Czy tylko finanse są barierą dla uprawiania jazdy konnej?

Taniu myślę , że tu nie chodziło o presję , że tyko ciężka praca ..... Dzieci przychodziły same , nikt nie wywierał na nie presji , nawet pośrednio . One po prostu pracując , często się bawiły , a jazda była ukoronowaniem tej pracy i też zabawą .
Zdaję sobie jednak sprawę , że wszyscy przechodzimy jakąś metamorfozę , czy tego chcemy , czy nie ...
Trzeba się trochę dostosować , żeby nie popaść we frustrację ....
Ja stwierdziłam , że jeśli ktoś nie potrafi zrobić nic lepiej i więcej niż się od niego oczekuje i nie angażuje się w to co robi , to lepiej niech faktycznie pojeżdzi , zapłaci i spada . Np. proszę kogoś , żeby zrzucił ze strychu 5-6 snopków słomy i ten ktoś zawsze zrzuci 5 , zawsze to minimum , to po kilku takich razach zaczynam się zastanawiać , czy aby ten ktoś się nadaje do pracy w stajni .... Bo potem pracując z koniem , tez nie będzie pół godziny i koniec, tylko jak trzeba to problem  przepracowywuje się dłużej , nie tracąc przy tym cierpliwości , bo czas leci , a ja sobie chciałam tylko pojeżdzić ... 
Na razie test z ilością snopków sprawdza się w 99% ..... 😉
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
20 lutego 2012 12:14
Jedno jeszcze, żebym była fair 😉. Znam jedną osobę, która chce się uczyć faktycznie. Dziewczyna ma chyba 17 lat. Rzadko mam okazję się z nią widywać ponieważ mieszka kawałek od nas i częściej bywa w szkółce ze względu na łatwiejszy dojazd. Nawet rozmawiałam z nią kiedyś czy w wakacje by do nas nie wpadła na dłużej, więc na pewno osoby chcące się czegoś nauczyć są, jednak jest ich znacznie mniej w tej chwili.
finanse nie są barierą. barierą jest czasem jedynie brak czasu lub zdrowia. brak finansów jest raczej konsekwencją. jak nie masz czasu bo dużo pracujesz to nie pojeździsz - ale masz kasę. jak nie masz zdrowia to nie zarobisz na koniki za to masz czas, proste.
U mnie w stajni facet ma kilka swoich koni. Pewnie można za pracę pojeździć, ale on nie rozumie, że człowiek nie może być codziennie w stajni. Dlatego dzieci nie ma.
też uważam, że tak naprawdę t jedyna barierą do uprawiania jeździectwa (takiego rekreacyjnego, bo sport, zawody to już koszta wysokie) jest MÓZG.
Właśnie chęci, zorganizowanie, pogadanie, załatwienie, i ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
też chętnie dałabym w tygodniu komuś konia do jazdy czy lonżowania w tygodniu, jak nie mam kiedy sama dojechac, szczególnie teraz, gdy potrzebuje mu wyrobic kondycje. ale nie mam komu.

- dzieciaki sa tak nieogarnięte, że strach - zrobia sobie krzywdę albo koniom, (kiedyś naprawde dzieciaki były inne...., i ja i koleżanki dostawalyśmy konie mając naście (i to mało naście) lat, nigdy żadnemu się krzywda nei stała, a wręcz dochodziły do formy i zdrowia, jak nam się coś stało nie rozbiłyśmy afery bo to nasza sprawa ...a teraz? włos sie jeży jak widze pomysły kuniorek ;/)
- dorosłe "dzieciaki" (takich jak szuka _gaga) - nie mają czasu, lub kasy i czasu na dojeżdżanie nawet
- rodzice nie puszczą nieletnich żeby same do konia jeździły a jak mam być i pokazywac palcem, robić za nie i prowadzić jazdę, pilnować to mi już taka pomoc nie jest potrzebna najczęściej). bo sie boją ze coś się stanie, i na koniach i w autobusie, lepiej żeby przed kompem siedziały? albo na trzepaku...choć nie trzepak też zabójczy...
- strach przed odpowiedzialnością jeśli dzieciakowi coś się stanie - jak się kiedyś spadło to się spadło, teraz jest afera i ciąganie po sądach...
- dzieciaki sa leniwe i im nie zależy ....

ostatatnio potrzebuje kogoś w miare jeżdżącego żeby towarzyszył mi w terenach na moich prywatnych koniach - całkiem za darmo, bo to mi zależy..., koleżanki czasu nie mają, obcych sie boje(zresztą ich pozyskanie też trudne), a znajome dzieciaki albo zaśpią i nie przyjadą albo są tak nierozgarnięte że też trace tylko czas..., sa 2 ewentualnie co się nadają ale z czasem cięzko,
żeby same przyjechały w tygodniu nie ma szans - tylko jako towarzysze w weekend, bo samych rodzice w tygodniu nie puszczą zeby polonżowały czy coś. zresztą szkoła do wieczora wiec i tak nie mają kiedy. syn sąsiadów jak przyjedzie pomóc to już w pełnym rynsztunku jak na zawody - a miał przychodzić "zapracować" - przyszedł, ze 3 x i jezdzić chial odrazu, odprawiony że jazda tylko ze mną, a teraz moze np wyczyścić, to robi to 10 mim. a konie sa 4. chciałbym go nauczyć lonzowac, potem z nim jeździć. ale co? ja mam prosić?

do stajni gdzie trzymam przyjeżdżają dzieciaki (11-14 lat) znajomych wlascicieli stajni. moga siedzieć i jeździć za darmo, ale co? prośby o zrobienie czegokolwiek jak kula w płot, mówią że idą robić i nie robią, olewają, są niesłowne, nieodpowiedzialne, tumany takie że nauczyć się nie da, bo się skupić nie potrafią... do tego wczoraj "złapałam" jedną na kradzieży fajek z mojej torebki. i co? nawet nie przeprosiła tylko walneła focha i poleciała z płaczem nakablować, że na nia krzyczę,  gdy skwitowałam jej kolejne "paczenie" zamiast robienia tekstem, że żeby kraść to sprytna jest, ale zeby coś zrobić przy koniu to już nie i że jej nie bede prosić i szykować wszystkiego żeby mogła tylek posadzić .... gdyby nie to ze jakieś układy między nami-dorosłymi są wywaliłabym gówniarę na kopach;/
ich ojciec zapytał wczoraj o liste rzeczy które im warto kupić (z jeźdizeckich rzeczy) - chciałam odp., że mózgi ale tego nie da się kupić.
mam takie prosić żeby je uczyć?
.... ja naprawde musiałam się nastarać żeby coś dostać ...a te teraz?(kurde czuje sie jak mocherowa babcia "za moich czasów"😉 ale biedne są takie, no tak kochają koniki, a nie mają kasy żeby jeździć .... oferuje obóz za grosze to kasy rodzice nie mają, na wyjazd na narty czy na lustrzanke jest, ale na obóz? zresztą po co? jak można za darmo? obóz nie za darmo to nie ma kasy, jest na inny za 3x tyle jest... taka pasja końska.

trzeba dzieci prosić to są w miare zadowolone (aż czegoś lepszego nie znajdą) a jak nikt ich nie prosi to siedzą i marudzą tylko jakie to one biedne, że jeździć nie mogą a taaak by chciały ;] rodzice ich tak samo - chcieliby ale za darmo i z trenerem i oczywiście żeby je zawieźć, przywieźć i oczywiście na 2 godz. max w tym 1,5 jazdy ...pół na obiad ;] a ja sie boje dzieciaki spuścić z oka na 5 min zeby się po sądach nie włóczyć jak zrobi gówniara coś głupiego ... po zatym zapał trwa 1,2, 3...potem już nie ma czasu i chęci ;]

wiec widze to tak, że może są fajne osoby na jazde za prace ale właściciele koni się boją, jak właściciele chcą to nie mogą znaleźć tych fajnych...
i każdy marudzi 😉))
[quote author=horse_art link=topic=86326.msg1310580#msg1310580 date=1329740811]
- dorosłe "dzieciaki" (takich jak szuka _gaga) - nie mają czasu, lub kasy i czasu na dojeżdżanie nawet
[/quote]
Też studiowałam, w dodatku 2 kierunki w tym jeden techniczny i czas na konie był prawie codziennie... w okresie sesji tylko było go znacznie mniej ;-)
Czas się teraz sfilcował, czy co?? Zbiegł się w praniu??  🤔
Ja ostatnio właśnie jestem/byłam "osobą towarzyszącą" w tereny 🙂 Osoba, która trzyma dwa hucki w przydomowej stajni kompletnie nie ma dla nich czasu i boi się jeździć sama. Ja przyjedżam w weekendy. Przygotowuję do jazdy dwa konie. Czyszczę tygodniowe zaklejki, odkopuję konie z tony błota (odkąd spadł śnieg już nie  😀 ). Po jeździe trochę ogarniam, czyszczę sprzęt,  zabieram czapraki do prania. Nie muszę wywalać gnoju, ścielić, bo to nie moja działka. I tak wszystko zajmuje mi kilka godz. Jak dla mnie super układ. Właścicielka koni namierzona głupim fartem. Dla mnie wielka radość. Szkoda, że już się kończy (pani wykończyła dom w górach i wyjeżdża z końmi)  🙁
W każdym razie ja mogłabym i ciężej popracować i częściej (niedługo wiosna, więc i po 16 już nie ciemno), bo mi to sprawia ogromną frajdę po całym dniu za biurkiem. I mam czym dojechać. I mam pieniądze na rekreację, gdybym chciała. Ale dla mnie taka rekreacja jak teraz i tu w okolicy to już nie to  🤔

A czas rzeczywiście się zbiegł w praniu, tutaj na pierwszym miejscu stawiałabym fejsa, wszelkie fora, gry, kolejne sezony ulubionych seriali. Jest tyle łatwych i przyjemnych sposobów spędzania czasu...
Nie powinnyście tak wrzucać wszystkich młodych do jednego worka, bo są osoby, które naprawdę mają ciężka sytuacje finansową i ledwo im starcza na dojazd do szkoły/uczelni. I nie ma to nic wspólnego z lenistwem, chęciami. A jeśli nie ma żadnych stajni, koni w pobliżu to też trzeba jakoś dojechać.

Jeśli by u mnie były blisko [na tyle, żebym mogła na rowerze/nogach śmignąć] jakieś konie czy w stajni, czy prywatnie, a właściciele by wyrazili chęć na moją obecność i pomoc, to gwarantuję, że nie siedziałabym teraz tutaj, tylko pewnie przy tych koniach i byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.
Nawet nie wiecie jaką radość mi dawało chodzenie do koni zaraz po szkole, wracanie wieczorem po ciemku do domu, pracowanie nawet przy -20 w zimie. Zwłaszcza, że do jednego się przywiązałam i wiele mnie nauczył. Ale cóż, wszystko co dobre, kiedyś się kończy, konie poszły w świat, a ja zostałam sama..
Ja powiem , ze to jest różnie.. Myślę , że jak ktoś bardzo chce to te 100zł miesięcznie na szkółkę zdobędzie. Z jazdą za pracę w mojej okolicy jest różnie.. W wakacje czasami w ośrodku , w którym jeżdżę robiłam tak. Tylko , że wyglądało to w ten sposób , że wsiadłam nie zawsze bo albo konie zmęczone albo czasu nie ma albo jeszcze co innego a pracowałyśmy o wiele ciężej niż pracownicy. Na prowadzankach charowałyśmy całymi dniami , sprzątanie stajni , szykowanie koni. A pracownicy siedzieli w swoich domkach i mieli wszystko gdzieś ,a im płacili i mogli jeździć kiedy chcieli.. Ale wtedy na to nie zwracałam takiej uwagi. Wiedziałam , ze czeka mnie jazda i byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Jednak moim rodzicom takie wykorzystywanie się nie spodobało i zabronili mi tam przychodzić.
Kiedyś znalazłam tez pobliską stajenkę gdzie pomagałam za jazdy. Tylko , że konie nie ułożone , niektóre nawet agresywne a opieki zero.. Po jakimś czasie również miałam zakaz przychodzenia tam ..
A jak pytałam się o taką możliwość jazd w stajniach rekreacyjnych to słyszałam tylko "Jak chcesz możesz pomóc ale musisz płacić." Wiadomo , że jeżdżąc w szkółce zawsze są jakieś dyżury w stajni , przy koniach no ale bez przesady... Chociaż powiem , że wiele się zmieniło. Jak przychodziłam na szkółkę to dla nas oczywiste było , że najpierw czyścimy wszystkie konie , lonżujemy je , opiekujemy się nimi , czyścimy poidła i żłoby. To była sama przyjemność.. A teraz szkółka przyjdzie , wyczyści swojego konika i na jazdę. Po jeździe od razu do domu.. A nawet niektóre dziewczynki skończą galop po czym mówią , że rodzic już podjechał i one muszą już iść a koń cały mokry do stajni idzie.. A instruktorzy nic z tym nie robią. A konie , które na jazdy nie chodzą obrastają brudem. 

Tak więc myślę , że osoba , która za dużo pieniędzy nie ma ale jeździć chce oczywiście może. Ale jedynie rekreacyjnie. Ja chcę i to bardzo jeździć sportowo ale na super trenera , zawody i sprzęt pozwolić sobie nie mogę. Do pracy iść nie mogę , bo mam na prawdę dużo nauki więc cóż.. Trzeba się z tym pogodzić.


A co do _Gaga przenieś stajnie bliżej to ja od razu zgłaszam się na ochotnika.  😍
gllosia , myślę , że nikt nie wrzuca wszystkich młodych do jednego worka . Chodzi o ogólną tendencję .  Nie padły słowa  ''zawsze , wszyscy , nikt'' , bo wiadomo , że ''czasami , niektórzy , ktoś''....
jasne, że nie można wrzucać do 1 wora - dlatego pisałam, że sa różne powody po obu stronach (lub 3 licząc rodziców) .... nie zawsze to lenistwo, czasem strach np

_gaga - czas się skurczył jak wełniany sweter w po praniu w 90 stopniach  🙁

kiedyś, nawet w ciężkim liceum czy na jakby nie patrzec wymagających studiach miałam o wiele więcej czasu. teraz ciągle robota i niekończące gonienie za niewiem czym...
a i dzieciaki mają wiecej obowiązków... widzieliście czego one się teraz uczą? normalnie żuchwa mi się wyluksowała na widok materiału do nauczenia z biologii w podstawówce czy gim... ciągłe ciśnienie, testy, sprawdziany. do tego 0 umiejętności czytania ze zrozumieniem, ogólna nierozgarnietość (bo gdzie jej nabrać siedząc tylko nad lekcjami i w kompie?). albo przerost ambicji rodziców i zajęcia pozalekcyjne 7 dni w tygodniu do nocy. wiec nie dziwota, że czasu na hobby brak...

ale dobra...do mnie kiepski dojazd, ale szukałam osób które chcą jeździć konie w mieście, dojazd autobusem ... i też kupa płaczących, że chcieliby choć kontakt z końmi, że nikt nie pozwala nawet wyczyścić. zgłosiło się kilka i co? i znudziło się jak tylko pogoda była brzydsza, albo okazało ze trzeba jechać autobusem, a potem przejść 300 m ;] ba...nawet dziewczyny z sąsiednich ulic czasu nie miały... a teraz dla swojego konia mają.... ale i towarzystwo w stajni jest ;]
Ostatnio widzę rzecz jeszcze inaczej. Tak - "czas się sfilcował". Co to znaczy "za darmo"? Nie ma nic za darmo. Jeśli poświęcisz czas/pieniądze/wysiłek na jedno - nie poświęcisz na co innego.
Ludzie zwyczajnie zaczęli kierować się racjonalizmem i pragmatyzmem. Młode pokolenie - na całego (przecież obserwują na co dzień "na czym polega świat"😉. Decyzje oparte na emocjach - są właśnie... Nieracjonalne. Ładować swoje siły w nic nie przynoszącą (życiowo) pasję? Lepiej opanować kolejny język obcy. Znacznie bardziej opłaca się wydać 100 PLN za karnet ("u nas" tyle kosztuje - 4 czy 5 jazd(!)) i nie inwestować swojego wysiłku... w nic. A dla kogo to "coś" jest ważniejsze, staje się wartościową częścią życia - piorunem sobie konia kupuje. Lepiej na konia zarobić niż u kogoś harować i jeździć "za darmo". Inaczej by było, gdyby chodziło o opanowanie umiejętności, które mogą coś w życiu dać - o "praktykę zawodową". Do zawodu... umożliwiającego godziwe utrzymanie, karierę zawodową. Ktoś chętny na kilka lat bezpłatnego terminowania, żeby opanować zawód... stajennego? Z luzakiem trochę lepiej, ale niewiele - tu kółko się zamyka, bo tam, gdzie pracuje luzak "za darmo" - nie znajdzie pracy luzak przyzwoicie opłacany, realnej pracy dla luzaków jest mało. Jaka korzyść (!) z bezpłatnego terminowania? Jedyna - podszkolić się i szukać pracy w stajniach zagranicą.
I nie czarujmy - do poziomu jeźdźca profi, umiejętnego berajtra - dziś za darmo wyszkolić się nie da - trzeba znaleźć kogoś kto będzie sponsorem szkolenia, np. zawodów lub finansować to samemu. Rzadko jest tak, że ktoś (właściciel koni) szukający bezpłatnej pomocy (czyli - pracownika za friko) jest skłonny wydawać pieniądze na starty, a bez "zapisu" osiągnięć o porządnej pracy można zapomnieć. Zapewne wyjątki się zdarzają - ale... wyjątki.
Naprawdę chcielibyście, żeby wasze dzieci zasuwały "za dziękuję" przy gnoju, gdy mogą w tym czasie a) uczyć się b) zarabiać pieniążki na własne potrzeby?
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
20 lutego 2012 15:15
Racjonalizm racjonalizmem ...
Jednak nikt tu nie pisał o pracy na etacie przy gnoju 😉.

EDIT: może inaczej,
Mnie ( nie wiem jak innym ) chodziło o osobę, z którą mogłabym pojechać w teren na przykład, a która chciała by się nauczyć sposobu w jaki ja pracuję z moimi końmi. Po to by mój koń ( który jest zrobiony pode mnie ) rozumiał czego chce od niego ktoś inny. Szukałam osoby jeżdżącej swobodnie w trzech chodach. Chciałabym by taka osoba pomogła mi przy pracy z ziemi i w siodle oraz w części prac w stajni i chciałam żeby jej się chciało. Nie oczekiwałam też, że będzie na moje każde pierdnięcie, ale jeśli umawiałabym się z nią to nie wystawiałaby mnie do wiatru.
Po jednak perturbacjach ( bo jazda TAAAK, ale praca i zdobywanie wiedzy NIEEE ) odpuściłam sobie.

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 lutego 2012 15:22
ale jak dziecko oprócz jazdy konnej  musi odbędnić 1500 innych zajęć pozalekcyjnych to naprawdę nie ma czasu na pracę za jazdy
Ja tez jakoś 3 czy 4 lata temu (miałam 12-13lat) jeździłam, owszem, miałam swojego konia (nadal mam😉) ale dużo robiłam w stajni, nie tylko przy swoim koniu, bo po prostu najzwyczajniej w świecie sprawiało mi to ogromną frajdę. Wyczyszczenie konia, wysmarowanie mu kopytek, podanie sianka, nakarmienie, wypuszczenie na padok. wszystko to było najcudowniejszą rzeczą pod słońcem ;> teraz stoimy z koniem w pensjonacie na innych warunkach. Infrastruktura dobra, w grę wszedł nieduży sport itp.
Dodam, ze sama sobie spłacałam większe inwestycje: paka, siodło.. Do pracy, ulotki roznosić, żeby tylko mieć na takie rzeczy dla ukochanego świrka pieniądze 😉
Problemem jest jeszcze jedna rzecz, mianowicie właściciele stajni. Nie wszyscy chcą zatrudnić młodych ludzi do pracy, bo kłopoty, bo to, bo siamto. U mnie w okolicy nawet nie mam co liczyć na jakaś pracę przy koniach, o zarobkach nie wspominając wcale...
Gdyby tylko coś się znalazło, szłabym od razu! bez większego zastanowienia się!
inną stroną medalu jest faktycznie brak czasu dzieciaków. dawniej nikt nie myślał nawet o dodatkowym angielskim po szkole... A teraz chodzimy to na angielski, to na coś innego, mi czesto jest trudno wyrobić się z czasem, żeby jeszcze w miarę dobre oceny mieć. bo inaczej... no właśnie, inaczej koniec z końmi. taki układ mam ja, i sądzę że dużo osób ma podobny.
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
20 lutego 2012 16:06
Ja akurat trafiałam na naprawdę świetne osoby, poczynając od 9-latki, która tworzyła boski tandem z moim ogrem, do dziewczyny (16 lat), której można było zostawić na głowie stajenkę
( no w miarę moich możliwości umysłowych).
Ogólnie to uważam, że przy koniach mogą pracować/pomagać osoby o ilorazie inteligencji
powyżej pewnego poziomu 😉
Oj, ja rozumiem ze osoba pracujaca na etat moze nie miec czasu. choc ja - jak robi sie widno, staram sie byc w stajni 3 razy w tyg. jsne, ze czasem cos wypdadnie, ale to sa okolicznosci niezalezne.
Jak bylam na studiach to tak naprawde czasu mialam FULL. a konczylam studia techniczne, nielatwe, obciazone godzinowo. i dalo sie byc w stajni po 4 razy w tyg, na studiach i jeszcze zaliczac weekendowo prace. bo wtedy u Gagi byl luzak pelna geba, ktoremu ZAZDROSCILAM okropnie, ze ma taka szanse! a ja za jazdy normalnie placilam🙂 kwestia dobrej organizacji. trzeba sobie wszystko poukladac. jak szkola na wieczor, to rano mozna podksoczyc do konia - ale owszem, bywa ze trzeba wczesnie wstac. jak wczesniej zajecia, to bryki i kanapki w torbe i prosto z uczelni w autobus🙂 trzeba miec priorytety, poustawiac sobie wszystko jak trzeba i heja banana!🙂 tylko wlasnie, wymaga to pomyslunku i wysilku🙂
i u Gagi to jest naprawde fenomen, bo wszystko jest przychylne: dojazd, malutka kameralna stajnia, wcale nieduzo pracy i szansy ogromne. i caly czas nasuwa mi sie tylko wielkie WTF? 😉 bo nie rozumiem o co chodzi.
Dokładnie chodzi o to: "trzeba mieć priorytety".
Ja również od kilkunastu lat jeżdżę głównie za pomoc przy koniach. Niezbyt często, głownie w  wakacje, ale jednak. Nie wkładam w to zbyt wiele pieniędzy bo sprzęt wymieniam co ładnych parę lat, a dojeżdżam głownie rowerem. Tak więc jeździć jak najbardziej się da, tylko teraz pojawia się pytanie na jakim poziomie można tak jeździć. Pracowałam w 3 miejscach za jazdy i nigdzie na warunki umowy narzekać nie mogłam, ale niestety byłam traktowana zupełnie inaczej niż normalnie płacący klienci. Chodzi tu przede wszystkim o prowadzenie jazd. Po prostu w 90% jeździłam sama, bez pomocy z ziemi. Tym sposobem przez ostatnie kilkanaście lat woziłam tyłek, bez większego progresu umiejętności. Czy w waszym przypadku jazdy za pracę mieliście normalne treningi, lub po prostu porządne jazdy z instruktorem i to ja nie miałam szczęścia, czy też spotkaliście się z podobnym problemem?
Kilka lat przejeździłam tylko za pracę,nie było różowo bo szefowa wymagająca,pracy sporo,warunki różne,ale oceniam ten etap pozytywnie.
Dzisiaj dzieciaki mają w sobie mniej chęci do pracy,czasu też mniej, w końcu trzeba ogarnąć fejsbuka,photobloga i pudelka...
Mieliśmy nieraz sytuację,że był potrzebny ktoś do pomocy w stajni,na 1,2 dni,zwykle prosiliśmy kogoś z bardziej ogarniętych szkółkowiczów,oczywiście za free jazdę. Dziewczynki owszem,przychodziły,ale jak miały zrobić coś więcej niż wyczyszczenie konika (a i z tym bywały problemy) to FOCH. Nie zaniesie koniowi jedzenia do żłoba bo trzeba przejść przez boks,a tam przecież kupa jest! Pozamiatać w stajni? Ale przecież to zajmie tyyyyle czasu!
Niestety praca w stajni to nie tylko głaskanie koni,z czego niektórzy nie zdają sobie sprawy.
Co do różnego traktowania - na początku za pomoc dostawałam jazdy z instruktorem,potem zaczęłam tłuc się sama,co jakiś czas tylko umawiałam się z kimś żeby obejrzał i skorygował mnie "z dołu".
Jakby ktoś potrzebował od października w okolicach Krakowa pomocy przy koniach to jestem jak najbardziej chętna,muszę tylko w wakacje "przypomnieć sobie" jak się jeździ 😀
A ja uważam, że miejsce też ma znaczenie. Jestem z Warszawy i och, gdyby w okolicach byłoby takie miejce jakie oferuje _Gaga to byłabym tam pierwsza  😉 Chodzi o to, że sama poszukuję możliwości rozwoju i to nie tylko konkretnie jeździeckiego, bo zaczynałam nie za pieniądze ( to się zmieniło, ale to są ciężko uciułane, kończące się pieniądze) ale jest ciężko...Zauważyłam, że bez układów jest ciężko osiągnąć coś innego niż klepanie tyłka w zamian za wyrzucenie kilku boksów. Nie chodzi mi o to, że to jest złe, bo nie mam nic przeciwko, ale gdzie niby w Warszawie są miejsca gdzie ktoś ze sporą wiedzą przyjąłby pod swoje skrzydła osobę która owszem chętnie pomoże, ale chce się rozwijać? Chętnie spotkałabym człowieka, który zgodziłby się młodej, obcej osobie pomóc sobie przy koniach i w zamian dał możliwość jakoś się rozwinąć. A jak tu niby startować do luzakowania komuś poważniejszemu skoro doświadczenie można zdobyć tylko u znajomych, którzy sami świetnie operują swoim czasem i koniem? Smutne jest to, że czasem nawet jak są chęci to giną w zarodku, bo albo ktoś nie ma kasy, żeby opłacać niebotycznymi kwotami mało dające treningi albo mieszka w miejscu, które wymaga tych niebotycznych kwot na jakikolwiek rozwój. Miałam okazje zajmować się czyimś koniem i w zamian za pomoc sobie na nim jeździć. Mam też okazję korzystać z wiedzy kogoś o niebo bardziej doświadczonego ode mnie, kto uczy mnie rzeczy nie tylko związanych z jazdą i bardzo żałuję tego, że nie zawsze mimo chęci i starań można się wybić (żeby nie było, nie mówię tu o jakiś niesamowitych wyczynach typu starty. Chodzi mi o naukę pracy z koniem, przy koniu itp.)
w 100 % zgadzam się z halo
Nigdy nie płaciłam za jazdy, zawsze na nie pracowalam. Z wiekiem moje nastawienie się zmieniało, człowiek dorasta, mądrzeje. Nacięłam się parę razy i nauczyłam się, że nie warto ładować swojej pracy i serca w coś co na dłuższą metę nie ma przyszłości.
Prawda jest taka, że mało jest miejsc które chcą brać odpowiedzialność za dzieci pracujące w stajni za jazdy, zazwyczaj gdy ktoś szuka pomocnika to chciałby żeby ta osoba była  najlepiej pełnoletnia, odpowiedzialna i z jakimś doświadczeniem.
Moim zdaniem dorosły człowiek patrzy na to trochę inaczej niż dziecko i nikt racjonalnie myślący nie będzie spędzał większości swojego czasu pracując w stajni za darmo.
Trochę poczytałam, zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że nie tylko dzieci, ale i rodzice chyba się zmienili. Robią z dzieci nietykalne stworzonka, którym coś się stanie bo się ubrudzą. Po szkole nie, bo muszą się uczyć (znaczy zamknąć się w pokoju i siedzieć na fejsie), w -1* nie bo będzie katar, w +25* nie bo udar, w środę nie bo zajęcia tańca/rysunku/czy czegoś tam.
Chociaż... jakby dziecko chciało to by sobie ich porządnie wychowało pod kątem końskim 🤣 Ale ja nie trafiłam znów na tak strasznie przewrażliwionych, nie mogę narzekać. 
Problem też widzę w tym, że wiele osób uważa, że praca tego typu w stajni to praca za darmo... Ale na kliniki i szkolenia chcieliby jeździć
Nie mam na nazwisko Van Grunsven , ale i tak więcej się można u mnie nauczyć o koniach i o jeździe konnej pracując, niż tylko jeżdżąc
Wiedza kosztuje. Za 1 pełen dzień tego typu szkolenia bierze się średnio 1 000 zł na łapkę... A tu - ja tę wiedzę teoretycznie darmo oddaję każdego dnia. Teoretycznie bo w zamian mam osiodłanego przed treningiem konia z zadbaną grzywą, czy trociny wrzucone do wszystkich 3 boksów...
znaczy miałam... bo aktualnie mogę zapomnieć... ;-)
no i u mnie za pracę jeździ się 80% ze mną a te 20% - rusza się konie kiedy mnie nie ma...
Aktualnie w wyniku braku luzaka, pracy zawodowej i szybko zapadających ciemności - konie są kompletnie roztrenowane :-(
A ja w planach zamiast je pojeździć - mam pozimowe naprawy ogrodzeń, ogarnięcie pastwisk itp. przyjemności... Gdyby chociaż ktoś przyjechał konie postępować - byłoby do przodu. Ja niestety nie zdążam... tymczasem lecę cholery nakarmić ;-)
Ollala mam ten sam problem.
Moja rodzina nie ma problemów finansowych, z pewnością rodzice mogliby mi dać pieniądze na jazdy, ale że mam dużo chorób przez które wsiadać teoretycznie nie mogę to mi nie pozwalają. Bez wsiadania nie wytrzymuję, każde pieniądze przeznaczam na treningi. Jest bardzo ciężko. W dodatku to, że rodzice nie mogą się o tym dowiedzieć. Zaraz zapewne mnie zjedziecie jak to mam w d. lekarzy i jestem gówniarą, ale przez te miesiące w szpitalu wiele się nasłuchałam na temat moich chorób, dwóch lekarzy i większość moich rehabilitantek wyrażało zgodę na jazdę 1-2 w tygodniu, ale moja mamusia i tatuś muszą iść ślepo za jednym który ''nie, bo nie'' i koniec. Wszystko, pieniądze świąteczne, jakieś małe od babci, składanie kieszonkowych, wszyściutko zbieram a trening na odpowiednim koniu kosztuje mnie teraz 60 zł i próbuję cały czas szukać czegoś tańszego.
Jestem w ostatniej klasie gimnazjum i dużo czasu zajmuje mi nauka, bardzo się do tego przykładam, więc nie mam czasu na pomoc w stajni, samo to, że za późno kończę lekcje. A chciałabym bardzo pomagać za jazdy, z resztą tak przepracowałam ponad 1,5 roku. Więc finanse są ogromną barierą. To tak ode mnie
Też kiedyś szukałam chętnych do jazdy za darmo, żeby konia ruszyć, gdy ja nie mogę. I nie walili wcale drzwiami i oknami.

gllosia, a gdzie mieszkasz? Koło Krzeszowic jest kilka stajni.
aquamaryna, ja się przyznam , że jeśli ktoś pomagałby w stajni sporadycznie  , czy tylko w wakacje , to pewnie nie poświęcałabym tej osobie tyle czasu , co komuś kogo mam na stałe (co najmniej weekendy ). Bo warto inwestować w osobę , która z czasem będzie mogła objeżdżać konie , lonżować i robić inne bardziej ambitne rzeczy. Ale to musi być regularnie .Udało mi się kilka takich osób ''dorobić'' i dziś jak nie mam czasu , to mogę je spokojnie zostawić je w stajni i wyjechać na cały dzień , a one i konie objeżdżą i jazdę poprowadzą . Nawet puszczam je same w teren ... Ba , potrafią nawet tarnikiem machać jeśli trzeba .... Dzięki takiemu wszechstronnemu wyszkoleniu wiedzą np. , że nie kupią konia , który chodzi z palca i ma zawężone kopyta , bo wiedzą z czym to się wiąże . One wiedzą i umieją więcej niż ja ,kiedy byłam w ich wieku jeżdzieckim . Ale mówię im też , że chcąc iść dalej muszą pomyśleć o dzierżawie , czy kupnie własnego konia , bo nasze rekreanty już niewiele je nauczą , poza tym co można chcieć od konia , który chodzi trzecią godzinę .
Teraz mamy młode do roboty , więc też je włączam powoli (kucyki już zajeżdżały ) w taką pracę . Jedna dziewczyna już na dwa młode wsiadła i no problem . Tak że ciągle mogą się czegoś uczyć , warunek to ich chęć i systematyczność .
I zgadzam się z Gaga , to nie jest tylko praca za jazdę , to jest wręcz nauka (wstęp) konkretnego zawodu ...
Przeczytałam większość postów i w wielu pojawia się zdanie ,że teraz dzieci to takie inne i ,że lenistwo i wolą zapłacić itd. U mnie w domu nie ma problemu z pieniędzmi i mogę pozwolić sobie na jazdy ,ale wracam po szkole bardzo późno i mam dużo do roboty , dzierżawię konia w pensjonatów 3km od mojego domu ,często i w tych warunkach cieżko przyjechać mi do konia ,bo szkoła brak hali itp. Od zawsze kochalam konie i jakieś 6 lat jeździłam w rekreacji przeważnie w weekendy. Pragnę związać się zawodowo z jezdziectwem i zrobiłabym wszystko by się rozwijać. Uwielbiam prace przy koniach i gdyby ktoś mi zaproponował jazdę za prace i uczenie się jeszcze od tej osoby i jeszcze dodatkowy kontakt z końmi to polecialabym na skrzydłach. Oczywiście w czasie wakacji i czerwca może ,bo nie wyrabiam w roku szkolnym. Tak się tylko wydaje ,ze takich osób brak ,ale nawet polazowac konia wyczyścić ZAWSZE odpowiedzialabym oczywiście.
_Gaga, no właśnie.  A ja uważam, że to nie jest praca za darmo. Tylko za możliwość kontaktu z końmi, jazdy czy nauki. To też kosztuje.

Nie uważam, żebym była frajerem co przy cudzych koniach robi, a układ ten nie ma żadnej przyszłości. To co robię w stajni robię z własnej woli, bo lubię. Oporządzić konie, posprzątać to dla mnie nie problem. Zwłaszcza, że przy dwóch to nie ma roboty. Cenię sobie bardzo nieograniczone możliwości jazdy. Nie odczuwam potrzeby rozwoju, treningów, startów. Wg większości tutaj pewnie nawet jeździć nie umiem, a tylko d... wożę. Ale dla mnie to wożenie d... jest największym szczęściem.

Nie wolno zapominać, że każdy ma inne priorytety.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
20 lutego 2012 18:33
Ja się podpiszę pod tym co napisała Gaga i nagana. To nie jest tak, że "za darmo". Nie, tym bardziej, że ja cenie swój czas i to co mam do przekazania. Sama w siebie inwestuję i wiedzę zdobywam jeżdżąc po kursach, seminariach ... płacę za to, więc osoba, która potencjalnie by mi pomagała w stajni, za darmo dostanie ode mnie coś, za co ja musiałam zapłacić ...
Inna rzeczą są oczekiwania. Jeśli ktoś szuka możliwości startowania to u nas tego nie znajdzie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się