System opieki zdrowotnej

moj lekarz opowiedzial historie, jak to na nowym druku recepty, ktory w kodzie kreskowym zawiera wszystkie jego dane,  dodatkowo sa one wydrukowane na recepcie, byla niewyrazna pieczatka. i pacjetnt ze zlamaniem, zostal poinformowany, ze leki przeciwzakrzepowe zostana mu wydane pelnoplatnie. nie, ze pieczatka jest niewyranzna, ja dam panu na 2 dni, a pan przyniesie nowa, wyrazna recpete. nie, facet zaplacil 400 zl (ponad) za dwumiesieczna dawke.
dempsey   fiat voluntas Tua
20 stycznia 2013 03:35
mam wrażenie że przyszłość należy do prawników specjalizujących się w szarpaniu z NFZ  🙄 (bo chyba jedyna rada poza pokornym płaceniem to pozywać w sytuacji takiej jak ta i podobnych)
czyli doszliśmy do absurdu
Nie dempsey, twój doktor nie koloryzował. 200 zł za błędną receptę. ( nie za niesłusznie naliczoną refundację) A błędna recepta to TAKŻE taka, na której są literówki. Fundusz zrobił z receptami taką jazdę, że osobiście wolę pacjentowi przepisać lek pełnopłatny i wiedzieć, że fundusz nie przyjdzie do mnie na kontrolę, niż ryzykować lek ze zniżką i liczyć się z kontrolami.
Już kiedyś opowiadałam, jak przyszła kontrola do koleżanki pracującej w poradni. Najsumienniejszej z nas, najbardziej zasadniczej i obowiązkowej! Kara wyniosła, nie pamiętam, coś koło 60 tysięcy.  😲 Nie wiem jaką karę by mi naliczyli.  😲 Wolę się nie przekonywać.
I tak jak pisałam- ukarana została właśnie za jakieś ABSURDY, a nie za to, że zrobiła coś źle. Niewyraźnie coś napisała w historii podczas wizyty? Według funduszu nie należy się już lek ze zniżką. Nie napisała ile opakowań leku wypisała? Nie należy się lek ze zniżką. Nie napisała na koniec wizyty kodu z diagnozą? ( która to diagnoza- schizofrenia, nie zmienia się od lat na tych wizytach, jest na każdej stronie i na okładce i wszędzie się powtarza) Nie należy się lek ze zniżką. Opakowanie olanzapiny to około 150 zł, schizofrenik dostaje ją za 3 zł. Nie napisałam kodu z numerkiem podczas wizyty? Fajnie. I 147 zł płacę ja.
A pacjentów przyjmujesz 20 w ciągu dnia. Razy 5 dni= 100 w tygodniu. Razy 20 dni w miesiącu? Robi się 2 tysiące chorych w miesiącu. Policz to razy miesiące i lata pracy i wychodzą naprawdę fajne liczby. Wpada fundusz, chwyta jakieś stare historie i ogląda sobie coś tam wstecz sprzed 2 lat.
Zagwarantujesz, że zamiast rozmawiać z chorym, myśleć co mu w lekach zmienić, prowadzić z nim terapię, to ty sumiennie wpiszesz wizytę idealnie tak, jak sobie fundusz to wyobraża? Kiedy w międzyczasie wpadają osoby bez numerka, którym "nagle gorzej" i błagają o przyjęcie? Nie jesteś w stanie prowadzić dokumentacji idealnie tak, jak oni sobie to wyobrażają. Zawsze gdzieś wpadniesz na czymś, choćbyś się starała i myślała tylko o tym, a nie o pacjencie.

MASAKRA

Podsumowując. Pracując prywatnie nie podpisałam umowy z funduszem. Leczę lekami pełnopłatnymi. Pacjentów mam mniej, ale spokojną głowę o kary.
Pracując w poradniach. Są leki na depresję, nie refundowane na 100 % i takie np piszę. Nie piszę tych ze zniżką 30%, bo się po prostu boję kontroli. Nie stać mnie na takie kary. Jedyne co, to szukam najtańszych tych na 100% i za każdym razem pytam pacjenta czy jest w stanie wydać tyle i tyle na lekarstwo.
Lipa.
Tak jak ja postępują WSZYSCY moi koledzy i koleżanki. Właśnie po tym, jak fundusz pokazał w naszym szpitalu jak wygląda kontrola. Powtarzam- u najsumienniejszej i najbardziej zasadniczej koleżanki. Takiej, która na pewno nikomu komu się nie należy nie napisze niczego ze zniżką.

edit- jest jednak wyjście na taką kontrolę. Podobno jak wpadnie fundusz skontrolować mnie, NIE ZGADZAM się na kontrolę i ich wyrzucam za drzwi. Wtedy fundusz podobno karze mnie zabierając mi umowę z funduszem i przez 2 kolejne lata nie mogę jej zawrzeć. Jeśli to prawda ( tak mi mówił szef) to lepsze to, niż płacić 60 tysięcy.  😅

I mówię jedynie o jazdach z receptami.
Nie mówię o zbyt małych nakładach na diagnostykę. A TO jest najgorsza bolączka naszej służby zdrowia.
Ludzie płacą jakieś tam składki. Twierdzą, że duże.( Patrząc na inne państwa- podobno jednak u nas są małe) i oczekują licznych badań niezbędnych do diagnozy. Natychmiast, od ręki i wszystkich.
A nam życie pokazuje, że się po prostu NIE DA. BO NIE MA. ( przykład ostatnie oczekiwania Tani badań w kierunku świńskiej grypy. Że się nie robi. A powinno wszystkim chorującym na grypę. Sprawdziłam. Koszt ok 160 zł. No NIE DA SIĘ z tej puli którą się ma. I wszystko.)

I tu jest największy zonk naszej służby zdrowia. A nie w receptach.
Opiszę celowo w drugim poście jak ja to widzę. Żeby nie mieszać dwóch spraw.

Pacjent wymaga jakiejś tam diagnostyki, bo coś się niepokojącego dzieje.
Idzie do rodzinnego- ten odsyła do szpitala, chory przechodzi więc przez SOR. Lub nie idzie do rodzinnego, bo się nie może dostać- i w końcu woła karetkę, jedzie na SOR. Oczekuje, że tam go dokładnie zdiagnozują. Zonk.
Bo SOR-y jednakże nie są od tego. Gdyby były od takich diagnostyk- zatykałyby się. I zatykają się. Żeby się nie zatykać, a wyrobić i żeby im chorzy nie umierali na korytarzu, przepychają chorych na oddział. Dyżurant jeśli przyjmie, to se zatka ostatnie 4 wolne łóżka. Więc stara się odesłać. Pobadać i odesłać. Czasami się uda pobadać dobrze, a czasami się nie da, bo nie ma warunków ( sprzętu, specjalistów)

Pacjent wraca do rodzinnego z zaleceniem kontynuacji diagnostyki. Rodzinny wysyła do specjalisty do poradni. Kolejka za 5 miesięcy. Czemu? Już katija napisała. Czemu specjalista ma pracować za stawki takie same jak kierowca, skoro gdzie indziej dostanie stawkę wyższą? Idzie tam, gdzie dają więcej.
Pacjent czeka. Rodzinny mógłby coś sam z łaski swojej zlecić. Ale raz- że oszczędza, a te badania są drogie, a dwa- weź się i do niego dostań? ( siedzę czasami u rodzinnego więc wiem jaki meksyk. Mam porejestrowane osoby co 10 minut a i tak wchodzi DRUGIE TYLE błagając o przyjęcie. Jestem szybka, to przyjmuję. Bo przecież TO JA muszę napisać lek na nadciśnienie, pielęgniarka nie może- bo fundusz upierdoli po kieszeni jak się dowie) Więc zapitalam tak, że ledwo wyrabiam, myśląc cały czas o tym, żeby dobrze napisać recepty, bo nie chcę za nie płacić. A przecież miałam się zająć myśleniem i diagnozowaniem naszego potrzebującego, odsyłanego chorego. Niedobrze, niedobrze...

Ja to od środka widzę tak. Za małe stawki na leczenie, przy takich oczekiwaniach jakie ma naród. Przykro mi. NADAL za małe!
Za mało lekarzy wszędzie. Nie tylko specjalistów w poradniach. Rodzinnych za mało, przy takim nałożeniu na nich pracy, jakie jest teraz.
(teraz moja bolączka- My np musimy pracować w oddziale na zmiany, żeby ułożyć grafik. Wyobrażacie sobie pracę na psychiatrii na zmiany? Sobota, niedziela wolna, w poniedziałek noc, po nocy wolne, wpadam w środę. Jak mam prowadzić psychiatrycznie chorego, skoro widziałam go prawie tydzień temu? Idąc na noc, mam go wyciągać z łóżka i terapie mu prowadzić? )

Jeśli jest za mała pula kasy i za mało pracowników, to się po prostu NIE DA żeby pacjent był zadowolony. I to nie lekarz jest ku**as tylko cały ten system źle działa. ( abstrahując od tego, że oczywiście bywają głąby i nieroby) Ale ten system jest do bani i naprawdę ciężko zrobić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Takie mam obserwacje.

Tunrida, ja Cię doskonale rozumiem, ale  😉 ja uważam, że to, co się stało z receptami stało się słusznie. Z mojego punktu widzenia.
Pies sercowiec. Dostaje leki, gość se czyta, co to za leki i idąc do lekarza, prosi go o dopisanie do jego recepty, po co ma płacić za wizytę temu zdziercy weteryniarzowi. Lekarze dopisywali. I mieli leki refundowane dla psów na NFZ.
Dlatego powtórzę - jak dla mnie realizacja recept i patrzenie na to, co lekarz pisze, jak najbardziej za.
A to, że jak zwykle u nas bywa, przekracza to granice absurdu i są kary za literówki, no to standard.

No ale patrz pokemon. Z tego punku widzenia ci pasuje i wcale się nie dziwię. ( mi się akurat nigdy taka sytuacja nie zdarzyła, ale rozumiem, ze tak było, skoro o tym piszesz)
Ale jak ci rodzinny kazał zapitalać do specjalisty po zaświadczenie, że twoja astma nagle nie wyparowała, bo inaczej nie da ci twojego leku ze zniżką, a do alergologa/pulmunologa termin masz za pół roku, to już nie było dobrze, nie?
A rodzinny wystawiając recepty na lek ze zniżką bez tego zaświadczenia ryzykuje, że w razie kontroli zapłaci sam za twoje leki. Więc się broni.

Wyobraźmy sobie, że ty idziesz w kolejkę do specjalisty i że dopchałaś się krzycząc i awanturując, mimo, że terminy na kilka miesięcy do przodu. Teraz siedzisz i kwitniesz 3 godziny, żeby dostać swój papierek.
A specjalista nie może przyjąć dziennie np więcej osób niż 8 bo tylko tyle mu fundusz zakontraktował. I siedząc sobie po papierek blokujesz termin kobiecie, która się właśnie dusi i wymaga pomocy speca.
Dusi się? Spec zapchany? No to idzie kobieta na SOR. Tam jej dadzą steryd w żyłę i znów odeślą do specjalisty. Bo SOR nie jest ani od diagnozy, ani od leczenia na stałe. A do specjalisty nie ma jak. Zostaje prywatnie. A prywatnie też źle, bo prywatnie.

I tak to się kręci, A raczej NIE kręci. Bo nie ma jak się kręcić, skoro to wszystko jest do bani.
O tak, z tamtego punktu widzenia też mi nie pasowało  😂
Jak mi cerber w przychodni dla dzieci powiedział, że miejsc nie ma, to też mnie szlag trafił. I spytałam się - to co, moje dziecko ma umrzeć, albo dostać zapalenia płuc. Cerber skwitował to "nie umrze, nie umrze". Najpierw próbowałam się dodzwonić do 3 PRYWATNYCH lekarzy.
Ja widzę tylko czarną dupę w naszym polskim szpitalowie.
Kaszlę, prycham 4 tydzień. I mnie to irytuje.
Jednak najbardziej IRYTUJE mnie troskliwe pytanie/gadanie kogoś z bliskich:
-Dlaczego ty do lekarza nie pójdziesz? To tak długo już..... Powinnaś jakieś badania zrobić..... Albo się prześwietlić....
Jakieś chyba są skuteczne leki..... Powinnaś........ Nie bagatelizuj sobie, powikłania to poważna rzecz.....

I śmiesznie i strasznie, co?
Do jakiego ja dzisiaj lekarza trafiłam 😲 Do tej pory jestem w szoku.

Drugi dzień mam wysoką gorączkę (podchodzącą pod 39), ogromny katar, ucisk w zatokach, gardło zawalona, węzły chłonne bardzo powiększone, czerwone, boli. Krtań boli, ledwo mówię, dzisiaj zaczął się kaszel. Poszłam przed południem do przychodni, przyjęła mnie nowa pani doktor. Obejrzała mi gardło, stwierdziła 'rany boskie, ależ ma pani ogromne migdały! No ten lewy to gigantycznie powiększony, nie myślała pani o wycięciu?' Zmierzyła mi temperaturę- 37,8. Przepisała sinupret, kazała płukać gardło Listerine i..chodzić do pracy 😲 😲 😲 😲 😲 🤔 🤔 🤔 🤔  Tak się zastanawiam..czy to normalne..? 🤔
Może to jakaś nowa metoda leczenia. Zbijanie gorączki pracą? ( może jej się druki ZLA skończyły? Albo skoro nowa, to się jeszcze nie zorganizowała i druków ze sobą nie wzięła?) Idź jutro do innej po zwolnienie.
tunrida, niestety ona bedzie do konca miesiaca dyzurowac w naszej przychodni. Moge sprobowac sie przepisac do drugiej przychodni, bo skoro ta lekarz zostaje na dluzej, to sie troche boje 🤔 Dobrze, ze pracuje zdalnie, jakbym byla na etacie to co, urlop mialabym wziac? Bulic 120 zl na prywatna wizyte..?
dempsey   fiat voluntas Tua
08 maja 2013 09:48
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13794666,_W_toalecie_sadu_lekarz_mi_powiedzial__Pani_syn_jest.html?as=1

wydaje mi się, że to bardzo ważny wywiad.
jego pierwsza część jest przerażająca a druga - jeszcze bardziej..

czy jest szansa na zmiany? czy jedna zdeterminowana i zrozpaczona prywatna osoba może skutecznie zmienić realia w środowisku? co trzeba zrobić aby ją wesprzeć?

Gagulec   Mistrz lokalny
09 maja 2013 12:48
Wiecie co... Bedac w Polsce widzi sie jak kazdy marudzi na nasz sluzbe zdrowia etc...
Po przyjezdzie do UK modle sie, zebym tu na nic nie zachorowala. Sluzba zdrowia w Anglii to jakas zenada.
Wszyscy lekaze sa 'oh lovely, nice and sweet' a o leczeniu nie maja pojecia. Na wszystko daja parecetamol (byly przypadki, ze osoba majaca zawal dostala po prostu paracetamol na cos tam). Moj facet mial powazna infekcje rok temu, nie przebadali oczywiscie dokladnie, jedynie omacali w roznych miejscach i dali antybiotyk na cos zupelnie innego niz mu dolegalo, oczywiscie o lekach oslonowych nikt tu nie slyszal... Koszmar. Do tego w spzitalach ciezko sie dogadac np. z pielegniarkami po angielsku, bo praktycznie nie mowia (indianie etc.).
Paracetamol wykracza też za granice UE. Ostatnio znajomy opowiadał mi, że w Norwegii jest tak samo.
Indianie???  👀
Gagulec   Mistrz lokalny
09 maja 2013 13:59
No Ci z Indii 😀, Indusi? 👀
Tu sie ich nazywa Ciapaci 😀.
Za cholere nie moge zrozumiec jak do mnie mowia -.-'
Hi!Hi!
Dedykuję Ci:

Mam to samo z synem, tyle lat za granicą i efekty.
Cały czas mówię, że w Polsce chcemy mieć wszystko i najlepiej za darmo i patrząc na to jak małe płacimy składki na służbę zdrowia w porównaniu do innych krajów, to MAMY w tej cenie naprawdę bardzo dużo.
Tyle, że mój głos się nie liczy, bo jestem po tej złej stronie.
Ale dokładnie tak jest, że osoby przebywające poza granicami Z REGUŁY nie są zadowolone z tamtejszego leczenia. Wiadomo, że wszystko zależy. Można trafić super, a można trafić źle. Tak jak i u nas. Ale ogólnie większość jednak twierdzi, że w Polsce z leczeniem jest lepiej.
tunrida, wg moich doswiadczen osoby korzystajace ze sluzby zdrowia za granica z reguly SA bardziej zadowolone niz z polskiej (Niemcy, Szwecja, USA).

1,5 roku temu w podobnych okolicznosciach jak Jas, zmarl na sepse moj brat. Zdrowy i wysportowany 36 letni facet, ojciec dwojki dzieci. Bratowa tez przekonali, zeby poszla juz do domu. Poki byla na miejscu, prosila, zeby sie nim zajeli bo nie sie nie kwapili. Nastepnego dnia bylam z nia w szpitalu, pierwsze co uslyszalam to to ze nie moge dostac dokumentacji bo cos tam cos tam. Ja wtedy nie bylam skora do klotni z oczywistych wzgledow, i oni w razie bledu na tym koniku jada. Nie wiem, czy blad byl ale wiem, ze cos bylo zawalone w tej dokumentacji.

Zauwazcie, ze mama z artykulu dostala kopie dokumentacji od razu, dzieki uczciwemu lekarzowi, czyli zanim zdazyli zrobic szachermacher i dlatego W OGOLE jest sprawa i jest sad. Potem slowa rodziny niewiele znacza, liczy sie to co w dokumentach. Tak, ze porada taka: bierzcie dokumentacje bo macie prawo, a jak bardzo nie chca dac, to widac jest cos na rzeczy, i nawet wezwijcie policje.

Staram sie rowniez, nie chodzic do lekarza sama, i miec towarzystwo (swiadka w razie czego) bo tez mam przykre doswiadczenia, jak bezczelni potrafia byc niektorzy lekarze kiedy nie ma swiadkow. Albo sa ale z branzy..

Na koniec, zeby nie bylo, spotykam w 90% przypadkow swietnych albo rewelacyjnych lekarzy ale co z tego skoro nigdy nie wiem kiedy trafie na przedstwiciela pozostalych 10.
m.indira   508... kucyków
13 maja 2013 12:11
umarłam dziś...
jakiś czas temu spotkałam znajomego chirurga ortopedę, który stwierdził że z moimi łapskami trzeba zrobić znowu porządek ale juz tak na 100%
kazał załatwić to i to, iść tu i tu i z wynikami do niego, uprzedził lojalnie, 4 miechy nie Twoje na załatwianie... ok myślę
w dobrej wierze ide do rodzinnego po skierowanie do przychodni, dostałam bez zmrużenia oka, rozpoznanie na skierowaniu, zespół cieśni garstka obu rąk z przewagą prawej 😉
z tym skierowaniem do przychodni, jest połowa kwietnia, dostaje termin na 13 maja, czyli dziś... Rano zjawiam się bo kolejkę czas zająć...
w końcu zostaję przyjęta, ale w duchu sobie myślę że idę po następny pewnie świstek...
siadam wiec na krześle jak na przesłuchaniu i czekam aż pan lek się raczy mną zainteresować...
nie popatrzył na skierowanie, ale spytał co mi jest, więc mówię-cierpną mi ręce, palce... które palce? Wszystkie- odpowiadam
-Hmmmm
zainteresował się skierowaniem
-Trzeba zrobić rtg, nadgarstków...
-Ok - mówię, ale dodaję, kilkanaście lat temu miałam wypadek z łokciem...
-To łokieć tez prześwietlić trzeba...
i zaczyna pani pielęgniarka
-Musi pani iść do rodzinnego po skierowanie na rtg
-???
-Bo takie mamy procedury, On pani wypisze skierowanie, Pani zdjęcie zrobi i przyjdzie do nas...
-To mam iść się zarejestrować?
-Ja Panią wpiszę
i podaje mi kartkę na kiedy mam przyjść z rtg, data wywołuje mi uśmiech na ustach- 17.06
pojechałam wiec do rodzinnego, wchodzę i mówię co i jak, ten pyta o nazwisko lek, bierze tel i dzwoni
coraz większe miałam oczy jak słyszałam jak mój lek tamtego delikatnie mówiąc jebie
pouczył go przy tym co powinien zrobić i co zaordynować, a nie wydziwiać z rtg, bo gdyby była przesłanka do bólów od kręgosłupa to w skierowaniu by to zaznaczył bowiem sam jest chirurgiem od 40 lat i nie jest debilem
potem okazało sie że nie jestem jedynym takim przypadkiem odesłanym od tego lek do rodzinnego
cóz, tak czy inaczej rtg mam zrobić łokcia tylko, jak to ujął rodzinny; masz wymóc na nim usg i przepływówkę, w innym wypadku sam sie tam pofatyguję...
do 17 więc mam wolne 😉

Szczytem był już przypadek o którym opowiadał mi rodzinny, jak stwierdzony ostry brzuch(wyrostek) wysłał do szpitala, by pacjentka zgięta w pół wróciła do gabinetu po godzinie z zaleceniem zrobienia leukocytozy u rodzinnego, gdzie punkt laboratorium nie posiada 😉

Polaku!!! Lecz się sam...
Opowiem wam coś, bo się wkurzyłam. Niby wiadomo, jak to działa, ale jak się spojrzy na jednostkowy przypadek, to wkurzenie jakieś wyrazistsze...

Dziewczyna diagnozuje się neurologicznie (póki co nie wiadomo, co jej jest).
Ma do zrobienia z krwi: witaminy B12 i D3, przeciwciała ANA i ANCA + badanie w kierunku boreliozy.
I co proponuje lekarz (pracujący w szpitalu)? Położyć się do szpitala  😲 Na pobranie krwi  😵

Jasne, lepiej wziąć pacjenta na 3 dni (choćby dwa miały być fikcyjne - chyba taki jest plan) i dostać kasę... Bo przecież nie ma powodów, dla których nie można by było zrobić tych badań ambulatoryjnie? Dziewczyna godzi się na tę szopkę, bo to dla niej jedyna szansa zrobienia tego na NFZ. No rzesz...
Jak nie klnę, to będę. Nosz kur......a! Upadłam na kolano, zrobiłam prześwietlenie, na szczęście nic nie było złamanego, chociaż lekarka przepowiadała złamanie rzepki. Robiłam okłady i wierzyłam że wszystko będzie ok. Niestety nie ma tak dobrze, w kolanie zaczął zbierać mi się płyn, poszłam do internisty, dostałam skierowanie do chirurgii urazowo - ortopedycznej z instrukcją że w poradni powinni zrobić mi USG kolana. I tu zaczynają się schody, nie stać mnie na prywatne wizyty, szczególnie że prawdopodobnie nie będzie to jedna wizyta. Do ortopedy na fundusz, terminy najbliższe na połowę sierpnia 🤔, gadanie z lekarzami nic nie daje, kolano robi się dziwne, chlubocze jak idę. Po prostu wyć mi się chce, jestem w kropce bo wychodzi , że jak nie chce mieć problemów z kolanem, muszę iść prywatnie.
No musisz 🙁 Gdy po szpitalu dostałam skierowanie do poradni nefrologicznej na cito - najbliższy termin przypadł w okolicach roku 🙁 Nie było, że boli, trzeba było chodzić prywatnie, jedyne 150 PLN za 5 min. wizyty, co 2 tyg. Z tym, że z rozwalonym kolanem się żyje, a bez nerek - nie.
No nic, spróbuję jeszcze poszukać ortopedy na fundusz, może się uda, a jak nie to zostaje tylko prywatny. Po co ja płacę te składki?
Żeby było na drogie leczenie innych osób,którym się należy wszystko i natychmiast i na najwyższym poziomie. ( pijaków np)

Rano pisali, że ograniczają przyjęcia pacjentów onkologicznych w Bydgoskim Szpitalu, bo kończą się limity na ten rok.  🤔

Wczoraj oglądałam jakiś program, że w Irlandii leczą dziecko z jakimś poważnym zespołem genetycznym. Choroba nieuleczalna i śmiertelna. Wydłuża przeżycie podawanie leku. Jedna ampułka koszt 3 tysiące euro, podawana raz na miesiąc? Zastanawiam się, czy u nas jest refundowane takie leczenie?
Nieraz patrząc na ten nasz świat( jak sami sobie to wszystko zorganizowaliśmy)  mam nieprzepartą ochotę kupić bilet na prom do innej galaktyki.
Tak to jest.
Składka zdrowotna to ok 250 zł. Razy 10 miesięcy- 2,5 tysiąca. Rocznie około 3 tysiące na niby twoje leczenie, tak?
Czyjaś doba na OIOM-ie to koszt nawet do 4,5 tyś złotych. Leży taka osoba np miesiąc ( ostra trzustka z powikłaniami np) , bo i tak bywa. Koszt leczenia- 30x4,5= 130 tyś. Zmniejszmy do 90 tyś. Więc trzeba by 3 tysiące z roku składek pomnożyć aż przez 30 lat, żeby się zwróciło takie leczenie.
A przecież ten nasz OIOM-owy człowiek korzystał w ciągu tych 30 lat ze zniżek na leki refundowane ( niektóre są refundowane bardzo mocno, np Insulina- zamiast 100 zł płacisz 19zł- i tak przez wiele lat), z wizyt u rodzinnego, z badań, z wizyt w poradniach, był kilka razy na pogotowiu, na SOR-e.
No....więc sam na to wszystko nie zarobił ze swoich składek.
I korzysta z cudzych składek.

Medycyna się rozwija. Leczymy coraz lepiej, skuteczniej, niestety często drożej. Ludzie żyją dłużej. Nowsze procedury, techniki, leki. Coś tam tanieje ( zwykle starsze techniki), ale nowsze techniki są droższe. Chcemy lepiej, więcej, szybciej. Bo świat idzie do przodu.
Nie wiem czy nie jest po prostu tak, że chcemy więcej niż dajemy na to.


tunrida,  to co piszesz  to prawda, tyle że ja rzadko, bardzo rzadko korzystająca z naszej kochanej służby zdrowia,  chcę iść do specjalisty z powodu kontuzji, w terminie nie zagrażającym odpadnięcia mi giry a tu... gucio. No nic, jutro szukam dalej, może ktoś się zmiłuje.
Wiem i rozumiem, że masz poczucie niesprawiedliwości, żalu i wkurwienia. Płacisz systematycznie, nie korzystasz, a jak musisz skorzystać bo nagle cierpisz, to nikt ci nie chce pomóc, bo "brak terminów" i zostajesz sama ze swoim problemem.
Ujęłaś to jak najbardziej trafnie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się