie), a ona zachowała się identycznie jak przy jedynkach  😵 I jej standardowe "a lepiej się nauczyć to taki problem? jak się coś umie to się dostaje 100%" W gimnazjum mimo średniej zawsze w okolicach 5.0 miała pretensje, że się nie uczę  🤔wirek:  Z końmi to samo. Potrafiła mi x czasu po zawodach wypominać, że np. miałam wyłamanie bo wyszłam przed konia  🙄
Porozmawiać się z nią też nie da. Niejednokrotnie jak jej próbowałam powiedzieć coś co jest dla mnie bardzo ważne, albo nawet miałam jakiś mniej istotny problem zostałam wyśmiana.

Dzisiaj np. jak jej powiedziałam, że się panicznie boję jutrzejszej recytacji wiersza oznajmiła mi, że jestem kretynką i powinnam się leczyć  😕


Ja naprawdę ją kocham, jest moją mamą, wiem, że mnie kocha i jest w stanie zrobić dla mnie naprawdę wiele. Wspiera mnie na tyle ile może, albo nawet bardziej niż może(głównie jeśli chodzi o konie bo wie że tylko na tym mi naprawdę zależy), ale naprawdę nie jest mi z nią łatwo żyć.
Między mną a moją mamą też przez wiele lat za różowo nie było, ale pomógł mi psycholog. Tzn. nigdy nie zdobyłam się na wspólną wizytę, ale wiem teraz jak sobie radzić z tym, co mama mówi, jak omijać pewne tematy, jak prowadzić rozmowę, żeby nie zeszła na grząski grunt. Nie zawsze mi to wychodzi, ale jest dużo lepiej. Ze swojej strony polecam.
teraz powinnam kończyć studia, a jestem na 3 roku.

Kurczę, dobre i to! 😉 Mój brat był mistrzem w kombinowaniu. Poszedł na studia, poczuł wolność chłopak i studia zawalił. Studiował 3 lata na pierwszym roku, a rodzice nic nie wiedzieli bo byli pewni, że jest na 3 roku i tak utrzymywali "darmozjada" 😁 Ja w latach dziecinstwa byłam totalnym nieukiem, zawsze gorsza od brata, wciąż porównywana do niego (on miał zawsze świadectwo z paskiem, jeździł na jakieś konkursy jezykowe, skończył najlepsze liceum itd.), a tu masz babo placek ja juz koncze studia, a brat ich dobrze nawet nie zaczął. Wszyscy w rodzinie sie smieja, ze losy się odwrocily  😉

Co do stosunkow z matką. Moja mama jest specyficzna. Wiadomo kocham ją, bo to wciąż moja mama, ale cięzko mi się z nia żyje. Tato ma pretensje, ze nie potrafie z nimi rozmawiac, ale gdzie się miałam tego nauczyć? Nie rozmawiali ze mna nigdy o "zyciu", o "problemach", może uważali ze dziecko/nastolatka ich nie ma. Teraz pewnie mysla ze mam i oczekują rozmów, ale ja już nie potrafie z nimi rozmawiac. Nasze relacje są ograniczone, nie rozmawiamy praktycznie wcale.
W przyszłosci mając swoje dziecko będe się starac nie być matką oschłą, obojętną, czy z nadwyżką matczynych uczuć (taka matka z kolei jest u mojego M :zemdlal🙂. Będę dążyć do tego aby być przyjaciółką swojej corki/syna bo widze ze mi samej czasem teskno do takich relacji.
Ja już naprawdę nie mogę tego wytrzymać  😵
Dzisiaj się przewróciłam wchodząc do stajni i zrobiłam sobie coś z kostką (chyba jest skręcona, zaraz jadę do lekarza) i dowiedziałam się, że nie dość, że jestem niedorozwojem umysłowym to jeszcze fizycznym  😕
noen   A story of a fighter of our human race
03 listopada 2011 15:07
Frania, Na prawde, wiem jak takie slowa bola, slysze to codziennie, jak nie gorsze. Jedyne co mozesz zrobic to to olac. Powinnas sama znac swoja wartosc i wiedziec ze cos znaczysz. Ja teraz glownie ucze sie po to, by zostac "kims" w przyszlosci pokazac moim rodzica, ze jednak jestem cos warta. Pokazac im, ze moge i umiem. Po slowach, ze jestem ich najwiekszym bledem w zyciu, i po calej przeplakanej nocy zdalam sobie sprawe, ze nie mozna sie tym przejmowac. Gdybym sie przejmowala, na prawde odebralabym sobie zycie, bo slyszec to co chwile to nie bajka. Postaraj sie jak najszybciej wyprowadzic, i wtedy pewnie relacje troche sie polepsza, bo nie bedziecie ze soba caly czas widywac.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
03 listopada 2011 19:49
ja tam nigdy nie czułam się szczególnie wychowywana. ocenami się szczególnie nie interesuje, nawet do dziennika elektronicznego nie zajrzała.
nie rozmawiam, informuję ile pieniędzy potrzebuję, że wychodzę itp. w szkole nie wiedziała co wpisać w rubryczce na moje zainteresowania.
i to nie jest tak że ja jestem zamknięta w sobie, że nic nie mówię, mówię bardzo dużo, a raczej mówiłam, bo ona nigdy nie słucha.
jak coś zrobię źle, to wrzeszczy, jak staram się schodzić z drogi to i tak wrzeszczy.
jakoś się czuję nieswojo z tym że miałabym powiedzieć jej coś bardziej intymnego.
wzięłam ją kiedyś do psychologa, ale oczywiście, rozmowa zeszła na inne sprawy niż ja.
chciałabym się wyprowadzić jak najszybciej, bo na razie mam 17 lat, jeszcze sobie poczekam, bo tuż po 18 to raczej mała szansa na wyprowadzkę.
noen   A story of a fighter of our human race
03 listopada 2011 20:00
madmaddie, a moze z chlopakiem, kolega, kumpela wynajmiecie sobie jakas kawalerke? Moze rodzice wspomogli by Ciebie finansowo co do utrzymania i mieszkania? Prace tez nie jest az tak mega trudno znalezc, ale jezeli ktos sie kieruje, ja w McDonaldzie pracowac nie bede, bo siara, to nigdy nie znajdzie 😉 (nie mowie o Tobie, ale o ogole)
madmaddie no przepraszam, ale liczyłaś, że coś się zmieni po jednej sesji terapeutycznej?  🤔 To dość długotrwały proces mogący trwać latami, więc jak po jednym spotkaniu wszystko ma być idealnie?
Polecam solenne rozważenie takiej teorii: osoba X (matka?) wykonuje działanie A, które wywołuje (?) w nas reakcję C. Nieprawda. Pomiędzy A i C zachodzi B - własne szkodliwe myśli i przekonania. Jeśli nie włączymy B - osoba X może sobie robić cokolwiek - reakcji C (która to czyni nas nieszczęśliwymi, a nie działanie osoby X) nie będzie  💃
Trzeba pilnie trenować i zastępować dziwne myśli w punkcie B pozytywnymi - i da się uniezależnić emocjonalnie.
Kłopot z matkami jest taki, że to oczekiwanie "mieć ciastko i zjeść ciastko" (albo - żabę  🤔mutny🙂, czyli - jak tu uniezależnić się emocjonalnie (bo jesteśmy dorośli, nie?) pozostając w emocjonalnej zależności (żeby moja mama mnie kochała, bo ja - Potrzebuję, buu). Tak się, panie, nie da. Zmienić innych - też nie. Siebie zmienić się da. Swój styl reakcji.
Wszystkim, którzy nie mają łatwo - radziłabym wydorośleć emocjonalnie - ot, tak. Nasze samopoczucie naprawdę nie zależy od działań (lub ich braku) innych osób.


To ja tylko powiem, ze moja Mama jest bez watpienia najwspanialszym czlowiekiem na swiecie 🙂 Ojciec moglby nie istniec, ale to temat na osobny watek 😉
madmaddie   Życie to jednak strata jest
04 listopada 2011 05:21
madmaddie no przepraszam, ale liczyłaś, że coś się zmieni po jednej sesji terapeutycznej?  🤔 To dość długotrwały proces mogący trwać latami, więc jak po jednym spotkaniu wszystko ma być idealnie?

nie, nie liczyłam, podałam przykład. do psychologa przyszłam parę razy wcześniej, sama. potem przyszłam z matką, a potem zrezygnowałam, bo i tak, drażniła mnie ta kobieta.

noen ciężko by było z tą pomocą rodziców, bo ojca nie mam 😉 tzn. jest, ale go nie znam i nie kwapi się nawet, żeby zapłacić alimenty 😉
pomyślę o czymś, ale to za jakiś czas.
Halo masz dużo racji, zwłaszcza w tym, że rozwiązywanie takiego problemu należy zacząć od pracy nad sobą, bo zwłaszcza w młodym wieku te reakcje mogą być pełne nieuzasadnionych negatywnych emocji...
Ale ze strony rodziców też istnieje duży problem jeśli chodzi o tak zwane "przecięcie pępowiny" czy też opuszczenie gniazda. Wydaje mi się, że u mojej mamy to istnieje, bo jest samotna (po rozwodzie), i z tego też powodu pojawiają się moje wyrzuty sumienia.
Ja żyję 2 lata bez matki. Kiedy się wyprowadziłam na drugi koniec Polski z ojcem i przyjeżdżałam do niej sporadycznie w odwiedziny zawsze wszczynała awantury. Potem kiedy poszłam na studia nie tam gdzie ona chciała przestała mi dawać pieniąde na utrzymanie mówiąc, że nie ma pieniędzy (a 2 miesiące wcześniej widziałam jej wyciąg  konta). Po roku musiałam sądownie wywalczyć alimenty. Do tego czasu ciągle mnie szantażowała pieniędzmi i udawała dobrą mamę tylko na pokaz. Podczas rozwodu, w odpowiedzi na pozew tak mnie obsmarowała, że powiedziałam sobie, że mam już tego wszystkiego dość i od prawie 2 miesięcy nie mam z nią kontaktu. Nie liczę na pogodzenie się z nią kiedyś, na dzień dzisiejszy mnie wcale nie interesuje i wątpie, żeby to się zmieniło.
ja mam z matką baaaardzo dziwne stosunki. przyjeżdżając na weekendy z nią mieszkam, ale nasze kontakty obecnie kończą się na rozmowie o naszych psach i ewentualnie ona opowiada co tego dnia zrobiła. Na tematy ważne nie rozmawiamy - po rozwodzie rodziców nie potępiłam ojca tak jak chciała, więc uznała że mimo 23 lat jestem gówniarą która nie zna życia i widać stwierdziła, że jestem za młoda i za głupia żeby ze mną rozmawiać. (tak naprawdę raczej nie chce wysłuchiwać argumentów "drugiej strony", a wie że ja jej nie będę mówiła tego co chce usłyszeć, więc po prostu nie mówi). Do tego ja się wściekam na to, jak chodzi po mieście i bluzga na ojca, ona się wścieka na moje konie i motocykle (hobby zapoczątkowane i podsycane przez tatę właśnie) i to że spędzam z ojcem czas. Plus twierdzi że ojciec mnie kupuje (cóż, od niej nie widzę złotówki, więc ktoś póki co musi mi pomagać w utrzymaniu; ona tego nie robi, więc musi to robić tata), a w sądzie walcząc o kasę od ojca, nakłamała że ma córkę na studiach na utrzymaniu, targa od niego tysiące miesiecznie, rzekomo na moje utrzymanie, a nie daje mi nic (ani w formie kasy, ani w formie zrobienia zakupów, czy choćby przygotowania jakiegoś mrożonego żarcia). Co boli tym bardziej, że siostra zawsze dostawała pełny bagażnik jedzenia i kilka toreb mrożonek. Ale o ile początkowo było mi przykro i byłam wściekła, tak później stwierdziłam, że ma przeciez prawo sama decydować o swoim czasie i pieniądzach, ja jestem dorosła, więc nie mam prawa marudzić i teraz już jest ok. Kiedy ona zaczyna mówić do kogoś coś na temat taty, wychodzę z domu, we dwie rozmawiamy o pierdołach co pozwala zachować względnie normalną atmosferę w domu i jest ok. Ale niestety nigdy nie będę mogła powiedzieć że moja matka jest moją przyjaciółką🙁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się