Nasze upadki z koni.

Przez tyle lat się ich trochę nazbierało, te które mi najbardziej utknęły w głowie:

1. najgroźniejszy:
lato 2011, porwałam się na przeszkody niekoniecznie do tego przygotowana psychicznie, konina wyczuła moje spięcie i stanęła przed okserem, za to ja przeleciałam z pięknym saltem, na co klacz stwierdziła, że jak ja lecę, to ona też...  😲 lądując prawie się jej nogi pogubiły, bo je rozkraczyła, żeby mnie nie przydepnąć, ale przednim kopytkiem dostałam trochę w głowę (kask na szczęście był). od uderzenia o ziemię straciłam przytomność - lekkie wstrząśnienie mózgu, ale na drugi dzień wsiadłam na przełamanie - bałam się, że jak nie wsiądę, to jakaś trauma mi się włączy:/

2. najdziwniejszy i najbardziej niespodziewany:
opiekowałam się wielgachnym wielkopolakiem, którego wszyscy nazywali wielbłąd ze względu na umaszczenie i posturę. dłuuugaśne nogi, więc galop w jego wykonaniu to było mniej więcej paa ..... taaaa......taj.....  😀 i galopujemy sobie po baardzo piaszczystej ujeżdżalni, na oklep, wchodzimy w zakręt i w tym zwolnionym tempie pa ta taj koniu się zakopuje w piachu i niebezpiecznie przechyla na jedną stronę, przepięknie klapnęłam pupskiem w piach a koń zatrzymał się idealnie od razu jak się zsunęłam (spokojna kochana bestyjka z neigo byla🙂 )

3. pierwszy:
miałam jakieś 5 latek, któryś już raz na koniu, wsadzili na najspokojnieszego rekreanta w stajni, dali wodze i sobie tak tuptałam po lonżowniku🙂 konik stwierdził, że sobie odpocznie, moje nogi nawet za siodło nie wystawały, więc żadne podrygi nie sprawiły, żeby do tego stępa ruszył. mega pracowity instruktor stwierdził, że nie chce mu się wstawać z ławki,więc zagwizdał na palcach - wydaje mi się, że koninka sobie ucięła małą drzemkę, bo gwizd ją tak przestraszył, że stanęła dęba. ja pupą w piach, od razu w płacz, Mama leci spanikowana widząc mnie już całą w gipsie, na co ja się otrzepuję, podbiegam do konia i głaszcząc po szyi wyję "Mamo!!!!! ten pan przestraszył konika! no już dobrze, nie bój się.. on głupi tylko zagwizdał" 😀
od tamtej pory chyba rodzice sobie zdali sprawę, że nie ma mocy, która by mnie do koni zraziła🙂
Mój najbardziej pamiętny upadek - wyjeżdżamy w teren ze znajomą. Jest lato, ale mocno wieje, konie niespokojne. Ona na 5-latce, ja na 4-latce. Kobyły świrują. Nie chcą iść, boją się wszystkiego. W odległości ok. kilometra od stajni moja kobyła widzi latającą koniożerną foliową torebkę, robi w tył zwrot i gna cwałem na skróty przez pole owsa przeskakując przy okazji przez sznurek odgradzający. Trzymam się dzielnie i myślę, że takim równym cwałem bez skoków to wytrwam do końca, ale w pewnym momencie kobyła zwalnia pod górkę, a za chwilę z górki przyspiesza i strzela barana. Ląduję w polu owsa. Budzę się po nieokreślonym czasie. Panuje niesamowita cisza, nade mną chmurki, wokół owies, nic mnie nie boli. Myślę - jestem w niebie, czy co? leżę przez chwilę, sprawdzam odruchy. Żyję, nic mi nie jest, podnoszę się i wlokę pieszo do stajni...Z relacji koleżanki, która nie wiedziała gdzie spadłam, bo za pagórkiem i w tym owsie mnie nie widziała, wiem, że "przespałam" na polu ok. 15-20 min., a ona już zdążyła wrócić do stajni po pomoc. Podobno istniała już mało optymistyczna wersja, że kobyła mnie uśmierciła  😎
Pamiętam tylko jeden, bo nawet uwieczniony(reszta nie byla zbyt spetakularna, ot jebut i tyle).

hubertus ubiegłoroczny. początek "gonitwy". Rude spisuje sie dzielnie, choć zdziwiona tempem galopu i mozliwoscia "rozwiniecia predkosci" w pewnym momencie, tuż przy ogrodzeniu z pastucha, rude bryknęło, żaden problem, dociążyłam nogi w  strzemionach, i nagle cos nie tak z prawą noga, nie mogę złapać równowagi, staram sie mocniej dociazyc nogi, ale cos nie idzie i dalej lecę w prawo. jak rude poprawiło brykiem radosci to zrobiłam fajt.  okazało się, ze puślisko się przerwało.

myslalam, ze się polamałam. upadłam tak niefortunnie, ze dosc dlugo kulałam, i do tej pory (pol roku) nie mam czucia w prawej ledzwi, posladku i polowie uda. mozna mi wbijac szpilki na okolo pół centymentra i nie czuję nic 😉
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
20 marca 2012 09:57
Ja troche gleb w życiu zaliczyłam ale z 2 mogłabym nazwać poważnymi. Rok 2008 jedżdże u siebie na ujeżdżalni, koń mnie wywiózł i przegalopował kawałek -nie wiem co mi odbiło, że postanowiłam sie ewakuować i trrrrach zwichnełam rękę+lekkie wstrząśnienie, wstyd jak cholera i na dodatek przez to do dziś się trzęsę wsiadając na własnego konia  😵 Rok 2010 w Gałkowie na kursie, skoki, jadę na hucułce, zagalopowanie, jadę, jadę a tu nagle koń się potknął i nura głową w piach a ja nura obok także głową. Nie było przyjemnie, bolala mnie głowa ale na drugi dzień już nie było śladu -nie licząc piasku, którego nie szło sie pozbyć mimo długiego szorowania.
ja się doczekałam nawet uwiecznienia tych co bardziej widowiskowych gleb  😁

nr 1


oraz świeżynka z zeszłego weekendu

nr 2
upadłam tak niefortunnie, ze dosc dlugo kulałam, i do tej pory (pol roku) nie mam czucia w prawej ledzwi, posladku i polowie uda. mozna mi wbijac szpilki na okolo pół centymentra i nie czuję nic 😉

Jakiś lekarz cię oglądał? Cokolwiek? Czy tak po prostu, nie mam czucia w lędźwi więc powbijam sobie igłę dla "fanu"?  😲
[quote author=Isabelle link=topic=30241.msg1343839#msg1343839 date=1332236449]upadłam tak niefortunnie, ze dosc dlugo kulałam, i do tej pory (pol roku) nie mam czucia w prawej ledzwi, posladku i polowie uda. mozna mi wbijac szpilki na okolo pół centymentra i nie czuję nic 😉

Jakiś lekarz cię oglądał? Cokolwiek? Czy tak po prostu, nie mam czucia w lędźwi więc powbijam sobie igłę dla "fanu"?  😲
[/quote]

lekarz mnie badał jak byłam w szpitalu 🙂 miałam sie do neurologa zgłosic, ale póki co mam zbyt duzo lekarzy i nie mam ochoty na wiecej 😉
To mnie nieźle zaszokowałaś
Sprawa wygląda na poważną
straszny ten upadek ...  😲 bardzo ci współczuję  😕 żyjesz ???
Isabelle, według mnie bezsprzecznie powinnaś się wybrać do lekarza i to jak najszybciej. brak czucia to zawsze poważna sprawa i wymaga konsultacji.

moje upadki... oj, trochę ich było 🙂 pamiętam pierwszy, miałam jakieś 8 lat i było to chyba na pierwszej lekcji bez lonży. konik w stępie potknął się o drąg i zakłusował (dosłownie dwa kroki) a ja poooleciałam jak długa 🤣 na szczęście ani wtedy ani nigdy nic mi się nie stało. tylko raz miałam upadek po którym nie wsiadłam od razu (podobno niezłe rodeo kucyk urządził, trochę się trzymałam ale w końcu musiałyśmy się rozstać) i żałowałam tego później, ale byłam tak poobijana że przez następny tydzień leżałam w łóżku, ewentualnie siedziałam na krześle otoczona poduszkami, bo nie mogłam się ruszyć. żałuję że nie wsiadłam, bo dużo nerwów i lęku mnie później kosztował powrót w siodło. ale ostatecznie udało się. to był ostatni raz, kiedy spadłam.
na szczęście jestem na tyle "plastyczna", że nigdy nie skończyło się żadnym złamaniem, czy urazem głowy. instruktorka kiedyś śmiała się, że mam duży instynkt samozachowawczy - potrafię spadając z kuca o wzroście 120 cm złożyć się w locie w kulkę 😀
krysiex213, pierwszy mistrz! 👍
Mnie się , krysiex213 , podobało to jak Ci się udało wyplątać z tego pierwszego zdarzenia  - ja bym juz na 100 %  w tej sytuacji glebnęła na bok jak żaba, a Ty taks z wdziękiem uskoczyłaś : ) 

Moje dwa najbardziej fascynujące upadki : jadąc galopem wzdłuz zaoranego pola,  ruda pomyslała sobie - a co , takie ładne pole , wdepnę sobie , i ....wpadła po kolana . 
Przeleciałam jej przez łeb i wylądowałam na plecach na mięciutkim polu gapiąc się w niebo z OGŁOWIEM w ręku. Wodze trzymałam dzielnie .
Ostatnio , w lesie , na drugiej klaczy wykosmiczyłyśmy się obie w kałuży z lekkiego,  luzackiego kłusa ....wylądowałyśmy w  czarnej , mazistej , smierdzącej leśnej brei. Wstyd było wracać....
z OGŁOWIEM w ręku. Wodze trzymałam dzielnie .

dlatego wlasnie nie nalezy zapinac oglowia tak jak ucza w szkolkach. ja zawsze slysze, ze zapinam za ciasno podgardle. a ja zapinam tak, ze konia nie dusi, ale przez leb mi oglowie nie przeleci. podgardle wlasnie do tego sluzy.

edit: literowka
bakalia07   Nigdy nie rezygnuj z marzeń!
20 marca 2012 15:32
Mój staż jak na razie nie jest zbyt imponujący bo 3 lata ale pare... naście gleb się uzbierało . 😀
Pierwsza gleba była na koniu ze stajni rekreacyjnej gdzie stawiałam moje pierwsze kroki w jeździectwie. Niestety koń w w galopie się przestraszył czegoś uskoczył i się potknął a ja przeleciałam przez szyje. Instruktorka nie zauważyła ,że o jednego ucznia mniej . Fajnie jest się przejść po lesie nie znając go .Polecam wszystkim  😉 😀iabeł:

Druga gleba była z pewnego wielkiego konia na hali bo pewien Pan się musiał się popisać jaki on to och i ach  i wystraszył mi konia.
Kiedyś kiedy przygotowywałam kuca na oprowadzanki bo był dość rozbrykany i miałam kilka razy wsiąść ,żeby był bezpieczny dla dzieci to te miałam rodeo ;D hmm z 4 gleby były .

Następne gleby nie były jakieś imponujące potem już spadałam z własnych czterech kopyt.
Nie raz spadałam na plecy,cztery litery i te inne ale do czasu zawodów.

Na zawodach byłam tak przestraszona i nieobecna ,że spadłam  3 razy. Po prostu ze strachu nie mogłam się utrzymać w siodle . Byłam cała blada i po prostu nie miałam siły . Były to moje i mojego konia pierwsze zawody ,które skończyły się szpitalem i złamaną nogą. Nie zniechęcona po rehabilitacji wróciłam do treningu. Jeździłam ,trenowałam ,starałam się i po pół roku od czasu tych nieudanych zawodach postanowiłam wystartować ponownie. Na jednym treningu 24 marca 2011 roku  przed zawodami było strasznie wietrznie ....  Wiatr był okropny a ja jechałam wtedy parkur z przeszkodą okrytą niebieską płachtą. Pech chciał ,żeby ta płachta zerwała się prosto na mnie i mojego konia poleciałam jak długa iii tak leżałam i strasznie bolała mnie ręka. Cała spuchła i była w jakiejś nienaturalnej pozycji a szczególnie w nadgarstku bo wydawało mi się ze jest w innym miejscu. No ale nic poczekałam az rozstępują mi konia i poszłam do stajni ją rozsiodłać  😀 Ręka wisiała sobie, ja zapłakana ale adrenalina robi swoje . Myślałam tak w siodlarni czy  dzwonić do taty czy nie bo w końcu nie mogłabym jeździć . Wtedy myślałam ,ze nie będę mogła jeździć góra 3 tygodnie . Były 4 miesiące... Złamanie dwóch głównych kości ręki i przemieszczenie i przesunięcie nadgarstka. Była to prawa ręka a ja byłam tydzień przed testem  szóstoklasisty.  Operacja ,gips 3 miesiące i w czerwcu pisanie sprawdzianu na komputerze. Jedyny taki przypadek w moim mieście i dwa przypadki w Polsce.  😁
No ale po długiej rehabilitacji zaczęłam wsiadać. Nie powiem dużo walczyłam o to bo moi rodzice zwyczajnie nie chcieli ,żebym już wsiadała. Ale dużo zmieniła zmiana siodła na takie ,które mnie dobrze trzyma i wszystko potoczyło się ok . Trzymałam się w siodle do sylwestra tego roku . Była gleba ale z mojego strachu przed upadkiem tak się uczepiłam ,że delikatnie spadłam na nogi ;D 

Jak na razie jest ok choć trochę mi został strach przed upadkami choć myślałam ,że nie ma  to miejsca.
Powiem jeszcze ,że dyskomfort w ręce nadal odczuwam . Nie mogę grać w siatkówkę i takie rzeczy ,które wymagają użycia dwóch rąk . Nie mam za dużo w niej siły . Nie mogę się na niej oprzeć i wiem od lekarzy ,że nigdy nie będzie sprawna w 100  % .
yyyyyyy.... ja zapinam raczej w miare mocno? Ale koń miał głowę między przednimi nogami i  przy mocnym szarpnięciu ściągnęłam  mimo wszystko , lecąc,  naczółek przez uszy i całość z ryja w dół .
Dobrze,  że koń raczył podejść i sprawdzić co to takie rozciagnięte lezy przed nim , a nie wziął nóg za pas...Za to lot - niezapomniany .
Ale  faktycznie ,  wszyscy mi zwracali  uwagę w szkółce jeżdzieckiej w której zaczynałam  , żeby ten pasek luźno zapinać
wiele razy leciałam z konia ale jeden z ostatnich upadków pamiętam do dziś ... było to pół roku temu, można było poszaleć po polach z których dopiero co pozbierali żniwa ... więc galopuje sobie przed siebie, biorę zakręt żeby wrócić z powrotem tym samym polem, daje łydki a mój koń w jednej sekundzie schował głowę między nogi, podrzucił zadem i nagle trach wylądowałam na ziemi ... ból masakryczny ale jakoś się pozbierałam, zrobiłam kilka kroków prowadząc konia w ręku ... ale włączyła mi się lampka, że przecież jak mu odpuszczę to się tak nauczy więc z obolałą połową ciała wgramoliłam się jakimś cudem z powrotem na siodło i jadę, na ostatnim polu przed stajnią chciałam jeszcze zrobić kółeczko, jadę sobie wolno kłusikiem ledwo siedząc w siodle (miałam obite biodro i pośladek) nagle koń się potknął i zgrabnie znów znalazłam się na ziemi ...  😂 potem jeszcze raz udało mu się mnie wysadzić z siodła (innego dnia), za trzecim razem już mu się nie dałam ale strach powodował że nie jeździłam po polach tylko jechałam w las gdzie czułam się bezpieczniej  👀

pół roku minęło zanim odważyłam się wrócić na te pola i zagalopować ... koń sobie zapamiętał doskonale co zrobić żeby się wywinąć od dalszej jazdy ale tym razem mu się nie dałam ... teraz już się nie boję tam jeździć  🏇

do dziś dnia boli mnie pośladek więc nie ma opcji żeby zapomnieć o tej historii  😂
kurczaki, jak tak czytam Wasze historie, to aż mnie ciary przechodzą! na szczęście mi się nigdy nic poważnego nie stało przy upadku, nie wiem jakim cudem, i odpukać oczywiście, żeby nie zapeszyć!

bakalia07 gratuluję samozaparcia i odwagi! wiele osób by już nie wróciło do jeździectwa, bądź wróciło z większymi oparami!
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 marca 2012 19:08
Nina, ja po przeczytaniu całego tego wątku kupiłam żółwika na plecy, tak profilaktycznie  🙄
Ja jakoś nie miałam śmiesznych upadków, ot takie zwyczajne hihi, ale ten ostatni był najgorszy. Galop po polu na terenowym taranie . Koń nagle dupa w górze łeb na ziemi a ja z wielkim impetem lecę na ziemie i jak zaryłam twarzą w glebę to nie wiedziałam jak się nazywam. Krew z nosa leci .nos napier... talala . Podsumowując, rana tłuczona nosa i złamanie nosa z niewielkim przemieszczeniem i coś co nazywa się wypukliną lędźwiową, przez którą nie mogłam chodzić przez pierwsze 3 dni po wypadku ,a po 2 tygodniach się schyliłam coś chrupło ( chrupnęło? jak to się odmienia) w plerach i karetką do szpitala bo myślałam,że się z bólu zesram za przeproszeniem. Ogólnie cały miesiąc w szpitalu i jak do tej pory codzienny ból w lędźwiach i zakaz schylania się na prostych nogach. W szpitalu byłam wysyłana od fizjoterapeutów przez nastawiaczy kręgosłupów, neurologów kończąc na neurochirurgach.

Mało baba miała problemów to se konika wzięła.  😂
Facella a ja się puknęłam w czoło i od dzisiaj zawsze w teren jadąc będę zakładać kask... w życiu moja kobyłka nie bryknęła pode mną, nie spłoszyła się gwałtownie, nie poniosła ani nie stanęła dęba, ale koń to koń. zawsze może się coś niespodziewanego stać. nie ma nic gorszego niż przez własną głupotę i brak dbałości o bezpieczeństwo sobie coś zrobić i nie móc jeździć!
głupia jestem, że teraz tego nie robię... :/ przecież o wypadek wcale nie trudno! ehh człowiek chyba im starszy tym mniej rozumu ma:/
Jeździectwo nie jest zdrowym sportem... hihi...
Ja, przez dwa wypadające dyski - konsekwencja iluś tam upadków i wypadków, od 12 lat jeżdżę na koniach w specjalnym gorsecie z metalowymi sztabkami. Na początku ciężko było się przyzwyczaić, ale teraz bez niego, czuję się jak bez oficerek.
A co do upadków, to najgorszy chyba był ten, kiedy dałam na główkę z konia i usłyszałam trzask własnego karku. I oczywiście nie dałam się zawieźć do szpitala, bo na następny dzień jechaliśmy na zawody. Tym sposobem od ładnych kilku lat główka w jedną stronę obraca mi się nieco mniej.
Ale co nas nie zabije, to nas wzmocni  😉
Bischa   TAFC Polska :)
07 kwietnia 2012 14:14
dlatego wlasnie nie nalezy zapinac oglowia tak jak ucza w szkolkach. ja zawsze slysze, ze zapinam za ciasno podgardle. a ja zapinam tak, ze konia nie dusi, ale przez leb mi oglowie nie przeleci. podgardle wlasnie do tego sluzy.


Nie trzeba jeździć w szkółce, żeby ogłowie ściągnąć robiąc salto przez łeb konia 🤣
Duże zawody, bodajże CSI w dwóch różnych miastach, ten sam zawodnik (bodajże Łukasz Appel), raz hala, raz otwarty teren (Leszno i Sopot bodajże), dwa razy identyczna sytuacja: najzd, koń stopa, jeździec przez łeb leci i dwa razy ściaga w ten sam sposób ogłowie 🤣
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
07 kwietnia 2012 14:18
Na ostatnim Torwarze Benas Gutkauskas ściągnął ogłowie bez spadania z konia, też przy wyłamaniu, może ściągnięcie ogłowia bez upadku to już wyższy level? 😁
.
Mój ciekawy upadek był taki, gdy konik odskoczył w prawo, gdy ja miałam skręcić  w lewo. Skończyło się tak, że zostałam plecami przylepiona do bandy i dopiero po kilku sekundach z niej zjechałam.

Kiedyś wsiadłam na niewychodzonego konika (bardzo mądrze!) i chciałam go przegonić z koleżanką. No i gdy tak się rozpędziliśmy, on bryknął na zakręcie i zleciałam na szyję, po czym pod kopyta. Przeskoczył mnie.
Drugi kucyk również mnie przeskoczył, gdy spadłam na zakręcie, ale było to tak dawno, że nie pamiętam dlaczego. I również w galopie.

W wakacje świetnie zagalopowałam 'z kopyta' i po przekątnej nie wyhamowałam i wpadłam z koniem na drewniany płot rozwalając sobie twarz i oczywiście łamiąc belkę.

I pewnego razu koń się potknął upadając na nadgarstki <taki jakby pokłon, hy!> po czym ja się bezpiecznie sturlałam na bok i dopiero mądra kobyła się podniosła. <3

Inne były mniej spektakularne, więc chyba nie ma co wspominać (:
Pozwolę  sobie zacytować mojego Ś.P. przyjaciela - towarzysza podróży na końskim grzebiecie.
wiersz został napisany, po całym dniu nagrywania sceny do filmu jego syna oraz Anki Chodakowskiej. Było na prawdę ciężko, ale śmiesznie 😀


był sobie koń, wielki jak koń
Pasja- kobylka sliczna.
cztery kopyta, ogon i tulow
przepiękna i magiczna.

ten wielki, ogromny, magiczny koń
kary był i bez odmianek.
powrócił tedy w goracy dzien ,
po ciężkiej pracy na planie

plan to byl ciezki - filmowy plan.
w mariewskim lesie na wydmach.
gdzie dziwni ludzie "robili film"
w upale, muchach i nerwach

mitręga, nerwy, cholera go
reżyser(ka) - a pies ja je***ł
muchy, kamera, upal psia krew!
a z konia wciąż nikt sie nie zje**ł

powtórki, duble - cholera!
galop na piachu, na dupie pryszcz
a z konia nikt jeszcze nie spadł

gdzie wiec ta puenta, grucha i sens ?
kto z konia wyrznie o glebe?
na miękkim piachu mariewskich wydm
kto w końcu pierd**e na beret?

byl powrót z planu - muchy i pot
a konie jakby kąpane.
padok i stępa na parę chwil
i gardło rozpalane

upal! Sahara! - jezyk jak wior
nie da się nawet przeklinać
- hej, podaj wode do siodla wnet!
ja muszę jeszce stepowac!

przyjaciel podal, a moj czarny kon
- chlupnęło - kon sie rozgniewal
-rodeo? wietnam ? G.W. Bush?
... tu nastąpiła GLEBA...
matko jak widzę Wasze gleby to widzę, że duże szczęście miałam  😵
jak dotąd spadów miałam sporo ale chyba żaden nie był szczególnie groźny.
1. tego nawet nie mogę nazwać spadnięciem chyba - pierwsza lonża, ja podniecona jazdą nie pomyślałam zupełnie, że może powinnam sprawdzić popręg itp., a dziewczyna, która lonżę prowadziła, chyba zapomniała. Włożyłam nogę w strzemię, odbijam się od ziemii i wraz z siodłem znajdujemy się gdzieś w bliskości brzucha i ziemii  🏇
2.Przy nauce galopu, jadę sobie po kole na arabku i nagle, nieoczekiwanie osoba prowadząca lonżę postanowiła, że czas na galop (szkoda, że mnie nie poinformowała  😉 ) po kilku krokach postanowiłam się zatrzymać ale koń wolał pogalopować dalej więc ucałowałam ziemię po chwilowym zawiśnięciu bez konia pod tyłkiem  😂 (do dziś mam ślad na nodze)

a oprócz tego to w sumie same głupoty, za to na obozie jeździeckim widziałam jak jedna dziewczyna spadając z konia wywinęła koziołka i wypadła między belkami (albo i linkami? takimi poziomymi w każdym razie) ogrodzenia i zaryła nosem o oponę  🏇
krysiex213 Twój upadek na zawodach-MISTRZOSTWO !😀 i ta muzyka ! idealnie dobra,aż sobie dodałam filmik do ulubionych 🤣
Wstawiłam już do wątku z filmikami. Wstawię i tu. Upadek może nie mój ale koleżanki. Próbowała się wcielić w rolę kaskadera ale jej coś nie wyszło. Śmieję się cały czas jak głupia.  😁 😁


  Sonkowa    A ten smiech w tle najlepszy heheh  😀 hihi



Ja spadłam 2 razy
1. Koń mi sie spłoczył
2. Poslizgnoł się
😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się