Prawa dla początkującego jeźdźca

Prawda jest taka, że to kursant potrzebuje instruktora a nie instruktor kursanta. Kursanta można zastąpić dowolnie innym, porządnego instruktora nie. Jeśli kursant idiota uszkodzi koniowi pysk wędzidłem, obetrze kłąb czy temu podobne odpowiada za to instruktor, bo szanowny kursant zabiera tyłek ze stajni płaci za godzinę i tyle. Jeśli instruktor nie daje nam konia x którego sobie upatrzyliśmy bo nie damy sobie z nim rady to nie dyskutujemy. Prawem kursanta jest poprosić a nie wymagać z 1 prostej przyczyny, kursant nie zna koni z ośrodka na tyle by mógł ocenić na ile może sobie z danym koniem dać radę, niejednokrotnie nie ma też samokrytyki odnośnie swojego poziomu jazdy, a jak coś się wydarzy to potem zawsze wina albo konia albo instruktora. Niejednokrotnie spotkałam się też z opowiadaniem bajek w wydaniu kursantów czego to oni już nie robili, a jak dochodzi co do czego zwykłe zakłusowanie było problemem. Niestety ale im więcej kursant nakłamie tym gorzej dla niego. Nie daleko szukać kobieta z rajdu panisko jakich mało wszystko widziała na wszystkim jeździła. Jedziemy po 15 min jazdy( jedziemy w kulbakach westernowych) a to siodło to czemu takie niestabilne?(jechała na siodle na którym zwykle ja jeździłam i stabilne było niesamowicie),a ten koń to czemu tak szybko idzie w porównaniu do innych? (koń o dobre 15cm niższy od innych w dodatku z drobnym krokiem)ok ruszamy kłusem i nagle co słyszę? ryk kobiety o treści nie,nie galopem ja nigdy tak szybko nie jeździłam 😵
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
14 grudnia 2013 15:34
andegavenka, instruktor nie potrzebuje kursantów 🤔? ale pieniadze to fajnie zarabiać 😉. Nawzajem się potrzebują: kursant instruktora, żeby go uczył; instruktor kursantów żeby przychodzili na jazdy i tak, płacili, niestety 😉. Wiadomo, że jeździectwo to specyficzna pasja, w której nie ma miejsca na nadmiar kwęków, strachów i przechwalanek, która wymaga dyscypliny i zaangażowania, ale instruktor nie jest Panem Bogiem, zas oprócz osobników ostro "konfabulujacych" (na zasadzie ja już na trzech koniach jeździłam, poradzę sobie w terenie), są i tacy którzy coś tam jednak o sobie i swoich potrzebach i umiejętnościach wiedzą.
Dlatego tak jak pisała Magda - rozmowa przed jazdą jest potrzebna. A wymyślajacego człowieka wszak łatwo poznać. Jesli nie to dla mnie weryfikacja następuje w momencie siodłania i wsiadania. Naprawdę widać czy ktoś coś ogarnia czy nie.
o, tak. Również czyszczenie już weryfikuje umiejętności i bardzo pokazuje podejście ucznia do konia. Czy mam do czynienia z "typem macho" czy raczej "wiotką kobietką"  🤣 Oczywiście to skrajności przeciwstawne ale to tez jest dla mnie ważne-ocenić charakter człowieka który się pierwszy raz pojawił bo muszę "utrafić" w to jak z nim się na jeździe dogadywać. Czy dajmu na to mogę na kogoś "ryknąć" jak mi ogłuchnie nagle w czasie jazdy, czy lepiej zatrzymać i wytłumaczyć 🤣
A wymyślajacego człowieka wszak łatwo poznać. Jesli nie to dla mnie weryfikacja następuje w momencie siodłania i wsiadania. Naprawdę widać czy ktoś coś ogarnia czy nie.
Sprawdza się w 99,99% przypadków. 😉
Raz zdarzył mi się na rajdzie koleś (niemiec), którego po samym podejściu do konia, czyszczeniu i siodłaniu każdy oceniłby jako co najmniej średnio zaawansowanego jeźdźca. Z ankiety przedrajdowej wiedziałam, że był dwukrotnie na rajdzie, w Ameryce i gdzieś jeszcze. Po tradycyjnym,maneżowym teście dopasowania koni i jeźdźców, który odbywał się dzień przed rajdem, okazało się, że nie umie anglezować! 😵 No i okazało się, że jeździł trochę, był na rajdach, owszem, ale to wszystko w stylu west, a rajdy po górach, więc stęp i trochę galopu. I faktycznie, galopować umiał, siedział jak przyklejony. Po prosotu nie umiał kłusować. 😁
Miałyśmy dylemat co z nim zrobić. Ale ponieważ był bardzo skromną i pokorną osobą, poprosił o lekcję wieczorem i powiedział, że jak mu się nie uda załapać anglezowania, to zrezygnuje z rajdu. Udało się i pojechał. Dawałam mu jeszcze trochę wskazówek pierwszego dnia rajdu, a potem już nie było takiej potrzeby. Bo zdolny też chyba był i konia typu "taxi" dostał, więc nikomu się krzywda nie stała. Oczywiście miał mega zakwasy, ale był bardzo szczęśliwy i fajnie się dogadał z koniem.
No, ale to tylko taki wyjątkowy przykład. 😉
Chodziło mi o to, że kursantów jest mnóstwo, także nie ten to inny. Dobrych instruktorów u nas to niestety, ale ze świecą szukać. Teraz nie mam pojęcia skąd, ale od pewnego czasu pojawiła się moda na to, że konia dostaje się osiodłanego i wyczyszczonego. Jeśli chodziło o rajdy w sumie było tak samo, bo nie brano pod uwagę tego, że ktoś może nie mieć pojęcia o jeździe zapisując się na rajd. Ja zwykle zaznaczam, że proszę mi konia nie przygotowywać do jazdy, ale wiadomo różne stajnie różne standardy. Ja chyba niestety oczekuje zbyt wiele, ale jestem specyficznym klientem. Jeździłam długo tzw" na tym co dali' i gdzie dali, dlatego też nie robi mi już różnicy czy koń furiat czy ciapek. Mam za to świadomość mojej koszmarnie kulejącej techniki i stąd też wolałabym kogoś kto mnie opierdzieli z góry na dół ale wreszcie skoryguje. Zazwyczaj na jazdach jestem traktowana po macoszemu, tylko przez to, że sobie radzę. Nie spadam jak mi koń trochę pobryka czy coś i nie daje się tzw"wywozić" przez co zwykle nie zwracają na mnie uwagi. Zaczynam dochodzić do wniosku, że pozostanie mi albo tylko jeżdżenie indywidualnie albo pogodzenie się z sytuacją i zaprzestanie jazd w ośrodkach i powrót do tzw"koni zza stodoły pana Henia"
Odnośnie czyszczenia i siodłania to w zeszłe wakacje przeżyłam szok jak chcąc się zapisać na jazdę (miałam dłuuugą przerwę ale bardzo lubię wsiadać w nowych miejscach) znalazłam stajnię gdzie płaciło się więcej za możliwość przygotowania sobie konia do jazdy 😉
Było to dla mnie totalną abstrakcją ale chyba chodziło o to, że instruktor musiał poświęcić człowiekowi dodatkowy czas stojąc i patrząc... chociaż i tak tego konia ktoś musiałby przygotować. Bardzo się cieszę, że nigdy nie trafiłam do stajni gdzie dostaje się gotowego konia pod tyłek, za to moja znajoma pomagała w takiej stajni. Praktycznie cała "praca" polegała tam na czyszczeniu i siodłaniu koni a potem zabieraniu ich klientom. Dla mnie czyli osoby, która sporo czasu spędziła na wywalaniu gnoju, wożeniu słomy, siana, karmieniu i w wolnej chwili na pomaganiu klientom przy koniach była to kolejna abstrakcja 😉
Chess - tam gdzie jest młyn czyli duużo koni i duużo klientów to z pewnością prawidłowe osiodłanie konia jest kluczowe.
Mnie się też to nie bardzo mieści w głowie ale wolałabym mieć zdrowe, nieobtarte konie.
Z drugiej strony przecież zawsze sprawdzałam (kiedy klenci sami siodłali) czy wszystko jest ok.

Nie jestem pewna czy chciałabym jeździć w takim klubie gdzie kontakt z koniem jest ograniczony do minimum.
Czas spędzony w boksie nigdy dla mnie nie był czasem zmarnowanym.

Wiem, akurat ta stajnia o której piszę była naprawdę mała. Na umówioną godzinę byłam tylko ja, zresztą koni mieli mało i z tego co zauważyłam to głównie "terenówki". Klacz na której jeździłam po placu chodziła średnio, podobno w terenie jest świetna.
Dość długo dyżurowałam w stajni gdzie było kilku klientów na każdą godzinę, do tego jazdy indywidualne, dużo koni, ogólnie niezły młyn przez parę godzin dziennie i jeśli ktoś nie osiodłał konia prawidłowo to zwykle instruktor to wyłapał. Szczerze mówiąc nie pamiętam sytuacji, żeby jakiś koń się obtarł czy inaczej uszkodził przez złe założenie sprzętu.
Również uważam, że jeździec powinien mieć możliwość spędzenia z koniem czasu poza jazdą. Wiadomo, że nigdy nie będzie to to samo co własny zwierzak ale dokładne wyczyszczenie przed i po jeździe, wymizianie itp jest ważne 🙂
ja zawsze staram się być przy siodłaniu, zwłaszcza mniej zaawansowanym albo nowym ludziom "patrzę na ręce"

Dopuszczam opcję (na życzenie klienta) konia przygotowanego przez obsługę ale nie lubię tego, wole jak ludzie sami sobie konie szykują.
Ja też dopuszczam taką opcję, choć jej nie lubię. Miałam kiedyś klientkę, która nawet nie mogła wchodzić do stajni ze względu na alergię. A w przypadku najmłodszych dzieci miałam taki patent, że pierwsze 10-15 minut jazdy było przeznaczone na naukę czyszczenia i siodłania dla dziecka + jego rodzica i moją pomoc przy tym.
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z jeździectwem, to też trafiłam na stajnię, która daje gotowe, czyli wyczyszczone i osiodłane konie. Początkowo uważałam, że tak powinno być. Wkrótce jednak kontakt z koniem ograniczony do samej jazdy mi nie wystarczył - poprosiłam więc o 'instrukcję obsługi'. Wytłumaczono i pokazano mi co i jak i od tamtej pory wszystko robię już sama. Choć, jak zauważyłam, większość osób nadal przychodzi na gotowe. Tak jest po prostu szybciej i łatwiej. Widzę jak przez stajnię przewijają się tabuny dzieciaków - tylko garstka ma samozaparcie by dotrwać w jeździe do jako takiego poziomu, w którym nie sama jazda jest priorytetem a koń i kontakt z nim.

Edit: Zjedzona litera.
Słuchajcie nie wiem czy zaraz ktoś mi nie powie, że pisze nie na temat, ale w moim odczuciu sprawa dotyczy praw i obowiązków... jak wyżej.

Napotykam trudności i szczerze mówiąc coraz częściej zastanawiam się gdzie jest granica przy której podstawowe wymagania stają się zbyt duże.
Coraz częściej przychodzą do mnie dzieci i dorośli którzy po paru jazdach rezygnują bo właśnie wymagania zbyt wysokie. I wcale nie chodzi o nie wiadomo co.

Pierwszy przykład to dziewczynka, która zrezygnowała po 4 lekcjach na lonży (a szło jej doskonale!) bo, jak powiedział jej tata "ona się męczy". Dodam, że lekcje były pół godzinne i bardzo podstawowe. dziewczynka 10 letnia więc głównie nauka przez zabawę. Ale wiadomo, koń się rusza, człowiek się rusza, jest lato więc można się nieco spocić. Zdarzyły się też takie osoby dorosłe. Jak prowadzić jazdy by były mniej męczące?? No przeciez to sport!

Chłopiec który miał kłopot z prowadzeniem konia samodzielnie na ujeżdżalni (koń zwyczajnie go zdominował i to wcale nie jest trudny koń, raczej miś, tylko chłopiec chociaż miły i strasznie fajny to ogromna sierota!) Chłopiec miał frajdę. Fajnie mu się konia czyściło. Ładnie kłusował, ale był kłopot kiedy zaczęłam wprowadzać kierowanie i samodzielne skręcanie i ruszanie. Dzieciak nie był w stanie wywrzeć nawet minimalnej presji na konia (no umówmy się, przyłożenie łydki jest presją). Zaleciłam trochę ćwiczeń z ziemi, trochę prowadzenia konia, takie jakby horse agility żeby dzieciak ze zwierzem pobył, przestał się bać. I usłyszałam że system jest zły i że wymagania za duże.

Oczywiście mogłabym szerzej opisać te sytuacje i wymienić kilkanaście podobnych. To co mnie zastanawia to kiedy instruktor ma przestać uczyć, obniżyć i tak niskie wymagania a zacząć zarabiać pieniądze? W myśl zasady Nasz klient Nasz Pan. Czyli chłopca i dziewczynkę wozić na lonży przez kolejny rok (co robić na lonży przez rok, dwa lata??) Nie wymagać czyszczenia i siodłania (cytując rodzica: "to nie powinno należeć do obowiązków kursanta"😉
W powyższych przykładach klient koniowi krzywdy nie robi ale wyraźnie przejawia odporność na wiedzę. Bardzo mi się podobało to co zostało tu napisane wcześniej, że klient od instruktora powinien wymagać by nauczono go jazdy konnej ana oprowadzanki to gdzie indziej zapraszamy. Czyli w moim odczuciu klient chce dostać pakiet umiejętności by być samodzielnym jeźdźcem: umieć prowadzić, wyczyścić, osiodłać, wsiąść, pojechać BEZPIECZNIE.

Wiadomo, że nie każdy musi wyrosnąć na olimpijczyka, ale podstawowe umiejętności powinno się zdobyć. Niestety wdaje mi się, że jeśli mimo szczerych chęci instruktor nie jest w stanie wyjaśnić człowiekowi, że sport który wybrał jest sportem trudnym i wymagającym (tylko na filmach wygląda tak łatwo), ale warto na efekty poczekać bo przyjemność z jazdy jest ogromna i tym większa (w moim odczuciu) im wyższe umiejętności... ależ mi zdanie wyszło. Przepraszam za masło maślane. W każdym razie jeśli człowiek tego nie rozumie, nie chce z siebie dać to może wybrał zły sport i instruktorska krew w piach zwyczajnie.  A skoro trafił do takiej akurat stajni to tu się jeździć nauczy, ale nie pojedzie na drugiej jeździe w teren. I w ten sposób wracamy do tego, że głównym prawem każdego jeźdźca jest wybrać sobie taką szkółkę żeby mu pasowało. Choć w moim odczuciu szkółki w których w ten teren ciągną ludzi na pierwszych jazdach powinny pod nazwą mieć dopisek "przejażdżki" a nie "nauka jazdy konnej".
Windka, Mam podobne spostrzeżenia. Spotyka się co raz więcej dzieci "niepełnosprawnych" ruchowo i emocjonalnie, nie nadających się do nauki jazdy konnej.
''Kiedy instruktor ma przestać uczyć, obniżyć i tak niskie wymagania a zacząć zarabiać pieniądze?"
Trudne pytanie. Fajnie jak można sobie pozwolić na nieobniżanie wymagań. Jak ktoś się nie nadaje, to się nie nadaje. Ciężko się cackać w nieskończoność. Ale jak kasy naprawdę brak, albo szef każe... Współczuję ludziom, którzy są w tej drugiej sytuacji. Ja mam to szczęście, że mogę decydować sama, czy mi się chce/opyla cackać, czy nie.

Słuchajcie, ja pracując kiedyś jako instruktor miałam taką właśnie sytuację, że szef miał ogromne pretensje do mnie w jaki sposób uczę. Że - uwaga - uczę jakiegoś bezsensownego anglezowania, że wymyślam dziwne ćwiczenia (chodziło o półsiad).  Klient ma przyjść pojeździć a ja mam sobie tylko stać z boku i wydawać kolejne konie....
I podobnych miejsc znam całkiem sporo.
W drugą stronę - znam także "instruktorów", którzy właśnie w taki sposób podchodzą do prowadzenia jazd. Ważne by kasa była, cała reszta jest bez znaczenia.
Być może faktycznie jestem zbyt ambitna, ale dajmy na to sytuację , kiedy osoba po iluś tam jazdach ze mną trafia nagle do innej stajni. Lepiej chyba, gdy zna podstawy, niż nagle przeżywa szok, bo ktoś każe coś robić, a ona nagle nie wie, bo nie słyszała.
W szkoleniu  wspinaczki wysokogórskiej był kiedyś taki trend u  niektórych instruktorów, żeby na początku szkolenia zniechęcać kursanta stawiając mu ostre kryteria . Chodziło o to, że wspinaczka jest na tyle niebezpieczną i trudną dyscypliną , że nie ma w niej miejsca dla osób przypadkowych .  A kto naprawdę  chce to i tak nie da się zniechęcić , jako były instruktor wspinaczki, a dziś uczący jeździectwa tą regułę trochę w łagodniejszej formie  stosuję u siebie w stajni . Jednak prawda jest taka że tracę około połowy klientów , tylko z drugiej strony to i tak z tą połową nie chciało by mi się pracować  , a i oni ze mną . Cenie sobie mój komfort psychiczny jednak ja już nie jestem na dorobku .  🥂
ja podchodzę w ten sposób, że mogę się cackać z dzieckiem (z dorosłym w sumie mniej) dopóki widzę, że dzieciak CHCE! Niezależnie od tego, co mówią mi rodzice. To widać po samym dziecku, czy ono chce tak naprawdę, czy to był pomysł rodziców.
Do dorosłych mam mniej cierpliwości a już najbardziej nie lubie ludzi, którzy usiłują mnie przekonać, że wszystko świetnie umieją.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
25 października 2015 13:12
Wszystko zależy od tego co to za stajnia i jacy ludzie przychodzą na jazdę. Jeśli jest to stajnia w typowo turystycznej okolicy, to ludzie przychodzący na konie po prostu chcieliby miło i sympatycznie się przewieźć na koniu, np jadąc w jakiś lekki teren. Tacy ludzie przychodzą na jazdę jednorazowo i jakiekolwiek uczenie na lonży czy ogólnie jakiekolwiek zgłębianie jeździectwa nie ma najmniejszego sensu.
Ja w sumie najmniej cierpliwości to man do nastolatków . Mogę gadać do dzieci ,mogę do dorosłych , ale jak mam nastolatka, którego przyprowadzili rodzice, żeby dziecko miało jakieś hobby ,a nie siedziało przed kompem to szlag mnie trafia . Bo mam wrażenie, że na jeździe gadam do ogrodzenia i taki przeważnie jak od ogrodzenia mam komunikat zwrotny   :emot4:
ElaPe, No dokładnie. Dlatego trzeba jasno określić czy klient chce się uczyć jazdy konnej, czy się tylko przejechać.
Dla tych drugich są oprowadzanki, czy jakieś spacery stępem w terenie, jeśli się ma odpowiedni teren i konie.
Ale Windka raczej mówiła o tym, że są ludzie, którzy niby chcą się uczyć, ale nie chcą żeby było to trudne i męczące.

niesobia, Ja miałam w zeszłym roku hicior:
Chłopca, który nie chciał jeździć, ale ojciec go przekupywał, że jak będzie jeździć, to mu pozwoli grać na Playstation! 😁
Windka, całkiem możliwe, że jazdy konne są... za tanie. Jakoś tak jest, że ludzie szanują to, za co muszą słono zapłacić.
Jak by nie było jest taka piramida: na 100 którzy przyjdą na lonżę ukończy ją połowa. Z tej połowy połowa zostanie regularnie, częściej lub rzadziej bywającą grupą stęp/kłus. Połowa będzie poruszać się w 3 chodach. Połowa zechce czegoś więcej. Połowa pomyśli o skokach. Połowa o startach w zawodach. Tu mniej niż połowę będzie stać na dzierżawę/kupno konia/kuca i częstsze starty, czyli na 100 lonżowiczów - może jednego.
I dopiero tu piramida zaczyna się od nowa 🙂 - już w sporcie.
Instruktorzy początków stosują różne metody wpływania na proporcje, na ile piramida będzie stroma a na ile łagodna.
Łagodniejsza jest wtedy, kiedy filtr jest od początku - do czego dążymy. Do jak najszybszych bezpiecznych przejażdżek? Czy tylko "przemiał" i drobna kasa? (wtedy trzeba myśleć jak rozwiązać wąskie gardło lonży, są np. budowane "korytarze", w których jeździ kilku początkujących na raz). Sport dzieci? Sport dorosłych? Amatorski? Wyczynowy?
zgadzam się z halo
ja mam w zasadzie wyłącznie ludzi stałych, uczących się, sporo ze wskazaniem na mały sport
po prostu z takimi najlepiej mi sie pracuje, a że jestem u siebie to moge poniekąd wybierać z kim pracuję
natomiast faktycznie "odpad" ludzi jest bardzo duży
U nas jest nastawienie na mały sport, bardziej młodzieży i dorosłych. Dzieci mają ma czym jeździć, ale to jest tak, że bez nastawienia właśnie na to czas szkolenia jest na tyle długi, że dziecko przestaje być dzieckiem zanim dojrzeje do 100 cm na kucu. Przy nastawieniu na sport dzieci (jasne, że tylko amatorski) wypadałoby  mieć stawkę kucy - wyjadaczy.
Z racji przepięknej lokalizacji jest też miejsce na samodzielnych jeźdźców terenowych, grupowych też, ale ogólnie rzecz zmierza do tego, żeby wyszkolony u podstaw adept nabył swojego konia i wstawił w pensjonat. Po to jest cała ciężka praca, żeby dało się pracować dalej (lub jedynie odświeżać umiejętności i korzystać z uroków terenu). I tu jest problem, bo u nas jest taka okolica, dość uboga, że w ogóle chętnych na jazdy jest za mało. I rocznie może pojawia się jedna osoba kupująca konia i szkoląca się nadal. A to za mało 🙁 Konieczne są min. 3 żeby stajnia się rozwijała. Bo min.1 rocznie wypadnie z racji np. wyjazdu na studia, 2 (czasowo, ze szkolenia) z powodu kontuzji. Jeśli rocznie będzie przybywał tylko 1 właściciel konia, to stajnia o takim profilu będzie się zwijać a nie rozwijać. Czyli żeby był rozwój w kierunku małego sportu od zera - potrzeba... 300 chętnych "na koniki" rocznie. Czyli codziennie(!) musi się zgłosić ktoś nowy.
ktoś odchodzi ktoś przychodzi :-)
nie koniecznie będą w stajni wyłącznie uczniowie u siebie wychowani, do mnie poprzychodziło ostatnio kilka koni z innych stajni i działamy :-)

Ale faktycznie nabór jest potrzebny, stale. A u mnie to kuleje zimą bo ja hali nie mam. I zimą to sami twardziele zostają, większość poczatkujących jest zbyt wygodnych, żeby jeździć w złą pogodę  🤔
Niestety wśród dzieci a szczególnie nastolatków jest trend na 'interesuję się niczym' 😵
Przeciętny dzieciak spędza czas przed kompem lub z telefonem w ręku. Na jazdę przychodzą tylko po to by sobie strzelić fotę na koniu - najlepiej w galopie. Wymagają osiodłanego i wyczyszczonego konia, bo 'co się będą meczyć'. To takie luźne spostrzeżenia ze szkółki. Nie tyczy się to oczywiście wszystkich - są perełki, które nawet by boks sprzątały byleby ze stajni nie wychodzić 😁
Problem jest też z W-Fem w szkole - coraz więcej złamań i innych wypadków, bo dzieci do szkoły są wożone, w szkole siedzą przy ławce, w domu przed kompem. Wyrastają na takie ciapy, które nie potrafią sterować własnym ciałem.
Moja córka (prawie 11 lat) od września zaczęła się uczyć jeździć konno. Instruktorce postawiłam tylko jeden warunek - nie oszczędzać w niczym dzieciaka - ma czyścić, siodłać, sprzątać 'pączusie'. Będzie jeździć póki będzie chcieć, jak jej się znudzi, to z mojej strony nie ma presji.
Julie, złapałaś dokładnie o jaki typ klienta mi chodziło. "Chciałbym ale czemu to jest takie trudne? "
Ten typ powoduje że ja głupieję totalnie bo skoro człowiek chce to powinien móc.... a skoro nie może to może rzeczywiście system jest zły? Więc staję na głowie. Próbuję i tak i siak i natrafiam na opór materii. Ciągle się łapię na tym, że nie wiem kiedy odpuścić.
Napisałaś że "spotyka się coraz więcej..." czyli nie tylko ja mam takie spostrzeżenia.

Halo, to co piszesz przypomina mi że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego 😉 Trzeba się rzeczywiście specjalizować i stosować filtr już od początku. Tzn ja powinnam. Przejażdżki mnie nie interesują. Mój kierunek to ambitna rekreacja i mały sport. Tyle że na swoim jestem od roku i trochę boję się wybrzydzać. Klientów przewinęło się serio sporo, sporo zostało i jeżdżą regularnie, ale ciągle jest ich za mało bo albo ktoś na urlopie, albo chory, albo w ciąży....  Lokalizacja jest fajna ale od miasta stołecznego dość daleko dla przeciętnego klienta a okoliczne wsie są ani zamożne ani zbyt ubogie. Docierają do mnie albo osoby traktujące jazdę poważnie albo zupełne przeciwieństwo czyli typ "jedźmy w teren jutro" i to w zdecydowanej większości niestety.

No i są jeszcze klienci i to w sporej ilości ,którzy jak ich posłuchasz to jeżdżą od dawna bez problemów wszytko umieją tylko jak wsiądą na konia to okazuje się , że podstaw nie znają . No więc pytam wtedy [ a gdzie państwo się uczyli ] no i dostaje odpowiedź, że tu i tu . Przeważnie gdzieś nie daleko po sąsiedzku . No i wtedy się wkurzam bo mam dyskomfort  moralny . Mogę twardo wyrazić zdanie ,że uczyła je osoba niekompetentna jednak wyjdzie , że obrabiam komuś dupę i podbieram klientów , albo udawać Greka . Tylko niestety jak wytłumaczyć klientowi, że nic nie umie skoro gdzie indziej wszystko umiał i jeździł w tereny z galopami .
Pytanie jak wytłumaczyć i nie stracić klienta  ❓
Wszystko zależy od człowieka oraz od jego oczekiwań przede wszystkim. Jeśli poważnie podchodzi do jazdy to pewnie w końcu przyjmie to do wiadomości bo wie, że to sport którego człowiek uczy się całe życie. Najciężej wytłumaczyć dzieciom, zaraz na drugim miejscu są faceci ;-) Bez obrazy tak wynika z mojego doświadczenia.
Ja, nie chcąc "obrabiać dupy", często odnoszę się do tego, że każdy instruktor dąży do tego samego, ale metod jest tyle ilu instruktorów. Oraz, że każdy robi konie  na swój sposób i dla swoich potrzeb odpowiednio. W każdej stajni są inne konie i na innym poziomie przygotowane. To że ktoś dawał radę na rekreacyjnym tuptusiu nie znaczy, że ujedzie na koniu przygotowanym... no lepiej ujeżdżeniowo i dobrze jest spróbować nauczyć się czegoś w innej stajni by móc na koniec wybrać to co jest najbardziej skuteczne, najbardziej koniopozytywne itd.
Windka mi akurat nie o to chodzi , żeby wyrazić swoją opinie szczerze musiał bym bardzo krytycznie odnieś się do kogoś kto uczył wcześniej i tego właśnie nie lubię . Nie o to chodzi, że nie chce stracić klienta , tylko o to że musiał bym mu powiedzieć,że do tej pory uczył go ktoś kto niema pojęcia . Ja nie mam nic przeciwko ludziom którzy nie mają ambicji sportowych, tylko chcą jeździć rekreacyjnie . Jednak jakiś poziom muszą reprezentować , żeby jeździć bezpiecznie i z przyjemnością dla siebie i bez dyskomfortu dla konia , a ludzie o których mowie jeżdżą na zasadzie trzymania się wodzami konia i starania się jego nie opuszczenia, bo tam gdzie ich uczyli mają podejście, takie że po pierwszej lonży jak pacjent nie daje na banie, to zabiera go się w teren na koniach chodzących jak tramwaj z wagonami  , klient dla nich to tylko worek który jest stroczony do jucznego konia. No i taki pacjent po roku lub więcej takiej nauki przychodzi do mnie , a ja mu każe zaczynać od lonży . Zadaje mu pytania czy wie co to pół parada, galop na odpowiednią nogę , a on patrzy na mnie jak ciele w malowane wrota . No i właśnie wtedy mam dylemat czy mówić szczerze i narobić sobie wrogów czy sprzedać jakąś bajkę o świadomym jeździectwie starając się nie wyrazić opinii o poprzednim instruktorze .  😤
ja mam łatwiej, zawsze mogę powiedzieć, że to jest akurat koń westernowy i dlatego jest ujeżdżony inaczej i trzeba się dostosować :-)

Ale faktycznie to jest problem, tzn ludzi z innych ośrodków. Opisywałam chyba w kąciku innstruktorów jak wywaliłam kobietę z jazdy bo mi szarpała i kopała kobyłę i nie chciała przestać. I poinformowała mnie że jej mówili że ma dobrą rękę!
I faktycznie ludzi z jednej konkretnej stajni sąsiedzkiej jeżdżą no...metodą szarpano-kopaną  😕
I też uważają, że umieją jeździć super
HA HA  🤣 Czyli Magda obydwoje w tej sytuacji żenimy kity , tylko ja odwrotnie . Z racji tego , że przeważnie w stajni pobliskiej wsadzają ludzi na westowe siodła { z takiego trudniej spaść ,zawsze można się rogu przytrzymać }ja tłumacze ,że nie uczę westu i trzeba się dostosować .  😀iabeł: 💡Ale natchnęłaś mnie na nowy wątek  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się