Porażka, bo nadal nie jestem przeprowadzona.
Problem w sumie wciąż ten sam - naprzemiennie albo brak kasy, albo brak czasu, albo brak obydwu.
Ostatnio sprawozdawałam po zakończeniu malowania w sypialni w połowie lutego? Od tego czasu działał jeszcze efekt domino - zakup łóżka 😅, zakup biurka, które będzie toaletką. Ale najbardziej plany zmieniły się kiedy jednak zdecydowałam się na pomalowanie salonu. Zamiast jajecznego żółtka jest teraz jasny beżowo-szary kolor (ponownie mieszanka autorska). Z tego się bardzo cieszę. Ale niestety to był powód kolejnego przesunięcia w czasie. Od początku marca mam bardzo gorący okres w pracy, nie byłam w stanie wziąć urlopu. Łapałam godzinkę jednego dnia, dwie godzinki po kolejnych trzech dniach. Zdarzyło się, że przez tydzień nie dawałam rady dojechać do swojego mieszkanka. Wiem, że to brzmi głupio i nieprawdopodobnie, ale tak to u mnie wygląda. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam przekonana, że w od minionego poniedziałku będę już na urlopie i będę się przeprowadzać. No ale jednak nie mogłam zostawić spraw służbowych. Na biurku leży wypisany urlop na tydzień poświąteczny - może w końcu...
Na chwilę obecną brakuje jednej maleńkiej kropki nad i - pomalowania sufitu w salonie albo chociaż zamalowania skaz. Tak w ogóle, to i tak okazało się już w trakcie malowania, że salon czeka dokładniejszy remont za jakiś czas - tynki są w kiepskim stanie, po nałożeniu farby kilka miejsc spuchło, w jednym nawet stare warstwy farby i tynk odpadły do gołego betonu (zaszpachlowałam i właściwie nie widać). To samo dzieje się z sufitem niestety. No ale na robienie pełnego odświeżenia ścian teraz nie bardzo miałam pieniądze. A znowu czekać, odkładać...
Czyli zostało: wyrównanie linii ściana-sufit, kilka skaz na suficie, pomalowanie framugi drzwi i pomalowanie kaloryferów - jednym słowem praca z białą farbą. Jak to zrobię to będzie można usunąć papiery z podłogi, rozstawić meble i przewozić rzeczy. Teraz na szczęście (tfu, tfu, tfu) budżet nieco podreperowany, tzn. będzie podreperowany jak nagroda objawi się na koncie, więc pewnie uda się kupić chociaż jedną komodę do sypialni i dywanik. Może nawet zasłony do salonu. Przydałyby się, bo tam zachodzące słońce mocno daje po oczach... Ale to już zakupy, które spokojnie mogę robić już tam mieszkając. Dla przeprowadzki nie mają znaczenia.
Byle teraz znaleźć te trzy/cztery godzinki, a po świętach odciąć się od pracy i reszty świata przynajmniej na dwa dni, żeby spakować się w jednym, a rozpakować w drugim miejscu. Później muszę wrócić od razu do pełnego galopu i do końca czerwca nie będzie zbyt wiele wolnego.
Skoro już się odezwałam, to w linkach dokumentacja zmiany koloru ścian. (nie patrzcie na te ciemniejsze plamy to błędy aparatu) Mam nadzieję, że nie tylko moim zdaniem jest "szlachetniej", a olchowe meble na tle szarości nabrały stylu.
Najlepiej kolor oddaje ostatnie zdjęcie. W rzeczywistości wydaje się być jeszcze jaśniejszy i bardziej przełamany beżem.