Sprawy sercowe...

Szafirowa odnośnie ostatniego akapitu, znam ten typ. Mamusia umawia swoją 13-letnią córkę na jazdę: w środę to tak - o 13.30 kończy lekcje, o 13.45 jest w domu, no może do 14.00 bo korki czasem są. Zje obiad, 14.30 zaczynamy lekcję pianina która trwa do 16.00. Potem odrobi lekcje, no nie wiem do 17 się zejdzie. No to na trening możemy być na 17.30.
Po czym weszła z nią do toalety i dawała instrukcje "No i teraz weź papier. No urwij tu gdzie jest przedziurkowane"
A gdy pytam tę sierotę o coś, ta najpierw patrzy pytająco na mamusię, a mamusia odpowiada za nią. Choćby pytanie brzmiało "Chcesz się napić wody?"
mandi, Widocznie mamy inne doświadczenia, bo ja mam wrażenie, że mojemu dziecku niczego nie brakuje. Poza tym pamiętajmy, że jednak dla dziecka najważniejsza jest (jakkolwiek infantylnie to nie zabrzmi) miłość obojga rodziców oraz poczucie bezpieczeństwa. Jak to nawala to tysiąc kursów języka i podróże po świecie go nie uszczęśliwią. Owszem, uważam, że warto poznawać świat z dzieckiem, ale też dziecko musi wiedzieć, że w życiu na pewne rzeczy trzeba zapracować i musi też umieć dokonywać wyborów (wolisz jeździć konno raz w tygodniu czy grać w tenisa?). Wiele rzeczy dziecko może robić i uczyć się całkowicie za darmo, chociażby w Domach Kultury. Nie jestem bogatym człowiekiem finansowo, ale jeśli dziecko znajdzie jakąś pasję, której będzie chciał poświęcić życie to zrobię wszystko by się w tym realizował. Twoja wizja macierzyństwa... no cóż, mi nie odpowiada. Przyjeżdża do mnie wiele dzieci wychowywanych w ten sposób i mimo wielu doświadczeń są mało samodzielne i ciężko u nich z podejmowaniem decyzji i normalnym kontaktem z rówieśnikami.

szafirowa, Z jednej strony się z Tobą zgadzam, ale z drugiej nie możemy ignorować faktu, że świat idzie do przodu. Dzieciaki muszą dobrze pisać na komputerze bo często tego wymaga się od nich później w pracy. Oczywiście nie możemy przesadzić w drugą stronę i w drugiej klasie podstawówki wprowadzać wypracowania pisane na komputerze. Z resztą u mnie w liceum wszystkie prace musiały być pisane ręcznie: tylko dodatkowe lub mniej ważne pisałam na komputerze. Więc nie jest tak źle.

Ja mam nadzieję, że uda mi się w moim dziecku zasiać miłość do przyrody i przebywania na dworze: tylko, że ja mam prościej, bo mam agroturystykę. Z resztą już mi się trochę udało, bo Franciszek gdy przekraczamy próg domu zaczyna marudzić i chce wyjść ponownie (kłopotliwe, gdy chce się zrobić w spokoju obiad).
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
07 czerwca 2012 12:18
Atea, wlasciwie to zgodzilas sie i 'z jednej' i 'z drugiej' strony. Ja wlasnie o tym mowilam, ze swiat idzie naprzod/standardy sie zmieniaja. I to, ze dziecko powinno miec zapewniony conajmniej taki 'sredni' standard, bo to mu daje lepszy start w zyciu.
Wy jestescie w takim momencie jeszcze, ze mama i tata to niemal caly swiat dziecka. Pojdzie do przedszkola, szkoly i przyjdzie mu sie zmierzyc ze srodowiskiem rowiesniczym. I tam tez musi sobie poradzic, dzieci bywaja bezwzgledne. I nie zaimponuje im gra na pianinie, dwa jezyki itp., ale super wynik w Fifie ilestam? Jak najbardziej!

BTW- bardzo chcialabym wychowywac kiedys dziecko w takich warunkach jak Ty (wlasna trawka, podworko, zwierzaki, ludzie), nie ma nic lepszego!

kajpo, to co piszesz, to jeszcze gorsza wersja, 'moja' 6-latka przynajmniej jest 'uhahana' i ma wpajane poczucie wlasnej wartosci i doping rodzicow (ktorzy skadinad sa przesympatyczni, pogodni i wyrozumiali - tymbardziej sie dziwie 'planowi tygodnia' malej).
Do nas niedawno przyjechała przesympatyczna grupa trzecioklasistów, które nie potrafiły sobie usmarować bułki. Większość właśnie ze środowiska ludzi bogatych. Dzieciaki miłe, ale bardzo niesamodzielne. W ogóle obserwując zielone szkoły, które do nas trafiają można niesamowite wnioski wysuwać. Polecam do pracy magisterskiej  😂

szafirowa Mam wielką nadzieję, że uda mi się Franciszka przygotować na trudy życia z rówieśnikami. I też bardzo się cieszę, że moje dziecko może dorastać w takim środowisku: masa zwierząt, nieco brudu, tony radości 😉
A ja się zgodzę z Ateą. Myślę że mojemu dziecku też nic nie brakuje. Chciałabym w przyszłości zapewnić mu lepszy start w dorosłe życie - mieszkanie, samochód itd. Ale wiem, że raczej to nie będzie możliwe. A już napewno nie jak będzie miał rodzeństwo. To poprostu dla nas na chwilę obecną jest nieosiągalne. I trudno - będę musiałą mu to wynagrodzić w inny sposób.
Ja mam dwie starsze siostry, więc jest nas trójka i moich rodziców też nie było stać na wiele rzeczy. Wiem, że czasy były inne i nie odczuwałyśmy braku komputera, braku markowych ciuchów itd. Żadna z nas nie mogła liczyć na pomoc finansową przy kupnie mieszkania. Ale ja tego nie wymagałam od moich rodziców. Im też było ciężko w młodości. Za to miałyśmy (mamy nadal) super rodzinę, super kontakty z rodzicami, super kontakty między sobą. Wiemy że w każdej sytuacji możemy na siebie liczyć. Jedna drugiej pomoże w każdej sytuacji. I tego między innymi nauczyli nas rodzice.
A znam wiele dzieci które wszystko miały podane na tacy - drogie zabawki, wyjazdy zagraniczne, samochód, mieszkanie - i teraz kompletnie nie mają szacunku do pracy. Bo przecież wszystko im się należy od rodziców. I chcą coraz więcej i więcej.
Mnie to przeraża, że np po komunii mojego siostrzeńca najważniejsze w szkole było potem opowiadanie co kto dostał i ile kasy uzbierał. To obrzydliwe. Po wakacjach - przechwalanie się kto gdzie był.
Chciałabym dać wszystko mojemu dziecku, Chciałabym aby niczego mu w życiu nie brakowało. Ale jak będzie to czas pokaże.
Mam tylko nadzieję że uda mi się wychować go na fajnego faceta. I myslę że jestem fajną mamą.

A co do zapełnionego tygodnia kursami, nauką itd - kiedyś żartowałam że moje dziecko będzie miało co do minuty zapełniony czas zajęciami żeby głupoty nie przychodziły mu do głowy. Ale to były żarty. Teraz chciałabym aby Filip miał poprostu super dzieciństwo. Jeszcze się w życiu napracuje, namęczy. Nie chce mu skaracać tego czasu posyłając go na wszystkie możliwe dodatkowe zajęcia. Będzie starszy i będzie chciał - ok, ale nie chcę robić tego wbrew jego woli.
Dzieci teraz muszą szybciej iść do szkoły, szybciej wkroczyć w dorosłe życie i chciałąbym aby Filip jak najdłużej miał beztroskie dzieciństwo.
Sambor, jak zwykle skrajnosci. Miedzy wszystko, a niezbedne do zycia minimum, jest przepasc. Gdzies posrodku- 'zloty srodek'. Czasy sa troche inne, poziom zycia spoleczenstwa wyzszy, potrzeby tez inne (miales w dziecinstwie potrzebe posiadania konputera? Nie, ja tez nie- tylko wiesz dlaczego? bo ich nie bylo, nikt nie mial i sie nad tym nie zastanawial). Na mnie patrzyli w LO jak na przybysza z Jowisza, ze prace oddaje pisane recznie i obwieszczam, ze nie mam kompa. I musialam kupic, bo nauczyciele sobie zyczyli czcionki 12 i pojedynczej interlini, a nie papieru podaniowego i rowniutkich dlugopisowych linijek. Trzeba bylo sie dostosowac.
Tak samo jest teraz z dzieciakami- kiedys byl patyk i sie analogowo, wlasnorecznie tluklo nim mrowki. Teraz gra sie w Fife. Odmawiajac tego (i wielu innych) dziecku mozesz mu na pewno zagwarantowac jedno- problemy w srodowisku rowiesniczym.

Ale powiem wam, ze dzieciaki ktore spotykam u siebie w pracy mnie przerazaja. Chociaz nie- rodzice tych dzieci. Przyklad- drobniutka 6-latka- 2x w tyg. jazda konna, 2x w tyg. tenis plus angielski jeszcze do tego (ba! szkola brytyjska w ogole). Wakacje w hiszpanii, a tam obowiazkowo codzienne indywidualne lekcje jazdy konnej juz mamusia zaklepala. A ja patrze i nie wierze. I nie wiem skad to dziecko ma na to wszystko sile. I jeszcze 'uhahane' toto, choc truchcikiem przybiegla na jazde, bo z tenisa bezposrednio jechala...


Wiem, ze czasy mamy inne i ja nie jestem calkowicie przeciwny temu co sie dzieje. Sam chetnei inwestowalbym w rozwoj fizyczny i intelektualny dziecka. To wymog czasow ale i konkurencja obok tak robi 😉
Mnie chodzi o to by nie dawac, niech sie dziecko postara, ze chce, ze rzeczywiscie potrzebuje i dobrze to wykorzysta. Gry komputerowe sa fajne ale niech mi ktos powie, ze bardziej rozwijaja niz czytanie ksiazek. Rodzice sami sobie strzelaja w kolano - daja wszystko a potem sie dziwia, ze dziecko niewiele cieszy, dziecko tyje ( od nadmiaru slodyczy i jedzenia).
Dobrze pamietam jaka byla roznica miedzy dziecmi, ktore rodzice przyprowadzali na rozne zajecia, w ktorych ja bralem udzial a tymi, ktorzy sami przyszli. Ci drudzy zawsze osiagali wyzszy poziom, bardziej chcieli, mieli ta wewnetrzna motywacje - ze to ich zycie i pomysl na nie.

Ja tych rodzicow, ktorych opisalas tez obserwuje i zastanawiam sie co wyjdzie z tych dzieci bo to eksperyment na zywym organizmie.
Rozumiem , komputer, zajecia jezykowe i sportowe ale to wszystko zabralo miejsce zwyklej zabawie, ktora rozwija emocjonalnie, spolecznie i wg mnie ogromnie wplywa na wyobraznie dziecka.
Ale nie moje dzieci, nie ja bede ponosil konsekwencje choc konsekwencji spolecznych nie jestem pewien.

I na koniec info, ktore mnie przerazilo - wg jakiegos badania - polskie dzieciaki w pewnej grupie wiekowej sa najgrubsze w Europie 🙄
Scottie   Cicha obserwatorka
07 czerwca 2012 12:52
A ja się właśnie zgadzam z mandi i ostatnią wypowiedzią Sambora. Chciałabym móc zapewnić wszystkie dogodności mojemu dziecku (dodatkową naukę języków, wyjazdy w ferie i wakacje, rozwój jego pasji i ewentualną pomoc finansową, kiedy będzie chciało wyjechać na studia za granicę), ale nikt nie powiedział, że dostanie to, bo tak sobie dzieciak wymyśli. Jeśli będzie chciał- będzie sobie musiał na to zapracować w domu (dodatkowe obowiązki bądź pomoc w tych, których samodzielnie jeszcze nie będzie mógł wykonać) czy w szkole (oceny).

Ja tam jestem z kochającej się rodziny, ale dużo w życiu mnie ominęło i nie jestem tak wykształcona jak chciałabym, bo moich rodziców nie było na to stać- mieli inne priorytety, za które też im teraz jestem wdzięczna.
Moi rodzice, mieli juz trojke dzieci, kiedy zaczeli starac sie o wlasny dom. Wczesniej mieszkali z rodzicami chociaz nie w jakims ekstremalnie malym metrazu (4pokoiki, ogrod). Rodzice mojego meza mieszkali z dwojka dzieci na 30m2. Jakos wyzylismy, mamy zawody i dajemy rade w zyciu, a ja jestem w ciazy wiec idzie nastepne pokolenie. Podejscie "bogate dziecko albo zadne", nie jest jakims skrajnym materializmem? Jak sie nie ma tych wszytkich materialnych rzeczy, to juz nie warto zyc?

Rozumiem natomiast, ze ktos kto zyje w ciaglej niepewnosci czy mu starczy do przyszlego miesiaca, to nie ma ochoty na dziecko. W PRL-u mozna bylo zyc biednie ale nie bylo bezrobocia wiec ciezko bylo przymierac glodem. Dzisiaj jak sie noga powinie, to juz raczej mozliwe.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
07 czerwca 2012 16:52

Ale powiem wam, ze dzieciaki ktore spotykam u siebie w pracy mnie przerazaja. Chociaz nie- rodzice tych dzieci. Przyklad- drobniutka 6-latka- 2x w tyg. jazda konna, 2x w tyg. tenis plus angielski jeszcze do tego (ba! szkola brytyjska w ogole). Wakacje w hiszpanii, a tam obowiazkowo codzienne indywidualne lekcje jazdy konnej juz mamusia zaklepala. A ja patrze i nie wierze. I nie wiem skad to dziecko ma na to wszystko sile. I jeszcze 'uhahane' toto, choc truchcikiem przybiegla na jazde, bo z tenisa bezposrednio jechala...


Jak jeszcze byłam piękna i młoda, czyli póki łyżwiarstwo stanowiło sens mego życia, miałam "przyjemność" obserwować takie dziecko. Lodowisko dzielone było na pół. Na jednej części trenowałyśmy my, na drugiej zawodniczki innej trenerki. Godzina 5:30, do szatni wpada dziewczynka w asyście mamy. W sumie dziwiłam sie, że nie przywozili jej w łyżwach na nogach. Mama prowadziła rozgrzewkę. Dziewczynka nie była w stanie rozjechać się na full do szpagatu, to mamusia pomogła. To co, że boli? Później trening. Mama siedziała na trybunach, na lodzie dziewczynka + jeszcze jedno dziecko. Teksty pani trener: "skaczesz, jakbyś miała spadochron zamiast dupy", "jeździsz, jak Einstein po stosunku". Dziecko lat wtedy 7. Coś nie wychodziło, mamusia darła się z góry, że jak to, masz się postarać, tamtemu dziecku wychodzi. Po treningu siedziałyśmy w szatni, przebierałyśmy się. Wpadał tatuś dziewczynki: "Pospiesz się, koń czeka". Przez jakiś czas miałam ochotę spytać, czy później jadą na basen czy na tenis. Dawałyśmy dziewczynce góra kilka lat, że wytrzyma. Wytrzymała chyba 3 lata i powiedziała rodzicom, co myśli w temacie.

Teraz, jak obserwuję dzieciaki, które przychodzą do mnie na jazdy, to też dziwię się, ile mają zajęć i, czy jest w tym przewidziany czas na sen, albo kąpiel, o jedzeniu nie wspomnę. A ja się burzyłam, że mam dodatkowo balet, pianino i angielski, bo łyżwy i konie były typowo moim wymysłem...
a ja muszę się kolejny raz pożalić... niestety. Umawialiśmy się na spotkanie już wczoraj, dzisiaj zadzwoniłam czy przyjeżdża na sto procent bo w razie czego chce coś sobie zaplanować. Zadzwonił przed chwilą, że siedzą z naszymi kumplami i może wpadli by w 3 do mnie, mówię ok, fajnie, pogadamy, wypijemy jakiegoś fajnego drinka- pomimo ogromnego zdziwienia,że z kimś się umówił skoro umawiał się ze mną. Zadzwonił teraz, że jednak zostają u niego i że może bym przyjechała.
Pomijam już fakt, że takim sposobem zobaczymy się dopiero w poniedziałek, ale najnormalniej w świecie nie chcę być tak traktowana! Nie jestem opcją i pakietem rozrywkowym kiedy nie ma co ze sobą zrobić. Ja z nim tak nie pogrywam.
Na prawdę, wszyscy faceci są egoistami którzy nie widzą nic więcej niż czubek własnego nosa, czy trafił mi się jakiś beznadziejny element?
Qrwa, tak jakbyśmy mieli mało problemów i spin...
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
07 czerwca 2012 18:13
Bryziak, a jemu to powiedziałaś? Faceci są prości, nie domyślą się, nie zgadną, nie zrozumieją focha. Im trzeba prosto z mostu powiedzieć: "Hej koleś, umówiłeś się ze mną i co?", albo "Jest mi przykro, że zapomniałeś o naszym spotkaniu". To działa. Prosty przykład. Mój małżonek strzelił dzisiaj focha na jeździe, on mnie nie słyszy, ot i koniec. Dostał ignora, powiedziałam, że skoro on mnie nie słyszy, to ja go nie widzę i nie prowadzę mu jazdy. Zadziałało, słuch wrócił mu natychmiast. Jakbym zaczęła się boczyć i nie odzywać, to absolutnie nie zrozumiałby dlaczego.
jestem osobą, która nie potrafi swoich problemów dusić w sobie,więc oczywiście zadzwoniłam do niego i powiedziałam mu to. Na moje "odmówiłam znajomym imprezy bo powiedziałam, że się widzę dziś z Tobą" usłyszałam "jeszcze zdążysz" a na moje "tak się nie robi" - no trudno, tak wyszło. Niestety, on każdą moją informację o niezadowoleniu wpuszcza jednym uchem a drugim wypuszcza. Uważa, że niepotrzebnie tworzę sobie problemy- szkoda, że nie wie, że oprócz niego problemy w moim świecie nie istnieją...

właśnie dostałam sms'a, że przeprasza bo faktycznie kiepsko wyszło. Ciekawe czy doszedłby do podobnych wniosków, gdyby nie to, że siedzi dziś z moimi przyjacielem, który pewnie odpowiednio wysuszył mu głowę, kiedy dowiedział się o tym dziwnym incydencie.

wdech, wydech, wdech, wydech...
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
07 czerwca 2012 18:32
No dobra, skoro mówisz, że oprócz niego nie masz innych problemów, to może czas rozwiązać ten problem? Nie on jeden na tym świecie. Ewentualnie może czas zacząć mieć czas dla siebie. Przejść od jego "być może się spotkamy", do Twojego "może znajdę czas dla ciebie"? Chyba, że jesteście razem, bo macie jakieś większe zobowiązania, np. kredyt?
Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie życia bez niego. jakkolwiek mnie nie denerwuje... wystarczy, że się uśmiechnie i mi przechodzi... dlatego nie wyobrażam sobie rozstania.
On jest niesamowity- kochany, do rany przyłóż, ale czasem robi coś takiego co mnie tak strasznie dotyka... wiem, że możecie uważać, że w tym momencie złoszczę się o nic, ale pewne przejścia i trudności jakie mieliśmy dają mi podstawy do zamartwiania się.
Troszkę mnie to wszystko martwi, bo mamy już pewne konkretne plany- życiowe i zawodowe i najnormalniej w świecie chciałabym się... nie pomylić...
Już się pomyliłaś 🙂
Nalle   Klapiasty & Mała Cholera
07 czerwca 2012 19:34
Bryziak, pamiętając twoje związkowe perypetie z ostatniego miesiąca jakoś nie mogę nabrać przekonania, że on traktuje ten związek równie poważnie. Niedojrzałe zachowania, niedojrzałe teksty. Wygląda to raczej jako opcja w razie braku innych rozrywek, a takie związki często mają to do siebie, że nagle pojawia się "Właśnie Ta" i wieczny chłopiec w mig dojrzewa do wszelkich zobowiązań. Tylko nie z Tobą...
Co byście zrobiły na moim miejscu?
Powinnam jutro wyjść strasznie wcześnie do pracy, żeby zdążyć - ponad półtorej godziny przed jej rozpoczęciem. Mam dojazd dwoma autobusami (z przesiadką), wczesne godziny poranne. Z reguły w takich sytuacjach jadę sama, jak były mrozy to P podrzucał mnie pod drugi autobus, żebym nie marzła na przystankach, albo jak w święta nie zgrywają mi się autobusy... Właśnie dzwoniła moja mama i zrobiła mi awanturę, że daję sobą pomiatać, bo nie każę mu odwieźć się do pracy. P jak słyszał naszą kłótnię to potem przyszedł przytulić i otrzeć łzy, i był wkurzony na zachowanie mojej mamy. Nie oczekuję, że mnie jutro zawiezie, bo godzina jest naprawdę mega wczesna, a on sam potem idzie do pracy. Proponował mi w sumie, że mnie podrzuci, ale nie o to mi chodzi nawet, że nie mam czym dojechać, tylko że muszę wyjść tak wcześnie. Ale z reguły mogę na niego liczyć, np wieczorem jak ucieknie mi autobus, to przyjeżdża.
Generalnie chodzi mi o te bardzo kategoryczne komentarze ze strony mojej mamy. Że on jest do kitu mężczyzną, że jej się to nie podoba, że daję sobą pomiatać, że powinien takie rzeczy dla mnie robić. Jak poproszę, to robi - ale ja nie chcę się uzależniać od tego, że wszędzie mnie podwiezie...

edycja: aczkolwiek teraz chłop mnie zaczyna trochę wkurzać - poszedł do swojego kompa w drugim pokoju i klika, a ja siedzę sama z problemem
szepcik, to w czym zasadzie jest problem? Nie oczekujesz, ale oczekujesz, czy o co chodzi?
Szczerze mówiąc to dla mnie barbarzyństwem byłoby wyciąganie faceta z łóżka np. o 3-4, żeby mnie do pracy zawiózł, zwłaszcza jak potem musi iść do swojej i nie może odespać.
A matkę bym zupełnie olała, nie jej sprawa, w sumie nie wiem czemu ją tak boli Twoje odwożenie/nieodwożenie do pracy.
Jakbyś to Ty jego podrzucała na przystanek, to usłyszałabyś, że dajesz sobą pomiatać, zamiast się wysypiać i dbać o siebie.
Strasznie nie lubię, jak mi się ktoś nieproszony wtrynia do związku 😤
Alveaner dla mnie to też barbarzyństwo i zawsze mam po czymś takim wyrzuty sumienia, zwłaszcza, że on miewa problemy ze snem i takie jednorazowe "wyskoki" potrafią sprawić, że przez cały tydzień ledwo sobie radzi ze spaniem...
Szepcik sama sobie odopwiedziałaś 😉

Zgadzam się całkowicie z Alveaner. Jeżeli masz niefortunny układ autobusów i przesiadek możesz pozwolić się zawieść, ale jak nie jest tak źle - po prostu połóż się wcześniej spać i daj też się wyspać facetowi który ma też swoją pracę 😉 Może inaczej- ja bym tak zrobiła. Nie słucham mamy która uważa, że faceta trzeba trzymać za pysk, żeby woził, zanosił na rękach, targał twoją torebkę mimo że nie ma takiej potrzeby.
Co byście zrobiły na moim miejscu?
Powinnam jutro wyjść strasznie wcześnie do pracy, żeby zdążyć - ponad półtorej godziny przed jej rozpoczęciem. Mam dojazd dwoma autobusami (z przesiadką), wczesne godziny poranne. Z reguły w takich sytuacjach jadę sama, jak były mrozy to P podrzucał mnie pod drugi autobus, żebym nie marzła na przystankach, albo jak w święta nie zgrywają mi się autobusy... Właśnie dzwoniła moja mama i zrobiła mi awanturę, że daję sobą pomiatać, bo nie każę mu odwieźć się do pracy. P jak słyszał naszą kłótnię to potem przyszedł przytulić i otrzeć łzy, i był wkurzony na zachowanie mojej mamy. Nie oczekuję, że mnie jutro zawiezie, bo godzina jest naprawdę mega wczesna, a on sam potem idzie do pracy. Proponował mi w sumie, że mnie podrzuci, ale nie o to mi chodzi nawet, że nie mam czym dojechać, tylko że muszę wyjść tak wcześnie. Ale z reguły mogę na niego liczyć, np wieczorem jak ucieknie mi autobus, to przyjeżdża.
Generalnie chodzi mi o te bardzo kategoryczne komentarze ze strony mojej mamy. Że on jest do kitu mężczyzną, że jej się to nie podoba, że daję sobą pomiatać, że powinien takie rzeczy dla mnie robić. Jak poproszę, to robi - ale ja nie chcę się uzależniać od tego, że wszędzie mnie podwiezie...

edycja: aczkolwiek teraz chłop mnie zaczyna trochę wkurzać - poszedł do swojego kompa w drugim pokoju i klika, a ja siedzę sama z problemem


Na Twoim miejscu poszedlbym do drugiego pokoju i przytuliobym sie do niego... to odnosnie pytania na poczatku twojego postu 😉
A i jeszcze powiedzialbym mamusi by sie nie czepiala twojego partnera i dala sobie spokoj z takimi negatywnymi i siejacymi zamet podpowiedziami.
Paliwo tez nie jest za darmo...
No idz do niego a nie pytaj dziewczyn na forum co masz zrobic 🙄
oczekujesz ze sie domysli ze wciaz potrzebujesz glaskania po glowie...? problem sobie sama stworzylas, jak on ma Ci pomoc? Pojsc do Twojej mamy i powiedziec ze bedzie Cie odwozil do pracy? Przeciez Tobie powiedzial ze jak bedzie potrzeba to to zrobi - nie uwazasz ze temat jest rozwiazany? ze przesadzasz z mieleniem tematu? Czego od niego jeszcze oczekujesz?
Nie obraz sie ale Twoje zachowanie w takiej blahej naprawde sytuacji jest bardzo dziecinne i jesli takie sprawy beda urastac do rangi problemow w zwiazku to mozesz juz sie przygotowac na to ze Twoj facet bedzie przy tym kompie spedzal wiecej czasu niz z Toba.
widzę, że ewidentnie nie zrozumiałaś o co pytam 😉
Mysza   "Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy"
08 czerwca 2012 18:49
Ja się wcisnę na chwilę i znikam.
Melduję, że jest tak - 😍
K. się starał bardzo, telefon od matki odebrał tylko raz, usłyszał oczywiście "nas nie interesuje, że nie masz pieniędzy, masz wysłać i tyle !", więcej telefonu nie odebrał, sam się też z nimi nie kontaktował i przez najbliższy czas nie chce się z matką kontaktować.
Wrócił mój dawny K., który decyduje sam za siebie, a nasz związek znów jest tylko naszym związkiem.
Ale już słyszę te wyssane z palca plotki na mój temat co to ja z nim nie zrobiłam i jak go zmanipulowałam i w poważaniu to mam tak szczerze mówiąc 😉
edycja: aczkolwiek teraz chłop mnie zaczyna trochę wkurzać - poszedł do swojego kompa w drugim pokoju i klika, a ja siedzę sama z problemem


no jasne 😀 Czyli co ma zrobic? Udowodnic twojej mamie ze jest wspanialym mezczyzna? Mysle ze to jest problem pomiedzy toba a twoja mama, a nie jego.  A ciebie wkurza bo po prostu nie robi sobie problemow 😉
Zreszta, Alveaner odpowiedziala ci na pytanie..
mam parę przemyśleń co do wątków przewijających się w temacie.
Elaboratu jednak na ten temat pisać nie będę,bo przyszłam się jedynie zameldować z newsem:

  😅 dziś śmigam do Madrytu  😅

                        😍
uwaga bardzo mocne. mój 'mężczyzna' wyjechał wczoraj do mnie z tekstem, że może stąd wynikają nasze problemy bo nie czuje tego co ja... bo nie jest uwaga,uwaga- ZAKOCHANY.Nie wierzy w miłość tylko dobre relacje.

jeśli miałam jakiekolwiek obiekcje to już się ich pozbyłam. Dziękuje, do widzenia 🙂
bryziak, ja chyba wiem, co on miał na myśli... aczkolwiek wypalenie z takim tekstem do dziewczyny to tak trochę...emm... no.... Czyli, że zakończyłaś tę relację? :>
oczywiście. jestem młoda i to jedyny czas kiedy mogę bawić się, poznawać ludzi, przeżywać szalone miłości, takie pełne nie tylko fajerwerków ale i kłótni i godzenia się. Nie chcę być z facetem, który mnie LUBI i traktuje jako dobrego kompana do założenia rodziny i biznesu a nie jako kobietę swojego życia.A Lubić, to on sobie może ciotkę albo kremówki.

Jak widać musieliśmy się rozstać i ponownie zejść, żeby zrozumieć, że coś nie styka. Żal przyjaźni i wspólnie spędzonego czasu ale biorę to na klatę.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się