Pierwszy, własny koń

Hegemonia   Grunt to konik polny :)
20 stycznia 2012 09:34
badać, badać, badać. zawsze. nawet jeśli kupujemy konia za 3 tysiące do małej rekreacji.


Pierwszego kupowałam za 1000zł, nie badałam i nic nie budzi moich zastrzeżeń. jestem właścicielką 2,5 roku. dodam tylko, że byłam w komfortowej sytuacji, bo zanim kupiłam, całe wakacje obserwowałam kobyłkę, bo pracowałam w tej stajni przy obozach. nie chciałam kupować konia. a już na pewno nie takiego... ale stało się, 6 letni konik polski, wychudzony, zaniedbany, wystraszony, ze zrytą psychiką, niezajeżdżony. nigdy nie żałowałam tej decyzji chociaż niektórzy twierdzą, że kn jest obciachowy :P .

drugiego kupowałam za 2000zł. więc dalej jesteśmy w śmiesznych pieniądzach. kupowałam "po znajomości". monitorowałam z doskoku egzystencję zwierzaka przez kilka miesięcy, ale nigdy pod kątem kupna. cudowny charakter, młody koń... sytuacja przeprowadzki kobyły zmusiła mnie do "wzięcia" drugiego konia. wzięcia, bo początkowo była to bezpłatna dzierżawa, ale szybko podjęłam decyzję o zakupie konika.  no i tutaj już mam więcej wątpliwości. przede wszzystkim mam wątpliwości co do rzeczywistego wieku konia (wykupiony rok temu od handlarza jako roczniak, oględziny weta w wakacje datowały go na 2009, na umowie wpisane 2008... a ostatnio znajomy zajrzał mu do paszczy i stwierdził po zębach że koń jest na piątym roku :P ), odchodząc od tego ile koń ma lat- chyba 2 raz w życiu miał u mnie robione kopyta dopiero, z jedną nogą jest problem, który wyszedł po tym, jak w końcu udało mi się nauczyć go dawać tyły i wystrugać je, no i parę rzeczy jeszcze budzi moje wątpliwości.

przy cenach moich kucyków badanie pewnie okazało by się śmieszne... ale co się odwlecze, to nie uciecze- właśnie czekam na konsultację ogólną konia nr 2, bo lepiej wiedzieć na czym stoję. lepiej zapobiegać niż leczyć. koń nawet jeśli ma tych 5 lat- wciąż jest młody.

no i też taka moja prywatna refleksja... niektórzy strasznie żałują, jak jest kontuzjowany koń za kilkadziesiąt tys zł. bardzo szkoda im tego zwierzaka. naprawdę? nie, raczej żałują tych grubych pieniędzy, które poszły się paść razem z uszczerbkiem na zdrowiu danego konia. koń to koń. żaden koń nie wie, na ile człowiek go wycenia... ale każdy czuje tak samo, zarówno potrzeby, radość i ból.
Przy kupnie Rudego - nie badałam nic. Cena nie była niska, ale nie była też wysoka. Jak na konia w jego wieku i z jego możliwościami - adekwatna. Po za tym obserwowałam konia dość długo, przed samym kupnem skonsultowałam tylko kopyta z pobliskim kowalem, bo jedno było i jest nadal troszkę mniejsze. Jednak zostałam zapewniona, że wszystko jest ok. Żałuję do dziś, że nie zrobiłam badań ponieważ po niedługim czasie okazało się, że owe mniejsze kopytko jest w stanie opłakanym, a do tego koń jest zaawansowanym trzeszczkowcem. Świat mi się wywrócił do góry nogami ale tylko dla tego, że nigdy realnie nie miałam z tym styczności. Teraz okazuje się, że porządny kowal, dieta i poświęcenie wystarczy by koń w pełni mógł się cieszyć życiem. Co nie zmienia faktu, że gdybym badania zrobiła uniknęłabym całego tego stresu i płaczu. Nie było mi łatwo, bo kiepska praca, nauka - a tu koń wymagający sporego nakładu pieniędzy. Przy kupnie Karego mając już nauczkę z przeszłości badania robiłam wszystkie jakie są możliwe. RTG nóg i boczne kręgosłupa, podstawy badania kupno-sprzedaż (zaglądanie ogrowi gdzie się da i jak się da, próby zginania, sprawdzenie ruchu, na miękkim podłożu i twardym i co tam jeszcze się robi), endoskopia, badania wysiłkowe, morfologia, biochemia plus filmy i protokół od weta, który je wykonywał konsultowałam jeszcze z innymi weterynarzami. Życie mnie nauczyło, że nie ważne ile koń kosztuje badać trzeba - chociażby podstawy podstaw, to już daje nam jakiś obraz rzeczywistego stanu konia. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami realizacja marzenia o kupnie tego pierwsza konia jest cholernie trudna, bo chociażby ograniczają nas środki jakie możemy przeznaczyć na kupno, transport, zakup najpotrzebniejszych rzeczy i opłacenie pierwszego miesiąca pensjonatu. Później się czeka na kolejną wypłatę i powiedzmy, że już jest z "górki". Jednak warto zawsze zabrać ze sobą jak nie stać nas na weterynarza to chociaż kogoś o górę doświadczenia lepszego niż my, by faktycznie sprawdził te minimum, które trzeba i przede wszystkim by realnie i obiektywnie spojrzał na konia. Czasami nasze oko zamglone urokiem danego osobnika - mimo wielkich chęci nie będzie w stanie zauważyć wszystkiego. Wiadomo, że to nie to samo co weterynarz i porządne badanie, ale jednak już lepsze niż nic.. Po za tym tak ku przestrodze często młodych osób, które planują zakup konia, a nie mają dużego doświadczenia i nie posiadają obok siebie kogoś z dużo większą wiedzą. Gdy koń już do was trafi, stanie w pensjonacie - nie zaczynajcie zakupów od czapraków i owijek we wszystkich możliwych kolorach - zadbajcie w pierwszej kolejności o te minimum, które koń powinien mieć. Dopasowane siodło i ogłowie, suplementy, które potrzebuje (często nie kosztują mało) - porządny popręg, dobrane wędzidło i jakieś spotkanie chociaż raz na jakiś czas z instruktorem - trenerem, który będzie dawał wskazówki. Na całą resztę przyjdzie czas, zawsze będzie czas, ale ten pierwszy miesiąc, w którym zaczynamy użytkować konia bardzo szybko pokazuje braki i potrzeby konia, a one często są droższe niż kolejny "kolorek". Piszę to tylko dlatego, że z autopsji wiem iż pierwsze chwile razem są najcięższe pod względem finansowym ponieważ wydatki się kumulują - później znów jest z "górki".
Hypnotize święta prawda.
Ja swojego konia kupowałam po roku dzierżawy i wiedziałam że chce go bez względu na wszystko, w tym wyniki badań, wiec po co robic?  😍
Mam go już 4 lata i nie żałuję, nie zamieniłabym na żadnego innego choć chcarkter ma trudny, zdrowie na szczęście w miare ok.

Jest to mój pierwszy koń i jak tak patrzę wstecz - nie widzę większych porażek i trudność, jedyne co to człowiek sobie uświadania ile z własnym koniem jest zachodu. Inna sprawa że 10 lat pracowałam przy koniach i wiedziałam z czym to się je. Jednak własny to wlasny, gorzej niż z dzieckiem  😀 , ale tak to już jest ze zwierzętami.
Dla mnie jest to wielkie spełnione marzenie, na które długo czekałam, więc biorę wszysytko na klatę i tak jestem szczęśliwa że mam ten kłopot na głowie....

Natomiast znam parę przypadków gdzie dziewczynkom które zawsze dostawały wszystko zachciało się konika i rodzice kupili - zawsze niestety kończy się to tragcznie dla konia - dziewczynki i ich rodzice uświadamiają sobie że konik to nie tylko wożenie d.... dwa razy w tygodniu ale praca i ogromne koszty....
Cierpi na tym jak zwykle - koń.

Jeśli będzi mnie kiedyś stać na drugiego i będę go kupowała jednego z pośród wielu innych to na pewno badania zrobie żeby się zabezpieczyć, ale jeśli z serca to po co, i tak go kupie  😅
Ja również kierowałam się sercem i żadnych badań nie zrobiłam, ale nie żałuję. Mojego pierwszego i aktualnego konia poznałam na wakacjach (pojechałam tam pomagać przy koniach, w zamian za treningi). 28.06.09 pierwszy raz zobaczyłam Siwą i od razu straciłam dla niej głowę do tego stopnia, że jak ktoś inny na niej jeździł to szlag mnie trafiał. W czasie kiedy właściciela nie było przyszła kobieta zainteresowana kupnem Siwki (jednego konia już od nich kupiła i chciała drugiego), no to ją "pogoniłam" 😀 pomimo, że wtedy było to zupełnie nierealne to powiedziałam, że ja kupuję tego konia... więcej nie przyszła. Spędziłam tam miesiąc, a przed wyjazdem powiedziałam do Siwej, że po nią wrócę i wróciłam. Kiedy następnym razem spotkałam się z właścicielem i usłyszałam cenę dla mnie (40% ceny za którą miała ją kupić tamta kobieta) to oszalałam i 18.10.09 podpisałam umowę, ale koń miał zostać u niego dopóki nie będzie mnie w pełni stać na utrzymanie. 28.12.09 Siwa przyjechała do Wrocławia, wraz z drugim koniem z tamtej stajni, którego postanowiłam kupić w drodze po Siwą 🙂 Pojechałam po jednego konia, a wróciłam z dwoma. Przyznam, że obie kobyłki to dzikusy, które wymagały meeega dużo pracy i dalej wymagają, ale idziemy do przodu 🙂 zresztą były warte swojej ceny i bardzo dużo mnie nauczyły. Szczególnie Siwa. Nigdzie indziej nie kupiłabym takich koni za takie śmieszne pieniądze. A z ich byłym właścicielem utrzymuję kontakt do dziś i może wybierzemy się tam z koninami na wakacje. 
ja kierowałam się... przypadkiem. Z powodu choroby konia, którego miałam dzierżawić (koń do C klasy, super profesor) trener zaproponował mi sprawdzenie 4 letniego, super spokojnego wałaszka. Wsiadłam na rudego bez większych nadziei, ot młody, niedawno zajeżdżony koń. Jednak jakimś dziwnym trafem, młody ujął moich rodziców i postanowili wysłuchać  moich długoletnich próśb. Z dniem 22.10 roku ubiegłego, umowa została podpisana. Badać- badałam, wyszły pewne drobne zmiany w nogach, po konsultacjach z wetami z polski i zagranicy, ostatecznie stanęło na kupnie.
Nie z serca, nie z sentymentu a z przypadku i powiem wam, że nie żałuję tej decyzji 😉
Jestem na forum od pewnego czasu, ale dopiero niedawno zaczęłam zabierać głos. Ciekawy wątek. U mnie była taka kolejność: nauka jazdy do poziomu 'jadę z zastępem w teren i wracam cała, nadal w siodle", dosiadanie wielu koni różnych ras, wieku, płci i rozmiarów, potem rozejrzenie się w sytuacji rodzinnej i finansowej, czyli czy stać mnie na konia, potem rozgłoszenie po znajomych koniarzach, że szukam. To było 11 lat temu, nie było aż takiej obfitości koni, jak dziś. Jak o czymś mi doniesiono, jechałam oglądać z doświadczonym instruktorem i zootechnikiem jednocześnie. U jednego konia wypatrzył np. wadę nóg. Za to polecił mi konia, którego sam układał. Borys był w rękach dziewcząt, którym się koniś przejadł po dwóch latach. Stał i wcinał owies, przez rok. Po dwóch wizytach, próbie pod siodłem, kupiłam go za dość niską cenę, jeszcze mi sprzęt za darmo dali. Nie jest mojej ulubionej maści, chciałam trochę mniejszego i nie zwabiły mnie intrygujace szczegóły z jego rodowodu, bo ich wtedy nie znałam. Co przeważyło: opinia tego znajomego, fakt, że koń był nauczony chodzić sam w teren (na czym mi zależało), zdrowie, dobry charakter.  Postawiłam go w pensjonacie u kogoś, kto ma doświadczenie i mogę go o wszystko pytać. Czuję się bezpiecznie a koń jest kwitnący. Weta nie oglądam, sprzętu mam minimum, kopyta robi znajoma. Dodam, że mało zarabiam i końskie sprawy to mój największy wydatek.
Wietrznica uwierz , że da się w ten sposób dogadać. ; ) Wystarczy dobra gadka.  😎
Wietrznica, a ja znam sytuację w której potencjalny kupiec zastrzgł, a sprzedający zgodził się, że w momencie gdy wyniki określonych pomiędzy dwoma stronami badań nie będą satysfakcjonujące, to wówczas właścicel konia poniesie koszty ich wykonania. Badania wykazały jakś feler zdrowotny i sprzedający zgodnie z umową zapłacił za nie.
mój pierwszy koń....Wakacje przed 5tym rokiem studiów, Bieszczady- ciekawskie łby z rana w namiocie 😂 i miłość do małych, ambitnych i ciekawskich koników została rozpalona 😉 Rok później, gdy szukałam konia do hipoterapii przypomniał mi się ten obrazek i pojechałam... miała na imię Scarlett, miała wówczas 5lat, nie potrafiła nic, nawet na uwiązie nie chodziła i nóg nie dawała. W dodatku była z 3mies źrebakiem a droga do domu to ponad 380km 😵
Pierwsza jazda jeszcze w Bieszczadach- teren na oklep, cud miód i orzeszki. Wygodna, okrąglutka, urocza i z charakterem 😂 Badań nie robiłam, bo po co 🤦 co może być 5letniemu hucułowi żyjącemu w tabunie, pracującemu tylko sezonowa na rajdach 🤔wirek: Kłopoty zaczęły się na pensjonacie... Ucieczki, taranowanie ogrodzeń, płacz, bo koń nieujeżdżony a jazda na maneżu ja "nudzi". W dodatku możliwość pracy ograniczona, bo klacz okazała się źrebna 🙁
Rok później- pensjonat i 3konie. Znowu płacz, bo skąd wziąć kasę na utrzymanie 3koni jak plany obejmowały tylko jednego?? Decyzja o oddaniu młodej (urodziła się w dniu moich urodzin), dla mnie dramat... Zmiana pensjonatu, chwila oddechu i znowu gromy- klacz jest źrebna 😵 Obietnica, przed sobą samą, że konia nie oddam. Wyźrebienie, młoda ma 2miesiące a ja mam wypadek samochodowy. Decyzja o budowie własnej stajni (wcześniej wynajmowaliśmy mieszkanie) pod domem. Upragniony spokój. Zima, urodziny mojego chłopaka, decyzja o kupnie dla niego konia. Arab, po artroskopii z "referencjami" od weta, zabieg podobno "kosmetyczny". Koń po torach i moje 3kucki. Rok walki o odzyskanie spokoju psychicznego przez siwego. Spokój....i ...Kontuzja... zerwanie torebki stawowej w operowanym stawie. Wizja, że koń potrzebuje operacji,i że może zostać ładną kosiarką. Szybka decyzja - nie operujemy, leczymy polem magnetycznym. Walka przez pół roku ale koń wraca pod siodło. Rajd połączony z zawodami. Nasz arab "wygrywa" źrebaka. Godziny poważnych rozmów i ani nie zdążyłam okiem mrugnąć jak los znowu zadecydował za mnie i mam 5konia 😵 Jak o tym wszystkim myślę, to w moim życiu nie ma świadomych decyzji, jest tylko wiatr we włosach i wielka miłość. A wszystko przez łeb, który pojawił się pewnego ranka w namiocie.....
czeggra1, PauliSiianka
Ja nie wątpię, że jest to możliwe, ale (jak piszecie) podstawą jest się dogadać. I właśnie ciekawa jestem jak to zrobiłyście! No i czy w związku z Waszym podejściem (podejmowania prób dogadania się w kwestii badań) ktoś Wam kiedyś odmówił?
I czy zdarzyło się by ktoś zaproponował, że ma już wyniki badań konia, który jest obiektem zainteresowania?
kasik Twoja klacz jest wiatropylna?  🤔wirek:
Martuha nie raz nie da się upilnować ,moja jak chciała do ogiera rozwaliła zamknięcie z kłódkom ( kłódka była żeby nie wyszła ) na drugi dzień tak pozamykaliśmy że nie było szans na wyjście pannicy . Na drugi dzień drzwi leżały 3 metry dalej a pannica chodziła z ogierem  😵 
w mojej rodzinie był taki przypadek, że kupiono kuzynce konika, bo umiała już zagalopować. Dziecko było wówczas 13letnie.
Konik stał w stajni koło domu, ludziom nie miał kto pokazać, jak z koniem obchodzić się na co dzień.
Jakby tego było mało, konik ów arabkiem oo, drogim, acz nieujeżdżonym.
Po kilku poważniejszych wypadkach konik z pokorą wrócił skąd przyjechał, a dziecko wróciło do szkółki szlifować swoje umiejętności, minęło jakieś 5-6lat, ale konika nadal nie kupili ;>
Niech każdy wniosek wyciągnie sam 😉
Martuha nie raz nie da się upilnować ,moja jak chciała do ogiera rozwaliła zamknięcie z kłódkom ( kłódka była żeby nie wyszła ) na drugi dzień tak pozamykaliśmy że nie było szans na wyjście pannicy . Na drugi dzień drzwi leżały 3 metry dalej a pannica chodziła z ogierem  😵 

Też nam taki przypadek, chociaż mowa w nim będzie o stanowisku, a nie o boksie. Klacz zerwała się i poszła do ogiera, tyłek próbując przecisnąć przez pręty boksu.
czeggra1, PauliSiianka
Ja nie wątpię, że jest to możliwe, ale (jak piszecie) podstawą jest się dogadać. I właśnie ciekawa jestem jak to zrobiłyście! No i czy w związku z Waszym podejściem (podejmowania prób dogadania się w kwestii badań) ktoś Wam kiedyś odmówił?
I czy zdarzyło się by ktoś zaproponował, że ma już wyniki badań konia, który jest obiektem zainteresowania?



Niestety nie da się z każdym dogadać ale trzeba próbować albo tak jak napisała czeggra1 zastrzec sobie jeśli koń jest chory to sprzedawca oddaje za badania , bo przecież każdy sprzedający twierdzi , że jego koń jest super zdrowy.

A jeśli chodzi o wyniki badań , które koń wcześniej miał zrobione jak dla mnie są wgl nie ważne , bo nie raz spotkałam się z sytuacją gdzie albo dawali wyniki innego konia albo konia przed kontuzją.
Martuha- trzymając konia na pensjonacie człowiek ufa, że wszystko będzie dopilnowane. A przynajmniej takie sprawy jak uniemożliwienie ogierowi pokrycia klaczy bez kontroli. Gdybym wiedziała co zaszło, dałabym zastrzyk ale w 8miesiącu niewiele można zrobić 😵
to i ja, jako świeżo upieczona posiadaczka, dorzucę swoje 3 grosze ku potomności:

po 1: na etapie poszukiwania konia pamiętać o tym, że koszty związane z szukaniem mogą okazać się bardzo wysokie. Ja zaplanowałam sobie tyle a tyle na konia, drugie tyle na czarną godzinę, a zapomniałam, że trzeba się czasem sporo nadzwonić, najeździć i nabadać zanim znajdzie się tego jedynego, wiec trochę mi te "nieplanowane" wydatki nadszarpnęły kiesę.
Ponadto za każdym razem, kiedy jechałam oglądać kolejnego konia brałam ze sobą koleżankę, która ma doświadczenie w kupnie/sprzedaży koni i kompletnie nieemocjonalny stosunek do tego. Ja byłam gotowa zamawiać przyczepę dla pierwszego konia, którego jeszcze nawet na oczy nie widziałam i dziewczyna musiała się nieźle napocić żeby wybić mi go z głowy (a i tak złamała mi przy tym serduszko, bo konik był (i dalej jest  😉) dla mnie niemal ideałem).

po 2: jeśli wcześniej dzierżawiło się konia, to sprawa jest łatwiejsza bo człowiek wie już "z czym to się jje", gorzej kiedy ktoś prosto ze szkółki funduje sobie własnego konisia (co się niestety często zdarza) kompletnie nie mając pojęcia o żywieniu czy zdrowiu konia. Sama znam przypadki osób, których takie rzeczy nie interesowały przed kupnem i nie interesują po, bo przecież od tego jest właściciel pensjonatu, który zamawia kowala, sypie w koryto i ewentualnie dzwoni, że z koniem coś się dzieje (bo samodzielnie nie byłyby w stanie rozpoznać i zidentyfikować objawów choroby).
Dlatego polecam mieć uszy i oczy otwarte: czytać, patrzeć, słuchać i zapamiętywać ile się da. Patrzeć na pracę kowala/strugacza czy weterynarz i nie bać się zapytać o sprawy nurtujące. Wszystkie wątpliwe kwestie weryfikować, poznawać różne punkty widzenia i przede wszystkim pokornie słuchać osób mądrzejszych od siebie 😉
Jednym słowem uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Ja na własnym przykładzie mogę stwierdzić że wiem, że nic nie wiem, a im więcej rzeczy się dowiaduje tym więcej mam nowych pytań 🙄.

niby to sprawy oczywiste, ale często mogą umknąć świeżakom 🙂
Asik955   Wegusiowo-Tanderowa
14 lutego 2012 19:55
przeniesione do innego wątku
Cariotka   płomienna pasja
15 lutego 2012 14:25
nie rozumiem pytania....
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się