Dziwne zachowanie

Od dłuższego czasu przygladam sie zachowaniu mojego konia. Otóż za każdym razem kiedy wchodzę do boksu lub wchodzi inna osoba koń zadziera łeb do góry i kuli uszy. Nieraz prawie sie przestraszyłam.
Kiedy w boksie ktoś chce założyć mu kantar, jest problem, bo siłowe próby np. z wyskoku kończą się nieprzyjemnie, bo koń natychmiast odwraca sie w stronę opiekuna zadem. Żeby założyć na spokojnie trzeba póść po krzesło 😎
A z innych metod: trzeba mieć ze sobą smakołyk i natychmist ubrać gada w ten kantar.
Zaczyna mnie to pomału wkurzać  😤
Co ma robić ... 🤔
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
05 lutego 2009 12:53
Hm, ja mam ze swoim łobuzem podobny, choć troszkę bardziej rozbudowany przypadek - codziennością jest kulenie uszu na ludzi, "zły wzrok", podnoszenie przedniej nogi, straszenie (leci z położoną szyją i wystawionymi zębami z drugiego końca boksu jakby chciał cię tam wciągnąć przez kratki, ale jak człowiek się nie ruszy, to się zatrzymie przed nim i tyle  👀 - ale i tak można się przestraszyć) - przy zamkniętym boksie, przy wchodzeniu, przy czyszczeniu. Czasami zdarza się (choć bardzo rzadko), że nie daje sobie kantara założyć, zadziera łeb - czekam, aż pomacha sobie łbem, a jak w końcu przestanie, to zakładam kantar, a jak znowu zacznie, to znów czekam - i tak do skutku - bez siłowania się z nim, bo to zwykle pogarsza sprawę. Teraz, gdy ze względu na rehabilitację ma ograniczony ruch dochodzą do tego przyciskanie zadem do ściany, wyrywanie nóg w trakcie czyszczenia, machanie tyłem przy podnoszeniu nogi, brykanie, gdy chodzimy w ręku -  wynikające z nadmiaru energii, chociaż owsa nie dostaje. Te ostatnie problemy się kończą, gdy chłopak ma regularny trening.

Wszystko to wynika w naszym przypadku z charakteru konia - jest po prostu dominantem, koniem z silnym charakterem, u którego niestety nie mogę sobie pozwolić na rozpuszczenie, bo byłby po prostu niebezpieczny. Mam na niego kilka sposobów - czasem ryknę podniesionym głosem, gdy naprawdę za dużo sobie pozwala, to dostanie miękką szczotką w bok łopatki lub uda klepnięcie na przypomnienie (chłopak nagle stoi grzecznie jak aniołek), ale najczęściej po prostu znajduję mu inne zajęcie - daję siano, albo, ponieważ koń bardzo lubi się bawić czymkolwiek w pysku - wkładam do pyska uwiąz z łańcuszkiem i zawiązuję luźno na szyi by nie przeszkadzał i jednoczesnie kon sie w niego nie zaplatal - koń stoi i zawzięcie przeżuwa łańcuszek, a jak mu wypadnie, to sam go łapie z powrotem do pyska i dalej sobie żuje  🤣

Przede wszystkim znaleźć źródło problemu - jeżeli koń jest po prostu dominantem, a jego zachowanie wynika z chęci rządzenia, to nie pozwolić sobie wejść na głowę, bo będzie jeszcze gorzej. Jeżeli masz kogoś, kto ma doświadczenie w pracy naturalnej, pobaw się tak trochę by ugruntować swoją pozycję w stadzie. Ja się nie podejmuję - mój zwierz jak dla mnie ma zbyt silny charakter, a ja za słaba jestem w te klocki - więcej bym zepsuła niż pomogła. No i przede wszystkim radzę sobie z nim 😉 I nie sprawia mi osobiście kłopotu jego zachowanie 😉
Ja spotkałam się z takim przypadkiem, że w stajni nagle pokazał się nowy pracownik czy osoba częściej zajmująca się końmi i nagle zaczęły się problemy bo koń zaczął się kulić uciekać od kantara i odwracać zadem, okazało sie że w momencie kiedy ta osoba chciała założyć koniowi kantar a koń w tym momencie jadł czy poprostu się odwrócił dostawał po łbie miotłom, kantarem czy czym kolwiek innym tak samo dostawał przy karmieniu jeżeli ładował głowe do żłobu w trakcie wsypywania paszy czy przy zadawaniu siana. Na efekty długo czekać nie było trzeba...a wpołączeniu z dominujący charakterem jest to reakcja obronna. Może zaoriętuj się czy w stajni u ciebie coś się nie zmieniło i czy przypadkiem konie nie są "ustawiane do pionu". Od tak mi się skojarzyło z moim przypadkiem.
sprawa jest prosta, ale narażę się zaraz nie jednemu, ale co mi tam, nie pierwszy raz

próba kopnięcia - kopnij konia zanim on to zrobi - zostaniesz alfą
próba ugryzienia - najlepiej byłoby ugryźć konia zanim on to zrobi - trochę niewykonalne, ale możliwe, mi się udało - zostaniesz alfą

to wszystko


Eee tam zaraz narażać. Taka jest prawda!
Daaawno temu ktoś mi powiedział o takiej metodzie na konie lubiące dominować, najpierw lekko byłam zszokowana, ale zdarzył się moment w którym właśnie tak postąpiłam-i koń juz nie próbował zahaczać kopytkiem (czy to w ramach 'fajnej' zabawy czy też chcąc zdominować). Oczywiście wszystko w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem! Nie za mocno, ale tak, żeby koń poczuł, że to kara a nie obojętne poklepanie... co do gryzienia to faktycznie bywa ciężko-ale efekt podobny jak uszczypnięcie większej powierzchni skóry konia. Na typowe 'szczurzenie' się reaguję zazwyczaj głośnym "E"! Zazwyczaj trafia do konia, że jednak się nie przestraszę.
😉
Wawrek- mi się nie narażasz.  🙂
Poza tym dodałabym że niezbędne jest spędzanie z koniem jak najwięcej czasu. Można wychować konia, zaprzyjaźnić się z nim, zdobyć jego szacunek i zaufanie i go nauczyć wielu rzeczy, ale do tego potrzebny jest CZAS. Raz w tygodniu to zbyt rzadko.
Ja kupiłam wariata a zrobiłam z niego posłusznego miśka. A nie jestem jakąś specjalistką. Daleeeeko mi do tego. Po prostu poświęciłam koniowi mnóstwo CZASU.

I jeszcze coś mi się przypomniało. Kumpela ma konia. Jest wychowany, posłuszny i ona raczej z nim nie miewa problemów. Ale zawsze przy dopinaniu popręgu straszy. Wykręca głowę, kuli uszy i straszy. NIGDY nie ugryzie, nie zrobi nic złego, tylko straszy. Ma tak od zawsze. Poza tym bez prób dominowania człowieka. Tak ma i nikt na to nie zwraca uwagi.

Azbuka, z niczego nie ma nic, jak to mówią. Dołączam się do rady Pegasuski. Sprawdź, popytaj, zrób małe dochodzenie czy przypadkiem w stajni nic się nie zmieniło, jeśli koń nagle zaczął straszyć.
I obok tego stwierdzam.... że Tunrida ma rację. Sama widzę jakie zmiany zaszły w moim koniu, kiedy zaczęło się mu poświęcać bardzo dużo czasu. Z nieufnego cwaniaczka, nie dającego się złapać na padoku, nie pozwalającego się dotykać po uszach, wyrywającego uwiązy i lonże z rąk stał się nagle kochanym koniem, który pozwoli przy sobie zrobić praktycznie wszystko. Już nie mam strachu, że będę jechała na butach, próbując go utrzymać, nie boję się, że mnie kopnie przy podawaniu tylnych nóg... I w zasadzie nie robiłam z nim nic cudacznego, bo specjalistka ze mnie żadna. Przychodziłam dzień w dzień i po prostu z koniem byłam.
Koń potrzebuje takiego swojego własnego człowieka. Przypomniał mi się koń pewnej dziewczyny, który w zasadzie jest koniem tylko do kochania. Jak tylko jego właścicielka przychodziła, koń się ożywiał, z leciwego staruszka robił się wesoły podlotek. Górnolotnie to zabrzmi, ale miałam wrażenie, ze temu koniowi się oczy śmieją. A ta dziewczyna też nie robiła nic specjalnego. Pogłaskała, dała coś dobrego, lekko sobie pojeździła....
majek   zwykle sobie żartuję
05 lutego 2009 14:05
Ja bym jeszcze zrobiła wywiad, czy Twój koń np. nie walnął się w głowę. Nasza kobyła ma to samo odkąd zwiała z padoku, wbiegła do boksu, który akurat był paszarnią, wpadła w jakieś taczki i spadła na nią łopata.
Już jest w nowej stajni w domu, walczymy z tym od jakiegoś roku, a ona nadal nie ufa jak widzi kogoś zbliżającego się z kantarem.
Po prostu boi się bólu...
Dzieki za odzew.
Z nim jest tak: na jeździe miły , grzeczny , raczej posłuszny konik. Po jeździe kochany misio, po jeżdzie można z nim wszystko zrobić, no jest tak miły, że ach ! 💘 😀
Jak wejdzie do boksu, to od nowa  👿
Może on ten swój pokój traktuje jako prywatny teren i wstęp wzbroniony? 😀

Obsługa w stajni jest dobra, ale bez miziań itp., dają jeść i sprzątają, nie zauważyłam w żadnym przypadku stosowania przemocy czy bicia miotłą 😎 Koni jest w stajni ok. 40 ( same zimnioki prawie dzikie), ale tylko mój gad taki nieprzyjemny.

Poza tym mój jest dobrze wychowany, z padoku wraca często sam prosto do ... swojego pokoju, zamykając drzwi boksu za sobą. I stoi z tą swoją brzydką miną.
Może on ten swój pokój traktuje jako prywatny teren i wstęp wzbroniony? 😀 całkiem możliwe, ale niech mądrzejsi się wypowiedzą co masz dalej robić. Ja takiego przypadku nie miałem, nie wiem... nie znam się...

Azbuka- skoro on tak traktuje swój rewir, to zrobiłabym tak, że starałabym się właśnie często przebywać w jego boksie. Przebywać i nic nie robić. Posiedzieć sobie koło niego, pogłaskać go, patrzeć na niego. Raz na jakiś czas dać cukierka, podnieść kopyt, dotknąć uszu.
Potem podczas dawania cukierka założyć kantar i zdjąć. Tak po prostu. Znów założyć, głaskać i zdjąć.
Niech mu się Twoja obecność w boksie nie kojarzy z wejściem obcego na jego teren, ale niech Twoja obecność u niego w boksie zacznie mu się kojarzyć miło.
I "nie od razu Kraków zbudowano". Po prostu zacznij z nim spędzać dużo czasu w boksie.
Tylko tyle wymyśliłam.  🙂
Niewidzialna   Czołowy hodowca Re-Volty
05 lutego 2009 15:20
sprawa jest prosta, ale narażę się zaraz nie jednemu, ale co mi tam, nie pierwszy raz

próba kopnięcia - kopnij konia zanim on to zrobi - zostaniesz alfą
próba ugryzienia - najlepiej byłoby ugryźć konia zanim on to zrobi - trochę niewykonalne, ale możliwe, mi się udało - zostaniesz alfą

to wszystko




Wydaje mi się, że można zamiast gryzienia również kopnąć, bo jednak ugryzienie konia-tak jak zresztą napisałeś- jest niewykonalne 😁
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
05 lutego 2009 15:25
Gorzej jak się trafi na konia z bardzo mocnym i dominującym charakterem, który potraktuje to jako wypowiedzenie wojny. Nie chciałabym wtedy być nigdzie w pobliżu...

Azbuka jak dla mnie z Twojego opisu wynika, że koń jest po prostu niewychowany i ma Cię w głębokim poważaniu. Jeśli masz dostęp do jakiegoś sznurkowca, to zgłosiłabym się do takowego z prośbą o pomoc, bo wszelkie szkoły sznurkowe oferują bardzo fajny zestaw ćwiczeń, żeby sobie stosunki z koniem naprostować.
Ja bym jeszcze polecała zamiast "sznurkowych metod" po prostu Montiego.

Moja kobyła jest też taka że zawsze kuli uszy, próbuje straszyć. Kiedyś próbowała dominować ale szybko to się skończyło. Właśnie w ten sposób że za próbę ugryzienia był kop, zapróbę kopnięcia był kop, za niby nastąpnięcie na nogę też był kop. Niestety czasami tak musi być. Teraz jak czegoś próbuje (choć bardzo rzadko) wystarczy krzyknąć.
Ale uszy nadal kuli, choć nie groźnie, nie gryzie ani nie próbuje.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
05 lutego 2009 15:54
Montiego zaliczam do sznurkowych metod 😉 Tylko akurat mało w Polaczkowie jest osób mających trochę doświadczenia w ich stosowaniu, a ja bym nie ryzykowała z próbą połączenia się z koniem dominantem przez osobę, która o tym czytała tylko w książce. Bo po przeczytaniu książki to wydaje się banalne, a jest wręcz odwrotnie.
Koniczka aha ok  😉  zgadzam się,  o każdej metodzie trzeba mieć pojęcie, same książki nie wystarczą. Najlepiej kogoś doświadczonego poprosić o pomoc.
Hm..ale Azbuka pisze, że i na jeździe i po jeździe jest to koń grzeczny i posłuszny. I że jedyny problem występuje w boksie.
Myślę, że gdyby koń nie posiadał szacunku wobec jeźdźca, nie respektował go, to problemy pojawiały by się również inne. A o tych Azbuka nie pisze. Albo ich nie ma ( jak twierdzi) albo są, tylko nie zauważa ich w kategorii "problemów". Jeśli są, to wtedy faktycznie prawdopodobna diagnoza brzmi- brak szacunku.  😉
Koniczka ma rację, szukac kogoś kto pomoze nam w zbudowaniu relacji i szacunku konia do nas
a Monty? ile jest ludzi w Polsce ktorzy się w to wgryźli? bo myslę ze niewiele
darolga   L'amore è cieco
05 lutego 2009 16:06
Azbuka

oprócz tego, co już dziewczyny napisały (o poświęcaniu czasu, zyskiwaniu szacunku) dodam jeszcze coś od siebie:

radzę sprawdzić uszy

u nas podobnie zaczął zachowywać się jeden ogier, kiedy zaczęła się u niego rozwijać brodawczyca (taka niefajna przypadłość, w uszach pojawiają się takie małe brodawki)

może Twój koń ma jakieś zmiany grzybiczne czy coś - sprawdź.
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
05 lutego 2009 16:26
Tunrida właśnie niekoniecznie. Bardzo dużo osób koncentruje się tylko i wyłącznie na jeździe i koń może nawet chodzić bardzo dobrze, ale być w ogóle niewychowany czyli po prostu mieć zaburzone relacje z koniem. A powody? Często i gęsto obsługa naziemna konia wygląda tak, że wiąże się go króciutko przy dziobie, albo wypina na 2 uwiązy i czyści i siodła się nie zwracając uwagi na to, że a to koń się na człowiek zeszczurzy, a to naprze na niego, a to się wierci. Ja czasem z przerażeniem patrzę na to na co ludzie koniom pozwalają. Bo jak widzę konia, który przy próbie przesunięcia go na korytarzu podskakuje zadem i kłapie zębami w kierunku właścicielki, a ta tylko się śmieje to mi się robi słabo. Tylko czekam aż usłyszę, że "cham mnie ugryzł/kopnął/nie chciał wpuścić do boksu."
Azbuka- skoro on tak traktuje swój rewir, to zrobiłabym tak, że starałabym się właśnie często przebywać w jego boksie. Przebywać i nic nie robić. Posiedzieć sobie koło niego, pogłaskać go, patrzeć na niego. Raz na jakiś czas dać cukierka, podnieść kopyt, dotknąć uszu.

Zgadzam się oprocz tego dawania cukierka- ale ja mam kompulsywne obrzydzenie do dawania koniom cukierków w ogóle, a juz zwłaszcza tym o dominujacym charakterze- doświadczenie mimówi, że to nigdy nie pomaga. Jedyne pozytywne(dla relacji końsko-ludzkich oczywiście) skutki dawania jakiegokolwiek smakołyku widzę w przypadku koni które z jakiś powodów się ludzi boją,ale nieprzekuwają strachu w agresje.
Ze się rozwinę- dawanie jakiegos smakołyku jest dlakonia sygnałem, że stoimy niżej w hierarchii. Więc dając dominantowi upewniamy go w przekonaniu,że dominuje (zwłaszcza jeśli koń próbuje dominować w boksie,to to powinno być miejsce w którym NIGDY nie dostanie żadnego smakołyku)
Na tej samej zasadzie działa przy koniach bojących się ludzia- oddając koniowi nasze jedzenie(bo koń tak to pojmuje) schodzimy w pojmowaniu konia z wyzyn naszej drapieżniczej drabiny. W ten sposób pozwalamy zmienić koniowi sposób myślenia o człowieku. Ale i w tym przypadku stosuje dawanie jakichkowliek smakołyków tylko na przełamanie lodów, potem to normalna praca z ziemi.
W przypadku konia straszącego- osoba w boksie musi wykazać się brakiem strachu( a to bardzo trudno jest udawać) i konsekwencją. Ja zawsze jśli koń ma  focha lub w jakiejś kwestii naprzykład rekreanta dzieci rozpuściły to nie robię żadnych ceregieli, nie traktuję konia jak specjalnej troski, tylko robię to co chciałam i olewam wszelkie tulenia uszu dopóki nie zmienią się wjakieś bardziej prekonujące straszenie- wtedy zostaje mi głos, tupnięcie nogą w ostateczności plask przez łopatkę. Reaguję zawsze adekwatnie dozachowania konia. I oczywiscie każda poprawa zachowania nagrodzona głosem, zostawieniem na chwile w spokoju(żeby końsię nauczył że za dobre zachowania chociaż chwila spokoju) Jeśli koń ma focha przy zakładaniu kantara to po wykuczeniu bólu itp, nie zakładam po milimetrze- ten koń już to umie, po prostu uwidział sobie,że może nie chcieć. Po milemtrze to z koniem, którego czegos dopiero uczę.
Jak bardzo koniom może się uwidzieć- przykład sprzed tygodnia.Pracuje jako instruktor łikendowo i jednemu takiemu konikowi polskiemu nie chciało się pracować, więc szczerzył się na swojego jeźdźca. Jeździec popełnił jak sie dowiedziałam po fakcie podstawowy błąd- próbował przekupić konia smakołyykami- efekt koń doskakiwał do smakołyka i szczerzył się dalej, coraz dobitniej domagając się kolejnych pyszności. Amazonka mnie zawołała na pomoc, weszlam z ogłowiem w łapie, na pewniaka(co zazyczaj pacyfikowalo konia samo w sobie) a koń sru- dupką do mnie, no to ja trzymając ogłowie za naczółek, go sru po tym nadstawionym zadku, niespecjalnie nawet trafiając:liczą się intencje 😜. Wszystko trwało maks 2 sek. Koń pozwolił do siebie podejśc, ja oczywiściedo niego zaraz poszczebiotałam, zagdałam, za uszkiem wymiziałam- no pełna harmonia. Ale tylko dzięki szybkości reakcji i adekwatności- gdybym na takie hamskie odwrócenie się zadem najpierw krzyknęła, potem tupnęła to pewnie jakbym się zamachnęła to by mi dalej się stawiał.
Uważam,że to była jedyna słuszna reakcja w danej sytuacji, co również nie zmienia faktu,że według mnie jeśli zmuszeni jestesmy uderzyć konia, to nawet jeśli rozwiązanie jest in plus, to i tak przegraliśmy. Bo to oznacza, że koń został doprowadzony do sytuacji w której przemoc jest konieczna.
Jeśli wychowuję konia od początku, lub przy mnie pojawiałiła się taka sytuacja po raz pierwszy - mea culpa
jesli jest to tzw kon z problemami- to czasem niestety konieczne, aleprawidłowośc powinna byc taka, że częstośćwystępowania takich sytuacji dąży do zera 🙂
Kiedyś byłam przeciwna w ogóle jakiemukolwiek kraniu fizycznemu koni- teraz jestem przeciwna bezmyślności przy koniach- czy oznacza ona przemoc, czy szafowanie smakołykami- na równi.
pozdrawiam
ewik
darolga   L'amore è cieco
05 lutego 2009 16:39
Ewik, podpisuję się rękami i nogami pod tym, co napisałaś.
I absolutnie zgadzam z ostatnim zdaniem.
jeszcze w kwestii smakołyków- dla mnie jako instruktora w szkółce gdzie są głównie kucyki i dzieci jest to źródło nieustającej obsesji  👿
Ile bym dała za jakis artykuł w prasie który w prosty sposób by wytłumaczył, że za smakołyk "konik" mnie bardziej nie polubi, tylko uzna za stojacego niżej w hierarhiii oddawacza jedzenia.
Kłade dzieicakom że jak koniecznie chcą coś dac- to do żłobu. Ale - za co nawet ich nie winie- dla nich duzo większa frajda jest dać z łapki. I ja to rozumiem. Szkoda, że dzieciaki ze względu równiez na swój młody wiek, nie potrafia wyłapać powiązania z tym, że jakiś kucyk się zrobił "niegrzeczny" własnie przez  polityke przekupstwa smakołykiem.Co nie zmienia, faktu, że wiekszosc dzieciaków wię, że mojego prywatnego nie wolno pod groźbą chłopsty  😉 z reki dokarmiać- do złobu prosze bardzo.
pozdrawiam
ewik
Ewik- jeśli koń próbuje dominować, to fakt, w tym momencie nic mu nie damy, bo to go tylko utwierdzi w przekonaniu o jego sile.
Ale jeśli koń jest posłuszny, pokorny, nie widzę przeszkód by go nie nagradzać.
Jeśli będziemy patrzeć na tandem koń-człowiek tylko z punktu widzenia władca- poddany, drapieżnik-roślinożerca, koń alfa-koń, to faktycznie nie powinno się oddawac pokarmu.
Ale jeśli spojrzymy na konia czasami jako na przyjaciela, partnera, zwykłe zwierzę, (mówię o koniu który nie próbuje dominować) to czemu by nie dawać mu czegoś dobrego?
Jasne, że trzeba mieć umiar, żeby nie doszło do sytuacji, że koń robi wszystko za cukierki, lub kojarzymy mu się tylko z osobą dostarczającą cukierków.
Myślę, że jeśli nagradzamy konia ROZSĄDNIE to nie jest to niczym złym.

Pisząc do Azbuki o siedzeniu w boksie i dawaniu cukierków nie miałam na myśli podania cukierka wtedy kiedy koń na nas kuli uszy (to nie ma być przekupstwo), ale np wtedy, kiedy stoi przy nas rozluźniony, daje się drapać, jest grzeczny. I my to zachowanie wzmacniamy smakołykiem. Tak to mniej więcej widziałam.

Ale rozumiem sytuacje, które opisujesz. Ty opisujesz próby przekupstwa jedzeniem ( tu masz całkowitą rację) a ja mówię o wzmocnieniu pozytywnym przy pomocy jedzenia. Tylko może źle się wyraziłam na początku.
Tunrida- trochę się zgodze, a trochę nie- zależy jak podchodzimy do partnerstwa.
To, że koń zktórym pracuje jets moim partnerem- nie ulega dla mnie wątpliwości. To, że jestem alfa- również. Ja po prostu nie jestem w jeździectwie za związkami nadto egalitarnymi 😉 Koniom, w relacji z cżłowiekiem smakołyki nie sa wcale potrzebne(nawet jesli ich zołądek mówi im inaczej) Poza tym, ja naprwde zawsze wolałam wiedzieć, że jeśli wołam mojego konia to idzie on do mnie, a nie do jabłka które trzymam w ręku.
Trochę trudno mi to wytłumaczyć, tak sucho na papierze, nie chcę wyjśc na kogoś bezdusznego w postępownaiu z końmi. Poprostu raczej w swojej "metodzie"(ha ha jak to dumnie brzmi 😜 ) nie bardzo uznaje smaokołyki (pomijając przypadek gdy koń się boi) Uznaje za to cąłe inne spektrum- głos, dotyk, współprzebywanie. To, że udało mi się osiągnąć sukces poznaję po tym, gdy koń mnie na tyle uznał za partnera, że gdy zaczynam drapanko po szyjce, on mnie zaczyna po plecach "iskać" - jak koń konia  😁 strasznie fajne uczucie.
Tylko, że ja w tym partnerstwie mam ostateczne zdanie. I tyle.
Smakołyki nam niepotrzebne.
I nie twierdze, że to jedyna słuszna metoda- widzę sama mnóstwo osób, które ze smakołykami też świetnie sobie radzą. Ale ja chce mieć pewność, że jeśli koń zdecyduje się do mnie podejść, iśc razem ze mną, to będzie szedł ZE MNĄ, a nie z moją marchewka w dłoni. tyle  🙂
Natomiast podtrzymuje moje zdanie w przypadku konia opisywanego w wątku- żadnych smakołyków w boksie- nawet jak rozluźniony i grzeczny- jest przecież tyle innych sposobów nagradzania konia, czemu wybierać ten najbardziej wyzwalający dominatora?
I zgadzam się- nagradzanie smakołykiem - jak pisałaś rozsądne- nie jest niczym złym. Ale chyba nie jest tez niczym złym wybranie dla konia innej nagrody?
Zawsze będzie ileś tam szkół- sama nie twierdzę, że moje musi być na wierzchu- z własnym obserwacji widzę, że to nie ma przy rozsądnym włascicielu wielkiego znaczenia. W tym przypadku dobór szkoły jest raczej dla ludzia, niż dla  konia  🙂
pozdrawiam
ewik
Gorzej jak się trafi na konia z bardzo mocnym i dominującym charakterem, który potraktuje to jako wypowiedzenie wojny. Nie chciałabym wtedy być nigdzie w pobliżu...

jest podobno prosty, bezkontaktowy i bardzo skuteczny sposób na konia, który "atakuje" kiedy wchodzisz do boksu. Wchodząc do takiego trzeba bardzo zdecydowanie zrobić krok w jego kierunku z mocnym tupnięciem i jednoczesnym energicznym szeroko rozłożeniem rąk do góry. W ten sposób przekraczasz jego niewidzialną, prywatną strefę.
Też nigdy nie widziałem jak w realu to działa, ale opowiadał mi dobry znajomy, który zajmuje się "końmi, które mają problem z właścicielem". Dla konia jest to podobno wielkie zdziwienie, szok.
Averis   Czarny charakter
05 lutego 2009 17:55
Koleżance po takim wkroczeniu do jego boksu koń pięknie wgryzł się w obojczyk- nie zaliczyłabym tego do bezpiecznych metod, gdy koń jest bardzo dominującym typem.
może to był koń chory psychicznie...?
Wiwiana   szaman fanatyk
05 lutego 2009 19:12
E tam, Wawreczku 😉
Moja siwa też tak reaguje - świeca i atak zębami na prowokatora. Dominatorka, ale ja osobiście nie mam z nią problemów, bo kwestię kto tu kim rządzi dawno już ustaliłyśmy.

Inny przypadek - młoda klacz, nie nosząca kantara, bardzo wrażliwa i niedotykalska, ale przy tym rozpuszczona, z cyklu "daj chlebek i sp***" 😉
Zakładałam dziś kantar. Po półtorej godziny szaleństwa na lonżowniku zagoniłam zarazę do stajni i złapawszy na lonżę przekonywałam, że lepiej mieć kantar i święty spokój niż nie mieć kantara i być ganianym. Po założeniu lonży na szyję i kilku próbnych szarpnięciach, kiedy okazało się, że nie ma jak spierniczać - nie ten koń. I pogłaskać można, i po łopatce poklepać, i ucho pomiziać...
Ot, dziwność.
Dotąd była przekonana, że ucieczka od człowieka rozwiązuje wszelkie problemy i miała w tym rację. A potem spotkała mnie  😁
No, tak, Tylko czym innym jest dominacja na przestrzeni tych wolnych 15-20m kiedy koń ma świadomość, mozliwosci ucieczki/oddalenia się , a czym innym w boksie.
Dominujący koń w boksie,  jeśli nie ma opcji ucieczki po prostu od razu przechodzi do opcji atak- co jest po prostu niebezpieczne. 

Mam taką klacz,mocno szefującą w stadzie i w... boksie. Poza boksem jest aniołem, ale wkroczenie  na jej terytorium traktuje jak atak i po prostu zastrasza. Poszłysmy na kompromis - wszelkie zabiegi pielęgnacyjne na korytarzu.
Szczepienie, odrobaczanie - szybka akcja w boksie... no i wtedy fuczymy na siebie...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się