Kiedy koń wystarcza zamiast faceta lub na odwrót, czyli kto śmierdzi koniem.

mi zapachy stajniane nigdy nie przeszkadzały, natomiast jak byłam młodsza - rodzince owszem. po powrocie do domu, padałam zmęczona na kanapie z kanapką w ręcę i pierwsze co słyszałam - idź wrzuć te ciuchy do pralki! Fu!🙂😉)

teraz, jak jeżdżę do stajni, jakoś średnio mi się chce wozić ciuchy w plecaku i na miejscu się przebierać (zwłaszcza, że dojeżdżam 25 km), więc już w stajnianych jadę do mojego Trolla. Najpierw miejskimi busami przez miasto, potem w busa podmiejskiego i zawsze, zwłaszcza jak wracam, widzę, że ludzie na około tak podejrzliwie "niuchają" na boki😀 korci mnie, żeby kiedyś głośno powiedzieć "taaaak, to ja! nowe coco stajnia chanel!"😀

nigdy nie trzymałam konia "w domu", ale na szczęście stoję w takiej stajni, że nie dość, że mogę czasami przenocować w pokojach gościnnych nad stajnią (a dokładniej tuż nad boksem mojej Finy😉 ) to na dodatek o każdej porze dnia i nocy wchodzić do stajni...  😜
Averis   Czarny charakter
16 lutego 2012 19:51
Szczerze Wam powiem, że stawianie konia na pierwszym miejscu jest trochę...przerażające. Nie można popadać w skrajności. Oczywiście, że trzeba realizować siebie, swoją pasję i ambicje, ale stawiania jakiegokolwiek zwierzęcia nad kontakty między ludzkie i własne szczęście jest dosyć niepokojące. Mimo że kocham mojego konia, to czasami przegrywa ona w walce o mój czas wolny. Równie ważne jak on są dla mnie dziennikarstwo i przyjaciele. Mam to szczęście, że jest pod wspaniałą opieką wspaniałych ludzi. Miewam wyrzuty sumienia, ale robię to też po części dla niego a doba ma jedynie 24 h. Inwestycja w siebie, to też inwestycja czysto ekonomiczna. Nie chcę w przyszłości stawać przed wyborem coś dla siebie czy coś dla konia. Mam go, bo go kocham i jest moim lekiem na wszystko, ale staram się nie popadać w skrajności.
to chyba rzeczywiście zależy od człowieka, od jego indywidualnych potrzeb. ja wiem, że w momentach, gdy w moim życiu brakowało koni, z różnych względów np. ekonomicznych, czułam się źle. jakby zabrakło ważnego elementu całej układanki. od kiedy mam swoja Finę, czuję, że wszystko wskoczyło na swoje miejsce. czuję się spełniona, szczęśliwa, jak jadę do stajni, to problemy znikają, staja się mniejsze lub nagle, cudem, znajduję jakieś rozwiązanie. dla mnie mój koń po prostu jest antidotum na wszystko i nie wyobrażam sobie, żeby miało jej nagle zabraknąć🙂
i tak jak każdy ma swoje priorytety, to wraz z kupnem konia straciłam kontakt z dużą częścią znajomych, już nie są tak bardzo ważni. po pierwsze, mam mniej wolnego czasu, po drugie nie bardzo rozumieją moją pasję. mi to jakoś nie przeszkadza🙂
wiem, że Fina będzie na mnie zawsze czekać, że nigdy się nie odwróci ode mnie, nie zostawi. jakiś cel nadała mojemu życiu i sens, jest po co harować, po co wstawać o 5:30, żeby zdążyć przed obowiązkami do niej zajechać😉 no i jak tylko o niej pomyślę, od razu uśmiech na buzię wypływa 💘
Averis   Czarny charakter
16 lutego 2012 20:45
Mnie się w życiu trochę poprzestawiało, dostałą ogromną szansę i ją wykorzystuję. Koń przestał być najważniejszy, jest teraz równie ważny, co moja druga pasja. I dobrze mi z tym. Jeśli wszystko jest fair i nie odbywa się kosztem dobrostanu zwierzaka, to nie widzę niczego zdrożnego w zmianie priorytetów.
Averis, czemu uważasz że stawianie konia na pierwszym miejscu jest przerażające?
Dla niektórych koń to całe życie, i czemu nie mają poświęcić się im bez reszty?
Ja z kolei uważam że jeśli dla kogoś koń przestał być najważniejszy bo kariera jest dla niego ważniejsza to ja mogę powiedzieć że to dopiero jest niepokojące.
Nina w całości popieram Twoje zdanie, i ja mam podobnie. Tak trzymaj 🙂
Duch, Nie bądź czarno-biały, doceń odcienie szarości. 😉
Dla mnie też jest przerażające stawianie konia na pierwszym miejscu wbrew wszystkiemu. Zaciąganie kredytów na konia, odejmowanie rodzinie "bo koń", popadanie w różne inne długi "bo koń", rezygnowanie z siebie, własnego rozwoju, samorealizacji (studia, staże, praca, nowe doświadczenia) "bo koń".... jest dla mnie też przerażające. I potem się słyszy o przypadku, który przymierał głodem, ale konia miał. Na przykład.
Rozchodzi się tylko o ekonomię. Nie trzeba być duszą towarzystwa biegającą na 5 imprez w tygodniu, z takich rzeczy można spokojnie zrezygnować, ale żeby np. będąc zdolnym i mając talent, nie iść na biotechnologię albo inną informatykę "bo koń"...? Nie wyjechać za granicę na dobre studia, "bo koń"...?

Jeśli da się złapać wszystkie sroki za ogon -> mieć konia, poświęcać mu czas (albo i nawet zapewnić mu świetny pensjonat z dobrą opieką i odwiedzać raz-dwa razy w tygodniu), ale i samorealizować się, uczyć, pracować, to... co w tym złego? Z inwestycji w siebie rzadko wychodzi coś złego... a kto wie czy kiedyś nie przyjdą Takie Profity, że będzie można sobie pozwolić na kolejnych 5 koni. Nigdy nic nie wiadomo. Na pewno nic się nie zrobi samo. Nawet jeśli Profity pieniężne nie przyjdą, to przyjdą te duchowe, "doświadczeniowe", zmieniające spojrzenie na świat. Człowiek robi się bogatszy wewnętrznie.

Oczywiście, ja nie mam nic przeciwko ludziom, którzy konia stawiają na pierwszym miejscu, jest to ich przyjaciel, powiernik, partner życiowy, psychoterapeuta i tak dalej  (no dla mnie mój koń też jest na pierwszym miejscu i gdybym mogła, to bym mu gwiazdkę z nieba ściągnęła, jeśli potrzebowałby 😉 ), ale wszędzie trzeba mieć choć odrobinę zdrowego rozsądku.
Sankaritarina, Averis w pełni się z wami zgadzam 🙂

Sama jestem już trochę bogatsza w doświadczenie. Dla mnie przez prawie 3 lata koń rzeczywiście był najważniejszy, dużo mu podporządkowywałam (chociaż w porównaniu do osób, które od 5 lat nie były na wakacjach, bo się boją o konia, to jednak nie tak dużo 😁 ). No i przyszedł taki moment, gdzie znalazłam nową pracę, która wymagała ode mnie mnóstwo zaangażowania. Musiałam sobie od nowa poukładać priorytety, inaczej zagospodarować czas. Wywiozłam konia daleko, odwiedzałam raz na dwa tygodnie. Teraz znów wszystko się uspokoiło, w pracy się zadomowiłam i koń wrócił do pensjonatu bliżej mnie. Nie wyobrażam sobie żebym olała tamtą pracę i powiedziała szefowej, że ja muszę być 5 dni w tygodniu w stajni, nie pojadę więc na szkolenia ani nie będę pracować popołudniami. A więc tak, moja kariera JEST dla mnie ważniejsza niż spędzania 100% wolnego czasu z koniem.
Życie nie jest jednorodne. Jest zmienne.
Są rożne etapy - czasami mamy czas dla konia w 100%, czasami przewrotńie nie mamy, chociaż chcielibyśmy, czasami dopada nas choroba i nie możemy jeździć, a czasem rodzimy dziecko i jest przerwa techniczna.
Konie to piękna pasja. To sposób na życie. To jak narkotyk. Prawdziwy konski narkoman nie wyleczy sie nigdy - chociaż czasami ma odwyk.
Inaczej patrzę na konie i ich posiadanie z perspektywy moich prawie 40stu lat, inaczej patrzyłem kilka lat temu, gdy spedzalam w siódme 4-5h dziennie. Życia nie da sie oszukać.
Teraz jeżdżę tylko w weekendy. Życie. Boli mnie to, ale życie to sztuka kompromisu, wyboru.

Dodofon,  zgadzam się w pełni, z tego się nie da wyleczyć. próbowałam, mialam  przerwy bez koni. potem wsiadłam dwa razy w szkółce i kupiliśmy własnego, bo myślalam, że zwariuję... teraz wiem, że jedyna praca zawodowa, w jakiej sie nie będę meczyć to własnie z konmi, pod konia przyporządkowuję to gdzie mieszkam. teraz mieszkamy w mieście, bo tu może dojechać trener, bo tu jest dobry pensjonat. ale chcemy sie przenieść na wieś, oczywiscie z koniem. najchetniej sprzedałabym drugi dom i kupiła coś bliżej łodzi, żebym mogła pobudować stajnię bliżej miasta.

ale ja od najmłodszych lat wiedziałam, że to jest to... i rezygnacja z tego powoduje tylko same problemy, lepiej słuchać siebie.
Popełniłam taki tekst, chyba tu pasuje? :
Siedzę sobie na schodkach przy stajni i słucham jak konie jedzą kolację. Uwielbiam tę szczególną muzykę. Spokojne miarowe chrupanie przerywane pełnymi zadowolenia parsknięciami i westchnieniami. Palę papierosa. To też nawyk ze stajni. Dyżurny, bury kot zanosi się mruczeniem na moich kolanach. On też lubi tę wieczorną chwilę.
Zerkam na zakurzone czubki swoich oficerek. Wypadałoby je wyczyścić. Wtedy są eleganckie. Kosztowały prawie tyle, co mój koń. Oficerki są modne w tym sezonie na ulicach wielkich miast. Przynajmniej raz nadążam za modą. Zwykle nie mam do tego głowy. Dżinsy, kowbojki, podkoszulek, kurtka impregnowana olejem, czapka z daszkiem. Wystarczy. W mieście, w pracy przebiorę się za stateczną panią w garsonce.
Spoglądam na swoje dłonie. Krótkie paznokcie. Znów się skaleczyłam w palec. Po powrocie do miejskiego życia trzeba będzie je ucywilizować. Jednak i tak będą takie silne i męskie. Praca przy koniu tak je zmieniła.
Może odwiedzić kosmetyczkę? Powie jak zawsze: ta twoja cera jest taka…. No… ogorzała.I ta dziwna opalenizna. Twarz, kark i dłonie. Jak u rolnika.  I ta sieć zmarszczek wokół oczu. Milczę wtedy, zamiast tłumaczyć, że wyrzeźbił je wiatr.
A fryzjer? Może coś zrobić z włosami? W miejsce końskiego ogonka, który noszę od zawsze? Po co? I tak pod kaskiem każda fryzura padnie. Lepiej zwyczajnie, gumką do grzywy i po krzyku. Koń i tak ma to w nosie.
Zresztą, szkoda na to wszystko pieniędzy. Kowal, szczepienia konia, wypadałoby kupić nową derkę, bo jakaś mysz wypożyczyła sobie ze starej kawałek do umeblowania norki. I znów podrożała benzyna. Jakby policzyć ile rocznie wydaję na konia…. Tyle lat… Lepiej nie liczyć. Nie ma zbyt wysokiej ceny za dotyk aksamitnych chrap, ciepło końskiej skóry i ten, zatykający oddech, zachwyt, kiedy galopuje się po srebrnej rosie.
Pani Wanda Wąsowska to jest szykowną kobietą. Futro z norek, biżuteria, makijaż. I pył ujeżdżalni. Dama w każdym calu. Zazdroszczę.
Ja tak nie umiem. Nie chcę. Z kobiecych wad noszę przy sobie tylko troskę o konia większą niż o syna. I niepokój, kiedy wieje wiatr. Czasem zapłaczę ze zmęczenia, ale mówię, że to alergia na siano.  Reszta gdzieś się dawno zgubiła.
Czy Hippika jest kobietą? Czy ja jestem kobietą? Nie wiem. Jestem sobą.
Condina   Charakter, Charisma, Klasse.
10 kwietnia 2012 09:25
....
Życia nie da sie oszukać.
Teraz jeżdżę tylko w weekendy. Życie. Boli mnie to, ale życie to sztuka kompromisu, wyboru.



ja juz przerobilam chyba wszystkie stadia tego uzaleznienia, od jazdy w szkolce, po starty w zawodach, po prace w stajniach zagranicznych, po kurs instruktora, najpierw 1 swoj kon, potem cala zgraja...
a dzisiaj .. dzisiaj potrzebuje ich jak powietrza, chociaz nie musze jezdzic.. nie pamietem juz kiedy na koniu siedzialam! Moze to zabrzmi smiesznie, ale nie mam konia pod siodlo  😕 Czasem za tym tesknie, ale jak widze gromade maluchow galopujacych do pani na powitanie.. to mi juz to nie przeszkadza 🙂.

Oczywiscie sa niepowodzenia, to klne na cala konine i nie chce jej widziec, ale jak przychodzi wieczor, to oczywiscie czlapie do stajni. bo inaczej sie nie da...
Tania bardzo bliska mi ta proza życia ujęta z poezją. Mamy wiele wspólnego, nawet w ubraniu i stosunku do fryzjera i manicure 😉
Tania bardzo bliska mi ta proza życia ujęta z poezją. Mamy wiele wspólnego, nawet w ubraniu i stosunku do fryzjera i manicure 😉

Hi!Hi! Prawda? Tak prosto z serca napisałam.
Tania,  wspaniał◘y tekst. strasznie mi się podoba!! skąd go wytrzasnęłaś? może autorka cos jeszcze napisala?
Tania,  wspaniał◘y tekst. strasznie mi się podoba!! skąd go wytrzasnęłaś? może autorka cos jeszcze napisala?

Ha!Ha!Ha! Jak to skąd ?? Z GŁOWY! To mój tekst. Autorka owszem napisała, ale nie zdradzi gdzie bo zaraz usłyszy, że się bezwstydnie autopromuje.
[quote author=Isabelle link=topic=74166.msg1367003#msg1367003 date=1334048148]
Tania,  wspaniał◘y tekst. strasznie mi się podoba!! skąd go wytrzasnęłaś? może autorka cos jeszcze napisala?

Ha!Ha!Ha! Jak to skąd ?? Z GŁOWY! To mój tekst. Autorka owszem napisała, ale nie zdradzi gdzie bo zaraz usłyszy, że się bezwstydnie autopromuje.
[/quote]

ojej ojej, przepraszam! byłam przekonana, że go gdzieś na jakimś blogu znalazłaś! to się autopromuj, przecie nie trzeba wyslać smsa za 6.99 żeby przeczytać chyba? 😉

posiadanie faceta, który sie nie przejmuje sianem we wlosach, zlepkami konskiego potu i włosów na twarzy i wiecznym mowieniem o koniach to naprawdę super uczucie. dostałam kiedyś kopa, tuż nad kolano, wylądowałam twarzą w przyschniętym konskim gówienku, krew z nosa poszla aż, od razu telefon ze stajni do faceta i przyjechał, wyglądałam jak nieboskie stworzenie kulawe na obie nogi, w resztkach kupy i krwi  z nosa, a tu pelne zrozumienie "oj ty moje konskie niescescie" 😉
poza tym jazda konna to nie "syf"
można jechać do stajni w garsonce, przebrać się i już
a do domu wrócić w garsonce znowu
w wielu stajniach jest nawet prysznic - ja czasami korzystałam po jeździe
i jakie halo?
można na koniu jeżdzić elegancko i czysto - w czystych rzeczach i wykrochmalonej koszuli
Cóż konia mam od 10 lat, w między czasie pojawił się 2 i 3 koń, pojawił się też dom, ziemia i stajnia koło domu i wszystko szło ku dobremu...niestety życie jest okrutne, nagle śmierć problemy ..., konie zostały, potem kolejne problemy i niestety wymuszenie na mnie sprzedaży domu, ziemi wraz ze stajnią, więc cóż począć nie stać mnie było na wstawienie 3 koni do pensjonatu, więc najpierw poszedł jeden do dzierżawy i trafiłam na naprawdę wspaniałą osobę i kobyła ma się dobrze, potem szukanie domu dla drugiego i znalazł się ale niestety znowu problem po 1,5 miesiąca osoba wycofuje się a druga nie jest w stanie sama go utrzymać więc szukanie znowu kolejnego domu i obecnie muszę pojechać obejrzeć miejsce gdzie ma stać, a trzecia stoi w pensjonacie oddalonym o 7 km od mojego miejsca zamieszkania i jest tam dobrze Nam. Mój mąż wspomaga mnie jak może kiedy mam momenty załamania, płaczu, na razie dzieci nie zamierzam mieć ponieważ ciągnę studia, pracę, dom, i jakoś ogólnie nie odczuwam potrzeby bycia matką, może kiedyś do tego dorosnę...
Chodzę do fryzjera, kosmetyczki, może nie miesiąc w miesiąc ale od czasu do czasu, podciąć włosy, zafarbować. Ciuchy lubię sobie kupować ale jeśli dany miesiąc jest ciężki to trudno nie wydaje się tyle i nie kupuje szmat i pierdół, tylko najpotrzebniejsze rzeczy i tyle.
Nie raz wkurza się mój mąż, że kasy brakuje czy coś ale wie że konie są moją odskocznią od problemów itp, taką moją prywatną terapią w życiu...
Ja np czesto sie pojawiałam tu w wątku o depresji oraz w wątku o rezygnacji z jeździectwa. W zasadzie jesli ktos mnie na tym forum kojarzy to pewnie tylko z tamtych tamatów..
Chyba za bardzo przejełam się tym całym "inwestuj w siebie" i po kilku próbach rezygnacji z koni zrezygnowałam az tak ze postanowiłam nie przeznaczyc juz ani złotówki na to, ani troche czasu. Mam zycie poza konmi, znajomych, imprezy, praktyki, szkołe, zazwyczaj prace tez ale doszło do tego ze z dnia na dzien coraz bardziej nie potrafiłam wstac z łóżka.
Zaczełam sie leczyc, teraz znowu jeżdże, kobyła mną targa na prawo i lewo ale ja chodze z bananem na twarzy. Zdrowie psychiczne o 100% lepiej, czuje sie jak inny człowiek.  I teraz wiem juz na pewno ze nie dam juz sobie wmówic ze pasja jest nie wazna- ba, nie bede sobie sama tego wmawiac.
Dodofon, jasne, że się da! ale ja np. mam całą radochę w tym, że w stajni nie muszę martwić się o ciuchy, fryzurę czy makijaż. wracam z uczelni, w szpilkach, elegancka i wypachniona, wpadam do pokoju, wszystko wrzucam do szafy, włosy w kitkę, makijaż od razu zmywam, wskakuję w znoszone bryczesy i oficerki i zbiegam na dół do stajni🙂 i taki podział mi w 100% pasuje!🙂
[quote author=Isabelle link=topic=74166.msg1367003#msg1367003 date=1334048148]
Tania,  wspaniał◘y tekst. strasznie mi się podoba!! skąd go wytrzasnęłaś? może autorka cos jeszcze napisala?

Ha!Ha!Ha! Jak to skąd ?? Z GŁOWY! To mój tekst. Autorka owszem napisała, ale nie zdradzi gdzie bo zaraz usłyszy, że się bezwstydnie autopromuje.
[/quote]

Tania czy mogłabyś się za autopromować mi na PW ?
Niestety nie mogę. Ściany mają uszy.  👀
madmaddie   Życie to jednak strata jest
10 kwietnia 2012 17:07
Taniu, ten tekst jest piękny, dziękuję, na pewno zapadnie mi w pamięć  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się