Kącik WEGE :-)

Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
18 grudnia 2008 16:14
Diakonka: W Polskich restauracjach jeszcze są takie kwiatki jak np. w karcie dań pod dania wegetariańskie: pierogi ruskie ze skwarkami. W wielu miejscach jedyną opcją bezmięsną są frytki z surówką. W Anglii w każdej wiejskiej knajpie można dostać przynajmniej jedno, dwa dobre posiłki wegetariańskie, i to smaczne.
kiedys jechalam na oboz z kolezanka tez wege, zatrzymalysmy sie w jakims zajezdzie na obiad, bez miesa byly tylko pierogi, wiec wzielysmy ruskie do wyboru ze skwarkami, smietana albo bez niczego, ja wzielam bez niczego a kolezanka ze skwarkami 😲 po mojej subtelnej uwadze stwierdzila "skwarki z miesa?! no cos ty, niby jak...niemozliwe, co musialo ci sie pomylic", zjadla skwareczki ze smakiem i nadal byla w ciezkim szoku co tez ja wymyslilam, nijak do niej nie dotarlo...
pominmy fakt, ze na obozie kucharki uznawaly zasade-wegetarianskie posilki=normalne minus mieso, jak wrocilam do domu po 10 dniach nie moglam ustac na jednej nodze, a chodzenie w linii prostej sprawialo mi naprawde spore problemy...
no przecież skwarki to słonina...
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
18 grudnia 2008 19:21
Są 'wegetarianie', dla których jedynie nie jedzenie mięsa jest wystarczające. Czyli wszelkie zupki na kościach czy skwarki w pierogach nie przeszkadzają. Nie mam nic przeciwko takiemu niejedzeniu mięsa, tylko po co się wtedy nazywać wegetarianinem, skoro to mało co z wegetarianizmem ma wspólnego.

Pamiętam jak byłam na kursie instruktorskim w Rzecznej. I tam nocowaliśmy w takim zajeździe. To na obiad miałam jajka sadzone na zmianę z kotletami z sera. Nic poza tym. No ale te kilka dni (były 4 zjazdy czterodniowe) można było wytrzymać.
no dokladnie....ja nawet jak jadlam mieso to skwarek tez nie ruszalam.
a jezeli chodzi o polskie restauracje [no przynajmniej w moim miescie ] to ciezko jest o cos dobrego bez miesa. dlatego tez rzadko tam cos jem. czasem jakas pizza [tylko z serem] albo makarony. i na tym oferta dla wegetarian w wiekszosci restauracji sie konczy...-.- to sie powinno zmienic.
ja pamiętam jak raz usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn w tramwaju:
"to chodźmy na pizzę"
"ok, ale ja jestem wegetarianką i nie jem pizzy z mięsem"
"ojej, no i jak to tak bez mięsa, nie masz żadnych niedoborów?"
"nie, jem dużo ryb"
no lol  😁
Lotnaa   I'm lovin it! :)
18 grudnia 2008 21:32
Heh, chodziłam chyba z 45 minut po największym tesco na świecie i nie znalazłam tofu  😤 Musi gdzieś być, jestem pewna, ale nie znalazłam. Zostaje sklep ze zdrowym żarciem, tylko tam niebezpiecznie dużo pieniędzy zostawiam - wszystko jest organic. Ale jak dziś na śniadanko wciągnęłam Yofu - mmmmmm, warte każdej ceny.

Obawiam się jednak, że na razie nie będę potrafiła zrezygnować z serów. Mleko ok, jest sojowe, ale póki co nigdzie nie znalazłam sera sojowego z borówkami, czy nawet serka wiejskiego z serii organic  🤔
Ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, dam sobie troszkę czasu.
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
18 grudnia 2008 22:23
Lotna: dlaczego chcesz z serów rezygnować. Wegetarianie jedzą sery, jajka, piją mleko. W Anglii są sery wegetariańskie, bez podpuszczki, wystarczy spojrzeć na opakowanie i znaleźć takie zielone V.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
18 grudnia 2008 22:59
Biała, chodzi mi o to, że chciałabym przestać się przyczyniać do takiej masowej fabrycznej produkcji mleka. Jajka mogę kupić ekologiczne, a serów - nie bardzo. I nie chodzi mi o takie zwykłe sery typu gouda, bo te mnie jakoś szczególnie nie "kręcą", ale np pleśniowe itp. Dziś jak zobaczyłam serek kozi z borówkami, to się nie mogłam powstrzymać.
Chciałam znaleźć coś pośredniego między wegetarianizmem a weganizmem, ale póki co zostaje to pierwsze.
cieciorka   kocioł bałkański
19 grudnia 2008 19:52
coś pośredniego to latkoweg. lub owoweg. 😉

słuchaj, nie zmuszaj się do niczego. ja jak przestalam jeść mieso to od weganizmu odzielilam sie szerokoą krecha- a teraz prosze. z tym ze ja nigdy nie powiedzialam ze to na zawsze. sadze, ze jesli spelni sie moje marzenie podrozowania po swiece weganizm bedzie zbyt trudny, ale miesa jeść nie bede.

po drugie nie rób az tak gwałtownych zmian, organizm sie przyzwyczaja, mozesz nawet odczuwac pewne oslabienie, po odstawieniu przez jakis czas :P
po trzecie w polsce mozna kupic serki, wiec u was tym bardziej.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
20 grudnia 2008 16:19
Właśnie zjadłam falafel wg. przepisy Edytki.
Mniami  😉
cieciorka   kocioł bałkański
10 stycznia 2009 21:48
pamietacie pandurska z volty? też weganka, ale na zime przechodziła na weterianizm. ja sie zastanawiam czy w okresach zimowych nie jeść jajek. tak pewnie bedzie, ale na wiosne znów bez.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 22:20
cieciorka, ja wcinam jajka, tylko od takich prawdziwie wiejskich, szczęśliwszych kur  😉

BTW, za kilka dni minie miesiąc bez mięska i czuję się super. Przez ten czas poważnie zgrzeszyłam raz - rybą w wigilię, poza tym mam czyste sumienie  🙂
Odkryłam wiele pysznych dań, kotleciki sojowe i orzechowe są pyszne, mleczko też, i dobrze mi z tym.
Wiem, że pierwsza duuuża ofensywa przeciwko mnie będzie pod koniec lutego, kiedy lecę do domu, ale będę TWARDA i postaram się nie dać  😀iabeł:
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
10 stycznia 2009 22:56
Lotna: ja kupuję jajka w supermarkecie, ale organic. Smakują prawie jak wiejskie i myślę, że są właśnie od takich szczęśliwych kur. A kotlety orzechowe z TESCO też uwielbiam.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 23:09
Biała, dokładnie o takich myślałam, niestety nie mam tu rodziny na wsi i osobiście szczęśliwych kur nie znam. Ale byłam wiele razy na farmie drobiu, i widziała też takie "free range chickens" i myślę, że różnica jest kolosalna.
(A jak byś była w Morrisonie to polecam stir-fry z orzechami i sosem kokosowym, mniam  😀).
Ja mam problemy z moim wegetarianizmem, gdzyz w glebi duszy jestem krwistym miesozerca. Po pol roku poszczenia (z dnia na dzien przestalam jesc mieso), ktoregos dnia otwarlam lodowke i po prostu rzucilam sie na lezace tam kotlety.... stwierdzilam, ze taki wegetarianizm nie ma wiekszego sensu, tak wiec wybralam droge posrednia: jem warzywa, ale jak mnie najdzie to wcinam ryby i kurczaki. Swinki i krowki moga sie w mojej obecnosci czuc w miare bezpiecznie.

Natomiast najwiekszym problemem w wege jest brak powszechnej dostepnosci do "gotowcow", do DOBRYCH restauracji - bo ilez mozna jesc w kolko pierogi ruskie (w duzym teoretycznie Krakowie jest jedna dobra restauracja wege i jest to MOMO), no i problem z gotowaniem... mysle, ze dla mnie zawsze wszystkie roslinne dania przygotowane przeze mnie beda mdle i bez smaku 🙁
Nie jem mięsa od jakiś trzech miesięcy. Mój świadomy, własny wybór. Było ciężko przez pierwsze 2 tygodnie. Pod koniec tego czasu, byłam bardzo osłabiona, senna i taka "nie-do-życia". Później jakoś samo minęło. Łykam tabletki witaminowe i żelazo. Badania krwi będę robiła w czerwcu przy okazji badań sportowych, to może się dowiem, czego mi tam jeszcze brakuje. Wcale źle na tym układzie nie wyszłam - przestałam się obżerać byle czym, sprawdzam co jem, dieta się wzbogaciła o owoce i warzywa. Nie jestem taka.. spuchnięta. Jednak przeraża mnie ilość dostępnych artykułów dla wegetarian w Polsce. Ciężko z tym bywa. Dzisiaj mama kupiła mi w aptece żelazo w tabletkach - czytam skład, a tam żelatyna 😵

W każdym razie wykopałam wątek i przyłączam się do klubu, mam nadzieję, że mogę? 😉


Jak tam Lotnaa, wytrwałaś?
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
27 maja 2009 19:26
Hej hej, witam rewir.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
27 maja 2009 19:32
Mięsa czerwonego nie tknęłam od kilku miesięcy i jakoś mi z tym dobrze.
Żyję kurczakiem, hurtową ilością ryb i warzyw i czuję, ze zdecydowanie lepiej wpływa taka dieta na organizm.
Ograniczam też cukier. Kaszę różnej maści wcinam też, ale makarony ograniczam ;-)

Zamierzam zrezygnować z kurczaka (ale będzie ciężko, bo go uwielbiam), ale przy rybie pozostanę ;-)
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
27 maja 2009 20:22
ja ostatnio miałam prawdziwą ochotę na mięso, chyba 2 raz w ciągu 12 lat od kiedy nie jem. kupiłam menowi szyneczkę od wieśniaka, pachniała cudownie, smakowałaby pewnie równie cudownie z masełkiem na kanapce. nie była to taka pokusac nie do odparcia - ot apetycznie wyglądała, ale jednak w moim umyśle funkcjonowała jako niejadalna.

też tak czasem macie?

rewir trzymam kciuki za Twoją wytrwałość🙂 skąd decyzja?
Nie podobało mi się to, że jem tak bliskie mi istoty. Kłóciło mi się to z moimi zasadami. Uważam się za przyjaciela zwierząt, często cenię je wyżej niż ludzi i jednocześnie je zjadam. Teraz czuję się dużo lepiej zarówno psychicznie jak i fizycznie. Jednak najbardziej uciążliwe jest to, że muszę sprawdzać wszystkie etykietki i nawet do żelków Haribo dodają żelatynę, a do mrożonej pizzy "tłuszcz z wieprza". Ale daję radę. Póki co mam jeszcze taki delikatny plan, żeby za parę miesięcy przejść na weganizm, ale tutaj nie będzie nic na siłę, bo masochistką nie jestem. Na razie, daje sobie czas na przystosowanie 😉
Wilejka   nie. na wiele sposobów !
27 maja 2009 20:29
A czy można być wege jedząc od czasu do czasu ryby ?
Wilejka, według mnie nie. Albo rybki, albo akwarium. Dla mnie kuriozalne jest niejedzenie mięsa, za to wcinanie rybek od czasu do czasu. Ale pewnie ryby to nie mięso. Szepcik podała już tutaj anegdotę 😉
Nie można robić nic wbrew sobie i własnemu organizmowi.
Wilejka   nie. na wiele sposobów !
27 maja 2009 20:38
A już myślałam, że zapiszę się do klubu 😉 Mięso - nie. Rybka z North Fisha - jak najbardziej !
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
27 maja 2009 20:39
Wilejka wtedy jesteś jaroszką.

ja nie jestem już taka ortodoksyjna. jeśli mam wybór, np serek Danio i serek Rolmlecz to biorę ten drugi, bo nie ma żelatyny. ale jeśli wyboru nie mam np sernik na zimno - moja Mama nie umie robić bez żelatyny - to go ze 2-3 razy w roku jem, choć bez galaretki. ale zupy na kości nie zjem, co więcej - bezbłędnie poznam, że jest na kości.

tak naprawdę jestem jaroszką, noszę skórzane buty, jem ryby itp. nie czuję się z tym źle, to taki mój prywatny relatywizm moralny😉
Oprócz wegetarianizmu istnieje jeszcze semiwegetarianizm (odmiana diety dopuszczająca spożywanie niektórych rodzajów mięsa) - Ci którzy jedzą rybki to ichtiwegetarianie a Ci, którzy spozywają drób to pollowegetarianie.

No ale to już nie wegetarianie  😉 Ja do takowych należę - od 10 lat wykluczyłam z diety mięso opócz (sporadycznie) ryb. Ale nie dlatego, że nie mogę się im oprzeć (jadłabym wtedy częściej) ale jakoś po macoszemu tę rybę traktuję... 🤔

edit: literówka
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
27 maja 2009 20:50
ja jem ryby z prozaicznego powodu - uzależniłam się od sushi i od łososia mojej Mamy.
edit: na początku nie jadłam, potem jadłam, potem znowu nie jadłam, teraz znowu jem. każda zmiana była spowodowana konkretnym wydarzeniem...
Lotnaa   I'm lovin it! :)
27 maja 2009 21:35
Jak tam Lotnaa, wytrwałaś?


Wytrwałam bez problemu, od grudnia nie jem mięsa i ryb. W tym czasie zgrzeszyłam raz - udko z grilla, nie mogłam się oprzeć  😡 Ale później poczułam się źle i nie mam zamiaru tego powtarzać.
Za mięsem nie tęsknie, nigdy nie lubiłam czerwonego, a kurczaka zastępuje mi świetnie soja i zazwyczaj nawet nie czuję różnicy. Mam ten komfort, że w UK produktów wege jest masa, w każdym sklepie. Sushi też kocham i kusi kusi, ale jestem twarda 😉
Nie potrafiłam zrezygnować z jajek i mleka (ehh, ser i jogurty...). Do płatków piję mleko sojowe, ale na ciepło się nie da...

Martwi mnie tylko jedno - dziś dostałam wyniki morfologii i mam ... anemię  😵 Czuję się ok, ale mam łykać żelazo w tabletkach i powtórzyć wyniki za 6 tyg.
W jakich produktach oprócz szpinaku jest żelazo????
[quote author=Diakon'ka link=topic=739.msg262398#msg262398 date=1243452135]
ja ostatnio miałam prawdziwą ochotę na mięso, chyba 2 raz w ciągu 12 lat od kiedy nie jem. kupiłam menowi szyneczkę od wieśniaka, pachniała cudownie, smakowałaby pewnie równie cudownie z masełkiem na kanapce. nie była to taka pokusac nie do odparcia - ot apetycznie wyglądała, ale jednak w moim umyśle funkcjonowała jako niejadalna.

też tak czasem macie?
[/quote]

Mam dokładnie tak samo. Jestem jaroszką od 6 lat. Czasami mam tak, że jak ktoś przyniesie do domu intensywnie pachnącą wędlinę, albo piecze na ognisku pięknie pachnącą kiełbasę to upajam się tym zapachem mimo, że wiem, że nie byłabym w stanie tego przełknąć- od razu mam odruch wymiotny. Ale zapach lubię 😉
Lotnaa   I'm lovin it! :)
27 maja 2009 21:45
Dokładnie, zapach wędzonych wędlin ma coś w sobie  🍴
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się