Koniec z jeździectwem?

Szaga, czemu nie mozesz jezdzic? 🙁

Ktos, az troche zazdroszcze ci tego stanu (choc nic fajnego oczywiscie), bo dawno nie mialam takiego mega parcia na jazde, kiedy nawet kilka dni bez stajni, i juz masz pmsa. Ale powoli zaczyna cos mi switac, w koncu zaczynam trenowac, po bolesnym rozczarowaniu w poprzednim trenerze.
Ale pomysl ze u ciebie to na pewno nie koniec, tylko tyci malo zostalo (tyci tyle zeby sie przeniesc 🙂 i zaczniesz jezdzic akurat na sezon halowy 🙂
Ze względu na czas i kasę. Próbuje się przebranżowić, od Stycznia zaczynam. Żeby to wszystko wypaliło muszę wziąć kredyt i będę miała dwie prace. Nie narzekam, bardzo liczę na to że się uda i chętnie poświęcę na jakiś czas swoją pasję. Za 2-4 lata będę mogła do tego wrócić, być może nawet będzie mnie stać na swojego konia i to jeszcze bardziej mnie motywuje żeby na razie sobie darować i skoncentrować się na czymś innym. Tylko właśnie ta koncentracja na celu mi nie wychodzi bo w głowie mielą mi się tylko konie, konie, konie... 🤦
od 13 miesięcy nie siedziałam na koniu dłużej niż 15 min i nie poruszałam się się wyższym chodem niż stęp (nie licząc drobnych spłoszeń i bryków). no i oczywiście byłam oprowadzana.
źle mi z tym, chcę się za to znowu wziąć, ale brak mi cierpliwości, umiejętności, czasu, motywacji... od roku jeżdżę tylko bryczką lub dokartem. tęsknię za terenami w siodle.
chyba pora na jakiś przełom, rewolucję. a wystarczy tak niewiele...
Hypnotize,
moze jak nie chesz trenowac i kreca cie wyjazdy do lasu, to moze dalo by sie jakiegos konia pol wydzierzawic dla malzonka? 🙂
Caira, wez ta kase co wydajesz na zawody poki co zainwestuj w porzadny wyjazd na treningi do kogos sensownego. Zobacz, potrenuj z osobami nie tylko z okolich. Moze uda  ci sie nawiazac stala wspolprace.
Potrzebujesz kogos kto bedzie ocenial twoj rozwoj, wtedy bedziesz miala kopa do codzienniej jazdy, bedziesz miala jakis cel, bedzisz cieszyc sie z zawodow tez. 


Nie dało by sie konia wydzierżawic, bo nie ma na to pieniedzy. A poza tym małzonek aż tyle nie jeździ ,żeby w ogole opłacało sie dzierżawić konia dla Niego 🙂 Tak sobie tylko marze czasem o 2 koniu dla Niego i o tym zeby był równie zafascynowany konmi jak ja. Ale on jest tylko w małym % 😉 Oczywiście ciesze sie ze w ogole jest jakkolwiek zainteresowany, lubi naszego konia i mi zycia pod wzgledem stajennym nie utrudnia.

Generalnie myślę o tym żeby na wiosne zaczac z kimś jeździć. Chociaz nie wiem kto mógłby na slasku prowadzic takie fajne, mądre jazdy ogolne. Nie pod katek ujeżdżenia czy skoków, tylko bardziej korekcyjne, rozwojowe i dobre dla konia w tym wieku. nie potrzeba mi trenera, ani nawet instruktora z papierkiem. Wystarczy kogoś z talentem i miłym podejściem.
Miłam juz raz osobe z która jeździłam. I była niesłowana. Umawiała sie i nie przyjezdzała, albo spóźniała sie 2 godziny. Przy okazji kazdego uczyła tego samego, bez indywidualnego podejscia do pary . I w sumie sie zniecheciłam i juz od tej pory z nikim sie nie umówiłam.

Hypno, wiem co czujesz, co chwila mam urojenia, ze napewno ten skok bedzie ostatni, ze na bank kuleje, ze znaczy, ze skraca, ze cos nie tak, ze sie polozyla, ze jest osowiała, ze cos nie tak... uroki wieku, u mlodziaków mniej sie wypatruje takich oznak, a u naszych dziadków, chocby byly w super formie to i tak bedziemy sie wiecej martwic"bo to juz ten wiek" i tym podobne bzdety tak naprawdę, bo czesto bezpodstawne. staram się pamiętać, że to w mojej glowie to wszystko, ale czasem kazda pierdoła w naszych oczach urasta do rangi "mega awarii"

No ja sie ciagle martwie że cos sie stanie. I chociaz wiem że mój kon, jak na konia w tym wieku jest w naprawde dobrej formie i moge śmiało jeszcze troche skakać i jeździc, to ja spinam tyłek i ciagle sie zamartwiam.
Pierwsze 5 minut jazdy to jest sprawdzanie czy wszystko jest ok. Czy nie ma jakiejs nieregularności, skracania itp.



Wczoraj wsiadłam na ujeżdżalni znowu. W sumie wbrew sobie. Ale stwierdziłam że musze konia poruszać, a w terenie gruda.
No i jazda jak zawsze. Mój kon mnie olewa 😉 Wlecze się, rozgląda, rzy do koni, wącha kupe na trawie... w sumie wiem że nie mając pomysłow na jazde, sama do tego doprowadziłam. Koń ma świadomosc tego ze juz sie od niego prawie niczego nie wymagam, w tym roku zupełny luz i praktycznie zero pracy. No i doprowadził do tego że sie spiełam, wkrzyłam i sie pobiliśmy. Focha przejeździłam, z konia zeszłam mokra jak świnia , ale koniec jazdy był bardzo przyjemny i fajny.
Ale zastanawiam sie po co w sumie nam taka jazda była? Pierwsze 30 minut w ogole nie było fajne, ani dla mnie ani dla niego.
Myslę o tym że mam w sumie tego konia dla przyjemnosci. I bardziej lubie go czyścić, karmić , patrzec na niego na padoku niż jeździć.
I nie wiem czy w ogole jakiekolwiek staranie sie moje żeby koń chodził poprawnie na ujezdzalni, żebym ja poprawnie siedziała itp do czegos prowadzi.
W weekend mam zamiar się posznurkować, pobawić, może pouczymy sie jakichs nowych sztuczek.
Bo ja chyba tesknie za koniem w wersji przyjaciel i juz sie wypaliłam jeździcko. Po prostu juz mi się nie chce. Mysle sobie ze moze ktos z ziemi od wiosny mi wróci radośc z jazdy, ale jak narazie widze ze taka jazda w ogole nie ma sensu. I że chyba najlepiej bedzie jak ten czas spędzimy na bezmyślnych zabawach 😉
Bo bez konia zyć nie mogę, ale bez wsiadania chyba mogę 🙂
Hypnotize- może będziesz miała tak jak ja, że będą nadchodzić fazy.
Faza na ostrą jazdę na ujeżdżalni i pracę nad wszystkim. Nagle włącza się faza na nicnierobienie- bo akurat koń ma gorszy moment ( a to stan "przedochwatowy", a to sztywność jakaś) Faza na włóczenie się w terenach i liczne wyzwania terenowe. Potem nagle faza na rozbudowywanie grzbietu i poprawą mięśni konia, bo sobie uświadomię, że mógłby ten grzbiet mieć lepszy- a to przecież dla jego dobra. Potem faza na przyjaźnienie się z koniem i czytanie książek na jego padoku. Potem nagle znowu faza na treningi, bo dorwę kogoś, kto z ziemi popatrzy. itd itp
Nie umiem robić wszystkiego na raz.  🤔wirek: Mam właśnie takie fazy. Biedny ten mój koń, bo musi im wszystkim sprostać.
Moi kochani!

Pomyślałam, że to najlepszy wątek na chwilę prywaty i kilka spostrzeżeń moich życiowych.
Pewnie część z Was zastanawiała się, co się ze mną dzieje, bo co dzieje się z Polinezją zapewne wszyscy doskonale wiecie.
Dwa lata temu skończyłam swoją przygodę z jeździectwem. W Łodzi nie miałam możliwości rozwijać swojej pasji tak, jak bym sobie tego życzyła. Z wielu powodów trenersko-stajniowo-finansowych. Jednym z nich była też zwykła zmiana priorytetów i zmiana drogi edukacyjnej i zawodowej. 
Polinezję sprzedałam Asi we własne urodziny i było to tak trudne i bolesne, że do tej pory ryczę, kiedy o tym myślę. Ale to była jedyna słuszna decyzja. Wtedy byłam zmuszona tak sądzić. Dziś mam na to niezbite dowody. Asia to najlepsze, co mnie i Polinezji mogło się przydarzyć. Polinezja to najlepsze co przydarzyło się nam obu. Sprzedałam konia, a zyskałam najwspanialszą kumpelę świata!

Chcę się podzielić dziś z Wami fragmentem swojego życia, żeby pokazać Wam, jak życie potrafi zaskakiwać, pleść się zawile i dawać nadzieję tym, którzy staną przed taką decyzją, jak ja. Na świecie istnieją dobrzy, uczciwi, porządni ludzie. I życzę Wam wszystkim takich kupców jak Acha i Natala, takich przyjaciół jak Asia i takich koni jak nasza gwiazda filmowa - Polinezja.

O ironii losu chcę trochę...
Przysięgam, że nie byłam w stanie jechać odwiedzić Poli. Acha namawiała, zapraszała. A ja nie i nie i nie i nie, bo trzęsłam portami, bo wiedziałam, że będzie ryk. Aż przyszedł dzień, w którym musiałam prosić dziewczyny o przysługę. W rezultacie ja, która zostawiła jeździectwo dla filmu, pierwszy raz po sprzedaży spotkałam się z koniną na...  własnym planie zdjęciowym. Emocjonalny rozjeb totalny. Łzy a zaraz po nich oceany wdzięczności, miłości i satysfakcji.
Dziś, w dniu premiery klipu, który nie miałby takiego kształtu i uroku, gdyby nie Asia, Natalia i Polinezja, chcę podziękować tym wariatkom, że w ogóle się zgodziły, podziękować Poli za cierpliwość i odwagę i życzyć dziewuchom samych sukcesów, zdrowia i determinacji. Jestem z Was bardzo dumna i kocham Was, moje świrki!  😍


CZESŁAW MOZIL - DO LAURY

aurelia, cieszę się, że chociaż na chwilę wróciłaś 🙂
tunrida
ja chyba mam takie fazy ciagle.I chciałabym się zdecydowac na jedno. Ale nie umiem, bo raz mam parcie na jazde, raz nie mam wcale i potrafie przebimbac pół roku. U mnie tylko odpada lonzowanie,  bo tego nie robie wcale akurat.
Mysle ze gdybym miała na stałe kogos z ziemi to chciałoby mi sie jeździć. Albo przynajmniej miała bym jakiś cel i plan wytyczony. A tak to nie mam i w zwiazku z tym nie robie nic sensownego. Ale serio, praca na wedzidle , na ujezdzalni mnie dobija. Juz bym chciała sniegu mase bo mogłabym sobie posmigac w tereny, które mój kon uwielbia.
Sama nie raz sie w tym wątku pojawialam... Tak czytam czytam teraz i wiecie co? Zyskuje jakis nowy punkt widzenia po Waszych wypowiedziach. Zawsze mi sie zdawało, ze kiedy wreszcie bede miec swojego konia to automatycznie wroci motywacja i to na zawsze. Wiec juz byly conajmniej takie 3-4duze 'zrywy' na "musze miec konia, teraz, jak najszybciej, bede odkładac, bede głodowac ale musze miec konia..." Moze i wroci a może nie. Moze byc tez tak ze trawa wydaje mi sie zawsze bardziej zielona gdzie indziej. Moze ledwobylejakie wiązanie końca z koncem, problemy z kasą, z ewentualnym zdrowiem konia, i moje własne tendencje do zamartwiania sie zgasiły by mi chec do jazdy w takim samym stopniu jak to jest bez własnego konia.  🙄 Ciekawa jestem jak by to bylo w praktyce.
Ja nie jeżdzę już tak naprawdę od 3 lat.
W zeszłym roku jeździłąm  przez jakiś czas, bo zajmowałam się koniem forumowej Gagulec, ale nie trwało to długo i od tej pory, czyli od stycznia znowu nie siedziałam na koniu.

Już przestało mi nawet brakować, bo wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Mam strasznie wymagające studia, muszę poukładać sobie życie.
Ale na pewno w przyszłośći zrobię wszystko, żeby mieć swojego kopytnego, tylko najpierw muszę na niego zasłużyc 🙂
Aurelia bardzo miło się czyta to, co napisałaś i cieszę się, że się ułożyło  :kwiatek:

Sama mogę napisać podobnie. Zrezygnowałam, bo czułam, że więcej już nie zrobię, chyba chciałam zachować miłe wspomnienia. WKKW było marzeniem, potem wielką pasją, która zasłaniała prawie wszystko inne. Teraz jest miłym wspomnieniem, łezka się w oku kręci i pewnie tak już zostanie. Miało nie być życia bez koni... i nie ma. Odnalazłam radość z rekreacji polnej, która jest jednym z wielu miłych sposobów spędzania wolnego czasu. Wszystkim, którzy podejmują trudne decyzje mogę życzyć jednego - żeby nie żałowali 🙂
Witajcie. Jestem na forum nowa... raczej czytam, niż piszę, ale mam problem, który chyba pasuje do tego tematu.

Od 24 września nie mam żadnego kontaktu z jeździectwem. Mój najukochańszy koń został oddany do rekreacji 👿 (po 4 latach mojej opieki i lekkich jazdach), a ja się wielce "obraziłam", o to jak mnie wtedy potraktowali,na stajnię, w której stał. Teraz okazuje się, że koń ma wadę serca i nie może chodzić pod siodłem, ale głupio mi iść do właścicielki tej stajni i tegoż konia i prosić się o to, żebym mogła się nim zajmować.
Obiecałam sobie, że moja noga więcej tam nie stanie.

Ja go naprawdę bardzo kochami i...potrzebuję. Nadal mam wyrzuty sumienia, że nijak nie potrafiłam zapobiec naszej rozłące. Przez to nie mogę spać spokojnie w nocy - ciągle mi się śni taki sztywny, znerwicowany, pod rekreantem. We śnie patrzy na mnie tak, jakby nie rozumiał co się stało i dlaczego go opuściłam, oddałam ludziom, którzy go krzywdzą... ma takie smutne zamglone oczy.
Nie mogę się kompletnie pozbierać, i nie mogłam przełamać się do odwiedzenia innych stajni - to zbyt bolesne dla mnie.

Czekam jeszcze na szczegóły dotyczące jego choroby, które otrzymam od zaprzyjaźnionej pensjonariuszki dziś wieczorem.
amator , miałam podobną sytuację. Odejście ze stajni z postanowieniem, że nigdy już tam nie wrócę. I nie wróciłam. Czasem łapie się na tym, że myślę o moim ulubionym koniu i chciałabym, by miała jak najlepiej. Pytam ludzi, którzy tam jeżdżą jak jej się wiedzie. Nie ma źle, poza tym zawsze ją z pola widzę i chwilę przystaję, by na nią popatrzyć. A tak? Cóż, przyszło mi się odkochać. Teraz się uśmiecham na wspomnienia, a obok mnie przecie mój własny koń, który wymaga uwagi, opieki itd. Życie toczy się dalej, czasem musi być jak jest i nic na to poradzić się nie da. Jeżeli gdzieś mnie potraktowano tak, gdzie ja w ogóle bym nie śmiała, po prostu odpuszczam. Nie robię afer, odchodzę. I nie wracam, nie rozdrapując starych ran powtórnie, bo nigdy nie ma się pewności czy tamta sytuacja się nie powtórzy.
Dowiedziałam się, że zasłabł jak prowadzili go z padoku... Tak strasznie się teraz czuję, bo do stajni mam może z 400 metrów i pobiegła bym do niego.

Nie wiem naprawde w co ręce włożyć, żeby nie myśleć o koniach. Gdyby właściciele tej stajni choć pomyśleli o tym, żeby do mnie zadzwonić.

Nie zrobiłam żadnej awantury jak odchodziłam, po prostu kazali oddać sprzęt i zabrać swoje rzeczy. Posłuchałam i po 15 minutach już się z nim żegnałam. Płakałam, jakże by inaczej i gdyby nie mój chłopak to nie wiem co by teraz ze mną bylo... taki wrak człowieka, bez żadnego sensu istnienia...

Zaraz chyba oszaleję. I poszła bym i się boję... Bo jak go zobaczę to się chyba zapłaczę...
Nie pisałam o awanturze w kontekście, że ty byłaś jej sprawcą, więc spokojnie.  😉

Po odejściu ze "swojej" stajni nie mogłam się pozbierać przez parę miesięcy, właściwie straciłam zapał i było mi wszystko jedno. Musiałam się "wyleczyć", jednakże trochę to trwało, pomijając wciąż powracające ataki pesymistycznego myślenia.

Jeżeli tam pojedziesz, musisz się liczyć z tym, że i tak twoja obecność może nie rozwiązać jego problemu, a co za tym idzie - możesz znowu czuć się winna i bezużyteczna. To tym większy cios jak widzisz, że źle się dzieje, a nie możesz i nie masz jak zareagować. Nie namawiam cię do siedzenia na tyłku, po prostu wiem jak to jest.
amator jestes z wrocławia?
Lenka, ty też na offie? Kurczaki!

Ja szczerze mówiąc, chyba bardziej na stand by'u. Mam sporo rzeczy do zrobienia, sporo filmów do nakręcenia i sporo kasy do zarobienia. Jak już będę stara i obrzydliwie bogata, to sobię kupię jakąś taką rakietę, że ściśnie Was w dołku  🏇 Chociaż pewnie wyczaję jakiegoś trudnego młodziaka, albo zabidzoną szkapinkę i zleję, aż równo spuchnie i Was już w ogóle poskręca  😅

Swoją drogą, strasznie miłe, że jeszcze pamiętacie starą modkę. Sercem chyba jednak wciąż jestem z Wami, chociaż głowę moczę w Bałtyku a stopę opieram o Giewont. Całuję i do zo.
ententa tak...  a raczej spod wrocławia - obecnie znowu Krzyżanowice...
Moon   #kulistyzajebisty
23 listopada 2011 09:28
Amator, bo jakoś nie pojmuję - A jaki był powód tego, że kazali ci zabrać sprzęt i się wynieść? I co z tego, że koń trafił do zuej i nie dobrej rekreacji - co stoi na przeszkodzie, żebyś ty się nim opiekowała pomiędzy jazdami? (Pewnie charytatywnie, ale nie mówimy tu teraz o kasie tylko o samym fakcie, o Twoim 'spokoju psychicznym'😉 To chyba nawet byłoby z korzyścią dla wszystkich?


A ja zaczynam żałować, że w ogóle zaczęłam jeździć te naście lat temu.
Teraz jest... przerażająco normalnie. I powinnam mieć bana na voltę i oglądanie zdjęć, o.
Amator idz  do konia, przełknij dumę. Popros aby podwolili się Tobie nim zajmowac. Ot tak za darmo ale..bądz z nim. I Ty i konisko bedzie się z tym lepiej czuło. A rekreacja? Zalezy ajka, jak prowadzona, naprawdę nie musi byc straszna.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
23 listopada 2011 11:40
Amator ja również uważam, że powinnaś iść do stajni i tak jak napisała Faza przełknąć dumę. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam jeżeli nie, to proszę popraw mnie. Właściciele stajni pozwolili Ci nieodpłatnie opiekować się ich koniem, jeździć na nim itd. W pewnym momencie postanowili, że koń musi pracować, a Ty tupnęłaś nóżką i obraziłaś się na nich? Czy zabronili Ci przychodzić do stajni? Czy zabronili kontaktu z tym koniem? Czy było tak jak piszę? Mam wrażenie, że jesteś jeszcze bardzo młodą osóbką. Dziwisz się, że właściciele konia nie wpadli na to, żeby do Ciebie zadzwonić, że z koniem dzieje się źle, ale postaw się ich sytuacji. W szkółkach z reguły jest masa dzieciaków, każde z nich ma swojego ukochanego konisia, z którym jest związane i traktuje jak swojego. Rzadko zdarza się, żeby gdzieś w szkółce zrodziła się jakaś prawdziwa więź między koniem, a jednym z wielu jeźdźców, żeby była to więź wzajemna, a nie jednostronna i to na tyle silna, żeby w trakcie choroby właściciel konia chciał informować o tym dawnych jeźdźców. Wydaje mi się, że dla właścicieli jesteś jedną z wielu osób, które jednego z ich koni wybrało "dla siebie", nie widzą w tym niczego wyjątkowego, bo na co dzień się z tym spotykają. Mimo wszystko tak jak pisałam na początku, uważam że powinnaś iść do stajni, dla samej siebie, a na przyszłość pamiętaj, że największą krzywdą jaką można sobie zrobić jest przywiązywanie się do nie swoich koni.
amator, chyba płaciła za dzierżawę tego konia, o ile się nie mylę.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
23 listopada 2011 12:56
Właśnie nie jestem tego pewna, bo jakoś nie jasno jest to napisane, ale nawet jeżeli koń był dzierżawiony, to wciąż nie był własnością amatora/rki (kurcze nie wiem jak to w tej sytuacji odmienić  😡 ). Jeżeli była to dzierżawa, to nie wiemy jaka była umowa, czy miała jakiś określony czas itd. Ogólnie chodzi mi o to, że amator nie powinna czuć się urażona zachowaniem właścicieli, owszem ma prawo być jej przykro, rozumiem to, ale obrażać raczej nie ma się o co.
Chyba, że jest o co, tylko autorka tego dokładnie nie opisała.
Nie obraziłam się. Nie, nie płaciłam za jazdę i opiekę nad tym koniem, bo właścicielka stajni tego nie chciała. Była sytuacja w zeszłym roku, gdy chciałam kupić tego konia, ale powiedziano mi: 25 tysięci - to odpadłam, ale przywiązałam się i nic na to nie poradzę... Pogmatwało mi się już to wszystko 🤔 Za bardzo ufałam tym ludziom, byłam w tej stajni od 10 lat i może dlatego ciężko mi tam teraz pójść - zawiodłam się trochę.

Uniosłam się dumą tylko wtedy, gdy powiedziano mi, że mam poprosić instruktorkę rekreacji o to, żebym mogła cokolwiek przy nim robic. NIE ZNOSZĘ TEJ BABY. 👿
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
23 listopada 2011 18:56
Widzisz amator problem wciąż leży tak na prawdę w Tobie. W pewnym sensie rozumiem Twoje rozgoryczenie, ale musisz zrozumieć, że koń nigdy nie był Twój i właściciele wyświadczali Ci przysługę pozwalając się nim zajmować. Musisz podjąć decyzję czy chcesz wciąż uczestniczyć w życiu tego konia, schować dumę do kieszeni i pogadać z instruktorką. Czy wolisz zapomnieć, znaleźć inną stajnię i tam kontynuować swoją przygodę z jeździectwem, tylko tym razem może bardziej rozważnie, nie przywiązując się tak bardzo. Myślę, że Ci ludzie Cię nie zawiedli, oni po prostu mieli inne plany, nie dostałaś przecież zakazu dotykania konia, musiałaś po prostu pogodzić się z tym, że teraz i inne osoby będą się nim zajmować.
Dziękuję  :kwiatek: masz rację. Zadzwonię do właścicielki... jutro, bo dziś jest już za póżno na takie telefony.

Powinnam przygotować się na taką ewentualnośc, a przywiązałam się jak gówniara, a przecież mam 21 lat już. 😡 Teraz to troche mi wstyd nawet...
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
23 listopada 2011 19:18
W takim razie życzę powodzenia, napisz jak Ci poszło  :kwiatek: Nie wstydź się, tylko wyciągnij konsekwencje 😉
Napisałam dziś do córki właścicielki i jestem w szoku. Sprawa z jego chorobą jest poważniejsza niż myślałam.  😕  Jutro będę u niego.

Dziękuję wszystkim za rady. Teraz liczy się tylko koń, bo może odejść z tego świata w każdej chwili.  😕



Głupia baba dumą się unosi, a wystarczylo zadzwonić i się zapytać o jego stan! 🤦
o kurcze, trzymaj sie  :kwiatek:

zdradzisz co to za choroba?
Farciara z Ciebie, że meiszkasz tak blisko
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się