Rozważania o stajennych...

w sumie miałam nazwać stajenny - wróg czy przyjaciel, ale wiadomo, że lepszy ten, który po prostu robi swoje...

no i tu pojawił się u nas ostatnio problem i ciekawa jestem czy Wy też takie macie - właśnie owo "robić swoje" stało się zadrą...

mianowicie jak ma się w Waszych stajniach sprawa z "suvenirami"  🤔 dla stajennych??

Do tej pory w moim końskim życiu, w jednej stajni, jakieś 10 lat temu, gdy na konia jeszcze łożyli rodzice, zdarzało się mojemu tacie dać stajennemu piwo. Ot tak.

przez wiele lat nie spotkałam się z praktyką podkupowania stajennych, albo może dlatego, że sama jej nie uznaję, aż do tej pory.

Jak nietrudno się domyślić, zaczęło się to dziać, właśnie gdy ktoś z właścicieli koni zaczął poprawiać uposażenie młodego chłopaka z Ukrainy.

Wstawiając konia do pensjonatu miałam dogadane usługi derkowo-ochraniaczowe plus żywieniowe itp. w cenie. Do tej pory i tak przygotowanie jedzenia zdjęłam ze stajni, bo robię to sama, lubię to i wiem, że jest zrobione jak chcę.

Już od pewnego czasu stajenny zrobił się męczący swoją obecnością i próbą spoufalania się nadmiernego, interesując się moją prywatnością. Niejednokrotnie proszony o dościelenie zbywał mnie (chociaż wiem, że osobie X robi to z uśmiechem na ustach).

Ostatnio wyparował prosząc o drobny podarek (szczegóły pomińmy jako nieistotne)  😲 😲 😲
Wypalił, że ma przy moim koniu mnóstwo dodatkowej pracy, która nie wchodzi w zakres jego obowiązków i jest dodatkowo opłacana przez osobę X już od dłuższego czasu.

Że niby nie za to mu płacą (wcześniej pracował w "małorolnej" stajni) i łaskę robi.
Wił się jak piskorz szantażując prawie, chciał mnie przekupić za lepsze usługi wobec konia  🤔
Prawie chciał mnie zmusić, żebym ja mu się miała tłumaczyć z usług, które są mi zagwarantowane w umowie z jego pracodawcami i mnie wyliczać z moich wydatków. I jeszcze rzucał oszczerstwa w sumie na swoich poprzedników, którzy też " na pewno dostawali dodatkowe opłaty za to wszystko".

Szlag mnie trafił, bo przekroczył granice dla mnie w jakiś kosmiczny sposób. Jedna rzecz, że granice przyzwoitości, druga, hierarchii stajennej.
Nie było innej możliwości jak powiadomić właścicieli.

Odbyli rozmowę z pracownikiem, od tej pory mówi tylko dzień dobry.
I jak podejrzewałam - od razu zapomniał jak się zmienia derki i wykonuje swoje obowiązki.
Nauczył się też jak zamykać prawie przed nosem osobie na koniu halę i gasić w niej światło, tak, żeby nie zapomniał jak się zsiada i wsiada w kółko.

Nie wiem co zrobić w sumie. Znów nagłośnić to właścicielom?
Nie chcę wyjść na tą, która sieje zamęt i utrudnia życie. Nie chcę też przez niego zmieniać stajni  😵

Jakoś z Polakami nigdy nie miałam takich sytuacji...
sama nie cierpię na nadmiar kasy, żeby jeszcze komuś dopłacać  👿

Czy u Was też stajenni oczekują gratisów?
Czy w dobrym tonie jest im dopłacać? No z jakiej racji?



Trzeba określić jasno zasady. Bo jak ktoś pierwszy da coś w kieszeń to się zacznie.
Postrasz imigracyjnym.  😉
Właśnie tego się obawiałm, jak dowiedziałam się o pierwszym i chyba jedyneym póki co "wspomagaczu" imigrantów...
Nie ma co straszyć, chyba jest w porządku, bo w połowie grudnia jedzie się okazać.
Współczuję. Koń zostaje jako zakładnik.
To jest dla mnie coś, z czym walczyłam zawsze. Płacę to, co mam ustalone z właścicielem / kierownikiem stajni, nic ponadto. A potem także tegoż właściciela czy kierownika rozliczam z tego - a nie stajennego. Stajenny jest pracownikiem właściciela - jego mogę tylko zapytać czy coś zostało zrobione i tyle - natomiast nie zamierzam się wdawać w utarczki bo to nie moja brocha.

Nawet w stajniach, w których od początku wiadomo, że istnieją dopłaty dla stajennych staram się to robić przez właściciela, po to właśnie aby nie być narażona potem na jakieś dziwne szykany, próby podnoszenia cen i szantażowania mnie przez stajennego. Jeśli właściciel akceptuje takie układy, że stajenny ma dodatkową kasę od pensjonariuszy to zazwyczaj nie ma z tym problemu. Tylko, że najczęściej to się okazuje, że właściciele to o tym nie bardzo wiedzą...
Spotkałam się z tym, że dopłacano stajennemu np. Za czysczenie konia, któren nie było w umowie. Spotkałam się też z tym, że ludzie z sympatii dali ciasto, jakieś smakołyki czy piwo. Ale to co piszesz to jakiś chory układ.
A ja akurat zawsze staralam sie doplacic stajennemu, bo wiem ze przy kaszlaku zawsze wiecej roboty niz przy zwyklym koniu. Chyba ze wlascicel stajni mowil ze jest to niedopuszczalnie, i ze wszystko wchodzi w cene i tego pilnuje sam codziennie. Ale odkad place prawe 3000 za pensjonat, majac zdrowe konie ktore wymagaja tyle samo ile inni wymaja w stajni, to mi przeszlo.   
ja mam nieco inną sytuację - w umowie nie mam nic na temat zakładania derek, ALE
w zeszłym roku nie było z tym żadnego problemu. Prosiłam o zakładanie derki tylko i wyłącznie w razie deszczu, w sezonie jesienno-zimowym.
Zdarzyło się kilka wpadek, to fakt, ale przeważnie koń chodził w derce w razie niepogody. Ze stajennymi relacje w porządku,
jak miałam czas, to pomogłam wyprowadzić/sprowadzić konie do stajni, jak coś było nie tak w boksie to zamiast im o tym powiedzieć sama poprawiałam (rzecz normalna..),
jedzenie dla konia było przygotowane zawsze w wiaderkach.
W tym roku cena hotelu poszła do góry a stajenni zażyczyli sobie dodatkowej opłaty za derki.  😵
I dałoby się to ścierpieć, gdyby nie fakt, że nie wszyscy muszą im za to płacić...
To cholernie niesprawiedliwe, że ja mam płacić za założenie derki raz na parę dni, a koń X chodzi w derce codziennie, za free.
Pominę już fakt, że boks ostatnio czyszczę sama, bo nie można się doprosić, hala nie była bronowana już dłuuugo - bo po co.
Po wyjeżdżonym śladzie tak fajnie się jeździ przecież!  😍
A kierownik stajni nie może kazać swoim pracownikom czegoś zrobić... 😉 ehhh
My dopłacaliśmy stajennym kiedy prosiliśmy ich o wykonanie jakichś dodatkowych czynności np. kiedy puszczanie koni w karuzelę nie było wliczone w cenę, a ktoś chciał żeby jego koń jednak codziennie np. o 7 rano pospacerował godzinę.
Do czasu kiedy właściciel uznał że stajennemu puszczanie 10 koni rano w te i wewte do karuzeli zajmuje za dużo czasu, żeby do południa wyrobił się z resztą obowiązków i ukrócił proceder.

Ja wyznaję zasadę że ze stajennymi trzeba dobrze żyć, wtedy mam pewność że nie "zapomną" o moim koniu. I nie mam tu na myśli dopłacania, i innych jakichś dziwnych poczynań, po prostu starałam się być zawsze miła, kulturalna,  nie burczeć i nie traktować ich z góry, jak ludzi gorszych.
Stajenni z Ukrainy mają to do siebie (oczywiście nie wszyscy, ale z Polakami nie miałam tego problemu), że "oni są biedni pokrzywdzeni i z Ukrainy"... Toteż często (tak było w przypadku stajni, którą ja znam) właściciele stajni się nad nimi "litują", a ci bezceremonialnie to wykorzystują... włącznie z wyjazdami na zakupy w tym ubraniowe (!!!) i bynajmniej nie o odzież roboczą tu chodzi, ciągłe urlopy, wyjścia do lekarza w godzinach pracy itp.

I mały  🚫
Tak się składa, że na studiach (studia III stopnia, doktoranckie) miałam na I roku pokaźną reprezentację Ukraińską, nie mówię, część ludzi naprawdę w porządku... do drugiego roku dotrwały 2 osoby - przynajmniej te dwie widujemy na uczelni... w tym jedna dziewczyna, która "wie po co w ogóle jest na tych studiach", ma ciekawe zainteresowania badawcze itp. Ukrainka polskiego pochodzenia. W chwili obecnej miała ogromne trudności w uzyskaniem stypendium (specjalne dla obcokrajowców), bo uważano, ze ona "siedzi na Ukrainie, a studiuje tylko na papierku". A sytuacja jest taka, że 3/4 z tych ludzi, którzy zaczynali ze mną studia siedzi "u siebie", bierze stypendia w PLN, tam dodatkowo pracuje, i raz na pół roku pojawia się na uczelni i nagle chcą oceny za free (kiedy my "wielce uprzywilejowani Polacy" zapieprzamy aż miło) "bo oni są tacy poszkodowani przez los, bo z Ukrainy"...

nie jestem jakąś homofobką, ale jak ktoś ze swojej narodowości robi kartę przetargową i usiłuje brać ludzi na litość to mi się nóż w kieszeni otwiera...
U nas derkowanie zazwyczaj było w cenie, ale też wtedy mniej koni było derkowanych. Teraz niemal cała stajnia będzie pewnie w derkach, więc się nie dziwię wprowadzeniu dodatkowej opłaty. Na szczęście nie mamy takich ludzi w stajni, którzy by dawali kasę stajennemu. Jak mój koń wymagał dodatkowego oprowadzania w dni, kiedy mnie nie było, to zapytałam właścicielki jak to rozegrać. Powiedziała mi, żebym porozmawiała ze stajennym jak on to widzi, ale nie bardzo chce, żeby wynagrodzeniem był alkohol (akurat w przypadku tego stajennego był to wymóg dość zrozumiały).

Poza tym to strasznie smutne, że są stajenni, którzy życzą sobie drugiej pensji 🙄 Ja bym na pewno porozmawiała z właścicielami stajni, bo to naprawdę jakiś absurd..
A ja nie rozumiem, jak stajenny ma miec pretensje o zmienienie derki, czy wrzucenie jedzenia do zlobu - przeciez jest to jest minimum obowiazkow stajennego - poza wyrzucaniem gnoju i porzadkiem w stajni oczywiscie. Ja nie jestem w stanie pojac, jak wlasciciel stajni  moze zatrudniac takiego za przeproszeniem zas**nego lenia, ktoremu sie wydaje, ze wszystko mu sie nalezy. Niestety, spotkalam sie z takim typem pracownika w kilku stajniach. To jest po prostu zabawne - stajnie chca miec jakis tam prestiz, dobra opinie, a stajenni sa tam tacy, ze pozal sie Boze 🙁

Ja przez kilka lat pelnilam funkce stajennej-jezdzca, w bardzo znanych w okolicy stajniach i powiem tak - gdybym zachowala sie przynajmniej w polowie tak lekcewazaco, jak stajenny Endurki, to by mnie wyrzucili na zbity pysk.

Co do dawania pienieznych "bonusow" - uwazam, ze takie cos nie powinno miec miejsca. Tworzy to okropna atmosfere - jedni pensjonariusze sa traktowani lepiej od innych, bo dali cos "ekstra" pracownikowi, a potem zaczynaja sie przez to spiecia, klotnie, nieprzyjemne sytuacje. Ponadto, jak stajnia jest wieksza i stajennych wiecej, to zaczynaja sie klotnie miedzy pracownikami ("bo tamten zarobil wiecej niz ja"😉

Mnie osobiscie zawsze cieszylo, jak ktos mi tam czasami wreczyl czekoladki, albo butelke wina. Nie byly to podarki typu "zebym traktowala czyjegos konia lepiej), ale to byly zwykle prezenty - bo ciezko pracowalam, pensjonariuszom sie to podobalo i chcieli mnie jakos wynagrodzic 😉
u nas koni do derkowania znalazłoby się może 5. Więc uważam, że branie dodatkowej kasy za to jest po prostu przesadą.
Spotykałam stajennych lepszych i gorszych.
Wszystkim, bez wyjątku włażę w tyłek bez wazeliny.  😉  Jako, że to od nich zależy dobrostan mojego konia.
A więc: zrobię zakupy jeśli poprosi, ciasto przywiozę, zabawię rozmową jak już jestem, pomogę sprowadzić konie z padoku, pomogę posprzątać boks, poczyszczę za niego konie.

Jasne, że "płacę i wymagam", ale doświadczenie pokazuje, że kiedy się żyje ze stajennym na dobrej stopie, to oprócz tego, że "płacę i wymagam" , dochodzi opieka nad koniem "po znajomości".
Ja wyznaje prostą zasadę - ze stajennym trzeba żyć w zgodzie, bo to on spędza praktycznie najwiecej czasu w stajni i w razie czego zawsze jest na miejscu.
U nas stajennemu płaci się tylko za wypuszczanie do karuzeli, ja dodatkowo jeszcze proszę o wsypywanie paszy rano ( inne konie dostają popołudniu ) i o wypuszczanie konia na padok - w zamian czasem przywiozę mu żarełko dla rybek  😁 lub podrzucę do sklepu i taki układ mi gra. Czasem nawet sam od siebie proponował, ze mi polonzuje konia jak mnie nie będzie - za jakieś piwko czy coś 😉
nie jestem jakąś homofobką, ale jak ktoś ze swojej narodowości robi kartę przetargową i usiłuje brać ludzi na litość to mi się nóż w kieszeni otwiera...
jacy wykładowcy taka uczelnia, a jaka uczelnia tacy studenci  😁
...i to bez względu na narodowość!

a dobry stajenny powinien zarabiać więcej niż "manager", bo to od stajennego zależy tak naprawdę, czy możemy bezpiecznie cieszyć się naszym jeździectwem!
Spoko, wszystko w granicach zdrowego rozsądku... ja we wszystkich stajniach, w których miałam okazję stacjonować jeżeli miałam czas i ochotę to pomagałam, ale... w stajni, gdzie stajenna Ukrainka wykorzystywała właścicieli pracował też jej mąż, Polak, ale wyjątkowo śmierdzący leń...

generalnie "jak robić by się nie narobić.." no i...

Sytuacja taka była, że mój koń wraz z dwoma kucykami chodził na najbardziej odległy wybieg - jakieś 300 m do przejścia... koleżanka szła akurat odprowadzić kucyka za wybieg po lonży, więc stajenny powiedział do niej by "z łaski swojej" (dosłowny cytat) przyprowadziła mu mojego konia.

Koleżanka zrobiła wielkie oczy i mówi mu, ze nie przyprowadzi, bo po drodze zabira z wybiegu swojego konia

Nierób na to: to przyprowadź go do połowy drogi..

dobre nie?

Edit:

wrotki czy z tą uczelnią to był jakiś przytyk do mnie?

I w kwestii wyjaśnienia, takie samo zdanie mam o Polakach, którzy wyjeżdżają za granicę do pracy/na studia i też robią z siebie "ofiary"...
wrotki czy z tą uczelnią to był jakiś przytyk do mnie?
od razu przytyk...ot taka hermeneutyczna refleksja hemofilityka, o homofobii  😜
No to ja może z punktu widzenia osoby zarządzającej stajnią się wypowiem...
Otóż u mnie absolutnie niedopuszczalne jest dodatkowe wynagradzanie stajennego przez pensjonariuszy, a to między innymi dlatego, że jest to mój pracownik i ma robić to co ja mu w danej chwili każę, a nie odkładać swoją pracę na później, bo ktoś mu zapłacił za dodatkową opiekę nad jego koniem. Tylko, że u mnie stajenny np. nie karmi koni, ani nie wypuszcza ich na wybiegi gdyż robię to sama. Jego zadaniem jest wywalenie gnoju z boksów, zebranie kup z wybiegów, pozamiatanie stajni, pościelenie w boksach, jakieś drobne naprawy ogrodzeń itp. Bezpośrednio z końmi nie ma za bardzo styczności. I mówiąc szczerze, patrząc na to jacy ludzie pracują w charakterze stajennych w większości stajni, jako właściciel konia za nic nie chciałabym żeby ktoś nie mający zielonego pojęcia o hodowli tych zwierząt zbliżał się do moich koni. Bo założyć ochraniacze też trzeba umieć, o karmieniu też trzeba mieć pojęcie i może właśnie dlatego moje konie nie stoją u kogoś w pensjonacie (bo jak stały to nigdy nie miały takiej opieki jakiej sobie życzyłam), a za podawanie dodatkowej paszy nie dość, że musiałam dopłacać do pensjonatu to jeszcze stajenni (a było ich 3) też oczekiwali łapówki, bo inaczej tego nazwać nie można.
...  a to między innymi dlatego, że jest to mój pracownik i ma robić to co ja mu w danej chwili każę, a nie odkładać swoją pracę na później, bo ktoś mu zapłacił za dodatkową opiekę nad jego koniem.

No ja nie wiem, czy określenie „mój pracownik” jest takie w 100% prawdziwe. W końcu jego pensja pochodzi z kieszeni pensjonariuszy.
ale to nie pensjonariusze podpisują z nim umowę o pracę i zakres obowiązków
natomiast podpisują umowę pensjonatową i też nie ze stajennym tylko ze mną
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
28 listopada 2011 13:41
Nie zgadzam się. Pensja pracownika pochodzi z kieszeni pracodawcy (w tym przypadku właściciela stajni), a skąd pracodawca ma tę kasę, to już nie jest sprawa pracownika.
Ludzie sami łamią zasady. Właśnie tym "piwkiem" czy drobnym datkiem.
Chcą, żeby ich koń miał coś lepszego od innych. A obdarowany zaraz wymyśli, że idąc za tym rozumowaniem
ten koń, który datków nie przynosi ma mieć ciut gorzej.
I spirala się nakręca.
Ja zawsze pytam właścicielkę stajni .
Na przykład jeśli potrzebna mi pomoc stajennego a on ma mi pomóc w godzinach pracy.
I pytam o sposób rozliczenia.
I nie ma problemu.
Otóż u mnie absolutnie niedopuszczalne jest dodatkowe wynagradzanie stajennego przez pensjonariuszy, a to między innymi dlatego, że jest to mój pracownik i ma robić to co ja mu w danej chwili każę, a nie odkładać swoją pracę na później, bo ktoś mu zapłacił za dodatkową opiekę nad jego koniem.

To rozumiem, no ale jeżeli robi coś po pracy, czego Ty jako Zarządca nie oferujesz w ramach pensjonatu? Ja akurat robię czasami geschenki. Nie mam później problemu kiedy poproszę o pomoc w czymś. Nie mam problemu, kiedy np. mój koń zachoruje, trzeba mu podać leki, a mnie nie ma w stajni. Poproszę stajennego (opłacę) i wiem, że będzie wszystko w porządku. Stajenni to osoby, które spędzają najwięcej czasu z naszymi końmi i nie ma po co się sadzić, że oczekują czasami jakiegoś podarku.
Kiedy jednak muszą poświęcić więcej czasu przy moim koniu zawsze proszę by robili to w czasie wolnym.
No-czyli nakręcasz spiralę.
A co, jeśli któryś pensjonariusz chce, żeby jego konie wychodziły na padok, a reszcie pensjonariuszy to poprostu 'zwisa' czy ich konie wychodzą na padok czy nie?
Takie przypadki też się zdarzają i chcąc nie chcąc jednak wolimy złamać zasady i dać coś drobnego, zeby koń miał się dobrze, czy nawet lepiej niż inne.
A co, jeśli któryś pensjonariusz chce, żeby jego konie wychodziły na padok, a reszcie pensjonariuszy to poprostu 'zwisa' czy ich konie wychodzą na padok czy nie?
Takie przypadki też się zdarzają i chcąc nie chcąc jednak wolimy złamać zasady i dać coś drobnego, zeby koń miał się dobrze, czy nawet lepiej niż inne.

Padokowanie to w 100% umowa z właścicielem stajni.
Nie ze stajennym.
Nie zgadzam się. Pensja pracownika pochodzi z kieszeni pracodawcy (w tym przypadku właściciela stajni), a skąd pracodawca ma tę kasę, to już nie jest sprawa pracownika.


A jak byś się czuła, gdyby stajenny był zatrudniany przez właściciela stajni do prac w najmniejszym stopniu nie związanych ze stajnią?  Czyli byś fundowała właścicielowi jakieś usługi. 
No-czyli nakręcasz spiralę.

Może i tak, ale nie zamierzam walczyć z wiatrakami. Z drugiej strony to tak, jakbyś powiedziała po co kelnerowi napiwek, po co salowej, opiekującym się naszym ojcem czekoladki, itd... Drobne wyrazy wdzięczności i nie narażasz się na tumiwisizm względem twojego konia.
Jeśli ewentualną pomoc stajennego najpierw ustali się z właścicielem stajni to nie ma problemu. Sytuacja wtedy jest jasna i klarowna. Inaczej rzecz się ma jak za plecami właściciela daje się stajennemu do łapki. Bo to tak jak Tania mówi, tylko nakręca niepotrzebną spiralę. Jeden zapłaci i ma lepiej, przez co ten co nie zapłaci jest pokrzywdzony, a przecież w umowie obaj mają to samo.

kokakola podawanie lekarstw akurat u mnie jest w cenie pensjonatu i też robię to ja, żeby mieć pewność że po pierwsze w ogóle zostało to zrobione, a po drugie zostało zrobione ściśle według wskazań weterynarza. I to nie stajenny spędza tu najwięcej czasu z końmi, bo ja mieszkam na terenie mojej stajni, a stajenny przychodzi na parę godzin dziennie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się