kącik skoków

m0niSka
Przede wszystkim czas. I dużo treningów. Dobrze by było, gdybyś mogła pojeździć i poskakać na jakimś koniu profesorze, któremu mogłabyś zaufać. Mi to pomogło, dzięki takiemu zwierzakowi przestałam się bać, miałam ten omfort, że ten koń mnie wyratuje.
m0niSka to zależy co się stało i czy wiesz dlaczego się tak stało.

Ja w okresie luty-marzec miałam taką traumę, że skoki powyżej 80 cm, to było nerwowe przełykanie śliny, miękkie kolana i w ogóle kaszana. Całe szczęście trener umiał mi wszystko powoli wytłumaczyć, dał mi czas na zrozumienie własnych błędów i tak powoli, powoli zaczęłam się znów otwierać. Teraz dodatkowo pomaga mi większa pewność konia co do podłoża (pisałam o tym wcześniej).

Tak więc powoli, bez przegięć, ale stawiaj sobie coraz wyższe cele i pamiętaj, nie wpychaj, zaufaj koniowi, bo to najbardziej procentuje w przyszłości.

Jeśli chodzi o mnie, to muszę Wam powiedzieć, że bardzo pomyślnie się dla mnie wszystko układa (tfu tfu). Założone cele są realizowane... czasem nawet dostaję więcej niż chciałam. W zeszłym roku miałam cel zrobić licencję, udało się. W tym roku przejechać P na czysto w "wolną głową" i udało się ostatnio w Wolicy. To był mój 3 parkur P dwufazowy, kobyła bardzo dobrze skakała, pomagała, chciała. Ja przede wszystkim skupiona byłam na wskazówkach trenera i jechałam swoje. Przyjechałam 3-cia. Muszę przyznać, że ogromną mi to satysfakcję sprawiło, bo to kolejny krok w przekonaniu samej siebie że można na spokojnie jechać swoje i nawet o coś jeszcze powalczyć. Bez spinki i ścigania się o pietruszkę.

Ale żeby nie było, że sodówa walnęła mi do głowy. Moja głupota i brak racjonalnego myślenia spowodowała że następnego dnia wleciałam w tripel. Uderzyłam się mocno w udo, bolało jak szlag. Ale w związku z tym, że mam świadomość z jakiej przyczyny dałam na beret, nie załamuję się, nie obawiam się, bo wiem, że to nie wina konia. Że koń chciał, a ja mu skok uniemożliwiłam. Po prostu jak się na parkurze robi trudniej to znów wyłażą błędy, które trzeba naprawiać. I jeździć, jeździć, jeździć z głową i trenerem. 🙂
m0niSka tak- treningi, skoki skoki i jeszcze raz skoki. Ale male, wsztsko powoli i powtarzane wiele razy. Ja mam duzy uraz i strach przed szeregami. Nie przeszlo mi do konca i nieraz schizuje przed skakaniem szeregow, ale to przechodzi z czasem . Dasz rade  😉

Aurelia a z kim Ty trenujesz?
ewcia112 koń na którym skaczę to nie profesor, ale ufam mu akurat najbardziej z koni, na których miałam przyjemność skakać do tej pory... Zresztą konia nie można być nigdy w 100% pewnym...

aurelia to były pierwsze zawody tego konia, no i moje po dłuugiej przerwie...
Koń ma na prawdę serce do skoków i ładny potencjał, a ja teraz czuję... że go marnuję. Przez tego mojego stracha właśnie.
Zaczęłam jeździć z trenerką. Trenerka zna konia, ponieważ go zajeżdżała - o tyle łatwiej było mi jej zaufać... Dlatego co postawiła to skakałam, wiedziałam, że muszę... Już na drugim treningu w deszczu skakaliśmy 110... Zbliżały się zawody, oczywiście trzeba jechać, bo nie pojechać to grzech, no i 2 treningi przed zawodami jeździłam już tylko parcurki (wysokościowo adekwatne do jechanej klasy - LL) i już zaczynałam panikować, nie chciałam, mimo worka na plecach koń i tak miał radochę ze skakania.

No a na zawodach... Ja nie wiele pamiętam - tak mnie stres zjadł.
Ale z opinii innych... Pierwszy przejazd jechałam jak wspomniany wyżej worek kartofli, uwalona,  brak kontaktu... brawa dla konia, że cokolwiek skoczył... Jechał cały parcur a 0, na przedostatniej przeszkodzie, nagle coś krzyczało, że go zje no i wyłamanie, a ja gleba. Byłam w wielkim szoku, ponieważ koń mi NIGDY nie wyłamał i NIGDY z niego nie spadłam... między glebą a moim drugim przejazdem był tylko jeden koń, więc zdążyłam się tylko otrzepać i wsiąść na konia, nie myśląc ani trochę... Drugi przejazd znajomi już ocenili jako dobry, że jechałam równo, ładnie, czekałam na niego wszystko ok, tylko przed tą felerną przeszkodą już jechałam zrezygnowana... No i znów zakończyło się glebą.

Wiem, że to była moja wina, że koń jest złoty, że w ogóle przewiózł mnie do tej przedostatniej przeszkody (drugi człon szeregu)... Ale mimo tego, coraz częściej myślę o przejściu na ujeżdżenie, albo zmiany stylu jazdy na rekreacyjny....

małaMi no właśnie... szeregi;/
Na szeregu zleciałam, a na treningach szeregi gimnastyczne (w sumie nie małe) wychodziły Nam bardzo fajnie...
My się z kobyłą na zawodach wywaliłyśmy, cud, że koń po mnie przefikołkował. Kobyle drąg na nogach został i nie "otworzyła podwozia" do lądowania. Wsiadałm bardzo szybko po wypadku. W domu mogłam skakać wszystko, potrójne szeregi z ostatnim członem 130, żaden problem. A na zawodach open jeździłam a L nie byłam w stanie. Nogi z waty i nic nie mogłam zrobić. Dostałam od trenera właśnie konia profesora, któremu zaufałam i teraz zaczynam jeździc N i nie mam juz zadnych problemów 🙂 oczywiście rola trenera tez jest nie do przecenienia.
W każdym bądź razie na pewno potrzebny jest czas i duży spokój. Spokojnie sobie jeździj, trenuj w domu. U mnie nie było strachu przed jakąś przeszkodą, tylko przed wysokością, więc nad tym pracowaliśmy. Ale u Ciebie to strach przed szeregami. Może spróbuj stosunkowo dużo skakać, ale na małych wysokościach i stopniowo podnosić.
Trzymam kciuki  🙂
ewcia gratuluję🙂
Tak jak mówię - szeregi nie stanowiły dla mnie problemu... Problem teraz stanowi wysokość.. Powyżej 80cm to już wszystko mnie przeraża:| masakra jakaś...
Zresztą w domu, to w domu... Teraz przeraża mnie też myśl o zawodach...
W takim razie trenuj na razie w domu. Nie spiesz się z wyjazdami, bo jeszcze bardziej mogą Cię "przyblokować". Skacz w domu i powoli postaraj się pokonać "magiczną granice" 80cm 🙂 Mówiłaś, że ufasz Swojej Trenerce, Ona na pewno będzie wiedziała jak Ci pomóc 🙂 Najważniejszy jest czas i brak pośpiechu. Zawody nie uciekną 😉
Trzymam mocno kciuki, na pewno Ci się uda! (ja miałam wypadek na poczatku września, a tak naprawdę przestałam się bać na przełomie maja/czerwca) 🙂
Właśnie ja mam teraz taką blokadę do moje trenerki trochę... Mimo, że wiem, że to najlepsza osoba od skoków w okolicy, usłyszałam o kilku wypadkach u niej na treningach, właśnie przez to że lubi w górę i w górę... to mam barierę...
Póki co i tak nie skaczę - mamy okres roztrenowania... Myślę, że zacznę koniec lutego/początek marca, zależy jak pogoda dopisze (nie mamy hali) a póki co, myślę nad treningami ujeżdżeniowymi.... w końcu to też się przyda.
Jasne ujeżdżenie to przecież podstawa. Może, akurat przez ten czas zapomniesz o wypadku. W koncu podobno czas leczy rany.
Może spróbuj porozmawiać z trenerką o tym, żeby sie nie spieszyła. A może pomógłby wyjazda np. na ferie do innego trenera na konsultacje?
O muszę o tym pomyśleć, dzięki😉
Wiesz u mnie to chyba nie tyle chodzi o upadek na zawodach... Upadki na zawodach po prostu przypomniały mi sytuację, która miała miejsce jak byłam o wiele młodsza... skakałam na młodym koniu z "trenerem" który postawił mi jebutny okser krzycząc tylko "Monika trzymaj się", a ja małolata, wtedy skakałam wszystko co mi się ustawiło... Koń w życiu nie widział takiej przeszkody, zatrzymał się przed przeszkodą po czym skoczył ją z miejsca... głową strąciłam jedną część oksera, a żebrami drugą... Jeździłam jeszcze trochę i miałam przerwę. Właśnie po tej przerwie dopiero treningi pomogły mi zburzyć tą barierę do skoków... Aż do zawodów... Fakt - nic mi się nie stało, nie licząc stłuczonego barku.. Ale w głowie już coś siadło;/
hmm... ja od wakacji też zaczęłam bawic się w skoki bardziej na poważnie,  mam do dyspozycji dwa profesorki i na nich przełamuję swoje "strachy" i jak sobię porównam siebie sprzed wakacji a teraz to myślę że nastąpiła we mnie ogromna zmiana 🙂
Nie boję się już tak wysokości (wcześniej każda wysokośc powyżej klatki piersiowej konia wzbudzała we mnie strach, bo toż to koń musi się już podnieśc a nie przewalic 😉) Zupełnie inaczej czuję się już w skoku, czuję że wyraźnie poprawił mi się dosiad, nie jestem już tak sztywna, zaczęłam widziec odległośc do przeszkody. Ogółem mówiąc skoki zaczynają mi sprawiac przyjemnośc 🙂
Wiadomo nie wszystko zawsze jest pięknie i kolorowo, mam jeszcze sporo nauki i pracy przed sobą, bo robię jeszcze masę błędów, ale grunt to chęci pokonywania swoich słabości 🙂
my sie pochwalimy 😉
moje male, ktore powoli sie przygotowywuje na pierwsze zawody w styczniu 😉


jak sie podoba?
opolanka   psychologiem przez przeszkody
22 grudnia 2008 18:26
m0niSka - ja miałam kilka "wypadków", w tym jedną przewrotkę z koniem. Kiedyś uderzyłam głową w ziemię na zawodach i miałam takie lekkie zaniki pamięci 😉 spowodowane wstrąsnieniem (wstrzasem?) mózgu. Zaliczyłam też upadek, w konsekwencji którego mialam obrzęk kręgosłupa.
Na początku tego roku mój koń zatrzymał się, ja spadłam, a na mnie cała przeszkoda - stojaki i drągi. Dawno nie byłam tak potłuczona. Wsiadłam i dokończyłam parkur. Musiałam, inaczej mialabym blokadę.

Należe do osób, ktore szybko się blokują. Jedyne, co mogę Ci poradzić, to trenuj, trenuj, trenuj. Nawet teraz, w okresie roztrenowania, skacz chociaż krzyżaczki. To bardzo ważne. Czas, który pozostał Ci do marca, nie uleczy "ran". Będzie gorzej.

Ja mam bezgraniczne zaufanie do mojego konia, pomimo dwóch wypadków (upadku z koniem oraz tego opisanego wyżej, gdy pokrył mnie okser). Jeśli ufasz swojemu koniowi, musisz przełamać strach! Kiedy pokonasz swoj lęk, będziesz wolna!

Pomyśl sobie, tak na spokojnie, co byś zrobiła, gdybyś się nie bała? Zastanów się dobrze, czy chcesz skakać? Bo może to nie sprawia Ci wcale przyjemności i wolisz jazde po płaskim? ja się przekonałam, że nic na siłe. Dopiero współpraca z moim obecnym koniem dała mi pelny spokój, pełny relaks. Wjeżdżam na parkur z uśmiechem.

Po drugie - trener. Nie możesz mieć blokady wobec swojej trenerki. "Zmień trenera" jak "zmień konia" sprawy nie załatwi. Najlepiej szczerze porozmawiaj z trenerką, opisz swoje uczucia. poproś o "terapię". Skoki do 80 cm do momentu, aż tej wysokości nie będziesz się bała. Potem trochę wyżej, aż się oskaczesz. I znów wyżej.

Ważne, abyś nie jechała na zawody, jesli bardzo się boisz. Strach może spowodować, że coś nie wyjdzie i będzie jeszcze gorzej (bo jeździec się usztywnia, nie jest pewny siebie i konia). Nie wiem, w jakich konkursach startujesz ale może spróbuj pojechać coś niżej?

Mimo strachu (ale nie panicznego, paraliżujacego) stawiaj sobie zadania i przełamuj strach. Powoli ale do celu. I nie martw się, dasz radę 🙂

Pozdrawiam!
[quote="Aurelia"]Ale żeby nie było, że sodówa walnęła mi do głowy. Moja głupota i brak racjonalnego myślenia spowodowała że następnego dnia wleciałam w tripel. Uderzyłam się mocno w udo, bolało jak szlag. Ale w związku z tym, że mam świadomość z jakiej przyczyny dałam na beret, nie załamuję się, nie obawiam się, bo wiem, że to nie wina konia. Że koń chciał, a ja mu skok uniemożliwiłam. Po prostu jak się na parkurze robi trudniej to znów wyłażą błędy, które trzeba naprawiać. I jeździć, jeździć, jeździć z głową i trenerem. [/quote]
Zgadzam się miałam podobnyu wypadek pod względem przyczyny dosjonale wiem daczego stało się tak jak się stało, wiem również, że mimo, iż nie jechałam na koniu profesorze to tym razem wina była moja bo akurat tego dnia klacz prowadziła się świetnie i ona była w stanie pojechać super udane zawody, ale ja nawaliłam.

Mam pytanie czy wasze urazy do skoków pojawiły się dopiero w momencie gdy mielioście juz zaczac skakac w momencie pierwszego najazdu na przeszkode czy juz wczsniej zanim zaczeliscie skakac?

Pytam z ciekawości bo tak jak napisałam wyze mialam wypadek w sierpniu a z racji ze efektem był złamany obojczyk to cały wrzesien i pazdziernik to gips i unieruchomienie, listopad rehabilitacja  na basenie a teraz dopiero po 4  miesiącach powrót w siodło. I tak się zastanawiam bo obecnie nie mam zadnego urazu gdy mysle o skokach czy jeździe, dzis pierwszy raz po tym czasie siedzialam wiadomo lekka jazda ujezdzeniowa ale bylo super. Teraz planuje z miesiac dwa wrócic do formy a przy okazji poszkolic sie ujezdzeniowo bo nigdy nie bylo czasu ani speckalnych checi a teraz moze sie uda🙂

A do skokow ciagne mnie strasznie, mysle ze upadek mi pomógł bo teraz wszystko staram sie widziec na przod bardziej planowac, mysle ze skoki i najazdy jak zaczne skakac beda bardziej przemyslane a nie w stylui "jedziemy i zobaczymy co bedzie..." ale wlasnie boje sie czy nie pojawi mi sie jakis urz gdy juz bede miala zaczc skakac... mam nadzieje ze nie....

Co do konia profesora zgadzam sie ze to swietna sprawa, ja mimo ze wiem iz kon w moim wypadku niewiele zawinił to w tgm momencie na owa klacz bym nie wsiadła... jednak jej nerowowosć i pewna nieprzewidywalność sprawiałyby ze czlabym sie nieswojo bo wiem ze jeszcze kazdy upadek moze sie dla mnie zakonczyc kolejnym złamaniem, ale powrót do jazdy na profesorce ujeżdżeniowej (skokowej tez ale w mniejszym stopniu) i to jeszcze takiej do pchania nie dosc ze mnie duzo nauczy to jeszcz mam ten komfort i spokój psychiczny a to bardzo duzo...
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
22 grudnia 2008 20:31
moj plan terningów skokowych zawsze jest taki:

poniedziałek -wolne
wtorek - skoki
środa-praca ujezdzeniowa
czwartek-skoki
piatek- teren lub praca ujezdzeniowa.
sobota - skoki (ew.zawody)
niedziela- lonża lub ujezdzeniowa praca po plaskim

i foty z znaszych skokow na zaowdach:





i filmik z terningu, jeszcze w ujezdzeniowce :/

opolanka, myślałam o zmianie dyscypliny jeździeckiej, ale skoki sprawiają mi przyjemność... czuję się świetnie, jak uda mi się skoczyć coś wyżej... na zawodach (jechałam LL) wysokość nie sprawiała mi problemu, w ogóle na wysokość nie zwracałam uwagi, byłam po prostu ogólnie zestresowana... chciałam dobrze wypaść, miałam mało czasu na rozprężenie itp.
Moja trenerka to świetna osoba, wiem, że można jej zaufać, mimo tego dalej się boję... Przed treningiem wsiadam na konia z takim stresem, że szkoda gadać... Niby się cieszę, że poskacze dziś, ale z drugiej strony jadę jak na skazanie...
Wiem, że koń też się stara, że lubi skakać, że nie raz mnie ratuje... i tylko mnie🙂
A mimo tego boje się, mam blokadę, stres...
Czuję, że się uwsteczniam, już nawet boję się wsiadać na obcego konia, gdzie kiedyś nie sprawiało mi to najmniejszego problemu... Nawet jak jeździec danego konia, miał z nim problemy...
Problem tkwi tylko i wyłącznie w mojej psychice... nie wiem co z tym zrobić;/
Brzask przed skokami masz wolne?
Ja nauczona jestem, że ZAWSZE trza pojeździć konia dzień przed skokami
Ja tak samo...

Po dniu wolnym zwykle, chociaż nie zawsze - lonża.
Ja również nigdy nie skacze po dniu wolnym i zazwyczaj skoki nie są częściej niż 2 razy w tygodniu.
Mój plan, gdy W był w treningu wyglądał mniej więcej tak:

poniedziałek - wolne
wtorek - lonża
środa - skoki
czwartek - praca bardziej ujeżdżeniowa
piątek - zwykle jakieś drążki
sobota - skoki
niedziela - teren
O ile mi wiadomo (tak zostalo mi wpojone) nie skacze sie ani nie robi ciezszej pracy na plaskim po dniu wolnym. Trzeba najpierw konia ruszyc a dopiero nazajutrz pracowac.
Skoki "powiedzmy" trzy razy w tygodniu (jesli nie ma zawodow w weekend). "Powiedzmy", bo pelne parcurowe wysoko w sumie raz, drugi raz praca np. na jednej niewysokiej przeszkodzie (najazdy, odskoki, ladowania, zmiany nogi, prosto, na skos itp. itd.) a trzeci raz gimnastyka, tez niewysoko.
Plan mojego przewidywal (w tygodniu bez zawodow): 3 razy skoki (pelne, gimnastyka, na jednej przeszkodzie), raz wolne, dwa razy na plaskim, raz lonza / galopy.
No ja pisząc skoki uogólniłam...
Skoki zależą od tego co trenerka wymyśli.. raz są to parcury, raz gimnastyka, raz jedna przeszkoda... (jak napisała Klami)
a, no i w podpunkcie lonza / galopy, czesciej galopy. Zadko lonzowalam w sumie.

Klami, a w sytuacji o której pisałam na poprzedniej stronie?
Ascaia
koń dzień przed powinien chodzić i to nawet dość intenstywną jazdę po płaskim.
Musi byc ruszony, ale raczej nie intensywnie zeby za bardzo nie zmeczyc. Rozluznienie, gimnastyka, zgiecia... takie rzeczy... Nie duzy wysilek. Chodzi o to, zeby stawy i sciegna byly rozruszane, gotowe, ale nie zmeczone. Po dniu wolnym jest pewne ryzyko, ze kon jest zastany. A co za tym idzie zwieksza sie ryzyko kontuzji. No i ponoc praca nie jest tak wydajna, bo kon nie jest rozciagniety itp. To tak jakby sprinter trenujacy codzien zrobil sobie dzien wolny a dnia nastepnego cwiczyl finiszowanie.
Skakanie po dniu luznym nie jest zbrodnia, ale na pewno zwieksza ryzyko urazu.
Jesli twoj po dniu pracy traci energie i nie da sie go upchnac moze warto popracowac kondycyjnie?? Wspominane przeze mnie galopy / interwaly. Sa domena WKKWistow, ale koniom skaczacym rowniez sie przydaja. Zwieksza sie wydolnosc. Moze sprobuj dac mu tez cos specjalnego do paszy w dni ciezszej pracy. Jakies musli/granulat o zwiekszonej dawce energi. Moze nawet zwykle elektrolity by pomogly??

Racja, od czasu do czasu poskakać po wolnym to nie ma tragedii... oczywiście pod warunkiem, że koń cały dzień nie stał w boksie, tylko był na padoku/wybiegu...
oczywiście pod warunkiem, że koń cały dzień nie stał w boksie, tylko był na padoku/wybiegu...
Tego w ogole nie bralam pod uwage. Kon stoi tylko jesli musi z zalecenia weta. Kon ma tego dnia odpoczac fizycznie i psychicznie.
Dzien wolny to padok / pastwisko. W sytuacji podbramkowej (nie ma gdzie wypuscic) lonza na kantarku na zasadzie wybiegaj sie jesli chcesz a potem spacer w reku.
Klami, dla Ciebie to oczywiste, ale są ludzie, którzy mają swoje konie za wielce sportowe i na padok ich nie puszczają... po wolnym, biorą konia jak rower z garażu i wiśta na wyczerpujący trening...
Cały czas się biję z myślami w tej kwestii. Bo tak jak pisałam, od wielu lat znam to zalecenie o kontrolowanym, lekkim ruchu dzień przed skokami. A w tym przypadku właśnie to się nijak nie sprawdza.
Pracowałyśmy przed próbą  4-5 razy w tygodniu - lonże, płasko, podskakiwania, kondycja. I zwierzowi to ewidentnie nie odpowiadało. A skoki po stępokłusach były zupełną porażką, kiedy wyglądało, że koń padnie na pysk. Jak skoki po luzie (tzn. wybiegu) to było znośnie, szedł, nie odmawiał. Teraz jest pracowany 2-3 dni w tygodniu i w ogóle jest super. Chce, idzie, nie schodzi z jazdy spocony, na drągi reaguje ożywieniem (na razie mamy przerwę od skoków, a od połowy stycznia zaczniemy spokojne przygotowania, dużo więcej technicznych spraw na niewielkich wysokościach).
Pasz to może pierwszy punkt, chociaż u nas będzie trudny do zrealizowania przez takie a nie inne warunki stajenne. Ale inna sprawa, że to jest w ogóle koń o typowo flegmatycznym charakterze. To ogier, którego wszyscy biorą za wałaszka. Który chodzi z grzejącymi się klaczami i najwyżej raz zarży. 
Brzask   kucyk,kucyk...a to kawał s.........
22 grudnia 2008 23:23
po pierwsze nie skacze na zadnym poziomie wiec i te skoki nie sa to wysokie przeszkody, po drugie kazdy moj kon z ktorym tak pracowałam wychodził na padok, zalezy jeszcze jaką kto robi rozgrzewke przed skokami i wyznaje zasade ze kon po mocniejszym treningu nie powienien stać.

znam osobe ktorej kon nie chodził miesiąc(tylko padok) na pierwszej jezdzie po przewie kon byl jezdzony normlanie tj wszytskie chody a na drugi dzien skakał, byla osoba jezdzaca konkursy 130, nie mowie ze to pochwalam ale i tak robia osobe jezdzace tzw "sport".

mojemu nigdy nic się z tego powodu nie stalo,

zaraz ktos sie przyczepi ze przeciez moj kon miał uszkodzone sciegna-kontuzji sie nabawił podczas przerwy z powodu choroby płuc. gdy przez 2 miesiące wogole nieskakał drugiej podobnie, a kontuzja ta jest ona typowa dla koni ujezdzeniowych.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się