Sprawy sercowe...

PonPon
dzieki! swietne, bardzo na czasie! 🙂
PonPon dobre to jest, dzięki  😉
A tutaj o tym co czasami sobie fundujemy, trochę śmieszne i trochę straszne. Mnie się z takiej postawy udało otrząsnąć a była już mocno u mnie zakorzeniona. Dla wszystkich dziewczyn, które szukają nieszczęścia:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=zIo9XKAtme4
Lov   all my life is changin' every day.
16 maja 2013 21:26
A ja mam kryzys. Mam ochotę pieprznąć wszystko w kąt i iść gdzieś żyć z dziesięcioma kotami, śpiącymi ze mną w łóżku. Przesilenie wiosenne przerzuciło mi się z jeździectwa na prywatne :/
Lov co się stało?

u mnie z kolei ironia losu. Poszłam pobiegać żeby nie myśleć o różnych niepotrzebnych rzeczach, i co? Wpadłam prosto na niego  😵
Lov   all my life is changin' every day.
16 maja 2013 22:54
Jun, teoretycznie- nic. Tylko momentami mnie męczy, że jesteśmy daleko od siebie, i nie zawsze można to wszystko zgrać. Ja dodatkowo jakaś marudna jestem ostatnio, mam gorszy okres i po prostu chciałabym się do niego przytulić, gdy tego potrzebuję, ale nie mogę. ?
A Ty mam nadzieję przebiegłaś obok niego z uśmiechem 😉
To wiele wyjaśnia. Powiem Ci szczerze, ze to jest normalne, co teraz przechodzisz. Czasem jest tak, że potrzeba czasu żeby taki kryzys przeszedł, a często zdarza się, ze to po prostu gorszy dzień! Wtedy budzisz się następnego dnia i wszystko nagle znów się układa. Głowa do góry, zawsze najpierw musi być trochę gorzej żeby potem było lepiej  😉

Chciałam przebiec, ale mnie perfidnie zatrzymał. Zaczął mnie pytać jak długo już biegam, czy mam ochotę z nim pograć piłką do rugby, jak mi idzie przygotowanie do egzaminów, jak już powiedziałam, ze naprawdę chcę kontynuować bieganie i idę, to temat pogody również został poruszony, a na koniec dodał, ze bardzo się cieszy, że mnie spotkał, taaa  🙄
Lov   all my life is changin' every day.
16 maja 2013 23:10
Niby gorszy dzień, a właściwie dni, ale jutro mam cholera ważne zaliczenie i powinnam już spać, a nie leżeć w wyrze i rozkminiać. Oj, dawno tak nie miałam... Mam wrażenie, że nad takim odległościowym związkiem trzeba pracować dwa razy więcej.

Ale ten koleś to jakis bezczelny 😲
Norma. Zawsze nie wiedzieć dlaczego, układa się tak, że razem z sesją przychodzą takie sytuacje i zamiast się uczyć to myślisz o czym innym  🙄 Kolejna ironia losu i chyba wszyscy przez to przechodzą  🥂 A co do związku na odległość, to wydaje mi się, że trzeba dużo dużo więcej pracować. Jednak przychodzą trudne momenty kiedy faktycznie chciałabys mieć tą druga osobę przy sobie, a tu nie ma takiej opcji. Mysle, ze czesto ciezko przez to przebrnąć, ale jeśli zależy obu stroną to wszystko się da!

Dokładnie o tym samym dzisiaj pomyślałam. Zastanawia mnie czy to nadal tu chodzi o angielską mentalność czy on jest po prostu niezniszczalny  😵 Jeszcze po tej całej akcji z pisaniem do mnie po pijaku w nocy, na drugi dzień znalazł sobie drugie zajęcie - lubienie moich zdjęć na fb... a teraz jeszcze to 
ja mysle ze w zwiazku na odleglosc trzeba pracowac, owszem, ale przede wszystkim nad soba 🙂
Dokładnie o tym samym dzisiaj pomyślałam. Zastanawia mnie czy to nadal tu chodzi o angielską mentalność czy on jest po prostu niezniszczalny  😵 Jeszcze po tej całej akcji z pisaniem do mnie po pijaku w nocy, na drugi dzień znalazł sobie drugie zajęcie - lubienie moich zdjęć na fb... a teraz jeszcze to 


Angielska mentaność + szczeniackie gierki + chyba mocno arogancki typ, imho. Kulturalnie na dystans olewaj dalej, odpuści 🙂 Albo zaszyj się w bibliotece do końca sesji, z pożytkiem dla Ciebie i od niego odpoczniesz
Mam wrażenie, że chyba pierwszy raz trafiła kosa na kamień i stąd ten cały cyrk  🙄
W każdym razie, dzisiaj długa noc przede mną i jeszcze weekend w bibliotece, a tam to go raczej nie spotkam  😎
Scottie   Cicha obserwatorka
17 maja 2013 20:51
ja mysle ze w zwiazku na odleglosc trzeba pracowac, owszem, ale przede wszystkim nad soba 🙂


nerechta  😍 zgadzam się chyba ze wszystkim, o czym piszesz w tym wątku!


Jestem obecnie "słomianą wdową", P. na Erasmusie, jest tak 💃
My dzisiaj porozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że chyba oboje mamy już siebie dosyć i że lepsi z nas byli przyjaciele niż para.  🤣 Za dużo różnic wynikających z wychowania, światopoglądu etc. Z racji, że oboje ostatnio niezbyt się angażowaliśmy wszystko przebiegło bezboleśnie i liczę, że pozostaniemy w dobrych stosunkach. Ufff, jak dobrze, że mam to już za sobą, tak koszmarnie bałam się tej rozmowy, a okazało się, że niepotrzebnie z nią zwlekałam.
Gratuluję, bardzo dojrzała decyzja. Teraz ze spokojnym sumieniem ciesz się wakacjami :kwiatek:
Mam takie małe pytanie i proszę o w miarę szybką odpowiedz, zanim rozpętam wojne, bo jestem nieźle wkurzona 😉

Jestem z facetem od roku, popełniliśmy ten błąd, że widywaliśmy się praktycznie codziennie i troche się zmierzło. Więc od jakiegoś czasu robimy sobie małe przerwy, czyli np ja wyjeżdzam gdzieś na weeekend ze znajomymi, on w tym czasie jedzie do swoich znajomych, ja się danego dnia ucze, on robi coś tam innego. Na początku tego tygodnia widzieliśmy się w poniedziałek i powiedziałam mu, że kolejny raz chciałabym sie zobaczyć w piątek, bo mam trochę roboty na uczelni, a dwa, chciałabym, żeby cos się zmieniło, zatęsknił etc (sam wcześniej twierdził, że potrzebuje się widywać troche rzadziej, żeby właśnie zatęsknić - w to mu w sumie wierze, mam podobnie). No i wszystko szło ładnie, odzywał się przez ten tydzień, pisał dosyć często, raz zadzwonił, ze pojechał gdzieś nad wodę i 'rozmyśla' (w wiadomym kontekście). W czwartek dowiedziałam się, że wybiera się w piątkowy wieczór na piwo z chłopakami i czy nie bede miała nic przeciwko. Okej, zgodziłam się, bo to kolejny problem w naszym związku - nie ma zbyt wielu kolegów, praktycznie same koleżanki co mnie dość irytuje. Trochę było mi przykro, ale sama narzekam, że nie ma kolegów to wyjdę na wariatkę jak teraz mu zabronie się z nimi spotkać 😉 No i mamy piątek, ja siedzę w domu, on dobrze o tym wie bo wymieniamy kilka sms-ow co, kto robi. No i dowiaduje się, że jest na piwku (bezalko bo prowadzi), a potem może pójdzie potańczyć. Tu już mały zonk z mojej strony, bo miało być tylko piwko, a dwa, mieliśmy się jakby nie było widzieć w ten piątek wg ustaleń z początku tygodnia. No i finał, napisałam mu sms o 1 zanim położyłam się spać, czy poszedł gdzieś potańczyć. Odpisał mi przed 7! rano, że tak, był, a teraz idzie spać i odezwie się potem bo jest wykończony.
I w tym wszystkim najbardziej bolą mnie 2 rzeczy - że wrócił tak późno - czyli musiał się dobrze bawić. A dwa - umawialiśmy się, że pójdzie na piwko, ja cały czas po cichu liczyłam, że może go olśni i po tym piwku przyjedzie do mnie jeśli nie będzie zbyt późno. A on sobie pojechał na impreze, wiedząć, że jestem w domu 🙁 Po prostu jest mi strasznie przykro, liczyłam, że przez te kilka dni coś przemyśli, a tu taka dupa 🙁 i co ja mam zrobić? robić awanture z tego powodu? Bo naprawdę już nie mam siły
Karutek szczerze mówiąc trochę dziwi mnie, że po roku wam się "przejadło". Na początku znajomości z moim mężem, też widywaliśmy się codziennie i nie mieliśmy dosyć. Mimo tego, że codziennie się widzieliśmy, potrafiliśmy za sobą tęsknić po kilku godzinach nie widzenia się. Rok to wcale nie tak dużo, wydaje mi się, że jeszcze powinny być "motylki w brzuchu", ale może nie wszyscy tak mają?
W tej kwestii na pewno któraś z dziewczyn lepiej Ci doradzi 🙂
Swoją drogą nie dziwię się, że zrobiło Ci się przykro. Ja jestem zdania, że jak się jest razem, to powinno się bawić razem (oczywiście nie zawsze i bez wyjątku, bo to już by było ograniczanie partnera). Bo inaczej to takie bycie niby razem, a jednak osobno.
Sytuacja jest troche bardziej skomplikowana, bo na samym początku związku on się starał, zabiegał, a ja go miałam trochę w 4 literach i po prostu nie odwzajemniałam jego uczuć. No i on się wypalił po jakimś czasie, potem ja się obudziłam i zaczełam o niego zabiegać przez kolejne pół roku, znowu on mnie miał trochę gdzieś i tak to trwa niestety do dziś. Z mojej strony motylki są, ale z jego raczej nie i na pytanie, czy jest w stanie się zmienić odpowiada, że serce nie sługa i on po prostu nie wie. A ja z kolei nie wiem co mam robić, czy dać sobie spokój czy jeszcze zabiegać, skoro i tak nie wiem czy to coś da 😉
Scottie   Cicha obserwatorka
18 maja 2013 07:52
Eeee tam, nie ma co robić awantur. Po smsie, ze pije piwo bez alko, na Twoim miejscu napisalabym, zeby przyjechal jak skonczy pic, bo tesknisz.
Poza tym, skoro ma malo kolegow, to bym odpuscila zupelnie, ja mam malo kolezanek i prawie w ogole ich nie widuje, wiec jak sie spotykamy, to jest szał na maksa 🙂 i jesli pojawilaby sie szansa na takie spotkanie, to poprosilabym P. o przelozenie naszego. Tym bardziej, ze nie mialas chyba konkretnych planow na piatek.
Ale on nie poszedł z kolegami tańczyć, poszedł sam 😉 jakby z kumplami poszedł to bym się nie rzucała, bo nie ma o co
Karutek, po prostu pogadaj z nim i powiedz co Ci na sercu leży. Ot tak- na spokojnie.
nie wyobrażam sobie sytuacji, aby się sobą "przejeść". bo jak by to wyglądało na dłuższą metę?czy po ślubie? nie rozumiem takiego czegoś. trochę podobnie uważam jak pamirowa w tej kwestii.
my znamy się z mężem te 5 lat. jesteśmy po ślubie dwa. i uwierz, że jak i jedno tak i drugie jest "chore na tęsknote" jak się pół dnia nie widzimy. przykład sprzed jakiegoś czasu. byliśmy zabiegani i jedynie spaliśmy i jedliśmy(choć to nawet nie zawsze) razem. i strasznie nam brakowało bliskości i kontaktu z sobą.
inna sprawa z tym zabieganiem o siebie. ja nie widzę sensu o staranie się o kogoś, kto sama stwierdziłaś, że ma to już w głębokim poważaniu. jedyna szansa na moje oko, to spróbuj odpuścić. przestań zabiegać. może to obudzi w nim chęć zdobywania. a jeśli zacznie o Ciebie walczyć to to doceń.
każdy po długim podbijaniu czyjegoś serduszka, bez efektownym, by się poddał..
co do tańców.. pierwsze myślałam, że z tymi kolegami. to by był usprawiedliwiony, wszak "robił za kierowce".. no cóż, tu nic nie wymyślę.
faktycznie rozmowa by się przydała.
Też się boje, że skoro już teraz się przejadło (z jego strony) to te przyciąganie już nie wróci.. myślałam już nie raz o rozstaniu, ale ciężko jest podjąć taką decyzję wobec pierwszej osoby w życiu, którą się naprawdę pokochało.. no nic, nie zrobie awantury, spróbuje pogadać spokojnie i zobaczymy co z tego bedzie 😉
Karutek, będę brutalna: żadna miłość, tylko gierki w "gonienie króliczka". I wcale ci na nim nie zależy, tylko na jego atencji. Zasmakowałaś - spodobało ci się.
Nikt od razu nie jest dojrzały, szczenięca miłość dużo uczy.
Albo postawicie to wszystko na nogach (jeśli naprawdę się kochacie) albo nic tego nie będzie (poza dużą ilością "rozrywki emocjonalnej" pt. "kocha, lubi, szanuje...)
Scottie, żeby napisać "tęsknię" to trzeba tęsknić a nie tylko "chcieć być zaopiekowaną i ważną".
A gdy się tęskni (każda minuta z najważniejszą na świecie osobą bezcenna) to się nie wyznacza kretyńskich/umartwiających terminów niewidzenia.
Averis   Czarny charakter
18 maja 2013 11:10
tomia, ale nie wszyscy tak mają, że po ośmiu godzinach płaczą z tęsknoty.  Muszą razem spać, jeść i oddychać. Nie generalizujmy.
Averis może nie wszyscy ale na szczęście niektórzy. I miejmy nadzieję, że takich ludzi będzie więcej.

My jesteśmy razem 3 lata, ten rok cały czas jesteśmy razem, widujemy się bez przerwy wyjąwszy okres pracy.
Wczoraj rozstaliśmy się o godz 22 - każde z nas pojechało do rodzinnego domu. Myślałam, że sobie odpocznę, w sumie fajnie tak raz na jakiś czas się rozstać. A tu co? Obudziłam się smutna, że jestem sama. Ba, chwilę później dostałam maila: Gdzie jesteś??  😉

I nie mogę się doczekać dzisiejszego popołudnia gdzie postanowiliśmy jednak ukrócić  naszą rozłąkę i zostać w jednym domu.

Robimy masę rzeczy osobno, mamy różne pasje, zainteresowania, pracę. A jednak przy każdej z tej czynności nachodzi nas reflekcja: gdzie jesteś i co robisz, powinniśmy być razem. Codziennie wracając ze stajni czy z pracy z utęsknieniem czekam na chwilę gdzie się zobaczymy i wymienimy doświadczenia z przebytego dnia.

Mam szczerą nadzieję, że tak już zostanie na zawsze.
averis masz rację nie generalizujmy. jak i nie ironizujmy z tym płaczem i tak dalej. jednak jak napisała salto piccolo, człowiek zastanawia się co robi ta druga połówka i tak dalej. i chce się z tym kimś być. naprawdę nie wyobrażam sobie udanego małżeństwa, kiedy to po roku nagle się stwierdza "sorry, ale chcę trochę luzu. odpocząć od siebie. widujmy się rzadziej. bo coś się sobą chyba przejedliśmy i wychodzi mi już bokiem bycie z Tobą". nie wyobrażam sobie aby mąż powiedział takie coś do żony czy ona do niego. jaką przyszłość ma takie małżeństwo? jak będzie ono wyglądać za 10-15-20 lat?... (tu akurat chodzi o nieformalny związek ale sens ten sam)
no i jeszcze jedno. my nie mamy pracy etatowej, prowadzimy własne gospodarstwo. więc wydawało by się, że jesteśmy cały dzień w domu razem (uświadamiam niewtajemniczonych - w rzeczywistości mamy dla siebie czasu tyle co kot napłakał).
również jest coś w tym, co napisała halo. faktycznie nie raz jest tak, że komuś dopóki się przy d...ie lata to jest ok i niech to trwa. sęk w tym, że aby coś dostać, to trzeba coś z siebie dawać.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
18 maja 2013 18:14
Karutek, będę brutalna: żadna miłość, tylko gierki w "gonienie króliczka". I wcale ci na nim nie zależy, tylko na jego atencji. Zasmakowałaś - spodobało ci się.
Nikt od razu nie jest dojrzały, szczenięca miłość dużo uczy.
Albo postawicie to wszystko na nogach (jeśli naprawdę się kochacie) albo nic tego nie będzie (poza dużą ilością "rozrywki emocjonalnej" pt. "kocha, lubi, szanuje...)

Całkowicie zgadzam się z halo.
trzynastka   In love with the ordinary
18 maja 2013 18:34
Karutek - moim zdaniem, pozwoliłaś iść to poszedł. Nie napisałaś, że ma wpaść to nie wpadł. Nie powiedziałaś, ze chcesz z nim iść to nie poszłaś. Faceci niestety nie czytają w myślach, nie szukają drugiego dnia i generalnie nie są najlepsi w takie gierki. Moim zdaniem jeżeli [chociaż pewnie już to zrobiłaś] rozpętasz awanturę, to on nie zrozumie, przy odrobinie szczęścia zrozumie ale i tak wyjdziesz na niezdecydowaną babę szukającą problemów, bo "przecież pozwoliłaś", bo "trzeba było napisać" itd. 

A! I związek zakończ najlepiej, jak wam się nie chce widywać po roku to co będzie za 2 czy 6 czy 10 😉 ? Nie wyobrażam sobie codziennego spotykania się nazywać błędem, kiedy się masz przekonać czy to TEN człowiek? Kiedyś będziecie razem mieszkać, codziennie koło siebie kłaść się spać, gdzie wtedy uciekniesz?
Wybacz ale jeżeli po roku zabrakło wam chęci, uwagi, tęsknoty to moim zdaniem ewakuacja jest opcją, najłatwiejszą. A jak wam faktycznie zależy to to jest na pewno czas by pogadać o tym co nie działa, zamiast się separować wytwarzając na siłę ogień.


Scottie   Cicha obserwatorka
18 maja 2013 21:19
halo, nie trzeba tęsknić, żeby tak pisać 😉 Poza tym pisałam wtedy z telefonu i nie wyświetliła mi się informacja, że Karutek dopisała kilka ważnych szczegółów. Poza tym wyobrażałam to sobie inaczej: że dla Karutek najwcześniejszym możliwym terminem spotkania był piątek, bo wcześniej była zabiegana i nie mogła poświęcić chłopakowi czasu. Jednak każdego dnia o nim myślała i czekała na ten piątek, żeby się wreszcie z nim zobaczyć, to nie jest tęsknota? Tak zrozumiałam. Ale rozumiem też, co Ty miałaś na myśli i muszę przyznać Ci rację!

Poza tym, mnie również zdziwiło zdanie, że im się "przejadło" spotykanie się ze sobą. Ja jakbym coś takiego usłyszała/ do takiego wniosku bym doszła, to chyba byłby to koniec związku. Rozumiem, że czasem człowiek potrzebuje pobyć sam, odpocząć od wszystkich, ale nie wyobrażam sobie, żeby taka sytuacja w ZWIĄZKU trwała kilka miesięcy!

Skoro z jego strony nie ma motyli, ma wszystko gdzieś i nie zanosi się na zmianę, to ten związek wkrótce umrze śmiercią naturalną. Po takich tekstach, że trzeba od siebie odpocząć, że on się wypalił, a mimo to kontynuowanie związku- ja bym chyba z zazdrości skończyła w psychiatryku! SAM poszedł do klubu potańczyć?! SAM?! Ja, ani żaden z moich znajomych nie poszedłby do klubu sam... I w dodatku nikt nie siedziałby w nim sam do 7 nad ranem...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się