Ile kosztuje Was utrzymanie własnego konia?

Jednak jest to jakaś alternatywa.
I nie napisałam nigdzie, że jest to konieczność.
Ale albo sobie udogadniamy życie rujnując budżet na paliwo,
albo przecierpimy tę godzinę (tyle jadę autobusem do stajni). odległość od przystanku dla każdego będzie różna przecież.
Tak czy siak staram się czekać na przystanku ok. 15 minut, wtedy wiem, że na pewno autobus nie minął.

Rozumiem problematyczny dojazd na ustaloną godzinę, rzadszą komunikację ale skoro już ktoś wybrał wieś dalej od Warszawy powinien to przemyśleć wcześniej i zbadać wszystkie opcje i co komu wychodzi taniej.

Zaczęłam dyskusję, że podwarszawskie stajnie potrafią kosztować nawet ok. 1000. a kończy się na zarzutach o transport.
Nikt nikomu nie każe w tej chwili przenosić konia do Lorcina, chciałam opisać na własnym przykładzie, że dojazd to nie jest katorga i kolosalny koszt.
Skoro jestem z Warszawy, to nie wiem niestety jak jest w Krakowie, Poznaniu czy Zakopanym.


Dzionka, fakt, że jeśli posiada się grafik zbliżony do Ciebie to czas jest ograniczony. 2 godziny razem z powrotem ? nie miałam tak dobrze nawet z Agmają, fakt dojazd z bielan - ale w końcu metro do czegoś zobowiązuje. Nie wyobrażam sobie tylko tyle czasu być w stajni, czułabym jakiś niedosyt jednak. ; >

dar, wiesz - ja też czuję niedosyt, ale wolę być w takie szalone dni 1,5 h w stajni niż w ogóle nie dojechać. Takie życie, może kiedyś będzie lepiej, chociaż mocno w to wątpię. I też jestem z Bielan 🙂

ash, hehe ja ostatnio jadąc do potencjalnej kolki też zrobiłam trasę w 12 minut 😀 Nie spodziewałam się, że mój samochodzik potrafi robić takie rzeczy 😉 Na szczęście dojazd mam do samego końca asfaltem, bo bym pogubiłam wszystkie jego wnętrzności.
dar, wiesz - ja też czuję niedosyt, ale wolę być w takie szalone dni 1,5 h w stajni niż w ogóle nie dojechać. Takie życie, może kiedyś będzie lepiej, chociaż mocno w to wątpię. I też jestem z Bielan 🙂


to gdzie masz taką stajnię zbliżoną o 15 minut, zakładam, że przepisowej jazdy samochodem/autobusem ?
dar, w Duchnicach. Przepisowo jadę, jak najbardziej - toczę się trasą S8 120 km/h prawym pasem i wszyscy mnie wyprzedzają 😀
Więc tak, ok. 43 km od centrum Warszawy : Lorcin
Warszawiacy powinni wiedzieć gdzie dworzec zachodni się znajduje - ja akurat wsiadam na rondo starzyńskiego - sprawdzamy rozkład jazdy w kierunku Nasielsk. I co się okazuje: prywatny autobus "Zenek", jakiś ciechanowski oraz Sanimax jadą przez wieś Lorcin. Nigdy nie jechałam innym niż Zenkiem, i powiem wam, że jeśli boicie się kolosalnych kosztów benzyny to proponuję takie wyjście : do 10 zł w jedną stronę. Dodatkowo jeszcze są jakieś karnety do wykupienia na dojazdy gdzie się sporo oszczędza.

Zaraz, zaraz... 10 zł w jedną stronę, w dwie 20 zł. Jestem u konia 5x w tygodniu, więc tygodniowo dojazd kosztuje mnie 100 zł. Miesięcznie 400 zł. To uważasz za mało?  🤔
Mało może wychodzi wtedy kiedy jest się u konia raz w tygodniu.
ale tego, że karnety są które zmniejszają koszt dojazdu linią Zenek tego nie doczytałaś, nie ? 😵
jak chcesz,to dla mnie możesz jechać na rowerze nawet.
No, ale ile zł ten karnet zmniejsza tą opłatę? 50? 100? 😀
Tak czy inaczej, są to koszty porównywalne do kosztów paliwa. A wiadomo, że autem szybciej i wygodniej.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
21 maja 2012 11:31
i na własne auto nie trzeba czekać.

mam teraz stajnię 7 minut samochodem od domu, 30 minut pieszo. po drodze (2 min autem)mam fikoland,w którym moja córka może 1-2 h poszaleć. mój czas? bezcenny.
dziś próba generalna, wyjazd rowerem. nie siedziałam na bicyklu z 5 lat, ciekawa jestem, czy w drodze powrotnej nie zadzwonie do męża zipiąc  i umierając, pokornie błagając o transport 😉

Ktoś, ja Cię cicho podziwiam, jezdzisz dużo, sportowo, startujesz na bieżąco i godzisz to z byciem poelnoetatową mamą, wszystkie znajome ograniczyły jazdę do minimum jak się dziecko pojawiło, a już nawet nie wspominam o sporcie, bo to zupelnie poza znanych mi mam zasięgiem czasowym 🙂

dar,  ja sobie nie wyobrażam dojeżdzania do stajni autobusem, za nastoletnich czasów człowiek jezdził, ale żeby mając auto dobrowolnie przesiąść się w autobus? w życiu. zawsze mam auto wyładowane bambetlami końskimi, coś zawsze do prania, z prania, do czyszczenia, tachać autobusem, czekać na autobus, a jak nie przyjedzie to długi czas oczekiwania (autobusy podmiejskie niestety chyba nigdzie nie jezdzą co 10 minut), no way. teraz robię próbę rowerową, w którą średnio wierzę, ale się zobaczy, na lato jest opcja. ale autobus i czekanie na mrozie to już dla mnie zupelnie nieludzkie rozwiązanie, chyba ze oszczędność by powalała na kolana, w co aż tak nie wierzę 🙂
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
21 maja 2012 11:57
Isabelle, godzę,troszkę kosztem snu,torszkę kosztem wolnych ,urlopowych dni...ale ja to kocham,a jak kocham,to jestem szczesliwa,więc mam więcej powera dla dziecka,kiedy jestem z nią... ciesze się,że lubi ten fikoland,to wiele ułatwia 😉 ale to już OT,jest duży temat na towarzyskich "macierzyństwo vs. jeździectwo" 😉
Sankaritarina mam szczęście ponieważ trafiłam w miejscowość w której koni od groma,bo ten ma od znajomego,tamten od sąsiada,następny klacz z ogierem puszczał i teraz ma źrebaka itd. Nie mam pojęcia skąd się to tym ludziom wzięło, ale dla mnie to i lepiej. Konie nie są zabiedzone ani jakieś szurnięte tylko po prostu ludzie w mojej okolicy nie mają na nie czasu. Zwykle sprawa wygląda tak, chcieli mieć konia do rekreacyjnej jazdy i nic poza tym ale z gospodarki coraz trudniej się utrzymać no i w końcu większość z tych ludzi poszła dodatkowo gdzieś do pracy i czas na konia się skończył. Nie mają ani czasu ani głowy do myślenia sprzedać,oddać co robić a że mają sporo łąk itp zwykle, to tak konie stoją i się pasą nikomu nie wadząc . Właściciel wodę da,żarcie da,kowala czasem wezwie i to na tyle. Druga dość znana opcja w tych rejonach to tzw zapomniane konie prezenty. Na gospodarce się wiodło to się kupowało a to dla wnuczki,a to dla córki a to dla wnuczka. Okazało się że jednak zwykle pojęcia o koniach Ci ludzie nie mieli no i kupowali młodziki albo brali cokolwiek od znajomego/sąsiada a potem "uszczęśliwiali"tym przykładową wnuczkę. Zwykle były to na początku konie w wieku od 6-8 miesięcy do roku,półtorej no i było cacy aż słomiany zapał wnusi się nie skończył bo koń nagle wyrósł itd i z małego kochanego konisia zrobiła się "bestia"co to kopie,gryzie,nóg nie daje itp. Wnusia co to kochała konisie (zdaniem dziadków) podrosła i z koni przerzuciła się na facetów,ale jak to dziadkowie, albo wierzą, że jej się odmieni, albo trzymają konia bo przecież to ich koniś dla wnusi to żal sprzedać a warunki są, albo myślą że koń "bestia"bo nóg nie daje itd. Zazwyczaj te koniska są normalne tylko po prostu trzeba ich nauczyć podstawowych rzeczy jak podawanie nóg,podchodzenie do człowieka a nie dzika ganianina po pastwisku"bo aaaa ratunku gonią mnie to ja uciekam" itd. Wszystko wiadomo wiąże się z ryzykiem, że jak już takiego konia zrobimy to albo będą chcieli go nam sprzedać, albo sprzedać gdziekolwiek albo nagle sławetna wnusia się zjawi i sobie przypomni bo nagle konik pod siodło,grzeczny i ogarnięty. Wiadomo trzeba się z tym liczyć, ale nawet gdyby to zawsze z wnusią można się koniem jakoś podzielić a i pewnie za jakiś czas znów straci zapał bo koń=obowiązki i znając życie i moje doświadczenia będzie wystarczyło poczekać jak wnusia oleje sprawę i będzie się zjawiać raz na ruski rok poślady powozić a koń poniekąd dalej będzie dla nas. Jeśli nie trudno, mamy dwie opcje albo konia kupić(o ile to coś sensownego) albo odpuścić sprawę i znaleźć coś innego. Obecnie mam 24 lata i już tyle dziwnych układów z końmi związanych mam za sobą, że nauczona doświadczeniem nauczyłam się chorobliwie nie przywiązywać do nie swoich zwierząt. Nie mam jeszcze 100% pewności czy na pewno podołam z własnym koniem przy domu 24 na dobę a i finanse obecnie nie specjalnie mi na to pozwalają dlatego zdecydowałam się na taką formę. Niczego nie tracę na tym,podobnie jakbym wzięła konia w dzierżawę tyle że finansowo jestem do przodu. Niestety ani dzierżawa ani taki układ jak mój nie dają nam pewności na jak długo będziemy mieć danego konia na użytek własny. Obecnie się poznajemy i idzie nam nieźle, z czasem pomyślę nad zakupem o ile faktycznie konisko okaże się być ok a ja nabiorę pewności. Teraz mam czas na to abyśmy się wzajemnie z koniskiem poznali a potem będę myśleć co dalej uda się super,nie uda się trudno. Zdaję sobie sprawę z tego, że wcale nie jest powiedziane, że tak będzie wiecznie. Jestem jednak odpowiedzialna i dopóki nie nabiorę 100% pewności, że to już czas na własne 4 kopyta pozostanę przy takim rozwiązaniu.
andegavenka bardzo fajnie, ze udalo Ci wejsc w taki uklad, tez uwazam, ze to najlepsze rozwiazanie dla osob, ktore nie maja sportowych ambicji, tylko po prostu kochaja konie, chca przebywac w ich towarzystwie czy powozic tylek do lasu 🙂 Swietny sprawdzian dla osob planujacych kupic wlasnego konia.
Sama z wielka przyjemnoscia udostepnilabym wlasnego konia, ale w mojej okolicy poki co na nikogo chetnego jeszcze nie trafilam 😉
stillgrey ja mogę wziąć Granda🙂
haha, nie myslalam o Grandzie 😀
To może Ty mi dasz Granda, pasuje wiekiem do Wiolki, będą mogli sobie razem stękać i poprykiwać. A ja dam w zamian mojego kuca, u Ciebie będzie miał młodsze towarzystwo, w końcu miałby z kim poszaleć  😉
stillgrey aspiracje owszem są ale na aspirację to trzeba mieć kieszeń dlatego chwilowo aspirację odsunęłam na dalszy tor. Musiałam zrezygnować ze skoków(wypadek w wyniku którego uszkodziłam kręgosłup) i przerzucam się na styl western obecnie więc długa droga przede mną. Zapewne z czasem coś się u mnie ruszy pod tym względem, ale obecnie skupiam się bardziej na zrobieniu uprawnień przodownika. Docelowo mam zamiar nabyć AQH lub Paint'a ale to będzie wymagać czasu i sporego nakładu finansowego. Teraz buduje dobre relacje z kopytnym którego mam pod opieką,co z tego będzie zobaczymy konisko młode także całkiem realne jest to, że z czasem uznam, że akurat ten koń mi odpowiada i postanowię go nabyć a wtedy można myśleć o ewentualnym sporcie. Na pewno nic wielkiego ale być może pewnego pięknego dnia gdzieś się pokażemy. Do momentu aż konisko faktycznie nie będzie moje nie chcę inwestować bo ja poniosę koszta treningów,następnie startów itd a o ile się uda i wyrobie konisku renomę to właściciel zawrzeszczy pewnie astronomiczną sumę i tyle z mojego zaangażowania będzie a i kasa pójdzie w las także to bez sensu. Lepiej utrzymywać że koń nie wiele może zdziałać kupić go za małe pieniądze i potem zacząć działać niż inwestować tylko po to żeby zapłacić za niego jakąś koszmarną kwotę z kosmosu.
Tempesta Grand to moja wielka milosc i jest na mnie skazany do konca 😀 A z udostepnieniem konia myslalam o hucku i u mnie na miejscu 😉

andegavenka sluszne podejscie 🙂
Dar, ale cóż Ty się tak upierasz? 😉 Prawda jest taka, że albo masz czas albo musisz mieć pieniądze na auto i paliwo. Wiem po sobie- na studiach miałam wolnego czasu dużo i jeszcze trochę 😉 (nawet dorabiając sobie weekendowo), dojeżdżałam do stajni 25 km w jedną stronę autobusami miejskimi, z przesiadką, razem ok 2 godzin w jedną stronę. I nie narzekałam. U konia byłam 6x w tygodniu, siedziałam w stajni po 8 godzin. Jak miałam zajęcia ok południa to potrafiłam się o 6 rano tłuc tymi autobusami, żeby pojeździć konia przed uczelnią, zima- nie zima. Dojazdy kosztowały mnie właściwie nic (miałam bilet roczny za ok 100 zł, więc tych ok. 10 zł na miesiąc nawet nie liczę). Teraz muszę łączyć pracę i konia (przy czym nie narzekam, bo można rzec, że praca to taka moja druga mini pasja 😉)  do którego dojeżdżam teraz 30 km. I godzę się z tym, że u niego jestem tylko 4 x w tyg, na paliwo wydaje kupę pieniędzy; że po 8-10 godzinach w pracy, zmęczona muszę jechać prosto do stajni, bo na powrót do domu i odpoczynek nie ma czasu. Ale jednocześnie cieszę się ogromnie, że ma  ten samochód i nie muszę się tłuc autobusem, bo na to na pewno nie starczyłoby mi ani czasu, ani sił. I przy takim trybie życia nie ma mnie w domu od 7 do 21-22. (swoją drogą, podziwiam ludzi, którzy do tego wszystkiego mają rodzinę i dzieci i jeszcze to jakoś muszą "połapać"😉. Więc Dar, jesteś pewna, że zawsze istnieje alternatywa? No głową muru nie przebijesz...

a tak nawiązując do tego o czym pisze adagavenka- czasami można wejść w fajny układ. jestem na to żywym dowodem, miałam niezwykłe szczęście trafić na świetnych ludzi i funkcjonować w świetnym i uczciwym układzie przez 1,5 roku. ale trzeba pamiętać, że nie wystarczy mieć szczęście, trzeba też dać coś od siebie. nie tylko brać i wymagać (vide min. to o czym pisałam wyżej)
wendetta wiadomo nic nie jest za darmo w tym kraju bo jak to ja powiadam za darmo to można co najwyżej w pysk dostać. Jeśli ktoś daję nam do użytku własnego konia i się nie wtrąca to wiadomo, że też może z czasem od nas czegoś wymagać. Czasem choćby tego żeby konie nakarmić i napoić pod jego nieobecność bo przykładowo musi gdzieś pilnie wyjechać, albo zachoruje i nie czuje się na siłach. Wiadomo, że także wszelkie wymyślne czapraczki,owijki,szczotki,nowe kantary itp itd pozostają w naszym zakresie. Mnie udało się o tyle trafić że siodła i część sprzętu jest a i tak czeka mnie prawdopodobnie zakup wędzidła,kolejnego kantara, nowej lonży,pasa,możliwe że nowego popręgu i paru innych. Oczywiście takie rzeczy jak smar do kopyt,wszelkie dodatkowe witaminy itd to również moja sprawa, bo jeśli ja mam takie potrzeby odnośnie konia to wychodzę z założenia że ja potrzebuje=ja płacę. Miałam owszem opcje na zasadzie ruszać konia który wszystko miał, ale wedle wymagań właściciela także uznałam, że lepsze jest wyjście trochę zainwestować i mieć wolną rękę a niżeli się dostosowywać. Sprzęt i tak przecież tak bardzo się nie zużyje przez ten czas i zawsze zostanie na przyszłość a smar i witaminy to nie są znowu jakieś niebotyczne koszta jak za wolną rękę i konia u którego mogę się pojawiać kiedy tylko chcę.
wendetta, po głupiemu, ale po mojemu. ja bym się uparła i wracała o 23 😉
wendetta, po głupiemu, ale po mojemu. ja bym się uparła i wracała o 23 😉

Widzisz, ale niektórzy mają swój dom. Muszą jeszcze zakupy jakieś czasem zrobić, rano wstać do pracy, posprzątać, pranie wstawić... Wielu posiadaczy koni nie mieszka już z rodzicami, którzy się tym wszystkim zajmą...
Wiem wiem - są sklepy całodobowe, ale jakbym miała w takim układzie wracać do domu o 24 , czyli po zakupach jeszcze , przy czym do pracy muszę wstać ok 5:30 to długo bym tak raczej nie dała rady. Także jako kolejna osoba napiszę - nie zawsze jest alternatywa dla auta... ja np nie mam takowej... Do pracy autem jadę 20 - 25 minut , komunikacją ok 1:30 h.. Stajnię mam po drodze (pod domem ojca), bywa że rano jeszcze karmię (wówczas wstaję o 5 rano). W takim układzie komunikacja zdecydowanie mija się z celem... Jeżdżąc samochodem co prawda wydaję dobre 600 zł miesięcznie na paliwo (tylko do pracy i stajni jeżdżąc), ale oszczędzam bardzo cenne godziny, których nijak kupić się nie da  🙁
Za dobrych studenckich czasów również korzystałam z komunikacji, ale wówczas czasu było więcej choćby dlatego, że nie trzeba było się zastanawiać co kupić i zrobić na obiad... pranie się "samo" robiło i wieszało, sprzątać trzeba było tylko część domu - najczęściej tylko swój pokój... Nie trzeba było się przejmować dostawami siana czy trocin, kupować owsa dobrej jakość itp. (koń w pensjonacie) Jedynym "problemem" było "w co się dzisiaj ubrać" ;-) W takim układzie komunikacja miejska czy PKP były jak najbardziej dobrym rozwiązaniem - szczególnie, że studenci mają spore zniżki... Dziś już się niestety nie da, bo oprócz koni, stajni i pracy trzeba jeszcze własne życie codzienne ogarnąć ;-)
_Gaga ostatnie moje zdanie napisałam odnośnie mojego charakteru, zawsze robię "po głupiemu" ale byle było  po mojemu.
Samochodem znacznie lepiej się jeździ, ja też wolę jak zawożą mnie znajome, jednak tutaj musi być cel podróży ten sam lub zbliżony i jeżdżę tylko ze znajomymi ze stajni, można tak wykombinować, żeby dołożyć do benzyny, po prostu. Ja wiem, zaraz znów stwierdzicie, że pomysł tandetny a ja daję przykład jedynie dla osób bez samochodu.
_Gaga, echhh, w takiej sytuacji nie ma co tłumaczyć tylko stwierdzić "pożyjesz jeszcze trochę, dorośniesz, to wtedy pogadamy". 😉

Tak odnośnie "jazd za pracę" i takich układów o jakich piszą Andegavenka i Wendetta: też trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. 😀 Czasem konie są, właściciel koni ogarnięty jest, ale ludzi nie ma; a czasem ludzie są, chęci są, ale koni nie ma. 😉
miałam wczoraj dodać, ale komputer padł, więc piszę teraz

na zasadzie ruszać konia który wszystko miał, ale wedle wymagań właściciela także uznałam, że lepsze jest wyjście trochę zainwestować i mieć wolną rękę a niżeli się dostosowywać.

a smar i witaminy to nie są znowu jakieś niebotyczne koszta jak za wolną rękę

Jeśli ktoś daję nam do użytku własnego konia i się nie wtrąca to wiadomo, że też może z czasem od nas czegoś wymagać

wychodzi na to, że własciciele koni to debile zza stodoły, i nie daj boże żeby się wtrącali w to co się z ich koniem dzieje. najlepiej konia z rzędem, szmatami firmowymi, skórami prestiża oddać za darmo do użytku i jeszcze broń boże się nie odzywać w sprawach z koniem związanych, bo istna obraza majestatu.

Ludzie, którzy szukają konia do jazdy dzielą się na dwie grupy: tacy, którym się za to płaci bo są tak dobrzy, i ci którzy muszą płacić bo jeszcze nie są tak dobrzy. z czym ta druga grupa poszukuje czesto(nie zawsze) totilasów, ale za friko, i najlepiej, żeby jeszcze słowa własciciel nie powiedział o tym, jaka on ma wizję pracy z koniem.

Kiedyś jako gównażeria pierwszej wody dziękowałam niebiosom za możliwość wsadzenia tyłka na śrupa w zamian za wywalanie gnoju czy robienie wylewek. nikt nic nie mówił, jak robota była ciężka (sianokosy, zbiór słomy, malowanie stajni, naprawa ogrodzen, koszenie swieżonki dla koni kosą, zbieranie kamieni z pól , przewalanie siana cały dzień etc), tylko cieszył się, że ktoś mu pozwoli w teren pojechać. teraz najlepiej jeszcze płacić nastoletnim miszczyniom, że łaskawie tyłek posadzą na koniu.

jeśli ktoś, kto nie jest tak dobry, żebym chciała mu płacić za jazdę na moim koniu, i jezdzi sobie za friko, to uważam, że jego zakichanym obowiązkiem jest wziąć pod uwagę to, jak chcę, żeby koń był traktowany, bo ja go utrzymuję, mnie na niego stać. jak ktoś chce mieć wolną rękę (a nie jest jeszcze tak zaawansowany by mu płacić) to niech sobie utrzymuje własnego konia i wtedy będzie mieć wolną rękę, a jak go nie stać to niestety, ale nie mozna uznać wszystkich włascicieli za debili, którzy się mają zamknąć. Są na forum świetne dziewczyny, któe z różnych przyczyn dzierżawią konie, i mają bardzo zacne układy z włascicielami, ale szczerze wątpię, żeby któraś powiedziała do własciciela "odwal sie pan i nie wtrącaj", ale one w wiekszosci utrzymują te zwierzaki jak swoje, ba opiekują się nimi lepiej niż wielu włascicieli prawnych.


luzna refleksja, nic osobistego, dziwi mnie zmiana w układach jezdzieckich zwyczajnie...





Isabelle co do takich układów ja mam ciekawe porównanie: rok temu jeździła u mnie przez chwilę zawodniczka na poziomie międzynarodowym (3*WKKW). Przerwa w karierze i jakoś tak wyszło, że do mnie przyszła... Konie pojeżdżone profesjonalnie, pastwiska/boksy sprzątnięte, grzywy przerwane, sprzęt nasmarowany - i to codziennie (no grzyw codziennie nie przerywała)... i jeszcze piwo do grilla przywiozła ;-) Dla mnie układ bajka, ale wróciła do sportu i całe szczęście hihi bo znów wygrywa  😀
Od 2 tygodni całe 2 razy była u mnie nowa kandydatka na luzaczkę (aktualna luzaczka kończy studia i wraca niedługo do domu). Za pierwszym razem nowej trafiła się okazja jazdy akurat. Za drugim stała i "paczyła" jak moja stara luzaczka sprząta pastwiska. "Paczyła" również jak wraz z ojcem rozładowujemy duże autko trocin... Pomimo moich próśb dotyczących pomocy - nowej kompletnie nie przeszkadzało, że pracujemy. Poptem "paczyła" też na trening skokowy - nijak nie pomagając przy noszeniu przeszkód i drągów... Ale jeździć to by się chciało  😵
Jeździć będzie zatem tak samo jak pomaga - będzie mogła sobie "paczeć"  😁
no wlasnie, mnie to zawsze bawi... powiem szczerze, szukalam konia do jazdy nie raz i nie dwa. i generalnie mozna przebierac jak w ulegalkach, warunek jest taki: trzeba sie angazowac. jak sprawdzisz sie raz - opinia idzie w swiat droga pantoflowa i potem jest juz tylko latwiej🙂 ale odwrotnie rowniez - spieprzysz cos raz, to potem moze byc ciezko.
ja za mozliwosc jazdy place, bo przy pracy pelnoetatowej nie mam czasu na odpracowanie w stajni, ale kurcze, wszystkie ufo-potencjalne-luzaczki ktore widze u Gagi_.... matko jedyna, zero checi, zero zapalu, zero odpowiedzialnosci. masakra.
Isabelle wybacz źle mnie zrozumiałaś bo nie opisałam dokładnie sytuacji. Koń który miał pełen osprzęt nie był też wcale nie wiadomo jaki tyle tylko że był zajeżdżony, a właściciel na dzień dobry mi wyjeżdża z tekstem sprzęt jest itd ale jeździć można tylko kłusem w prawą stronę. Nie nie z przyczyn zdrowotnych konia czy coś jak właściciel uznał w lewo nie bo koń w lewo bryka,galopem nie bo ponosi,stępem nie bo się zatrzymuje. Nikogo absolutnie nie mam za debili za stodoły, ale patrząc po wypowiedzi owego właściciela już wiedziałam że nie będzie dobrze więc odpuściłam(pomijam już mycie i smarowanie kopyt 4!! razy dziennie,i to że koniem można jeździć tylko jak żona w pracy bo jej przeszkadza jak koń biega)." Jeśli ktoś daję nam do użytku własnego konia i się nie wtrąca to wiadomo, że też może z czasem od nas czegoś wymagać" miałam na myśli tylko tyle że prędzej czy później oczekiwania i tak się zaczną(ciężko oczekiwać konkretnej jazdy na nie zajeżdżonym koniu). Nie chodzi o to że ktoś mnie poprosi o jakąkolwiek pomoc  czy konkretną pracę z koniem i od razu będzie to dla mnie problem,bo tak nie jest, ale nie lubię chorych fanaberii(aż mi żal konia który pewnie spędzi większość życia w kłusie w prawo)owszem próbowałam Panu tłumaczyć ,że mam pojęcie o tym co robię, że konia można tego oduczyć itd ale jak kulą w płot.Swego czasu pracowałam jako luzak i robiłam wszystko od wsiadania do pastowania oficerek właścicielom,ja nie boje się ciężkiej pracy tylko ludzi którzy mają kompletnie 🤔wirek:. Miałam wolny wybór albo właściciel typu"tona sprzętu,zero talentu"albo nie zajeżdżone konisko ze stanowczo mniejszym stanem posiadania ale chociaż normalnymi właścicielami. Stan posiadania da się łatwo powiększyć,poziomu intelektualnego durnia dużo trudniej-wybór był prosty.
Gaga a jeśli szukasz luzaka to daj znać skąd jesteś,może Ci się przydam

edytuj posty!
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
22 maja 2012 11:41
taak, od niereformowalnych świrów się trzeba trzymać jak najdalej
Gaga a jeśli szukasz luzaka to daj znać skąd jesteś,może Ci się przydam.

okolice Szczecina (czytaj praktycznie koniec świata hihihi)
Ja na razie studiuję i pracuję dorywczo, do tego kon w tygodniu zarabia tez na siebie pod ludźmi ,  do tego tez staram się  "trenować".
Staram się nie wydawac dużo, zazwyczaj zamykam się w sumie 600 zl miesięcznie, ale na przykład w tym miesiącu kupiłam pasze i zrobiłam zęby i juz kwota podskoczyła strasznie ;/ Nic nie da się przewidziec.

A po studiach chciałabym się gdzieś zaczepić z koniem i pracowac w stajni.
Wiele mi nie potrzeba do życia. Dach nad głową , coś na ząb i kontakt z końmi... 🙂
Może to sa na razie moje jakies naiwne marzenia, ale za marzenia nie karają 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się