Sprawy sercowe...

Dziewczyny, przepraszam, że się wcinam, ale MUSZĘ się kogoś poradzić 🙁
Komputer mojego faceta jest od zawsze chroniony hasłem. Motywuje on to faktem, że jestem zwyczajną "psują" (co jest prawdą 😉) i nie chce, abym bawiła się jego komputerem podczas jego nieobecności. Ok - rozumiem. Faceta kocham bardzo, jest czuły, troskliwy, nigdy mnie nie zawiódł, parę miesięcy bardzo nalegał na mieszkanie razem - zgodziłam się, chociaż dla mnie to duży krok.

Dziś wróciłam do domu, a jego komputer leży włączony na stole. Zdziwiłam się nieco, nigdy nie pozwalał mi go za bardzo ruszać, więc... ehh ciekawość wygrała :/ Jest mi niesamowicie wstyd i czuję się jak idiotka.
Obiecałam sobie, że zajrzę tylko w "ostatnio używane dokumenty", bo wróciłam właśnie z wyjazdu służbowego i ciekawiło mnie co przez ten czas porabiał... (Nie wierzę, że to zrobiłam, ciężko mi się to nawet pisze... -.-) Pojawiło się tam ku mojemu zdziwieniu zdjęcie bardzo ładnej dziewczyny, z duużym dekoltem ze słodką minką w gratisie. Nie jakieś tam internetowe lale, zwykła ładna, mizdrząca się do aparatu dziewczyna. Zdjęcie zapisane na dysku w dzień mojego wyjazdu, od razu po jego powrocie z pracy (nie mamy chwilowo internetu). Źródłem fotki okazał się niewidoczny, zaszyfrowany folder...

Co myśleć?... Pogadać z nim? Niesamowicie mi wstyd, że zajrzałam do jego kompa... Powiedzieć mu?
Przesadzam przejmując się? Czy nie przesadzam?
Jeśli ktoś się nie uczył/studiował i siedział na d*** nic nie robiąc to też tego nie rozumiem. Ale ja na razie nie zarobiłam w życiu ani złotówki bo moim obowiązkiem była (i jest) nauka. Na prace dorywcze nie mam aktualnie czasu ze względu na studia. Jak jeszcze chodziłam do LO, to dużo czasu zajmowały mi dojazdy do domu ze wsi do miasta do szkoły. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 😉

Jakbym miała możliwość, to chętnie bym sobie dorobiła. Rozważałam ostatnio, czy nie udałoby mi się ze dwa razy w tygodniu jeździć tu w Lbl konia/konie za kasę, no ale nie wiem czy ktokolwiek by mnie chciał  🤣

Alabamka jakby się ktoś uparł to tak. Ale raczej odbije się to na zdrowiu, śnie, wynikach w nauce, związku. Czasem jestem na uczelni przez 12 godzin po 2 godzinach snu. Wracam i siadam do książek = kolejna zarwana noc. W kolejnym tygodniu mogę iść na imprezę w środę i czwartek, albo spać cały dzień. Dlatego też nie mogę sobie wybrać jakiegoś konkretnego wolnego dnia na pracę, bo różnie wypadają mi kolokwia, zaliczenia, wejściówki. Czasami jest luz, ale jak akurat nawarstwi się kilka przedmiotów w jednym tygodniu = nie ma szans.

edit. Modzi nas przeniosą do nowego wątku?  :kwiatek:
Carmina - do głowy by mi nie przyszło posiadanie konia kiedy nie mam stabilnej sytuacji, mieszkam z rodzicami bez perspektyw itd. Miałam (i mam) inne priorytety - praca, samodzielnosc, wykształcenie, potem fanaberie typu kon itd. Bo nie ma obowiązku posiadania konia w Polsce pod groźbą karalną  😉
I cieszę sie z tego. Bo jestem gdzie jestem. Ale oczywiście nic mi do życia innych. Tylko dziwi mnie obecne pokolenie, które wg mnie żeruje na rodzicach.
BTW - to tez zależy od czasów - za moich rodzice raczej byli tez bidni jak myszy kościelne i oczywiste było, ze każdy kombinował zeby sie usamodaielnic, bo oni nie mieli z czego dokładać...

A praca ? Studia kończą sie w czerwcu. Lipiec, sierpień, wrzesień jest wolny. Akurat po to by "zapierd." na cały rok - jak w większości robili moi znajomi jeżdżąc np. do Niemiec na budowy 🙂 co zaprocentowało doskonałą znajomością języka, kasa na studia i znajomosciami.
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2013 20:13
helvetia, powiedzieć, pogadać, niech się sprawa wyjaśni. Mnie by chyba zniszczyło myślenie o pannie ze zdjęcia. Poza tym, mogę się założyć, że usłyszysz "No widzisz, właśnie po to założyłem hasło, żebyś nie martwiła się głupotami" 😉



A ja mam pytanie z innej beczki. Jeśli facet nie chce poznać waszych znajomych, to znaczy, że...? Albo inaczej: to ZAWSZE oznacza tylko jedno? 😉
ovca   Per aspera donikąd
26 listopada 2013 20:14
Miałam (i mam) inne priorytety - praca, samodzielnosc, wykształcenie, potem fanaberie typu kon itd. Bo nie ma obowiązku posiadania konia w Polsce pod groźbą karalną  😉


i właśnie dlatego ja konia nie mam. A mogłam, bo dostałam go w zasadzie w prezencie-ale zrezygnowałam, bo nie widzę sensu w szarpaniu się z utrzymaniem konia jeżeli sama nie mam jeszcze stabilnej sytuacji życiowej. Jak sobie wszystko poukładam- a trochę tego jest i będę stabilna finansowo z comiesięczną nadwyżką którą mogłabym wydać na konia-wtedy pewnie temat wróci.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
26 listopada 2013 20:21
Bo nie ma obowiązku posiadania konia w Polsce pod groźbą karalną  😉



A zakaz mieszkania z rodzicami po studiach jest?  😉
A ja mam pytanie z innej beczki. Jeśli facet nie chce poznać waszych znajomych, to znaczy, że...? Albo inaczej: to ZAWSZE oznacza tylko jedno? 😉



Co jedno? że jest nieśmiały, zamknięty w sobie i z trudem przychodzi mu poznawanie obcych? 😉
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2013 20:38
Thymos, to właśnie chciałam przeczytać 😉 😉
[quote author=Dodofon link=topic=148.msg1935623#msg1935623 date=1385496653]
Bo nie ma obowiązku posiadania konia w Polsce pod groźbą karalną  😉



A zakaz mieszkania z rodzicami po studiach jest?  😉
[/quote].
Oczywiście ze nie ma.

Helvetia - Spytaj, przyznaj sie, bo bedzie cię dreczyc - a i tak kiedyś wyjdzie...
kujka   new better life mode: on
26 listopada 2013 20:44
Scottie, a dla mnie to dziwne. Poznajac ludzi, których lubi nasz partner, poznajemy tez jego poniekąd. Nie ma musu spotykania sie co tydzień, ale żeby tak nie poznawać? Dla mnie trochę dziwne. Jak bardzo on jest niesmialy?
Scotti, ale wiesz nie, ze to odpowiedz w stylu "na pewno nie dzwoni, bo nie ma czasu" 🙂 A próbowałaś go spytać czemu nie chce?
no cóż, dla mnie osoba po studiach, która jest na utrzymaniu rodziców to jednostka... niesamodzielna.

będę utrzymywać moją córkę do momentu ukończenia studiów i pierwszej pracy. na studiach pieniądze na hobby ograniczę motywując do wlasnej inicjatywy, ale wszelkie niezbędności (jedzenie, ubrania w rozsądnej ilości, bilety, pierwsze auto itp) jej zapewnię. Natomiast jeśli chce chlać z koleżankami-niech chleje, ale za swoje.

dla mnie to jest naturalne, że będąc na utrzymaniu rodziców i pod ich dachem dostosowujemy się do ich reguł. tak samo jak wchodząc do kościoła należy uszanować jego zwyczaje (np mini i odryte ramiona niet) niezależnie czy się z nimi zgadzamy.

mnie zasady w moim domu nie odpowiadały więc się wyprowadziłam. pełnoletnia nawet nie byłam jak przestałam z internatu zjeżdzać na weekendy do domu a zaczęłam do chłopa.

moim zdaniem każda młoda jednostka powinna od 18 roku życia być uczona jak samodzielnie poradzić sobie w życiu. bo rodziców może zabraknąć i co wtedy? ja zostałam kompletnie sama na świecie mając lat 20, średnią pracę i nagle wielki dom do utrzymania. (2500 mies to sam koszt gazu w zimie). i co zrobić? nie ma kogo prosić o pomoc trzeba sobie radzić. i skoro bez żadnego wykształecenia dałam sobie jako tako radę (no żyję, choć ciągle biednie), to nie mam pojecia co może stanąć na przeszkodzie 25 letniej osobie wynająć sobie pokój i żyć na swój rachunek. poza wygodnictwem.

mam takiego kumpla. miał 32 lata, dobrą pracę, i mieszkał z rodzicami. bo oni przecież kiedyś umrą i jemu się nie opłaca wyprowadzać i płacić za mieszkanie. ostatnio znów się spotkaliśmy. lat ma 36. i ciągle z nimi mieszka. zarabia z 2500. 250 płaci rodzicom. 1000 zł odkłada na lokatę. 1250 wydaje na siebie (dojazdy, ubrania, wyjścia, własne przyjemności).

pewnie, że nie ma zakazu mieszkania z rodzicami. ale skoro jednostka nie radzi sobie na tyle, żeby się usamodzielnić to świadczy o złym wychowaniu, bo jak rodzice umrą to co wtedy? do ciotek się przeniesie, żeby była od kogoś pomoc?

inaczej wygląda sprawa gdy mamy naprawdę wielką biedę sami i rodzice też biedni i razem jesteśmy w stanie się wykarmić i opłacić. wtedy pomagamy sobie wzajemnie. inaczej się ma sprawa, jak syn czy córa ma przejąć gospodarkę i pracuje na tej gospodarce. inaczej się ma sprawa jak to my mamy rodzicom pomóc. mówię powyżej o klasycznej sytuacji mlodej osoby bez problemów rodzinnych, średniej klasy finansowej.

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
26 listopada 2013 20:50
Spotykałam się przez jakiś czas z facetem, który studiuje dziennie, ma samochód, mieszka w ścisłym centrum stolicy i utrzymuje się zupełnie sam.. pracując w fast foodzie. Myślę, że jak się chce, to zawsze można.

Odnośnie mieszkania z rodzicami - ja podzieliłabym to na dwie kategorie. Pierwsza grupa to osoby, które pracują, utrzymują się same czyli płacą część czynszu, część rachunków, na zmianę robią zakupy itp i po prostu dobrze dogadują się z rodziną, lubią być razem a jeśli nie mają partnera z którym mogłyby zamieszkać to po prostu mieszkają z rodzicami bo wolą tak niż samemu, nie widzę w tym nic złego. I druga grupa czyli "mamisynki" na wiecznym utrzymaniu rodziców, którzy za wszystko płacą, dają pieniążki i tak dalej. Ta  grupa wcale nie musi mieszkać pod jednym dachem z rodzicami - wystarczy, że zrobią co miesiąc porządny przelew. Tych drugich nie lubię  😉
Ja niedługo mam zamiar  opuścić rodzinne gniazdko, i chce zrobić wszystko żeby było mnie stać na utrzymanie konia i kredyt na mieszkanie. Dopiero jak zaczęłam sama zarabiać mogłam pozwolić sobie na realizowanie pasji. Mam 24 lata i chce już pójść na swoje, aktualnie starcza mi na wszystko ale wiem, że jak dojdzie rata za mieszkanie + koń może być ciężko  Pociesza mnie myśl, że przecież ludzie w moim wieku mają już dzieci i jakoś dają radę utrzymać rodzinę a chyba można porównać koszt utrzymania dziecka do konia... Dzieci planuje mieć ok 30stki i wtedy wiem, że będę musiała wysłać Rudziszona na łąki ale to już będzie zasłużona emerytura... ot taki plan. Czemu nie urodziłam się księżniczką ?! :P

helvetia , Ja bym zapytała bo inaczej będziesz dorabiać sobie historie, które mogą nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością 🙂
kujka chyba różnie to bywa z tym poznawaniem... wiesz jaki mój Tomek jest oporny w poznawaniu moich znajomych 😉 ?

on po prostu jest taki dziwny i "nie potrzebuje" poznawania nowych. ale ja mu nie pozwalam 😎
Ja też byłąm na utrzymaniu rodziców do końca moich studiów, do czasu aż skończyłam 25 lat. Ale nie mieszkałam w domu, a w 600 km oddalonym mieście. Potem przeprowadziłam się do Warszawy i przez rok, z miesiąca na miesiąc zarabiałam coraz więcej, ale zawsze rodzicie musieli mi trochę pomóc. Potem koń zachorował i niestety nie stać mnie było na zapłacenie operacji- rodzice zapłacili, pomimo tego, że spłukało ich tu totalnie. Później miałam fazę przejściową 2 miesięcy, kiedy nie zarabiałam nic i mieszkałam w domu. To najgorszy okres w moim zyciu, nie miałam kasy, nie mogłam nigdzie wyjść, bo wstyd mi było pożyczać od rodziców. Wyjechałam za granicę do pracy, ale przez pierwsze 3 miesiące dostawałam symboliczną kwotę, która wystarczała mi na pokój. Tez pomagali mi rodzice. Dopiero od 2 miesięcy zarabiam jak człowiek, w niedziele przeprowadzam się do samodzielnie wynajętego mieszkania. Dopiero teraz zaczynam żyć. Nie wyobrażam sobie mieszkania w domu.
Też zresztą jak trafiam na faceta, który mieszka z rodzicami, to zapala mi się lampka ostrzegawcza. Nawet znam takiego, który mi mega przypadł do gustu. Ale on wolał dalej mieszkać z rodzicami i to było dla niego wygodne.
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2013 21:02
Arimona, oczywiście, że rozmawiałam. Nie chodzi o to, że w ogóle nie chce ich poznać, tylko nie chce tego robić teraz i w najbliższej przyszłości. Twierdzi, że to jeszcze nie czas na to i tyle.

kujka, bardzo.

mery, tzn., że Twój Tomek jest wstydliwy, czy to typ samotnika?
helvetia, Zapytaj, domysły Cię zadręczą. Może a nuż to jest jakaś wschodząca gwiazdka zakazanego "kina dla dorosłych" 😉

Odnośnie konia.... no cóż, możecie wierzyć lub nie, ale gdybym nie miała konia, to nie jestem tym kim jestem. Robię wszystko żeby móc w przyszłości dalej mieć konia. Gdybym się bardzo uparła, to mogłabym odciąć się od rodziców - musiałabym konie sprzedać i przeprowadzić się do większego miasta. Tańsze lokum da się znaleźć, pracę też, ale... nie chcę, bo nie miałoby to dla mnie sensu wtedy. No i rodzice też pierwszej młodości nie są - a to też nie tak, że siedzę w domu i nic w nim nie robię.

galopada_, Twój przykład jest dla mnie wyjątkiem od reguły. Są zawody (lekarz, weterynarz, prawnik) gdzie zrozumiałe jest, że nie ma studiów zaocznych, ślęczenie w książkach usprawiedliwia brak etatu, czy chociaż jego części. Studia są długie, a potem jeszcze staże, aplikacje itp. Ale ile % ludzi jest na tych kierunkach? A ilu młodych ludzi nie pracuje nawet dorywczo, mimo że są na banalnym kierunku z zajęciami 2 razy w tyg, albo ciekawiej na płatnych studiach na prywatnej uczelni w pipidowie.
Umówmy się, że równie dobrze takie studia można zrobić zaocznie nic nie tracąc i zamiast balować 5 lat po akademikach zainwestować w siebie = w karierę. I wówczas często okazuje się, że mając 24 lata ma się już 5 lat doświadczenia zawodowego i mgr. A za tym idzie często posada, która pozwoli choćby na wynajem kawalerki.

Ale kto co lubi. Dla mnie samodzielność to nie tylko zdolność utrzymania się. To również zdolność takiej samoorganizacji, żeby po pracy zrobić zakupy, ogarnąć dom, ugotować. To możliwość zdecydowania o tym jak urządzamy własne mieszkanie, czasem przeboje z "fachowcami". To odpowiedzialność za zwierzęta (bo mama nie nakarmi pieska, jak nie wrócę przez 3 dni). Naprawdę nawet mieszkanie z dala od rodziców, nawet przy ich wsparciu finansowym uczy życia.
Może moje poglądy są przekoszone, bo moja mama lubiła i lubi robić wiele rzeczy za nas (mnie, tatę, siostrę). Za nas sprzątała, prasowała nasze rzeczy, podstawiała obiad pod nos. I nagle po wyprowadzce zasmakowałam jak to się wszystko robi samemu.
Scottie, dziwne jakieś to dla mnie... ja sama się trochę wstydziłam jak poznawałam te 7,5 roku temu znajomych W, ale w życiu bym nie pomyślała, że to nie ten moment - to zakłada jakąś taką ulotność związku. Ile wy jesteście razem? To może też być taka maska, pod którą jednak jest jakaś obawa pt. jak wypadnę.

Ja się może nie powinnam wypowiadać o byciu z facetem niesamodzielnym, bo właśnie z tego powodu wyprowadziłam się na pół roku od mojego obecnego męża 🙂 Może i radykalne działanie, ale to było dla mnie nie do przejścia.
Dzionka, to może właśnie powinnaś 😉
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
26 listopada 2013 21:15
bera7, to może kwestia tego, że z mamą dziele się obowiązkami: raz ona gotuje, raz ja, ona sprząta połowę mieszkania, ja drugą, robię zakupy wracając z pracy, itd. Ale u mnie zawsze był podział obowiązków i dla mnie nie ma nic dziwnego w tym, że trzeba to wszystko robić. Nawet przez jakiś czas mama przelewała mi na konto pieniądze na rachunki, żebym wiedziała ile co kosztuje.
helvetia O rany... Współczuję, że się nie powstrzymałaś. Ale tak szczerze, bez sarkazmu, bo wiem z czym to się je. 😉 Ja mam charakterek (szpiegulec też kiedyś byłam niezły jak po dwóch latach związku przyszła chwila "oddalenia" i po prostu miałam podstawy do czucia, że coś nie halo) i od razu wywaliłam z tematem do Lubego jak znalazłam to, czego szukałam...  Gdy musiałam chwilowo niedawno korzystać z jego komputera też strasznie mnie kusiło, ale się powstrzymałam! (mimo, że jest jedna sprawa, która siedzi mi z tyłu głowy, ale moim zdaniem nie jest to na tyle ważne, żeby temat w ogóle wyciągać, a poza tym po co "wywoływać wilka z lasu"...) 🙄 Ale jak masz wątpliwości czy poruszać temat, czy nie, to nie poruszaj go. Postaraj się wywalić z pamięci i już więcej nie zaglądać mu do kompa. 🙂

Dzionka O! 😀 Rozwiniesz temat?
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2013 21:20
Dzionka, dla mnie to również jest dziwne, przychodzą mi do głowy takie myśli, że: jest wstydliwy (bo jest- i w sumie to była jedyna konkretna odpowiedź podczas tej rozmowy), boi się tego, jak wypadnie, jak odbiorą go moi znajomi, ale też że jestem tylko zapchajdziurą na chwilę, że nie chce się angażować, bo się spodziewał czegoś innego po mnie.

I w zasadzie ta 2 część jest najmniej prawdopodobna, jestem przekonana, że to faktycznie ta jego wstydliwość, ale nie chcę go tłumaczyć 😉 Ale nie sądziłam, że faktycznie taka sytuacja może mieć miejsce w życiu.

Jesteśmy razem krótko, ok. 3 miesiące. Aaa i to chyba ważne: mamy dość sporą grupę wspólnych znajomych 🙂
bera7, no ale ja mam właśnie radykalne podejście - nie rozkminiam za dużo - albo jest dorosły i może ze mną tworzyć dorosły związek, gdzie oboje pracujemy i utrzymujemy się sami albo niech zostaje z rodzicami i da mi znać jak będzie gotowy na inny układ 😉

safie, kiedyś tu chyba o tym pisałam. Było tak, że mieliśmy możliwość wprowadzenia się do mieszkania rodziców mojego W, które oni od lat wynajmowali studentom. No i czad, euforia (bo tylko czynsz a nie wynajem)! Tyle tylko, że byłam pewna, że skoro wyprowadzamy się oboje od rodziców (bo oboje z nimi mieszkaliśmy wtedy), to też OBOJE bierzemy się do roboty. Dla mnie to było oczywiste, bo pracowałam raz mniej raz więcej (byłam na 2 kierunkach studiów równolegle i oba dziennie, więc różnie było), no ale nie było okresu gdzie nie pracowałam w ogóle. I tego samego oczekiwałam od faceta. W skrócie - minęło pół roku, on nie był wciąż zainteresowany szukaniem pracy, no i wzięłam swoją szafę i się wyniosłam 😉 Dwa tygodnie później dostał pierwszą pracę i po kolejnym pół roku wróciłam do niego do mieszkania, już na zupełnie nowych warunkach. Nie polecam takiego rozwiązania, bo mogło się to skończyć rozstaniem, czego bym chyba nie przeżyła, ale na tamten moment naprawdę nie widziałam już innego wyjścia.

Scottie, ja bym mu dała czas. Szczególnie, że pamiętam jak sama się cykałam i wcale chętnie nie chodziłam na imprezy ze znajomymi W, własnie z lęku "jak wypadnę" - bo oni z deczka specyficzni jednak byli, czułam się inna 🙂
bera, na studiach prawniczych dziennych pracowałam juz od pierwszego roku. Jako kelnerka. W godzinach od 19 do 1, a w weekendy do nawet 4 rano. Trzy noce praca i trzy noce wolne. Potem dołączyłam jeszcze prace w kancelarii, a z kelnerowania zrezygnowałam po paru miesiącach. Pracowałam, bo musiałam, ale z drugiej strony nie wyobrażałam sobie nie mieć własnych pieniędzy. Pierwsze prace dorywcze i wakacyjne miałam już w liceum i przyzwyczaiłam się do własnych dochodów. Czasem ciężko było i czasem zazdrościłam tym, którzy sie bawili, kiedy ja byłam w pracy, ale wcześnie zyskałam doświadczenie zawodowe, no i własne pieniądze.
Co do ludzi "w latach" 😉 mieszkających z rodzicami, to zgadzam się ze smarcik - też dokonałabym takiego podziału.
Dziękuję Wam🙂 Przykro mi tylko, że cokolwiek się okaże, to zaufania mojego już chyba nie odzyska...
Może przesadzam, ale zdjęcie słodkiej dzierlatki w zaszyfrowanym folderze na kompie jest trochę... słabe.
Nie życzę żadnej takich znalezisk.  🙄

sandrita, wtedy, gdy "znalazłaś to, czego szukałaś" okazało się na tyle niegroźne, że żałowałaś konfrontacji z facetem? (sytuacje dosyć podobne, więc muszę spytać 😉)
Scottie ten Mój to serio dziwny przypadek. wstydliwy nie, bo nie zachowuje się tak; samotnik nie- bo sam ma bardzo dużo różnych znajomych. jest dokladnie tak jak to nazwalam: nie lubi poznawać nowych osób- ma swoją grupę znajomych z podstawówki/gimnazjum, LO, studiów, pracy itd...

a może go po prostu nie zmuszaj do poznawania face to face tylko może jakieś wspólne wyjście do kina, teatru, jakas impreza, zawsze też możesz się "przez przypadek" gdzieś spotkać z kimś 😉 albo po prostu poczekaj... wszystko w swoim czasie 😉
Ze mną rozmawiał 😉
Scottie,
Zgadzam sie z Dzionka, dziwne, ale no moze jeszcze sie musi rozkręcić. 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się