Sprawy sercowe...

Dzięki Dworcika :kwiatek: kurcze, jednak ta re- volta ma jakiś tam swój urok  😀
Nie możesz zwyczajnie powiedzieć, że chyba masz wrażenie, że powinniście chwilę pogadać, o tym czy jesteście dla siebie ważni i na ile?
A! I polecam "grę w szczerość". Rzuca się pudełkiem zapałek, zależy na której stronie upadnie - to można różnie ustalić, że np. pytanie zadaje się tylko gdy upadnie "na sztorc", i gdy upadnie rzucający zadaje pytanie. A druga ma odpowiedzieć prawdę lub wykonać "karne" zadanie. Ot, zabawa towarzyska, a zdumiewających rzeczy się można dowiedzieć 🙂
  Wkrótce szykuje się wyjazd grupowy... Taka gra może być dobra 😉. + butelka obowiązkowo, bo jak znam te cudowne przypadki, to często będzie wypadało na nas.  🤣
edit: Dworcika ma rację! Bryziak - naprawdę spokojnie, kobieto!  Grunt to pozytywne myślenie.  😉 Jeśli wejdziesz tam cholernie spięta, to na 100% odbiorą Cię inaczej niż jesteś w rzeczywistości. Na pewno jesteś super kobitką, więc jeśli podejdziesz do sprawy na luzie ( ale bez przesady, of course), to będzie dobrze! Trzymam kciuki za ciepłe przyjęcie przez rodzinkę  :kwiatek:
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
16 kwietnia 2012 19:37
Spasowałam, mam dość 😵
Nic do niego nie dociera :/
Co się stało? Znowu "mamuśka"?
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
16 kwietnia 2012 19:41
Tym razem to już tylko i wyłącznie jego inicjatywa. Jutro wyjeżdża za granicę, nie będziemy się widzieć dwa miesiące, a on mnie jeszcze opieprza, że przyjedzie się pożegnać, a jak go będę za długo u siebie trzymać, to on to "pie*doli i nigdzie jutro nie jedzie".
Paranoja 😵 Aż mi mowę na chwilę odebrało zanim do mnie dotarło co powiedział.
Edit: Pomijam fakt, że wybiera się do mnie od 17 i wybrać się nie może. I jak zwykle wszystko załatwia na "hura", i jeszcze wielce obrażony bo nie ma nawet kasy na bilet. Taka mamusia cudowna była, a synusiowi nie pożyczy.
Mam ich wszystkich serdecznie dość i głęboko w dupie.
Moja rada:
Kto lubi kakao - kubek w łapę, słuchawki w uszy i na parapet. To wycisza.  I na takie paranoje życiowe  jest najlepsze 😉
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
16 kwietnia 2012 19:54
Ja się już przygotowałam na dziś : Paczka papierosów, siedzenie przy otwartym oknie z kubkiem kawy w ręku + słuchawki. Nie pomaga.
Idę się zresetować, mam dość dzisiejszego dnia.
Osobiście uważam, że fajki Ci nie pomogą.
Osobiście uważam, że to kwestia indywidualnych upodobań. Mnie nie ruszają ani fajki, ani teatralne siedzenie na parapecie 😉
A co Cię rusza?

Na samą myśl, że jutro kolejny dzień teatrzyku, to aż mnie coś bierze... Chciałbym mieć już to wszystko za sobą, o ile do tego dojdzie. Yhh... Głupia ja. Mowę mi odbiera.
Mysza wybacz, ale jezeli faktycznie cie opieprzyl z takiego powodu to ja bym go tak kopnela w tylek ze dolecialby do samych Niemiec z wielkim hukiem! do tego dochodzi matka wariatka. Po co ty siedzisz w takim zwiazku? odnosze wrazenie, ze sama sobie krzywde robisz.
A co Cię rusza?


Pominę. Obecnie ciężko stwierdzić, bo nie potrzebuję wyciszenia. Ale motyw z parapetem itd. kojarzą mi się jednoznacznie:

Na parapecie z lampką wina w prawej ręce, policzkiem przy szybie szkicuje twoją twarz z gwiazd na niebie tej nocy, rozmawiam z księżycem..

Ładnie, fajnie, kicz nad kiczami.

Pominę. Obecnie ciężko stwierdzić, bo nie potrzebuję wyciszenia. Ale motyw z parapetem itd. kojarzą mi się jednoznacznie:

Na parapecie z lampką wina w prawej ręce, policzkiem przy szybie szkicuje twoją twarz z gwiazd na niebie tej nocy, rozmawiam z księżycem..

Ładnie, fajnie, kicz nad kiczami.


I love it! 🤣
Za zimno jest na siedzenie w oknie  😎
trzynastka   In love with the ordinary
16 kwietnia 2012 20:53
Dwo - ja tam Kicz-u bronić będę !  😁

Ale w sumie rozmowa o wyciszeniach komuś może pomóc.

Mnie nic tak nie uspokaja jak długie "rrrr" w słowie ku *** wa 😉
Łażę jak diabeł tasmański po domu, przeklinam pod nosem, obrażam się na meble, czasami pokrzyczę na coś czego roztrzęsiona zrobić nie umiem, ze się samo zrobić nie chce 😉
A jak jestem strasznie zła, i strasznie smutna, i strasznie strasznie mi źle to idę spać i próbuje nie wychodzić z łóżka najdłużej jak się da, tu przeklinam mój pęcherz, przez niego nie pobiłam jeszcze żadnego rekordu światowego 😉 Ale ratuje mnie też przed odleżynami których bankowo bym się dorobiła.
Ale to takie ogólne spostrzeżenie a co do życia, bo B dawno już mnie nie zdenerwował.

A tak co u nas w ogóle? No to samo  😍
Chyba zacznę sobie stwarzać jakieś dramaty i problemy, bo nudno tak ciągle być szczęśliwie zakochanym !
Za dwa tygodnie przeprowadzka, teraz romantyczny weekend nas czeka. No bida z nędzą.

Na pracę się nie zdecydowałam. Za dużo bym musiała [nawet nie licząc B.] odpuścić a stanowczo za mało by chcieli zapłacić 😉
nine, tak coś czułam, że na haslo o kiczu się zaraz zjawisz :P

Ale "rrrrr" było strzałem w 10. Jak nic. I poduszka z kocykiem może dac rade jak uda się przekimać problem. A jak nie to kluczyki i coś w baku.

Albo kot.
z tymi fajkami to może nie tak że pomagają, ale jakby jeszcze ich miało w takiej sytuacji palaczowi zabraknąć to ojojojjj
Nalle   Klapiasty & Mała Cholera
16 kwietnia 2012 21:19
Ja muszę "wychodzić" każdy problem, więc u mnie tylko długi spacer pomaga rozładować napięcie i znaleźć rozwiązanie.
No chyba, że jest bardzo, bardzo, bardzo źle. Wtedy faktycznie pozostaje przekimać problem.
efeemeryda   no fate but what we make.
16 kwietnia 2012 21:22
brak fajek w stresującej sytuacji to, to aż się prosi o KATAKLIZM! ;D
u mnie przekimać problemu się nie da, bo w łóżku zdecydowanie rośnie intensywność rozmyślań co uniemożliwia spokojne zaśnięcie 🙄
aga020596 przez Ciebie ma ochotę na kakao :P
ja tam się odprężowywuje w wannie. Jak mam problem to zawsze leje dużo wody i głosem terapeuty mówię : "a teraz pani Patrycjo zatopimy smutki",wkładam głowę pod wodę i jak zaczyna brakować powietrza, to się wynurzam.  Polecam 😀
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
16 kwietnia 2012 21:38
Wypłakałam się za wszystkie czasy. Już mi przeszło.
Co nie zmienia faktu, że jestem cholernie cięta na K. i ten "foch" przez długi czas mi nie przejdzie. Albo przejdzie raz na zawsze ... Miłość do tego kretyna.
czy Wy też boicie się tego, że kiedyś może być źle? W moim związku jest tak idealnie, że boję się, że to kiedyś się sypnie i już nie pozbieramy tego w kupę.
P. by mnie znowu zlinczował ze pesymistyczne myślenie (cholerny idealista!) i kazał uwierzyć w siebie.
Nie chcę znowu cierpieć, i mimo tych cholernych 300km to staram się trzymać jakoś w kupie.
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
16 kwietnia 2012 22:04
Kaktus u nas to samo, zawsze kiedy jest cudownie, wręcz idealnie to zastanawiam się gdzie jest haczyk i kiedy to "niebo" się skończy, czasami nachodzą mnie myśli "a co będzie jeśli (...) i nie uda nam się tego znowu poskładać?"
Od jutra ... No w sumie od dziś jestem w takiej samej czarnej d*pie jak i Ty. Chociaż może ta przerwa dobrze nam zrobi.
No tak, tylko, że u nas nigdy nie było źle i tak naprawdę nie mam podstaw, żeby myśleć w ten sposób. Tylko ten mój cholerny charakter może wszystko zepsuć, bo P. jest do rany przyłóż i stara się dogodzić mi w 100%, nawet jak raz na niego "nakrzyczałam", że się cały dzień do mnie nie odezwie jak ja się nie odezwę, to teraz dzwoni i budzi mnie już o 8 rano  😁

Natomiast ostatnio oświadczył mi, że ma dla mnie prezent. Ja już ucieszona, że to pewnie coś fajnego, a on pokazuje mi... przyrząd do gniecenia czosnku.. aż dziwne, że to nie jakaś złota zastawa, albo zestaw żeliwnych garnków  😂 no i jak tu takiego nie kochać?
Kaktus skoro wszystko jest dobrze to przestań myśleć kiedy się zepsuje  🤬 żyj teraźniejszością 🙂
Kaktus skoro wszystko jest dobrze to przestań myśleć kiedy się zepsuje  🤬 żyj teraźniejszością 🙂


Alleluja 👍
jeśli jest dobrze, to jest dobrze, bo jesteście zgrani, potraficie się dogadać, dlaczego zastanawiacie się kiedy to się popsuje?
Kiedy mi jest z TŻ dobrze, to tylko się z tego cieszę.
Kaktus najważniejsze to zdawać sobie sprawę z własnych słabości, bo wtedy można pracować nad sobą.  😉
Tak się łatwo mówi żyj teraźniejszością, kiedy każdy wokół Ci mówi, że związek na odległość nie ma sensu. Mi też jest ciężko przetrwać to widywanie się np co dwa tygodnie, biorąc pod uwagę depresję przez którą przechodziłam i wszelkie niepowodzenia jakie ostatnio na mnie spływają, i jego, który może mnie pocieszyć tylko przez telefon. Czasami jeszcze mam wrażenie, że za bardzo go absorbuję sobą i swoimi problemami, jakby swoich miał za mało... (no bo do kogo mam dzwonić się wypłakać jak nie do niego?)

edit: poprawiłam błąd 😉
Ja przez dwa lata żyłam na odległość z moim mężem (wtedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem). On Szwecja, ja Polska. Jeżeli tylko Wam zależy to dacie radę 🙂
Martolina, Ty masz męża? Wow. Doznałam szoku. Byłam pewna, że jesteś dużo młodsza ode mnie i bezmężowa. 😡

Kaktus, Tych "w koło" nie ma co słuchać, naprawdę. Ludzie "w koło" mają to do siebie, że strasznie uwielbiają myśleć, że wiedzą więcej o czyimś związku niż ci w tym związku. 😉 Nie kombinuj za mocno, bo z kombinowania jeszcze nic dobrego nie wyszło. 🙂
Btw, Ty z nim chyba krótko jesteś, jak na razie?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się