Wewnętrzna "blokada"

vanille z Muskatem jest tak, że kombinuje "zniecierpliwiony", jak na którejś z kolei przeszkodzie powtarza się schemat: dojazd, rzucenie wodzy i odstawienie łydek, samodzielna decyzja konia o skoku i zazwyczaj spóźnienie się chłopaka z ciałem na przeszkodzie. Koń próbuje ratować, ale w końcu też się  denerwuje i przestaje skakać. Potem ja krzyknę, chłopak się pozbiera i wystarczy jeden dobry skok, żeby Muskat wrócił do normy.
Co do małych skoków, próbowałam, ale do metra jest ok, problem zaczyna się powyżej - taka "miarka w oczach". Skakaliśmy już zazwyczaj parkury ok 120-130 cm, w możliwościach konia to się mieści spokojnie, chłopaka też. Teraz natomiast ten drugi wyraźnie się boi - i na razie stoimy na poziomie metra. Gorzej, że metrowe oksery też już są od czasu do czasu powodem "rzucenia wodzy". Mam wrażenie, że to taki totalny regres, bo chłopak nie wierzy w siebie. Uważa, że spadł z Muskata, bo źle jeździ  🤔wirek: , i taki narastający kompleks wcale mu nie pomaga.

Ostatnio skakałam na Muskacie bez wodzy po to, żeby uprzedzić taką ewentualność na parkurze, więc koń jest prawie że przygotowany na wszystko... W weekend pojadą zawody, ale na szczęście niskie - LL do L włącznie, chłopak niby wierzy w siebie, ja będę obok... Przed pierwszym ich parkurem przejadę wyższy konkurs, "przepchnę" konia i liczę, że to coś da.
Trzymajcie kciuki - zawody uczelniane, więc nie da się z nich "wypisać" tak łatwo i oby dobrze poszły.
xxmalinaxx no to faktycznie trudna sprawa. Jeszcze jak sobie ktoś (zwłaszcza facet) wbije do głowy, że jednak nie jest dobry w tym co robi to ciężko przekonać, że jest inaczej. W sumie może pojechanie dobrze tych zawodów będzie miało jakąś wartość terapeutyczną i tam znów nabierze pewności siebie. Może jak zobaczy siebie na tle innych to uwierzy w swoje możliwości i umiejętności. Na pewno potrzeba czasu, tak jak pisała Faza. W każdym razie życzę powodzenia w pokonywaniu tej blokady no i przede wszystkim na zawodach!
JullqaMówisz o stajni Trotter-Anka. Gdzie są konie takie jak Nefryt, Horpyna(p.Wojtka), Esauł(coś w tym stylu).
xxmalinaxx nagraj jego przejazd o ile dasz radę. Pokaż mu potem film (o ile, jak mówisz kwestia tylko głowy, nie techniki) cały czas chwaląc. Może to pomoże?

Dorosły facet to nie to samo co dziecko ale takim pozamykanym daję raz na jakiś czas zadanie na granicy ich możliwości. Tak żeby musieli się przełamać, musieli pojechać najlepiej jak potrafią lub skoczyć wyżej niż do tej pory. Jeśli zadanie zostaje wykonane (tak dobieram konie żeby było) poczucie pewności siebie w dziecku rośnie niesamowicie. Nie powtarzam tego zbyt często bo zazwyczaj wykonanie pozostawia dużo do życzenia. Ale mi nie chodzi wtedy o technikę, tylko o wiarę w siebie.
xxmalinaxx, a ja Ci powiem, że chyba doskonale wiem o czym mówisz, niestety. Spokojni i na luzie jeździłąm sobie zawody N, N1, w domu skacząc na jeszcze sporo trudniejszych wysokościach i najazdach. Potem nastąpił dzień X, wypadek na zawodach i było po mnie, włąściwie straciłam cały sezon halowy na uporanie się ze swoją "blokadą". Wyglądało to mnie więcej tak jak wynika z twojego wpisu. Nie byłam w stanie doprowadzić konia do przeszkody, nie było mnie,a  wręcz byłąm skłonna własnoręcznie zatrzymać konia. Problem z początku występowałam nawet na mini "popierdółkach" pod metr, o zliżeniu sie do czegoś powyżej nie było opcji. Ile to było walki z samą sobą, stresu i nawet płaczu to chyba tylko ja i trener wiemy. Tylko u nas był jeszcze dodatkowy problem, bo koń tez się "zablokował".
Do rzeczy, jak sie z tego podnosiliśmy. Po pierwsze spokojnie, bez naciskania. Wszystko skakane ze wskazówkami żeby odskok absolutnie nie zaprzątał moich myśli. Głównie pojedyncze przeszkody ze wskazówkami właśnie. Najpierw stacjonaty, potem tez oksery. Stopniowo wyżej. Potem stopniowo dodane szeregi. Potem zabrane wskazówki, ale drągi znowu niżej do około metra właśnie. I tak sobie pracowaliśmy aż coś zaskoczyło. Aż w końcu znowu byłam pewna i świadoma tego co i jak robię. 
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
01 kwietnia 2013 18:34
basia16816 tak dokładnie.
Wow, nie liczyłam aż na taki odzew 😉

vanille poniekąd mam taką nadzieję, bo Muskat to taki trochę profesorek w skokach i liczę, że "przewiezie" go spokojnie i bezpiecznie przez jeden, no może dwa pierwsze parkury, a potem chłopak sam się pozbiera i finałowe konkursy pojedzie już myśląc, kierując tym koniem. Może wtedy blokada zniknie.
Nie dziękujemy - nie zapeszamy - ale kciuki mile widziane  :kwiatek:

kamykokrowka nie, technika jest ok, zasadniczo od czasu do czasu skacze lepiej technicznie niż ja, a różnica doświadczeń to jakieś plus minus 3-4 lata startów i treningów dłużej w moim przypadku... Nagrywałam go, to niewiele daje. Teraz natomiast muszę skupić się na treningach, zamiast na kamerze...
U mnie jest tylko jedno "ale" w przypadku opisanej przez Ciebie metody - ja mam jednego konia do skoków, nie mogę mu dobierać koni. Gdy miałam jeszcze pod opieką dwa inne, któregoś razu wsadziłam go na bardzo ładnie współpracującego młodziaka, bał się już wtedy, że nie da rady, ale sama jazda bez skoków okazała się dobrym pomysłem, bo po pierwszym kwadransie kręcenia się w kółko wokół mnie dogadali się i pracowali już samodzielnie, bez moich wskazówek co 5 kroków.
Co do zadania na granicy możliwości - przeszło mi to przez myśl, choć na razie pozostaje w sferze marzeń, na razie skupimy się na małych wysokościach, bo żeby dotrzeć do tej granicy - musiałabym postawić dobry okser 130-135 cm, a tego, wiem na pewno, na razie nie skoczy. Chyba że "stworzymy" częściowe granice, typu: tyle jestem w stanie zrobić dzisiaj, więc spróbuję o 5 cm wyżej. Wtedy to ma sens.

Klami tak właśnie nieświadomie pomyślałam o Tobie, o tym co pisałaś swojego czasu, że miałaś kryzys.
Ale jest mały problem. On panicznie boi się tych wskazówek. Skupia się na drągu, zamiast na przeszkodzie, przez co kiedy nie trafi w drąg, nie umie już zareagować i skok jest ratowany przez konia. Powodem jest to, że on od połowy najazdu "rusza" na ten nieszczęsny drąg, jakby tam leżał rów z wodą 5-metrowy, i choćbym nie wiem jak tłumaczyła, zawsze chociaż ta ostatnia fula jest dociśnięta, po co, on sam nie umie powiedzieć.
Drągi bez przeszkód, drągi z koziołkami, taki rzeczy jeździ jak człowiek, bez rzucania się na to, z wymierzeniem, spokojem. Problem pojawia się, kiedy za drągiem/drągami stoi przeszkoda wyższa niż to 70-80 cm, wyższa niż koziołek. Nie wiem jak przejść przez to, na razie najlepiej sprawdza się koziołek jako wskazówka, czy raczej pierwszy człon mini szeregu, wtedy obydwie przeszkody są "równie ważne" i dojazd jest spokojny. :/
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
02 kwietnia 2013 13:18
Tak jak obiecałam, muszę się wam pochwalić.  😎 W piątek na 16.30 jestem umówiona na jazdę w nowej stajni. !  🙂 <SJK Pasja>  😅 Już po samej rozmowie z P. Danusią - instruktorką wywnioskowałam, że jest ona bardzo, ale to bardzo sympatyczna. :> Opowiedziała mi o każdym koniu, powiedziała jak dojechać i w ogóle...no i teraz tylko czekać na piątek.  😀 Jeszcze raz dziękuję wszystkim którzy przekonali mnie do tego, że zacząć jazdę w innej stajni.  :kwiatek:
xxmalinaxx może sam fakt, że patrzy na niego ktoś poza Tobą zmusi go do ogarnięcia się, trzeźwego myślenia i dania z siebie jak najwięcej. W każdym razie na kciuki możesz liczyć zawsze, daj znać jak było 🙂

Jullqa super! Mam nadzieję, że będzie to zmiana na lepsze i będziesz zadowolona z tego wyboru. Ja czekam w piątek na relację jak było!  🏇
xxmalinaxx, a pomyślałaś, że on może zwyczajnie - nie nadaje się na skoczka?
Każdy prawie skaczący kiedyś tam "łapie" uraz, przestaje skakać intuicyjnie. I musi mieć taką konstrukcję zarządzania emocjami, żeby w racjonalnym czasie sobie z tym poradzić (przy pomocy, jasne). Z twojego opisu widzę człowieka, którym rządzą emocje - a skoczek taki nie powinien być. Jeśli nawet teraz sobie poradzicie, wkrótce problem się powtórzy - bo do intuicyjnie poprawnych reakcji nie ma powrotu, jeśli raz "poszły biegać". Szkolenie musi przywrócić krok po kroku zarządzanie reakcjami ciała w warunkach stresu. "Pomroczność jasna" u wyżej skaczącego zawodnika nie ma prawa występować. Tzn.  - bywa, ale wtedy zawsze jest d*.
.
Dla mnie kluczowa jest kwestia nacisku psychicznego, jeśli pojawia się jakiś zewnętrzny przymus, ktoś mówiący, że tu i teraz powinnam skakać takie a nie inne przeszkody, to ja jestem automatycznie na nie. Dopóki sama nie czuję się gotowa na podjęcie danej decyzji, nic i nikt nie jest w stanie zmusić mnie do tego. Może czasem lepiej odpuścić sobie na jakiś czas i samemu zastanowić się czy przedmiot blokady jest dla nas ważny i chcemy o niego walczyć? Jeśli chęć pokonania problemu nie idzie od nas samych to trener/instruktor niewiele pomoże.


Vanilka trafiłaś w samo sedno. Ja w kwestii nacisku reaguje dokładnie tak samo i to nie tylko podczas jazdy konnej ale ogólnie w życiu też. Zmuszanie mnie na siłę do galopu przyniosło zupełnie odwrotny skutek. Byłam totalnie zablokowana, nie mogłam się wyluzować. Po prostu nie poświęcono mi odpowiedniej ilości czasu (nie ma się co dziwić przy 7konnym zastępie). Zwykle moja jazda polegała na stępowaniu, kłusie anglezowanym, próbie zmuszenia mnie do galopu (poganianie mi konia wbrew mojej woli), moje zablokowanie się i reszta jazdy w kłusie anglezowanym/ćwiczebnym. Po odpuszczeniu mi i po kłusie ćwiczebnym (jak już czułam, że dobrze siedzę) byłam gotowa żeby może jednak spróbować ale wtedy był już koniec jazdy i stępowanie. I tak mijały kolejne zajęcia. W nowej stajni od razu powiedziałam instruktorce w czym leży mój problem. Nie naciskała mnie. Przez pierwsze pół godziny robiłam różne ćwiczenia rozluźniające, różne figury, potem dużo kłusa anglezowanego, ćwiczebnego. Po pół godziny sama już chciałam spróbować zagalopować i pamiętam, że przegalopowałam dwa pełne okrążenia. To był dla mnie ogromny sukces i od tamtej pory nie mam już z tym problemu.
Ludzie są różni, niektórych faktycznie trzeba przycisnąć żeby poszli dalej ze swoimi umiejętnościami. Na innych (np. na mnie) to zupełnie nie działa - przynosi wręcz przeciwny skutek.
Vanilka, no dokładnie. Zauważ: praca prawie od podstaw 🙂 + własne przekonanie wewnętrzne, własna determinacja.
Natomiast co do "nacisku zewnętrznego" to kluczowe jest, czy rozmawiamy o sporcie, czy o rekreacji. Bo w sporcie właśnie o to (m.in.) chodzi, żeby uzyskiwać wyniki pomimo(!) dyktatu okoliczności: start tu i teraz, na takim a nie innym parkurze/koniu, jak najlepszy wynik. I do tego trzeba się zahartować. Przyzwyczaić do presji.

Natomiast jeśli priorytetem jest własna frajda - pole manewru ogromne.
Tak czy siak - histeryczny jeździec nie sprawdzi się w sporcie a własnej frajdy też nie będzie miał (tylko nerwy). Więc trzeba rozwiązać problem (metody dobrać indywidualnie) albo... dać sobie spokój.
We wpisach xxmalinaxx przeszkadza mi, że nie wiemy jakie jest nastawienie i potrzeby samego zainteresowanego (o ile w ogóle Jest zainteresowany): czy chce czasem sobie coś skoczyć z przyjemnością i frajdą, czy potrzebuje konkretnych wyników sportowych (konkretny termin zawodów etc.) Bo wiemy, że zależy... xxmaliniexx 🙂, a co do podopiecznego, to wychodzi, że ma... hmm... "motywację nieustaloną" 🙂. Ważne jest wiedzieć czego się naprawdę chce - od tego zależy sposób postępowania.
vanille też tak myślę, ambicja robi swoje 😉 Na pewno napiszę.

halo przepraszam, że to powiem, ale chyba gdzieś się nie zrozumiałyśmy - skąd wytrzasnęłaś człowieka rządzonego emocjami? On ma 21 lat, w tym wieku nie jest się jeszcze statecznym i doświadczonym pod każdym względem, i chyba żaden młody zawodnik taki nie jest. Myślenie, to jedno, i myśleć skoczek musi, z tym się zgadzam. Ale B. myśli. A emocje na dobrą sprawę nic do tego nie mają. Sama jestem bardzo nerwową osobą, skakałam różnymi końmi wyżej, niż chłopak obecnie i raczej to, co jeździłam, jeździłam dobrze. Konstrukcja psychiczna niewiele tu mogła zdziałać - byłam bardzo młodą i głupią nastolatką, koniki buntowały się malowniczo, a mimo to dawaliśmy radę. W ogóle powiedzenie, że skoczek musi być spokojny, to się nadaje na stereotyp...
Gdyby się nie nadawał do skoków, pewnie ktoś by to powiedział. Tymczasem właściciel jego konia nr 1, ja - właścicielka konia nr 2, trener, znajomi, wszyscy mówią to samo - że ciężko o kogoś, kto szybciej łapie skoki i lepiej się rozwija. Chyba nie jest tak, że wszyscy w koło mydlą mu oczy, to ja mogę być tą najmniej obiektywną osobą, bo wiadomo - więź emocjonalna - ale reszta?
Co do powtarzalności - no nie wiem. Były problemy z wieloma rzeczami na początku, jak na przykład skoki w terenie, skoki przez szerokie przeszkody, wszystko w końcu z pomocą z dołu mijało i nie wracało nigdy więcej. Według mnie to bardziej szok spowodowany upadkiem z konia, którego uważał za remedium na wszelkie swoje błędy.
Twoja interpretacja pasuje bardziej do mnie, jeżeli chodzi o moją blokadę sprzed lat  🙄 , ale do tej sytuacji nie pasuje mi nijak. I fakt, że ja do dzisiaj do każdego tripla dojeżdżam jak na szpilkach, no ale skaczę, odruch warunkowy zatrzymywania konia pokonany.

Co do dalszej części posta - gdyby nie chciał skakać, no to po co bym szukała wyjścia, pisała to i kombinowała? Nie wiem, dla mnie to wynika samo przez się 😀 Mnie zależy na tym tyle, co nic: koń pójdzie zawody ponad program, chociaż priorytetem jest co innego, ja będę musiała załatwiać milion rzeczy z tym związanych i jeszcze pojechać parkur w celu "przepchnięcia" zwierzaka (frajda jak frajda, wyrosłam już z frajdy w jeżdżeniu konkursów, w których wygram flo i zdjęcie do ramki, jeszcze nie w swojej dyscyplinie), a na dodatek ta przyjemność kosztuje mnie sporo czasu. Serio, gdyby jemu nie zależało, to emocjonalnie pewnie bym go pożałowała i konika dała na treningi, żeby coś tam jeszcze poskakać choćby nisko, ale nie pakowałabym się w to, albo grzecznie poprosiła, żeby skakał rzadziej i mniej, dopóki na drugim koniu nie odzyska pewności siebie. Bo mnie to nic nie daje, a wręcz zabiera. Czas, pieniądze, wysiłek konia.
Problem jest taki, że B. bardzo chce, zrobiliśmy dzisiaj postęp i przyznał się, że po prostu boi się o konia, że zrobi mu coś, jeżeli odskok będzie trefny i wpadną w przeszkodę. Nie o siebie, nie przeszkody, nie wysokości, a o konia. Jakiś krok do przodu.

Vanilka dziękuję Ci bardzo za Twój post, bo weszłam teraz i przeczytałam go, i poniekąd okazało się, że faktycznie nasze przypadki pokrywają się mocno - tu też chodzi o zepsucie konia, tyle, że "mechaniczne". Co do nacisku: przejadę pierwszy parkur, ale założenie jest takie, że chcielibyśmy te zawody po prostu ukończyć. Bez presji wygrywania ani takich rzeczy. Zasugerowałam takie wyjście, żeby jednak nie jechał. Uparł się jechać - myślę, że to dobry znak. Gdyby strach przerastał jego ambicje, pewnie jednak by nie opierał się tak przed rezygnacją.

I co Wy na to?
Staram się wytłumaczyć mu, że koniowi nic nie będzie, bo bydlę nie jest głupie i wpakować się w przeszkodę łatwo nie da. Powoli trafia do niego, że ma po prostu jechać równym tempem i nie przeszkadzać, ale też nie zostawiać Muskata samego. No i przyznał się w końcu do tego, co go gryzło.
xxmalinaxx, no to problem mamy jednak troche inny. W moim przypadku pomogły wskazówki właśnie, bo eliminowały to co mnie paraliżowało. Mianowicie niepewność czy będzie ok, czy znowu (jak na tych feralnych zawodach) wpakuje konia w środek przeszkody i sie poturbujemy, a koń się zatnie do reszty. Po tej kraksie zniknęło u mnie to o czym pisała halo, automatyczne naturalne reakcje i swoboda tego działania. Był za to stres, gubienie się i kompletny brak właściwych reakcji, za to wahania od paniki po całkowitą bierność. Dzięki wskazówkom nie musiałam o tym myśleć, bo wskazówka dyktowała odskok, dyktowałą reakcję. Aż znowu stopniowo nabrałam pewności i intuicyjnych reakcji bez konieczności analizowania i gdybania, na które przeciez nie ma czasu atakując przeszkodę.
xxmalinaxx, skąd "wytrzasnęłam człowieka rządzonego emocjami"? Ano z opisu, że, żeby nie wiem co, to on z drążkami "nie może", bo... Co to za sportowiec, który wybiera się na poważne (w każdym razie związane z ambicją) zawody a nie potrafi wykonać/odmawia wykonania prostego ćwiczenia?
Dzięki za rozjaśnienie, że mu zależy, że ambitna bestia. Troska o konia też jest odmianą strachu, też jest emocją. Nigdzie nie pisałam, że jeździec ma być spokojny 🙂, ba! nawet nie - opanowany. Ale dorosłym jeźdźcem (21 lat to już nie dziecko) nie mogą rządzić nawet silne emocje. Tej trudnej sztuki się wszyscy uczymy, na tym polega kompetencja skoczka - że on rządzi emocjami a nie emocje nim. Dobrze, że jest ten temat - bo tu widać, że to wcale takie proste i "ojtam ojtam" nie jest.
Na moje - żadne deklaracje pt. "pojadę tak i tak, będę o tym pamiętać" nie gwarantują, że tak faktycznie będzie. Do nieintuicyjnego sposobu reagowania trzeba się solidnie wdrożyć, do poziomu "bułka z masłem" - inaczej może wyjść... klęska i dopiero będzie kłopot.
Nie ma co ufać deklaracjom. Sprawdzaj na bieżąco co się dzieje, monitoruj postępy - czy "osiągają gotowość startową".
Z ambicjami to jest tak, że czasem pozytywnie niosą człowieka - i wtedy jest wielka radość, ale w przypadku niepowodzenia - większe kłopoty. Rozkład szans - chyba fifty-fifty.
Zaniepokoiło mnie to o skokach z drążkami, o "niemożliwości" - bo właśnie nie ma lepszego ćwiczenia na zaufanie sobie, że się koniowi kuku nie zrobi, na zaufanie - koniowi, na wyćwiczenie reakcji nawet gdy coś "idzie nie tak".
Osobiście jeźdźca, który nie kontroluje tempa najazdu (bo emocje) nie puściłabym nawet na LL, ani takiego, który zostawia konia samemu sobie, biernej "lalki", ale "to nie moje małpy".
Macie jeszcze trochę czasu - życzę szybkiego przywrócenia poczucia kompetencji.
halo mylisz pojęcia. Nie napisałam, że odmawia wykonania ćwiczenia. Wykonuje je tyle razy ile ma nakazane. Ale mu nie wychodzi i zniechęca przez to.
Co do rządzenia emocjami, oczywiście, ale tego trzeba się nauczyć latami ćwiczeń. Nie oczekiwałabym tego po skoczku jeżdżącym skoki lat 5, a co dopiero po chłopaku - który zabrał się za to 1,5 roku temu. Napisałam, że jego doświadczenie jest jeszcze niskie. Doświadczenie = także sposób jazdy na parkurze, a w tym panowanie nad sobą. Ale nadal nie widzę, by na parkurach 100-110 (a takie startujemy, choć na treningach stoi wyżej) przekładało się to na ogólny wynik. Może to rzecz konia?
Co do kontroli nad tempem konia, odsyłam Cię do zawodników rangi Grand Prix - 3/4 z nich w ogóle nie panuje nad końmi w stopniu większym niż możliwość nakierowania ich na przeszkodę i mniej więcej wyznaczenia miejsca odbicia. Nie puściłabyś, rozumiem to, niemniej mój koń już niejedną małpę przewiózł i nauczył, a B. nie jest najgorszym przypadkiem - sama byłam trudniejszym. Poza tym liczę na to, że skoro przeszkody do metra skaczą w ogarnięty sposób, to na zawodach nie zmieni się to nagle w magiczny sposób. Jak pisałam, problemem są przeszkody wyższe.
Nie dziękujemy, nie zapeszamy. Postępy są monitorowane, koń też nie wierzy, bo od czasu do czasu próbuje przyspieszyć albo się rzucić z daleka, i gdy napotyka wreszcie (!) choć namiastkę oporu, to wzajemne zaufanie rośnie. Oby tak dalej.
Co do kontroli nad tempem konia, odsyłam Cię do zawodników rangi Grand Prix - 3/4 z nich w ogóle nie panuje nad końmi w stopniu większym niż możliwość nakierowania ich na przeszkodę i mniej więcej wyznaczenia miejsca odbicia.

Z całym szacunkiem, ale .... padłam i chyba długo nie powstanę.
xxmalinaxx, napisałam "nie potrafi wykonać/łamane przez/odmawia". Skoro "nie wychodzi" to "nie potrafi"? Reszty nie skomentuję.
Skoro wszyscy jesteście tacy utalentowani - z pewnością sobie poradzicie, czego szczerze życzę.
edit: bo wyszło chyba ostrzej niż chciałam  😡 Po prostu się martwię i nie jestem tak optymistycznie nastawiona jak ty. Każdy jeździec zawsze może walnąć z każdego konia. W zeszłym roku można było obejrzeć jak z konsekwencjami użerał się Kevin Staut, ówczesny lider PŚ. Tylko - doświadczony jeździec jest z tym "opcykany", z początkującym (bo 1,5 roku skoków to nadal początkujący) dużo trudniej, gdy dopiero pierwszy raz reakcje ciała zaczynają rozchodzić się z tym, czego się oczekiwało po sobie. Powstaje taka sytuacja: "duch wprawdzie ochoczy, ale ciało mdłe", ciało (układ nerwowy, mózg) "produkuje" nieadekwatne reakcje i wcale niełatwo sobie z tym poradzić, czasem tym trudniej im lepiej wszystko wychodziło wcześniej. Konia też - nazywasz niemal profesorem, a z opisu, no, wszystkich warunków "profesora" nie spełnia. Może masz rację, może entuzjazm przezwycięży trudności (oby), ale w razie W licz się z "planem B" - bo gwarancji nie ma.
Przy innej okazji mój trener powiedział tak: "Jeśli początkujący złapie uraz, to dobrze, jeśli poradzi sobie z nim przez pół roku, a przez drugie pół będzie znowu odbudowywał się od zera do wyjściowego poziomu. Jeżeli zaskoczy (a wcale nie musi). Tak - rok do powrotu do pełnej formy należy uznać za sukces."
O "nawracających problemach" - nie miałam na myśli dokładnie tych samych, na tym samym poziomie, tylko takie "ciągle coś": następny opór, i następny.
Klami ja tak uważam, kto inny nie musi 😉
halo jak już pisałam, nie zrozumiałyśmy się do końca. Mam wrażenie, że z góry potraktowałaś nas jako dziecinadę, stawiającą sobie górnolotne cele kosztem konia i własnego zdrowia. Pamiętaj, że poza tym co ja piszę i co ja proponuję, nad całością czuwa b. doświadczony, zajmujący się od wielu lat sportem dzieci i młodzieży trener, więc aspekt psychologiczny jest tutaj oglądany z każdej strony. Moje rozważania - m.in. na forum - to tylko jedna z dróg, których efekty potem nieśmiało proponuję, nie wszystko zostaje zaakceptowane.
Napisałam, bo czasami błyskotliwa myśl z zewnątrz to jest to, czego nie dostrzeże ktoś patrzący na treningi na co dzień - taka zasada sprawdza się np. przy konsultacjach z obcymi trenerami, dlaczego więc nie miałaby mieć szans na powodzenie w przypadku forum? Wielokrotnie spotykałam się z rzuconymi przypadkiem radami, które potem, przekazane trenerowi, bywały przyjęte z okrzykiem: tak, to właśnie to! I dlatego też drażni mnie trochę, jeżeli ktoś zakłada, że osoba pisząca w takim wątku jest albo bardzo niedoświadczona, albo nie ma instruktora/trenera i uprawia dzikie jeździectwo na dziką kartę 😀
Co do konia, wszystkich warunków nie spełnia, zgoda, ale koniem do nauki na tym poziomie jest dobrym. I właściwie cała ta sytuacja to jest głupi przypadek, który zdarzył się w niewłaściwym miejscu i czasie, i bez konkretnej przyczyny. Szansa, że się wydarzy, wynosiła mniej więcej 1:100. Też długo borykałam się z tym zastanawiając, czy Muskat w ogóle jest dobrym koniem dla B., ale potem doszłam do wniosku, że skoro zna go i ufa mu mimo wszystko, chcąc dalej na nim trenować (dużo znanych mi osób w takim momencie zmieniało konia na dłuższy czas), to warto dać mu szansę.
Plan B, oczywiście, że jest. Nigdy nie zakładam, że wszystko wyjdzie w 10000%. Jadąc na swoim koniu czworobok, który jeździłam tysiąc razy i tysiąc razy ćwiczyłam, i wszystko właściwie wiem co i jak, i koń idzie z pamięci, no też nie zakładam, że wyjdzie. Bo koń to zwierzę, nikt do końca nie przewidzi, co mu może się ubzdurać.
Niemniej optymistycznie jestem nastawiona, bo pesymizm - nic tu nie da. Wolę mówić: "na pewno świetnie sobie poradzisz", niż jak znany mi instruktor do swoich zawodników: "eee, będziesz miała/miał trąbę na trójce". Realizm, inna sprawa. Jakiś na pewno jest, bo gdyby nie było, to nie pisałabym tego wszystkiego i nie myślała, tylko zamknęła się w "będzie dobrze".
xxmalinaxx, zgadza się - rzucony przez kogoś pomysł może się sprawdzić, choć w takim przypadku na odległość skrajnie trudno cokolwiek rzucać, bo kluczowe jest to, co dzieje się na bieżąco: poziom "wyzwania" versus kondycja emocjonalna w danej chwili itd.
Faktycznie, nie zrozumiałyśmy się, bo nie myślałam o "zielonym" poziomie, nijak to z twoich opisów nie wynikało. Tylko czasem w głowie się nie mieści, jak głupi przypadek może cofnąć w rozwoju. Był jeździec - nie ma jeźdźca 🙁 A drogi "recovery" są dwie: "na przełamanie" albo bardzo stopniowe budowanie pewności siebie od minimum. I żeby to było tak, że jedna z nich jest słuszna - ale jednego dnia może być, a drugiego - ta druga 🙂 Abo nawet na jednej jeździe.
Już pisałam, że temat jest mi, niestety, bliski. Bo po doszczętnym podeptaniu przez konia miałam nie blokadę a fobię 🤣 25 lat temu 🙂
Moja obecna podopieczna była bardzo utalentowanym skoczkiem. Dość powiedzieć, że w pół roku od zaczęcia treningów od zera zrobiła II klasę, naprawdę. Wtedy juniorzy N-ki na styl jeździli na II. Potem myśmy się przemieścili, ona "złapała" jeden, drugi uraz, jeszcze dopadła ją ciężka choroba. Nadal jeździ, fajnie, z werwą - ale do takiej swobody jak kiedyś nie udało jej się wrócić. Od czasu do czasu robi "dziwne rzeczy". Nie było komu jej skutecznie pomóc w kluczowym momencie. M.in. dlatego jestem zdania, że takie "głupoty" trzeba przepracować maksymalnie porządnie i poważnie jak tylko się da.
Ty zaczęłaś odpowiadać na zasadzie "tak, ale". Aż strach cokolwiek napisać 🙂
"Evergreeny" na zniesienie blokady są dwa: właśnie drążki, jeśli jeden się nie sprawdza, nawet na 1 foule, to kilka, żeby para na pewno wchodziła w skok prawidłowo, albo długie rytmiczne szeregi zaczynając od mini-krzyżaczków do przegalopowania. No i miks jednego i drugiego 🙂 Tak czy siak to "chwilę" trwa. Co nie znaczy, że nie można z powodzeniem i dodatkiem pewności siebie przejechać jednych, drugich, nawet dziesiątych zawodów. Można. To się udaje. Atmosfera zawodów "niesie". Ale nie udaje się bez końca. Uraz nie przepracowany solidnie sprawia, że gdzieś, kiedyś - mleko się wylewa.
Kiedyś był jeszcze jeden sposób - delikwenta puszczało się na duży steepl 😀, jak przeżył - podobno uraz mijał. Ale dziś steepli już nie ma 🙂
O matko, pomysł ze steeplem przyprawia mnie o gęsią skórkę. Odpowiadam "tak, ale", bo mam taką naturę 🙂 Dzięki za to, co napisałaś, Twoja historia też pozwala mi na to spojrzeć inaczej. Forum jest pomocne... Nawet na odległość.
.
Z przyjemnością to napiszę - mamy za sobą pierwszy przejazd!
To ja okazałam się "czarną owcą" i chyba będę od tej pory znana jako jeździec [jeżdżący] bez głowy, bo i tak to wyglądało, koń dostał trochę świra i cieszę się, że nie spadłam z niego po drodze, bo plan pokonania parkuru miał dobry, ale mnie w nim nie uwzględnił...  🤔wirek:

Tymczasem B. poradził sobie super! Jechał naprawdę ładnie i płynnie, próbę ucieczki z trudnej przeszkody świadomie udaremnił i nawet odległości wszystkie pasowały... Skończyliśmy ten pierwszy parkurek z jedną zrzutką, bo próba ucieczki spowodowała nieczysty odskok na szerszy okser i Muskat zawadził zadem. Niemniej - zadowolenie jest. A pewność siebie u jeźdźca rośnie - kilka decyzji na parkurze było naprawdę dobrych i śmiało wprowadzonych w życie. Oby tak dalej.
Jutro jedziemy dalej... Tym razem już beze mnie jako "przedskoczka". Prosimy o kciuki 🙂
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
05 kwietnia 2013 18:43
Właśnie wróciłam z nowej stajni. 🙂 Jestem BARDZO, ALE TO BARDZO ZADOWOLONA. Na jazdę dostałam cwaniaczka, Nestora których nowych jeźdźców sprawdza i zaliczyłam przyjemną kąpiel błotną/  🙄 Potem miałam pewne opory i wgl. ale wzięli mnie na lonże i tam wyszło szydło z worka - nic nie umiem, kompletnie. W poprzedniej stajni gó*** mnie nauczyli.  😕 Ael naprawdę tutaj jest dużo techniki, tłumaczenia, pokazywania i przepisuję się tam. 😀 Naprawdę wielkie dzięki, że mnie do tego przekonaliście. ;D :** <3
xxmalinaxx to super, że chłopak zachował zimną krew i udało się mimo wszystko przejść cały parkur. Oby to był początek powrotu do dawnej formy. A póki co - trzymamy kciuki za jutro i czekamy na równie pomyślną relację 🙂

Jullqa cieszę się, że podoba Ci się w nowej stajni. Ja też swego czasu doznałam takiego przerażającego odkrycia pt. 'nic nie umiem' (a przynajmniej nieproporcjonalnie mało do ilości wyjeżdżonych godzin). Z tym, że u mnie to wyszło dosyć przypadkowo (nie miałam wówczas planów odnośnie zmiany stajni) - po prostu wsiadłam ot tak na konia w innym miejscu niż dotychczas jeździłam i byłam sama, a nie w zastępie. Od tamtej pory spojrzałam trochę bardziej krytycznym okiem na swoją stajnię, sposób prowadzenia zajęć itp. Niecałe 2 miesiące później byłam już gdzieś indziej i to była jak do tej pory moja najlepsza 'jeździecka' decyzja  🏇
vanille i jest - jeszcze lepsza 🙂 Dzisiaj na czysto, piękny parkur. Jeden skok był mocno wypracowany, bo... z miejsca (efekt stawiania linii na 4 i pól fuli, na 6 i pół, itd, itp  🤔wirek: ), ale udany 😉 Na rozprężalni powiem szczerze, miałam już moment zwątpienia, ale na szczęście tylko ja 🙂
A dzisiaj jechaliśmy już 100 cm.
Jutro finał - trzymajcie kciuki, żebyśmy dostali się do drugiego nawrotu i ukończyli już bez żadnych pkt karnych, na dobrym miejscu 🙂
xxmalinaxx hahaha, skok z miejsca to już nie byle co! Nie każdy takie cuda potrafi  🏇 wielkie gratulacje no i powodzenia podczas najważniejszego przejazdu! 🙂

A tak odnośnie wewnętrznych blokad... może nie był to jakiś mój wielki problem ale jednak nie byłam nigdy wcześniej w terenie na małym koniu. Zawsze jakoś wolałam na dużych bo mimo wszystko wydaje mi się, że ciężej z nich spaść i ich ewentualne niespodziewane reakcje (które na otwartej przestrzeni mogą się zdarzyć) też łatwiej wysiedzieć. A dzisiaj zaliczyłam swój pierwszy raz na maluchu i to takim całkiem... SZETLAND  😁 ale galop był o wiele przyjemniejszy niż się spodziewałam  😍
hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 12:27
Macie pomysły, żeby odblokować strach przed jazda na oklep? Jeździłam kiedyś na młodej hucułce po wybiegu, wystraszyła mi się i poleciała tak, ze ona w lewo, a ja w prawo i leciałam tak z 2 m i prosto w płot uderzyłam.. Wsiadam nieraz, ale nasze konie mają dość niewygodne kłusy, bo szybkie, lekko wybijające, a że wykłębione, bo trochę mają już latek to już zupełnie tracę równowagę, bo spinam się cała.. Galop jeszcze jakoś przeboleje, ale przejście z galopu do kłusa, czy z kłusa do galopu to po prostu masakra. A moim marzeniem teraz to jechać na oklep w teren, nie tylko na kłusa, ale na galop po ściernisku np.. Ale zaraz mam wizje, że koń się wystraszy czegoś w polach, pocwałuje jak to mają w zwyczaju i mnie zgubi po drodze..  😡
Hucuły cwałują? Naprawdę jestem ciekawa.
hszonszcz, nie masz żadnej blokady, masz zdrowy instynkt smozachowawczy. Na koniach, które pod jeźdźcem "mają w zwyczaju cwałować gdy się wystraszą" jeździć na oklep w teren to nietrafiony pomysł.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się