Sprawy sercowe...

Z tego by wynikało, że lepsze dla związku podwójne kłamstwo niż przyznanie się do winy i poniesienie konsekwencji.
Niestety przyznanie się to też przeniesienie swoich wyrzutów sumienia na drugą osobę. Pytanie, czy lepiej raz dostać w twarz taką informacją i zakończyć związek z palantem, czy żyć z nim w kłamstwie (a wyrzuty sumienia tak czy siak na osobie zdradzającej i na związku będą się odbijać).

edit: i zakończyłam "szatańską" stronę naszej dyskusji🙂
Ja jeśli chodzi o zdradę jestem bardzo kategoryczna. Dla mnie zdrada równa się koniec związku. I nie ważne czy jesteśmy małżeństwem, czy są dzieci itp. Nie potrafiłabym ponownie zaufać jeśli facet raz, tak poważnie, zawiedzie moje zaufanie. Wiem, że po odkryciu bądź gdyby mi się facet przyznał sam do zdrady, stałabym się pewnie cholernie zaborcza i podejrzliwa. W takich kwestiach nie potrafię być wyrozumiała. Najnormalniej w świecie nie potrafiła bym przejść nad tym do porządku dziennego, męczyła bym się i dręczyła, bo znam siebie. I tak czy siak nie było by dobrze. Takich rzeczy wybaczyć nie mogę. I nawet jakby facet się kajał, przepraszał, nie wiele by to dało, bo ile warty jest facet, który myśli po fakcie? Jeśli nie potrafi się opanować, to co mi po takim facecie? Wybaczenie też ma jakieś granice.
Zresztą jeśli w związku się coś psuje, to zamiast zdradzać, należy o tym porozmawiać.
Ja wolę znać najgorszą prawdę niż żyć w słodkim kłamstwie.

[quote author=Lanka_Cathar link=topic=148.msg1460785#msg1460785 date=1342213867]
Spotkałam się z opinią, że jeśli nadal zależy nam na partnerze, to nie powinniśmy przyznawać się do zdrady.
[/quote]
To uważam za świństwo. Jeśli zależy nam na partnerze, to nie powinniśmy go oszukiwać, a nie przyznanie się do zdrady będzie przecież kłamstwem. Jeśli zależy nam na partnerze, to nie powinniśmy go zdradzić przecież. W tych kwestiach, jesli o zdradę idzie, to ja tam nie widzę odcieni szarości. Dla mnie tutaj coś jest albo czarne albo białe. Jak się kocha, to się nie idzie do  łóżka z innym/inną nawet jak w związku jest źle. Chyba, że chce się ten związek zakończyć.
Nie potrafiłabym wierzyć facetowi, który mnie zdradził, że mówiąc "kocham Cię" rzeczywiście mnie kocha.
Co innego, gdyby tłumaczył się tym, że był pijany, bo to dla mnie argument z dupy. Dziecinada.
Zgadzam się! alkohol to żadne wytłumaczenie! Trzeba było nie być pijanym.
Można przyjąć wytłumaczenie z alkoholem kiedy np. gość się upił i spał w rowie 😉 no i potem przeprasza, że spał w rowie, ale nie że obracał jakąś inną pannę....

Ach.... zdrady się nie powinno wybaczać.... Co mnie obchodzi kajanie się, skoro facet z tego konsekwencji nie wyciągnie, bo zostanie z takim "o, udało się".
Wiecie, tak jak z wychowywaniem zwierząt i dzieci... jak się dzieciątko albo konika czy pieska rozpieści i nie będzie się karało za duże przewinienia,to będziemy mieć dziecko odstawiające cyrki w sklepie "bo ja chcę lizaka", konia, który nas nie szanuje, i psa, który nas ma gdzieś. 😉
Niewybaczenie będzie w tym momencie nauczką na przyszłość, która pozwoli facetowi lepiej traktować kolejną dziewczynę.
(drugiej strony też się to tyczy. Choć intuicja podpowiada mi, że faceci zdrad nie wybaczają generalnie, a to tylko znowu kobiety są na tyle niepewne siebie)
Z resztą.... do zdrady nie powinno w ogóle dojść.
Co do zdradzającego... Nie wiem jakim cudem takich ludzi sumienie nie zżera.

pamirowa Zgadzam się.

kasiulkaa25, Nie bój się. Jeśli zacznie nachodzić - to naprawdę, telefon na policję i interwencja przyjecie w ciągu bardzo krótkiego czasu. A to wszystko działa na jego niekorzyść, a na Twoją korzyść.
Jeśli nic nie będziesz robić - to on się w końcu rozpije i zacznie być jeszcze gorszy. Jeszcze się hamuje, żeby Cię nie uderzyć, ale później przestanie mieć opory. Możesz się nastawić na prawdziwe śledzenie, wybijanie szyb albo inne "atrakcje". Trzeba działać.
kasiulkaa25 po pierwsze ograniczenie praw rodzicielskich. Po drugie, ja bym chyba sobie darowała alimenty. Moja mam się tak szarpała z moim ojcem, koniec końców dostawałyśmy 200 - słownie- DWIEŚCIE złotych.
I to nie od tego obsranego lenia tylko od babci, której notabene siedział na głowie dopóki nie zachorowała na alzheimera. Szybciutko się uwinął i nie wiadomo gdzie jest teraz.
I nie daj się zastraszyć! Racja jest po twojej stronie, a w sądzie wszyscy powinni działać ci na korzyść  :kwiatek:
Ja również uważam, że o zdradzie powinno się powiedzieć partnerowi. Być może partner wybaczyłby zdradę, ale może miałby jednak ochotę zakończyć związek.
Zostałam zdradzona w ok. drugim lub trzecim kwartale czteroletniego związku (był wtedy w Holandii na kilka miesięcy), dowiedziałam się o tym od niego 2 miesiące po rozstaniu, bo nagle mu się na miłość, chęć powrotu (!?) i szczerość zebrało, i nigdy przenigdy nie wybaczę tępemu gnojowi tego, że mi nie powiedział, bo nie marnowałabym z nim kolejnych lat, podczas których bywał chorobliwie zazdrosny, MNIE podejrzewał o zdradę i robił dziwne akcje z tego powodu. Żałuję, straszliwie żałuję, że nie dowiedziałam się od razu, bo trzasnęłabym w pysk i kazała zniknąć z oczu na zawsze.
Ależ się produkujecie. Od piątku mnie nie było i cztery strony wątku... Później przeczytam  😎 bo teraz mam pytanie.
Co sądzicie o dość bliskich kontaktach eks partnerów swoich partnerów z rodzicami swoich partnerów?
Wytłumaczę w czym rzecz... Eks mojego P łączy z mamą P wspólny zawód. Wiem, że jego mama ją wspierała zawsze, przesyłała przez P jakieś książki itd. Dzisiaj się dowiedziałam, że ona przyjedzie ich odwiedzić na weekend. Trzy godziny jazdy od jej miejsca zamieszkania, więc nie jest to takie "wpadnę na chwilę". Tak trochę mnie to zmroziło... Wiem, że nie mam prawa ingerencji w sprawy jego rodziców, ale nieprzyjemne uczucie pozostało. Już nie wspominając o tym, że kwestia tej eks to delikatna sprawa, bo ona wisiała mu i jego rodzicom przed długi czas pieniądze, nawet były jakieś niesnaski bo od rodziców chciała wyciągnąć jeszcze więcej. No i przez pewien czas molestowała P o pomoc, pożyczenie czegoś itd. Teraz ponoć już nie, ale jak jest naprawdę to nie wiem, bo o ich spotkaniu zawsze dowiadywałam się po czasie i przez przypadek...
szepcik, chyba bym nie świrowała przesadnie. To co robią rodzice to raczej nie powinno cię interesować, mają prawo żyć własnym życiem i kumplować się z kim chcą. Jeśli kwestie długów ich nie zniechęciły, to ty raczej nic nie wskórasz. Ot, przyjedzie, poćwierka i wyjedzie.
Co do zdrady... ja też kiedyś mówiłam, że jeśli się dowiem, to za jaja powieszę...
Ba, miałam nawet okres, że jak dorwałam w domu "pisemko", to lądowało od razu w kominku 😎
A jak przyszło co do czego, to nie potrafiłam zostawić, bo wolałam wybaczyć i dalej żyć z nim.
I tak mi się wydaje, że teraz tak mówicie, ale "po praniu", było by zupełnie inaczej, wyszły by na jaw wszystkie uczucia, nawet te, o których się na co dzień nie myśli.
Ja po prostu znam siebie. Nawet gdybym chciała pewnych rzeczy wybaczyć nie potrafię. Nad czymś takim jak zdrada nie potrafiłabym przejść do porządku dziennego. Pomimo uczuć, pewnie nie wybaczyła bym i rozstała się z takim facetem, bo wiem, że już zawsze pozostał by strach czy to aby się nie powtórzy. Wolałabym cierpieć rozstając się z facetem, który mnie zdradził niż dręczyć się psychicznie każdego dnia. Zresztą, jaki był by sens zatruwania życia sobie i facetowi ciągłymi obawami? A podejrzewam, że obawy wcale z czasem by nie zniknęły.
Na zdradę jestem bardzo wyczulona i dla mnie jest to rzecz niewybaczalna, uczucia, nie wiadomo jak wielkie nie mają tutaj już nic do rzeczy, jeśli facet niszczy wszystko w tak głupi i perfidny sposób.
ja Wam powiem jedno,
życie jest tak niejednorodne, że trudno oceniać co by sie zrobiło...
inaczej może postąpić zdradzona osoba - nie będąca w małżeństwie, bez dzieci itd
a inaczej niepracująca matka trójki dzieci z kredytem na mieszkanie, którą mąż zdradził
nic w życiu nie jest białe ani czarne

ja znam kilka kobiet zdradzonych - nie jednorazowy epizod - ale np. mąż miał związek długotrwały "obok" (wszyscy wiedzieli) i co? i te żony jakoś nie odeszły od mężów, jak sie dowiedziały  - nie uniosły sie honorem, ba jeszcze "płąszczyły sie"  by był z nimi
dempsey   fiat voluntas Tua
16 lipca 2012 10:46
Ja po prostu znam siebie.

Butne stwierdzenie. Pewnie można tłumaczyć je wiekiem  :kwiatek:
A prawda jest taka, że nikt nie może powiedzieć "znam siebie". Jest spora grupa sytuacji, w których nie możemy przewidzieć naszego własnego postępowania. Dopiero po wszystkim dowiadujemy się, jak postąpiliśmy. Czas przeszły dokonany. Tryb warunkowy czy przypuszczający ma w takich sytuacjach znikomą wartość.
Zdrada należy IMHO do takich sytuacji.
uważam tak jak dempsey i Dodofon, zdrada nalezy do kategorii sytuacji krytycznych, warunków brzegowych. Tylko w obliczu pewnych doświadczeń możemy się sprawdzić. Już Wisława Szymborska powiedziała "Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono".
dempsey, czemu butne? to nie wolno mieć już jakichś żelaznych zasad, których się człowiek trzyma?
Przy prawdziwych doświadczeniach granicznych (np. różne patologie, doświadczenie wojny, opresji, prześladowania, walka o przetrwanie, śmierć...) to NIKT nie może przewidzieć swojego zachowania, ale.... w przypadku zdrady?
Sorry, dziękuję - postoję.

[quote="Dodofon"]ja znam kilka kobiet zdradzonych - nie jednorazowy epizod - ale np. mąż miał związek długotrwały "obok" (wszyscy wiedzieli) i co? i te żony jakoś nie odeszły od mężów, jak sie dowiedziały  - nie uniosły sie honorem, ba jeszcze "płąszczyły sie"  by był z nimi[/quote].
Z kolei ja znam kilka kobiet zdradzonych, które rozwiodły się po zdradzie i świetnie na tym wyszły - dla przykładu, jedna jest w szczęśliwym związku z innym, a druga mieszka sama, przejęła małą rodzinną firmę, dorosłe już dzieci jej bardzo pomagają i naprawdę wygląda na szczęśliwą. Pewnie, że byłoby im łatwiej, gdyby puściły to mimo uszu i wiodły sobie łatwy żywot z mężami... ale zaryzykowały, było ciężko i wyszły na swoje. I to nie były wcale jakieś młode dziewczątka 25 lat, tylko dorosłe kobiety (40 lat?).... 😉 da się....

Ale.... jak ktoś potrafi żyć z taką wiedzą to spoko, jego sprawa. Ja bym nie umiała.
kujka   new better life mode: on
16 lipca 2012 11:24
Sankaritarina, tylko krowa zdania nie zmienia. kiedys myslalam, ze bym nie wybaczyla. a dzis? nie wiem. nigdy nie mow nigdy 😉
myślę, że to nie chodzi o to czy się da, tylko czy ktoś rzeczywiscie będzie chciał podjąć taką decyzję
Dworcika   Fantasmagoria
16 lipca 2012 11:37
Ja byłam pewna w 100%, że bym nie wybaczyła. Jak byłam sama 😁 A teraz? Nie wiem. Wiem, że byłoby mi cholernie ciężko i pewnie zżerałoby mnie od środka przez co pewnie z czasem związek by mi się rozpadł. Tyle mogę przypuszczać. Ale nie mogę być pewna, że na 100% powiedziałabym do T. "Won!". Możliwe, ale nie pewne.
kujka, jest kilka dziedzin w których jestem uparta jak osioł (albo jak krowa 😁 ), jak sobie coś postanowię, to dotrzymam, choćby skały srały no i to jest jedna z tych dziedzin. Uczucia prysłyby w try-miga. Mało jest tych dziedzin, ale jakieś są. 😉
Ponieważ tutaj ma się wybór.
Kasiulka też zniknęła... 🙁 niestety myślę, że chciała się wygadać komuś wyżalić, a i tak teraz my wybaczyła...ehhh niestety tak jest często jest współuzależniona. Mają teraz tzw. "miesiąc miodowy" on ją przeprosił, wybłagał...że się zmieni może nawet kwiaty kupił...ona wybaczyła i na chwilę jest cudownie. Niedługo znów historia się powtórzy...ona znów będzie się żalić i rozpaczać.....tak to jest w toksycznych związkach niestety....ehhh szkoda dziewczyny
Nooo i to jest kolejna z dziedzin, w których kobieta definitywnie powinna nauczyć się nie wybaczać... No nic, mam nadzieję, że otworzy w końcu oczy.
Takie związki czasem latami trwają...nie wiem że tak człowiek potrafi zdołować i pozbawić włąsnej woli...każda z nas gdyby tylko pomyślała że facet mógłby nam taką krzywdę wyrzązić to chyba byśmy gość za...ały.. a tu jeszczen wybaczy i w ogóle... ehh
[quote author=pamirowa link=topic=148.msg1462618#msg1462618 date=1342429071]
Ja po prostu znam siebie.

Butne stwierdzenie. Pewnie można tłumaczyć je wiekiem  :kwiatek:
A prawda jest taka, że nikt nie może powiedzieć "znam siebie". Jest spora grupa sytuacji, w których nie możemy przewidzieć naszego własnego postępowania. Dopiero po wszystkim dowiadujemy się, jak postąpiliśmy. Czas przeszły dokonany. Tryb warunkowy czy przypuszczający ma w takich sytuacjach znikomą wartość.
Zdrada należy IMHO do takich sytuacji.
[/quote]

W tej kwestii zgodzę się z Sankaritariną.
Mam mężą, nie jestem sama, a mimo to wiem, że nie potrafiła bym wybaczyć. Pomimo miłości. Skoro teraz na dźwięk słowa zdrada ciarki przechodzą mi po plecach, to jak mnie zdradzi, nic się nie zmieni. Najnormalniej w świecie nie potrafiła bym o tym zapomnieć. Jestem strasznie pamiętliwa. Jest kilka nieprzyjemnych sytuacji między nami, które pamiętam i bolą do dziś. Stąd wiem, że jeśli doszło by do zdrady, nawet gdybym wybaczyć chciała lub się starała, nie było by to raczej możliwe, bo przez pamięć zatruła bym życie sobie i mężowi, więc po co?
Nie wyobrażam sobie szczęśliwego życia po zdradzie. Dla mnie zdrada kończy szczęście definitywnie.
Nie przemawia do mnie też argument, że jak kobieta ma dzieci i jest zależna od męża to zdradę wybacza. No pewnie są takie kobiety, ale wybaczają bo boją się o swój byt. Wydaje im się, że nie mają wyboru, brakuje im odwagi. Ale pytanie, czy są szczęśliwe? Czy wybierają po prostu "mniejsze zło"?
Wybaczyć to znaczy pogodzić się z tym co nas spotkało. Z pewnymi rzeczami pogodzić się nie jestem w stanie. Wybaczyć można, że mąż zapomniał o rocznicy albo urodzinach, ale nie to, że myślał nie tą głową.
A nam dziś mija 4 lata  💘
Miałam napisać to co szepcik,ale sie produkujecie  😉
CzarownicaSa - Sambora ignorowałam i miałam spokój.Ale też z tego powodu nie byłam w temacie czasami,bo gro osób dawało się prowokowac jego wpisom. ufff.....

A nam gotowanie lecza nie wyszło,bo D ugotował sam,spotkalismy się w sobotę,nieprzewidzianie zostałam u niego do niedzieli.
I jest mi z tym cholernie źle🙁

Odnośnie zdrady... wolałabym nie wiedzieć,ze takowa była.
Znam mężczyznę,który wychowuje(ale naprawde wychowuje)trójke dzieci,wozi na angielski,siedzi na próbach baletu,słucha muzyki,współnie z dziećmi odrabia lekcje, kochaja zone,dba o nia i jej potrzeby,jest wyrozumiały,czuły...a zdradza,tyle że ona o tym nie wie i co? cierpi?
Wolałabym w takim przypadku nie wiedzieć.
Jesli równoznacznie ze zdradą(posiadaniem kochanki przez mojego faceta) miałabym ucierpieć w jakikolwiek sposób,to poszłabym w cholerę.
I tak jak Dodo pisze,zycie jest niejednorodne i chociaż teraz twierdze jak twierdzę,byc moze znajdując sie w sytuacji podbramkowej zachowałabym sie inaczej.
Owszem tylko krowa nie zmienia zdania i o ile dana sytuacja nas nie dotyczy bezpośrednio w danej chwili,to mozemy tylko gdybać.
Sanka oby Cię życie nie zweryfikowało dosadnie i Twoich poglądów. Tez kiedyś mówiłam nigdy.
Mandi, na prawdę uważasz, że skoro zdradza żonę to ją kocha....?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
17 lipca 2012 06:08
bryziak bo pytanie dlaczego zdradza- czy z potrzeby emocjonalnej, czy czysto fizycznej. Bo możesz kogoś kochać ponad życie, ale... czasem w łóżku po prostu czegoś brakuje i nijak nie da się tego "przeskoczyć"- nawet miłością.
mandi, Echhh, szczerze powiedziawszy, denerwują mnie już takie teksty o weryfikacji. 😉 Moje poglądy nie biorą się znikąd. Co mnie miało weryfikować, już się dawno stało. 😉
Może gdybym była mężczyzną to byłabym bardziej wiarygodna? 😉

Wiecie co zrobiliby faceci, gdyby się dowiedzieli o zdradzie? W 95% byłby wrzask, epitety puszczalskie i k*rwiszczowe oraz ostatecznie rozwód czy rozstanie. Słyszeliście o przypadku, że to facet godzi się na zdradę?

Czy kobiety naprawdę muszą godzić się na takie traktowanie? Tyle się wrzeszczy o równouprawnieniu, w dzisiejszych czasach jest to wręcz modne, lansuje się kobietę niezależną, silną, blablabla, solidarność jajników i tym podobne, a jak przychodzi co do czego, to najwyraźniej godzicie się na zdradę mężczyzny, bo nie chcecie go stracić. Bardziej fair jest skakanie z kwiatka na kwiatek. W dobie ogólnego rozluźnienia moralnego powinno się jednak dążyć do choć kilku żelaznych zasad, których się nie przekracza i, po prostu, nie zdradzać oraz zdrady nie wybaczać. Oczywiście, że są różne sytuacje, ale.... w bardzo wielu przypadkach kobieta z tym nic nie robi, bo jej się nie chce. Jest w tym więcej lenistwa niż faktycznego strachu o przetrwanie...
Jeśli ktoś potrafi zdradzać, ukrywać to przed drugą osobą i nie zżera go sumienie - spoko, każdy sobie rzepkę skrobie, wtrącać się do tego nie ma co, ale... nie róbta z tego jakiegoś ogólnoludzkiego prawidła, na które wydaje się przyzwolenie.

pamirowa no to piona.  👍

wistra Gratulacje!!! 🙂
Wiecie co zrobiliby faceci, gdyby się dowiedzieli o zdradzie? W 95% byłby wrzask, epitety puszczalskie i k*rwiszczowe oraz ostatecznie rozwód czy rozstanie. Słyszeliście o przypadku, że to facet godzi się na zdradę?


Znam takie przypadki😉
Zarówno pierwszy, jak i drugi. Coś z ta miłością musi być, skoro faceci też chcą wiedzieć, wybaczyć i dalej próbować. Niestety z autopsji wiem, że cos, gdzie była zdrada jest skazane na nieszczęśliwe zakończenie. Niestety. A może jestem tylko wyjątkiem.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
17 lipca 2012 09:16
Dla mnie to całe "równouprawnienie" to jedna wielka komedia.
Kiedy kobiety walczyły o nie te 50-60 lat temu to miało sens, jak najbardziej- bo walczyły o prawa wyborcze, możliwość studiowania czy robienia kariery. Ale dziś...? Naprawdę ciężko mi zrozumieć, o co dziś "walczą" feministki.

Sankaritarina masz rację z tym lenistwem. Kobiety często lubią być "męczenniczkami" i albo udawać, że nic nie widzą, albo dla "mniejszego zła" godzić się na zdradę bądź ją wybaczać. Bo przecież kobieta powinna być wspaniałomyślna, mądrzejsza, myśleć o dobrze innych a nie swoim.
Ale, jak by nie patrzeć, to sprawa indywidualna. Jeśli takiej kobiecie nie przeszkadza, że mężczyzna sypia z innymi, to przecież jej sprawa- przeszkadzać jej nie musi, to nie jest jakiś odgórny zakaz. Mam znajome małżeństwo, na pozór wręcz idealne- dwójka dzieci, dom, obydwoje pracują i dzielą wspólną pasję. A w dosyć "oryginalnych" okolicznościach dowiedziałam się, jak to wygląda od środka- facet co jakiś czas sypia sobie z jakąś przygodną kobietą. Za aprobacją małżonki. I jak sam się przyznał kobieta pozwala na to, dopóki to tylko seks i nic więcej. Gdy raz zaczęło się pojawiać "coś więcej" od razu wkroczyła do akcji i kategorycznie zabroniła kontaktów. Facet zrezygnował, oboje szczęśliwi, małżeństwo i przygody trwają dalej.
kujka   new better life mode: on
17 lipca 2012 09:20
CzarownicaSa, o co walcza (a raczej o co powinny walczyc) feministki? coz, moze np o to, zeby kobiera pracujaca na tym samym stanowisku co facet dostawala takie same pieniadze?
o to, zeby zachodzac w ciaze nie bala sie, ze po porodzie nie bedzie miala gdzie wrocic do pracy, bo juz ktos inny zajal jej miejsce?
i mozna tak troche wymieniac. ja taki feminizm popieram.

ale konczac ten offtop - jesli chodzi o przypadki, takie jak Ty Czarownica opisalas, to nie wierze, ze sa w 100% szczesliwi i spelnieni w swoim zwiazku (oboje)
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
17 lipca 2012 09:27
Na pozór są, a jak to jest naprawdę- ciężko stwierdzić, wszak w łóżku i głowach im nie siedzę 😉 Niemniej taki układ funkcjonuje u nich już ładnych kilkanaście lat i na razie nie zanosi się na to, żeby miał przestać. Choć- pozory często mylą.

Co do feministek- właśnie, o co powinny walczyć. Równa płaca- zgadzam się. Ale jeśli chodzi o ciążę... ujmę to tak- kiedyś patrzyłam na to jako matka, ale przez pewne doświadczenia zaczęłam patrzeć jako pracodawca. Szczerze? Przykro to stwierdzać, ale jeśli będąc pracodawcą miałabym w perspektywie zatrudnić kobietę z małym dzieckiem na głowie- które choruje, potrzebuje opieki, absorbuje uwagę i czas itd.- a kogoś bardziej "dostępnego" na jej miejsce, to niestety wybrałabym to drugie. Z czysto logicznego punktu widzenia, bo nie chodzi tu o emocje czy sumienie.
Ale może faktycznie zakończmy off topa, bo zaraz znów wywołam burze sprzeciwu... 😵
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się