Koniec z jeździectwem?

asds, na farmie tytoniu to on wyczerpał te przywiezione 160 $ 🙂 (tytoń szlag trafił)
A w ogóle to dziękuję za podrzucenie, bo to cudowna i bardzo pouczająca książka, gdzie konie są tylko pretekstem. Zawsze mnie ciekawiło "jak to było w Ameryce" od kuchni.
Ktoś, perypetie Gudzowatego/tych miałam okazję obserwować z dość bliska 🙂
Ja do Ciebie nie czuję antypatii 🙂 No, mam nadzieję, że przetrzymam kryzys, tak lub inaczej, mam też pewne pomysły, na razie trzeba przetrwać. Jakoś. A Ty się swojej korporacji trzymaj 🙂 (albo lepszej)
Arimona, dzięki! Z pewnością racja, że we wszystko można zwątpić, wszystko może zawieść. Fakt, konie były mi niezbędne, bez nich nie sądzę, żebym dawała radę bez jakichś wspomagaczy farmaceutyczno/medycznych  🙄 Ale dlatego teraz tak trudno mi o spokój ducha. Bo dotychczas konie były Niezawodne - tzn. świat mógł się walić, a one rozjaśniały horyzont, nawet kulawe w pień, właśnie wtedy gdy "wszyscy" na nie liczyli. I już nie dają rady, chociaż "końsko" mam sporo powodów do radości tu i teraz (tfu, tfu). Już nie tłumią ani żalu, ani niepokoju o przyszłość, na dramaty bliskich też są bezradne. A "wyciągają" teraźniejszość. Owszem, mój problem jest nie tyle koński, co życiowy. Przez całe życie, okazuje się, wierzyłam i kierowałam się zasadami, które są... kompletnie nieżyciowe. "Romantyczne", tfu. (no, konie też są an block kompletnie nieżyciowe 🙂😉 A w tym peace to jeszcze trzeba umieć dać w mordę, nie tracąc harmonii ducha  :jogin: I ogólnie - walczyć o swoje jak tygrys. Nam zbyt wiele "bryknęło" na raz. I jestem zła na siebie, że dałam się zwieść. I ogólnie zdezorientowana na maksa. Mimo nieprzeliczonych pozytywów, że na kolanach dziękować.

W dzieciństwie miałam taką książkę (mam nadal): "Ołówek Dobrzenaostrzony opowiada". Jedna "bajka" dotyczyła wioski - Grosikowo czy Skąpiradłowo, gdzie ludzie doszli do wniosku, że źle im się wiedzie, bo wydają za dużo. No i zaczęli: mniej jeść (mniej siły do pracy), mniej siać, mniej podlewać, mniej żarcia krowom dawać...
Mniej palić w piecach, mniej się ruszać...
Mam obrzydliwe wrażenie, że żyjemy w całym takim kraju. Od lat  😤
Apropo kraju, wiem co moze ci pomoze. 🙂  Wycieczka na Bialorus,  🤣

Konie maja to do siebie ze wlasnie czasem ciesza bez ewidetnego powodu, a potem nagle bez powodu doluja, zwlaszcza po dugim dystanscie czasowym z konmi i po wielu poswieceniach.
Moze po prostu przeminie Ci? Jesien, slonca zaczyna brakowac, najlepsza pora na czarne scenariusze w glowie, z konmi albo bez. 🙂
Apropo kraju, wiem co moze ci pomoze. 🙂   Wycieczka na Bialorus,  🤣

Już mi pomogłaś 😀 (i na wycieczce oszczędziłam :lol🙂
Nie, nie - to nie jesień, po prostu mamy solidne problemy, i wiem, że gdyby nie "opętanie" końmi takich problemów by nie było. A wobec innych jestem bezsilna - jak każdy człowiek wobec niektórych.
A Ty, mądralińska 😉, się resetujesz spokojnie  😉 to możesz i radzić  :kwiatek: Zdrowia dla wszystkich ssaków i udanego powrotu do jeździectwa!
Wymyśliłam, co zrobię na razie. Emocjonalny odwyk sobie zafunduję. W temacie końskim przez jakiś czas będę robiła tylko to co koniecznie trzeba. Na szczęście moje życie na koniach się nie kończy, chociaż mocno nimi oplątane. Nabiorę dystansu i zobaczymy jak się sprawy potoczą.
O, ciesze sie ze choc troche pomogłam, 🙂😉))  😡
Ogolnie to rzeczywiście podladowalam baterii ostatnio, i latwiej mi na pewno patrzec ze strony i radzić.
Ale madralinska to jest moja mama, a ja tylko doszlam do tego etapu gdzie mame sie w koncu slucha i zapamietuje co mowi od A do Z, zeby chocaz troche cos z tego co radzi wprowadzic w zycie 🙂


omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
07 września 2012 04:32
U mnie narazie koniec. Zostają końskie bambetle tak na wszelki wypadek. Boks nie stoi pusty- rozdzieliłam kozy. 😉. Obok są jakieś konie, może uda się czasem wsiąść. W swojego konia właduję się jeśli zobaczę tego jednego jedynego. I jak będzie mnie stać. Ale niczego nie żałuję. Konie dały mi najpiękniejsze lata życia. A Ambicja spowodowała że wiele sobie w źyciu ułoźyłam. Szkoda że nie nacieszyłyśmy się razem dłużej 🙁.
.
dempsey   fiat voluntas Tua
12 września 2012 01:04
Niech to licho.
Wcale nie jestem spokojna, mimo, że to sobie wmawiam. Wcale nie ma we mnie zgody, równowagi. Chociaż powinna juz się pojawić.

Nie wiem, czy źle mi bez koni, czy bez TEGO konia.

omnia, podziwiam Cię za ten spokój. Ja swój chyba tylko udaję...

Ciężko mi wyobrazić sobie relaks na łonie natury bez konia... 🤔

Tak, jest to niełatwe, przyznaję. Najtrudniej jest w lesie. I na polach. I na łąkach. I w zagajnikach, i wzdłuż strumyków. i..
Hmm... ten wątek chyba powinien mieć tytuł Nie-koniec... 🙂
Mnie się wydaje, że z końmi nie da się skończyć dobrowolnie i  żyć sobie szczęśliwie. To uzależnia i bez tego czegoś po prostu brakuje. Szczególnie jeśli dotychczas konie były w naszym życiu od lat.
Ja też czasem sobie myślę, że może gdyby nie ta pasja, to żyło by mi się spokojniej, bez większych zmartwień co będzie jak się koń pochoruje (tfu,tfu) i było by mnie stac na wszelkie zachcianki i zakupowe kaprysy. Ale sama z siebie nie potrafię z koni zrezygnować, bo jak już mnie to opętało, to pomimo, że bywa ciężko, mimo wszystko daje niewyobrażalne szczęście. I na dzień dzisiejszy wcale nie chcę z tego rezygnować.
Aktualnie od soboty stałam się "szczęśliwą" posiadaczką samochodu. W portfelu mam 2 złote.  🙂
Moja jeździecka kariera rekreacyjna narazie musi zaczekać. Ale nie martwię się, mam gdzie drapać konie za uchem.
Co się odwlecze, to nie odgalopuje ... czy jakoś tak 😉
Jestem bez jeździectwa około trzech lat i nastał ten czas kiedy już zupełnie nie mogę wytrzymac bez myślenia o koniach. Cokolwiek robie wracaja wspomnienia... Sny o koniach to juz codzienność. Forum czytam regularnie ale staram sie nie zaglądać w końskie wątki. 🙄 ale czuje,że już dłużej bez koni nie wytrzymam. Męczy mnie to i nie wiem co robić... 🤔
chyba kiedys wpisywalam sie ze na tamta chwile nie mialam mozliwosci jazdy..
a wiec mam, mysle ze juz na stale
i pojawia sie duze swiatelko na przywiezienie swojej Rudej 🏇
zatem co sie odwlecze....
Jestem bez jeździectwa około trzech lat i nastał ten czas kiedy już zupełnie nie mogę wytrzymac bez myślenia o koniach. Cokolwiek robie wracaja wspomnienia... Sny o koniach to juz codzienność. Forum czytam regularnie ale staram sie nie zaglądać w końskie wątki. 🙄 ale czuje,że już dłużej bez koni nie wytrzymam. Męczy mnie to i nie wiem co robić... 🤔

A nie masz jakichkolwiek perspektyw na powrót do jeździectwa?
Jedynie to jazda rekreacyjna. A jako,że wymagam od siebie zbyt wiele i za bardzo się angażuje wiem,że po pewnym czasie przestanie mi to odpowiadać i znów się zniechęcę.  😡 kompletnie nie wiem co mam robić bo nie chcę znów być niezadowolona z siebie.  😵
A dzierżawa/współdzierżawa?
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
18 września 2012 15:55
dempsey moj spokoj? nie ma za co podziwiać. jak nie musze być w pracy. jak nie muszę być wśród ludzi - siedze i ryczę. Kiedy idę drogą "na galop" łzy same mi lecą. Kiedy widzę slady kopyt na drodze - to az mnie skręca.
Tylko właśnie - chodzi o galop, o obecnośc TEGO  konkretnego konia. Mojej Ambusi. Nie o jakiegokolwiek innego.
Na innego jest jeszcze za wczesnie.
a że akurat sytuacja stała sie jaka sie stała ( brak kasy na stajnię, koneicznosc rozdzielenia stadka kóz i zakupu dwóch nowych), wiec znajduję pozytywy w negatywach. Bo co mam zrobić?
nikt nie wrócił zza teczowego mostu.
Moon   #kulistyzajebisty
19 września 2012 09:58
W sumie to będzie offtopic, ale zgodnie z radą halo, przyszłam się pochwalić iż postanowiłam jednak dać sobie szansę i póki co poszukać czegoś do dzierżawy/współdzierżawy.
Niepewnie, wystawiłam wczoraj sobie ogłoszenie na fejsie, wśród znajomych i... O Jezu, o matko, aaa! Od razu 'znalazły mnie' dwa ogony!  😜 Jeszcze wszystko w sferze dogadywania i uzgodnień, deko się boję zimy, ale jaram się jak świeczka, od razu jakoś mi tak lżej, no kamień z serca mi spadł.
Moon super!  😅 Trzymam kciuki za znalezienie jakiegoś fajnego ogona!
Jejku ten temat mnie mega przytłoczył. Ja na razie jestem u rozkwitu mojej pasji. Jak chodziłam do szkoły to nie miałam kasy na jeździectwo, kiedy skończyłam studia i zaczęłam sama zarabiać to wydzierżawiłam konia i tak dzierżawie go już od kilku lat i strasznie się tym zachłysnęłam niemal tak, że jak jestem w stajni to wpadam z jakiś amok i trace kontakt ze  światem zewnętrznym co nie koniecznie się podoba moim najbliższym ..:P Jak sobie pomyślę, że kiedyś znowu nie będzie mnie na to stać czy przyjdzie dziecko/kredyt mieszkaniowy wpadam w panikę ... eh
Mraulin, piąteczka.
U mnie podobnie...Może to dlatego, że w Krakowie z jazdami rekreacyjnymi na poziomie jest mega kicha...
A dzierżawy też dają często wiele do życzenia...
Remendada
Jest dokładnie tak jak mówisz.Niby Kraków duże miasto,dużo stajni ale jazdy rekreacyjne na poziomie to rzadkość. Współdzierżawa i dzierżawa już wiąże się z większą odpowiedzialnością i nakładem pieniężnym co czasem pogarszają właściciele koni,którzy stawiają swoje wymagania bardzo wysoko.Na razie postanowiłam pozałatwiać wszystkie swoje sprawy i odłożyć pewną sumę na reanimacje mojego jeździectwa.Jeszcze nie wiem gdzie ale od czegoś trzeba zacząć a jednak po takiej długiej przerwie może być ciężko.Zobaczę jak się wszystko potoczy 🤣
Czytam sobie i czytam ten wątek i postanowiłam się wpisać na listę tych, którzy karierę jeździecką skończyli. Tak więc jestem. Nie jeżdżę już w sumie od roku, parokrotnie próbowałam wrócić do koni, jednak z marnym skutkiem. Kiedyś potrafiłam jeździć 4-5 razy w tygodniu, przebywanie z końmi, jazda, dzierżawa - wszystko to mnie niesamowicie cieszyło. Aż w końcu przestało i... nie umiem się odnaleźć  🤔wirek: Dodatkowo ceny w Warszawie mnie dobijają. Najzwyczajniej mnie nie stać na jazdę. Dlatego też jestem oficjalnym niejeźdźcem i jeżdżę jedynie obozowo w wakacje i ferie  😎
bianca   At first I'm shy but then comes wine.
20 października 2012 13:11
Ja teoretycznie z jeździectwem nie skończyłam, ale mam przerwę. Roczną aktualnie. Przerwa nastąpiła, bo zaczynałam studia i musiałam znaleźć czas na chłopaka, na dojazdy 20 km na uczelnie, a potem drugie tyle do stajni. No więc skończyłam. Chłopak zwiał, ja miesiąc później zaczęłam dzierżawić świetnego młodziaka, ale jednak to nie to. Nie dawałam rady dojeżdżać i nie kręciło tak, jak podczas dzierżawy kucyka. Po 2 miesiącach zrezygnowałam. A teraz siedzę w domu albo na uczelni, moi znajomi powyjeżdżali na studia, a ja zostałam sama sobie. I wariuję. Jeszcze nigdy nie brakowało mi tak tego, co robiłam. Dlatego stwierdziłam, ze muszę wrócić. Może nie do dzierżaw, bo nie stać mnie, ale na treningi, chociaż raz w tygodniu. Żeby ktoś mi przetrzepał tyłek i żebym miała na co czekać cały tydzień na uczelni. Bo mój stan psychiczny bardzo na tym skorzysta, czuję to.
bianca, dlatego nigdy nie warto poświęcać pasji dla drugiej osoby. Zawsze jest jakiś consensus, a porzucanie samej siebie zawsze odbija się czkawką. Trzymam kciuki!
bianca   At first I'm shy but then comes wine.
20 października 2012 17:06
Teraz to wiem i już nigdy tego błędu nie popełnię. Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć!  :kwiatek:
Po raz kolejny rzeczywistość zabija moją pasję. Zabrzmiało to mocno patetycznie ale prawda jest taka że w niedzielę kończę kolejną półdzierżawę i mam już dość  🙁 Każda półdzierżawa wymaga ode  mnie zaangażowania, a ja angażuję się nie tylko fizycznie ale też emocjonalnie. ( szczególnie jeśli chodzi o dwa z czterech dzierżawionych koni). Taka jest rzeczywistość, dopóki nie będę zarabiać (i to odpowiednio dużo :P) to nie będzie mnie stać ani na własne 4 kopyta, ani na jakieś sensowne treningi. Próbowałam nawet w cenie półdzierżawy szukać treningów od razu na czyimś koniu, ale z tego co widzę szanse są marne by taką opcję znaleźć.
Mam wiele innych hobby, które czekają w kolejce na realizację, jeździectwo zawsze było dla mnie na pierwszym miejscu jeśli chodzi o zainteresowania.
Może czas zrobić sobie przerwę, wolny czas poświęcić na coś innego, a marzenia o zostaniu instruktorem przełożyć na starość - chyba nie mam siły walczyć o jeździectwo za wszelką cenę.  😕 Wypaliłam się, a podejście też inne - człowiek dorasta i powoli konfrontuje marzenia z rzeczywistością.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 października 2012 13:16
A ja chyba wracam, nie chcę zapeszać, bo mam w tym semestrze masę zajęć, ale dostałam do podrabiania 4 konie. Jednego małego konia (155) i 3 kuce ( jednego większego 133 i 2 takie z 110, ale tylko raz na jakiś czas do przegalopowania, to w ogóle maniana 😀 ). W dodatku wsiadam też raz na jakiś czas na konia znajomej, gdy ona wyjeżdża. Bardzo mi takie układy pasują. Nie muszę się przywiązywać emocjonalnie do tych koni, robię swoje i idę do domu, nie przebywam zbyt dużo w środowisku jeździeckim, więc nie skończy się to tragedią.
Mnie się udało wyrwać. Nie było to trudne ze względu na przeprowadzkę i nawał nowych obowiązków. Może kiedyś wróce.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
04 listopada 2012 17:58
anty-koniec!!!! 😅 tralala, myslalam, że koniec 🤔wirek:, ale... obok jest stajnia, taka prywatna, nic wlasciwie. zadnych jazd, konie na dotacje. pitu pitu. polazlam tam w ramach św. Huberta, ot tak, żeby popatrzeć. dziś już bylam w terenie (sama, na dziadeczku Kamarze lat 21, rany jaki duży, po latach na arabo-hucule i tego typu cudach 😁 ledwo wlazlam. Aaaa 🏇 pojechalam w teren.  🏇 od przyszlego tygodnia bedę wsiadać nie tylko na niego. narazie mam piecioletniego wałaszka i czteroletnią półfolblucie, ponoć wesołą 👀. boże, stara ja i gupia, koń pod tyłkiem a ja juz w siódmym niebie 😜
siedem ha pastwisk!!!! lasy, ze hoho!!! moze ktoś by się chcial dostawić z rumakiem?
Stoję przed jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu, którą w sumie chyba już podjęłam i powoli dochodzi do mojej świadomości. Nigdy nie sądziłam, że posiadanie konia będzie dla mnie takim ciężarem. Nie, nie przestałam go kochać. Nadal lubię z nim przebywać, czyścić go, ale żeby wsiąść i pojeździć to niestety od dawna nie mam ochoty. W dodatku, żeby ruszyć tyłek i pojechać do stajni to też ciężko. Mogę usprawiedliwiać się brakiem czasu, bo przygotowania do matury, bo brzydka pogoda. Wcześniej usprawiedliwiałam się brakiem prawka. Niestety dopiero dziś przyznaję się sama przed sobą, że to były tylko wymówki. Kiedyś, temperatura -20 stopni, śnieg po kolana, a ja na autobus i z 3 km lasem na piechotkę, a teraz? Nie ma opcji. Wypaliłam się. Tak, to chyba odpowiednie słowo. Cierpi na tym najbardziej koń. Mało czasu mu poświęcam, on ma naprawdę potencjał, którego ja nie potrafię wykorzystać. Głaskać go, miziać to i owszem. Ale nie jestem w stanie zapewnić mu rozwoju.
Dlatego też wpadłam na pomysł, żeby go wydzierżawić. Do maja, do okresu po-maturalnego. Dałam ogłoszenie na re-volte. Dostałam pierwszą ofertę, spanikowałam i usunęłam ogłoszenie. Chyba nie byłam gotowa. Po przemyśleniu dodałam ofertę jeszcze raz i to na wszystkie możliwe końskie strony. Rozmawiałam z kilkoma zainteresowanymi, żaden nie spędza oczekiwań. Dziś zaczęłam myśleć o sprzedaży. 'Bo skoro nikt nie spełnia wymagań na dzierżawcę, to może ktoś spełni wymagania na kupca?'. Przeczuwając rozłąkę z koniem, próbuję się od niego podświadomie odciąć, nie byłam już u niego 6 dni. Wiem, że robię źle, ale chyba się w tym wszystkim zgubiłam. Rodzicom jeszcze nic nie powiedziałam, ale wiem, że będę musiała. Chcę dla konia jak najlepiej, chcę, żeby ktoś się nim odpowiednio zajął, pokochał tak jak ja, a dodatkowo wykorzystał jego potencjał. Boję się tej rozmowy. Boję się słów: słomiany zapał do wszystkiego, tyle pieniędzy wydaliśmy na tego konia, a teraz pójdą w błoto. Boję się miny dziadka, który będzie zawiedziony. Będą nerwy, bo pewnie kłopoty ze sprzedażą, bądź dzierżawą są nieuniknione.
Przeraża mnie to, że po tylu latach siedzenia w tym, straciłam zapał i tę iskierkę. Wiem, że jak sprzedam konia to rzucę jeździectwo. Może nie na zawsze, ale na kilka lat na pewno.
Piszę to wszystko, nie mogąc powstrzymać łez. Wiem, że to wszystko jest bez ładu i składu, ale jestem pod wpływem emocji.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się