Czy tylko finanse są barierą dla uprawiania jazdy konnej?

To kwestia indywidualna, ale to jest skapstwo według mnie oczywiście ,ze jak ty zapłaciłes to za to co ty mu dasz tez ktoś musi zapłacić. Jeżeli ktoś wyraźnie tego pragnie i będzie coś z tym robił rozwinie się to świadomość ze pomogłes takiej osobie ,a może się okazać ,ze któregoś dnia stanie się kimś ważnym w świecie jezdzieckim to ta osoba która mu to przekazała przyczyniła się do tego ,a to chyba o wiele wiecej niż to ,ze on za to nie zapłacił to nic nie powiem. A pomyślcie ,ze ta wiedza mogłaby komuś kiedys naprawdę w awaryjnej sytuacji pomoc.
Koniara1116, eeee, cieżko zrozumieć co masz na myśli.

To nie jest skąpstwo. Ktoś płaci ciężkie pieniądze za kurs, aby poszerzać swoją wiedzę. To on decyduje co z tą wiedzą robić. Może wykorzystać ją dla siebie. Może przekazywać innym. Może też za jej przekazanie oczekiwać zapłaty pieniężnej lub w formie pomocy. Wedle własnego uznania.
Aleks   Never underestimate the possibility for things to improve in ways you cannot yet imagine - Karen Rohlf
20 lutego 2012 19:25
Koniara1116 -  ja też z tego wiele nie zrozumiałam, a z wiedzą, za którą zapłaciłam mogę zrobić co zechcę.

W moim przypadku raczej chodziło o to, że osoba która potencjalnie pomagałaby mi przy koniach i w stajni w zamian za swój czas i pracę dostanie ode mnie mój czas, mojego konia, i moja wiedzę i jeszcze powiem jej co z tym wszystkim zrobić, żeby działało ...
Ja z własnego podwórka:
Kiedyś pracowałam w dosć dużym ośrodku, miałam pomocnice w zamian za jazdy. Jak odeszłam nastała druga instruktorka ze swoimi pomocnicami. Powiedziałam jednej dziewczynce: możesz przyjsć do mnie. Przyszła. To była wczesna wiosna 2010.
Nie miała żadnych ciężkich prac ( gnoje, woda, siano- sama to robiłam)- ona tylko czyściła i siodłała konisia i jeździła. Nie godzinę z zegarkiem w ręku i nie jednego. Nie miała obowiązku być w  wyznaczone dni- miała być kiedy chciała i mogła. Nigdy, żadnych wyrzutów ode mnie nie usłyszała, jeśli np umówiła się i nie przyjechała.
Przejeździła tą wiosnę jakoś, lato miesiąc, bo potem wakacje, po wakacjach do końca roku byłą może z pieć razy, moze wliczając święta 10, potem chyba w ferie zimowe 2011 kilka razy. W wakacje 2011 również kilka razy dosłownie. Od wakacji była 2 razy. Najśmieszniejsze jest to jak ona się ze mną ciągle umawia i trajkocze, jak jej się tęskni do koni i jak bardzo by chciała przyjeżdżać. Przedostatnio  stwierdziła, że będzie w ferie przyjeżdżać, pod koniec pierwszego tygodnia pisze, że będzie w piątek i cisza...do dziś:

Asia 16😲8😲8
sory ze nie napisalam moj zasieg szlag trafil
Asia 16😲8:33
i nie przyjechalam bo prace dostalam taka dorywcza
Asia 16😲8:47
a teraz bardzo pieniasow potrzebuje

zaczynam olewać jej wiadomości.

O mam jeszcze lepszy przypadek. Kiedyś zaczepiła mnie dziewczyna, czy może przyjsć pojeździć, kazałam jej dzwonić do właściciela koni, zgodził się , pojeździła. Jak zeszła z konia mówi: To ja tu będę jeździć za pracę. wzruszyłam ramionami ( i to był mój błąd) właściciel się zgodził. Po jakiś dwóch miesiącach wyjechałam na wakacje, ona mnie zastępowała, dostała za to kasę. Wróciłam, to ona znów pomagała. Po jakimś miesiącu namawiam ją po raz kolejny, zeby wsiadła na konia, a tu słyszę: Mnie na jeździe nie zależy. No jakbym obuchem w łeb dostała. Poszła do właściciela koni i powiedziała, że nie będzie dalej przyjeżdżać, jak on jej nie będzie płacił. ot, tak się skończyła jej jazda za pracę.
Aleks O to mi bardziej chodziło, mnie to trochę uderzyło ,że oczekuje zapłaty czy czegoś w zamian, ale w tym przypadku który opisujesz uważam ,że jest to w porządku.
koniara-proszę bardzo. Ja mam 50 km do Wrocławia i można u mnie jeździć za pracę. I moze być spokojnie w wakacje. Tylko uprzedzam-za pracę a nie za przyglądanie się!
Ja dużo uczę i dużo moge pokazać również jeśli chodzi o pracę z ziemi ale oczekuję solidności i zaangażowania...i niestety wielokrotnie już przekonałam sie, że ludzie zwłaszcza miastowi (ja ze wsi-wrocławianką jestem :lol🙂 NIE UMIEJĄ PRACOWAĆ FIZYCZNIE. I bywa tak, że ktos kto ma pomagac robi cały dzień cos co ja zrobiłabym w pół godziny...
_Gaga,  nie wiem jaką masz wiedzę ale ja mówię o tym czego sama doświadczam. To co proponujesz jest dobre ale do pewnego momentu, jeżeli chcemy się rozwijać i chcemy żeby nie była to praca za darmo to osoba która szuka pomocnika musi mieć większą wiedzę od nas. Im więcej umiemy tym trudniej coś takiego znaleźć.
barbor, masz rację. Wszystko jest kwestią dopasowania możliwości do oczekiwań.

Nie każdy szuka możliwości rozwoju. Owszem doświadczenie człowiek zdobywa cały czas, ale przecież niektórzy poprzestają na etapie kiedy ich możliwości pozwalają na przejażdżkę po lesie. I nie oczekują więcej.

gllosia, a gdzie mieszkasz? Koło Krzeszowic jest kilka stajni.


Ależ ja wiem, że stajnie są i nigdzie nie napisałam, że jest inaczej. Był czas, że pracowałam i to w nie jednej, ale był to czas kiedy się o dojazd martwić nie musiałam i te 7 czy 10zł (w zależności gdzie) na jeden wyjazd po prostu miałam. Powiecie, że to śmieszne pieniądze i wydziwiam, ale kieszonkowego nie dostaję, a jeśli skądś spadnie jakiś grosz to z nich opłacam wszelkie swoje wydatki i nie zostaje prawie nic. A 2 przyjazdy w miesiącu do stajni by popracować, to chyba nie o to chodzi? Potem była już inna sytuacja, bo po prostu nigdzie nikogo nie potrzebowali! W jednej stajni był stajenny 24h/dobę, a takich dziewczyn jak ja przychodziło chyba z 5 w różne dni tygodnia. Jak wyglądałam moja praca? Chodziłam co 20 minut do instruktorki i pytałam co jeszcze mogę zrobić. I na siłę wciskała mi polecenia typu: umyj okna w siodlarni, a to pozamiataj, poukładaj czapraki..  Jednak głównie siedziałam, nudziłam się i oglądałam jady na ujeżdżalni. No, ale to było dobre parę lat temu 😉 Później zaczęłam szukać miejsca gdzie indziej i wyniosło mnie na sfery bardziej wiejskie. Tam tym bardziej nikogo nie trzeba było, bo na jazdy mało kto przychodził, głównie stali bywalce i sami sobie konie szykowali, koni zresztą kilka więc 1 stajenny wszystkim się zajmował.
Dlatego ja już jakieś 3 lata temu trochę ochłonęłam z tym parciem na stajnię, stwierdziłam, że muszę jakoś ten jeździecki zastój przetrzymać i zobaczyć co przyniesie przyszłość. Do tej pory liczyłam, że może coś się wykluje na tych pięknych, siedleckich łąkach, czy gdzieś w bliskich okolicach. A nóż, ktoś by sobie zrobił stajnie koło domu. Ale niestety.. Nie wiem gdzie będę za pół roku, może w innej wiosce, a może w centrum Krakowa. Mogę mieć tylko nadzieję, że ułoży się wszystko i znajdę również swoje miejsce z końmi gdzie będę mogła pojeździć w zamian za pracę 😉
Hej pomuślałam ,że wypowiem się w imieniu małej części dzieciaków które chcą mogą ale chcą też jeździć jeszcze częściej minowicie jeżdżę już 5 lat a mam 14 . W stajni jestem 2 razy w tygodniu chociaż chciałabym częściej. Jeśli ktoś szuka pomocniczki w stajni która mogła by czasem wsiąść na konia to ja chętnie i piszę na poważnie oczywiście gdzieś w okolicach lublina 🙂 tak do 20 km🙂
Ok w takim razie tutaj:p
Jak najbardziej tutaj.
powiem szczerze...
naleze do stosunkowo mlodego pokolenia, chociaz "2" z przodu sie juz pojawila.

ja CAŁE swoje dziecistwo przejezdzilam za pomoc w stajni. i bylo wszystko. od sianokosow dla 25 koni, zbierania trawy na lace, wnoszeniu owsa wiadrami na strych, po czyszczenie boksow, noszenie wiader i calej reszty... pracowalam tak z 7 dobrych lat, poki nie zmienilam stajni, potem dostalam swojego konia.
wspominam to jako jedne z najlepszych lat swojego dziecinstwa, nauczylam sie bardzo duzo, spedzalam cale wakacje pod namiotem, aby tylko caly czas obcowac z konmi.
ale wiem, ze takich osob na prawde jest coraz mniej.
gnoj wywalac to juz nie, kostki siana nosic tez nie, bo ciezkie.
generalnie wszystko na nie..
z mojego punktu widzenia te osoby traca bardzo wiele... ale kazdy ma swoj rozum.
a ja tak myślę: może właśnie "złota młodzież" potrzebuje dostać po d..pie i zasuwać z wiadrami, widłami w pocie czoła. Może za bardzo ich rozpiesciliśmy? Może to nauczyłoby ich szacunku?
Losia potwierdzam w pełni twoje słowa. Tylko jednak koń to zwierze i ja jak znalazłam stajenkę , w której mogłam pomagać i za to jeździć przerosło mnie to poprostu. Jeździłam wtedy w szkółkach aż nagle znalazłam się sama wśród koni. 2 były ujeżdżone i w MIARĘ spokojne , a reszta to młodziaki , które nigdy nawet czyszczone i prowadzone nie były i trzeba było opiekować się wszystkimi końmi. Miałam pod opieką min. 2-letniego ogiera , który nawet nie dał do siebie podejść. Łatwo nie było. Nie raz mną poszarpał , ugryzł czy walnął nogą jak mi się wspinał podczas prowadzenia.. I jak taka mała dziewczynka ma sobie z takim koniem poradzić .? W szkółce koń , który bryknął czasem na jeździe był "koniem zabójcą". A tu nagle tyle nic nie umiejących koni i zero nadzoru dorosłego. Nie mówię , że ktoś miał stać nad nami cały czas ale dorosłą osobę to może widziałam z raz na tydzień a wiedząc że ma takie konie z 3 , 4 razy dziennie zjawić by się mogła..


EDIT .
marysia550 zastanawiam się co masz na myśli i wciąż nie rozumiem. Twierdzisz , że młodzież jest rozpieszczona , ma wszystko w d.. i brak szacunku do każdego .? To muszę Cię zesmucić , bo nie spotkałam się z takimi osobami. Sama jestem młodzieżą i pomagam w stajni każdemu szkółkowiczowi , który mnie poprosi. Inne dziewczyny również to robią. Wiadomo , że znajdą się osoby , które na każdego patrzą z góry i się wywyższają ale są to osoby , które dostały najlepszego konika od rodzica , mają najlepszy sprzęt , trenera i fundowane zawody co tydzień a takie osoby chyba pracy za jazdę nie poszukują.
Złota młodzież... albo im się nie chce, bo to ciężka robota, albo po prostu nie umieją - bo w domu im się tego nie każe robić, bo przecież "mają tyle nauki". Znam ludzi ponad 20 letnich, którzy nie wiedzą, co się dzieje ze śmieciami po wrzuceniu ich do kubełka pod zlewem, umyć okna dla nich, to "przetrzeć mokrą szmatą"... I mamy pokolenie manualnych analfabetów, czyli takich, co tylko komputerem umieją się posługiwać, a już widłami, młotkiem, szczotką, igłą i nitką - absolutnie nie. I nie dają sobie przetłumaczyć, że to nie wiedza magiczna, że po prostu trzeba wziąć i spróbować kilka razy, aż wyjdzie.

gllosia, tak, problem leży w Tobie. Nie chce Ci się dostatecznie mocno. Gdyby Ci się chciało, nie przeszkadzałaby Ci odległość, by nawet raz w tygodniu pojechać rowerem, albo umawiać się z kimś, kto również do stajni dojeżdża z Twoich stron.
A 2 przyjazdy w miesiącu do stajni by popracować, to chyba nie o to chodzi?
To jest właśnie to roszczeniowe podejście dzisiejszych dzieciaków. Mnie chodziło o 2 przyjazdy w miesiącu. Ba, mnie chodziło nawet o 1 przyjazd w miesiącu. Rok, dwa ciężkiej pracy, poświęceń, a potem to procentuje. Bo praca na prawdę wychodzi na dobre, tak ogólnie rzecz biorąc. Można umówić się, że przyjeżdża się w jakiś dzień, cały dzień się pomaga, a na koniec dnia wykorzystuje się zarobioną jazdę. Jeśli akurat w ten dzień nie ma takiej możliwości - zapisuje się wyrobione godziny i "wyjeżdża je" później. Ale nie - dzisiejsza młodzież musi mieć od razu, od ręki i musi to się OPŁACAĆ, bo inaczej "przecież nie o to chodzi". No to sorry - nie dla Ciebie jest jeździectwo. Jeździectwo to zapie.niczanie i pokonywanie na każdym kroku swoich własnych ograniczeń. Także takich banalnych, jak odległość od stajni i brak transportu. Dla chcącego nic trudnego. Jeśli wydaje Ci się coś trudne, po prostu za mało tego chcesz. Daj spokój zamiast marudzić.

Jak wyglądałam moja praca? Chodziłam co 20 minut do instruktorki i pytałam co jeszcze mogę zrobić. I na siłę wciskała mi polecenia typu: umyj okna w siodlarni, a to pozamiataj, poukładaj czapraki..  Jednak głównie siedziałam, nudziłam się i oglądałam jady na ujeżdżalni.
No to chyba super układ, skoro miałaś mało roboty, a za to mogłaś przyglądać się jazdom? Dobre 1,5 roku nie mogąc uczestniczyć w treningach przychodziłam na nie na nogach. Można się na prawdę wiele nauczyć przysłuchując się treningom. A jeśli się nudziłaś, to faktycznie dobrze o Tobie świadczy  🙄 Wiesz, bywałam w życiu w kilku stajniach i mogę powiedzieć jedno - tam jest ZAWSZE coś do zrobienia. Ale nie - młodzież woli siedzieć i się nudzić, i co śmieszniejsze - jeszcze na to narzekać  🤔

Weź lepiej przeprowadź rozmowę sama ze sobą i odpowiedz sobie na pytanie - czy chcę dobrze jeździć konno, czy umiem dużo z siebie dać, być pracowitą, będzie można na mnie polegać, będę wstawać wcześnie, będę dbać o powierzone mi zwierzęta i pomieszczenia stajenne tak, jak o własny dom? Jeśli nie, to w następnym miejscu, gdzie będziesz szukać "pracy za jazdę" powiedz po prostu, że chcesz trochę popracować, ale najlepiej tylko tyle, żeby się nie zmęczyć i że nie obiecujesz, że długo wytrwasz... Oszczędzisz dorosłym nerwów i nadziei, że znaleźli wreszcie rzetelnego pomocnika  😫
Ja wam powiem jak to wygląda ze strony osoby która całą swoja przygodę z jeździectwem zawdzięcza tylko swojej pracy i minimalnemu nakładowi finansowemu.
Od zawsze na wachcie, za pracę, za pojenie, karmienie, wyprowadzanie na padok, zamiatanie. Będąc na wachcie zdałam brązową i srebrną odznakę. Szykując się do złotej musiałam wyłożyć trochę grosza bo nasi instruktorzy przyznali, że ustępowania od łydki czy kłusów pośrednich to nas nie nauczą. Pamiętam jak wykładałam 200 zł za 4 treningi. Bolało jak nigdy, wtedy to była dla mnie ogromna kasa. (miałam 15 lat i byłam na utrzymaniu mamy która ledwo wiązała koniec z końcem)

Tak w 2005 roku trafiłam na trenerkę, której spodobało się to że jestem "chłonna" i zawarłyśmy układ. Ja opiekowałam się jej końmi i w zamian za to miałam treningi. Konie miały być codziennie ruszone, zadbane i w kondycji. Oczywiście w międzyczasie wachta. Z czasem treningi były coraz "poważniejsze", z wachty wyrosłam. Początkowo miałam szykować na zawody jednego skoczka pod syna trenerki (miał czas tylko w weekendy) skończyło się na tym, że to więcej ja na nim startowałam w ujeżdżeniu 😉 Układ trwał parę lat, byłam cały czas w treningu, czasem dorabiałam u trenerki na wszelkie możliwe sposoby - od oprowadzanek kucyków na festynach po karmienie bydła. Nie wnikajcie  😁
Doprowadziła mnie do takiego poziomu, że mogę sama zarabiać jeżdżąc konie innym i prowadząc jazdy na niezłym poziomie. Dała mi coś bezcennego - część swojej ogromnej wiedzy, szczyptę doświadczenia (brała ze mną treningi na każdym koniu którego dorwałam) i przede wszystkim podejścia do koni.
Niestety lata mijają, konie się starzeją... Skoczek na emeryturce, siwek jeszcze trzyma się świetnie ale już niedługo dwudziestka mu stuknie.
Przestałam się rozwijać i to mnie najbardziej boli. Teraz mam sporadyczne treningi żeby nie wypaść w obiegu ale to zupełnie nie to samo. Mam się zatrzymać w momencie kiedy wrota się otworzyły, piruety w galopie zaczęliśmy kręcić, zmiany co 4 wprowadzamy. A uczyliśmy się razem od pojedynczej lotnej. Tyle że ten koń już nie uczy się tak jak mógł parę lat temu  🙂
Próbowałam jeszcze u paru osób treningów za pracę, było fajnie przez chwilę. Później zaczyna się wyzysk i wykorzystywanie.  Wprawdzie dużo się zmieniło, już nie chodzę do szkoły tylko pracuję i zarabiam i prawdopodobnie byłoby mnie stać żeby płacić za treningi. Ale za utrzymanie konia jeszcze na pewno nie. Tylko kto da mi konia do jazdy na poziomie klasy C i poprowadzi treningi?  🙂 Zaczęły się poważne schody w mojej "karierze" i czuję że utknęłam w martwym punkcie.
[quote author=_Gaga link=topic=86326.msg1311034#msg1311034 date=1329760120]
Problem też widzę w tym, że wiele osób uważa, że praca tego typu w stajni to praca za darmo... Ale na kliniki i szkolenia chcieliby jeździć
Nie mam na nazwisko Van Grunsven , ale i tak więcej się można u mnie nauczyć o koniach i o jeździe konnej pracując, niż tylko jeżdżąc
Wiedza kosztuje. Za 1 pełen dzień tego typu szkolenia bierze się średnio 1 000 zł na łapkę... A tu - ja tę wiedzę teoretycznie darmo oddaję każdego dnia. Teoretycznie bo w zamian mam osiodłanego przed treningiem konia z zadbaną grzywą, czy trociny wrzucone do wszystkich 3 boksów...
znaczy miałam... bo aktualnie mogę zapomnieć... ;-)
no i u mnie za pracę jeździ się 80% ze mną a te 20% - rusza się konie kiedy mnie nie ma...
Aktualnie w wyniku braku luzaka, pracy zawodowej i szybko zapadających ciemności - konie są kompletnie roztrenowane :-(
A ja w planach zamiast je pojeździć - mam pozimowe naprawy ogrodzeń, ogarnięcie pastwisk itp. przyjemności... Gdyby chociaż ktoś przyjechał konie postępować - byłoby do przodu. Ja niestety nie zdążam... tymczasem lecę cholery nakarmić ;-)
[/quote]
Szkoda, że to tak daleko ode mnie  🙁 bo ja zawsze chętnie, ale pewnych rzeczy też nabywa się z wiekiem i już teraz wiem, że im więcej koni pod tyłkiem, tym więcej doświadczenia i umiejętności i bez znaczenia czy super zrobione czy te trudniejsze, ale niestety nie zawsze znajdzie się chętnych, którzy są w pobliżu i chcą, żeby im przy koniach pomóc.
Gdyby Ci się chciało, nie przeszkadzałaby Ci odległość, by nawet raz w tygodniu pojechać rowerem

Nie mam nawet gdzie i po co tym rowerem jechać 😎


To jest właśnie to roszczeniowe podejście dzisiejszych dzieciaków.

Taa dzięki, że nazywasz mnie dzieciakiem z roszczeniowym podejściem.

Mnie chodziło o 2 przyjazdy w miesiącu. Ba, mnie chodziło nawet o 1 przyjazd w miesiącu.
To, że dobie wystarczy przyjazd raz w miesiącu, nie znaczy, że innym też. W stajniach, w których kiedyś jeździłam wymagano, żeby być conajmniej 1 w tygodniu, a najlepiej częściej. A było na tyle dużo ochotników, że nikt nikogo na siłe nie trzymał - nie możesz, ktoś inny wejdzie na twoje miejsce. Proste.

No to sorry - nie dla Ciebie jest jeździectwo. Jeździectwo to zapie.niczanie i pokonywanie na każdym kroku swoich własnych ograniczeń. Także takich banalnych, jak odległość od stajni i brak transportu. Dla chcącego nic trudnego. Jeśli wydaje Ci się coś trudne, po prostu za mało tego chcesz. Daj spokój zamiast marudzić.
A czytać umiesz? Przeczytaj sobie ostatnią część mojej poprzedniej wypowiedzi.

No to chyba super układ, skoro miałaś mało roboty, a za to mogłaś przyglądać się jazdom? Dobre 1,5 roku nie mogąc uczestniczyć w treningach przychodziłam na nie na nogach. Można się na prawdę wiele nauczyć przysłuchując się treningom.
😵 To mnie rozbawiłaś teraz! Dużo się nauczyła przyglądając się jak 12 letnie dziecko kopie konia, by ten ruszył kłusem. A że to nazywa się treningiem to nie wiedziałam  😎

Nie mam zamiaru dalej się tłumaczyć. Nie wiesz w jakiej stajni byłam, jak wyglądała tam sytuacja. Nie znasz również mnie

Weź lepiej przeprowadź rozmowę sama ze sobą i odpowiedz sobie na pytanie - czy chcę dobrze jeździć konno, czy umiem dużo z siebie dać, być pracowitą, będzie można na mnie polegać, będę wstawać wcześnie, będę dbać o powierzone mi zwierzęta i pomieszczenia stajenne tak, jak o własny dom? Jeśli nie, to w następnym miejscu, gdzie będziesz szukać "pracy za jazdę" powiedz po prostu, że chcesz trochę popracować, ale najlepiej tylko tyle, żeby się nie zmęczyć i że nie obiecujesz, że długo wytrwasz... Oszczędzisz dorosłym nerwów i nadziei, że znaleźli wreszcie rzetelnego pomocnika  😫
Żałosne jest to co piszesz.. Pracowałam tak przez kilka lat i byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, że mogłam wstać o 6 rano kiedy wszyscy spali i iść z drugą osobą po konie, a przez resztę dnia zajmować się resztą obowiązków. Stare, dobre czasy. Było, minęło.
Przykro mi jest, że takie wnioski wyciągnęłaś z mojej wypowiedzi. Że wg. ciebie jestem smarkatą, nieodpowiedzialną, chcąca mieć wszystko pod nos podstawioną dziewczynką. Dobrze, tkwij sobie dalej w takim przeświadczeniu, przez internet i tak nie zdołam go zmienić. Ale na przyszłość - może nie powinnaś zbyt pochopnie kogoś oceniać?
marysia550 powiem ci szczerze, ze tez sie nad tym mocno zastanawialam... odpowiedzi jednoznacznej nie udziele na te pytanie. ale luzakowalam przez chwile za granica, gdzie sa prawdziwe konie (od poziomu L do GP) i te mlodziencze lata z pewnoscia daly mi duzo sily charakteru i samozaparcia za co na prawde jestem wdzieczna 🙂
Ja juz u mlodszych ode mnie o zaledwie pare lat (4-5) zauwazam inne podejscie. To smutne, zwlaszcza jak widze pelno gwiazdeczek, ktorym rodzice kupia fajnego konia i zapewnia mozliwosci do rozwoju jezdzieckiego, po czym nastepuje zmiana priorytetow i upodoban. Kon albo stoi i nic nie robi, albo w najlepszym przypadku idziedalej w swiat. A taka sierota jak ja w wieku 24lat nadal kombinuje i sie stara, zeby mimo wlasnego konia jakos jednak sobie radzic🙂 Moze dlatego, ze od poczatku o to wszystko walczylam i ciezko pracowalam, teraz nadal mi zalezy i potrafie tak wiele docenic🙂
Czytam ten wątek i pomyślałam, że wrzucę coś od siebie. Zaczęłam jeździć konno mając 11-12 lat. Taka grupka, zbieranina dzieciaków ze szkoły, pod okiem nauczycielki chodziliśmy na jazdy zawsze w sobotę rano. Grupa w mniejszej liczbie niż na początku dotrwała do końca roku szkolnego. Przyczyny zmniejszenia grupy- dla kogoś jazda to nie było „to”, co chciał robić, lenistwo bo nie chce się wstawać, jakieś powody zdrowotno- rodzinne też się pojawiły.
Mnie to wciągnęło zupełnie i bardzo szybko zaczęłam pracować w stajni. Praca od pielęgnacji koni, siodłania do sprzątania. No i jeszcze wtedy byłam pomocą instruktora, który uczył jeździć dzieci na kucach, więc wszystkie oprowadzani, tereny z dziećmi itd. oraz wsiadałam na stępa na konia instruktora, który wracał z terenu z innymi.
Niestety moi rodzice nie mieli kasy, więc musiałam bardzo szybko jeździć wyłącznie za pracę. Patent miałam taki, że stacjonarnie w roku szkolnym pracowałam w stajniach dość blisko domu, a jak stajnie przenosiły się na lato na obozy (na które mnie nie było stać) to pracowałam w innych np. na wyjeździe u babci. W sumie zaliczyłam około 5-6 stajni takim systemem.
Patrząc z perspektywy, to jak na swój nastoletni wiek miałam sporo odpowiedzialności, oleju w głowie i chęci- nie popełniłam wtedy jakiś rażących błędów.
Patrząc na moje rodzeństwo to duuużo im brakuje do dzieciaków z tamtych czasów- są dość wygodni, wolą posiedzieć przed komputerem zamiast się poruszać, słyszę ciągłe wymówki typu „głowa mnie boli”. Kiedy miałam swojego konia (do niedawna ) moje rodzeństwo mogło jeździć i nawet jeździło kilka razy- uczyłam ich podstaw jazdy, pielęgnacji itd. Niestety nie mają jakiejś chęci by coś zrobić ze sobą i pocieszyć się przyrodą, przebywaniem z końmi.
Teraz po latach pracy przy koniach i jazdy, kilkuletniej przerwie, poźniej powrotu do jeździectwa z własnym koniem odczuwam dużą pustkę. Nie potrafiłam przyjść do stajni wsiadać/zsiadać i jechać do domu. Koń miał pełną opiekę zawsze jak u niego byłam.
Aby jeździć dzisiaj człowiek potrzebuje nie tylko pieniędzy (to nie jest na 1-szym miejscu) ale czasu, chęci i bardzooo dobrej organizacji czasu.
Parę miesięcy temu zaskoczyło mnie to jak była w pewnej stajni oglądać dla kogoś konia na sprzedaż. Pogadałam sobie chwilkę z właścicielką stajni. Byłam niezmiernie zdziwiona, kiedy zaproponowała bym przyjechała poruszać jej konie, bo „chciałabym kogoś ogarniętego, któryby trochę pojeździł”- fajna propozycja ale stajnia mało dostępna dla osoby bez samochodu.
Chociaż pracuje zawodowo, ale gdyby padła taka propozycja gdzieś bliżej bardzo chętnie bym pomogła w zamian za rozwój jeździecki (szczególnie skoki). Może by ktoś skusił się na osobę dorosłą, odpowiedzialną i doświadczoną, która ma dobre podejście do koni i uwielbia przy nich pracować.
Złota młodzież... albo im się nie chce, bo to ciężka robota, albo po prostu nie umieją - bo w domu im się tego nie każe robić, bo przecież "mają tyle nauki". Znam ludzi ponad 20 letnich, którzy nie wiedzą, co się dzieje ze śmieciami po wrzuceniu ich do kubełka pod zlewem, umyć okna dla nich, to "przetrzeć mokrą szmatą"... I mamy pokolenie manualnych analfabetów, czyli takich, co tylko komputerem umieją się posługiwać, a już widłami, młotkiem, szczotką, igłą i nitką - absolutnie nie. I nie dają sobie przetłumaczyć, że to nie wiedza magiczna, że po prostu trzeba wziąć i spróbować kilka razy, aż wyjdzie.

O to biega, że ci, którym robota przy koniach zdecydowanie by się przydała - wolą płacić. A ci, którzy pieniędzy nie mają - szukają okazji, żeby chociaż grosz zarobić, lub - móc zarobić.

Ogólnie czasy romantyzmu, bezinteresowności i kierowania się pasją - odchodzą do lamusa.
Trochę smutno, ale co robić? Tak jest i już.
Gdybym miała wskazać swój największy błąd w życiu - byłoby to... spędzanie czasu w stajni  🙄.
Dziś wiem, że trzeba było ten czas poświęcić na zdobycie i ugruntowanie takiej pozycji zawodowej/biznesowej, żeby sobie i dzieciom zapewnić dobrobyt materialny, który jest niezbędny, żeby właśnie realizować swoje pasje na porządnym poziomie. Nic by mi się nie stało, gdybym mniej o koniach wiedziała, gdybym gorzej umiała jeździć...
Jak jest kasa i (już) czas to wszystko można ogarnąć w 2 lata - żeby sobie jeździć te 130+ czy CC. A okazji "orientujących mnie w życiu" zmarnowałam sporo - przez konie właśnie 😡
Ku przestrodze wszystkim, kierującym się pasją jako... priorytetem.
Z pasji jeździeckiej (wiedzy, umiejętności, konkretnych osiągnięć nawet) w naszym kraju nie wynika zupełnie nic  🤔
I nie o sobie mówię - ale o większości nawet sław jeździeckich. Co tam - napiszę co mnie skłoniło do przyjrzenia się, jak to naprawdę wygląda. Czytałam sobie wiadomości na portalu końskim. Reklamy migały. W tym - reklama... obozów jeździeckich dla dzieci. Czyja? Ano - zawodnika z parkurów światowych. Takie życie. Rozumiem, że mało kto mnie zrozumie  😎. Ale tak "pacze" i widzę np. współwłaściciela stajni, który... spawa kraty na boks etc. I mówię "chopie, weź ty zajmij się bramami, schodami etc... Boksy se kupisz, stajenny parę złotych weźmie". Nie. Cóż.
W każdym razie - warto zawsze zastanowić się, co Naprawdę jest motywem (tworzy motywację) naszych wyborów. Gdy przyjrzymy się temu uczciwie - można się zdziwić. Marzenia... jak ptaki. A w jeździectwie - jak duchy ptaków  🥂
To dołożę coś od siebie. Moje początki w  wieku około 13 lat (a było to w latach 80) były w Bogusławicach. Okazało się, że mamy tam wujka, który pracował jako stajenny i załatwił mi jazdy na obozach studenckich. Ponieważ moich rodziców nie było stać na płacenie za noclegi (u wuja nie było wtedy możliwości), to mieszkałam u mojej babci w Piotrkowie Tryb.. Codziennie, przez całe wakacje, wstawałam o 4 rano, żeby pójść na dworzec i jedynym porannym autobusem, który był po 5 pojechać do Bogusławic. Tam błąkałam się po łąkach i po terenie stada przez 1,5 godziny, aby o godzinie 8 uczestniczyć w jeździe. I tak dzień w dzień. Jakby teraz niektórym dzieciakom zaproponować taki układ to  ?
Natomiast dzisiaj, gdy mamy z mężem swoje konie i szukaliśmy kogoś rozważnego, aby pomógł nam czasami przy koniach (za darmo), to nikt się nie zgłosił. I to chodziło nam w zasadzie tylko o jazdy i pracę z koniem. Wiem, że mieszkamy w miejscu gdzie raczej trzeba mieć samochód, ale w dzisiejszych czasach jest to problem do przeskoczenia.
A nasze dzieci 🙁, no cóż, żadne z nich się nie garnie do koni. No i tak zostaliśmy sami z treningami i z całą robotą. Ale i tak satysfakcja z tego wszystkiego jest ogromna.
Podsumowując, uważam, że nie tylko finanse są tą barierą, a tak jak wielu z Was twierdzi, LENISTWO
O tak tak, zgodze sie z dziewczynami, ze nie ma już takich ludzi, ktorzy za darmo zechca w stajni poprzebywać. Ja też szukałam, nie wymagałam nic ciężkiego, ledwo poczyszczenie koni, polonzowanie, pojeżdżenie, za darmo z darmowymi treningami, ba nawet z mozliwością startów, do stajni można busem dojechać i co? NIKOGO.
Ale widocznie takie czasy, że coś co jest za darmo to widocznie jest kiepskie i się tego nie bierze 😀
halo zgadzam się z Tobą w 100%


Nie wiem czy to dobre miejsce ale mogę się ogłosić, jeśli ktoś by szukał kogoś kto by mu konie objeździł i wyczyścił stajnię (czyszczenie sprzętu ,mogę też pomóc przy gnoju  😎 ) to na pw
Poznań i okolice 🙂
Nie wiem czy to dobre miejsce ale mogę się ogłosić, jeśli ktoś by szukał kogoś kto by mu konie objeździł i wyczyścił stajnię (czyszczenie sprzętu ,mogę też pomóc przy gnoju  😎 ) to na pw
Poznań i okolice 🙂

Ja myślę,że miejsce na wpis dobre. Z dyskusji jasno wynika,że jesteś ginącym gatunkiem.  :kwiatek:

Raczkowski
Zawstydziłam się  😡 .
Żadnej pracy się nie boje ponieważ moi rodzice są także nie ucieknę na pewno kiedy np. trzeba będzie posprzątać luźną kupkę 😁
Nie tylko finanse.

- Nie da się uciec przed rozwojem, dobą komputerów.
Co można było robić za "naszych czasów"? Nic nie było do roboty. Jak nie konie, to..koleżanki. Ja się nie dziwię, że konie/sporty/hobby wymagające wysiłku  zaczyna przegrywać z grami, komputerem, możliwością rozmów wirtualnych.
Nie, to nie jest dobre. Ale tak jest. Myślę, że większość ludzi jest po prostu wygodnych. I zamiast robić sobie "pod górkę", jedzie z górki. Skoro mogę grać w necie, to czy chce mi się wychodzić i przerzucać gnój? No..nie chce mi się.

- Zmienia się mentalność. Stajemy się chyba coraz bardziej konsumpcyjni. Należy nam się. Wszystkim. Wszystko. Kiedyś chyba częściej się prosiło. Wszędzie. Teraz się raczej żąda i straszy, że "zna się swoje prawa". Byle pierdnięcie i grożą nam sądem, pozwem. Czasy są inne. Tak to widzę.

ps-  A obserwacje swoje opieram na podstawie przypadków z jakimi miałam do czynienia w stajniach. Dziewczynki nie przyjadą, bo a) nie ma ich kto przywieźć, bo mama akurat nie ma samochodu ( zapomnij o autobusie czy rowerze latem)  b) one by chciały jeździć tak, żeby startować, bo tak bez startów to...nie kręci je to c) ciężko wstać z samego rana, bo one wczoraj miały imprezę d) notorycznie się wszystkie wszędzie spóźniają ( ja zobowiązywałam się pomóc w dowiezieniu samochodem do stajni i naprawdę w 3/4 przypadków MUSIAŁAM czekać, bo dziewczynki notorycznie się spóźniały. I mówiły tylko z uśmiechem "sory"😉
Gdzie te czasy kiedy na skrzypiącym rowerze w środku zimy po śniegu poginałam za miasto, żeby wsadzić dupę na konisia za uciułane pieniądze. I jeszcze walkę z rodzicami stoczyć, bo " po co wydaję kasę na takie pierdoły?" Gdybym dziś zobaczyła takie dziecko jadące zimą na rowerze na konia, to jak Boga kocham umówiłabym się z dzieciakiem (choćby nieznanym) że go będę wozić. Ale mogę spać spokojnie- nie zobaczę takiego obrazka.

Kiedyś nie było nic, lub prawie nic. I było ciężej znaleźć jakąś rozrywkę. Więc jak już się dorwało do niej, to się ją SZANOWAŁO. teraz się nie szanuje, bo jest dużo więcej różnych możliwości.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się