Sprawy sercowe...

Nikodi, uwierz mi, że nie każda  😉

I wpływa na to wiele czynników, nie tylko wyjazd Salto.
Ale to jest każdego indywidualna sprawa nie nam to oceniać.

Twoja wypowiedź jest nie całkiem na miejscu  😉
Oj zdecydowanie przesadzacie.
Czy na miejscu czy nie. Hm... Ja uważam, że mamy za mało dystansu do siebie i świata. Możliwe, że moje stwierdzenie było "nad wyrost", ale raczej nie planowałam takiego odzewu.
Ja traktuje to z przymrużeniem oka i szkoda, że tak na poważnie interpretujecie słowa. Wiec spokojnie nie mam zamiaru nikogo urazić - to tylko dyskusja na forum...  🥂
Jednocześnie osobiście mam podobnie ustawione priorytety w życiu jak salto.
Mam wrażenie, że większość singli lub przewartościowanych osób, którzy stawiają na pierwszym miejscu karierę czy własne ego ma to gdzieś zakorzenione lub przybrał taką postawę życiową. Zakorzenione w wychowaniu lub z czasem na podstawie własnych doświadczeń człowiek wybrał taki sposób na życie(są i inne powody).
Przytoczę tutaj słowa słynnej na cały Kraków, ale i śmiem twierdzić, że na całą Polskę psycholog z którą miałam przyjemność wymienić poglądy.
"Coraz więcej rodzi się egoistów na tym świecie, ludzi pokroju Hitlera (tutaj sama przyznała, że ujmuje skrajność), pracuję z takimi ludźmi, ale jak tak dalej pójdzie i będziemy spoglądać TYLKO na siebie to my się pozabijamy"
Wiele z Was może na nowo się wzburzyć, ale moim zdaniem świat się powoli przewartościowuje i jak dla mnie egoistą, który wywiera negatywny wręcz destrukcyjny wpływ na partnera czesto swoimi chorymi ambicjami - nie jest trudno być.  👀
Paradoksem całej mojej wypowiedzi jest fakt, że jestem na etapie przewartościowywania moich priorytetów.
Będzie bicie?  🙄

Edit.
Jeszcze zapytam Was z innej beczki. Czy uważacie, że ma znaczenie to jakie stosunki mają/mieli Wasi rodzice między sobą ma wpływ na to jaki tworzymy później związek z naszym partnerem? Czy dominuje efekt domina w przyszłych pokoleniach?
Patrzę na wielu znajomych, przyjaciół ale i siebie i mam wrażenie, że to dość istotny czynnik.
U mnie nie ma to wpływu. Moi starzy się rozwiedli jak miałam 7 lat, mama potem już z nikim się nie związałam, ojciec był w kilku związkach, w których za każdym razem wykazywał się takim samym brakiem odpowiedzialności.
Do dziś są w konflikcie, nie rozmawiają ale się kłócą.
Ja bym nie zrobiła tego, co zrobili oni - nie wzięłabym ślubu ze względu na dziecko. Ślub to jedno, dziecko drugie, i na pewno nie będę na siłę dążyła do ślubu ze względu na ciążę, bo ślub to ma być przemyślana przez obydwie strony decyzja.
Gillian   four letter word
02 grudnia 2011 08:25
Wiecie co...  🤔
Przeczytałam Wasze zdania na temat salto piccolo i... Jest tutaj trochę zazdrośnic.
Ba śmiem twierdzić, że każda z nas może pozazdrościć Salto takiego związku.
Tylko nie każda potrafi się do tego przyznać.  🙄


nie, nie każda. Proszę mnie do tego wora nie wrzucać!
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 grudnia 2011 08:32
Jeszcze zapytam Was z innej beczki. Czy uważacie, że ma znaczenie to jakie stosunki mają/mieli Wasi rodzice między sobą ma wpływ na to jaki tworzymy później związek z naszym partnerem? Czy dominuje efekt domina w przyszłych pokoleniach?
Patrzę na wielu znajomych, przyjaciół ale i siebie i mam wrażenie, że to dość istotny czynnik.


Ocywiście, że ma i psychologowie nie raz to udowodnili 😉
Czy nie mówi się, że kobieta szuka męża na podobieństwo swego ojca? A facet żony jak jego matka? 😉



Ja zostawiłam faceta i z dnia na dzień wróciłam do Polski. Dosyć miała życia cudzym życiem.
Nikodi chyba trochę przesadziłaś  😁
W każdym razie nie sądzę aby możńa było zazdrościć wyżeczeń, które niosą za sobą tys km.


Edit.
Jeszcze zapytam Was z innej beczki. Czy uważacie, że ma znaczenie to jakie stosunki mają/mieli Wasi rodzice między sobą ma wpływ na to jaki tworzymy później związek z naszym partnerem? Czy dominuje efekt domina w przyszłych pokoleniach?
Patrzę na wielu znajomych, przyjaciół ale i siebie i mam wrażenie, że to dość istotny czynnik.

Tu trochę się zgadzam. Przynajmniej na swoim i swoich znajomych przykładzie. Nawet na swoim i swojego partnera.
U mnie ta miłość jest czynnikiem pierwszym w rodzinie. Oprócz mojego brata, który powiedzmy, żyje normalnie, na codzień ze swoją małżonką, reszta musi sobie radzić z odległościami. Moi rodzice od wielu już lat są małżeństwem weekendowym, wcześniej wiadomo, były ciężkie lata, komunizm, więc od początków ich związku przeważały różne incydenty typu aresztowania, nachodzenie w domu milicji, w końcu internowanie, a mimo wszystko nigdy nie mięli ani jednego zachwiania. Do dziś są cudowną parą, która cieszy się jak dwoje zakochanych nastolatków jak w piątek wieczorem znów są razem na 2-3 dni. Da się przez kilkadziesiąt lat? Da się. Moja siostra też oczekuje cały czas swojego męża, który będąc zawodowym muzykiem jest w domu na kilka-kilkanaście dni w miesiącu. Są bardzo szczęśliwi. I nie wyobrażają sobie innego życia.
Ja też kiedy mój M zapytał się mnie na samym początku związku - czy poczekasz na mnie kilka lat, bez wachania powiedziałam "tak". To, że życie układa się tak dobrze, że moglibyśmy być wcześniej ze sobą, czemu nie skorzystać?
On trochę się boi tego, czy ja na pewno będę się tu dobrze czuć, przecież przez cały dzień będę bez niego itd. Wystarczy mu przypomnieć: popatrz na moich rodziców jacy są szczęśliwi. I wątpliwości czy my damy radę odchodzą  😉

Wracając do tematu poświęcania "się" w związku. Też zgadzam się z poprzedniczkami, że zależy to od doświadczeń. Ja pomimo młodego wieku miałam ciężki czas  gdzie zdrowie nie pozwoliło mi na nic więcej niż leżenie w łóżku w malignie. Mogłam stracić wszystkie swoje talenty i umiejętności, ba, zastanawiałam się co ja będę robić jeśli fatycznie potoczy się wszystko tak, jak zapowiadają lekarze. O koniach to w ogóle mogłam sobie pomarzyć.
Mój M był wtedy przy mnie, przyleciał, wspierał i myślę, że to głownie dzięki niemu wyszłam z tego wszystkiego. Miałam dla kogo. Dziś spokojnie mogę powedzieć, że gdy odbiorą mi już wszystko - zawsze zostanie mi miłość do mojego przyszłego męża.
salto picolo ja tez mam takie love story nieprzerwanie od 8 lat🙂

A jednak moi rodzice byli fatalnym zwiazkiem. Mama po latach zdecydowala sie na rozwod, a wczesniej coz..nie bylo rozowo. Mimo wszystko dzieki ogromnej milosci od mamy nauczylam sie bardzo mocno kochac i dbac o druga osobe. Mysle, ze takiej odpowiedzialnosci "zwiazkowej" nauczyl tez mnie moj kon, ktorego sama utrzymywalam od 16 roku zycia. :kwiatek:

Takze z cala pewnoscia efekt domina, ale niekoniecznie we wszystkich przypadkach. Glowne wzorce moga byc zastapione i "dopelnione" (tak jak w psychologi gestaltowskiej) przez innych przedstawicieli rodziny.

[quote author=Nikodi link=topic=148.msg1207286#msg1207286 date=1322773382]
Wiecie co...  🤔
Przeczytałam Wasze zdania na temat salto piccolo i... Jest tutaj trochę zazdrośnic.
Ba śmiem twierdzić, że każda z nas może pozazdrościć Salto takiego związku.
Tylko nie każda potrafi się do tego przyznać.  🙄


nie, nie każda. Proszę mnie do tego wora nie wrzucać!
[/quote]
Mnie też. Ja mam pracę, konia, chłopa i nigdzie nie muszę wyjeżdżać 😉

Wiele z Was może na nowo się wzburzyć, ale moim zdaniem świat się powoli przewartościowuje i jak dla mnie egoistą, który wywiera negatywny wręcz destrukcyjny wpływ na partnera czesto swoimi chorymi ambicjami - nie jest trudno być.  👀




nie uważam za egoizm, jeśli z powodu swojego systemu wartości ( czyli kariera i własne potrzeby na miejscu pierwszym) zwyczajnie nie mam partnera! dlatego też nie mam czego zazdrościć, bo w związku zwyczajnie nie chcę być. Jak ktoś jest w związku i swoimi priorytetami wywiera destrukcyjny wpływ na partnera to jest inna sprawa. Ale nie uważam się za egoistkę tylko dlatego, że nie chcę się wiązać z nikim i nijak, nikomu przecież tym krzywdy nie robię, nie ma ustawowego obowiązku związkowego 🤔wirek:
Z góry przepraszam za to jeżeli kogoś uraziłam - nie miałam takiego zamiaru  :kwiatek:
Moje stwierdzenie raczej jak już pisałam nie miało być złośliwe czy obraźliwe. Wyraziłam tylko zdanie ta temat tego, że każdy marzy o szczęściu i takiej bajkowej miłości (mogłam się mylić), ale ja nie rozwijałam się tutaj odnośnie wyrzeczeń czy stricte wyrzeczeń w danym związku - napisałam dlatego dość lakonicznie i może owszem przesadziłam, ale cóż...  :kwiatek:

szepcik możliwe, że masz szczęście w nieszczęściu. Twoi rodzice rozwiedli się w dość wczesnym (Twoim) wieku wiec możliwe, że nie wpływalo to tak destrukcyjnie na Ciebie - jak rodzina trzymana na siłę dla dzieci gdzie rodzice się nienawidzą, ale dla dobra dzieci wszystko...

Z autopsji powiem Wam, że to ma cholerny wpływ na życie dorosłego już człowieka. Któregoś pięknego dnia nagle nasze złe doświadczenia i brak autorytetu dobrego związku ujawnia się i nie trudno powielić błędy rodziców.  🙄

edit.
Dodam tylko kilka zdań do escady

Nie twierdzę tak.
Nie o to chodziło. Jesteś sama - realizuj się. Ba! Nie jesteś sama - też się realizuj. Raczej mi chodziło o realizację kosztem partnera.
Twierdzę tylko, że egoizm to teraz zbyt pospolita cecha. Nie wiem czemu wiadomość Cię wzburzyła.
szepcik możliwe, że masz szczęście w nieszczęściu. Twoi rodzice rozwiedli się w dość wczesnym (Twoim) wieku wiec możliwe, że nie wpływalo to tak destrukcyjnie na Ciebie - jak rodzina trzymana na siłę dla dzieci gdzie rodzice się nienawidzą, ale dla dobra dzieci wszystko...

Z autopsji to powiem Ci, że u mnie rodzice rozwiedli się jak byłam w gimnazjum. Mój ojciec jest osobą kompletnie nieodpowiedzialną, a mój aktualny partner jest jego kompletnym przeciwieństwem. Nie szukam kogoś na podobieństwo swojego ojca, ani też nie czuje jakiegoś wpływu rodziców na moje życie uczuciowe.
a ja mam wrazenie Nikodi ze czytalas (apropos salto) zupelnie co innego niz ja 😀
Nie widze tu zadnej nadzwyczajnej "bajki", wiec nie wiem czego zazdroscic? Wyjazdu za granice w czasach kiedy mobilnosc jest na porzadku dziennym? Ze maz bedzie ja utrzymywal bo jest bogaty?
Pomijajac kwestie pieniedzy, oni po prostu sie kochaja. Jest to romantyczne, bo sa daleko i tesknia i bardziej cenia czas kiedy sa razem fizycznie ale czy to jakies nazdwyczajne zebysmy mialy zalowac ze tego nie mamy? Nie ma czego moim zdaniem, ja wole miec mojego narzeczonego na codzien, klasc sie z nim spac, budzic sie kolo niego, i wiesc normalne, nie jakies bajkowe zycie. Ja tam jestem szczesliwa 🙂

Czego i salto zycze, zeby mogla przezywac codziennosc razem z narzeczonym u boku 🙂 Ale sie szum zrobil w kolo Ciebie kobieto 😀

A zdrowy egoizm jest potrzebny i juz 😀 i nie widze niczego zlego w tym, ze niektorzy wola realizowac sie osobiscie i zawodowo niz w rodzinie. Ja np wolalabym nie miec dzieci bo mysle ze zabiora mi moje/nasze zycie i nie sadze ze czyni to ze mnie egoistke. Po prostu duch czasu.
nerechta możliwe, że ja doszukałam tutaj uczucia - nie brałam pod uwagę dojazdów - związku na odległość. Oczywiście, że wolałabym mieć mężczyznę przy sobie na co dzień.
Cóż jak dla mnie jest czego zazdrościć, bo osobiście mogę tylko pomarzyć sobie o takim uczuciu.
Tutaj nie chodzi tylko o salto. Raczej odniosłam się do uczucia, którym ona żyje.
Warto być lekkim egoistą, ale cóż ja zostałam wychowana w zupełnie inny sposób, wiec ciężko mi znaleźć złoty środek, którym nazywasz zdrowym egoizmem.

Fajnie jest zwyczajnie pomarzyć o prawdziwej miłości. Znam parę, która buduje we mnie poczucie, że chyba jednak TA prawdziwa istnieje.
Jednak przyglądając się różnym związkom, ludziom i ich relacją(w tym i własnym) mam wrażenie, że miłość spada na samo dno piramidy priorytetów naszych relacji.
...aczkolwiek tak jak mówię - kto co lubi.
może i spada (jeśli mowa o miłości między kobietą a mężczyzną) - ale ja nie widzę w tym nic złego, zwyczajnie rośnie świadomość społeczna - ludzie w coraz młodszym wieku zdobywają wiedzę na temat związków (tak, to to co jako fanka związków i wielkiej miłości nazywasz egoizmem). Ja w tej chwili wyżej niż jakąś tam miłość cenię przyjaźń, miłość rodzicielską, samorealizację. Posiadanie partnera czy bycie w związku zawsze będzie dla mnie na dalszym planie. Dlaczego? to proste - sama sobie ufam i wiem, że siebie nie zawiodę. Na drugą osobę nigdy nie można liczyć w 100% - to jest właśnie świadomość.

[/quote]
Edit.
Jeszcze zapytam Was z innej beczki. Czy uważacie, że ma znaczenie to jakie stosunki mają/mieli Wasi rodzice między sobą ma wpływ na to jaki tworzymy później związek z naszym partnerem? Czy dominuje efekt domina w przyszłych pokoleniach?
Patrzę na wielu znajomych, przyjaciół ale i siebie i mam wrażenie, że to dość istotny czynnik.
[/quote]

Oj niestety ma 😉 Piszę niestety bo związek moich rodziców jest idealny. Zawsze chciałam aby tak właśnie wygladało moje małżeństwo. Czy mi się to udało? Nie. Obawiam się że nigdy się nie uda ale jak obserwuje małżeństwa np moich sióstr to widzę że im też się nie udało dorównać naszym rodzicom. Nie znaczy to że nasze związki są złe - absolutnie nie. Są dobre i to bardzo ale do rodziców nam daleko.
Kiedyś dawno temu jak miałam naście lat to stwierdziłam że wyjdę za mąż tylko wtedy jak znajdę faceta takiego jak mój tata. Gdybym nie zmieniła zdania to do dziś byłabym sama 😎

A co do wyjazdu...Oj nie chciałabym stać przed taką decyzją teraz. Kiedyś nie zdecydowałam się na taki wyjazd - dla mnie to było poświęcenie. I teraz też nie wyobrażam sobie aby spakować walizki i wyjechać gdzieś z moim mężem. Dlaczego? Bo chyba za bardzo jestem związana z moją rodziną. Nie przeżyłabym na obczyźnie 😉 Serio.
Oczywiście gdyby była taka potrzeba to bym to zrobiła ale wiem że nie byłabym do końca szczęśliwa - mimo że bylibyśmy razem.
Więc to wszystko kwestia sytuacji.

Ale ja też nie wyczułam w postach Salto że ona z czegoś rezygnuje. A nawet jeśli to robi to dla siebie. W każdym razie trzymam kciuki 😉
Muffinka Ja także nie twierdzę, ze ona z czegoś rezygnuje.

escada Nie dogadamy się i szczersze nie chce mi się kontynuować tej dyskusji w takim tonie.
Mamy różny światopogląd i już.  🙄
szepcik, pewnie że nie tylko będąc singlem można się realizować. Ale w nie do końca zdrowym związku nie można. Można w zdrowym, dobrze funkcjonującym, a do tego trzeba trafić na odpowiedniego i właściwego faceta😉

edit - webaczcie że tak wtrąciłam, ale myślałam że poprzednia strona jest ostatnią;P
Nikodi ton jest normalny, ale widać zwyczajnie nie akceptujesz, że ktoś może wcale nie pragnąć wielkiej miłości, nie zazdrościć salto i mieć inne zdanie.
To nawet nie chodziło o wielką miłość.
Bo uważam, że każdy (prawie każdy) człowiek, chce być kochany, chce kochać, chce mieć partnera.

Jednak nie można przekładać wszystko na miłość Salto, bo dla niej- subiektywnie-jest to piękne, a dla innych byłoby to nie do wytrzymania.

Muffinka, a czym charakteryzuje się wspaniałość Twojego Taty i małżeństwa Twoich rodziców ?
Pytam z czystej ciekawości, jak widzisz idealne małżeństwo i czy mam podobne wyobrażenie na ten temat i na temat partnera  😉




edit: redukcja wielkiej ilości przecinków.
To nawet nie chodziło o wielką miłość.
Bo uważam, że każdy (prawie każdy)


o, właśnie tu jest sedno tej dyskusji - prawie, dzięki, właśnie tego słowa mi chyba zabrakło 😉
A ja słuchajcie doszłam dzis do wniosku,ze będąc singlem(mając oczywiście tych wspomnianych wyżej adoratorów,przyjaciół etc) poukładałam sobie(sama bez niczyjej pomocy,a już napewno bez pomocy tych męskich tłumów)wszystko w głowie. Zmieniłam o 180 stopni swoje zycie i podejście do zycia tudzież problemów. I wiecie co? Jest mi dobrze.
Poniekąd jak Breva,odkrywałam ostatnio siebię,sama dla siebie.Wiem czego chcę,wiem do czego dążę i oby tak dalej.
Też zwykle było tak,ze układałam sie pod faceta. Nagle żyję sama dla siebie i co?W męskich oczach jestem o niebo wartościowsza niż byłam.Niezależna,pewna siebie..a nie uwieszona rękawa.

Breva tak Ci miałam jeszcze wczoraj dorzucić,zebyś nie spieszyła sie do "dorosłego" życia,dzieci itd. Młodziutka jesteś,masz czas  😉 A L jak kocha to poczeka(tak jak dziewczyny tu pisały).
Ja sie kiedyś pospieszyłam.Był slub,ciąża.Nie załuję,bo mam genialnego syna. Ale małżeństwo sie posypało,bo oboje z mężem byliśmy bardzo młodzi i nie był to NASZ czas. Teraz jesteśmy przyjaciółmi.
escada możliwe... Dlatego nie ciągnę już dyskusji.

mandi Jestem na podobnym etapie co Breva i jak i Ty byłaś. Jednak moja sytuacja jest o tyle inna, że ja przed związkami byłam bardzo niezależna lecz gdy zaczęłam się wiązać - zatraciłam się w nich.
Teraz uczę się na nowo siebie. Na nowo robić wszystko sama i dla siebie tylko i wyłącznie.
Trzeba mieć dużo samozaparcia by na nowo poczuć się w pełni szczęśliwą i silną osobą.
Jednak jest to do zrobienia.

Breva jak się trzymasz?
remendada widzisz...chodzi o to że to ciężko wytłumaczyć. Wystarczy ich poznać żeby to widzieć, bo wiele moich koleżanek to mówiło. U nich miłość bije w oczy - serio 😉 To jest takie niesamowite porozumienie między nimi, wzajemny szacunek, czułość, poczucie bezpieczeństwa, troska, sztuka kompromisu. Nadal wszystko robią razem, podejmują razem wszystkie decyzje, nie nudzą się w swoim towarzystwie, rozumieją się bez słów.W całym swoim 30 letnim życiu nie słyszałam aby moi rodzice się kłócili czy żeby podnieśli na siebie głos!! Były oczywiście jakieś różnice zdań między nimi (rzadko) ale szybko dochodzili do wspólnego. Naprawdę ciężko to opisać słowami.
A mój tata? To w sumie zwykły facet z wadami (jak każdy) ale do tego najlepszy mąż jakiego znam i najlepszy tata jakiego znam 😉 Pracuje i utrzymuje dom, sprząta, pierze, prasuje, gotuje, swego czasu cudownie zajmował się trójką dzieci (małych) i domem jak mama wyjechała do Stanów.Robi wszystko dla innych, o sobie nie myśli. Jego celem jest dogodzić mamie i nam. Poprosisz go o pomoc a padnie zanim Ci nie pomoże.Poprosisz o radę, zrobi to dyskretnie i tak Cię nakieruje że pomyślisz że sama na to wpadłaś 😉 Jest czuły, kochany i najlepszy 😉
Zresztą nieskromnie powiem że w ogóle mam fajnych rodziców - mama to moja najlepsza przyjaciółka a tata to moja opoka 😍
Hehe... gdyby nie literatura, to nie byłoby wielkiej miłości i żadna z nas by jej nie chciała. 😁 Co to jest prawdziwa miłość?  😉
Myślę, że w gruncie rzeczy chodzi o zrozumienie i uczucie nie bycia samotnym.

Jeszcze zapytam Was z innej beczki. Czy uważacie, że ma znaczenie to jakie stosunki mają/mieli Wasi rodzice między sobą ma wpływ na to jaki tworzymy później związek z naszym partnerem? Czy dominuje efekt domina w przyszłych pokoleniach?
Myślę, że tak. Tylko nie zawężałabym tego do samych związków damsko-męskich, a związków z ludźmi w ogóle. Z przyjaciółmi, partnerami w pracy i tak dalej też.

[quote="JARA"]Czy nie mówi się, że kobieta szuka męża na podobieństwo swego ojca? A facet żony jak jego matka?[/quote]
A tu się nie zgadzam. Myślę, że tu działa... biologia. Taka stadna. 😉 Najpierw grają feromony i inne takie instynkty, później "zapewnienie sobie przetrwania", być może silny instynkt opiekuńczy i poziom zrozumienia się nawzajem, "nadawania na tych samych falach". Czy to koniecznie musi być na podobieństwo któregoś z rodziców? Trochę wątpię.
A.   master of sarcasm :]
03 grudnia 2011 10:15
🙇 🙇 🙇 nareszcie  🙇 przydarzyl mi sie facet co nie ciagnie do wyra za przeproszeniem 🙇 🙇 🙇
[quote="JARA"]Czy nie mówi się, że kobieta szuka męża na podobieństwo swego ojca? A facet żony jak jego matka?
A tu się nie zgadzam. Myślę, że tu działa... biologia. Taka stadna. 😉 Najpierw grają feromony i inne takie instynkty, później "zapewnienie sobie przetrwania", być może silny instynkt opiekuńczy i poziom zrozumienia się nawzajem, "nadawania na tych samych falach". Czy to koniecznie musi być na podobieństwo któregoś z rodziców? Trochę wątpię.
[/quote]

W zwrocie, który przytoczyła JARA, nie chodzi o świadome dążenia "ja to sobie znajdę takiego faceta jak mój ojciec".
Chodzi o to, że kobieta szukając faceta posługuje się pewnymi kryteriami, które to kryteria powstały na bazie wcześniejszych doświadczeń życiowych.
Dziewczyna mieszka z rodzicami powiedzmy przez 20 lat swojego życia. W tym czasie dzień w dzień obserwuje relacje między rodzicami. Obserwuje swojego ojca i jego relacje względem żony. I przyswaja. Część zachowań jej się podoba, część nie. Ale wszystkie zostają w głowie.

I teraz chodzi o to, że dziewczyna mając w głowie wizję "mężczyzna" tak naprawdę ma wizję "mój ojciec", zwłaszcza jeśli dużo czasu spędza w domu i ma mało kontaktu ze sferą "rodzinną" innych małżeństw, a na ogół tak jest, bo dzieci się odsuwa od poważniejszych aspektów życia (i nie mówię czy to jest dobre czy złe). Taka dziewczyna często w ogóle nie ma innego wzorca mężczyzny. I nie chodzi mi o to, że pomyśli "a, mój mąż to powinien być taki i owaki, mieć to i tamto i być, a dodatkowo jeszcze...". Nie, chodzi mi o to, że jedyny mężczyzna, jakiego ona w miarę dogłębnie zna od strony związkowej, to właśnie jej ojciec.
Do czego będzie dążyła, podświadomie, wchodząc w związek? Do tego, żeby znaleźć coś, co już zna. I nawet, jeśli jest absolutnie przekonana, że jej ojciec jest beznadziejnym mężem i ona nigdy z kimś takim nie będzie chciała być, to właśnie na takich facetów zwróci uwagę.

Druga sprawa - jeśli dziewczyna wychodzi z domu ze złymi doświadczeniami ze strony ojca, z którymi sobie do końca nie poradziła, to startuje w dorosłe życie z pozycji potencjalnej ofiary. Tzn. wykształciły się w niej mechanizmy obronne bardzo charakterystyczne dla problemu z jakim się borykała/boryka. I jeśli spotka w swoim życiu chłopaka podobnego do swojego ojca, to będzie się przed jego wadami/zachowaniami uchylała w ten sam sposób jakiego nauczyła się w domu. Chłopak to momentalnie wychwyci, ta dziewczyna będzie go przyciągać. Bo na niej, świadomie bądź nie, będzie mógł sobie poużywać.
Osoba ze złymi doświadczeniami częściej będzie przyciągać takich, z którymi nie będzie w stanie być szczęśliwa.


Niestety często jest tak, że dziewczyna wychodząca z rodziny alkoholików, święcie przekonana o tym, że ona nigdy nie popełni błędu swojej matki, wiąże się z alkoholikiem. I błąd powiela. A pcha ją ku temu przekonanie, że ona to już zna, wie jak sobie z tym radzić i da radę.



To tak w dużym uproszczeniu i trochę generalizując.


Sankaritarina, prawdziwa miłość - doskonała przyjaźń. Kropka.

A., fajnie, opowiadaj  😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 grudnia 2011 12:07
A jak to się tyczy dziewczyn, które wychowywały się bez ojca?  🤔
Mój K. ani nie pasuje do mojego dziadka, który chyba niejako mi tego ojca zastępował, ani do mojego ojczyma, z którym spędziłam makabryczne 5-6 lat życia(doskonale wiedząc, że mój ojciec nie żyje i pan mieszkający z mamą jest ojczymem- nikt tego przede mną nie ukrywał).
Moona, Ja znam ten mechanizm i ciągle się z nim nie zgadzam. No ok, sama powiedziałaś, że to w dużym uproszczeniu i generalizując 🙂 ale wydaje mi się, że akurat w takich przypadkach nie da się upraszczać.
No i, co mnie najbardziej interesuje, a co w przypadku chłopaka wybierającego dziewczynę podobną do matki? Mechanizm jest identyczny?

I właśnie - co w przypadku kiedy dziewczyna wcale nie spędza tak dużo czasu w domu, ale ma jednak ten kontakt ze sferą "rodzinną" innych małżeństw? Nie wiem, wujostwa, dziadków, przyjaciółki (jeśli, przypuśćmy, spędza więcej czasu w "innym" domu, bo we własnym się nie da. I jest świadkiem i kłótni innych małżeństw, i miłych rzeczy, i nawet jest traktowana po trosze jak członek rodziny), a własnego ojca nie widuje? Też ciągle "jedynym mężczyzną jakiego ona dogłębnie zna od strony związkowej" jest ojciec? Albo właśnie - jeśli wychowuje się bez ojca? Albo - nie zna swojego ojca, przez pierwsze 5-8 lat życia wychowuje się bez ojca, później poznaje ojca-alkoholika, a jeszcze później (no, w wieku lat ok.13) ojca-idealnego, z którym ma dobry kontakt? Albo dziewczyna znająca 3 różnych "ojców" (bo powiedzmy, że matka we wczesnych latach życia dziewczynki wiązała się dosyć często). Mam chęć się upierać, że to działa inaczej.

[quote="Moona"]prawdziwa miłość - doskonała przyjaźń. Kropka.[/quote]
Prawdę mówiąc, rzuciłam to hasło trochę "w eter" 🙂 I jestem zdania, że prawdziwa miłość to... zjawisko społeczne i kulturowe stworzone przez sztuki. Że jej tak naprawdę nie ma. 😉 Gdyby odrzucić całą literaturę i sztukę, która wypromowała romantyczną miłość dwojga ludzi, wyszłoby na to, że miłości tak naprawdę nie ma, a wchodzimy w interakcje z innymi ludźmi tylko dlatego, żeby przetrwać w stadzie, przedłużyć gatunek i zaspokoić pożądanie. Ale to tylko taka "luźna refleksja na temat" 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
03 grudnia 2011 12:20
A ja jednak się z tym zgadzam. Patrząc po moich znajomych zauważam, że ten schemat się sprawdza- moje przyjaciółki podświadomie lgną do mężczyzn podobnych do ich ojców. Z kolei kolegom najczęściej podobają się kobiety, które choć w małym stopniu przypominają ich matki. Nawet mój K. twierdzi, że jestem bardzo do jego matki podobna...  🤔
Sprostowując - ja nie napisałam nigdzie, że ten mechanizm działa absolutnie u każdego i że to jedyna słuszna ideologia, jaką należy przyjąć.
Ten mechanizm jest, u niektórych da o sobie znać w ogromnej mierze, u innych może się nie ujawni wcale.
Jest to jeden ze sposobów wytłumaczenia zasad doboru partnera, na pewno powstało kilka innych, które w pewnych sytuacjach świetnie się sprawdzają. To raczej jedna z możliwych ścieżek ludzkiego toku działania niż bezwzględny sposób postępowania każdego. W związku z tym usiłowanie podpięcia pod to absolutnie każdego przypadku uważam za mijające się z celem, toteż do części pytań się wcale nie odniosę.

Chciałabym natomiast nawiązać do sytuacji
I właśnie - co w przypadku kiedy dziewczyna wcale nie spędza tak dużo czasu w domu, ale ma jednak ten kontakt ze sferą "rodzinną" innych małżeństw? Nie wiem, wujostwa, dziadków, przyjaciółki (jeśli, przypuśćmy, spędza więcej czasu w "innym" domu, bo we własnym się nie da. I jest świadkiem i kłótni innych małżeństw, i miłych rzeczy, i nawet jest traktowana po trosze jak członek rodziny), a własnego ojca nie widuje?
Pierwsze o czym piszesz - spędza czas w innym domu, bo we własnym się nie da. 98%, że to się odbije zarówno na jej przyszłym życiu jako jednostki, jak i na jej późniejszym życiu związkowym.
Drugie - to jest wg mnie pozytywny aspekt, że ma szansę poznać inne sposoby funkcjonowania małżeństwa. To odblokowuje drogę "strasznie chciałabym z kimś być, ale nie wiem jaki on ma być, bo poza ojcem to ja nie znam innego faceta". To jest zdrowe, że ma możliwość poznania świata i relacji międzypartnerskich w trochę szerszy sposób.

[quote="Sankaritarina"]
No i, co mnie najbardziej interesuje, a co w przypadku chłopaka wybierającego dziewczynę podobną do matki? Mechanizm jest identyczny?[/quote]
Tu nie wiem, ale domyślam się, że mechanizm jest bardzo podobny. Tym bardziej, że osobą, która ma chłopca, a przyszłego mężczyznę, nauczyć kochania i okazywania tej miłości, jest matka. I to, w jaki sposób ona to zrobi bądź nie (czyli też - jakim będzie wzorem jako kobieta), będzie rzutowało na jego późniejszy sposób kochania innej kobiety.

[quote="Sankaritarina"]
[quote="Moona"]prawdziwa miłość - doskonała przyjaźń. Kropka.[/quote]
Prawdę mówiąc, rzuciłam to hasło trochę "w eter" 🙂 I jestem zdania, że prawdziwa miłość to... zjawisko społeczne i kulturowe stworzone przez sztuki. Że jej tak naprawdę nie ma. 😉 Gdyby odrzucić całą literaturę i sztukę, która wypromowała romantyczną miłość dwojga ludzi, wyszłoby na to, że miłości tak naprawdę nie ma, a wchodzimy w interakcje z innymi ludźmi tylko dlatego, żeby przetrwać w stadzie, przedłużyć gatunek i zaspokoić pożądanie. Ale to tylko taka "luźna refleksja na temat" 🙂
[/quote]
Tu trochę się zgodzę, trochę nie.
Absolutnie zgodzę się, że współczesne słowo "miłość", którego tak naprawdę nikt nie potrafi zdefiniować, jest wytworem kultury. I oznacza takie "nie-wiadomo-co". No, jakieś wielkie uczucie, połączone z tym, że mi przy drugiej osobie dobrze i chcę jej dobra, że chcę z nią spędzać czas, że ona ma ze mną być i mnie wspierać... Jasne, też. Tylko nie tu leży sedno.
Ogromnie trudno spotkać małżeństwo, w którym ludzie po kilku latach naprawdę się kochają. Cudowny przykład opisała Muffinka. Tylko to jest niezmiernie rzadkie, bo wymaga niesamowitej pracy, mnóstwa zrezygnowania z samego siebie, chęci, czasu, cierpliwości. I ktoś, kto nie spotkał na swojej drodze życiowej takiej pary, to faktycznie może dojść do wniosku, że "prawdziwej miłości to nie ma".

Tak, człowiek jest istotą kierowaną instynktem, także instynktem przetrwania. Ale jest też istotą rozumną, posiadającą wolną wolę. I może z tym zrobić co mu się żywnie podoba, także podążać absolutnie minimalnym planem zaspokojenia najniższych potrzeb. I wydaje mi się, że każdy ma w głowie pomysł "chcę być szczęśliwy", którzy będzie realizował wg własnego uznania oczywiście. Ale żeby człowiek mógł być naprawdę szczęśliwy, konieczny mu jest do tego drugi człowiek obok. I będzie wchodził w taką czy inną relację międzyludzką (rozumianą bardzo szeroko) szukając szczęścia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się