wyczynowiec-wariat czy bohater?

Udział w wyprawie to decyzja świadoma, to kalkulacja własnych możliwości, ambicji, sił, umiejętności. Nie znam osoby, która działając w górach wysokich podejmowałaby się zadań wykraczających poza skalkulowane, dopuszczalne ryzyko. Ale zdarza się, że kalkulacje zawierają jakiś błąd lub zdarza się zwyczajne, trudne do przewidzenia nieszczęście. Wyprawa, zwłaszcza tak mała, to grupa osób o podobnych kwalifikacjach


Wpadli w szczeline? No chyba nie.
Akurat tutaj decyzje byly skalkulowane na b. wysokie ryzyko wiec nie jest to absolutnie dziwne, ze natura vs czlowiek tym razem 2:2. Tragedia wyglada na naturalna konsekwencje podjetych decyzji.

Po pierwsze, nasi himalaiści weszli na szczyt wyjątkowo późno. Między godziną 17. a 18. To zdecydowanie za późna godzina na osiągnięcie szczytu w warunkach letnich, co dopiero w zimie. Zazwyczaj wyznacza się godzinę odwrotu, która nie powinna zostać przekroczona. Wola walki, świadomość ostatniej szansy podczas tej wyprawy, a dla 58-letniego Maćka Berbeki zapewne i w życiu, złudność szans na wzajemne wsparcie w szerokim czteroosobowym zespole atakującym, to wszystko musiało zaburzyć ocenę podejmowanego ryzyka. Bo w takich kategoriach trzeba rozpatrywać być może bezgłośną, ale jednak zgodę wszystkich uczestników ataku szczytowego na kontynuowanie akcji górskiej mimo stanowczo zbyt późnej pory.

Tempo schodzenia Tomka i idącego przed nim Maćka zaraz po zdobyciu szczytu od pierwszych minut zejścia było dramatycznie wolne. Do ok. godz. 2.00 6 marca - wciągu aż 7-8 godzin marszu i wspinaczki w dół - pokonali oni odcinek prawie do przełęczy -, który standardowo zajmuje ok. godzinę.

Coz, niezaleznie od tego czy udalo czy tez nie udalo sie przezyc, takie eskapady zawsze uwazalam za wariactwo, zawsze mialam watpliwosci czy to rzeczywiscie godne podziwu. Zwlaszcza wtedy kiedy ci bohaterowie robili ze swoich dzieci sieroty, a swojej kobiety wdowe w imie.. no wlasnie? Wlasciwie czego? zwyciestwa nad natura? Jakie to zwyciestwo skoro obecnie idzie sie na dobra pogode przewidziana co do godziny.. Uludne bo jak sie natura zburzy to i tak cie zmiecie, a na tej wysokosci nie mozna przezyc dluzej niz okreslona ilosc godzin, nawet lezac bez ruchu w cieplym namiocie, jednego predzej drugiego wolniej ale cisnienie zabije. W imie walki z samym soba? Zgoda ale czy od razu musi czlowiek ryzykowac zyciem, nie moze sobie potrenowac np Wu-shu w ramach pokonywania wlasnych slabosci? Moze inne powody, uzaleznienie od adrenaliny, budowanie wlasnego ego na tym ze sie robi cos wyjatkowego... Ukochali to ponad zycie? Hazardzista tez gre kocha ponad zycie, a anorektyczka glodzenie swojego ciala, tylko nie ma wokol tego tej romantycznej otoczki. Niestety wielu chodzi w Gory az umrze. Jedni w wieku 30 lat, drugim udaje sie dozyc 60 ale jest to raczej rodzaj fuksa. No nie wiem, nie wiem..ja tego nie podziwiam.

A znecanie sie nad tymi co przezyli albo co stanowili zaplecze jest bez sensu rzeczywiscie bo to niczyja wina oprocz samych wspinajacych, ze skonczyli jak skonczyli.

Thymos, nie zawsze jest tak jak mowisz, ze nikt nikomu nie pomoze. Zalezy od pogody, samopoczucia itp.
A znecanie sie nad tymi co przezyli albo co stanowili zaplecze jest bez sensu rzeczywiscie bo to niczyja wina oprocz samych wspinajacych, ze skonczyli jak skonczyli.

Thymos, nie zawsze jest tak jak mowisz, ze nikt nikomu nie pomoze. Zalezy od pogody, samopoczucia itp.


Z pierwszym się zgadzam, bo to przecież nie ich wina. Nie można nikogo winić za to że nie podjął ryzyka pomocy, choć w tym wypadku raczej nawet nie było takiej opcji.
Jeśli nie mieli siły iść to nie mieli siły się ruszać. Na wys. 7900 nie miał siły, no wiem, ze to straszne, ale to wyrok..) Więc nawet jeśli ktoś by ich ciągnął w dół ( a kto by miał tyle siły (?), to po paru godzinach i tak by umarł.
Dobra pogoda to w sezonie parę dni. Adam (Pierwszy) który zszedł był w obozie IV parę godzin wcześniej niż Artur. Różnica wynosiła ok 5 godzin. Oni też nie schodzili razem...
Nocować na tych wysokościach w takich temperaturach to samobójstwo. Musieli by nie spać od środy (trzeba się ruszać), a mamy już piątek. W Śr o świcie widziano przed przełęczą postać. Teren za przełęczą został sprawdzony. Więc niestety chłopacy tam zostali...
Przeokrutnie jest mi żal chłopaków... straszna tragedia. Obawiałam się tego zejścia od samego początku, komunikat o zdobyciu szczytu zaniepokoił mnie wręcz jeszcze bardziej - bo wiadomo wtedy było, że teraz dopiero się zacznie najcięższa próba...

🙁

Tak w ogóle wszystkim polecam książkę Grahama Bowley'a  "No way down -  life and death on K2". To była książka, po którą sięgnęłam gdy spontanicznie zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o tej strasznej i tajemniczej górze. Książka jest wstrząsająca, przeczytałam ją dwukrotnie nie mogąc się od niej oderwać nawet za drugim razem. To prawdziwa historia, do tego spisana przez starającego się być jak najbardziej obiektywnym dziennikarza, a nie uczestnika wyprawy. Tak naprawdę to własnie lektura tej książki uświadomiła mi, z czym himalaiści się muszą zmierzyć, oraz co im grozi - bo wcześniej się tym tematem w ogóle nie interesowałam - i właśnie dzięki temu zdawałam sobie sprawę, w jakim wielkim niebezpieczeństwie są teraz nasi. Ech. Zawsze ten sam scenariusz... 🙁
Dla mnie osobiscie cudowny wyczyn zakonczony tragicznie.
Wszyscy ktorzy decyduja sie na tak extremalne wyzwania sa dla mnie bohaterami.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 16:36
Hiacynta, muszę dotrzeć do tej książki. Chociaż to pewnie jedna z tych pozycji, które później śnią się po nocach. Tak jak "Into Thin Air" Krakauera czy 'Touching the Void" Joe Simpson'a...

Chłopacy byli na szczycie bardzo późno. I teraz pewnie można by było zarzucić kierownikowi wyprawy, że nie wyznaczył mocnego wcześniejszego punktu, w którym mają zawrócić. Ale przecież Bieleckiemu i Małkowi się udało, Bielecki wręcz zbiegł z góry. Różnice w osiągnięciu wierzchołka to zaledwie godzina, czyli gdzieś tam, chwilę po tym, Tomek musiał zupełnie opaść z sił. Miał kłopoty z oddychaniem, pewnie wszedł już obrzęk płuc, później uszkodził mu się rak, co tam mogło decydować o być albo nie być.
Mam nadzieję, że nie będzie teraz polowania na czarownice. Góry to żywioł, każdy, kto się w nie wybiera, wie po jak cienkim lodzie stąpa...

bobek, nie wiem skąd wiesz, że do szczeliny nie wpadli. Bo szczelin było tam sporo i właśnie one zadecydowały o tym, że BP nie został zdobyty podczas pierwszego ataku - za dużo czasu zajmowało ich obejście. A zimą, kiedy jest dużo śniegu, nie zawsze są one widoczne. Myślę, że to całkiem prawdopodobne, że schodząc po zapadnięciu zmroku, w stanie głębokiego wyczerpania, po prostu mieli pecha. Tym bardziej, że Pakistańczyk, który wyszedł rano powyżej "czwórki" i miał dobry widok na całe zbocze, nie mógł dostrzec nikogo.

Wspomnienia o Tomku:
[[a]]http://www.napieraj.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=8306%3Atomek-kowalski-nie-wroci-z-gor&catid=5&Itemid=31[[a]]
Lotnaa, tego nikt nie wie na pewno ale jezeli przebyli godzinny odcinek w ciagu 7, to myslisz ze to szczelina powstrzymala ich przed dotarciem do obozu?

Dla mnie osobiscie cudowny wyczyn zakonczony tragicznie.
Wszyscy ktorzy decyduja sie na tak extremalne wyzwania sa dla mnie bohaterami.


Moze to troche przewrotne co napisze ale spacerowanie po miejskich kanalach sciekowych bez liny, wsparcia i maski tez jest ekstemalne i smiertelnie niebezpieczne. Czy gdyby ktos wymyslil sobie konkurencje "kto wytrzyma dluzej, kto polezie dalej" tez bysmy mowili, ze to cudowny i bohaterski wyczyn? Sceneria gorska owszem jest wspaniala i niezwykla ale w sensownosci samego przedsiewziecia nie widze roznicy.
Ci to już sami nie wiedzą co piszą... (OT - pomijając, że gazeta.pl już dawno przestała być dla mnie wartościowym źródłem informacji)
http://off.sport.pl/off/1,111379,13530538,Polacy_opuscili_baze_pod_Broad_Peakiem__Wielicki_.html#MT
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 17:36
[b]sandrita[/b], news jak news, co w nim nie tak?

bobek, Kowalski był wyczerpany, ale Berbeka schodził, jego czołówka była jeszcze widziana, później znikł. Nie wiem, do czego zmierzasz...
Odsyłam do komentarzy pod artykułem, bo już zdążyli zmienić treść 🙂 Reakcja była szybka.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 17:40
A, rozumiem. Nie od dziś wiadomo, że w wielu takich portalach studenci jako wolontariusze pracują... :-/
galopada_   małoPolskie ;)
08 marca 2013 17:44

Tak w ogóle wszystkim polecam książkę Grahama Bowley'a  "No way down -  life and death on K2".


orientujesz sie czy jest dostępna po polsku? znalazłam tylko wersję ang
Mnie zawsze w takich sytuacjach najbardziej mierzi, że najwięcej do powiedzenia mają laicy, którzy w życiu w żadnych górach nie byli.
Jak to ktoś ładnie podsumował "gdyby to polscy internauci dowodzili wyprawą to zdobyliby Broad Peak, zeszli z Mont Everestu i jeszcze przyprowadzili ze sobą yeti". :/
Skoda chłopaków, bardzo, ale wiedzieli na co się porywają, skalkulowali ryzyko, nie udało się. Góry zabrały kolejnych świetnych ludzi.
Teraz oczywiście zacznie się nagonka, szukanie winnych i obwinianie wszystkich dookoła. Coś strasznego.

Co do 'etyki' wspinaczkowej, ogólnego obrazu wspinaczki wysokogórskiej to polecam Zew Ciszy Joe Simpsona (pan od Dotknięcia Pustki), książka pełna przemyśleń, historii, wręcz hipnotyzująco przerażająca czasami, ale można spojrzeć na wspinaczy i to co robią z nieco innej perspektywy.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 18:31
Man wants to be where his thoughts drive him. On the moon, Mars, Venus, in the oceans, caves, abysses, deserts and mountains. This is what winter mountaineering is all about. The desire to be and go where man has not yet succeeded, and it is because of this that one day Nanga Parbat and K2 will also be attempted, and climbed, in winter. This is no inner drive motivated by dynamics of convenience, of usefullness, of danger levels. No one wants or believes the world can be changed by climbing in winter. Just like those who at first did not think they would, but then in reality actually did, change the world.
Simone Moro

http://www.planetmountain.com/english/News/shownews1.lasso?l=2&keyid=40688&utm_source=dlvr.it&utm_medium=facebook
[quote author=galopada_ link=topic=90952.msg1709771#msg1709771 date=1362764662]

Tak w ogóle wszystkim polecam książkę Grahama Bowley'a  "No way down -  life and death on K2".


orientujesz sie czy jest dostępna po polsku? znalazłam tylko wersję ang
[/quote]

Ja mam angielską wersję, kupioną jeszcze w Irlandii... mogę pożyczyć jak będziesz w Krakowie 😉

Lotnaa - musimy się kiedyś wymienić książkami wobec tego!

Edit: Wyprawa zakończona... niby to było do przewidzenia, ale mimo wszystko czuję ogromny smutek i sprzeciw...  🙁
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 18:34
Hiacynta, koniecznie!
Właśnie znalazłam "No way down..." na allegro, za całe 24 zeta, kliknęłam "kup teraz" i okazało się, że ktoś mnie uprzedził o kilka nanosekund  🤔

Dla mnie osobiscie cudowny wyczyn zakonczony tragicznie.
Wszyscy ktorzy decyduja sie na tak extremalne wyzwania sa dla mnie bohaterami.


Dla mńie bohater to osoba, która przypadkiem przechodząc wejdzie w pożar i wyniesie dziecko, która skończy do rzeki widząc, ze ktoś tonie, pomoże osobie kompanej przez skinów.
A taki wyczyn? Żadne bohaterstwo jak dla mnie.
To zawodowcy, fachowcy.
Ich fach to wspinaczka. Tak wybrali.
Wybierając prace pilota ma sie na uwadze ze można spaść, wybierając prace górnika, ze może zasypać.
Ryzyko zawodowe. Żal, ze zdobyli i nie wrócili.
Nie nam oceniać, czy brawura, czy nieprzygotowanie, czy przypadek.
Fakt. Stało sie.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 18:41
Ktoś wstawił idealnie pasujący kawałek Grubsona
A ja już nie mogę, ryczę jak głupia 3 dzień z rzędu. Najgorsze jest to, że nigdy już się nie pozna prawdy czy to był do końca ich wybór czy może presja grupy. Ale, tego tematu chyba lepiej nie roztrząsać, chociaż chciałabym to sobie wszystko wytłumaczyć... I znaleźć jednak sens
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 19:01
Tomek był młody, ale widać, że miał "łeb" na karku. Wiedział, co robi, i myślę, że to była jego decyzja
http://vimeo.com/33206429

I jeszcze ostatnia notka z jego bloga:
Chciałem napisać coś więcej. o przygotowaniach, o treningu i o wielkich znakach zapytania, ale po prostu nie było kiedy. Czas uciekł przez palce i teraz jestem już w Skardu w samym centrum Karakorum...
Jestem tu i nie mogę w to uwierzyć. Jestem uczestnikiem zimowej wyprawy Polskiego Związku Himalaizmu. To jest coś o czym marzyłem odkąd pamiętam, ale tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że może się to spełnić. I teraz jestem tu, jakby nigdy nic żartując sobie przy stole z Krzyśkiem Wielickim, gościem który jest dla mnie bohaterem. Czuje się tak jakbym był jakimś młodym gitarzysta z początkującego zespołu i zagrał razem z Mickiem Jaggerem i rolling stonesami na pełnym stadionie Wemblay. to chyba dobre porównie🙂

Jutro ruszamy w góry. Kolejna, ale naprawdę wyjątkowa wyprawa życia. Trzymajcie kciuki,bo jest okazja napisać kolejny rozdział historii himalaizmu.  Ale by było...

http://magisterkowalski.blogspot.fr/

Oczy mi się robią mokre, jak to czytam.
Ale widać, że chłopak w swoim krótkim życiu przeżył więcej, niż niejedna osoba dożywająca do 90-tki.
Taką wybrał drogę, i trzeba to uszanować.

JARA, wolę tą wersję, z Narga Parbat:
http://vimeo.com/60282170
Mnie zawsze w takich sytuacjach najbardziej mierzi, że najwięcej do powiedzenia mają laicy, którzy w życiu w żadnych górach nie byli.

Dokładnie. W 2011 bliska mi wówczas osoba zdobyła Makalu. Po zdobyciu szczytu Tomasz i Maciej (cóż za zbieżność imion) mieli poważne problemy z zejściem.
Nikomu nie życzę tego co przeżywa rodzina himalaisty, gdy nie wiadomo- uda się czy nie uda. Im się udało- żyją.

Jak jest na wysokości 8000m wiedzą tylko Ci, którzy tam byli. Zdobywanie szczytu to ich wybór, którzy my tu "na ziemi" powinniśmy uszanować ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Tusia   zośkowo - monologowo mi :)
08 marca 2013 19:24

http://magisterkowalski.blogspot.fr/

Oczy mi się robią mokre, jak to czytam.
Ale widać, że chłopak w swoim krótkim życiu przeżył więcej, niż niejedna osoba dożywająca do 90-tki.
Taką wybrał drogę, i trzeba to uszanować.

JARA, wolę tą wersję, z Narga Parbat:
http://vimeo.com/60282170

Też czytałam jego bloga, straszne fajny, pozytywnie zakręcony facet! ale zarazem profesjonalista.
Miałam kiedyś kolegę, byliśmy razem z harcerstwie,  podczas jednej z wycieczek górskich jak już weszliśmy na gore,to Bartek usiadł i powiedział jedno zadnie, które nasz wszystkich zmroziło "Ja to bym chciał zginąć w górach". Mieliśmy wtedy po naście lat. Jakoś obróciliśmy to w żart, jednak parę lat później, Bartek został ratownikiem TOPR, w gazecie nawet czytałam o jego ślubowaniu i sobie tak pomyślał, kurcze, udało mu się robić to o czym marzył, góry ratownictwo etc.
Potem słyszę ze zginął http://koscieliska.pl/kosc_arch/2002/nekrlg/tekst.html . aż ciarki mi przechodzą za każdym razem jak o tym myślę. Ale myślę tak sobie, ze  robił to  kochał, był świadomy zagrożenia, a jednak poszedł....
Myślę że Tomek, jeśli miałby wybierać  jak i gdzie chciałby umrzeć to właśnie tak.
Smutno mi strasznie, bo cały czas jednak wierzyłam ze im się uda... 🙁

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 19:36
16 marca msza w Zakopanem.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 19:47
Tusia, ja takich ludzi podziwiam. I nie chodzi mi o tą łatkę bohater czy nie bohater, nie potrzebuję szufladek. Kochają to co robią, i robią to w 100%. I wiedzą, że żyją, a każda chwila tak przeżyta jest wyjątkowo cenna.
Bardzo mi przykro, że stało się jak się stało, a z drugiej strony - mogli wrócić cali i zdrowi, i po tygodniu mógłby ich zabić pijany kierowca.
Bardzo lubię te słowa Thoreau:
Za­mie­szkałem w le­sie, po­nieważ chciałem żyć świado­mie.
Chciałem czer­pać ze źródeł życia samą je­go is­totę.
Od­rzu­cić wszys­tko, co nie było nim, by w godzinę śmier­ci nie od­kryć, że nie żyłem naprawdę.


Myślę, że we wspinaniu też jest pewien transcendentalizm, taki osobisty powrót do źródeł.

asds   Life goes on...
08 marca 2013 20:03
Wklejam link do filmu dokumentalnego o wspinaczkach na K2 oraz Everest. Bardzo przejrzyście sa wytłumaczone zasady i niebezpieczeństwa tego zadania.

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 20:05
Szkoda, że nie po polsku 🙁
asds   Life goes on...
08 marca 2013 20:07
Hiacynta, koniecznie!
Właśnie znalazłam "No way down..." na allegro, za całe 24 zeta, kliknęłam "kup teraz" i okazało się, że ktoś mnie uprzedził o kilka nanosekund  🤔




Też się na nia czaiłam za 24zł. Szukam teraz pdf w necie.
Tusia   zośkowo - monologowo mi :)
08 marca 2013 20:40
Ja tez ich podziwiam, może złe słowo, mam dla nich ogromny szacunek. Ale jeszcze większy podziw budzi we mnie bycie żoną, dziewczyną faceta tak zapalonego do gór. Świadomość że zawsze będzie się na drugim miejscu, ze coś niewyobrażalnie silnego ciągnie go w góry. Wielu himalaistów, alpinistów zostawia zony dzieci i idą w góry, dla mnie to jest ciężkie do ogarnięcia i strasznie trudne, Te kobiety muszą ich strasznie kochać i rozumieją ze góry zawsze będą na pierwszym miejscu. Ja bym chyba tak nie potrafiła.....
asds   Life goes on...
08 marca 2013 20:50
Tusia

Ciężko jest to w słowa ująć. Himalaizm to ogromna skala przedsięwziecia. Ryzyko jest ogromne - człowiek wkracza w środowisko które nie jest przystosowane do utrzymywania jakiegokolwiek tam zycia. Ale ludzi ciągnie.....Bo to jest walka. Tutaj chodzi nietyle o pokonanie góry, co własnych słabości.

Ale czy podobnie nie jest też z nami? Wiadomo nasza pasja co prawda nie jest tak epicka jak wspinanie sie na K2, ale my tutaj też podejmujemy ryzyko. KAżdy pasjonat sportów ekstremalnych jest świadom ryzyka. Ty też wyjeżdzaja w teren na koniu nie masz pewnosci że z niego wrócisz cała czy żywa? Tak samo jak każdy przejazd w wkkw czy parkuru w wyższych klasach. Jeden nieszczęśliwy czynnik i koniec.

Tak mi przyszło na myśl po rozmowie z moim tatą. Kilka lat temu jak wróciłam z obozu jeździeckiego po feralnym wypadku ( podbite oko, zdarta skóra z połowy twarzy, 2 krwiaki na piersiasch, 2 krwiaki na udach plus wylew wewnętrzny w prawym udzie) rodzice uświadomili sobie jak naprawde niebezpieczny jest to sport i nigdy nie masz pewności czy z konia zejdziesz sama na koniec jazdy. Mało to dziewcyzn tutaj miało połamane ręce, nogi, wstrząśniania mózgu czy jeszcze gorsze rzeczy...

Ale to wszystko to tylko moje przemyślenia laika jeśli chodzi o himalaizm.

No risk No fun...
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 20:59
asds, dokładnie! Zaledwie kilka dni temu zginął w upadku rotacyjnym francuski wkkwista. I to "zaledwie" w dwóch gwiazdkach. Wariat? Samobójca?
Czy po prostu robił to, co kochał?

Wydaje mi się, że łatwo jest przekraczać granicę. Wychodzimy ze swojej strefy komfortu, robimy krok dalej, i już to "straszne i nieznajome" nie straszy aż tak bardzo, stawiamy kolejny krok. Nie wszyscy tego potrzebują, większość realizuje się zakładając rodzinę, robiąc karierę, czerpiąc radość z małych, choć może i "ważniejszych" rzeczy. Nie wszystkim to wystarczy...
Nie chciałabym się tu w jakikolwiek sposób przyrównywać (zupełnie nie o to mi chodzi), ale jeszcze rok temu w życiu bym nie pomyślała, że teraz będę sama zimą po górach chodzić. A zdarza mi się, i chcę więcej, i więcej, choć to nie zawsze bezpiecznie. Ale tam czuję, że żyję.
Dla jednych to dziwne i nieodpowiedzialne, ale innych - codzienna codzienność. 
ale tak samo my możemy usłyszeć "ale po co Ty jeździsz konno? Przecież można się zabić, albo zrujnować sobie życie i jeździć na wózku (i wkółko wałkowany przykład aktora z Supermena - bo pewnie tylko taki znają) ." Jak miałam wstrząs mózgu to kilka osób sugerowało "no to teraz chyba już nie wsiądziesz na konia?" A ja wsiadłam i znam ryzyko.. i dalej to robię. Nikt nikomu nie może narzucić własnej woli i tyle, ważne że wiedzieli na co się piszą tak jak MY, tyle że ich pasja wygląda bardziej widowiskowo..
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się