Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 stycznia 2009 12:06
małaMi, ja bym nie przesadzała z tą "rolą" faceta.
Byłam w Anglii wcześniej zupełnie sama przez rok. I było dość kiepsko - pracowałam w zapadłej wiosce, znajomi - 2 osoby ze stajni, w pracy było ok, ale po 17 kiedy kończyliśmy każdy miał własne życie. Wtedy dla mnie ogromnym minusem był jeszcze brak internetu, więc życie koncentrowało się na książkach i telewizorze. Czasem razem wychodziliśmy, ale ogólnie było źle, i na mojej psychice bardzo się ten wyjazd odbił  🤔wirek: chociaż początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Ale, jeśli myślisz o studiach, raczej nie będziesz miała czasu na smutek i siedzenie przed telewizorem. Życie w mieście to zupełnie inna bajka, ja w ciągu pierwszego dnia na uczelni poznałam o wiele więcej osób niż przez tamten rok spędzony z końmi. I najfajniejsze jest to, że uniwerki w UK są bardzo międzynarodowe, codziennie poznajesz ludzi z całego świata, nawet nie imprezując za bardzo.

Studia polecam z całego serca!!! Mnie czasami jest ciężko, bo finanse się kończą i teraz zaczęłam wydawać pieniądze od rodziców (czego chciałam bardzo uniknąć, bo uważam że za stara na to jestem), ale może po sesji będę więcej pracować i znów wrócę na swoje. Mam porównanie z dwiema uczelniami w Polsce i tutaj to inna bajka, więc jeśli masz ochotę - próbuj.

[quote author=małaMi link=topic=1321.msg143820#msg143820 date=1231667280]
A co Was popchnelo do takiej decyzji? Tylko tzn. zycie na poziomie/ dobre zarobki?
[/quote]

Ja kiedy wyjeżdżałam po raz pierwszy bardzo chciałam poznać coś nowego. Zupełnie nie chodziło o zarobki, bo pierwsza opcja była taka, żeby pracować za marne kieszonkowe i zrobić brytyjskie papiery instruktorskie. Po prostu byłam bardzo rozczarowana studiami na które poszłam, więc po skończeniu I roku wzięłam dziekankę i wbrew wszystkim wyjechałam. I nie żałuję tej decyzji - po roku dostałam się na inne, dzienne studia, które o wiele bardziej mi odpowiadały. No a teraz znów tu jestem, na magisterce - czy to wyjdzie mi na dobre, to się okaże.
Własnie, a jak ze studiami tam jest? Raczej z dostaniem sie na nie? Czy pisalas miedzynarodowa mature, czy zwykla, polska? Jak utrzymanie Twoje wyglada? Tzn. czy mieszkasz w akademiku, badz wynajmowanym pokoju? Jak wygladaja oplaty zwiazane z zyciem? Rozmawiałam z niewieloma osobami, które studiują za granicą, wiec chcialabym porownac rózne zdania.

Równiez chciałabym poznac cos nowego, zobaczyc inny swiat i przede wszytskim studiowac za granicą, bo słyszałam własnie, ze studiowanie tam wyglada zupelnie inaczej niz u nas. Juz mam upatrzona uczelnie i kierunek. Tylko nie wiem czy dałabym sobie rade z jezykiem
busch   Mad god's blessing.
11 stycznia 2009 19:59
Anka- a jak wyglądał twój start? Jaka była pierwsza praca?
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
11 stycznia 2009 20:08
małaMi ja tez studiuję w UK, mogę więc Ci trochę pomóc.
jestem na drugim roku prawa, pisałam maturę międzynarodową, ale znam 2 osoby po polskiej matrzue, które też wylądowały w uk (Karolinę_ i jeszcze jednego chłopaka).
Pierwszy rok mieszkałam w akademiku, teraz wynajmuję mieszkanie. generalnie można mieszkać przez całe studia w student hall, ale bardzo rzadko ktoś decyduje się na takie rozwiązanie. moim zdaniem układ rok w akademiku + 2 lata w domu/ mieszkaniu jest jak najbardziej optymalny.
oplaty zwiazane z zyciem: zalezy od miasta, Londyn jest zdecydowanie droższy. u mnie mieszkanie + rachunki + jedzenie + inne potrzeby (ciuchy, kosmetyki, imprezy) to ok 500-600 funtów na miesiąc. inaczej to wygladało jak mieszkałam w akademiku: na początku roku musiałam zapłacic 6000 za akdemik (w cenie było wyżywienie), potem potrzebowałam tak 100-150 funtów na miesiąc.
plus raz na pół roku potrzebuję ok 250 funtów na książki. ale to zalezy od kierunku. mnie książki z biblioteki wypożyczane na jedne dzien (short loan'y) w ogóle nie urządzają i muszę miec własne.

generalnie jestem na utrzymaniu mamy. na pierwszym roku trochę pracowałam, a wszystko co zarobiłam wydawałam na ubrania. teraz na drugim nie jestem w stanie pracować, zresztą tak jak znajomi z mojej uczelni. po prostu 2 rok jest znacznie cieższy.

nie tesknie za Polską. czasami za znajomymi, psem i koniem. za rodziną w ogóle, ale po prostu jestem takim typem człowieka. może to też wynika z tego, że od kąd skonczyłam 13 lat każde wakacje spędzłam w anglii na kursach jezykowych zupełnie sama, bez znajomych, rodziców czy innych opiekunów. więc czy chciałam czy nie musiałam nauczyc sie do pewnego stopnia samodzielności.
na pierwszym roku toche tesknilam za polskim jedzeniem, ale teraz w tesco moge dostac pierogi czy polski twarożek i to mi wystarczy
Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 stycznia 2009 23:16
Ja miałam trochę inaczej, bo poszłam na studia magisterskie, nie licencjat. Co prawda rok temu przeszłam przez cały proces aplikacji żeby zacząć inny licencjat w UK, ale później (kiedy się już dostałam gdzie chciałam  😉 ) stwierdziłam, że jednaj za stara na to jestem. I chyba to była dobra decyzja.
Nie pisałam matury międzynarodowej, nie jest to koniecznością (chociaż bardzo pomaga w Oxford/Cambridge, ale tam to zupełnie inna bajka). Uniwerki mają bardzo różny poziom i zależnie od kierunku możesz się dostać nawet z przeciętnym świadectwem, chociaż zawsze jest wymagany jakiś certyfikat z angielskiego (nieraz uznają maturę, ale rzadko). Jeśli chodzi o lic, nie musisz się martwić o czesne, za to płaci rząd UK, spłacasz po skończeniu nauki i kiedy uzyskasz określony pułap zarobków. Zostaje kwestia utrzymania. Nie jest tanio, ale jak słyszę ile moi znajomi płacą za pokój we Wrocławiu, to zaczynam się zastanawiać, czy to faktycznie duża różnica. Funt spadł więc koszty żarcia są porównywalne, rzeczy jak kosmetyki/ciuchy/sprzęt elektroniczny najczęściej tańszy. Książki - jak Edytka zauważyła, zależnie od kierunku. Ja kilka kupiłam bo chciałam mieć swoje, ale trzymam też kilka z biblioteki od października w domu i tylko je co 2 tygodnie odnawiam  😉
Jeśli myślisz o aplikacji na licencjackie, to deadline, o ile się nic nie zmieniło, mija za 4 dni (15 stycznia). Na mgr można w sumie się ubiegać non-stop, do późnego lata.

A jeśli już studiujesz w PL, to może po prostu postaraj się o Erasmusa na 1 semestr  - zobaczysz, czy Ci się podoba z daleka od domu.

Jeśli chodzi o płatność za mgr - nie jest różowo. Pożyczek nie ma, jest troszkę stypendiów, ale trzeba być bardzo dobrym żeby mieć jakiekolwiek szanse. Najtańsze MA jakie znalazłam kosztują Ł3300 (plusem jest to, że trwają rok, więc koszt czesnego jest jak za 2 lata zaocznych mgr w Polsce). Kierunki biznesowe i chodliwe - dużo drożej, najwięcej chyba MBA.

Dużo info można znaleźć na forum http://britishcouncil.home.pl/


Londyn wychodzi tak 2-3 razy drożej niż pisze Edytka. Ja też nie żałuję wyjazdu, wpadam do domu odwiedzić rodzinę i znajomych, poza tym, moje zycie jest tutaj.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 stycznia 2009 23:48
To zapraszam do Walii. W Cardiff, jak się trochę nagimnastykować, wciąż można znaleźć fajny pokój za 50Ł tyg z rachunkami, 10 minut na piechotę od UNI  🙂

Tylko z pracą trochę gorzej.
  🤔
Dziekuje Wam dziewczyny  :kwiatek:
W tym roku jeszcze na pewno nie chcialabym wyjezdzac. Na razie studiuje tutaj, zobaczymy jak to bedzie. We wakacje na pewno gdzies wyjade, wtedy bede decydowac.

Pomyslem na studia za granica zaraziła mnie Kaprioleczka( Tak a'propo wie ktos co tam u niej? Bo sie tu nie pokazuje). Zaczęłam się interesowac tym, czytac, szukac kierunkow i studiow. Jednak nie wiem czy mam na tyle odwagi. Mnie w Polsce trzyma wiele rzeczy. Wiec mam sporo do myślenia.
Jesczze raz dzieki. Jakby co, to bede Was jeszcze zameczac pytaniami
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
12 stycznia 2009 01:16
Lotnaa w bham na sile tez mozna znaleźć dom/mieszkanie za 50 funtow tygodniowo, ale o bardzo kiepskim standardzie. za sredni standard wychodzi tak 250-300 miesiecznie, ale na szczescie oszczedza sie na transporcie, bo wiekszosc studentow mieszka blisko uni i chodzi na piechote.

MałaMi Kapri ma sie dobrze 🙂 mozesz zameczac nas pytaniami, ja z checia wszystko wytlumaczę 🙂
ikarina, możesz napisać gdzie konkretnie jesteś? Moja Siostra mieszka w pobliżu 😉
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
12 stycznia 2009 11:04
ja tez siedze w niemczech i nie mam ochoty sie stad ruszac 💃 szczegolnie jak sie ma 15 minut na piechte na CHIO Aachen  🏇 no i taka smerfi zaglada niekiedy, bo Anka niestety rzadziej  🤬
my_karen   Connemara SeaHorse
12 stycznia 2009 11:43
Ja spędziłam ostatni rok z przerwami w Irlandii i Anglii przy koniach, na podobnej zasadzie co Lotnaa wczesniej, czyli po stajni zostawal mi telewizor i siedzenie grzecznie w domku. Na całe szczeście pojechałam razem z mężem, co było dość skutecznym lekarstwem na samotność, no ale z drugiej strony taka "samotność we dwoje" przez kilka miesięcy sprzyja kłótniom... Coż, cos za coś.
Miałam wielkiego stracha przed pierwszym wyjazdem, i tu bardzo pomogła mi  Biała , za co jestem jej ogromnie wdzięczna  :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek: (choć chyba po moim nicku na volcie nie bardzo kojarzysz kim jestem, prawda?🙂😉.
Mimo calkiem fajnych warunków i ciekawych doświadczeń (pracowałam jako instruktorka, luzak(pierwszy raz w życiu bez jakiegokolwiek doświadczenia) i jako zwykły groom) jednak tęskniło nam sie za domem bardzo. Choć po powrocie tutaj uderzała polska szarość i chciało sie wracać na Zielona Wyspe...
Obecnie trafiliśmy wreszcie <odpukac> na prawie wymarzonego pracodwace, i uzgodnilismy, że wracamy do niego kilka razy w roku na kilka miesięcy, w tych najbardziej pracowitych okresach. Pasuje nam to idealnie, bo nie zdążymy sie znudzić praca i okolica (kompletna wiocha, wioska rybacka dla turystow z mniej niz 50 rozsianymi domkami), no i deprecha w Polsce jakaś mniejsza jeśli siedzi sie tylko kilka miesięcy z wizja wyjazdu nad ukochany ocean  🏇
hej,
czytam Volte (w roznych juz wydaniach) od paru dobrych lat, ale jakos sie nie skladalo nic sensownego napisac 😉 
moze jednak moj czas nadszedl 😉
wiec teraz- jako kompletnie nowa - pozdrawiam z Belgii, z najpiekniejszej Brugii na swiecie 🙂
mnie z kolei bardzo ciągnie na północ, do Szwecji, Finlandii...ale na razie jest to nie do zrealizowania, dopiero po studiach.
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
12 stycznia 2009 12:15
My Karen: cieszę się, że Ci pomogłam, ale masz rację, kompletnie nie wiem kto Ty jesteś  😡 😡 Ujawnisz się?
my_karen   Connemara SeaHorse
12 stycznia 2009 13:43
Dużo nie rozjaśniłam, ale mam nadzieje ze choc troszke... 🙂

kurczak_wtw
mi też marzył sie wyjazd gdzies do skandynawii, ale teraz z perspektywy czasu widze, ze jednak dobrze zrobiłam wybierajac Irlandie.
W te wakacje miałam nawet bardzo ciekawa oferte ze stajni we Wloszech (zawsze to cos innego niz wszechobecna Anglia i Irlandia..)😉, ale odmówiłam głownie ze wzgledu na jezyk, ale też spory wplyw na ta decyzje miał Włoch z którym pracowałam kiedys w Irlandii  😁 😁 😜 🤔wirek:
Lotnaa   I'm lovin it! :)
12 stycznia 2009 21:41
my_karen, świetny układ, ale możesz mi zdradzić jak łączycie pracę tam i w Polsce? Bierzesz tu bezpłatny urlop? Jak to jest możliwe?
He he pigwa 🙂😉) 😁

Niedlugo Was znow nawiedze pewnie :P tylko sie dowiem kiedy jestescie wolni 🙂
my_karen   Connemara SeaHorse
13 stycznia 2009 11:23
Lotnaa po prostu nie mam stałej, wiążącej pracy w Polsce🙂 Ja sobie dorabiam korepetycjami i jako instruktor w zaprzyjaznionej stajni, gdzie po prostu kiedy jestem to odciazam kumpla i dostaje za to kase.
A mąż ma firme opałowa, szykuje opal w lesie (jeszcze kilka lat temu pracował końmi), więc podobnie, sezonowo dobrze sobie dorabia, wiosna i wiekszosc lata to raczej martwy okres😉 Ja oczywiście musze robić za księgowa dodatkowo 😤

Ale tak szczerze, to nawet tylko jezdzac do Irlandii na kilka miesiecy w roku jestesmy w stanie sobie tutaj spokojnie życ, utrzymac nas i konia, i jeszcze cos odlozyc... Pracujemy sobie tutaj tylko dla jakiegos zajecia, lat pracy :/ ,  no i żeby odłożyc jak najwięcej na nasze plany i za jakis rok-dwa spokojnie usiąść na pupie bez martwienia sie jak zarobić na życie i reszte.
Prawda jest taka, że jakby nasza irlandzka szefowa zechciała nas np od już do końca sezonu czyli do jesieni, to zamykamy dom i jedziemy. Tam żyje sie o wiele spokojniej, odpoczywamy psychicznie. Możemy tak robić poki nic specjalnego nas tu nie trzyma, a koń poki młodziak polata po łakach u kolegi hodowcy.
małaMi zajrzyj na http://studiabrytyjskie.com/ .Kobieta siedzi w tym od lat,zna się na rzeczy.Pomogła już wielu ludziom,możesz się do niej zwrócić z jakimkolwiek pytaniem.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
13 stycznia 2009 22:30
my_karen, to faktycznie świetny układ. Sama się zastanawiam, jak wymyślić coś takiego dla siebie - być trochę tu i trochę tam - bo teraz nigdzie nie czuję się "at home".
Może, gdybym się zmusiła do bycia nauczycielem miałabym całe wakacje wolne, ale chyba mnie nie stać na takie poświęcenie  🤔
A mogę zapytać, co to za końska branża, że praca taka sezonowa? Flat racing? 
my_karen   Connemara SeaHorse
14 stycznia 2009 08:38
Stajnia trekkingowa, generalnie poza dwoma godzinami rano i godzinka wieczorem pracy czysto stajennej oznacza to całe dnie wyjazdow z klientami. Siedzimy na totalnej wiosce rybackiej, nad samiutkim oceanem i jezdzimy wyłacznie po plazach. Praca super(tfu tfu), szef sie nie wtraca(odpukac), jedyne co zjawia sie czasem w stajni zobaczyc co sie dzieje i przywozi konie z pastwisk. Wszystko super, ale samemu poza sezonem a nawet w wolnym dniu kota chyba mozna by dostac z nudow i samotnosci, a mowi to domatorka i niespecjalnie imprezujaca osoba 😉
Całe szczęście szefowa z córka jeżdza na duże zawody (ujezdzenie) i czasem mozna sie załapac na trening czy zawody dla urozmaicenia 😅 A konie jak to za granica sa super, własciwie kazdy jeden umie conajmniej podstawy ujezdzenia, no i jezdze tam duzo polskich koni, ktore szefowa sprowadza  z Polski po cenie rzeznej ale stoja glownie jako ozdoba stajni bo za duże świry zeby dawac je poczatkujacym klientom..

Racja, zeby pracowac jako nauczyciel trzeba czuc powolanie prawie jak na księdza 😁 Tez niespecjalnie sobie to wyobrazam, skonczylam anglistyke, co prawda biznesowa, ale tu gdzie sie przeprowadzilam na gwałt szukaja nauczycieli i sa w stanie nawet sfinansowac mi kurs pedagogiczny (przez urzad pracy), ale jeszcze nie jestem tak zdesperowana zeby sie uzerac z gimnazjalistami 🤔wirek: 😵 🤬 😜 🤣
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
14 stycznia 2009 11:24
Widzicie, a ja zawsze chciałam uczyć (matematyca z wykształcenia ze mnie). Niestety, jak mieszkałam w Polsce, to nawet etatów dla nauczycieli nie było. Uczyłam jedynie trochę w wieczorówkach i zaocznych. Ale teraz biorę się za moją karierę porządnie. Tłumaczę swoje dyplomy i przebieg studiów i będę chciała, jak już mała podrośnie, szukać pracy w szkole. Jednak to chyba lepsze zajęcie dla młodej mamy niż objeżdżanie roczniaków, nie?
my_karen   Connemara SeaHorse
14 stycznia 2009 11:38
Tak, Biala, ale do tego trzeba dorosnąc, nie zestarzeć sie, ale dorosnać psychicznie🙂
Wiesz, mi sprawia frajde udzielanie korepetycji czy 'użeranie sie' z dzieciakami w szkółce jeździeckiej, ale narazie nie jestem jeszcze gotowa 'psorować' dzień w dzień. Narazie, poki nie założyliśmy rodziny z prawdziwego zdarzenia i nie musimy specjalnie siedziec na tyłku, robimy generalnie na co mamy ochote bez "uwiązania" w sensie np. pracy 🙂 No ale wszystko do czasu i jestem tego jak najbardziej świadoma... sama nie wykluczam stabilnej pracy w szkole np, ale to za kilka lat dopiero.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
14 stycznia 2009 13:53
my_karen, mam dokladnie tak samo. Korki byly dla mnie przyjemnoscia, uczenie ludzi jezdzic tez. Co wiecej, po moim wyjezdzie ludzie bardzo za mna tesknili  😡 Ale nie zmienia to faktu, ze po odbytych praktykach w podstawowce i gimnazjum do szkoly mi sie nie spieszy. Moze w liceum byloby milej, ale poki co - nie, dziekuje. Zreszta tam etat nie tak latwo dostac.
A tak w ogole to widze, ze na emigracji masa nauczycieli  😂

Biala, zeby uczyc tutaj musialabys zrobic ichni kurs, juz nie pamietam czy to byl rok czy dwa.
Ponoc mozna dostac dofinansowanie na niego, rozmawialam kiedys na jakis targach o tym.
(http://www.tda.gov.uk/)
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
14 stycznia 2009 13:59
Lotna: to zależy jak mi zaliczą mój tok studiów. Najpierw muszę wszystko przetłumaczyć i im wysłać. A potem mogę już uczyć w szkole i równocześnie robić ten kurs.
aknas,  dzięki, zaraz zobacze.

Ja najbardziej chciałabym do Norwegii, chociaż tam nie ma dobrych szkół. Poza tym marze o Hiszpanii, albo Holandii.

siedzę w Southampton w UK.

BARDZO niezadowolona. z każdym dniem co raz bardziej.

na razie planuję skończyć tam studia, bo perspektywa posiadania uciętej głowy za rzucenie studiów nieco mnie przeraża, nie ukrywam.
potem rok magisterka, myślę o Los Angeles, bo tam jest dużo słońca i ciepła. Przydałoby mi się po 3 latach w Anglii, bo już na samo słowo "deszcz" dostaję dzikich nieopanowanych drgawek.

nie mniej jednak, za NIE WIĘCEJ niż 3,5 roku chcę być już w domu (przyjmuję, że może będę musiała z rok popracować), w moim ukochanym Lublinie i tam sobie coś robić. Tylko chwilowo jeszcze nie wiem co. Ale COŚ.

w Anglii na pewno nie zostanę i żadne pieniądze mnie do tego nie przekonają. być może że przypadnie mi zostać ze względów ekonomicznych gdzieś, ale na pewno nie w Anglii. Poza tym są możliwości teraz: samoloty, komputery, internet. Nie trzeba gdzieś siedzieć non stop.

Strasznie się boję tego momentu w którym trzeba będzie pójść do pracy i siedzieć w biurze od którejś do którejś robiąc codziennie to samo.
obiecajcie, że odwiedzicie mnie w szpitalu dla normalnych inaczej, bo po dłużej niż roku niewątpliwie zwariuję  😉 😜
Biala   z wieku geriavit z rozumu szczypior
16 stycznia 2009 11:01
Kaprioleczka: a czego w tej Anglii tak bardzo nie lubisz? Pamiętam jak wyjeżdżałaś i miałaś trochę więcej optymizmu 😀 Fakt, pogoda do bani, ale to każdy wie. Co więcej, czy studia nie takie, ludzie, środowisko? Chyba nie może być AŻ tak źle, co?
Lotnaa   I'm lovin it! :)
16 stycznia 2009 11:46
A mnie pogoda odpowiada. Od jakiegoś miesiąca mieliśmy około 5 deszczowych dni, poza tym dość ciepło, zero siarczystych mrozów -  nie jest tak źle  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się