Sprawy sercowe...

Mistral życzę Ci powodzenia , na początku jest ciężko ale później będziesz oddychała pełna piersią  😉
Ja pół roku temu zakończyłam związek po 3 latach , myślałam ze człowiek jest miłością mojego życia ... doszłam do siebie , trochę to trwało ale teraz odżywam i naprawdę czuje że będzie tylko lepiej  🙂
trzynastka   In love with the ordinary
24 lutego 2013 17:44
nine, czy on wciaz wykazuje ochote na ta kawe? Jesli tak, to daj mu medal z ziemniaka 😉


Boje się sprawdzić 😉
Czekam czy się odezwie, bo ja już chyba nie mam odwagi mu moją osobą głowy zawracać 😉

Mistral - będzie dobrze ! Trzymaj się i idź do przodu, nie ma co się obracać za siebie  :kwiatek:
ovca   Per aspera donikąd
24 lutego 2013 17:51
[quote author=szafirowa link=topic=148.msg1698708#msg1698708 date=1361718968]
nine, czy on wciaz wykazuje ochote na ta kawe? Jesli tak, to daj mu medal z ziemniaka 😉

Boje się sprawdzić 😉
Czekam czy się odezwie, bo ja już chyba nie mam odwagi mu moją osobą głowy zawracać 😉
[/quote]

Tacy zawsze mają ochotę, i niezależnie od tego że przełożyło się i odwołało 576 kaw, i tak nie ustają w staraniach  😁
Lov   all my life is changin' every day.
24 lutego 2013 20:39
ovca, a mi się wydaje, że jednak po jakimś czasie nawet najwytrwalszy facet może stracić ochotę na staranie się... o nic 😉
Wielkie dzięki za odpowiedzi, trochę się obawiałam, że to usłyszę. Muszę sobie chyba wszystko poukładać na spokojnie 🤔

Mistral - uszy do góry, dasz radę, trzymam kciuki!  :kwiatek:
Dziękuję Wam wszystkim za miłe słowa 🙂
Coś się skończyło, już nie wróci.
Życie toczy się dalej 🙂
ovca   Per aspera donikąd
25 lutego 2013 01:51
ovca, a mi się wydaje, że jednak po jakimś czasie nawet najwytrwalszy facet może stracić ochotę na staranie się... o nic 😉


miałam kiedyś takiego delikwenta, bardzo sympatyczny chłopak, ale...wybitnie nie to  😁 próbował dłuuuuugo jak byłam wolna, dłuuuugo jak miałam faceta, odpuścił dopiero jak go zobaczył 😉

pisząc "dłuuuuuugo" mam na myśli 5-6 miesięcy.
a ja zbieram "plony" mojej wybuchowosci i przesadnego reagowania. facet mi sciemnil w piatek bo bal sie ze bede zla i ze bedzie afera. no coz, dalo mi to do myslenia.

Lov   all my life is changin' every day.
25 lutego 2013 17:20
ovca, no ale w końcu odpuścił 😁
trzynastka   In love with the ordinary
25 lutego 2013 17:52
Melduję, że napisał ale o kawie nie wspomniał 😉

a ja zbieram "plony" mojej wybuchowosci i przesadnego reagowania. facet mi sciemnil w piatek bo bal sie ze bede zla i ze bedzie afera. no coz, dalo mi to do myslenia.

Mój były tak tłumaczył każde swoje kłamstewko 😉 to wszystko było dla mojego dobra, żebym się nie denerwowała... jaaaasne  🙄
Powiem tylko, że u nas cudownie. Ciężki etap najpierw u mnie, potem u niego bardzo nas zbliżył. Czuję się jak bym zdała jakiś trudny egzamin i teraz mogła cieszyć się z wakacji 🙂
[quote author=ekwan link=topic=148.msg1699364#msg1699364 date=1361788807]
a ja zbieram "plony" mojej wybuchowosci i przesadnego reagowania. facet mi sciemnil w piatek bo bal sie ze bede zla i ze bedzie afera. no coz, dalo mi to do myslenia.

Mój były tak tłumaczył każde swoje kłamstewko 😉 to wszystko było dla mojego dobra, żebym się nie denerwowała... jaaaasne  🙄
[/quote]

akurat tutaj ma chłop tyćkę racji... jak zbierał opierdziel za każdą pierdołę, to teraz ugodowo chcąc uniknąć kłótni i marudzenia okraszonego histerią-ściemnia w pierdołach, żeby sobie tego oszczędzić.  jakby nie miał powodów, żeby kłamać w błahostkach to by tego nie robił. inna sprawa jak facet kłamie nie mając takich akcji, ale jeśli takie ma, to nic dziwnego, że woli ich uniknąć 😉  pewnie, że niby nic nie usprawiedliwia kłamstwa, ale jednak to jak z dzieckiem, jak wie, że będzie awantura, to stara się uniknąć jej albo chociaż odłożyć w czasie. zwłaszcza, jeśli chodzi o jakąś bzdurkę, za którą zwyczajowo zbierze ochrzan a nie powinien.
martuha pierwszy raz go przylapalam na klamstwie, ale raczej niewinnym. poprostu bal sie ze jak wroci pozno z drinka z kolegami to ja sie zdenerwuje (chociaz o to nigdy afery nie bylo). wiec napisal ze koncza ogladac film, wiec sie troche spozni. nastpnego dnia sie kolega sie wygadal ze co prawda mieli cos ogladac ale nie ogladali. siedzieli w mieszkaniu i gadali.
w sumie glupota z jego strony, co mu tez dobitnie i na spokojnie powiedzialam. glupio mu bylo. ale mnie troche tez, bo chyba mnie uwaza za jakas czarownice.
Ekwan wiecej dystansu do tego wszystkiego....idzie niech idzie,jak kolega sie wygada to powiedz-oj tam oj tam- nie ma nic gorszego dla faceta jak przywłaszczenie sobie go....

Złożyłam wniosek o separacje-ależ to było oczyszczajace!
ehh teraz i ja się chyba mogę wyżalić..
kurcze. co jest jakaś awantura między mną a T. to rzadko kiedy dotyczy czegoś innego jak zachowanie jego siostry. i jakoś nigdy nie mogę liczyć na jego otwarte poparcie. zawsze słyszę że to ja się denerwuję nad wymiar albo bez powodu. nigdy jej nie postawił sprawy jasno, że ma uszanować moją osobę i moje zdanie. i czuję się przez niego mówiąc wprost zdradzona. tym bardziej, że nawet nie zareaguje jak tak hałasuje, że nasze dziecko spać nie może.
dzisiaj znów usłyszałam, że przesadzam i że jestem znerwicowana mam takie "napady" że się do nikogo nie odzywam i jestem nerwowa bez większego powodu.. sęk w tym że nie lecę mu nadawać z każdą rzeczą, którą ona mi potrafi zrobić na złość. wtedy pewnie by było że przesadzam i wyolbrzymiam.. i tak jak zwykle wychodzę na nerwusa bez powodu. że on nie jest niczemu winien. i to nie jego wina że ma taką siostre.
a ja po mału doszłam do wniosku, że to jego i ich rodziców wina. pozwalali jej na wszystko, mogła robić jak sobie chciała, traktowali jak pępek świata, przymykali oko bo wielmożna pani by się zdenerwowała. a wszystko dlatego że ma trójke dzieci, bliźniaki, pierwsze miesiąc było w inkubatorze. to ona tyyyle przeszła.
jednak każdy ma jakiś bagaż życiowy...

i tak sobie "dudlam" sama do siebie. i czuję się zdradzona,oszukana, samotna. i na tą chwile mam dość. ot, taka moja mała historia.
Lov   all my life is changin' every day.
26 lutego 2013 10:32
nine, to może teraz Ty zaproś 😉
tomia, zbliżając się do pięćdziesiątki 🙂 doszłam do odkrywczego wniosku, że wszelkie, nie wiem jak uzasadnione, fochy - są szkodliwe i są ogromną stratą czasu i energii. Ściemniaj, udawaj życzliwość i entuzjazm. Bardzo na tym skorzystasz. Lepiej ludzi uwodzić niż skakać do oczu. Poważnie. Czego się zmienić nie da - trzeba z uśmiechem znosić, "jakby" polubić. Życia i nerwów szkoda. Zdrowiem zapłacisz. Nie warto.
halo dzięki za wsparcie.
tylko widzisz, może i bardziej bym to sobie odpuściła, gdyby to i o mojego maluszka spokój nie chodziło. gdyby nie on to bym to miała w głębokim poważaniu a nawet i tam bym na to miejsca nie poświęciła. ale babsko tak za skórę zalazło i załazi, że szok. w życiu z aż tak wielkim egoizmem i hipokryzją się nie spotkałam.. i ten brak poparcia T. to dla mnie tak jakby wybrał ją i uważa że jest ok. ja bym nie pozwoliła i nie mogła patrzeć na to, jak moją ukochaną osobę ktoś traktuje w taki uwłaczający sposób. i się zastanawiam kto tak na prawdę się dla niego liczy. wiem, że musi w tym mieć spore znaczenie wychowanie, że tak było od zawsze że jej było wolno wsio. ja znów byłam w odwrotny sposób wychowana - pracuj, zarabiaj na siebie i dokładaj się jak możesz, szanuj i pomagaj bo każdy zasługuje na jednakowe traktowanie.
no i niby staram się to olewać. ale w końcu to wszystko się kumuluje i jest później "bum!". tylko że moje "bum" wygląda tak, że po prostu zamykam się w sobie, w ogóle się nie odzywam i mam tylko nie tęgą minę. nie ma histerii i wykrzykiwania. T. się pyta co mi się nie podoba, ja odpowiadam i już mi zaczyna że wydziwiam.
nie wiem. kocham go na zabój. ale jak on może patrzeć na to, jak ktoś poniewiera kimś kogo on niby taak bardzo kocha  🤔 i obawiam się, że swoją postawą może doprowadzić do tego, że będę mu już zawsze mieć gdzieś tam w głębi za złe. tym bardziej, że mi nigdy nie chodziło aby wyszedł potrząsł nią i jej się wydarł w twarz.. ehh skomplikowane to.
naprawde to babsko tyle mi już narobiło złośliwości że masakra. poczynając od wypominania w ciąży na diecie cukrzycowej jedzenia. poprzez łażenie po świeżo posprzątanym w buciorach na moich oczach. albo numer w Wigilię (dobry miesiąc po porodzie) się dowiedzieliśmy że mamy sobie wigilę uszykować sami bo oni jadą do jej teściów ("przecież mogliśmy się tego spodziewać że będą chcieli święta spędzić u drugich dziadków" słowa jej matki). poprzez specjalne trzaskanie drzwiami, po tym jak poprosiłam żeby tak nie trzaskała bo mały śpi. albo przyjeżdża ktoś na kawę, ta się wpiernicza pyta po kolei co kto pije i mnie pomija. i wiele innych historii.
dlatego przestałam chyba rozumieć męża i go usprawiedliwiać. i chyba dopóki jasno się sam nie określi, nie będziemy mieli zbytnio o czym rozmawiać. a już szczytem jest to ciągłe wmawianie mi, że ja powinnam coś na uspokojenie brać.
i sytuacja pewnie się nie zmieni aż jego siostra wraz z rodziną się nie wyniesie. a no ba oni nie dokładają się do żadnych opłat, bo przecież mają trójkę dzieci i się budują. więc jak coś zepsują, to nie muszą ani naprawiać...  😵
ostatnio coraz więcej myślę o tym, aby wyjechać do swoich rodziców z małym, chociaż na jakiś czas  🙄 może by zauważył jak to jest bez nas i zdecydował co się dla niego naprawdę liczy. może ja bym nabrała troche dystansu i zregenerowała baterie cierpliwości na jakiś czas..
chwilami nawet zaczynam rozważać te jego gadanie że jestem za nerwowa..
halo Dziękuję za tę radę, choć nie bezpośrednio dla mnie 🙂  :kwiatek:
tomia, cierpliwa jesteś! Ja bym już dawno wyjechała, ale ja jestem bezkompromisowa jeśli chodzi o brak szacunku.
Tomia to co napisalas,tego posta pokaz mezowi....to on powinien to przeczytac nie my...

Serio usiadz z nim wieczorem i  pokaz -powiedz mu---kochanie cieżko mi to bylo wyrazic słowami,ciezko bylo mi to bylo Tobie powiedziec -ale tak wlasnie sie czuje,tak wlasnie to odbieram....zobaczysz uswiadomisz go....
Lov   all my life is changin' every day.
26 lutego 2013 19:30
halo, ale też z drugiej strony- jak napisałaś "jakby polubić", w sensie pobłażać i pozwalać na wszystko, czy mówić o różnych nurtujących nas sprawach, ale właśnie bez fochów i awantur?
Kot już to przerobiłam i nic. raz się zaczęłam pakować, wtedy się popłakał, jego matka ustawiła ją do pionu i był jakiś czas spokój. no właśnie, jakiś czas..
Naboocierpliwa może, ale braku szacunku też nie znoszę i pewnie dlatego ciągle mnie to męczy i dręczy. tym bardziej skoro miała bym spędzić tu reszte życia, to chyba powinien być mój azyl a nie piekło.

do tego to T. mówienie, że jak ich nie będzie to wynajdę inny problem. tylko że on chyba nie dostrzega, jak wyjeżdżają na weekend albo od rana do wieczora ich nie ma, to jestem "normalną" mną..
tak sobie czasem mówimy byle do wiosny czy tam lata, kiedy się wyniosą. ale ja mam tego po prostu dosyć. tym bardziej ostatnio jak mały ma gorsze czasy ze zdrówkiem(nocki ciężkie, ciągłe obawy czy aby mu przejdzie, zmęczenie itd..), mnie grypsko dopadło, a ta łazi i rupocze w tą i we w te bo jej dzieci też są chore..  😵
generalnie biorę T. na przetrzymanie. odzywam się jak muszę. o moich planach odnośnie wyjazdu z małym wie, czekam aż się lepiej dziecio poczuje.
teraz się troche ogarniam, gripex i do wyrka pewnie, bo mózg mi się tak lansuje od wszystkiego razem.. a wsparcia na miejscu znikąd

chociaż przed Wami mogę to wszystko z siebie wypluć i dziękuję Wam za to kobietki  :kwiatek:
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
26 lutego 2013 20:59
tomia, współczuję Ci sytuacji ale nie masz innego wyjścia, jak zacisnąć zęby i przetrwać
do wyprowadzki. Dobrze, że taka perspektywa w ogóle istnieje!
Czy ja dobrze rozumiem, że Ty jesteś osobą, która "weszła" do rodzinnego domu Twojego męża (i jego siostry ofc)?
Wydaje mi się, że nie powinnaś roztrząsać, kogo Twój małż kocha bardziej, to może megadołować.
Nie da się wybrać, czy siostra czy żona.
Wiesz, małż z siostrą problemów nie dostrzega, w końcu znają się jakiś czas i jeśli zawsze
tak było, to cóż- przyzwyczajenie drugą naturą człowieka.
Weź pod uwagę, że może małż chce uniknąć wojny, jaka może wyniknąć, gdy sprawy staną na ostrzu noża-
wtedy będzie jeszcze gorzej. Więc może on się po prostu modli, żeby czas wyprowadzki się dokonał
i żeby wszyscy przeżyli 😀
Osobiście, jako zwierzątko terytorialne, w takich warunkach nie mogłabym funkcjonować normalnie
i wypodróżowałabym jak najszybciej dokądkolwiek 😀

A moja recepta na przetrwanie- traktuj jakby nie istniała (możesz też sobie ją wyobrażać jako śmieszne zwierzątko
-nie wiem bóbr, no, że kręci się w te i wewte 🙂 ) , uśmiech na twarz, zrób sobie centymetr podzielony
na dni i codziennie odcinaj z satysfakcją jeden element!
Pierwszy raz od ponad roku trafiłam na kogoś, przed kim byłabym w stanie się otworzyć i kogo chciałabym wpuścić do "swojego świata". Tymczasem, jak zwykle w tego typu bajkach bywa, działa to tylko w jedną stronę. Książę na białym koniu widocznie nie jest mi pisany. Na karym też nie.
fin, na szczęście oprócz białych i karych są jeszcze inne maści 😉
Lov, doprowadzić do mistrzostwa grę aktorską 🙂 Być ciepłą i życzliwą (acz dość obojętną) osobą dla wrednej  😀iabeł: Brać pod włos (i te centymetry odcinać  😀). Podobno pomaga wyobrażanie sobie "wroga" w prześmiesznych sytuacjach. Być autentycznie jak wodoodporna kaczka. Naprawdę, jest przestrzeń pomiędzy tym, że ktoś chce nas pognębić a tym, że pognębić się dajemy - tu jest miejsce na naszą decyzję, żeby naprawdę spłynęło a nie - żarło w środku aż do wybuchu.
Z tego, co pisze tomia nie naprostuje sytuacji na szczerych zasadach, żeby spuchła. A wytrzymać musi jeszcze odrobinę (czym to jest wobec wieczności?  :tanczacalinka🙂
Dużo by pisać. Niedawno rozważyłam sobie postawy życiowe moich Ś.P. rodziców. Ja, niestety, "poszłam w ojca" (głupia ja): szczerość, prawda, wyjaśnianie, okazywanie uczyć, unoszenie "honorem" itd., mama radziła sobie nieporównanie lepiej  🙂 W życiu trzeba dyplomacji. tomia (z tego co i jak pisze) średnio nadałaby się na... konsula np.  🤣
tomia, tak jeszcze myślę, że prawdziwym problemem nie jest bratowa, prawdziwym problemem jest brak gratyfikacji za wysiłek i satysfakcji z codziennego życia. Brzmisz tak, jakby ktoś "miał ci "To" - wyrównać. A gdybyś tak... dostawała, powiedzmy, 200 PLN na własne kaprysy za każdy dzień z bratową? Byłoby łatwiej?
ee no ale z drugiej strony... To jednak bardziej jej dom... Ona tam mieszka od zawsze i to Ty się tam wprowadziłaś... I podejmując taką decyzję w jakiś sposób zgodziłaś się na styl życia który tam panuje... I to raczej Ty powinnaś się 'dostosować' bo nie zmienisz wieloletnich przyzwyczajeń utartych na czimś 'terenie'... Szczerze nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś 'obcy' wprowadza się do mojego rodzinnego domu i zaczyna mnie ustawiać i mówić mi jak mam się zachowywać a jak nie i czy mogę 'łazić i rupotać w te i we w te'...
z siostrami to jest ciężka przeprawa i super Cię tomia,  rozumiem, bo sama taką walkę "przechodzę". co prawda to ja jestem na swoim i nie pałęta mi się pod nogami, ale też łatwo nie jest.

niedługo na świat przyjedzie pierworodny i rozmawiałam z teściową o chrzestnych, powiedziałam, że ja męskich znajomych nie mam, więc ustaliliśmy, że chrzestną będzie najbliższa mi przyjaciółka, a chrzestnego wybierze przyszły tata. no i rwetes, bo powinna być chrzestną jego siostra, a poza tym to ona się na to już  nastawiła i na to liczy i będzie jej przykro. nie zrobiłam awantury, spasowałam i dopiero powrócimy do tematu po urodzeniu, ale nie zgodzę się, żeby ona była chrzestną, bo to nieodpowiedzialna gówniara, która nie interesuje się WCALE przyszłym "chrzesniakiem" i nie zapytała mnie ani razu jak sie czuję (ciągle jestem na lekach na podtrzymanie, dwa pobyty w szpitalu na zagrożeniu), a skoro teraz się nie interesuje to jak mam mieć gwarancję, że się interesować będzie? tak ciężko jej napisać smsa czy zadzwonić chociaz? jeszcze w trakcie lat wynikło kilka niezbyt przyjemnych sytuacji, i uważam, że się tolerujemy, ale nie musimy się kochać, ale no chryste, nikt mnie nie będzie zmuszał do "oddania" jej tak ważnej roli.

ciezko "walczyć" z siostrą, bo to jednak zawsze więzy krwi, jak wyłuszczyłam na spokojnie moje racje to mój M. przyznał, że słuszność po mojej stronie i mnie poparł, jak mamuśka poruszyła temat chrzestnych to się wkurzył i powiedział, że anka się wcale nie interesuje i ma nas w dupie (chyba, ze chce się pochwalić końmi przed znajomymi) i jak to jest taki problem to chrzcin NIE BĘDZIE jak się wkurzy.

czasem warto na spokojnie pogadać, przedstawić konkretne argumenty, zwięźle i na temat. pamietaj, że samiec będzie bronił potomstwa, więc jest to argument😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się