Stajenni w naszych stajniach jacy oni są...

nie chodzi mi o rozpieszczanie dla dobra swojego konia - po prostu traktuję zawsze taką osobę jak inną i nigdy nie wymagałam żeby mój koń był za to wyróżniany, wymagam od stajennego oczywiście tego za co płacę - to jest podstawa ale chodzi mi o to, że  nie traktuję z góry człowieka bo on tylko ciupie gnój na przykład a wiele ludzi tak
Stajenny to też człowiek i za pracę którą wykonuje należy mu się szacunek, to jasne
Tylko, że bycie miłym i empatia to nie jest moim zdaniem dogadywanie się ze stajennym na boku i "przekupywanie" go żeby nasz koń miał lepiej.
Bycie miłym to może być podziękowanie za ciężką pracę jaką stajenny sumiennie wykonuje. Ale nie po to żeby naszego zwierza traktował lepiej

dokładnie o to mi chodziło 🙂
Pisałyśmy prawie równocześnie  😉
Odnosiłam się do postu dodofon
To może ja dopiszę się do wątku, bo mam szalenie ciekawy status quo.

Ekipa naszej stajni to przefantastyczna dziewczyna, która pracuje w ośrodku od początku jego istnienia oraz ochrona związana również z klubem sportowym i stajnią G. od 13tu lat.
Pisząc ochrona nie mam na myśli panów, którzy stoją na bramkach w supermarkecie, tylko prawdziwych, wykwalifikowanych komandosów-bodyguardów, którzy jeszcze nie tak dawno pod bronią ochraniali jednego z najbogatszych Polaków. Ergo, faceci super inteligentni, sumienni, konkretni, to że trzeźwi to chyba nie muszę pisać 😉 Dostępni w stajni na dobowych dyżurach, podczas których w nocy nie śpią, tylko patrolują teren, zaglądają też do stajni, sprawdzają, czy wszystko jest w porządku. Każdy z nich kilkanaście lat przy koniach, więcej właściwie niż ja...

Sytuacja chociażby taka: późniejszy wieczór, koń jest dziwnie spokojny (spowolniony taki), nie bardzo ma apetyt (skubie sobie po trochu, kolacja zjedzona na raty), od czasu do czasu pogrzebie nogą, kupy normalnie robi, temperatury nie ma, brzuch burczy, w zasadzie nie ma się do czego konkretniej doczepić, ale... Ja muszę wracać do domu, bo jestem 3 dni po wypisie ze szpitala po paskudnej operacji, sama ledwo się trzymam na nogach. Umawiam się z ekipą na kontrolę za godzinę i telefon. Stan bez zmian - więc dzwonimy symultanicznie do wetów, kto pierwszy się dodzwoni. Pierwszy dodzwania się ochroniarz, opisuje objawy, zgodnie z zaleceniami wyrzuca konia na stępa na karuzelę, czeka na wizytę weta (jest godzina 22ga). Asystuje podczas badania, pomaga przy zrobieniu sondy, po wszystkim dzwoni i zdaje relację, do konia będzie zaglądał jeszcze dwukrotnie w nocy (na szczęście nic poważnego się nie działo, koń był niedługo po kastracji z nie do końca zagojoną raną, podziębił się, czuł się po prostu niekomfortowo, ale dzięki szybkiej reakcji i obserwacji mieliśmy pewność, że to nie kolka).

W dzień, kiedy konie idą na karuzelę i któryś z boksu wyjdzie krzywo / sztywno, czy poluzowała mu się podkowa albo klapie - zawsze mam o tym info. Jeśli koń z padoku wróci z dziurą na nodze, to ta dziura jest przemyta, zdezynfekowana i zabezpieczona.

Jedna osoba z naszej ochrony ma konia. Odkupionego po sporcie kulawego 18to-latka, którego przyszłość w pewnym momencie stanęła pod bardzo dużym znakiem zapytania. Nie jeździ na nim, za to utrzymuje zwierzaka, dba o niego, kupuje mu suplementy na stawy, żeby dziadek dziarsko pomykał po pastwisku. Jak mi ta osoba powiedziała - kupno i utrzymanie konia będzie dla niej sporym obciążeniem finansowym, ale nie może pogodzić się z sytuacją, żeby koń, którego zna od kilkunastu lat nie miał mieć spokojnej emerytury, na którą zasługuje. Czapki z głów!

Takiej ekipy nie spotkałam jeszcze w żadnej stajni, w której stacjonowałam.
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
05 lipca 2013 13:27
to ja teraz rozwinę swoje doświadczenia i przemyślenia ze stajennymi

- w drogiej, znanej, dobrej stajni w Wwa stajenni w sumie możnaby powiedzieć, że chodzą jak w zegarku pod względem wykonywania swoich podstawowych obowiązków(są kontrolowani odgórnie), ale za wszelkie "bonusy" typu wyprowadzenie na padok, karuzela, derka itd pół oficjalnie trzeba dopłacić... Przy cenie owej stajni jest to troszkę rażące, ale przynajmniej układ jest jasny, klarowny i wszystko jest dopilnowane... Niestety średnio można liczyć na to, że stajenny zauważy, że coś jest nie tak, raczej trzeba się wspomagać współpensjonariuszami

- w innej stajni pod Warszawą był stajenny, który także wykonywał swoje podstawowe obowiązki, ale wszystko co niestandardowe było dla niego problemem i napotykało na opór, który można było przewalczyć jedynie poprzez wlaściciela obiektu, który był jak najbardziej prokliencki, ale bywało nawet tak, że sam musiał niektóre rzeczy zrobić, bo stajenny był wybitnie asertywny 🙂 póki nie ma się problemowego konia ze szczególnymi wymaganiami układ owy funkcjonuje bardzo dobrze
ale sytuacje typu: proszę nie wyprowadzać konia 3 dni, bo puchnie mu noga i lekarz tak zalecił i przyjeżdżasz a w boksie syf, a stajenny argumentuje "że jak koń stoi w boksie to mu niewygodnie sprzątać, bo jak by wyprowadził na padok to by posprzątał..." jest mierżące
czy problem typu: skoro koń nie wychodzi na padok, kiedy wyprowadzenie konia zajmuje conajmniej 5 - minut bo padok jest daleko, to w zamian proszę o schłodzenie mu nogi wodą z węża rano (a mycie nóg po padoku też  jest standardem w tej stajni) i usłyszenie "nie mam na to czasu"
też mierzi
pomijając że człowiek mruk, który patrzy na wszystko i wszystkich spode łba i nie wiadomo tak naprawdę czy jest zły czy uśmiechnięty i jak się z nim dogadać/skomunikować

- w innej stajni pod Wwa był układ prawie idealny, bo stajennym była luzaczka, osoba po studiach, z doświadczeniem z końmi, która nie tylko sprzątała boksy... niestety dziewczynie przy dużej ilości koni kiedy nie tylko wywala się boksy i nosi wodę w wiadrach ale też np jeździ konie, ochraniaczki, dereczki, wciereczki itd bywa za ciężko

potem byłam świadkiem rekrutacji na stajennego, gdzie co jeden był "lepszy" od poprzedniego... np.:

>Pan witamina C
który miał w cv instruktora hipoterapii i wiele doświadczeń końsko-jeździeckich i co to nie on.... cv bez zdjęcia... przyjeżdża i ... mocno niewyględny... zastanawialiśmy się czy nie jest w jakimś stopniu niepełnosprawny. ale co by nie osądzać po wyglądzie - tydzień próbny. Już pierwszego dnia miał problem pt "co tu jest napisane, bo tu jest po czesku i nie wiem czy to witamina C czy biotyna" (na naklejce wielka żółta gwiazdka wit. C) i zamiast pójść do zarządcy i się dopytać to chodził po pensjonariuszach a potem mimo ich zapewnień że to C wsypał wszystkim koniom odwrotnie C i biotynę... i mimo dokładnej łopatologicznej rozpiski, co który koń dostaje zawsze popełniał błędy i trzeba było mu ciągle patrzeć na ręce... to mi się zapamiętało najbardziej, ale generalnie było wiele sytuacji jego niepełnosprytności typu zostawianie węża z niespuszczoną wodą na mrozie, wlewanie wody do żłobów zamiast rozkucie lodu w wiadrze (co mi zajęło 5 sekund kopystką, bo tylko lekko z wierzchu było) a na odejściu "to skoro dzisiaj mi Pani pomaga, żebym szybciej odjechał, to może sypniemy każdemu koniowi z wiadra po miarce i skończymy szybciej?" itd itp Niby się starał, krzątał, ale nic mu nie wychodziło... z czyszczeniem boksów też się nie wyrabiał, w sumie robił to cały dzień, co zwykła, sprawna kobieta jest w stanie zrobić do południa sama

> państwo koło 50, niby idealnie, żona gotuje obiadki i oporządza mieszkanko i ewentualnie w wolnej chwili pomaga mężulkowi w stajni, pan z dużym doświadczeniem itd pierwsze dni mili, sympatyczni, nienarzucający się...
okazało się, że jak przyjechali kazali sobie kupić ciuchy robocze, bo przyjechali bez niczego
na targu zrobili zakupy do mieszkania, które "kazali" zarządcy odkupić od nich, bo nie będą tego wozić
kazali sobie wykupywać wszystkie możliwe recepty na leki, poza pensją
jak się dowiedzieli że jeżeli ich roszczeniowa postawa się nie zmieni to współpraca się nie uda i trzeba będzie się pożegnać zaczęli grozić, krzyczeć, awanturować się i wyskakiwać z nożem O.O

>Pan Psiarz
miał psa czy dwa i jego życie toczyło się wokół psów, konie też lubił bardzo, ale psy psy psy psy... szykuje je na wystawy, karmi końską kupą, bo to najlepsze itd
z początku wydawał się ogarnięty, wszystko niby robił co trzeba, był bardzo zaangażowany, bardzo sympatyczny, proaktywny... ale mimo że ciągle się krzątał po stajni miało się wrażenie, że nic nie jest zrobione...
z racji że się nie wyrabiał i chyba bardziej pozorował że coś robi niż robił zakończyła się współpraca na okresie próbnym co zaowocowało jego setkami telefonów, smsów, maili do zarządczyni i pensjonariuszy których polubił w jakiej to cudownej sportowej stajni pracował i że wszystkich przeprasza i że wszystkich kocha uwielbia etc etc trochę stalking
no a w mieszkaniu raczej nie sprzątał w ogóle + psy -> trzeba było odgruzowywać

>śluńska dziołcha - podobno z pół roku korespondowała że chce pracować w stajni, tej konkretnej, niestety była odrzucana jako młoda dziewczyna, która może sobie nie poradzić, ale jak już nadszedł moment kryzysowy po tylu perypetiach ze stajennymi została zaproszona na próbę... już pierwszego dnia nie wytrzymała, jeszcze na początku mówiła, że da radę, że dobrze, że wysiłek, bo schudnie (miała znaczną nadwagę) i że ona taka śluńska to ma krzepę... niestety samo wybranie kup na wieczór (nie obornika), dolanie wody i nakarmienie koni tak potwornie ją zmęczyło, że następnego dnia rano nie była w stanie wstać do pracy i zrezygnowała przy czym... nie wyjechała ^^ więc liczyła na darmowe mieszkanie... codziennie prosiła o możliwość zostania jeszcze jeden dzień, bo czeka na ważną przesyłkę i tak czekała 3 dni caly dzień śpiąc naprzemiennie z oglądaniem telewizji i podrzucaniem liścików błagalnych pod drzwi zarządcy, ani nie zdecydowała się chociaż odrobinę pomóc w stajni ani porozmawiać twarzą w twarz...

w końcu później trafił się stajenny z doświadczeniem po stajni wyścigowej, człowiek prosty, ale kochający konie nad życie i z nim było cudownie, skromny, słuchający, każdego konia głaskał, jak właściciel pozwolił to podrzucal smakołyki, miał do nich podejście i serce i robił wszystko najlepiej jak mógł, na nic nie narzekał, wręcz przesadzał, bo gdy oferowało mu się jedzenie czy lekarza jak potrzebował to nie dawał się przekonać i dalej pracował ponad swoje siły... niestety po paru miesiącach wyszło szydło z worka i zaczął <a zapewne wyszedł z ukrycia> pić

postawiono mu ultimatum, zaszyjesz się i pracujesz, bo jesteś cudownym człowiekiem, albo niestety trzeba się pożegnać... niestety, wybrał nałóg, mimo deklaracji że on nie chce pić itd (chyba nie miał świadomości swojego nałogu/stanu)

spotkałam się później z układem już chyba idealnym, gdzie był zatrudniony lokalnie (na dochodzenie na kilka godzin rano) Pan do wywalania z boksów i luzaczka/ogarniaczka od całej reszty prac z końmi związanych i już wszystko zostało dopilnowane na tip top

kolejni stajenni to np Pan Znawca Wszechrzeczy(jestę wielkym jeźdźcę i na wszystkim się znę; tylko jakoś konie nie mają wody ani siana w boksach...), Pan który wie lepiej żeby Cię przekonać żeby nie musieć tego robić, czy "chłopiec", który zgłosił się do pracy i przyjechał w białych bucikach : ]
U mnie w stajni , nie ma typowo jednego stajennego .
Jest facet od wszystkego - malowanie przeszkód , koszenie trawy , wywalanie gnoju . ( nie karmi )
W okresie letnim konie są karmone przez opiekunki / instruktorki , z którymi można wszystko ustalić .
Poza sezonem obozowym konie są karmione przez właściciela lub przez dziewczynę dosyć długo już związaną z tą stajnią ( ta sama co na obozach ) .

Z rzeczami typu owijanie konia na noc , derkowanie , czy padokowanie jestem zdana na siebie , choć myślę , że gdybym poprosiła o to koleżankę , napewno by mi nie odmówiła . 😉
Anderia   Całe życie gniade
05 lipca 2013 14:23
aleqsandra omg, jak tak to czytam, to wydaje się to tak niedorzeczne, że aż komiczne i gdybym sama nie doświadczyła tej rekrutacji stojąc z Tobą w stajni, w życiu bym nie pomyślała, jak bardzo może to wkurzać i męczyć.

(Że już nie wspomnę o innej, znanej nam stajni, gdzie trzeźwy stajenny to wydarzenie roku... 😉)

Póki co, układ z jedną osobą do sprzątania boksów, równania hali itp i drugą do opieki stricte nad końmi (przy około 15 koniach) sprawdza się dobrze. Wszystko ma ręce i nogi i jest zrobione na czas. 
Laparotomia - żyć trzeba dobrze głównie z właścicielem, bo stajenny dziś jest, jutro go nie ma... to do własciciela idziesz z pretensjami, ze pracownik np. oszczedza na Twoim koniu lub podbiera pasze... jesli ktoś przykładowo robi coś źle z innym koniem, to za chwilkę to samo może zdarzyć się Tobie (bo ktoś inny kupi flaszkę a nie piwko)


No to zależy też od stajni i panujących w niej układów. U nas jest stała ekipa stajennych i to oni spędzają w stajni 99,99% czasu. Szef jest, ale on spędza 99,99% czasu w biurze, do stajni b. rzadko zagląda. Oczywistym więc jest, że jak czegoś potrzeba, to trzeba to załatwiać ze stajennymi. Bo jak pójdzie więcej słomy na ścielenie, to stajenni pójdą do szefa i powiedzą że potrzeba więcej słomy. I nie ma problemów. Jak potrzeba jakieś specjalne żarcie dla koni, czy więcej ogólnoużytkowych derek, to stajenni kupują, a szef dostaje rachunek  😉 
Więc może u Ciebie w stajni jest inaczej. U mnie to stajenni załatwiają to co potrzeba koniom do szczęścia, więc lepiej z nimi za pan brat  😉
Met   moje spore
05 lipca 2013 15:27
laparotomia, a propos Twojego wpisu - udostępniamy derki pensjonariuszom (zupełnie poza umową), ale po długiej zimie tak bardzo obciążyło to nasz budżet, że podnieśliśmy pensjonat o 150zł - żeby na derki do następnej zimy nazbierać...

u nas problem stajennego jest ograniczony do tego, że sami obrabiamy konie hotelowe. z klienteli nikt nigdy nie pomyślał o tym, żeby "zadośćuczynić" za asystę przy kowalu albo weterynarzu, za czyszczenie, owijanie, derkowanie. trochę oderwane od rzeczywistości jest dla mnie to, co opisujecie 🙂
To co wy z tymi derkami robicie!?  👍
U nas wiadomo, że czasem jakaś derka już się rozwala i trzeba kupić nową, ale nigdy aż tak żeby trzeba było za to dopłacać! Może to dlatego, że "przygarniamy" derki stare i niechciane, które jakoś tam połatamy i służą. I nikt nie narzeka, że brzydko wyglądają, byle by funkcjonowały.
Met   moje spore
05 lipca 2013 16:39
no, musieliśmy 10 pensjonatowych koni zaderkować. jakby to powiedzieć... będę to spłacała jeszcze długo

i szczerze? odechciało mi się płacić za ubieranie cudzych koni
Od kilkunastu lat pracuje jako stajenny ( i w pokrewnych profesjach)  w stajniach wokół Warszawy , nasuwa się pytanie dlaczego w stajniach ,a nie tej jednej stajni, dlaczego wędrówki, migracja , dlaczego ? Z natury jesteśmy tacy sami ,wy właściciele koni,  właściciele stajni,my obsługa, raczej darzymy do stabilizacji , i wszelkie zmiany są ostatecznością .a jednak stajenni ciągle migrują ,ciągle są wakaty w stajniach. Obecnie w ogłoszeniach można przeczytać iż poszukiwany jest stajenny nie pijacy ,lub do 35 lat i inne takie tam wykwity inteligentnych inaczej. Trafiłem tu trochę przypadkowo ( kiedyś uczestniczyłem w pokrewnym wątku) wątek zamarł. Z intensywności wpisów można wywnioskować iż ten tez się już wypalił, ale problem istnieje i będzie długo istniał,gdyż mym zdaniem należy dotrzeć do źródła problemu .  Tak naprawdę niema zawodu  (STAJENNY) ,w sumie jeżeli pracodawca wypisuje świadectwo pracy (o ile w ogóle jakiekolwiek wypisze) z terminem  Stajenny czyni to Bezprawnie . Dobrze iż świadectwo pracy jest dokumentem prywatnym. Zawodu stajennego niema w wykazie zawodów .I nad tym faktem należałoby popracować aby później zdefiniować ,czym ten zawód ma się zajmować..Dlaczego ? bo Prokurator nie zajmuje się  obrona ,bo chirurg twardy nie zajmuje się zdrowiem niesomatycznym. A jak jest to sami wiecie najlepiej .                                                     
Mam czekisto wskie myśli jak to zmienić,chętnych zapraszam na p w .w kupie siła. Chętnie bym poczytał o tym dlaczego , w ten wątek nie zaglądają stajenni?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się