Koniec z jeździectwem?

Ja miałam kiedyś 4 letnią przerwę. Nie bolało, jakoś tak wyszło nawet nie wiem czemu, chyba brak czasu pierwszych latach studiów. Nie bolało bo jździłam wcześniej tylko 2-3 razy w tygodniu.
A potem podobnie jak u Dzionki jak grom z jasnego nieba - muszę mieć konia. Zbiegło się to z moją przeprowadzką z Warszawy pod Warszawę. Szybko poszło i mam konia od 5 lat.
Ale czasem się zastanawiam czy przyjdzie moment że trzeba będzie się z tym pożegnać.Już jest ciężko czasowo, a może kiedyś zapragnę dziecka i co wtedy?
Sama nie wiem.
Ale wiem, że jeśli przyjdzie taki moment że czasowo i finansowo nie będę mogła podołać to napewno konia nie sprzedam. Raczej zabiorę do ogródka lub przejdzie na emeryturę. Nie wiem czy to przeżyję ale różnie się życie układa. Nigdy nic nie wiadomo. Choć narazie sobie tego nie wyobrażam.
majek   zwykle sobie żartuję
20 marca 2009 13:06
ja miałam roczną przerwę kiedyś i świrowałam strasznie bez koni...

Potem był okres z własnym koniem w pensjonacie i jazdą codzienną... rewelacja, tylko mi znajomych ubyło...

Potem okres, gdzie mam kilka koni do swojej dyspozycji na własnym podwórku - i jakoś mniej mi się chciało jeździć... Może za łatwy dostęp...

A teraz... nadal mam te konie i nie mogę jeździć przez dziecko w brzuchu... I oczywiście świruję...

Ciekawe co będzie po urodzeniu dziecka.... najpierw zabiorę sie do pracy z entuzjazmem... a potem pewnie znowu 1 jazda raz w tygodniu...

Ale tak myślę, że rzeczywiście... jak już raz ktoś wdepnął, to już się z tego nie wykaraska...


Chciałam rzucić jeździectwo nie raz i nie dwa i ... nie miałam odwagi. A gdy już ją zbierałam w sobie "cały wszechświat" sprawiał, że na mojej drodze pojawiały się konie, ludzie. Kiedy byłam gotowa odejść, pozbyć się sprzętu i zamienić marzenia o koniu na aparat cyfrowy i cieszyć się sukcesami innych, zawsze działo się "coś". Dwa razy odchodziłam, dwa razy wracałam. Nie żałuje swojej niekonsekwencji.

Nie mam odwagi "skończyć ze sobą" w jeździeckim tego słowa rozumieniu, bo co by mi pozostało? Wolny czas? Święty spokój? Kilkaset złotych więcej w portfelu? I przeogromna pustka. Zawsze byłam ciut aspołeczna, niewylewna, stroniłam od "obcych" (którzy de facto mogliby się okazać potem "przyjaciółmi"😉, taka byłam w cywilu nawet w domu. W stajni raczej dałam/daję się poznać jako osoba towarzyska, otwarta - zdaniem ludzi "ze stajni", "od koni". Po zderzeniu tych dwóch "światów" zrozumiałam, że znalazłam swoją niszę. I coś na kształt miejsca gdzie nabieram sił i dystansu. Czasem to były stajenki (podejrzane) czasem stajnie z prawdziwego zdarzenia. Ale zawsze były konie i ludzie mi podobni.

Problem w tym, że w między czasie się szalenie zakochałam w dwóch beznadziejnych przypadkach. Dla jednego byłam gotowa zrobić i ścierpieć wszystko, dla drugiego byłam skłonna negocjować, paktować o wszystko. Na moje szczęście z jednym mi wyszło.

Dla pierwszego poświęciłam wszystko i wygrałam. I teraz mój dom jest z rodzicami a moje serce zostało w stajni. Teraz już nie wyobrażam sobie odejść. Mogę odejść ze stajni, mogę rzucić to całe jeździectwo, nie umiem się uwolnić od istoty którą - póki co - pokochałam najbardziej jak tylko można pokochać istotę nieludzką.

Dzięki temu jestem silniejsza i szczęśliwsza, bo z numerem dwa i tak by mi nie wyszło. Wtedy zostałabym sama, może ciut bogatsza? W pustym domu, za to nadmiarem wolnego czasu. A tego się boje najbardziej...
u mnie się niestety "jeździectwo" rozmywa...
z wielu powodów...

od kiedy mam konia (6 lat już  😲 😲 😲) jeździłam codziennie, okres w krakowie po kilka godzin w siodle codziennie piękne długie tereny...
później wróciłam do Poznania, ciąża, dziecko, własna firma...
i?
nie mam czasu, nie mam chęci...
z wielu powodów: zima (wiem mam halę!), masakryczne zmęczenie, nie mam z kim zostawić dziecka, bardzo źle sie czuję zdrowotnie i kilka innych powodów...

na dodatek jeżdze west - chcę jeździć "zawodniczo" i tu kolejny "beton" - mój koń się nie nadaje na "zawody" bo prawda jest taka, że bez AQH sobie można "pokowboić" a nie pojeździć

zakup AQH to koszta rzędu 50tys wzwyż... - nawet mam tą kasę...
ale w Pń NIE ma z kim trenować... i zakup konia za dość sporą kwote mija sie z celem, bo samemu jeździć to sobie można w kółeczko...
no i co z koniskiem nr.1 - zdrowa jak rydz czarna menda ani stara, ani chora, ani nie sprzedam...

to nawarstwia sytuację - jestem w impasie...

no i jeźdzę 2-3 x w tygodniu TEORETYCZNIE... z czego np. ostatnio prez rotawirusa nie byłam 2 tygodnie  🤔wirek:

zerwać z jazdą nie zerwę...
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
20 marca 2009 17:07
Ja poniekąd jestem w takiej sytuacji, że musiałam "zawiesić" jazdy - chore mam ręce, cały czas skóra pęka i przez to nie moge jeździć. Nie utrzymam wodzy dłużej jak 2 minuty. Od listopada nie siedziałam na Darnicy. Owszem, przyjeżdżam do niej, pomiziam, jak ręce mniej bolą to czyszczę sama. Przez  ten czas mogłam pomysleć o wszystkim i z każdym dniem moje chęci do jazdy rosną. Już doczekać się nie mogę aż ręce się podgoją i wsiądę na ukochanego "glutka"
margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
20 marca 2009 17:20
mi ciezko dwa dni przetrwac 😲 od 9 lat siedze w tym i nie wyobrazam sobie co bym robilam w tym czasie, ktory przeznaczam na moje konie
nie jeździłam 2 tyg.  generalnie z powodu mojej poparzonej ręki  🤔wirek:
świruje już trochę w domu, jest mi nudno nie mam co ze sobą zrobić, w te dni jak jeździłam do stajni teraz przepełnia taka pustka  👀 nie mogę się juz doczekać aż wróci wszystko do normy...  😲
Dlaczego nazywacie jeździectwo bagnem? Jest tyle ładniejszych, okresleń...
Chcecie na zawsze zerwać? Wg mnie nie ma to sensu. Nie potraficie sobie z tym poradzić, robicie coś wbrew sobie. Nie jestem dorosła i pewnie nie zdaje sobie z wielu spraw bo: jazde mam za darmo, kiedy tylko chce, mam dosyć sporo wolnego czasu i sama nie zarabiam na siebie. Ale moim zdaniem: wydaje mi sie że kazdy moze znaleźć troche wolnego czasu. Bo na pewno go macie. A co wtedy robicie? nazywacie wasza pasje bagnem i siłujecie sie z soba zeby nie pojechać do stajni. Piszecie o braku kasy. Dlaczego nie zrezygnować raz na jakis czas z paru rzeczy, albo rzucić palenie(jeżeli ktos pali) a kaske wrzucać do skarbonki? Takie jest moje zdanie obecnie. Zdaje sobie sprawę z tego ze kiedyś bede miała o wiele mniej czasu, jednak z jazdą konną nie zrywam(!). jakieś drobne przerwy na studiach, gdy bede pracować, ale bede na głowie stawać żeby znaleźć odrobine czasu dla koni 🙂
wiorek nie obraź się ale zupełnie nie rozumiem Twojego postu...  🤔wirek: 🤔wirek:
a czego dokładniej w nim nie rozumisz? wiem że jest troche chaotyczny ale nie wiedziałam jak to wszystko inaczej ująć

pisze o tym:
jak wg mnie można poradzić sobie z brakiem czasu i pieniędzy, ale podkreślam to że nie weszłam jeszcze w dorosłe zycie i moge nie mieć racji
Lotnaa   I'm lovin it! :)
20 marca 2009 19:15
Wiorek, chyba faktycznie mało rozumiesz  🙄
ja również kiedyś chciałam rzucić jeździectwo z powodu rozczarowania w związku z prawami jakie panują w tym sporcie... przez rok nie mogłam w ogóle słyszeć słowa "koń" i wywaliłam wszystko co się wiązało z jeździectwem... po roku wróciło, jeżdżę bo jeżdżę ale bez większych nadziei na jakąkolwiek przyszłość czy rozwój - i tak przeżywam kolejny kryzys..
Ja powiem tylko tyle, że nie powinno się myśleć : nie stać mnie na konia, na którym mogłabym coś osiągnąć.
Można za rozsądne pieniądze kupić zwierzaka i ciężką pracą dojść do przyzwoitego poziomu. Może nie będzie to koń chodzący wysokie klasy na 70%, ale ja wierzę w to, że z każdego zdrowego, dobrze ruszającego się konia można coś fajnego wyciągnąć. Nie wiem na jakim poziomie chciałaby jeździć rtk, więc nie chcę się tu wymądrzać. Niemniej jednak myślę, że trzeba sobie dawać szansy. Czasem i koń za duże pieniądze, który miał być super, z jakiś powodów zawodzi. Nie ma tak naprawdę gwarancji sukcesu. Jeśli ktoś naprawdę potrafi i przede wszystkim chce ciężko pracować, może dojść do wyników i na koniu, który nie kosztował fortuny  🙂
Nie wyobrazam sobie skonczyc z konmi. Odkad mam wlasnego gluptasa wpadlam po uszy.
Kiedy musialam sie z nim rozstac na miesiac to byla dla mnie trauma. I tak przychodzilam do stajni i siedzialam tam godzinami. Nie wiadomo po co wlasciwie. Siedziec / gadac / patrzec na inne konie...   😉 i odliczac kiedy bede mogla przywiezc zpowrotem mojego.. chociaz wiedzialam, ze i tak przez najblizsze miesiace to jezdzic na nim nie bede mogla.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
20 marca 2009 19:51
Lena, ale trzeba mieć jeszcze jakieś wolne 1000zł miesięcznie, żeby konia utrzymać. I tu zaczynają się schody. Nie wspominając o koszcie treningów i zawodów  🙁
kujka   new better life mode: on
20 marca 2009 20:30
Lotnaa, nie wiem czy kojarzysz Rtk ze starej volty ale z tego co pamietam ona regularnie trenowala, stala w dobrej stajni, jezdzila na zawody... wiec to nie chyba w tym jest problem 😉
Lotnaa   I'm lovin it! :)
20 marca 2009 20:33
kujka, ja pisałam tylko ze swojej perspektywy, bo taki post wiorek typu "wszystko jest możliwe" jakoś mnie zdrażnił...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 marca 2009 20:41
Lotnaa, dobrze wiesz, że na nią też przyjdzie pora i wtedy nie będzie już sypała tekstami typu ; uwierz w siebie, myśl pozytywnie i CHCIEJ a wynajdziesz lek na raka i będziesz bogatsza od Gatesa.
"Życie to nie je bajka", ale o tym przekonać się musi każdy na własnej skórze.
busch   Mad god's blessing.
20 marca 2009 20:49
Lotnaa- zawsze można gdzieś popasożytować (nie szukając daleko- ja  😡  )
Jazda konna to treść mojego życia i jestem zupełnie, totalnie uzależniona- bez koni mam nawet pełnoobjawowy zespół odstawienia (razem z bezsennością, zmęczeniem fizycznym, wieczną irytacją itp. itd.).

Nie wyobrażam sobie nie widzieć koni przez rok, dla mnie 2 tygodnie to koszmarnie dużo. Wolałabym rzucić swoje dostatnie życie w cholerę, spakować walizy i wyjechać do England przewalać gnój przy koniach.
Lena, ale trzeba mieć jeszcze jakieś wolne 1000zł miesięcznie, żeby konia utrzymać. I tu zaczynają się schody. Nie wspominając o koszcie treningów i zawodów  🙁


Oczywiście. Domyśliłam się, że skoro wcześniej autorka wątku miała swojego konia i rozstała się z nim ze względu na brak perspektyw, utrzymanie kolejnego jest w granicach jej możliwości 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
20 marca 2009 21:03
busch, pasożytowanie to moja specjalność. Moje dwa najlepsze jeździeckie lata (treningi, "własny" koń, zawody, starty itd...) to pasożytnictwo 100-procentowe, jedyny poniesiony koszt - dojazdy. Ale wszystko co dobre lubi się kończyć...
Już drugi raz takiego rozwiązania nie udało mi się znaleźć.
Jeździłam kolejne 2 lata za darmo na bardzo fajnym koniu, ale już bez ww benefitów.
Klepać tyłek da się zawsze, pytanie tylko, jak nie stać w miejscu...
zulu   późne rokokoko
20 marca 2009 22:58
ritka, nie dramatyzuj bo nie warto. Zamiast obrażać się na rzeczywistość, weź po prostu spróbuj się w tej rzeczywistości odnaleźć.

Że nie możesz mieć konia "na miarę naszych możliwości"? Ktoś rzucił tu pomysł żeby kupić młodego, perspektywicznego i z nim pracować - o ile się orientuję, tego jeszcze nie próbowałaś. Oczywiście, trzeba się strategicznie przeorientować, inne wymagania, inne rezultaty.

Jasne, że koleżanki mają konie i wyniki tu i teraz - a ty już nie. Ale od tego się nie umiera 🙂 Wyluzuj, przecież nie zamierzasz żyć ze sportu.

Jak się teraz wycofasz to takie trochę poddanie się rpzed walką, a przecież Wrocław od zawsze poddaje się ostatni  🥂
busch   Mad god's blessing.
20 marca 2009 23:47
Lotnaa- zależy, co rozumiesz przez stanie w miejscu.
Pozostałam samym, nieuzbrojonym pasożytem bez jakichkolwiek perspektyw i od tego czasu rozwinęłam się: zarówno pod kątem szlifowania dosiadu, jak i pod kątem coraz lepszej, efektywniejszej pracy z koniem i nad koniem.
Prawdą jest, że posuwam się do przodu w żółwim tempie, w dodatku metodą prób i błędów- co nie jest tak bardzo etyczne w stosunku do konia- ale jednak wciąż naprzód  😉  . Czekam na okazję, tajemniczego sponsora albo fajną, dobrze płatną pracę. A że lubię robić kilka rzeczy na raz, to jeszcze przy okazji walczę sama ze sobą o każdy progres.

Tylko czasem trochę mi przykro jak słyszę takie historie, jak rtk- kasa jest, trener jest, koń jest (a raczej był bo poszedł w dzierżawę), a jeździec co? Rezygnuje. No ale cóż- każdy ma własny koncept na szczęśliwe życie i nie mam prawa komuś mówić, ze będzie w czymś szczęśliwszy bo ja na jego miejscu bym była  😉
Lotnaa mi nie chodziło o to zeby miec własnego konia nawet jeżeli cie na niego nie stać, tylko żeby czasami pojeździc godzinke w jakiejś szkólce, bo dlaczego masz rezygnować z czegoś co ci sprawia przyjemność?
caroline   siwek złotogrzywek :)
21 marca 2009 09:27
Lotnaa mi nie chodziło o to zeby miec własnego konia nawet jeżeli cie na niego nie stać, tylko żeby czasami pojeździc godzinke w jakiejś szkólce, bo dlaczego masz rezygnować z czegoś co ci sprawia przyjemność?

wlasnie TO wielu osobom kochajacym jezdziectwo NIE sprawia przyjemnosci.

wiórek, ty po prostu nie rozumieszo czym starsze kolezanki pisza...
Ja osobiscie nie sądze zeby jazda w szkołce sprawiała komukolwiek przyjemność kto zakosztował czegolowiek wiecej...
No to w takim razie to bardziej poważna i skomplikowana sprawa niz mi sie wydawało...
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
21 marca 2009 10:24
Dokładnie tak, kto chociaz raz wybił się ponad szkolki, mogl zasmakowac tego jak to jest miec wlasnego konia - nawet w takim układzie jak ja bylam z Diablo(,ze tylko opieka)- nigdy nie bedzie czerpal przyjemnosci z powozenia tylka rpzez godzine... Byc moze ktos nie zgadza sie z moja opinia, ale mi sie wydaje, a wlasciwie jestem przekonana,ze nawet wiekszosc uwaza conajmniej podobnie do mnie.
wiorek - wyobrazasz sobie, ze ktos, kto jezdzil sportowo bedzie sie woził w ramach przyjemnosci na rekreanciku? I jeszcze za to placil?;>
Ja nic do rekreantów nie mam, ale jak sie dojdzie do pewnego miejsca w jeździectwie to nie bardzo jest jak wrócić.
Zwłaszcza, jak sie jest na zyciowym zakręcie i nie bardzo ma sie mozliwosci.

Owszem, jak ktos bardzo chce to znajdzie sobie konia do opieki, ale dorosłe zycie to priorytety.
Konie niestety, przynajmniej dla mnie, przegraly rywalizacje ze studiami, egzaminami.
Ale i tak zamierzam do nich wrócic. z czasem.
jeśli miałabym z jakiś przyczyn jeździć w szkółce nie jeździłabym wcale...
jakaś tam godzina w szkółce nie byłaby dla mnie nigdy przyjemnością...
zależy mi na rozwoju własnym jak i koni które jeżdżę i dostrzeganiu efektów, więc o "przypadkowych jazdach" nie ma mowy...
a wożenie się nie jest dla mnie satysfakcjonującą formą spędzania wolnego czasu, tyle ode mnie😉

ale oczywiście każdy ma swoje priorytety😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się