Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?

jak w tytule- jak pracowac z takim koniem, ktory od czasu do czasu po prostu nie wytrzymuje i musi sobie bryknac (solidnie)? jak pomoc takiemu zwierzakowi, ktory nie potrafi kontrolowac swoich emocji? czy w ogole jest mozliwe nauczenie konia kontrolowania emocji? wiem, ze u psow sie to praktykuje z powodzeniem. no, ale praca z psem nieco inaczej wyglada niz praca z koniem pod siodlem..
a ukaranie go w momencie bryknięcia coś by dało?
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
13 grudnia 2008 22:23
jak przelatujesz wlasnie nad jego glowa to raczej ciezko ukarac 😉 a powaznie- konsekewencja,powtarzalnosc,codzienna robota,bardzo precyzyjne pomoce. nauczyc  sie go 'czuc',przewidywac mozliwe 'akcje' i wyprzedzac go w reakcjach. poza tym bardzo zroznicowane jazdy, jak najmniej monotonii,malo powtorzen tego samego cwiczenia i jazdy ' w kolko'. ew. pomoc z dolu w postacu trenera uzbrojonego w bat do lonzowania- ktory posle konia do przodu jak mu cos 'przyjdzie do glowy'.
wyglada to mniej wiecej tak, ze on pracuje pracuje pracuje i nagle 'bach', musi cos odpalic, po czym wraca do roboty jakby sie nic a nic nie stalo..
zastanawiam sie na ile jest to nadmiar energii a na ile wlasnie jakis problem z utrzymaniem koncentracji..
To co pisze Szafirowa to oczywiście racja.

Ale mnie samej ciężko z koniem pracować, kiedy on ma "oczy na szypułkach", wyskakuje do góry bo kot przeszedł pod drzwiami hali, albo ciągle gdzieś coś widzi co go rozprasza. Taki koń ma przecież problem ze skupieniem się na jeźdźcu, wymaganiach, a co za tym idzie z pełną przepuszczalnością i tak dalej.

Chętnie posłucham co na ten temat re-voltowicze 🙂



gosic, dokladnie jest jak piszesz. skarego dosyc latwo naklonic do pracy, ale wystarczy cos, cokolwiek, bzdet i on sie caly 'sypie'..jak odskoczy to pol biedy. gorzej jak przypakuje z dwururki- a przyznam, ze potrafi ostro odpalic..nie wiem w ogole czy to co on wtedy serwuje jest do wysiedzenia.
No dokładnie. Ja od jakiegoś czasu jeżdżę takiego "autystyka", no panikarz jakich mało.

Myślałam że może ma za mało ruchu, może musi się wyprztykać, bo inaczej wie, że jak wychodzi na jazdę, to ma jedyną możliwość wyładowania energii,  więc oprócz jazdy jeszcze padok i karuzela.

Ale dalej to samo, świruje, bo dużo rzeczy go rozprasza. I nie jakoś bardzo, że wali barany czy zabiera się, ale krew mnie zalewa kiedy mam go na pomocach, wszystko pięknie, tu jakiś ruch tam jakiś ruch a on nagle,przechodząc po raz setny w rogu hali robi dziki wyskok w bok... I znowu trzeba toto uspokoić, pozbierać, i skoncentrować.
nie piszesz ile koń ma lat. Od kiedy w robocie.

To istotna informacja
zazwyczaj tak brykania itd robią konie które nie wychodzą na padok, nie mają możliwości się wybrykać,  rozciągnąć  mięśnie tak jak jemu się chce a jak chce jeździec. I to jest jedyny moment na takie coś.
Tu by się koński psycholog przydał ...

A tak na poważnie: z moim koniem jest tak, że jeśli stoi w boksie 23h i wychodzi tylko na jazdy, zachowuje się bardzo często jak rozpieszczony kucyk z ADHD. Niby coś tam robi, ale wystarczy, że coś stuknie/puknie/ktoś kichnie na trybunie i całą koncentrację biorą diabli, a koń wykonuje jakiś spektakularny, na szczęście nieszkodliwy manewr. Koń padokowany zmienia się o 180 stopni. Owszem odpały się zdarzają, ale jest  ich mniej o 80%.
Co ciekawe, jeśli padok zostaje zastąpiony spacerem/lonżą, na dłużsżą metę efekt jest podobny do tego, kiedy koń stał w boksie. Także to nie kwestia nadmiaru energii, raczej właśnie psychiki. Nie pomogły na to też preparaty odstresowujące.

Zen ja myślę, że możesz spróbować swojemu zwierzowi zaplanować czas wolny tak, żeby mógł się odstresować bez nadmiernej ingerencji człowieka ( o ile tego już nie robisz ). Niektóre konie tego bardzo potrzebują dla równowagi psychicznej.


U mojego bez różnicy czy wychodzi na padok codziennie czy też ma tylko jazdę i karuzelę. Jak ma "swój" dzień to koniec, nakręca się, zero skupienia i odpala bez powodu. Nie jest płochliwy ale jak się nakręci to po jeździe jest.

Ma momenty, że się całkiem zablokuje i wtedy nie można skręcić, zatrzymać - no dramat.

Ale znam go na tyle dobrze, że czuję kiedy nadchodzi "ten" moment i nie pozwalam mu na to - do przodu łyda a jak nie pomoga to bacik i zaraz się prostuje. Choć on raczej baranów nie praktukuje (sporadyczne przypadki), jest zwolennikiem świec i to tych paskudnych bo wyskakuje mocno i nieraz zdażało mu się wysypać. Ech... taki kóń...
Lenka, a moj chyba podlapal od twojego to "kwii". Teraz przynajmniej mnie ostrzega zanim cos odstawi.


Ja moge powiedziec, ze moj jest tak "czesciowo" nadpobudliwy. Czesto jest tak, ze wystarczy delikatny impuls (chocby pukniecie w drag) i odpalamy... bryk bryk, baranek i mozemy jechac dalej. Jak skacze, jak sie cieszy to sie wyglupia, kiedy skaczemy i dragi ida w gore to tez bryka, podskakuje itp. Bryki to czesto ma takie, ze ogonem w twarz mozna dostac. Na poczatku troche sie go balam, w gruncie rzeczy jest to niegrozne i raczej mnie rozbawi niz wystraszy.
Problem pojawia sie kiedy z jakiegos jemu tylko wiadomogo powodu sie strasznie nakreci. Wtedy to dzieja sie takie akcje, ze przez 10 minut usiluje na niego wsiasc (a raczej wskoczyc w biegu). A jak juz to sie uda to o pracy i tak nie moze byc mowy, bo kon jest zajety zupelnie czyms innym (brykaniem, stawaniem deba, atakowaniem innych koni.....). Czasami sie zastanawiam skad go takie cos nachodzi. Tak ogolnie jest to mily, wspolpracujacy, wesoly (pisalam wyzej o brykaniu, cieszeniu sie itp.) kon. Dlatego nie bardzo rozumiem skad mu raz na jakis czas przychodzi taki odpal, ze walcze o to zeby mnie nie rozbil gdzies o sciane na przyklad. 
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 grudnia 2008 14:49
kiedyś był w rekreacji taki koń. Przyszedł ze sportu jako 8 czy 10 latek. Był dość fajnie zrobiony i przyjemny do jazdy bo dużo umiał. Miał jeden poważny mankament. Lubił zrzucać jeźdźców w najmniej przewidywanych momentach.

Było tak że się całą prawie że jazdę jeździło wykonywało różne ćwiczenia. Chodził jak po sznureczku. Człowiek był zadowolny z siebie i konia, rozluźniał się a tu trach - pięknym bryknięciem z zadu Kretes (Szemrana pamiętasz go?) zwalał nieszczęśnika. Po czym stał sobie przy leżącym najgrzeczniej w świecie i patrzył się niewinnymi oczkami jakby to nie jego wina była.

W tym przypadku było to ewidentnie brykanie celem zrzucenia jeźdźca. Nie wiem jak jego losy się potoczyły i czy go oduczono tego, bo po tym jak pewnemu dziadkowi kręgosłup trzasnął został sprzedany czy oddany na Mazury.
ushia   It's a kind o'magic
14 grudnia 2008 14:50
zen, a próbowałaś prearatów uspakajających?
kiedys probowalismy sedactiv - dla spalajacego sie araba i generalnie pomagalo
znajomy z kolei stanowczo twierdzi, ze na psychike jego konia swietnie wplywa re-energy
Ela Pe  😀iabeł: 😀iabeł: 😀iabeł:

On nie walił z zadu 🙂 Przynajmniej nie wtedy kiedy chodził pod Michałem.
To był taki niewinny "koci grzbiet"  😉
Z boku to wygladało bardzo niewinnie - żadnych bryknięć pod niebo.
Lekki strzał z kręgosłupa i delikwenta nie było na górze.

Kiedyś pojechalismy z młodym w mały teren - ja na Kreciku, młody chyba na Dereniu. I najbardziej obawiałam się własnie tego jego pyrgnięcia z grzbietu.
Jak sie domyślasz oczywiście grzmotnął - tyle, że nie spadałam ale za to pieknie usiadłam przed przednim łekiem.
Jak on to robił - nie mam pojęcia. Dla mnie znaki sprzed bryknięc były nieczytelne.
Młody go wyczuwał - robił leciutki półsiad i Kretesik mógł sobie brykać.
Mogę sobie jednak wyobrazić, że potem kiedy był  w rekreacji ludziska lecieli z niego jak worek kartofli.
W sumie to fajny konik z niego było tylko potencjał skokowy miał mały - nogi mu się plątały powyżej 110 cm.

Oto i zdjęcie owego łotra


ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 grudnia 2008 15:21
O ładne zdjęcie Kretesika  😀

Z boku to wygladało bardzo niewinnie - żadnych bryknięć pod niebo.
Lekki strzał z kręgosłupa i delikwenta nie było na górze


tak było, to nie był spektakularny strzał z zadu ale właśnie takie coś mało widoczne bryknięcie połączone z przekręceniem się. Trudno to opisać.

Dla mnie znaki sprzed bryknięc były nieczytelne.

zgadza się - zupełnie ni stąd ni z owąd to było.
Czy używaliście "Sukces magnez dodatek do paszy" dla koni nerwowych? Jak się sprawdza?
http://www.konik.com.pl/sklep,1321,,,03,--zakupinpl--,pl-pln,271991,0.html
Dla nerwusów polecam z całą odpowiedzialnością Placid Dodsona. To co się stało z kobyłą mojego chłopa, to po prostu cud. Klacz z nerwusa (po rocznej przerwie po kontuzji) nie widzącej na jedno oko, czującego się pewnie jedynie w stajni (przy wyjściu za jej drzwi serce już waliło jej młotem), bojącego się własnego cienia, wpadająca w panikę przy jakimkolwiek głośnym dźwięku etc. zmieniła się w konia na kompletnych czilałcie, dającym na siebie wsiąść i normalnie jeździć.

Ponieważ na klaczy rzeczywiście bardzo trudno się jeździło ze względu na jej pobudliwość i miłość do prędkości (czyściutkie xx po świetnych rodzicach wyścigowych), trzeba było podjąć jakieś kroki, żeby temu koniowi i sobie pomóc. Zdecydowałam się na preparat Dodsona, bo właśnie nie chciałam jej faszerować pierwiastkami, wolałam zioła. Tym bardziej, że polecają go weterynarze.  Mojej klaczy też kupiłam preparat Dodsona (Mobility) i jestem z obu niezwykle zadowolona.

Więc polecam!
Raven   Dragon Heart & Shadow Hunter
14 grudnia 2008 18:43
Fantazja ja stosowałam u "mojego" stwora (zwanego Złośnym Kucem z ADHD  :icon_razz🙂 Koń się bardzo uspokoił, ale raczej najwięcej dała zmiana sposobu jazdy.
Owy koń był bardzo pobudliwy, miał nerwicę.
Różnie się objawiały jego problemy:
Za dużo energii -> mocniejsza łydka, luźna wodza=wyrwanie się do przodu galopem i ani prośbą ani groźbą nie dało rady zwolnić 🤔
Panika -> a to ptaszek, a to listek=rura do przodu, ostre skoki w bok i inne manewry.
Były naprawdę takie momenty, że szłam ze strachem na każdą jazdę, bo już przed oczami miałam niezbyt przyjemne i  "mało" bezpieczne sytuacje jakie mi mógł zaserwować.
Ale zaczęłam podchodzić do tego ze spokojem. Wcześniej sama odruchowo wypatrywałam "niebezpieczeństw" żeby przygotowac się na spłoszenie. Miałam też brzydki nawyk spinania się i wstrzymywania oddechu. Dlatego praktycznie całą jazdę mówiłam do konia, śpiewałam, uspokajałam go. Głęboko oddychałam, starałam się być jak najbardziej rozluźniona.
I jak np. wiedziałam, że boi się beczki, to za każdym razem jak obok niej przejeżdżaliśmy, skupiałam wzrok i wszelkie myśli na innym obiekcie gdzieś daleko od nas. Nie napinałam się na jej widok i koń też traktował ją bardziej obojętnie.
Na początku przed każda jazdą była rundka na lonży. Potem zaczęłam więcej od konia wymagac na jeździe. Robiliśmy coraz trudniejsze ćwiczenia. Stopniowo wprowadzałam poziom trudności, bo Denver szybko się rozpraszał. Aż w koncu przez większość jazdy był skupiony. Robiliśmy takie kombinacje ćwiczeń, że nawet nie miał czasu wypatrzeć jakiegoś "stracha" 😉
No i oczywiście tym samym uszło mu trochę enegrii.
Pomogły też metody naturalne. Zapoznawanie go z różymi "strachami". Pomogło to go nieco odczulić i pokazac, że da się obok tego przejsć i przezyć.
No i mniej owsa w kryzysowych momentach.
Proti   małymi kroczkami...
14 grudnia 2008 18:46
Fantazja tak. jak dla mnie do kitu-u mojego nerwusa zero zmian.
z resztą stosowałam różne preparaty z sukcesa i byłam niezadowolona(więc zrezygnowałam z podawania)

aurelia czy po tym preparacie zmiany były tylko jeśli chodzi o jazdę, czy też w całym obejściu?
Proti dzięki
Raven u mojej koniny jest trochę inaczej, ona nie boi się niczego. Podczas jazdy jest nerwowa, np. mocniejsza łydka do przodu a ona uszy skulone, łeb w górze i machnięcie ogonem, czasami nogą. Taki opór, przy tym cała się poci z tych nerwów.  Czasami coś sobie wymysli i np. nie spodoba jej się to że dotknęłam jej łokcia, reakcja jest taka sama czyli uszy, machnięcie ogonem, obrócenie głowy w miejsce dotknięcia a w oczach "zostaw mnie!".
Może to chwilowy problem, a może nie.
Palcat nie wiele zdziała, jeszcze gorzej tylko robi.
Więc pomyślałam o jakiś dodatkach dla nerwusów.
Proti, głównie o jazdę, bo jak już wspomniałam klacz w stajni była aniołem tak czy śmak, bo czuła się tam bezpiecznie. Kiedy tylko opuszczała stajnię zaczynała się walka o życie. Nie mogła ustać na miejscu, kręciła się, nozdrza rozwarte, oko jak 5 złotych. Aktualna zmiana wręcz powala... i mówi to każdy, kto tę kobyłę zna.
czy tego typu pasze pomogłyby też koniowi, który spala się na wyjazdach? na przykład przed zawodami itp. Przyjmując, że w "domu" jest normalny
kate, jesli chodzi o wyjazdy to sa takie fajne pasty itp, ktore sie koniowi podaje wlasnie w bardziej stresujacych sytuacjach. Nie ma chyba sensu podawac mu "uspokajaczy" caly czas. Np. humavet takie produkuje:
http://www.equishop.pl/zobacz,568,kat,153,humavet-calmitan
a czy to go nie zamuli?
kate, nie, nie zamuli. Ta pasta nie zawiera typowych uspokajaczy jak pasty do sedacji.
Takie cos zostalo stworzone wlasnie po to by pomoc koniowi sie skoncentrowac. Dziala przeciwstresowo, chroni przed zaburzeniami. Nie uspokaja tak "typowo". I ponoc na prawde dziala (ja nie stosowalam, bo mam to szczescie, ze mojego obcy teren nie wzrusza).
Zawsze staram się powrócić do początków , najdalej i najgłębiej jak to możliwe , prześledzić wszystkie zbiegi okoliczności jakieś powtórzenia  , czy koń który tak się zachowuje robi to w jakiejś określonej sytuacji , po jakimś konkretnym czasie  w jakimś konkretnym miejscu ? Czasem może mieć na to wpływ miejsce , czasem jakieś przeżycia związane z naszym oddziaływaniem ? Pamiętam swojego czasu konia którego pewna stajnia pozbyła się ponieważ zawsze robił ten sam manewr - głowa między przednie nogi i wyrzutnia z tylnych  nóg , nie liczne przypadki były w stanie to wysiedzieć... więc jako że koń był zbędny mimo iż umiał bardzo wiele to dostał się ręce handlarzy którzy sprzedali go dalej w nowej stajni nie był inny ale... coś się zmieniło , inne otoczenia , praca regularna , nie zrażanie się , upór , urozmaicenia w jeździe doprowadziły do tego że koń zgłupiał i po prostu się uspokoił ....
ElaPe i szemrana - ja miałam taką kobyłę. Z niej spadało się w stępie. Człowiek gramolący się z ziemi długo musiał zastanawiać się, co właściwie się stało. Uwielbiałam, jak różnego sortu "szpecjaliści" śmiali się ze mnie, po czym jak wsiedli, tak zsiedli, a raczej kobyła ich "zsiadła", a potem pytania - jak ona to robi  😁 Też robiła takie dziwne wierzgnięcie praktycznie bez jakiegoś wielkiego ruchu...
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 grudnia 2008 08:16
ja miałam taką kobyłę

i jak się potoczyły jej losy w sensie czy ją oduczono tego czy nie dało się?
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
15 grudnia 2008 08:21
kiedyś był w rekreacji taki koń. Przyszedł ze sportu jako 8 czy 10 latek. Był dość fajnie zrobiony i przyjemny do jazdy bo dużo umiał. Miał jeden poważny mankament. Lubił zrzucać jeźdźców w najmniej przewidywanych momentach.

Było tak że się całą prawie że jazdę jeździło wykonywało różne ćwiczenia. Chodził jak po sznureczku. Człowiek był zadowolny z siebie i konia, rozluźniał się a tu trach - pięknym bryknięciem z zadu Kretes (Szemrana pamiętasz go?) zwalał nieszczęśnika. Po czym stał sobie przy leżącym najgrzeczniej w świecie i patrzył się niewinnymi oczkami jakby to nie jego wina była.

W tym przypadku było to ewidentnie brykanie celem zrzucenia jeźdźca. Nie wiem jak jego losy się potoczyły i czy go oduczono tego, bo po tym jak pewnemu dziadkowi kręgosłup trzasnął został sprzedany czy oddany na Mazury.



Oooo ja pamiętam 😀 zaliczyłam piękny lot z niego właśnie w taki sposób jak opisujesz 😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się