Kącik Rekreanta cz. VII (2014)

Lov   all my life is changin' every day.
19 stycznia 2014 10:53
anai, maison, dzięki :kwiatek: ile ma w kłębie to nie mam zielonego pojęcia, nigdy go nie mierzyłam, ale pod 170 będzie 😉

krysiex213, on to ma spojrzenie ćpuna od zawsze, przymknięte i przymulone oczy, może dlatego się wszystkiego boi bo nie widzi dokładnie 😁

m2nika, ale dziwne bajery... Zawsze na takim jeździcie? Dlaczego?

GosiaG, szukaj w szmatoholikach 😉
.
Muchozol, tak siedzę i czytam co piszesz i aż zdecydowałam się napisać... odnoszę wrażenie, że czekasz, aż wszyscy na forum Ci powiedzą: " No tak, sprzedaj koniecznie i kup nowego", żeby mieć usprawiedliwienie i powód do sprzedaży "bo wszyscy mówią, żebym sprzedała"... Koń to zwierzę, za które Ty wzięłaś odpowiedzialność, nie jest zabawką...i serio nie rozumiem, jak można podchodzić do sprawy w ten sposób.. sama piszesz, że 17 letniego konia NN niełatwo będzie sprzedać..
Z tego co piszesz wynika, że koń zdrowy, niegłupi, bezpieczny, a problem leży w Tobie... więc może po prostu czas wyjść z jeździeckiego doła i wziąć się porządnie za siebie, może spróbuj pojeździć trochę na lepiej zrobionych koniach...albo wręcz przeciwnie, odpuścić na jakiś czas, pojeździć w teren, pospędzać z koniem trochę czasu i dać sobie nawzajem chwilę na odpoczynek bez żadnej presji..
Mam wrażenie, że sama nie wiesz czego chcesz i czekasz na jakieś "błogosławieństwo" z forum, żeby dziewczyny zdecydowały za Ciebie i powiedziały Ci "sprzedaj".. To jest decyzja, którą musisz podjąć SAMA i podejmij ją odpowiedzialnie, mam nadzieję, że jakoś Ci się uda to rozwiązać 🙂
Muchozol, ja tak z doskoku - kupiłam Pamira i obecnie dziwię się, że go kupiłam, bo nawet laickim okiem było widać, że to nie był ani miły, ani jezdny ani bezpieczny koń. Parę dni temu minęło nam 5 wspólnych lat, większość czasu przepracowałam z nim sama - obserwowałam wielu jeźdźców i trenerów mądrzejszych ode mnie, sama mając trenerów jedynie z doskoku - na kilka jazd, bo z kasą rożnie bywa. Teraz staram się wymagać od siebie najwięcej - od swojego dosiadu, od tego co robię ja - wiem, że konia mam złotego i bardzo wdzięcznego. Dziś oglądam zdjęcia przed i oglądam wczorajsze kadry z pracy po płaskim i ogólnie zdjęcia/filmiki z pracy z ostatnich miesięcy. Widzę wiele moich niedociągnięć i staram się je zmieniać. Aczkolwiek różnica (jak dla mnie) jest ogromna, nie sądziłam, że kiedykolwiek będę choćby w tym miejscu z Pamirem w którym jestem teraz, a czuję, że to jeszcze nie jest szczyt naszych możliwości.

Przez pierwszy czas nasłuchałam się bardzo wielu przykrych rzeczy - i wprost (że kupiłam trupa, który nic mnie nie nauczy, a wręcz mnie zabije i będę miała duży problem z pozbyciem się go, bo nikt go nie kupi) i za plecami. W między czasie sporo osób mnie namawiało na sprzedaż i kupno innego konia, przez jakiś czas Pamir był wystawiony na sprzedaż/do dzierżawy i dużo osób się o niego pytało, przez jakiś czas ja na niego praktycznie wcale nie wsiadałam - lonżowałam, albo dawałam komuś wsiąść. Bardzo poważnie zastanawiałam się nad przestawieniem go troszkę dalej od domu, ale taniej - żeby chłopak miał wakacje, a ja konia maskotkę, nie konia do jeżdżenia.

Wiadomo - każdy koń, każdy jeździec jest inny, dlatego trzeba podchodzić do takich decyzji indywidualnie. Ja zdaje sobie sprawę, że jak bym sprzedała i kupiła innego konia (młodego, przyszłościowego, wyższego) była bym w znacznie innym miejscu, ale przestałam mieć parcie na startowanie, na porównywanie 'o jej, koń X robi to, a mój nie' i w tym momencie współpraca zaczęła nam się znacznie lepiej układać. Dziś ciesze się, że jednak posłuchałam tej mniejszości która wierzyła we mnie i w tego konia, tylko jedno w nim bym zmieniła - choćby 5 cm wzrostu więcej  😁

Życzę Ci powodzenia, oraz żebyś była zadowolona z decyzji którą podejmiesz.  :kwiatek:

Wczoraj bujaliśmy się tak:




A ostatnio korzystamy z zimy w ten sposób:

Nirv Pamiry widać tak mają 😉 Mój też nie był miłym, bezpiecznym i przyjemnym do jazdy koniem, kiedy zdecydowałam się, że stanie się mój. A gama jego pomysłów czasem mnie z nóg zwalała, bo o taką kreatywność bym go nie podejrzewała. Ale, dojrzałam w nim całkiem fajnego i dobrego konia, tylko trzeba było do niego dotrzeć i dać mu czas 🙂
Twój Pamir nawet nieco z wyglądu podobny do mojego Pamira, tylko nieco mniejszy 😉 Bardzo fajnie wygląda pod siodłem, przyjemnie się na was patrzy 🙂
.
Niestety po tylu latach sprzedaż konia (szczególnie starszego) to nie dość, że trudna decyzja ale i obawa "co powiedzą inni". Chciałabym tylko zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do innych zwierząt, które mamy (psy, koty itp) konie są bardzo specyficzne. To duże zwierzęta, które mogą być niebezpieczne nie z racji agresji nawet a faktu nieujeżdżenia czy niewychowania. Trzeba też wziąć pod uwagę, że to jaki koń jest to nie tylko cecha jego charakteru - to zbiór doświadczeń z jego dzieciństwa, młodości, zajeżdżania. To wszystko to, co nawkładał mu do głowy były właściciel. Wszystko to ma wpływ na to, jakiego konia mamy obecnie. W większości przypadków kupując konia - nie znamy jego historii, nie wiemy czego się spodziewać. Im więcej będziemy mieć doświadczenia tym łatwiej będzie nam wychwycić momenty, które więcej nam powiedzą o koniu niż cała "opowieść" właściciela. My też będziemy wiedzieć o co tak naprawdę pytać. Ale kupując pierwszego konia nie wiemy tego, nasze doświadczenia zazwyczaj są niewielkie. To powoduje, że pierwszy koń często bywa o ile nie pomyłką to nie do końca trafionym zakupem. To jakim trenerem i możliwościami dysponujemy może przełożyć się w takim przypadku na szczęśliwy finał. Ale nie musi. Niedobranie charakterem konia i jeźdźca to spory problem wbrew pozorom. Flegmatyczny jeździec i flegmatyczny koń to słabe połączenie, tak jak dwa nerwusy 😉. Tak samo niepewny jeździec i niepewny koń. I parę jeszcze innych ciekawych "połączeń". Serio lepiej wtedy dać sobie spokój i sprzedać konia. A jeśli jesteśmy w stanie puścić takiego "starszego" konia na emeryturę to to zrobić. Przyjacielem nigdy nie będzie koń, na którym jazda przynosi samą frustrację, którego się boimy. Jeśli nie znajdziemy innego sposobu spędzania z nim czasu - typu łażenie z koniem w ręku po lesie - to raczej frustracja na jeździe łatwo na przyjaźń się nie przełoży...
Muchozol super że Mucha zostaje!  🏇 Ja od siebie życzę owocnej pracy i pociechy z konia. Pamiętam jak cieszyłaś się, że Mucha chodzi wyższym chodem niż stęp, że galopujecie. To jest mała rzecz dla wszystkich w koło, ale ogromna dla Ciebie i Muchy. Wiem z własnego doświadczenia, bo ja cieszyłam się jak dziecko, jak Kolekcja przestała mnie 'szmacić' w galopie, tylko galopowała sobie z nóżki na nóżkę, a wręcz musiałam ją momentami pchać 😉. Jeździć nie umiem, konia zepsułam od samego początku, ale znalazłyśmy wspólny język. Obu nam podoba się podróżowanie bez większych wymagań, bujanie się 'ot tak' i od czasu do czasu wprowadzanie czegoś nowego (moja sytuacja nie pozwala mi na regularną jazdę i zajmowanie się koniem, dlatego się zwyczajnie z tym pogodziłam 😉 ). Mi sprawia frajdę jak sobie wsiądę raz na kilka miesięcy, a jej ogromną radość sprawiają tereny (choć jest mocno płochliwa, elektryczna, z tych patrzących i bojących się byle papierka, dlatego tereny najczęściej z innym koniem, kiedyś jeździłam sama, ale wtedy miałam czas na regularne jeżdżenie konia). Frajdą dla nas jest także zwykłe czyszczenie, różnego rodzaju 'zabiegi kosmetyczne', czy tradycyjne 'drapanie cyca'  😁.
Ale do takiego myślenia musiałam dojrzeć, wrzucić na luz, odpuścić. Ona jest dla mnie przyjacielem, przytulanką, która powoduje uśmiech na twarzy, jak tylko mogę być w domu 😉. Najważniejsze to znaleźć w sobie siłę, żeby serio czerpać z tego radość. 😉

Jak już jestem w temacie, to Gnida z Siwką jeszcze z grudnia:

.
Hehe, wdrapywałam się zawsze z płota, ale jak widać na zdjęciu - rozebrali mi płot i nie mam jak wsiadać  🙁

To nic że włazi do środka, wszystko po kolei 😉. Dacie radę i to ogarnąć, zobaczysz! 😉.
.
Lov, nie zawsze 😉 po prostu miał kto mi uszyć, więc posiadam takie cudaczne cosik za cenę skóry i sprzączek 😉 z czystej ciekawości jak Elfowi w tym będzie i na razie nie mamy zdania, bo jeździliśmy tylko ten raz i to zabrakło nam dziurki do zapięcia 🙂 Był ogólny szał i zabawa z przekładaniem języka, nad i pod i tak w kółko  🤣
Nie spowodowane to żadną przyczyną zdrowoną, ani nic podobnego   😉


Muchozol, dzięki w imieniu Elfa 😉  :kwiatek:
Muchozol dziękujemy  :kwiatek:mam nadzieję, że w końcu znajdę czas żeby częściej ją tu pokazywać 🙂
Nirv  wykonałaś baaaardzo dużą pracę i przeszłaś dużą przemianę, jest to widoczne i cieszy oko, gratuluję i kibicuję.
emptyline   Big Milk Straciatella
19 stycznia 2014 23:57
Muchozol, ale ty się dziewczyno spinasz i mnożysz, piętrzysz i wymyślasz sobie problemy! 🙂 Wiem, że to trudne, ale potrzebna Ci zmiana nastawienia, skoro już zdecydowałaś, że Muszka zostaje u Ciebie (dlatego też nie mam zamiaru pisać o innych aspektach). Idzie Wam coraz lepiej? Galopujesz? O kurde, hell yeah! I nie ma w tym ani krzty złośliwości. To suoerhipermegaświetnie! I tak trzeba do tego podchodzić, myśleć sobie, przełamuję się, jest lepiej - ekstra - i będziesz robić postępy automatycznie. Pozwól sobie na chwile euforii z błahostki. Ja mam trochę podobną sytuację do Ciebie. Kupiłam konia, bo ładnie na mnie spojrzał i się zakochałam - totalnie bezmyślnie, bo nie miałam szansy sobie z nim poradzić, ale myślałam, a co tam, jakoś to będzie. No było - przez dwa lata jakoś się woziliśmy, aż problemy urosły do takiej rangi, że zaczęłam się mojego konia bać. Nie wkurzać, nie mieć dość, autentycznie bałam się wsiąść, nie chciało mi się jechać do niego. Byłam zła na siebie, na konia, zwłaszcza, że czułam się jak totalny debil, laik, któremu zachciało się kucyczka, a kucyczek wali z zadu, rzuca się, przyciera o bandy, nie daje na siebie wsiąść i milion innych równie miłych rzeczy. Zastanawiałam się, po co go kupiłam. No i przez te dwa lata nie poczyniłam żadnych postępów - obciach, porażka, masakra. I jeszcze ludzie krzywo patrzą itd itp. Chciałam wszystko zrobić już teraz natychmiast, chciałam umieć tak naprawdę nie ucząc się. Jaki był pomysł? Jest do dupy, konia muszę wymienić, bo to się źle skończy, co oczywiście nie doszło do skutku, bo za bardzo się do Całka przywiązałam. Kiedy już się przestałam przejmować, załamywać ręce i wkurzać, oddałam konia w trening. Nie wsiadałam dobre 3 m-ce, tylko lonżowałam, ew. jechałam w teren. I wszystko z podejściem "w mordę jak to nie pomoże, to już nie mam wyjścia i co wtedy" - dalej stresowałam się jak głupia i dalej się tego konia, a w zasadzie jazdy na placu, panicznie bałam. Wszystko było z takim nastawieniem "cholera, no niech to pomoże" i pełną spiną. Moja pierwsza jazda po przerwie - jajo nie z tej ziemi, wszystkie mięśnie mi się trzęsły, jechałam jak totalny worek ziemniaków, ale koń nie robił już nic złego, był wręcz miły, tylko, że ja się dalej bałam - przed wsiadaniem i na jeździe, po jeździe też. Minęło dobre pół roku, z koniem pracuje trenerka, nie jakoś super hiper systematycznie, bo niestety kasa nie rośnie na drzewach, ale efekty widać. Ale co najważniejsze, gdzieś w międzyczasie udało mi się zmienić podejście, już się nie przejmuję, że nie umiem, nie jest mi głupio (a nawet jak jest, to zwyczajnie wyję, ale ze śmiechu, a nie z rozpaczy), nie chcę umieć "na już", wymagam od siebie i konia tyle ile potrzeba, nie podnoszę sobie poprzeczek. I co? Magia. Okazało się, że mam strasznie fajnego, miłego konia! Pewnie, ma troszkę za uszami, jest kombinatorem, ale jeździmy i z dnia na dzień jest coraz lepiej! Coraz mniej się boję, już zaczynam np. normalnie używać bata, bez debilnego stresu, że koń odda zadem i bóg wie co się stanie, coraz lepiej jeżdżę z innymi końmi na hali, powoli zaczynam radzić sobie z panikowaniem, a dziś np. udało mi się wreszcie zagalopować. Tak bez spiny, no pewnie, że krzywo i brzydko, ale czułam się jakbym wlazła właśnie na Mount Everest i autentycznie chciało mi się skakać z radości i aż wyściskałam kucyka od razu mówiąc wszystkim jakiego ja mam świetnego konia. Bo galopowaliśmy! Pewnie połowa osób się popuka w głowę, bo w końcu co to za sukces, ale dla mnie jest on najbardziej istotny i tego się trzymam. Odkąd zmieniłam podejście cieszę się niesamowicie z mojego kucyka i jestem pełna optymizmu, jeśli chodzi o naszą współpracę. W teorii, dalej nie jest to koń dla mnie, ale w praktyce dla mnie to działa i właśnie to jest najważniejsze. Inni? W mordę, mają swoje konie, niech się nimi zajmują, ja się z moim koniem nie spieszę, nie boję się już prosić o pomoc i wpadam w zachwyt z każdej najmniejszej pierdółki, mam takie swoje własne 'kamienie milowe', choćby tak błahe jak to głupie zagalopowanie i to właśnie sprawia, że nie mam już nawet najkrótszych myśli pt.: "cholera, nie dam rady, powinnam go sprzedać". Jest super!

O i takie nasze zdjęcie, z zeszłego tygodnia. Naprawdę jeżdżę i naprawdę mam frajdę! I nawet kiedyś będę jeździć lepiej. 🙂

emptyline pięknie napisane. Ja też miewam przy swoim chwile zwątpienia ale cieszę się z najmniejszego postępu jaki zrobimy, czasem wściekam się na siebie dlatego że kupiłam konia innego niż sobie założyłam ale trudno, muszę jakoś wypić to piwo bo stety czy niestety pokochałam tego konia i mimo wszystko nie wyobrażam sobie żebym miała go sprzedać.
Martita   Martita & Orestes Company
20 stycznia 2014 08:39
emptyline Wszyscy jesteśmy z was dumni! Za to że się nie poddałaś, że się starasz, że chcesz, że z Całkiem robicie postępy! Tu nie chodzi o to jakie elementy się trzaska ale o jakość tego co robisz z koniem. Ja sobie nie wyobrażam Ciebie z innym koniem czy kucem. Myślę, że Orestes też nie wyobraża sobie innego kompana 😉 Trzymam kciuki za was! Przecież wiesz, że taranty najlepsze  :kwiatek:
Muchozol Wierze w waszą parę i życzę wszystkiego dobrego 🙂
emptyline   Big Milk Straciatella
20 stycznia 2014 08:44
Martita, a no proste, że wiem, teraz to ja już też sobie nie wyobrażam na 200%. Wiadomo, że bez trenerki nie dali byśmy rady i jestem jej strasznie wdzięczna, ale oprócz tego, trzeba jeszcze przestawić głowę. Bo co mi po tym, że mój konik chodzi fajnie, pod trenerką pracuje dobrze, jak mnie i tak blokują jakieś głupie 'demony'? Dużo czasu mi to zajęło, jeszcze nie jest świetnie, ale, tak jak mówiłam trzeba się jarać każdym najmniejszym sukcesem, nawet takim tyci-tyci, którego osoba z zewnątrz np. by nie zauważyła. I super, że trafiłam na osobę, która mnie spokojnie uczy i mnie nie spina, a pomaga się wyluzować.
pamirowa, Pamiry to świry 😁 mentalnie są podobne - opis idealnie do mojego pasuje, wizualnie też całkiem podobne - oba gniade malowańce. Dzięki, staramy się jak możemy - ja co i rusz znajduje kolejne rzeczy do korekty (głównie u mnie), bo konia to ja mam złotego. Jeśli ja zrobię coś poprawnie to Mirosław się odwdzięczy na pewno.
Muchozol, nawet taka mała grupka wystarcza - ja też mam garstkę osób które mnie wspierają. Najlepsza motywacją są efekty pracy - zwłaszcza te małe-wielki kroki do przodu. Ja wielkokoni też nie lubię, ale ja mam prawie 180cm wzrostu, Pams 162cm, mógł by mieć chociaż te 168. 😉

Nirv  wykonałaś baaaardzo dużą pracę i przeszłaś dużą przemianę, jest to widoczne i cieszy oko, gratuluję i kibicuję.


Jest mi niezwykle miło czytać taką opinię, zwłaszcza od Ciebie - czyli osoby która widziała nasze, jakże beznadziejne, początki.  :kwiatek: Staram się, wymagam więcej od siebie niż od konia i cały czas coś rzeźbię. I zdaję sobie sprawę jak bardzo mało jeszcze wiem, więc chętnie słucham mądrzejszych od siebie ludzi. A Pamir swoją reakcją na moje poczynania pokazuje czy idziemy w dobrym kierunku.  😉



ash   Sukces jest koloru blond....
20 stycznia 2014 10:16
pamirowa, Pamiry to świry 😁



zgadzam się!
Ostatnio tak mi dziad wywalił z krzyża, że nie wiedziałam o co chodzi. Nauczył się i niestety jak się płoszy czy buntuje to wali z krzyża :/
Nirv, obrazek faktycznie jakby lepszy, ale skąd ten munsztuk?
Alice, z paki 😉

Munsztuk jest naszym (głównie, bo na placu też mi się zdarza jeździć) wędzidłem terenowym - dostałam kiedyś na przymiarkę od koleżanki na zasadzie wsiądź i zobacz jak będzie. Pams w terenie jest trudny, histeryczny i ciężki do ogarnięcia, całe życie chodził na zasadzie wyjazd ze stajni i heja galopem... Na zwykłych wędzidłach kontroli jest dokładnie 0, na wielokrążku za to się roluje, chowa łeb w klacie i dalej zapieprza, capluje, czego na placu nie robi. Dlatego jeździłam do tej pory rzadko w tereny, nie było to nic przyjemnego, wręcz niepotrzebne szarpanie się.

On w terenie ma trudność z takimi rzeczami jak poruszanie się stępem czy kłusem - wszystkie konie kłusują, ten galopuje w miejscu z histerią "szybciej, szybciej". Na munsztuku zupełna zmiana - uspokoił się, KŁUSUJE (co jest dla nas mega dużym osiągnięciem), wchodzi na fajny kontakt, nie chowa się/nie roluje i słucha się. I nie jest to kwestia tego, że munsztuk jest mocniejszy - wręcz w terenie mocniej (co nie znaczy lepiej) działa na niego wielokrążek. W terenie na munsztuku dolna wodza jest tylko kontrolnie właściwie - nie wiem czego to kwestia - munsztuk moim zdaniem stabilniej leży w pysku niż wielokrążek (jest mniej ruchomy, wielokrążek zgina i łamie się w wielu miejscach). Po terenie na wielokrążku wraca zły, po munsztukowych terenach przychodzi spokojny, stoi, ziewa. Na placu jeździłam na munsztuku z 5 razy, zazwyczaj na zasadzie - planowałam teren, ale jednak zostałam, czy byłam w terenie na krótko w ramach rozprężenia i wróciłam na plac/halę (tak jak na zdjęciach powyżej).

Myślę, że munsztuk jest (jak każde inne kiełzno) dla ludzi, wszystkim można się dobrze posłużyć, jak i wszystkim można zrobić krzywdę, Pams chodzi  bardzo miło w nim, nie ma żadnej szarpaniny i nie jest to na zasadzie - o mam mocne wędzidło, konik mi się zganaszuje, bo (jak widać na zdjęciach) chodzi na nim OK, podstawiony, w fajnymi plecami i chętnie schodzi w dół. Więc dlaczego nie?

juliadna, dzieki dzieki dzieki  :kwiatek:, a ja tak na Was patrze i sie motywuje, wygladacie super  😜



Nie wiem po co się męczyć... Jeździectwo w dzisiejszych czasach nie jest koniecznością tylko hobby. Jeśli ma nas to męczyć, przerażać to po co dalej w to brnąć? W imię czego? Większość z nas w życiu codziennym (tym poza stajnią) dostaje systematycznie, mniej lub bardziej po dupie, to po co sobie jeszcze na własne życzenie dokładać stajnią?
Ja nie mówię ze należy wszystko rzucać w diabły jak się pojawią jakiekolwiek problemy, ale każdy z nas ma jakiś limit. Czasem należy się zastanowić czy nie można czegoś zmienić i choć trochę sobie w życiu ułatwić.

i masz calkowita racje, u mnie tak bylo/jest
[quote author=Nirv link=topic=93532.msg1985069#msg1985069 date=1390212652]
pamirowa, Pamiry to świry 😁



zgadzam się!
Ostatnio tak mi dziad wywalił z krzyża, że nie wiedziałam o co chodzi. Nauczył się i niestety jak się płoszy czy buntuje to wali z krzyża :/

[/quote]

O tak, to stały arsenał mojego 😉 Dwa tygodnie temu był mega wiatr, Pamir się wystraszył, najpierw odpalił wrotki, później wywalił mi z zadu. Zanim zdążyłam wrócić w siodło, to mi poprawił raz drugi i poleciałam w dół. W terenie z kolei był tak naładowany i nafukany, że próba kłusa skończyła się próbą galopu. Nie pozwoliłam, to mi po złości strzelił z zadu. Wyleciałam dwa razy, szczęście lądując obok niego na nogach, ale nic miłego.
Nirv mój w terenie się podobnie zachowuje ale jak długo nie chodzi w tereny i ma za dużo energii. Konie kłusują, on wyciąga kłus coraz mocniej, aż w pewnym momencie orientuję się, że on już galopuje. I też łeb idzie w dół i wali z zadu. Zazwyczaj pomaga powyjeżdżanie w teren kilka razy, bez szaleństw, a po którymś wyjeździe koń odpuszcza i możemy galopować nawet na luźnej wodzy.
Katharina   "Be patient and trust in the process"
20 stycznia 2014 15:09
Mnie tu daaawno nie było, a że mam zdjęcia z kilku jazd wstecz to coś wstawię 🙂 Z góry przepraszam za ilość zdjęć !  😉

Tu z HS Burza

[/URL]








A tu jedno zdjęcie ze styczniowych odwiedzin u Siwej  😍

.
emptyline   Big Milk Straciatella
20 stycznia 2014 21:59
Muchozol, ano widzisz, pozory mylą. Martita świadkiem, jakie jazdy mieliśmy, jakie było moje nastawienie i jak wyglądałam na moim koniu bojąc się dać bat, albo przyłożyć mocniej łydkę. I mimo, że zawsze starałam się mieć poker face, to w pewnym momencie naprawdę zabrakło mi już siły, bo umiejętności to nie miałam od początku. 🙂
asiowe   after a hurricane comes a rainbow
20 stycznia 2014 22:17
burza Wam nogi mojego rudego nie są potrzebne bo wy bez nich wygadacie rewelacyjnie
kolebka no z tym mamutem trochę trafiłaś choć nie aż tak wysoki niespełna 5 latek i 175 cm
faith ja mam nadzieję ze już nie urośnie
Ramirez tak chyba się dowartościowałam bo ja krótko nożna to koń przynajmniej przystojniacha długo nożny 😉
Lov proszę aby i mój rudy wyglądał i skakał kiedyś tak jak i Twój  😍
Donia Aleksandra twoje złotko jest cudowne ! jestem ciekawa co z niego wyrośnie

jeszcze jedno mojego gada podrzucam



a tu jako dzieciaczek roczny
Lov   all my life is changin' every day.
20 stycznia 2014 23:11
asiowe, haha, bo nas zawstydzisz 😁 Toż to my takie maluszki skaczemy, zwłaszcza na zawodach 😉

Muchozol, powodzenia! I mam jedną radę- nie daj sobie wmówić przez innych, że jak już masz tego konia, to musisz się go kurczowo trzymać i nigdy-przenigdy nie możesz sprzedać ani zmienić 😉

Nirv, mnie też ten munsztuk dziwi i trochę dziwne wytłumaczenie dla mnie, no ale to nie interpretacja 😉
asiowe ojezu jak mi sie podoba ta twoja maszyna!  💘 ale balabym sie wsiasc na takie duze  😁
emptyline i to jest to! cudna z ciebie babka  :kwiatek: twarda dziewczyna, brawo!

Muchozol a ja ci powiem w druga strone 😉 ucz sie od tych, ktorzy potrafia chwalic swoje konie🙂 serio 🙂 jak nauczysz sie doceniac swoje osiagniecia, nawet te w skali mikro - to bardzo poprawi ci sie komfort jazdy🙂 ja tez sie z tym uzeralam kupe lat, jestem nadambitna, denerwuja mnie wlasne slabosci i braki, co gorsza denerwuje mnie tez to ze sie denerwuje i wtedy idzie mi coraz gorzej  😁 Dopiero ostatni kon, tzn arabeczka nauczyla mnie, ze najwazniejsze to miec radoche, cenic siebie i swojego konia. Pewnie ze zdarzaja sie gorsze chwile, 3 razy mnie np skubana wysadzila na porzadku naszej wspolpracy, z czego raz bardzo mocno sie obilam 🙂 ale to trzeba przegryzc w sobie i wymazac 🙂 jesli ty bedziesz doceniac konia, jezdzic zadowolona, rozluzniona i dawac mu 100% siebie, to to sie zwroci 🙂 moja po 3 miesiacach odpowiedziala mi tym samym, po prostu w pewnej chwili pyknelo i teraz daje mi z siebie bardzo duzo🙂 takze chwal, ciesz sie, relaksuj! twoje nastawienie bardzo wplywa na twojego konia, zapewniam 🙂

A dla calego kacika - pozdowienia ze snieznego szczecina 😀 przyszla prawdziwa zima! chcialam dzisiaj wsiasc a tam kon caly w soplach 😀 za to zadowolony, biegajacy sobie po sniegu i parskajacy 😉) chyba przed nami ze 2 tygodnie lonzowania, bo jak tu wsiasc na osoplowane futro?;P nie mowiac o zamarznietej grzywie i ogonie😉

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się