Sprawy sercowe...

Gillian   four letter word
03 czerwca 2014 15:15
Ułaaała. Ależ była awantura wczoraj, łohoho.  Dziś tak z lekka dziwnie, niby dobrze ale chłodem zawiewa z obu stron. Ech...
Strzyga doceniam doceniam 😉
Gillian, wojny zdarzają się i moim zdaniem lepiej sobie pokrzyczeć, niż tłumić w sobie. Ale ten chłód... Wiem, co czujesz, miałam to samo niedawno między mną a M. Ale chłód też mija, a jakie godzenie fajne 😁

U nas nastał dziwny etap pt. "jesteś w ciąży". I żadne tłumaczenia nie trafiają 😵 To u niego jakaś dziwna reakcja obronna i nastawienie się na tą najtrudniejszą opcję? 🤔
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
03 czerwca 2014 18:09
Myślę, że Pauli tu chodziło o to, że Narzeczony Kajpo chce ją widziec w takiej roli, a ona siebie nie - i to jest nie fair,

Dokładnie 😉

za to, to że Pauli akurat taka jest (bo sie wstydzi na mieście isć z facetem w poniecionej koszuli) to przecież jej sprawa.
Jakby mój facet był fleją (i tu nie do Was żaden przytykl kajpo), to też bym mu na wielkie wyjscie wyprasowała koszulę :P

Może nie to, że się wstydzę, ale wolę, kiedy wygląda schludnie i elegancko, kiedy gdzieś razem wychodzimy.
Z tym, że to nie tak, że on jest fleją, tylko to, co dla niego wygląda znośnie, dla mnie wymaga poprawek, dlatego czasami marudzę, że powinien dopracować swój wygląd 😉
Mimo wszystko potrafi też ocenić, czy coś jest pogniecione i po prostu to wyprasować bez mojej interwencji.
Czasami ma lenia i tyle  😉

Pauli, pięknie właśnie sama sobie zaprzeczyłaś 😀

Tylko pozornie 😉
Pisałam posta będąc w pracy, więc na szybko, ale już spieszę z wyjaśnieniami.

Moja mama wpajała mi zawsze, że kobieta powinna się troszczyć o swojego mężczyznę, gotować, sprzątać itd. Bo przecież "jak to? chłop z pracy wraca a ty mu obiadu nie ugotowałaś??" Ano nie ugotowałam, bo to już duży chłopiec, potrafi się sobą zająć, kiedy np. nie chce mi się gotować, nie mam na to czasu, było co innego do zrobienia.

Nauki mojej mamy to jedno, ale moje życie z narzeczonym to co innego. Owszem, korzystam z rad mamy, ale to nie znaczy, że nagle stanę się kurą domową, która wyręcza we wszystkim swojego faceta, żeby tylko był zadowolony.

Jeżeli chodzi o kwestię prasowania, to tak jak pisała ewuś, w większości przypadków po prostu marudzę Piotrkowi, że  ma pogniecione ubranie i nie chcę, żeby wychodził tak do ludzi. Oczywiście buntuje się, bo dla niego jest ok, ale najczęściej i tak ustępuje i w końcu bierze się za prasowanie.
Sytuacje, kiedy nie mam ochoty spierać się o takie drobiazgi i sama zabieram się za pogniecione ubranie, należą jednak do rzadkości. Nie mam w zwyczaju wyręczać dorosłego faceta w czynnościach, którym sam jest w stanie sprostać (oczywiście, jeśli ma na to czas, bo wiadomo jak to bywa przed wyjściem 😉 ).

Odnosząc się do postu kajpo, gdyby mój stawiał takie wymagania i twierdził, że moim obowiązkiem jest dbanie o jego wygląd, popukałabym się w czoło.

Mam nadzieję, że teraz wygląda to bardziej czytelnie i jednak nie przeczę sama sobie 😉
Whitemoon, o nieeee!! Dlaczego Wy ?!  😕 Trzymaj się kochana ciepło!
Kochana Moja, leci PW :*
A ja dzisiaj wyjechałam od mojego M🙁 Byliśmy 4 dni bez przerwy razem🙂 Było cudownie, życie zrobiło się tęczowe  💘  Też muszę przyznać, że u nas  szybko wszystko się dzieje.  Nie spodziewałam się, że tak szybko się zakocham  💘
Moon   #kulistyzajebisty
03 czerwca 2014 21:02
W sumie to znów kliknęłam w ten wątek przez przypadek, poczytałam chwilę i... coś dużo ostatnio rozstań.
Z resztą, powiedziała mądrala, sama też nie mam się czym 'pochwalić'... Umarło i u mnie. Już z czwarty tydzień leci, a ja nie uroniłam ani pół łezki. Dziwnie.
Dalej rozmawiamy, współpracujemy nad stronami, ale to na tyle. Z przerażeniem stwierdziłam że trochę mi ulżyło... po 9 latach, cóż, widać, tak musiało być.
Jasmine teraz będzie tylko lepiej, skup się na sobie. Łatwo pisać, bo ja sama jak nie jestem emocjonalnie zaangażowana w opiekę nad kimś, to czuję się sama. Samotna i niepotrzebna.

Dzięki za wsparcie  :kwiatek: Już jest lepiej, skupiam się na sobie, widzę że z dnia na dzień będę się oddalała od tej sytuacji i będzie to wszystko szło w dobrym kierunku.

[quote author=Jasmine link=topic=148.msg2109760#msg2109760 date=1401767456]
Jestem z siebie dumna bo z dnia na dzień jest coraz lepiej  😉 Numer usunęłam, więc nie wpadnę na głupi pomysł typu napisać do niego. Za to najgorzej z facebookiem, zło internetu  😀

Zablokuj, nie ma się nad czym zastanawiać. Ja poblokowałam tych z którymi nie chcę się dzielić aktywnościami facebookowymi ani nie chcę żeby mi się wyświetlały ich aktywności 🙂 Po co taki ktoś ma być na bieżąco z moim życiem? I nie uważam tego za oznakę braku dystansu czy infantylne udowadniane czegoś całemu światu.
[/quote]
Blokowania/usuwania ze znajomych nie biorę pod uwagę. Nie zrobił mi nic takiego, że chciałabym się odciąć maksymalnie i coś mu udowadniać/pokazywać. Okej, jest jaki jest, ja nie muszę patrzeć co publikuje, ale nie będę go blokować, bo w obecnej sytuacji byłoby to po prostu odebrane trochę jako akt desperacji. Niech sobie patrzy, ja i tak staram się facebooka mocno ograniczyć i staram się korzystać tylko jak już muszę.

Myślę, że już powoli wybaczam sobie i akceptuję sytuację, następnym krokiem będzie wybaczenie jemu, ale z tym też nie będzie problemu. Z sytuacją się pogodziłam, życzę mu wszystkiego najlepszego, nie mam absolutnie żadnego żalu. Takie jest po prostu życie, jak byłoby za dobrze, nie docenialibyśmy go  😉
dziewczyny, tak troche z przymrużeniem oka w temacie ogólnym 😉
robakt   Liczy się jutro.
04 czerwca 2014 08:38
Kiedyś coś tu napisałam, zwykle Was tylko czytam, ale mam potrzebę po prostu wygadania się.
Jestem z moim Kubą od ponad dwóch lat, teraz kończymy pierwszy rok studiów i niestety jak na razie kończymy czas mieszkania za sobą. Cudowne 10 miesięcy, które pozwoliło nam poznać się jeszcze bardziej i zbliżyć do siebie. Cały ten czas niestety musiałam dojeżdżać na uczelnię ponad godzinę, ale w porównaniu z tym, że codziennie mogłam się z nim widzieć nie było to jakimś większym problemem. Mieszkamy w hotelu sportowca, bo Kuba gra w piłkę ręczną, można już chyba powiedzieć, że zawodowo. Czas w tym klubie, w którym jest teraz kończy się, ale cieszę się, bo nie trafił zbyt dobrze. Jest koniec sezonu, rozdzwoniły się telefony są opcje gry w I-ligowych zespołach dalej, wchodzą w grę Wrocław, Opole (wtedy musiałby też przenieść się ze studiami), albo zostanie w Katowicach i będzie grał w Chrzanowie lub w Zawierciu. Każdy z tych opcji przekreśla mieszkanie razem, oboje to wiemy, bo ja chcę mieszkać w Gliwicach i nie dojeżdżać na uczelnię.
Wczoraj był ciężki wieczór, razem będziemy mieszkać od końca przyszłego tygodnia, siedzieliśmy i powiedział, że ostatni rok był najlepszym w jego życiu, mi oczywiście puściły emocje... Trudno tak trochę, kiedyś też było nam ciężko, bo Kuba grał w kadrze, co wiązało się z wieloma wyjazdami, ale wtedy były nasze początki, teraz jest między nami całkiem inaczej.
Wyżaliłam się.
robakt, musisz wybrać pomiędzy mieszkaniem z nim, a związkiem na odległość.
Niestety zawód sportowca ma dużo minusów dla partnera, ale widzę po znajomych, że da się to
pogodzić.
robakt jeżeli chcecie być ze sobą, to na odległość też dacie radę.

Do niedzieli jeszcze tylko 3 dni. 💃
a ile ma trwać ten związek na odległość ? 5 lat?

nie wyobrażam sobie przez 5 lat ciągnąć związku na odległość. jasne, są pary, które ciągną i przez 10 lat, ale ja bym nie dała rady. Związek na odległość to ogólna... kaszana. Bo niby jest ale tak naprawdę nie ma.

nie możesz zmienić miejsca studiów?
Niestety wspólne życie tak wygląda, że trzeba znalezc kompromis. Albo zmienisz miejsce studiowania i pojedziesz za nim. Albo on zmieni zawód. Albo się rozstaniecie. Albo będziecie żyć razem ale jednak oddzielnie przez te 5 lat studiów (czy ileś tam ile planujecie).
jedyna opcja to dla mnie : usiąść i się zastanowić jaka opcja jest najlepsza. Jak w wielu związkach - trzeba wybrać miejsce zamieszkania i wiąże się to z konsekwencjami.
robakt   Liczy się jutro.
04 czerwca 2014 14:28
Ja już ten rok "poświęciłam", nie mieszkam w domu, a pomimo to dojeżdżam na uczelnię.
Na razie "rozstanie" ma trwać rok, ale zobaczymy co będzie dalej. Z jednej strony wiem, że niejeden partner sportowca ma takie życie, że nie jestem jedyna na świecie, ale z drugiej strony się troszkę boję tej odległości, bo Kuba będzie miał szkołę, treningi, mecze, więc będzie mało czasu, żeby się spotkać.
robakt, Gliwice i Wrocław albo Gliwice i Opole? Toż to żadna odległość, serio :kwiatek: Z Gliwic do Wro jedzie się jakieś 2,5 do 3 godzin, pociągi jeżdżą dość często (chyba co 2 godziny, o ile dobrze pamiętam). Opole jest jeszcze bliżej, bo po drodze 🙂
Spokojnie dacie radę! Nie wierzę, że żadne z was nie da rady co tydzień, nawet co dwa, wpaść na weekend. Jeśli to nie będzie rozwiązanie na najbliższe 10 lat 😉 ale na rok - dwa.... to czemu nie.
(Serio.... ja marzę o odległości typu Katowice - Wrocław.... albo Gliwice - Wrocław 😉 )
Agata-Kubuś   co może przynieść nowy dzień...
04 czerwca 2014 15:48
robakt w najgorszym wypadku - jedziesz do Niego w piatek po zajęciach, wracasz z poniedziałek prosto na zajęcia... Mam kolege w pracy - żonaty, 4letni synek, przygnało go do Wawy bo nie ma pracy w Krk. Jeździ co piatek prosto z biura i wraca w pon (pociągiem) - z Wawy do miejscowości 70km od Krk... da się
robakt, patrząc po moich znajomych (w tym sztuk dwa sportowcy w tej chwili na poziomie zawodowym, reprezentacja w piłce nożnej), to mogę powiedzieć, że żadna z ówczesnych partnerek (teraz żon) nie zostawiła swojego faceta, jeździły za nimi. Z różnych względów. Głównie z tęsknoty, ale też z tego, że studia to taki czas, że kto wie kto się Twoim facetem zainteresuje, lepiej dmuchać na zimne. I nie ma co ukrywać, da się, ale jest ciężko. Finansowo też.
robakt   Liczy się jutro.
04 czerwca 2014 15:53
Sankaritarina, Agata-Kubuś jeżdżenie do siebie na weekend to jest rozwiązanie, oby tylko rodzice zrozumieli, że się w domu nie będę pokazywać, chociaż myślę, że zrozumieją.
zen raczej pewne, że tym razem nie pojadę za nim. Niestety. Najgorsze jest to, że Mu nie ufam, nie dlatego, że kiedykolwiek dał mi powód, coś zrobił, po prostu mam uraz dosyć poważny co do zaufania i męczy mnie czasem moja podejżliwość.
Nas dzieli 400 km.  Jesteśmy na razie krótko ze sobą, choć M mówi, że jest pewny, że chce spędzić ze mną resztę życia 🙂 Tęsknimy straszliwie i choć dopiero od roku jestem w Stuttgarcie i miałam plany zostać przez klika lat jeszcze, to wcale nie jest  wykluczone, że przeprowadzę się do M. Dopiero teraz widzę, że kariera nie jest najważniejsza 🙂  Ale rozumiem, że studia to co innego, też bym pewnie się nie przeniosła.
robakt to się tak wydaje, zawsze znajdzie się czas, zawsze da się wszystko tak poukładać, żeby się spotkać. My myśleliśmy, że będziemy się w najlepszym razie widzieć raz na miesiąc (700 km, 10h pociągiem), a okazało się, że widzieliśmy się średnio co 2 tygodnie. Można? Można. A w niedzielę spotykamy się na jedyne 11 godzin. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć i być wytrwałym.
Dlaczego rodzice mają nie zrozumieć? Przecież w tygodniu będziesz w domu, więc problemu nie powinno być 😉
Opcje masz dwie: albo widzicie się w weekendy ( co podejrzewam, też nie zawsze wypali, bo mecze, nie mecze, zgrupowania etc) albo zmienisz uczelnię- bo nie oszukujmy się, on nie porzuci zawodowej kariery bo Ty chcesz studiować w Gliwicach.
btw. godzina dojazdu na uczelnię to nie jest wielce dużo, ja tyle jeździłam przez 5 lat i nie stanowiło to wielkiego problemu.
robakt   Liczy się jutro.
04 czerwca 2014 17:05
Hobgobllin Tylko mieszkając w Gliwicach nie będę mieszkać w domu, ja w ogóle nie jestem ze Śląska, a do domu też czasem przydałoby się jechać, szczególnie, że to rodzice mnie utrzymują.
flygirl już tak kiedyś było, jak Kuba miał kadrę, średnio w miesiącu był w domu przez 2 tygodnie, do tego dochodziło nadrabianie nauki i treningi w macierzystym klubie, ale  jak już pisałam wtedy jeszcze nie było między nami tak jak jest teraz, po prawie roku mieszkania razem.
Ha, ja na uczelnię jeździłam godzinę, bo w Warszawie są takie odległości 😂 Moi znajomi z roku mieszkający w Łodzi byli często o tej samej porze co ja- jak stałam sobie radośnie w korku w piątek 😉 Dla mnie to w ogóle nie argument, ale jestem pewnie pod tym względem wychowana przez mieszkanie w stolicy.

robakt, musisz sobie wszystko na chłodno przemyśleć, zastanowić się co jest dla Ciebie najważniejsze na ten moment, jakie masz perspektywy etc.
my mamy do firmy 50 km. jezdzimy codziennie dwa razy. (znaczy ja to nie, M. tak). to jest akurat spokojnie do przejechania.

mojego M. siora ma chłopaka w anglii. a jeszcze miał epizod półroczny w madrycie. DA SIĘ. ale po 1) koszty. W funtach to grosze, ale na polską kieszeń-spore obciążenie. 2) wynikały z tego niesnaski i problemy (tu gorzej jeszcze, bo robakt ma mały kredyt zaufania, który jest jak dla mnie - niezbędny) . 3) jest to okresowe, np rok, dwa. A nie "niewiadomoile" czy np 5 lat. to już jest dla mnie termin bardzo długi. Bo jednak myśli się o założeniu rodziny itp.

Trochę inaczej wygląda, gdy się jedzie za zarobkiem i małżenstwo ma już jakiś staż, choć to też nie jest sielanka i wynikają z tego różne problemy. Ale czasem nie da się inaczej, zwłaszcza jak jest dziecko - pieniądze są niezbędne i są rzeczy ważne i ważniejsze. A i wiele związków wieloletnich nie wytrzymuje dużych odległości. I nic dziwnego. Kobieta nie lubi się czuć samotna. Zastanawia się czy jest jedyna, chciałaby mieć męską rękę w domu, pomoc. A tak? niby ma faceta, ale... musi postępować jak kobieta samotna.
Isabelle w tym ostatnim masz niestety rację, tak jest z moimi rodzicami. Żyją tak od samego początku bycia razem, czyli jakieś około 19 lat. Na dzieciach się to niesamowicie odbija. Ale uważam, że 5 lat da się przetrwać jeżeli się wie, że po tych 5 latach będzie się już wiodło wspólne życie.
flygirl,  dla każdego ten "deadline" jest inny. Dla mnie... maks 2 lata to jest czas, który mogłabym przetrwać. Ale może jakby już się to stało i minęłyby te dwa lata to zmieniłabym zdanie i wytrzymała kolejne dwa, nie wiem. Póki co, na sucho, nie wyobrażam sobie dłuższego czasu niż dwa lata (W sytuacji kryzysowej, za zarobkiem).
Ja mam nadzieję, że uda mi się wrócić do Szczecina jak skończę inżynierkę za 2,5 roku, zamieszkamy wtedy razem, a na podyplomókę będę dojeżdżać. Ale niestety, to jest tak jednak długi okres czasu, że boję się, że dużo się zmieni i nie będzie tak, jakbym chciała.
flygirl, a Twój facet czym się zajmuje?
Isabelle dokładnie, ten deadline jest bardzo ruchomy. Ja przez pierwsze 2 lata myślałam, że umrę. Później było co raz lepiej - dotarcie się, ustalenie pewnych rzeczy, kredyt zaufania. Zdecydowanie najlepiej jest teraz, w 4 rok związku na odległość - ufam bezgranicznie, nie czuję się samotna (mimo nowego, obcego kraju - świetni przyjaciele). W tej chwili rozważam czy tym razem za moją sprawą nie przeciągnąć tego okresu - myślę o kolejnej przeprowadzce. Ale tymczasem zostaję w Hiszpanii na przynajmniej kolejny rok.

Finanse nas nie trzymają, ot ambicje zawodowe obydwojga. Poza tym od samego początku postawiłam ultimatum, ze choćby nie wiem co, do UK się nie przeniosę. Nie zniosłam go aż do dzisiaj a M nie nalega - też już mu ten kraj obrzydł. Wyszło na moje, na szczęście  😁

robakt wszystko jest do wytrzymania jeśli jesteś pewna czy to ten jedyny. Zdecydowanie polecam naukę zaufania, nie wiszenia facetowi na głowie przez 24 h, nie oczekiwania, że będzie relacjonował swój dzień co do minuty, tolerowania znajomych - poznania ich, AKCEPTACJI 100 procentowej życia partnera. Bez tego - zgrzyty będą, oj będą.

No i finanse. Ja niestety po przeprowadzce najtańsze loty mam ok. 80 eur w jedną stronę. Chociaż w tym roku się pozmieniało - tym razem M usycha z tęsknoty, ja potrafię zająć sobie czas - kto o zdrowych zmysłach chciałby się pchać do Londynu skoro może spędzić czas na plaży  😜
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się