Sprawy sercowe...

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
10 lutego 2013 15:23
kujka, nawet w najlepszym systemie udowodnienie przemocy domowej jest trudne lub nawet niemożliwe, jeżeli ofiara broni oprawcę - niestety, sądząc z opisu Beci23, myślę, że koleżanka by wszystkiemu zaprzeczyła. A facet rzeczywiście mogłby za taką akcję odegrać się na niej 🙁

Becia23, ja bym na Twoim miejscu nadal próbowała przekonywać koleżankę do odejścia. Spróbuj jej uświadomić, że jeżeli uderzył ją raz, to uderzy i drugi, i trzeci, i czwarty raz. Ten facet się nie zmieni, jak teraz z nim zamieszka to wpadnie w błędne koło: akt przemocy -> przeprosiny i przekonywanie, że "to już nigdy więcej się nie zdarzy" -> zwalanie winy na koleżankę, bo przecież wcale by nie musiał jej uderzyć, gdyby go nie sprowokowała -> okres podlizywania się, cud, miód i orzeszki -> wymyślenie pretekstu, dlaczego koleżanka zrobiła coś złego i należy jej pokazać, gdzie jej miejsce -> kolejny akt przemocy. I tak w koło Macieja.

Może spróbuj namówić ją, żeby zadzwoniła na bezpłatną infolinię dla ofiar przemocy domowej:

Women's Aid: 0808 2000 247

lub

Victim Support: 0845 30 30 900

Osoby tam pracujące powinny mieć więcej doświadczenia i umiejętności, aby przekonać ofiarę przemocy domowej do uwolnienia się od oprawcy. Poza tym, może jej byc łatwiej się wygadać anonimowo. Warto by ją też namówić na wizytę u psychologa, bo jej brak pewności siebie i niska samoocena rownież przyczynia się do trwania w tym związku.

Dziękuję za numery! :kwiatek:
Próbowałam jej tłumaczyć, że halo, skoro uderzył raz i drugi, to zrobi to i trzeci, ale najpierw pojawiło się "teraz obiecał już naprawdę, że następnym razem uderzy w ścianę czy coś innego", a po mojej dalszej perswazji "przecież uderzył mnie tylko raz", a jak tłumaczyłam, że przemoc to przemoc i nie ma znaczenia, czy uderzył i ciągnął za włosy i szarpał, to pojawiło się sprowadzanie sytuacji do błahostki, że "tylko się pokłócili i nic się nie stało", i że w ogóle histeryzuję. Wtedy odpuściłam, bo się przestraszyłam, że zaraz się kompletnie przede mną zamknie.
Spodziewam się, że trudno ją będzie namówić do szukania pomocy, bo takie niestety jest podejście w UK, że toż to wstyd i hańba wyciągać domowe brudy na światło dzienne, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami tam pozostaje i liczy się tylko stwarzanie dobrych pozorów 🙁 i że przemoc domowa to patologia godna tylko londyńskich slumsów 🙁
Tak jak mówiłam, dalej będę działać jak już wrócę za 2 tygodnie, trudniej będzie jej przede mną udawać na żywo i oszukiwać samą siebie.
Becia23- obawiam się, że nie jesteś w stanie NIC zrobić, oprócz tego co zrobiłaś ( o ile nie chcesz stracić koleżanki) Byłam w identycznej sytuacji jak twoja koleżanka. Sto lat temu byłam w związku z takim psychopatą, który mnie bił, który był patologicznie zazdrosny. Nie pytaj czemu tkwiłam w tym związku. Początkowo chyba z totalnej głupoty. A potem...potem sama zrozumiałam, że mam dość i postanowiłam odejść. Za każdym razem kiedy odchodziłam szantażował, że się zabije i kilka razy próbował. W końcu skończyło się to tragicznie- tak jak chciał.

Jedno ci powiem. Nie przetłumaczysz takiej osobie jak twoja koleżanka nic. Wszystko co możesz robić, to robisz. Zna twoje zdanie na ten temat. Wie, że zachowanie jej faceta jest naganne. Broni go teraz, udając, że "przesadzasz". I tak będzie. Póki sama nie dojrzeje do decyzji. Ona świetnie wie, że to w co brnie jest chore. Ona po prostu nie dojrzała sama przed sobą do decyzji o odejściu. Dojrzeje. Wszystko co możesz zrobić, to być z nią i być przy niej, kiedy będzie tego potrzebowała. Natomiast dalsze naciskanie na nią w tym momencie nie pomoże ani jej, ani waszym układom. Mów szczerze co uważasz za słuszne, ale nie naciskaj i nie nalegaj. Bo to nic nie da.

Tak uważam, po tym co sama przeszłam.
trzynastka   In love with the ordinary
10 lutego 2013 15:36
Cricetidae - ja na jego miejscu chyba wzięłabym to za ściemę, bo z tym odmawiam wszystkiego co możliwe, a jeszcze mam go uprzedzać, ze w tym tygodniu mogę nadal być chora, a potem wyjeżdżam na tydzień? Tylko mi pachnie to już gruuuuubą przesadą?  😁

Inaczej by było gdybym postawiła sprawę jasno na początku. Nie znam Cie wiec u mnie się nie widzimy, będę zdrowa to pójdziemy, za tydzień wyjeżdżam. A nie ciągłe odmowy bez podania prawdziwej przyczyny. No nic, jestem mądrzejsza na przyszłość 😉
nine, a no to inna sprawa, że nie postawiłaś sprawy jasno na początku 😉 To co Ty mu w takim razie do tej pory mówiłaś?
nine, a czy Ty chcesz tak naprawdę się z nim w ogóle spotkać? Bo nie tryskasz specjalnie entuzjazmem...

Spodziewam się, że trudno ją będzie namówić do szukania pomocy, bo takie niestety jest podejście w UK, że toż to wstyd i hańba wyciągać domowe brudy na światło dzienne, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami tam pozostaje i liczy się tylko stwarzanie dobrych pozorów 🙁 i że przemoc domowa to patologia godna tylko londyńskich slumsów 🙁
Tak jak mówiłam, dalej będę działać jak już wrócę za 2 tygodnie, trudniej będzie jej przede mną udawać na żywo i oszukiwać samą siebie.


Zawsze trudno jest wywlekać rodzinne brudy, a bzdurny stereotyp, że przemoc domowa zdarza się tylko w biednych, patologicznych rodzinach wcale nie pomaga. Mam nadzieję, że uda Ci się przekonać przyjaciółkę, żeby szukała pomocy i uwolniła się z tego związku.
trzynastka   In love with the ordinary
10 lutego 2013 16:27
nine, a no to inna sprawa, że nie postawiłaś sprawy jasno na początku 😉 To co Ty mu w takim razie do tej pory mówiłaś?

Nawet nie wiem, czasami zwykłe "nie dziękuję", czasami obracałam kota ogonem, gdzieś tam napisałam, że prześpię cały dzień, bo się źle czuję itd. ale ja jestem człowiekiem, który wszystko obraca w żart więc miałam też wizytę królowej, randkę z kurierem [herbatę miał mi wysłać kurierem] i sabat czarownic 😉
Znaczy nie mam wrażenia, ze go spławiałam i wiem, ze te żarty rozumiał ale też wiem, ze do wczoraj nigdzie nie napisałam jasno: nie zaproszę Cie do siebie, bo Cie nie znam więc musisz czekać aż wyzdrowieję.

nine, a czy Ty chcesz tak naprawdę się z nim w ogóle spotkać? Bo nie tryskasz specjalnie entuzjazmem...


Chcę, chcę, ale jakaś ostrożniejsza się zrobiłam i entuzjazm zostawiam na później.
Po B. który był dobry, szczery, życzliwy i wielu kolegach, którzy też wobec mnie tacy są, niespecjalnie byłam przygotowana na to, ze ktoś taki może nie być, że może tylko udawać. Niestety zdążyłam już się zderzyć ze ścianą z napisem "rzeczywistość" i teraz duuuuuużo chłodniej do tego wszystkiego podchodzę.
A co do tryskania, to ciężko tryskać entuzjazmem i katarem na raz  😁
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
12 lutego 2013 12:21
Becia23- obawiam się, że nie jesteś w stanie NIC zrobić, oprócz tego co zrobiłaś ( o ile nie chcesz stracić koleżanki) Byłam w identycznej sytuacji jak twoja koleżanka. Sto lat temu byłam w związku z takim psychopatą, który mnie bił, który był patologicznie zazdrosny. Nie pytaj czemu tkwiłam w tym związku. Początkowo chyba z totalnej głupoty. A potem...potem sama zrozumiałam, że mam dość i postanowiłam odejść. Za każdym razem kiedy odchodziłam szantażował, że się zabije i kilka razy próbował. W końcu skończyło się to tragicznie- tak jak chciał.

Jedno ci powiem. Nie przetłumaczysz takiej osobie jak twoja koleżanka nic. Wszystko co możesz robić, to robisz. Zna twoje zdanie na ten temat. Wie, że zachowanie jej faceta jest naganne. Broni go teraz, udając, że "przesadzasz". I tak będzie. Póki sama nie dojrzeje do decyzji. Ona świetnie wie, że to w co brnie jest chore. Ona po prostu nie dojrzała sama przed sobą do decyzji o odejściu. Dojrzeje. Wszystko co możesz zrobić, to być z nią i być przy niej, kiedy będzie tego potrzebowała. Natomiast dalsze naciskanie na nią w tym momencie nie pomoże ani jej, ani waszym układom. Mów szczerze co uważasz za słuszne, ale nie naciskaj i nie nalegaj. Bo to nic nie da.

Tak uważam, po tym co sama przeszłam.

Szczerze Cię podziwiam za taką postawę, bo to trochę takie piętno :kwiatek: , większość osób pewnie obwiniała by siebie o samobójstwo

Na razie mogę odetchnąć, wczoraj wieczorem zerwali. Nie pytałam o szczegóły, sądzę że lepiej będzie poczekać tych kilkanaście dni i porozmawiać face to face.
Oby to był już defninitywny  koniec...
Averis   Czarny charakter
12 lutego 2013 20:28
Becia23, obawiam się, że takim nie będzie. Przyjdzie, pojęczy, zagrozi samobójstwem i będzie wielki powrót...
Becia23 trzymam kciuki, aby już nie wrócili do siebie.
Z gnojkami szantażystami trzeba krótko... chce się powiesić? dać mu sznurek i niech idzie!
Ja swojemu tez powiedziałam, że jak go trafi w końcu szlag - to odpoczną wszyscy... od tej chwili mam spokój  😉

Jak to mówią... jak ktoś się głupi urodzi to i głupi umrze   😁
U mnie spokój jest "chwilowy", life is brutal. Leczenie przerwał, wódkę chla, raz odratowany(już był nieprzytomny), prosił, przepraszał(jak go z psychiatryka wypuścili) ale powiedziałam kategorycznie NIE. Znowu zaczął szantażować, grozić... do chwili aż się wydarłam, że niech go w końcu diabli wezmą.

Głupie i dziwne, ale 'ratując' jego życie - zniszczę swoje i dziecku.
Bo tacy ludzie nigdy się nie zmieniają. Minął już ponad rok od wszystkiego a ja mam nadal stany lękowe, nerwice, bezsenność... i nic mi nie pomaga za bardzo, bo wszystko siedzi bardzo głęboko w mojej psychice.
Nie mówiąc o tym, że urodziłam znerwicowane dziecko  🤔

Dojrzałam do tego aby przestać przejmować się tym, co on ze swoim życiem zrobi. Egoistyczne, ale to jest jedyne racjonalne wyjście w takiej sytuacji.
Jednak aby dojść do tego, trzeba przejść przez etapy piekła. Gdyby nie dziecko, pewnie tkwiłabym w tym bagnie nadal... bo wydawałoby mi się, że go kocham a on mnie i że w końcu "zmieni się" dla mnie.

Wiem, że chodzi o ludzkie życie, ale przemoc, poniżanie, szantaże, zastraszanie i piekło w domu każdego dnia, przez resztę swojego życia a samobójstwo takiego osobnika "w imię miłości" = mniejsze zło.
Kto tego nie doświadczył - nie zrozumie.

Takie wspomnienia pozostają na całe życie i poczucie, że byłam oszukiwana i traktowana jak przedmiot, przez kilka lat. On czekał, aż będę "jego". Kat i ofiara, zagrożona ciąża przez nerwy i mnóstwo innych bardzo nieprzyjemnych sytuacji. Nawet takich, gdy w szpitalu miałam już przy sobie maleństwo i patrzyłam na to bezbronne zawiniątko z myślą, że tatuś próbował je 'zabić', gdy było jeszcze w moim łonie.
Mam się zastanawiać jeszcze co by było jakby popełnił samobójstwo?

Niech Twoja koleżanka ucieka, gdzie pieprz rośnie! Miejmy nadzieję, że nie da się "złamać" i nie wróci do "kata" bo tym gestem sprawia tylko, że on czuje się jeszcze bardziej pewny siebie.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 lutego 2013 00:26
Becia23, moja przyjaciółka miała kiedyś podobny problem, a ja byłam w takiej sytuacji jak Ty. Tłumaczyłam, prosiłam i nic to nie dawało. Do pewnego momentu nawet jej broniłam. On czuł się na tyle bezkarny, że potrafił ją pobić w mojej obecności. Za pierwszym razem próbowałam jej pomóc, ale wtedy i mi się oberwało (nie na tyle mocno, żeby móc to oficjalnie gdzieś zgłosić), później już uciekałam i dzwoniłam do jej matki, która jako jedyna miała na niego jakikolwiek wpływ. Na policję też próbowałam, ale tylko jeden raz. Przyjechali zabrali go, a ona cała w siniakach biegła jeszcze za nimi, żeby dać mu na dołek papierosy i czystą koszulkę. Innym razem zabrałam ją na wieś do moich przyjaciół. Siedziałyśmy tam ponad 2 tygodnie, aż nagle ona postanowiła do niego wrócić, bo stwierdziła, że co prawda on ją bije, ale chociaż szczerze kocha (dziewczyna miała bardzo trudne życie już wcześniej). Nie ma szans, żeby pomóc takiej osobie dopóki ona sama tego nie zechce. Jej związek definitywnie skończył się kiedy jego zamknęli (wplątał się w jakieś szemrane interesy). Ja do tej pory nienawidzę jej mieszkania, mam autentyczny lęk przed tym miejscem, bo widziałam tam prawdziwy horror. Czasami nie pozwalał mi wychodzić i kazał patrzeć jak ją tłucze. Po tym jak wróciła do niego z wyjazdu postanowiłam już więcej się w to w żaden sposób nie mieszać. To było zbyt niebezpieczne, a ona i tak pomoc odrzucała.

edit. Samobójstwem też groził, a ja w duchu miałam nadzieję, że w końcu słowa dotrzyma.
Kurczak mój gad, też mnie "uszkadzał" tak aby nie dało się nigdzie tego zgłosić. Potrząsanie, ściskanie rąk, przygniatanie... raz chciał mi przyłożyć ale zaczęłam krzyczeć i przestraszył się, że tata przyjdzie(był na podwórku - my w stajni). Do tej pory żałuje, że mi nie sypnął - od razu pojechałabym na pogotowie/policje i miałby pozamiatane  😤
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 lutego 2013 00:37
kasiulkaa25, ją uszkadzał tak, że musiała chować siniaki czy guzy. Na mnie rękę podniósł tylko raz, ale udało mu się zrobić to w taki sposób, że nie było śladu, no i nie katował mnie, a raz uderzył. Ona była regularnie tłuczona, ale zawiadomienia nigdy złożyć nie chciała, o obdukcji można było tylko pomarzyć, mimo że sprawę miała by wygraną na 100%. Facet był nieobliczalny, znęcał się nad każdym kto był od niego słabszy. Pamiętam też, że miał kuratorkę, gdy przychodziła do domu ona (nawet kiedy jego nie było) mówiła o nim w samych superlatywach, nigdy nie zdradziła tego co się dzieje naprawdę.
Nie mogę pojąć jak trzeba nie lubić siebie i jakie trzeba mieć kompleksy żeby trwać w czymś takim latami. Sama spotkałam się kiedyś z taka patologia i mimo, że kochałam straszliwie to odeszlam i choć dwa lata dochodzilam do siebie to uważam,że zrobiłam dla siebie najlepszą rzecz w życiu..

A w temacie to mój pojechał do domu na 3 dni i nie spodziewałam się że będę tak tęsknić. Nie byłam pewna czy mi zależy, ale teraz wiem 😉
kasiulkaa25, czasem trzeba być egoistą. Zresztą facet, który w taki sposób traktuje kobietę, którą rzekomo kocha, sam jest egoistą i nie zasługuje na przejmowanie się co zrobi ze swoim życiem.
Aby odejść, trzeba mieć w sobie siłę 😉 trzeba przestać się w końcu bać, zacisnąć zęby i iść "przed siebie".
Trwa to latami, bo dziewczyny/kobiety boją się, że w razie jakby takowy dziad odebrał sobie życie to ludzie z zewnątrz "zagadają", odejść jest trudno bo taki osobnik mści się (mój m.in przysłał opiekę nad zwierzętami, aby mi konie pozabierali 😉), kombinował zabrać dziecko itd
Mogłabym mu odebrać prawa rodzicielskie, ale boję się tego, że podpali stajnię albo zrobi coś innego (jest nieobliczalny) i odkładam to wszystko na przyszłość, jak nabiorę w końcu sił i trochę odpocznę.

Było trudno, bo wszyscy gadali jaki to on fajny, miły, uczynny, pracowity... i że niszczę mu życie, ograniczając kontakty z dzieckiem... bo jako tatuś, powinien z nami zamieszkać... bo nikt nie widział tego, co działo się jak byliśmy "sam na sam".

Dopiero teraz, powoli do wszystkich dociera, że jednak podjęłam dobrą decyzję.

On w swoim domu też wszczyna awantury, ciągle są interwencje policji, matce przyłożył już nieraz... a ona co? na własną odpowiedzialność zabrała synusia ze szpitala, bo przecież trzeba go zabrać z psychiatryka  🤔wirek: przecież obiecał, że będzie tabletki brać... i brał... z tydzień  😉

Zaczął pić i wszystko zaczęło się na nowo... z płaczem w końcu przyszła, abym tłumaczyła synusiowi bo tylko ja mam tylko na niego wpływ 😉 a ja jak ostatnia podła małpa, pokazałam jej gdzie są drzwi... mówiąc, że nie chcę jej znać.
Oj,ile ja sie nasłuchałam,że jak sie rozejdziemy to on sie zabije.... 😂 Trzeba miec jeszce jaja żeby to zrobic,a wiekszosc takich emocjonalnych szantażystwó ma jaja w dup..za przeproszeniem

I tez słyszałam,że mu zycie zmarnowałam...
Całe szczescie,że chociaż psychicznie i mentalnie sie od tego pasozyta uwolniłam!!! Została mi kwestia prawna....
większość osób pewnie obwiniała by siebie o samobójstwo

Siebie? Nie. Siebie to ja obwiniam za brak zdecydowania i za brak jaj do tego, by odejść dużo wcześniej. Tyle, że jak człowiek młody to i głupi zwykle.  😡 Jego rodzice byli uprzedzeni o tym, że ma takie plany. Samobójcze. Mieli go pilnować. Pilnowali go z tydzień a potem przestali. Najpierw zabił moje zeberki ( takie ptaszki) ( żebym żałowała!) a potem siebie.
Obwiniać... to nie ja siebie obwiniałam, tylko obwiniali mnie ludzie z zewnatrz, którzy nie znali go na tyle dobrze, by wiedzieć jaki był naprawdę. Ci, którzy go dobrze znali, byli za mną. Ci bardziej z zewnątrz obwiniali mnie.
Tak naprawdę, na pewno komfortu psychicznego to ja wtedy nie czułam. Oj nie. Ale każdą próbę wyrzutów sumienia szybko leczyłam sama wspominając momenty tego typu jak leżałam na podłodze a on mnie kopał po głowie, za to, że odwiedził mnie kolega. KOLEGA. Który nic ode mnie w sumie nie chciał i nigdy na mnie nie leciał.
Albo jak mnie uderzył kiedy na wakacjach rozmawiałam z innym chłopakiem wieczorem. cały wyjazd chodziłam w okularach przeciwsłonecznych, takie miałam limo.
Albo jak mi odmierzał LINIJKĄ długość sukienki, jaką chciałam założyć na półmetek.
Albo ja mnie wiózł samochodem i straszył, że przypieprzy celowo w drzewo, żebyśmy zginęli oboje. 

Chore, nie?  🤔wirek: Chore.

Ja się dziwię gdzie ja miałam mózg w tamtych czasach.  🤔wirek:
Nie wiem jak bardzo można być zaślepionym, zaplątanym, zagubionym, zamotanym, zakręconym, bezmózgim, GŁUPIM GŁUPIM GŁUPIM, żeby pozwalać tak sobą pomiatać. Naprawdę nie wiem. Zwalam to na karb trudnego okresu dorastania.
I wszystkim laskom radzę spieprzać gdzie pieprz rośnie przed psychopatami. Oni się nie zmieniają. I tylko są gorsi. Lepiej zwiewać, póki nic nas z nimi nie łączy ( dzieci, dom), bo dużo łatwiej.
Tyle, że wiem, ze do takich decyzji trzeba dojrzeć SAMEMU.
Porady koleżanek pomagają, ale nie pomogą, kiedy SAMI nie dojrzejemy. Czasami trzeba sięgnąć tego przysłowiowego dna, żeby zrozumieć. Tyle, że dla każdego to dno leży na innej głębokości.

Jak ja się cieszę, że przeżyłam swój okres dorastania i dojrzewania.  😉
tunrida, o rany, doświadczeń nie zazdroszczę. I zgadzam się, że trzeba uciekać po pierwszych symptomach. Ja w LO spotykałam się z chłopakiem, który mnie kopnął. Nie w żarcie tylko ze złości. Wtedy ostatni raz się widzieliśmy. Po paru latach zaczęłam widywać jego już żonę w osiedlowym sklepiku. Często w ciemnych okularach, wystraszoną, z długim rękawem w lecie.
Teraz, jak to wszystko napisałam, to tak sobie siedziałam i myślałam CZEMU pozwalałam na takie traktowanie. I wiesz co mi wyszło? Mój ojciec miał psychopatyczne skłonności. Nie jakieś może okropne, ale jednak miał. Do rękoczynów w domu dochodziło, do poniżania psychicznego też.  Nie było z nim łatwo. A że ja charakter miałam w sumie bojowy, to tym bardziej była wojna.
I widocznie, póki mieszkałam w domu, gdzieś głęboko podświadomie uważałam chyba, ze takie traktowanie nie jest niczym AŻ TAK złym, niestosownym. Ta moja norma rękoczynów domowych była nieco rozszerzona chyba.  🤔
I to chyba stąd tak długie tolerowanie przeze mnie takiego mnie traktowania przez chłopaka.

Dopiero kiedy wybyłam z domu i odetchnęłam, zobaczyłam chyba, że to kurde nie tak. Zmądrzałam i dojrzałam. I wszystko to miało wpływ na taką a nie inną decyzję. O odejściu od faceta.

A szacunku do partnerów i traktowania siebie nawzajem z szacunkiem i dojrzale nauczyli mnie chyba kolejni partnerzy.

Nie wiem w sumie jak to było i nie chce mi się do tego wracać. Bo i tak nie ma to sensu. Kiedy mam to wspominać zbyt długo, to po chwili otrząsam się jak pies z mokrej wody i robię "brrr" i cieszę się, że mi się udało z tego wszystkiego uciec.
Skutki pewno jakieś tego wszystkiego są. Boję się kiedy faceci przy mnie głośno na kogoś krzyczą. I łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. ( na szczęście bardzo szybko się uspokajam)
Brrr... brr...zwiewać póki czas

Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 lutego 2013 16:12
tunrida, oo właśnie mimo, że ja byłam wyłącznie (albo aż) świadkiem takiej przemocy, o której piszesz, to też boję się, gdy mężczyźni (szczególnie pod wpływem alkoholu) się denerwują. Kiedyś (kiedy to wszystko było jeszcze świeże) przestraszyłam się mojego taty, który kłócił się ze mną i podniósł do góry rękę. Ot, tak po prostu gestykulował. Skuliłam się. Był przy tym mój wujek, który pierwsze o co zapytał to czy tata mnie bije (byłam już wtedy pełnoletnia). Było mi strasznie wstyd, bo mój tata dałby się pociąć za mnie i nigdy mnie nie skrzywdził. Nie wiedział też o tym co dzieje się u mojej przyjaciółki i czego jestem świadkiem. Musiałam się nieźle tłumaczyć, żeby przekonać wszystkich, że naprawdę nic złego się nie dzieje. Także przyjaciółki/koleżanki Wy też na siebie uważajcie i starajcie się jak najbardziej trzymać z dala. Wspierajcie, ale nie wchodźcie w piekło.
tunrida, czy możesz powiedzieć ile miałaś wtedy lat?
Chodzi ci o to ile miałam lat, kiedy zerwałam ze swoim ówczesnym chłopakiem? Chodziłam z nim będąc w ogólniaku. Czyli jakoś od 17-19 roku życia. Może do 20?
tunrida, nie miałam pojęcia... Strasznie mi przykro, dzielna baba jesteś!!
Eee tam. Nie trzeba mi współczuć.  🙂
Ja się nie żalę i nie rozpaczam, tylko piszę to ku przestrodze dla innych dziewczyn. Może są takie, które trwają w patologicznych związkach i same nie wiedzą po co. Nie mają odwagi, żeby odejść i zacząć żyć NORMALNIE. Nie wszyscy psychopaci będą się zabijać. Jak słusznie kot zauważyła większa część głównie straszy i żeruje na tym szantażu i zastraszaniu ofiary.
I że w domach różnie mamy/mieliśmy to też jest dość powszechne. Tyle, że o tym się nie mówi. Bo nie ma się czym chwalić.
Ale to nie jest normalne. I warto walczyć o swoją wolność i normalność. O. Tyle.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 lutego 2013 20:08
Wow. Wstrząsające. Nawet nie jestem sobie tego w stanie wyobrazić.
tunrida Silna babka z Ciebie, pełen szacunek  :kwiatek:

kasiulka Przepraszam, jeśli gdzieś o tym wspominałaś, ale czy masz może jakąś pomoc psychologiczną? Niepokoję się Twoimi wpisami, powinnaś się z kimś skonsultować. Może dodatkowo zachęci Cię fakt,  że Twoje dziecko na pewno też byłoby spokojniejsze ze szczęśliwszą mamą.

Wasze historie są ogromnie poruszające i dobrze, że potraficie się nimi dzielić i trochę wyrzucić ten żal. Teraz macie być już tylko szczęśliwe!
Atea nie byłam u psychologa, ale mam ogromne wsparcie w bliskich i wydaje mi się, że "już wyszłam na prostą".
Chciałam iść do psychologa, ale nie bardzo chciałam chodzić do gminy, bo wszyscy mnie tam znają (i oprawcę też...) a aby szukać gdzieś dalej to trzeba mieć czas (i fundusze zapewne).
Głupie tłumaczenie... wiem.

Ostatnio już jakoś się nie smucę praktycznie wcale  🙂 Nerwica wychodzi tylko przy stresujących sytuacjach, ale nauczyłam się troszkę panować nad nią (wyciszać się, jak zaczyna mną telepać), z bezsennością nauczyłam się żyć... (leki nie bardzo mogę brać, bo karmię jeszcze).
Przestawiłam się na tor, że wiele się dzięki temu nauczyłam... i nie wolno mi się smucić, bo pozostał mi przecież kochany synuś  🙂

Będąc przy małym, opanowuję się momentalnie, jak jestem bardziej roztrzęsiona, to wcale nie biorę go na ręce... bo on momentalnie wyczuwa i zaraz sam staje się drażliwy  🤔
Dzięki Bogu wyciszył się już nerwowo, bo pierwsze miesiące były dość ciężkie (lekarz kazał obserwować małego, bo zauważył, że jest znerwicowany - z resztą już w szpitalu, zaraz po porodzie mnie o tym poinformowano  :icon_rolleyes🙂.

Aby wyciszyć lęki i "ogarnąć" się muszę brać leki - dopóki karmię, leki odpadają. Znajoma Pani neurolog stwierdziła, że bez leków nie da się wyciszyć organizmu  🙄

Niby czuję się dobrze, są dni kiedy energia mnie wprost roznosi... a wystarczy chwila zdenerwowania i mam problem wcelować łyżeczką z cukrem do szklanki  🙄  🤔wirek:

Gdyby nie wsparcie rodziny to nie wytrzymałabym tego wszystkiego bez pomocy psychologa/psychiatry.

Odcięłam się od psychola i jego rodziny, jak przyjeżdża do małego to w ogóle zastanawiam się jak ja kiedyś mogłam z nim być? całkiem obcym człowiekiem wydaje się teraz... a ja wobec niego jestem zimna jak lód. Dosłownie.

Liczę na to, że pojawi się na mojej drodze w końcu ktoś normalny... kto nas pokocha i da nam poczucie bezpieczeństwa. Przetrwamy wszystko, bo mamy siebie, synka kocham bardzo mocno i już od pierwszych chwil, jak pojawił się na świecie, daje mu maksimum bliskości i poczucia bezpieczeństwa aby "zapanować" nad jego stanem emocjonalnym. Takie dwie życiowe ofiary... ale jak widzę, jak bardzo ten maluszek jest do mnie przywiązany, tak od razu mam w sobie tyle sił, że choćby wiatr mi sypał piasek w oczy - wszystko przetrwam.
Już nawet bliskim powiedziałam, że jakby dręczył mnie a ja byłabym skazana na mieszkanie z nim - wyprowadziłabym się do domu samotnej matki, a skrzywdzić już bym siebie ani dziecka nie dała.
Z resztą jeszcze będąc w ciąży - walczyłam o życie małego aby się urodził o czasie, leżałam plackiem przez to wszystko dość długo i choć wiedziałam, że tatuś dziecka nie chce - miałam w sobie siłę aby znieść to wszystko.

Jak się pisze o takich rzeczach, to jakoś łatwiej robi się człowiekowi i lżej na sercu  😉
Do psychologa jakbym chciała iść teraz, musiałabym rozgrzebać to wszystko na nowo 🙁 a tego jest tak dużo... że lepiej niech "siedzi, poukładane w głowie" na tyle, na ile się udało to poukładać i zobaczymy co przyniesie czas.
A ja dzisiaj dowiedziałam się,że mój były wyprowadza się,bo znalazł już mieszkanie.
Ostatnio pisałam,że się rozstałam itd,mieszkaliśmy jeszcze razem,ale spaliśmy osobno i praktycznie mijaliśmy się.
Ale przez ostatni tydzień jakoś polepszyły się nasze relacje,jakoś takie cieplejsze były,to jakiś wspólny spacer,wygłupy,stwierdziłam,że lepiej dogadujemy się jak nie jesteśmy razem.Ale jak usłyszałam,że wyprowadza się to coś mnie ruszyło i jakoś tak przykro mi się zrobiło.... nie wiem dlaczego! do tego jeszcze walentynki..🙁
kujka   new better life mode: on
14 lutego 2013 07:28
Taa... ja tez boksera-debila przezylam, tez sie oczywiscie zabijal jak zerwalam 😉 niestety jakos slow w czyn nie obrocil, a szkoda.

kasiulkaa25, duzo sily Ci zycze. Jestes mocna babka, juz tak wiele Ci sie udalo. Bede trzymac kciuki, zeby teraz bylo juz tylko z gorki!

tunrida, cos w tym jest, ze my najczesciej wchodzimi w zwiazki z takimi popie.... kolesiami jak jestesmy bardzo mlode i glupie. kolezanka Beci tez chyba mlodziutka, moze i ona sie w koncu obudzi?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się