Sprawy sercowe...

sęk w tym że on kompletnie nie rozumie tego, że mi NA PRAWDĘ nie w głowie zdrady i hulanie, oraz zabawa czyimś kosztem. byłam zdradzona po ponad dwóch, prawie trzech latach związku. dowiedziałam się w brutalny sposób. przez smsa koleżanki laski, z którą poprzedni mnie zdradził. w smsie było jasno napisane, a dodatkowo wzmianka o aborcji wynikłego dziecka z tej zdrady. i jedno i drugie niestety się potwierdziło. to był prawdziwy szok i cios w serce.
mój obecny o tym wszystkim wie. ale nadal nie rozumie... czy te chłopy to na prawde takie nie domyślne?
dajesz mu przyzwolenie, aby sprawdzał każdy twój krok.
ciężko mi cokolwiek poradzić, bo nigdy bym się na takie rzeczy nie zgodziła. Cenię swoją niezależność i mój mężczyzna musi to szanować. Tak, jak ja szanuję jego niezależność czy prawo do posiadania spraw, o których mnie nie informuje.
widzisz, ja jestem taka z natury. uległa. jak taki kundelek trochę podporządkowuję się i już. on ma prawo do wszystkiego i czasem tego prawa nadużywa co mnie martwi.  ja natomiast chyba gdzieś sama zgubiłam szacunek do własnej osoby. po drodze dość konkretnie się chyba pogubiłam. nigdy nie było takiej sytuacji, że ja mówię, że gdzieś ide i coś robię. ja zawsze pytałam czy mogę. sądziłam, że to jest w porządku, skoro jesteśmy razem. nie wiem dla czego tak to jest, że moje sprawy i moje problemy zawsze zwalam na dalszy plan i je zmiatam pod dywan. teraz jestem w takiej kropce. Ba! w kropie, nie mam ani komu się wyżalić, ani za bardzo też nie umiem, bo nigdy tego nie robiłam. a czuję potrzebę.
chce widzieć w tym wszystkim jakąś szansę. nadzieja umiera ostatnia. tylko czy to ma sens?
Averis   Czarny charakter
09 maja 2013 19:36
nigdy nie było takiej sytuacji, że ja mówię, że gdzieś ide i coś robię. ja zawsze pytałam czy mogę.

To jedna z najsmutniejszych rzeczy jakie tu przeczytałam 🙁 Jak Ty siebie traktujesz...
czy to ma sens tego Ci nikt nie powie. Dopóki ty wierzysz, że ma sens to będzie mieć.

Myślę, że powinnaś się skupić bardziej na swojej osobie. Ja zawsze unikałam jak ognia facetów, którzy chcieli mnie kontrolować/dosłownie wchodzić z butami w moje życie.
Jeżeli ty nie zadbasz o swoje potrzeby to kto to zrobi? Zapewne nikt. W pewnym momencie będziesz zmęczona tym wszystkim, zadowalaniem całego świata, tylko nie swoich potrzeb. Wybuchniesz z większą siła a M nie będzie wiedział dlaczego.

Zastanów się, co się dla Ciebie liczy, do czego dążysz, czego TY byś chciała. 😉

Averis niestety masz rację.
Może to mój "silny" charakter, ale nigdy do głowy by mi nie przyszło takie zachowanie.
exploited, jak jeszcze między moim chłopakiem a mną było sielsko i anielsko, to o wyjściach/spotkaniach ze znajomymi/wstaw dowolne dowiadywaliśmy się podczas rozmowy przez telefon wieczorem. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że on mnie albo ja jemu robię awanturę, bo spotkał się z kolegami, poszedł do kina czy na imprezę. Przecież na tym związek się opiera, żeby sobie ufać i wierzyć sobie nawzajem mimo odległości 130 km. Gdybyś rzeczywiście biegała od imprezy do imprezy w poszukiwaniu faceta na pociechę, ale kurczę - jogging, wyjście do sklepu?! Czy on Ciebie pytał o zdanie przed wyjściem gdzieś?

Okropna historia z tą zdradą Twojego poprzedniego faceta, za jaja takich się powinno wieszać.  😤
exploited Ma sens. Ale  tylko wtedy kiedy będziesz silna i postawisz sprawę na ostrzu noża. Wiem- bo przechodziłam to samo, a nawet duuużo duuużo gorzej- ile wypłakałam przez to to moje 🤔 Ja sprawę rozwiązałam w ten sposób ( kiedy wykładowca nie mógł zajęć przedłużyć o 5 minut bo " już szłam z innym" :icon_mad🙂 że powiedziałam prosto: kocham  (itp itd), ale dlużej psychicznie nie jestem w stanie znieść tego o co mnie oskarża, gdybym chciała to bym dawno zdradziła i albo NATYCHMIAST się uspokoi albo ja odchodzę 😉 W moim przypadku takie postawienie pod ścianą po roku(!) terroru poskutkowało i problem "nagle" zniknął😉
po tygodniu powoli wracam do życia.

magda, yegua, ash, nine- dzięki za te wirtualne uściski, dają mi trochę siły...

sanna Twoje słowa troche przypominają mi tekst szafirowej, który ostatnio odkryłam zapisany na dysku: "to tak, ze najpierw teskni i mysli sie codziennie, w kazdej chwili, wydaje sie nawet, ze jest jakas czesc mozgu, ktora wydelegowuje sie do tej czynnosci i teskni sobie 'w tle' kazdej czynnosci, kazdej minuty... potem teskni sie juz tylko rano,po przebudzeniu i wieczorem, tuz przed zasnieciem. A potem tylko w 'takich' miejscach, 'tych' sytuacjach i momentach. A po jakims czasie, bo ktos inny ma tak na imie, ktos wspomnial, przysnil sie,zdjecie sie zawieruszylo,jakas rzecz, piosenka... i tak mozna latami."
cały czas jestem na etapie rozpamietywania non stop, że każde miejsce, moment, chwila dnia przypomina mi o nim...  😕

szafirowa czekam z utęsknieniem na ten moment, gdzie zauważę śpiewające ptaki i wschodzące słońce. zdecydowanie trzyma mnie przy życiu moja praca, gdzie mam po prostu przecudownych ludzi, którzy mnie "rozbawiają" jak mogą.
[quote=zen]mery, a rozstanie było potrzebne?[/quote] [quote=szafirowa]Jesli rozstanie bylo dobra, przemyslana, wspolna decyzja (choc IMO zawsze ta decyzja jest bardziej 'czyjas'😉 to trzeba to po prostu przeczekac, pozwolic sobie na ten okres zaloby. W koncu stracilas kogos, kto zdawal sie  byc niezbedna czescia Twojego zycia. Tesknic bedziesz na pewno bardzo dlugo, ale z czasem mniej i mniej. Ktos inny Ci widocznie pisany.[/quote]

no ja się cały czas nie mogę z tym pogodzić, nie uważam, żeby to była wspólna decyzja.  jesteśmy wstępnie umówieni na weekend na spokojną rozmowę. to co było naszym ostatnim spotkaniem zdecydowanie nie da się nazwać "spokojną rozmową". za dużo emocji, łez (z obu stron) i nerwów. strasznie za nim tęsknię, ale też dużo myślę i się zastanawiam czy rzeczywiście to wszystko ma sens... trzymajcie mocno za mnie kciuki, żebym była w stanie uporządkować swoje myśli... 🙁

i serio bardzo Wam wszystkim dziękuję  :kwiatek: :kwiatek:
Mery, bardzo mocno trzymam kciuki aby  - jesli to byla pochopna, podyktowana emocjami decyzja o rozstaniu - zebyscie odnalezli droge do siebie, dogadali sie i aby bylo juz tylko dobrze, ale jesli to ma byc taka rozmowa 'na pozegnanie', to zebys znalazla sily aby spokojnie przez to wszystko przejsc  :przytul:
I - oj tak - Szafirowa swietnie to ujela, dokladnie tak wowczas jest.. :-(
no i właśnie to jest to. kwintesencja mnie, moje przeżycia + odziedziczone (raczej po mamie) skłonności do bycia "matką Teresą". szczerze mam dość problemów i CHORYCH akcji... miałam takowe i mam ich dość. po długim (wg mnie) czasie otrząsnęłam się po poprzednim przejściu. po drodze popełniłam parę błędów, głupot i gaf. nie wiem jak musiałaby być silna kobieta by sobie  z czymś taki poradzić bez problemu. ja miałam dość poważne powikłania psychiczne i długo nie mogłam się pozbierać. pomógł mi właśnie mój Marcin. Moje szczęście. Mój mentor. Który mną potrząsną i otrząsną mnie w najgorszym momencie życia. Jako jedyny nie pytał co jest grane, po prostu był... Ja się zakochałam, pokochałam. Potem wyszła ta jego chorobliwa zazdrość. Walczę z tym i z samą sobą, bo wiem, że mimo wszystko on cały czas jest tym samym człowiekiem którego pokochałam.
Tylko po prostu zaczynam wątpić czy uda im się kiedykolwiek wyperswadować mu to na tyle, by to zauważył.
Każdy kto patrzy na nas z boku myśli "idealna para", "dogadują się świetnie", "dobrali się najlepiej jak mogli", bo tak jest... Gdyby tylko nie ta jego zazdrość :/

Averis spostrzegłam to stosunkowo niedawno. lepiej jmując zaczęłam zauważać... dotarło do mnie parę dni temu. bo codziennie, nawet jak jest dobrze ja mam w głowie, gdzieś z tyłu myśl, czy zaraz coś nie wyskoczy, nie wybrnie, czy czegoś zaraz nie wymyśli. Nauczyłam się myśleć wprzód, tak by wszystko było "cacy: by nie było się do czego przyczepić. Kiedy się tego nauczyłam zgubiłam siebie. Tak bardzo chciałam zapobiec temu co mnie spotkało wcześniej, że chyba zrobiłam sobie jeszcze gorzej...


Teraz mam jeszcze bardziej mieszane uczucia.
Co do niego moje uczucia są pewne. Kocham Go całym sercem.
Lecz... uświadomiłam sobie w końcu, że ja też JESTEM... i czeka na nas rozmowa. i albo on zrozumie w końcu mnie, albo będę to musiała zakończyć, bo już nie mam sił. A tym bardziej nie mam sił na oczekiwanie na kolejne postanowienie poprawy, które po miesiącu wróci do stanu pierwotnego...
przepraszam za post pod postem
Konianka próbowałam tego wiele razy... może niezbyt skutecznie, ale próbowałam. skutek? kal grochem w ściane...
exploited,  albo to zdusisz, albo uciekaj. Kiedyś bardzo się bałam, że zostanę sama. i stworzyłam takiego potwora. wybaczyłam, gdy uderzył pierwszy raz, wyprowadziłam się z domu jeszcze w technikum, do niego zjeżdzałam na weekendy, w tygodniu mieszkałam w internacie. najpierw była zazdrość. pózniej było sprawdzanie wszystkiego, poniżanie i obrażanie, np jak poszłam na 10 minut pod prysznic to miałam kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i stwierdzenia, że się "ku*wię". zakonczyło się na wmówieniu mi, że moja rodzina mnie nienawidzi, że nie mam nikogo, regularnym biciu, szantażach i poniżaniu. bałam się, że znów sobie uroi, że go zdradzam, bałam się iść do toalety, bo jeszcze nie odbiorę telefonu i będzie kłopot. Ocknęłam się, gdy tak mnie skopał, że miałam pęknięte żebra i całe fioletowe plecy. stanowczo za pózno. a też zaczeło się od niewinnej zazdrości.

Zduś tyranię w zarodku, bo chorobliwa zazdrość konczy się okrutnie, facet doprowadza do izolacji, znęca się psychicznie, idzie coraz dalej, gdy ma przyzwolenie. poza tym... po czasie dowiedziałam się, że mierzył mnie swoją miarą, i to on był tym, który sobie flirtował i miał inne kobiety.  Mężczyzna ufający, normalny to niebywała ulga, a nie codzienny stres "co znów mogłam zrobić zle?".
busch   Mad god's blessing.
10 maja 2013 07:28
exploited, jeśli poza tą zazdrością naprawdę nie masz mu niczego do zarzucenia (np. nie jest tak agresywny i toksyczny jak partner Isabelle), to może warto go przekonać do zapisania się na terapię, by przepracował ten problem? Bo nie wierzę, że to po prostu taka cecha charakteru - może ma bardzo niską samoocenę, nie wierzy w to, że możecie być razem i przez to czuje potrzebę nieustannego upewniania się, że nadal jednak jesteście razem? Tak tylko głupio strzelam - ale terapia pewnie by mu pomogła. Pod warunkiem, że spokojnie przyjąłby do wiadomości komunikat, że rzeczywiście jest mu potrzebna 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
10 maja 2013 07:35
exploited, Twoj mezczyzna Ci nie ufa, skrajnie. Wyglada to na jakies zaburzenie, na bardzo niepokojace sklonnosci despotyczne, na urojone prawo wlasnosci w stosunku do drugiej osoby.
W koncu dojdzie do tego, ze albo zamkniesz sie w domu na 4 spusty i zdziczejesz (doslownie), albo nauczysz sie perfekcyjnie klamac i krecic. Jest jeszcze jedna opcja, ktora sie niestety mocno sprawdza- czyli to, o czym wspomnialy dziewczyny- mierzenie swoja miara. Jesli on ma cos na sumieniu, nie jest 'czysty', to automatycznie oskarza Cie o to samo- to naturalne. W kazdym razie zadna z opcji nie jest zdrowa i do zaakceptowania.
Jesli jest jak piszesz- kochasz, czujesz sie kochana i dobrze Wam, jak jestescie razem- to zawalcz, wytlumacz i znajdzie wspolnie rozwiazanie. Ale zawalcz tak, by dotarlo, ze przez swoje zachowanie on niszczy Wasz zwiazek i pozbawia Cie wiary w jego dobre intencje. Niech wyraznie zobaczy, zrozumie, pojmie, ze wina jest po jesgo stronie i on to doprowadzi do konca, jesli sie nie ogarnie. Powodzenia!
:przytul: mery, ściskam w takim razie raz jeszcze.

exploited wybacz ostre słowa, ale zachowanie Twojego faceta jest chore.
Miałam podobnie, tak się nie da żyć!!! Nie rób sobie tego, bo zwariujesz.
Isabelle czasem i u mnie bywa ostro, ale prędzej sobie by coś zrobił niż mi. nie wiem dla czego i czym na to zasłużyłam ale jestem jego sacrum. ręki na mnie nie podniósł i nie podniesie, bo jak wyżej napisałam, prędzej siebie skrzywdzi fizycznie niż mnie. ale tak czy inaczej co ma zrobić 158 centymetrowa kruszynka, kiedy jej facet w ataku furii dosłownie je"nie ręką w ścianę, tak, że aż dziurę wywali? czasem mam obawy, ale zaraz sobie uświadamiam, że mam 100% pewności, że mi nigdy nic nie zrobi. przykro czytać Twoje przeżycia... mam nadzieję, że teraz masz lepiej.

busch strzelałaś i trafiłaś. jest w tym dużo racji, że ma niską samoocenę. jest facetem również z konkretnym bagażem doświadczeń wyniesionym z domu, przez co mniemanie o sobie ma bardzo niskie. ja wyrwałam go z depresji on mnie, tylko różnica polega na tym, że ja w to wszystko uwierzyłam. on nie. rozmawialiśmy często na temat terapii, czy całego problemu jego postrzegania siebie. na rozmowach zawsze się kończy. generalnie tematu nie poruszamy jak jest ok, wychodzi po okresie burzliwym. raz przez łzy powiedział mi, że może faktycznie dla mnie byłoby lepiej gdybym go zostawiła... bo sam nie wierzy, że mu się uda.

generalnie on się stara, bardzo. widzę to często. jednak czasem jest tak, jakby w ogóle nie znaczyło dla niego nic co sam obiecywał, co postanawiał i o co ja prosiłam. a z kolei czasem to sama nie wierzę jak widzę ile wysiłku wkłada w opanowanie się i pohamowanie przed różnymi głupimi odzywkami i podejrzeniami. najfajniejsze jest w tym to, że sam czasem to zauważa i obraca w żart, że "a stary Marcin powiedziałby Ci teraz  cośtam cośtam, ale nowy Marcin się powstrzymuje", daje buziaka i uśmiecha się z radością w oczach, bo widzi we mnie szczęście.

Jeju to jest tak skomplikowany przypadek, że nie da się tego ot tak opisać. To taka składowa różnych powodów, które nakładają się na siebie i powodują te wszystkie zazdrości itp.

A jeśli chodzi o Wasze rady na temat rozmawiania i wyperswadowania, że to nie buduje a niszczy i, że powoli nie daje już rady... Ja to wszystko przerabiałam, tylko działało okresowo i stopniowo wraca stary schemat, aczkolwiek mniej nasilony. Ja jestem zdeterminowana go sobie naprawić.
Hmmm może ta terapia to nie jest taki zły pomysł, ale w naszym małym mieście nie sądzę bym znalazła kogoś sensownego, kto by się takiej terapii podjął.
dempsey   fiat voluntas Tua
10 maja 2013 12:04
ręki na mnie nie podniósł i nie podniesie, bo jak wyżej napisałam, prędzej siebie skrzywdzi fizycznie niż mnie. ale tak czy inaczej co ma zrobić 158 centymetrowa kruszynka, kiedy jej facet w ataku furii dosłownie je"nie ręką w ścianę, tak, że aż dziurę wywali? czasem mam obawy, ale zaraz sobie uświadamiam, że mam 100% pewności, że mi nigdy nic nie zrobi. przykro czytać Twoje przeżycia... mam nadzieję, że teraz masz lepiej.

halo halo! to TEŻ JEST PRZEMOC! tylko nie w dosłownej formie i nie zostawia siniaków..
(pisze ta, co ostatnio w ataku furii walnęła pięścią w ścianę 😉 tylko z powodu mikrej ilości mięśni nie wywaliła dziury..  👀 :icon_redface🙂

a jazdy z kontrolowaniem Twojego życia to z kolei klasyczna przemoc psychiczna jak dla mnie..
przepraszam że sie  wtrącę ale muszę 🙂
Jakiś czas temu narzekałam tutaj na brak facetów no i.... jest 😍
Poznaliśmy się w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach przy okazji ciężkiej choroby naszego wspólnego przyjaciela, z którą ja kompletnie nie mogłam sobie poradzić. Bardzo mi w tym czasie pomógł. Potem zaczęliśmy spędzać jeszcze więcej czasu razem. Wspólne wyjścia, imprezy, wizyty i nagle na domówce ktoś nas spytał "-czy Wy jesteście parą?" rozbawiło nas to niezmiernie ale w nocy, gdy odwiózł mnie do domu ni z gruszki ni z pietruszki powiedział, że to dobry pomysł i może byśmy spróbowali i zgodziłam się a dzisiaj stuknął nam miesiąc. Jest tak 😍
exploited,  pewnie, że lepiej! ocknęłam się pózno, ale jeszcze bez noża w brzuchu (choc klęczenie na szkle i kilka blizn od noża mam). pózniej już mnie tak omotał, że sądziłam, że moja rodzina mnie nienawidzi, jestem śmieciem, a on mnie zabije jeśli od niego odejdę.
też sądziłam, że mnie nie uderzy. zaczęło się od zazdrości i wypytywania gdzie jestem, pózniej kontrola każdej minuty, każdego kontaktu w telefonie, każdego wyjścia do sklepu. najpierw jak był wściekły to tłukł talerze, czy robił dziury pięścią w ścianie. aż w końcu dostałam ja.  polecam zdusić w zarodku, pozmieniać hasła, telefonu zabraniać dotykać, czasem nie odbierać i się nie tłumaczyć, nie prosić o pozwolenie. jesli zaakceptuje i nie będzie widział problemu-dobra wasza. bo nie rozwinie się w tą patologiczną stronę co u mnie.
Averis   Czarny charakter
10 maja 2013 15:11
exploited, nie jesteś dla niego żadnym sacrum, tylko emocjonalnym workiem treningowym. Kiedyś zamiast w ścianie zrobi ci dziurę w głowie. Dziewczyno, obudź się. I wcale nie wyciągacie się wzajemnie z depresji. Tak jakby dwie osoby stojące po szyję w bagnie próbowały się wzajemnie wyciągać za włosy. Gdybyś była dla niego sacrum, to poszedł na terapię. A tak to poryczy, rzuci głodny kawałek o trudnym dzieciństwie i wróci do uszkadzania zabudowy.
desire   Druhu nieoceniony...
10 maja 2013 15:25
Isabelle,  no weź nie gadaj, że z takim brutalo-psycholem żyłaś..  😲 😲 

exploited, nie jesteś dla niego żadnym sacrum, tylko emocjonalnym workiem treningowym. Kiedyś zamiast w ścianie zrobi ci dziurę w głowie. Dziewczyno, obudź się. I wcale nie wyciągacie się wzajemnie z depresji. Tak jakby dwie osoby stojące po szyję w bagnie próbowały się wzajemnie wyciągać za włosy. Gdybyś była dla niego sacrum, to poszedł na terapię. A tak to poryczy, rzuci głodny kawałek o trudnym dzieciństwie i wróci do uszkadzania zabudowy.

Averis, całkowicie się z Tobą zgadzam.
Mysle, ze ogromnym bledem jaki popelniamy w naprawde zlym zwiazku (ja to tez przerobilam)  z ktorego raczej powinnysmy wiac czym predziej, jest rozpamietywanie i kurczowe trzymanie sie obrazu faceta z pierwszej fazy zwiazku - gdzie byl - zazwyczaj -szarmancki, czuly, delikatny, wrazliwy i tak dalej w ten desen. Naprawde malo facetow jest w tej fazie chamami i prostakami - chociaz pewnie i tak sie czasami zdarza, ale to wersja dla masochistek. I potem z faceta wychodzi jego prawdziwe oblicze, bo juz jest czas, ze moze, albo juz mu sie nie chce dalej zabiegac o nas, bo juz nas przeciez ma -  a my wciaz pamietamy jaki byl kiedys dobry i kochany. I wierzymy, ze ten kochany facet wciaz tam jest, ukryty gdzies w srodku, tylko jakies zle okolicznosci, jakies problemy zwenetrzne albo zle czary zamienily nam - oczywiscie chwilowo - rycerza w dupka. I szukamy wsparcia aby sobie jeszcze mocniej ugruntowac przekonanie, ze kiedys bedzie dobrze - tak jak to bylo na poczatku. Tylko niech nam ktos zaklecie podrzuci aby odczarowac to co sie dzieje...
Nie pisze do nikogo szczegolnie, ale jesli ktos dostrzeze podobienstwo, nie sobie przemysli  :kwiatek:
busch   Mad god's blessing.
10 maja 2013 23:25
exploited, nie zrozum mnie źle, nie uważam że ewentualne jego wybryki można po prostu usprawiedliwić jego problemami emocjonalnymi. W końcu każdy z nas ma jakiś bagaż doświadczeń, jeden większy, drugi mniejszy, i to od nas zależy, co z tym zrobimy. Ciężka sytuacja w rodzinie nie jest jego winą, tym bardziej nie jest jego winą to, że miał przez to jakieś problemy z samooceną - natomiast będąc dorosłym, samodzielnym człowiekiem, staje się odpowiedzialny za swoje decyzje, nawet jeśli wpływ na nie miały doświadczenia z dzieciństwa. Wiele ludzi ma np. rodzica alkoholika - ale ważne jest, gdzie każdy z nich 'kończy'; bo część z nich powtarza ten sam schemat (będąc kilkanaście lat później takim samym oprawcą lub taką samą ofiarą), ale część z nich prowadzi normalne życie i zakłada zdrową rodzinę.

Obawiam się, że nie ma takiego rodzaju wsparcia, które Ty mogłabyś udzielić i które pomogłoby mu się trwale zmienić. Ludzie potrafią się zmienić na lepsze, ale nie dlatego, że ktoś im powiedział że powinni. Raczej dlatego, że bardzo chcą się zmienić i ciężko pracują nad sobą. Pytanie, czy u Twojego chłopaka jest szansa na coś takiego. Po tym fragmencie:

generalnie on się stara, bardzo. widzę to często. jednak czasem jest tak, jakby w ogóle nie znaczyło dla niego nic co sam obiecywał, co postanawiał i o co ja prosiłam. a z kolei czasem to sama nie wierzę jak widzę ile wysiłku wkłada w opanowanie się i pohamowanie przed różnymi głupimi odzywkami i podejrzeniami. najfajniejsze jest w tym to, że sam czasem to zauważa i obraca w żart, że "a stary Marcin powiedziałby Ci teraz  cośtam cośtam, ale nowy Marcin się powstrzymuje", daje buziaka i uśmiecha się z radością w oczach, bo widzi we mnie szczęście.

niestety bardziej w to wątpię, niż mnie upewniasz że jednak da radę. To nie powinno tak działać że on się "powstrzymuje" i jeszcze Ci podkreśla, że to dlatego, że jest taki wspaniałomyślny. Nie ma nic wspaniałomyślnego w tym, że powstrzymuje się przed toksycznymi reakcjami. A zmiana powinna spowodować że on zrozumie i uwierzy w to, że taka patologiczna zazdrość jest po prostu jest bez sensu - i nie będzie musiał się przed niczym powstrzymywać.

Może w Twoim mieście nie ma dobrego psychoterapeuty, a może jest - warto się rozejrzeć. Zwłaszcza, że Ty sama też jesteś uwikłana w to wszystko - jako osoba nieustannie podejrzewana o zdradę pewnie nie jesteś w ogóle dla niego 'wiarygodnym źródłem informacji', więc Twoje ewentualne tłumaczenia mogą po prostu nie docierać. Terapeuta jest na zewnątrz tego wszystkiego i być może jemu będzie łatwiej coś zmienić. Tylko najważniejsze pytanie - czy jest co zmieniać? W sensie - czy Twój chłopak naprawdę chce się zmienić i jest gotowy aktywnie uczestniczyć w tej terapii? Bo to, że go wypchniesz do terapeuty, jeszcze niczego nie zmieni - jeśli pójdzie tam tylko dlatego, że go o to poprosiłaś, to może być doskonale zaimpregnowany na wszystkie wysiłki specjalisty.
Tym razem znów ja się melduję i moje pierwsze pytanie brzmi:

Becia23 CZY TY JESTES WRÓŻKĄ?  😁

Nie wdawaj się z nim w żadne gadki-szmatki, żeby znowu nie nadziać się na jego mechaniczną kurtuazję. A przede wszystkim zrozum, że jego "miłe zachowanie" jest tylko wyuczonym, automatycznym zachowaniem i w pytaniach rodzaju "miałaś miły wieczór?" nie ma w rzeczywistości nawet cienia szczerego zainteresowania 😉


Wiem, długo mi to zajęło, ale jeszcze jak usłyszałam od paru ludzi, że właściwie dobrze mu nawrzucałam, to dopiero dzisiaj rano wybrałam się na siłownię.
I teraz kolejne pytanie, jak po czymś takim jak awantura pod klubem, gdzie mu nawrzucałam ile się dało i powiedziałam dokładnie co myślę, on mnie wita z uśmiechem na twarzy, pyta się jak się czuję i tym podobny cyrk? Wychodzę, a on wstaje i z uśmiechem na twarzy rzuca 'do zobaczenia'.

Oczywiście, ze to lepiej niż gdyby miał ze mną drzeć koty, tylko na co ten cały cyrk? Nie lepiej po prostu wykonywać swoją pracę bez tych zbędnych uprzejmych ceregieli, gdzie oboje wiemy jaka jest sytuacja?
Czy to jest kolejny objaw tej k***** fałszywej kurtuazji, cos na zasadzie- ktoś ci pluje w twarz, a ty udajesz, ze deszcz pada, czy może ten typ, którego trzeba opier***** z góry na dół, żeby zrozumiał gdzie jest jego miejsce?

Ludzie dokąd ten świat zmierza  😵
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 maja 2013 14:10
Hahaha, niestety wróżką nie jestem 🤣 (a szkoda!)

Czy to jest kolejny objaw tej kurewskiej fałszywej kurtuazji, cos na zasadzie- ktoś ci pluje w twarz, a ty udajesz, ze deszcz pada

Dokładnie tak.
Też tego nie rozumiem, ja osobiście w takich sytuacjach czuję się lepiej, jak się z drugą stroną po prostu ignorujemy/zachowujemy baaardzo neutralnie, no ale... ale taka jest angielska mentalność 🤔

Dalsze opierniczanie nic nie da, naprawdę nie ma sensu się niepotrzebnie denerwować i unosić 😉 On przyjął do wiadomości co o nim myślisz, ale pozory trzeba zachować! 🙄
Po prostu odpowiadaj mu zdawkowo i krótko, jeden szybki uśmiech i kiedy tylko możesz - nie zwracaj na niego uwagi.
Dalsze opierniczanie nic nie da, naprawdę nie ma sensu się niepotrzebnie denerwować i unosić 😉 On przyjął do wiadomości co o nim myślisz, ale pozory trzeba zachować! 🙄
Po prostu odpowiadaj mu zdawkowo i krótko, jeden szybki uśmiech i kiedy tylko możesz - nie zwracaj na niego uwagi.


Oczywiscie, ze nie mam zamiaru go więcej opierniczać, bo chcą nie chcąc, zeszłej niedzieli dowiedział się wszystkiego co o nim myślę  😂

Chodzi mi po prostu o to, ze spodziewałam sie zupełnie czego innego. wiedziałam, ze nie bedzie robił żadnych scen, bo jest w pracy i takich rzeczy tam robić nie może.  spodziewałam się, ze potratuje mnie jak każdego innego klienta, który tam przychodzi - jak kogoś kogo zupełnie nie zna.
Tymczasem on wcale nie udawał, że mnie nie zna, pełen uśmiech, gadki-szmatki jakbyśmy byli dobrymi znajomymi, bez nawet cienia jakiejkolwiek oschłości czy czegokolwiek! Dla mnie coś strasznego, ja bym tak nie umiała, ale kazdy mierzy swoją miarką  🙄
dziewczyny, musicie pamietac, ze on w tej silowni pracuje - wiec jego obowiazkiem jest byc dla klientow uprzejmy i przyjazny. Nie wyobrazam sobie zeby pracownik boczyl sie na klienta, kimkolwiek/jacykowiek byliby dla siebie w zyciu prywatnym. Prywata to jedno, praca to drugie. Silownia ma specyficzny klimat, przychodza ci sami ludzie, wiec wszyscy sie znaja - jak w stajni. Nie da sie ludzi ignorowac, szczegolnie jak przychodzi sie czesto.
Z drugiej tez strony nie rozumiem, czemu mielibyscie sie na siebie boczyc - cos tam nie wyszlo, ok, ale jak dla mnie jakies wymuszone ignorowanie czy traktowanie sie na zimno jest tak samo wykreowane jak usmiech przyklejony na twarzy. Bylo minelo, zapomnij, mozesz z czystym sumieniem traktowac go jak kazdego innego czlowieka.

Jun,  mam wrażenie, że chciałabyś, żeby był obrażony 😉 bo wtedy znaczyłoby to, że mu zależy i go to dotknęło, a tak? wygląda na to, że on się kompletnie tym nie przejął 😉 to, że nie wyszło, nie oznacza przecież, że obowiązuje zakaz odzywania się i nalezy patrzeć na siebie wilkiem, widocznie on nie widzi w tym wielkiej tragedii i chce na stopie kumpelskiej, żeby wszystko było normalnie 😉

Nerechta Piszesz dokładnie o tym co ja napisałam wcześniej:

wiedziałam, ze nie bedzie robił żadnych scen, bo jest w pracy i takich rzeczy tam robić nie może.  spodziewałam się, ze potratuje mnie jak każdego innego klienta, który tam przychodzi - jak kogoś kogo zupełnie nie zna.


Chodzi mi po prostu o to, że parę tygodni temu, kiedy jeszcze biliśmy w całkiem dobry stosunkach, pisałam o tym jak tam poszłam i stałam w odległości na wyciągnięcie ręki i wtedy jakoś nawet nie zauważył mnie na tyle, żeby powiedzieć mi 'czesc'.
Chodzi mi o to, że po czyms takim co ja do niego powiedziałam, jestem zdziwiona, ze zamiast po prostu trakotwac mnie jak zwykłego klienta, z którym wymienia dwa słowa do kupy, wdaje sie w uprzejmości i gadki-szmatki.

Isabelle jeśli on nie widzi nic złego w tym co zaszło- dla mnie lepiej, bo wiem, że przesadziłam z tym co do niego powiedziałam i było mi nawet głupio z tego powodu. Jednak ja odbieram jego zachowanie jakby ten człowiek nie miał szacunku do samego siebie. Ja tu wyskoczyłam z czymś takim, a on mi jeszcze za przeproszeniem w du** włazi?!

Zastanowiła mnie ta cała sytuacja i jego zachowanie, dlatego też chciałam się dowiedzieć co Wy dziewczyny na ten temat myślicie  😉
Jun, A CO CIĘ ON OBCHODZI?! Daj spokój dziewczyno, nie twój facet "nie twoje małpy".
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się