Jak radzicie sobie ze strachem o Wasze konie?

może i jestem wariatką, ale mi to nie przeszkadza 😉  kocham moje konie miłością ogromną, są spełnieniem moich największych marzeń, jedni marzą o pieniądzach inni o mężu i dzieciach a ja od zawsze marzyłam o koniach, więc nie uważam, że jest coś złego w spełnianiu marzeń i braniu pełnej odpowiedzialności za drugą istotę 😉 nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich zabraknąć, więc TAK, boję się o nie ogromnie, jestem z nimi jeśli tylko mogę i jestem przeszczęśliwa z tego powodu 😁  ale rozumiem i poniekąd podziwiam osoby które mają taki chillout 😉
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
14 stycznia 2012 12:08
Ogarnięcie się z histerią względem Kulesława zajęło mi jakieś 4 lata i kilka poważnych kryzysów w ramach RAO. W końcu doszłam do etapu "sh*t happens" i kolejne kłopoty przyjmuję już na spokojnie.
[quote author=-Agi- link=topic=80943.msg1258252#msg1258252 date=1326407786]
Dramka
Dobre! :emota200609316: Dwie pieczenie na jednym ogniu  😎

Tylko, że wtedy też będzie trzeba je niańczyć  😁 (i to w obcym miejscu, czyli potencjalnie mamy więcej zagrożeń  😜 )
Chyba potrzebuję terapii  :allcoholic:
[/quote]

Wcale nie, daje śniadanie i moge jechac na miasto  😎 Zawsze jest ktos na miejscu ktory moze dac obiad.  😉
Gillian   four letter word
15 stycznia 2012 02:28
ja sobie w ogóle nie radzę ze strachem no i cóż, tak już chyba zostanie uśmiech jak dzwoni telefon ze stajni to koniec świata. Do stajni zawsze z duszą na ramieniu.
Raz jeden jedyny zostawiłam konia na tydzień, bo musiałam wyjechac. No... nigdy więcej ehh niby opiekę ciotkową miał i wszystko fajnie, ale cieszę się, że intuicja działa i pojechałam najpierw do konia zamiast pędem biec do wanny, domyc się i odkleszczyc. bo zastałam zwierzaka w środku dnia bez krzty suchej słomy i siana w boksie.

Tam gdzie mogę, to konia zabieram ze sobą. A jak nie mogę, to odwożę do domu. Na Święta też odwiozłam do mamy bo nie wierzę w opiekę w taki dni. Po prostu. Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie postawic konia w takiej stajni, która pokaże mi, że posiadanie konia może byc przyjemne i bezstresowe. Że jak mi się nie chce i nie pojadę, to będzie miał porządek. Że ktoś mu da siano. Echhh marzenia!

fixxxer12   "Try again. Fail again. Fail better."
15 stycznia 2012 11:57
Ja ostatni raz się bałam, jak trzymałam w stajni, gdzie droga na wybieg prowadziła przez ruchliwą ulicę, w dodatku tuż za zakrętem pod górę. <tfu tfu> ani razu nic się nie stało, ale nawet jak znajomej koń wracał 7 razy w ciągu dnia sam do stajni przez tą ulicę, bo mu się na wybiegu nudziło, to palpitacje były.
Teraz nie martwię się już prawie wcale, pomijając mój charakter, który nakazuje mi się przejmować czasem na zapas 😉. Mój koń wraz z 23 innymi jest pod moją opieką, więc we wszystkim, co się tyczy kopyciaków mam decyzyjność. A jak się zdarzy, że mnie nie ma nawet kilka dni, to wiem, że konie są w tak fachowych rękach, że serio nie muszę nawet myśleć o stajni.
Życzę wszystkim takich osób, które się opiekują waszymi końmi.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
15 stycznia 2012 12:32
Ja ostatni raz się bałam, jak trzymałam w stajni, gdzie droga na wybieg prowadziła przez ruchliwą ulicę, w dodatku tuż za zakrętem pod górę. <tfu tfu> ani razu nic się nie stało, ale nawet jak znajomej koń wracał 7 razy w ciągu dnia sam do stajni przez tą ulicę, bo mu się na wybiegu nudziło, to palpitacje były.
Teraz nie martwię się już prawie wcale, pomijając mój charakter, który nakazuje mi się przejmować czasem na zapas 😉. Mój koń wraz z 23 innymi jest pod moją opieką, więc we wszystkim, co się tyczy kopyciaków mam decyzyjność. A jak się zdarzy, że mnie nie ma nawet kilka dni, to wiem, że konie są w tak fachowych rękach, że serio nie muszę nawet myśleć o stajni.
Życzę wszystkim takich osób, które się opiekują waszymi końmi.


Czyżby stajnia w Supraślu? Klub UKS Victoria? Uczyłam się tam w technikum na hodowcę koni. Jak wytrzymałaś z wszechwiedzącymi dzieciakami ze stajni  🤣
Averis   Czarny charakter
15 stycznia 2012 12:34
Czyli w wielu przypadkach nie chodzi o strach o konia, ale o nieodpowiednią nad nim opiekę. Ja wiem, że gdyby coś mi się stało, to ostatnią rzeczą, o którą musiałabym się martwić byłby dobrostan mojego konia. Nie boję się go zostawić, a w przypadku wyjazdów, czy dłuższej nieobecności jedynym moim zmartwieniem jest tęsknota. Ale i tak zawsze, gdy widzę,że dzwoni ktoś ze stajni, to się lekko denerwuję. Dlatego Faza jużma system, że na początku każdej rozmowy mówi zaraz 'z koniem wszystko ok' 😁.
w moim przypadki jest to właśnie wybitny strach o konia a nie o opiekę nad nim 😉 konie stoją u mnie praktycznie pod oknem, więc wiem, że mają dobrze i są szczęśliwe... problem w tym, że jeden z nich jest wybitną ofiarą losu i lubi broić 😀iabeł:  choć już od dawna nic sobie nie zrobił (tfu tfu przez lewe ramię 😉 ).  Sama się sobie dziwie, że mimo wszystko trzymam go w stajni  otwartej 24h, powinien stać w boksie opakowany w folie bąbelkową 😁
o jej od razu się czuję zdrowa na umyśle jak to czytam  🤣 zarówno o Bondzia jak i o Daisy stokrotki trzęsę portkami ze strachu. Każda czynność typu pakowanie (koń się może poździerać), transport (podłoga może się załamać), wybieg (dostanie kopa), lonża (zacznie brykać, wsadzi nogę w wypinacze i się zabije)...itp itd  wywołuje nić niepokoju. Do tego jeszcze czytanie artykułów, zajęcia na studiach i już moje kopytne mają syndrom shaking head, nieprzeżute źdźbło przebije im żołądek i takie tam  😵
Na całe szczęście stoję w stajni gdzie są traktowane jak własne i nie muszę się martwić że coś ktoś przeoczy albo nie dopilnuje. A na dzwonienie ze stajni jest dobry sposób -> odczulanie -> jak dzwonimy do siebie kilka razy dziennie "na ploty" to jakoś tak stres zanika :p
efeemeryda   no fate but what we make.
25 stycznia 2012 19:15
do tej pory myślałam, że poradziłam sobie, ze strachem, jako że z właścicielką stajni często plotkowałyśmy, przestałam histerycznie reagować na telefon, aż do teraz...
w niedziele rano telefon, odbieram jakby nigdy nic, a tu podejrzenie kolki, w trakcie płaczu i histerii jadę do stajni, na miejscu okazują się, że nie jest źle zgodnie z telefonicznym zaleceniem weta dostała biowetalgin, poszła kupa i spokój, głódówka 12h i do boksu. Najadłam się strachu ale rozeszło się po kościach, już w miarę spokojna naszykowałam się na pociąg i pojechałam do Wrocławia bo tutaj studiuje, Kasta natomiast stoi w rodzinnych stronach.
Będąc już w pociągu koło godziny 17stej dostaję kolejny telefon, że Kasta znowu jest jakaś nie taka, więc nie ma co ryzykować, wzywamy weta, problem jednak w tym, że nasza kochana wet (moja koleżanka zresztą, akurat jest niedostępna, może być dopiero wieczorem, a tyle przecież nie można czekać), najbliższy wet musi więc przejechać jakieś 100km zajęło mu to 1,5h, ja cały czas wiszę na telefonach, wszyscy mnie uspokajają ale nie ma chyba nic gorszego niż kiedy coś się dzieje, a nijak nie można tam być... wszystko niby się stabilizuje niby ok, każą się nie martwić, kilka chwil później pada hasło klinika... chyba nie ma nic gorszego niż wizja operacji, mimo, że stan jest względny i nie ma tragedii to z przyczyn niewyjaśnionych się nie poprawia i nie wiadomo co się za kilka h może stać, a jest już wieczór, organizujemy więc transport, mimo, że był niedaleko i tak swoje trzeba było odczekać, we Wrocławiu byli z Nią dopiero o 3ciej w nocy, co ja przeżyłam do tej pory to już tylko ja wiem, dobrze, że jestem studentką, mogłam być na miejscu i zawsze to inaczej podchodzą, ale nie byłam w stanie nawet jej przytrzymać do założenia wenflonu, nic... kompletny paraliż, potem było mi wstyd.

Wszystko się ustabilizowało, po kilku sondach obyło się bez bardziej inwazyjnych zabiegów, jutro miała wracać do domu, byłam u Niej w południe, wzięłam na spacer, przyszłam po południu, a ona ma znowu sondę, znowu brak apetytu 🙁 co u niej jest poważnym objawem bo zwykle się rzuca na jedzenie jak szalona.

Jestem już totalnym kłębkiem nerwów, nie wiem co mam ze sobą zrobić, niby się kazali nie martwić, nie ma żadnej tragedii, ale łatwo się mówi  😕
do tego wszystkiego jestem w trakcie sesji i tego mi tylko brakuję, żeby ją zawalić...

Przepraszam, że się tak rozpisałam ale już sama nie wiem co mam robić, żeby uspokoić się choć trochę  😕
Definitywnie nie radzę sobie ze strachem. Jak jestem na studiach i o 7-8 rano widzę telefon od mamy (która pod moją nieobecność zajmuje się koniem) to odbieram niemalże z zawałem serca i to za każdym razem. A tu słyszę: "Cześć. No co tam słychac?". Robię więc potem wielkie ufff.

Nie radzę sobie przez mojego konia, który jest pechowym, wydelikaconym, jak ja to ujmuję nie koniem, a odrębnym gatunkiem zwierzęcia zwanym Carusiem.
Za wiele stresu przeszliśmy z rodzicami, chłopakiem jeśli chodzi o niego. Wiele nieprzespanych nocy w stajni.

Jak próbuję  pokonać ten mega stres?
Staram się nie czytać praktycznie w ogóle wątków dotyczących kolek. Staram się nie rozmawiać ze znajomymi o cięższych przypadkach chorób u koni. Jak tylko podejmuje się czytania/rozmowy to zaczynam świrować, myśleć, zamartwiać. Jak trzymam się od tego z daleka to czuje lekki dystans, ciut większy spokój.

Dodam, że mam mojego Rumaka pod stałą obserwacją jak tylko moge. Patrze codziennie czy zrobił kupę, jakiego koloru, jakiej konsystencji, czy oddał popołudniowy mocz, jeśli tak to ile, jaki kolor, czy się mocno spinał do siusiania, jeśli wywija wargę to serce mi do gardła podchodzi (u niego ewidentny objaw kolki), na szczęscie potrafię rozróżnich różne fazy "śmiania" (obcy zapach, ruja u kobyłki itp.), przed wpuszczeniem na wieczorny odpas obowiązkowo obsłuchuję perystaltyke jelit(z lewej strony ciut mniej pracują od zawsze) i patrzę na elastyczność słabizn. Rano patrzę czy zjadł owies i siano- apetyt wyznacznikiem zdrowia jak u wszystkich koni, oraz czy wypił standardowe ilości wody, jaka jest ściółka czy standardowo zasiusiana i zakupkana, czy może mało kału, a dużo mokrego.
Te obserwacje to moje podstawy. Dzięki nim czuję się spokojniejsza.  Nawet moja mama się nauczyła i dzwoni mówiąc jaką kupę konio zrobił, ile wody wypił, ile razy się tarzał i czy zjadł całe siano.

Pozdrawiam zamartwiających  :kwiatek:
fixxxer12   "Try again. Fail again. Fail better."
22 stycznia 2013 13:00
Dementek tak to było w Supraślu. Dzieciaki miałam głęboko, bo nijak się miały do prywatnych koni. Ale po zmianie kadry menadżerskiej warunki się tak pogorszyły, że spakowałam się w dwa dni i papa. Teraz znowu jest inaczej, niektórzy zadowoleni, inni nie. Ja wiem jedno, już nigdzie swojego konia nie przeniosę, chyba, że uda się kiedyś mieć dom i obok swoją stajnię 😉 Tu, gdzie jestesmy teraz jest super, nie idealnie, bo ideału nie ma, ale jest super. Gdybym jakimś trafem już tu nie pracowała to koń i tak tu zostanie, mimo iż daleko od domu 🙂.
Gillian   four letter word
22 stycznia 2013 14:58
Po prostu. Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie postawic konia w takiej stajni, która pokaże mi, że posiadanie konia może byc przyjemne i bezstresowe. Że jak mi się nie chce i nie pojadę, to będzie miał porządek. Że ktoś mu da siano. Echhh marzenia!


aż zacytuję sama siebie sprzed jakiegoś czasu... 😉 stoję właśnie w takiej stajni, może nie jest do końca idealnie ale o zwierzaka jestem spokojna. Mimo to i tak staram się być codziennie, chociaż nie muszę. Jestem w kontakcie tel. z właścicielami bardzo często i zawsze rozmowa zaczyna się od "z koniem w porządku" i dopiero właściwa część rozmowy 😉 jako matka-histeryczka sezonowo umieram ze strachu z jakiegoś powodu, latem konie szły na noc na padok więc się bałam, że coś się wydarzy, że uciekną, że złamie nogę i do rana będzie cierpiał, że psy pogryzą, że kolka. Teraz zimą zamarzły poidła więc mam obsesję na punkcie pustego wiaderka. Wiem, że dostają na noc świeżą wodę ale i tak jestem pewna, że mój biedny koń nic nie ma i pić mu się chce na pewno i może powinnam pojechać  mu dać  🤔wirek: herbata mi w gardle staje. No wariatka  🤔wirek: no i na pewno jest mu zimno, może powinnam ubrać coś pod derkę, sama siedzę pod kołdrą a on tam się trzęsie z zimna. No i noc z głowy 🙂
fixxxer12   "Try again. Fail again. Fail better."
22 stycznia 2013 15:02
a nie sądzicie, że to się bierze wszystko z "uczłowieczania" konia? 😉
Gillian   four letter word
22 stycznia 2013 15:07
nie wiem, osobiście wydaje mi się, że jestem po prostu trochę stuknięta 🙂
Tak czytam i czytam ten wątek, i myślę, że jakby to przeczytał ktoś spoza jeździeckiego świata to by nas wszystkich do wariatkowa wysłał  😂 

Ja jestem turbo panikarą-czy koń mi się mocniej potknie, czy coś za mną huknie-momentalnie robi mi się gorąco i mam dreszcze. Nerwica jest super 🥂  Już nie wspomne jak Bandi zakaszle, a ja potem przez tydzień wkręcam sobie czarne scenariusze.  W nocy potrafię się obudzić zlana potem bo mi się śnią koszmary że ktoś mi go zabiera  🤔wirek: A najlepsze jest to, że na razie go tylko dzierżawię... jak kupie, to dopiero będzie odlot 😜
Mam nadzieję, że kiedyś dane mi będzie postawic konia w takiej stajni, która pokaże mi, że posiadanie konia może byc przyjemne i bezstresowe. Że jak mi się nie chce i nie pojadę, to będzie miał porządek. Że ktoś mu da siano. Echhh marzenia!



Ja mam przyjemnośc trzymać konia w takiej stajni. Kiedy bym nie przyjechała to koń ma zawsze czysto i sucho, siana pod dostatkiem i wygląda jak pączek w maśle. Wiem, że stajenny ma głowe na karku i wszystko będzie zrobione tip top na czas 😀 Ostatnimi czasy nie mogę być w stajni tak często jak bym chciała ale na szczęście wiem, że koniowi niczego nie brakuje.
fixxxer12   "Try again. Fail again. Fail better."
22 stycznia 2013 16:37
Gillian, ale ja miałam dokładnie tak samo jak koń był w pensjonacie. Teraz po ponad dwóch latach "mienia" go pod okiem totalnie mi się odwróciło na normalny tryb. Obserwując całe stado widzę, że dużo lepiej dać im sobie radzić w większości sytuacji. Panikowanie nic nie daje, a czasami wmówimy sobie coś i jeszcze można krzywdę dla sierścia zrobić :P
Wszystko dobre, oby z umiarem 😉.
Niemniej rozumiem wszystko o czym piszecie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się