praca

Mnóstwo osób z tytułem magistra pracuje w sklepach, zwłaszcza w dużych ośrodkach akademickich jak Kraków. Nie każdy absolwent ma szansę pracy w zawodzie, to już nie te czasy. Zresztą od czegoś trzeba zacząć, mieć różne doświadczenie, więc Kolebka słusznie robisz.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 czerwca 2014 15:20
Ja w ogóle nie wiem, co to za kategoryzowanie zawodów na prestiżowe i mniej prestizowe - każda wykonana praca jest bardzo ważna.

Zgadzam się z Tobą w 100%, ale rozumiem skąd kategoryzowanie się bierze.
Powód jest prosty i banalny - kasa. Są zawody, które pozwolą Ci zarobić duże pieniądze, jak powiedzmy praca w zawodzie prawnika, a są też takie, które nie dadzą należnego prestiżu związanego ze statusem majątkowym, jak kasjer, sprzedawca (w sumie zależy jeszcze co się sprzedaje) itd. Choćbyś była nie wiem jak wybitną kasjerką, nigdy nie zarobisz tyle co prawnik.
Smutna rzeczywistość jest taka, że pieniądz rządzi światem, więc kto ma pieniądze ten ma władzę i cieszy cię szacunkiem (w swoim własnym mniemaniu rzecz jasna). Stąd podział na lepsze i gorsze zawody, czyli na tych, którzy zarabiają kokosy i na tych, którzy z racji wykonywanego zajęcia nie mają takiej szansy.

Pomijam oczywiście fakt, że (teoretycznie) wszyscy mają równe szanse i każdy ma możliwość pięcia się po szczeblach kariery.

izydorex
Niestety... Sam tytuł magistra absolutnie nic nie daje przy obecnym kształcie rynku pracy.
Jestem żywym przykładem, mam mgr na dyplomie, ale pracuję w handlu, choć nie było to nigdy moim marzeniem. Chociaż nie narzekam, bo wydaje mi się, że branża całkiem prestiżowa. No i w mojej ocenie jestem dobra w tym, co robię 🙂
Pauli, oczywiście, że dużo się wiążę z zarobkami, ale - ludzie potrafią patrzec z góry na takich, którzy faktycznie zarabiają sporą kasę. Mój mąż dostał propozycję w Polsce właśnie do pracy przy "kopaniu rowów" - czyli operowanie koparki, walca i innych tego typu maszyn. Wiesz, jaką mu pensję krzyknęli? Spokojnie by zarobił na nas dwoje i do tego jeszcze nas by było stac na życie w pewnego rodzaju luksusie. Tak samo - jako dziecko mówiłam rodzicom, że chciałabym zostac kucharką. Odpowiedź rodziców - "weeeź, dziecko, kto to w ogóle jest taka kucharka - nic nie osiągniesz w życiu na takim stanowisku". A teraz sobie rozmawiam przy barze z różnymi kucharzami - od szefa do zwykłego pomocnika, wszyscy pracujący przy "zwykłych" restauracjach, klubach i punktach kateringowych. Wiesz, ile zarabiają? Przynajmniej w tydzień tyle, ile ja zarabiam w miesiąc.

Oczywiście, ze są zawody, przy których nie zostanie się sławnym i bogatym. Ja byłam taką sprzątaczką. Niby zawód, przy którym nigdzie się nie dojdzie, ale jeden mój foch mógł sprawic, że postawiłabym cały hotel na nogi. Poza tym - dało mi to wejśc wyżej po drabinie kariery, zostałam recepcjonistką i mogę za parę lat równiez awansowac na managera. Niektóre dziewczyny-sprzątaczki odeszły, aby założyc własny biznes sprzątający i też zarabiają niemałą kasę.

To, czy dany zawód przynosi nam dużo kasy, to też zależy od nas samych - np. taka fryzjerka. Jednej osobie pasuje pracowanie na etacie od 9 do 17 (bo np. ma dzieci i nie ma czasu na szerszą karierę, bo pasuje jej taki styl zycia, nie potrzebuje drogich prezentów itp), a druga osoba traktuje to jako pasję, jeździ po kursach i konkursach, otwiera wysokiej klasy, drogi salon i wręcz tonie w kasie. Jeżeli ktoś jest w czymś dobry, to nawet przy "głupim" szyciu na maszynie może sporo zarobic.

Dodofon, bardzo mnie cieszy co piszesz. Oczywiście, nie mówię, że WSZYSCY szefowie są tacy, ale niestety, zjawisko to występuje. I to nie tylko w Polsce, ale i w Anglii - chociaż tutaj wygląda to trochę inaczej.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 czerwca 2014 16:26
ikarina
Zgadzam się z tym, co napisałaś i jestem świadoma, że nawet "niepozorne" zawody mogą zapewnić dostatnie życie.
Chodziło mi raczej o to, jak postrzegany jest wspomniany operator koparki, czy pani sprzątaczka, pokuszę się, że w mniemaniu tych, którzy uważają się za lepszych, są to zawody słabo płatne, a do tego z zerowym prestiżem.
Ja szanuję każdą pracę i Twoje poglądy są mi bliskie, ale społeczeństwo polskie jest w sporej części powierzchowne, dlatego wartościuje w taki właśnie sposób.
Prestiż i zarobki nie zawsze się pokrywają.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 czerwca 2014 16:52
Mniej więcej to miałam na myśli 😉
Faza mój ojciec niestety jest ciężkim człowiekiem - cieszę sie, że z nim nie mieszkam 😉 Potrafi sie obrazić, że nie przyjdę do niego w niedzielę, bo pracuję (w dzień dziecka tym bardziej musiałam być w sklepie); jak nie pracowałam to były wywody, że on musi wydawać swoje cieżko zarobione pieniądze na mojego konia, jak sobie sama zarabiam - też jest źle, bo na pól etatu, bo umowa na czas określony... W ogóle generalnie jest źle, że jeżdże, bo to nie jest mój priorytet w życiu i takie tam 😉
A ja skaczę z zachwytu, że mam umowę o pracę i mogę w końcu opłacić sama konia  🤣 Bo bardzo nie lubię prosić o pieniądze.

Zresztą tak jak piszecie - od czegos trzba zacząć, nie mogłabym na siebie spojrzeć, gdybym w wieku 25 lat prosiła rodziców o pieniądze. Jestem młoda i zdrowa, mogę zarabiać.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
05 czerwca 2014 19:00
kolebka
Mój tata zawsze powtarzał, że sama chęć podjęcia pracy i działania zmierzające do usamodzielnienia się są przez niego doceniane.
Nigdy nie wymagał ode mnie, czy od mojego brata zdobycia świetnie płatnej posady, czy startu w dorosłość bez jego i mamy wsparcia, chciał nam jedynie wpoić, że człowiek który pracuje ma największą wartość.
Usłyszałam od niego kiedyś "pokaż mi, że chcesz być samodzielna, zacznij coś robić, a ja wtedy pomogę ci na ile będę w stanie". Jeśli będę miała kiedyś dzieci, usłyszą ode mnie to samo.
Pauli super powiedziane, fajny tata 🙂
Moja matka jak najbardziej podziela moje zdanie, a że mieszkam z nią, to nie ma na tej linii sporów. Zresztą zajmuję się domem, dwa razy w tyg robię generalnie sprzątanie, do tego zajmuję się ogródkiem - jeśli ona pracuje na cały etat to po co ma jeszcze w domu się męczyć, skoro ja mogę to zrobić 😉  Zawsze to jakiś wkład w wspólny pobyt pod jednym dachem...
a ja już po pierwszym dniu w pracy, nie jest źle, ale muszę przestawić się ze "zrób to sam' na "niech to zrobi osoba od Ciebie z działu"  😁
ciężko mi jest kazać komuś coś zrobić wiedząc, że jeszcze 2 tyg temu byłam na tym samym stanowisku.
od jutra już zaczynam tyrkę, najważniejsze, że znalazłam mieszkanie u sympatycznej Pani (odpukać) i tylko 2km od sklepu 🙂
Hehe, trochę rozumiem - ja sama 2 lata temu byłam stażystką, a teraz mam dwie "swoje" stażystki i po prostu nie mogę się przyzwyczaić i skracam dystans z nimi jak tylko się da 😀

Kurde, mam milion pacjentów dziennie teraz i do tego milion opinii do napisania - kończę ze wszystkimi przed długim urlopem i nie wiem jak się nazywam po prostu... Za niektórymi będę tęsknić, a niektórych żegnam z ulgą 🙂
Dziewczyny, mam dylemat na temat którego chciałabym od Was uzyskać drobnych rad/opinii. Pracuję w pewnej firmie od 3 miesięcy(korporacja o ile to istotna kwestia) na umowę zlecenie, dostałam propozycję umowy o pracę i zastanawiam się co z tym fantem zrobić. Sprawa byłaby o tyle prostsza gdybym pewnie miała parę lat więcej. Obecnie studiuję zaocznie, I rok. Generalnie do tej pory zbyt nie zagłębiałam się w tajniki konkretnej formy zatrudnienia, poczytałam na ten temat ale szczerze mówiąc nie mam na tyle przejrzystego obrazu żeby stwierdzić chcę pracować tak, a nie inaczej. Wiadomo, są aspekty pozytywne jak i negatywne ale w ostatecznym rozrachunku nie wiem na jaką szalę by przeważyło w moim przypadku, jakie miałoby to odniesienie na przyszłość, co wziąć pod uwagę. Aż mi głupio pytać ale po prostu chciałam się Was poradzić jako bardziej ogarniętych  :kwiatek:
busch   Mad god's blessing.
05 czerwca 2014 23:57
pippi, ale jaki masz konkretnie dylemat? Czy wraz ze zmianą umowy zmienia Ci się ilość godzin w pracy albo chcą Ci obniżyć wypłatę? Bo sam wybór między umową zleceniem, a umową o pracę jest chyba oczywisty - zaczniesz mieć możliwość wzięcia urlopu i L4, więc to chyba lepiej, prawda? :P
na zleceniu kiedy chcę to jestem w pracy, kiedy nie mam ochoty to siedzę w domu. Mam możliwość nadgodzin za co mi nie zapłacą na umowie o pracę. Jest to dość elastyczna branża jakkolwiek to brzmi. Pewnie wyjdę na cudaka ale po prostu czy jest sens się pakować w taką umowę? Bijcie mnie ale zwyczajnie nie wiem co mam zrobić  😁
Jesli to jest praca w miarę w zawodzie i praca ktora ci się podoba to tylko brać. Ja zaluje ze swojego czasu nie popracowałam bardziej w swoim zawodzie i dłużej zanim sie zdecydowałam na magisterkę - lepiej bym dobrała studia do tego co mi dobrze wychodzi i w czym chce byc specjalista.
pippi umowa o pracę ! Przyda Ci się udokumentowane doświadczenie w przyszłości (świdectwo pracy). W przypadku zatrudnienia na umowe o pracę należy się wynagrodzenie za czas przepracowany nadliczbowo, pracodawca przekazuje Ci informację zgodnie z art 29 KP, o warunkach pracy, urlopie, o ilości godzin do przepracowania i wszystko co ponad jest dodatykowo płatne, 50 lub 100% w zależności od rodzaju (nie dotyczy to min. kierowników, gł. księgowych). zatrudnienie w takiej formie ma wpływ na wymiar urlopu wypoczynkowego, szybciej dojdziesz do 26 dni w roku, zasiłek chorobowy po 30 dniach, ewentualny okres wypowiedzenia, odprawa. Moim zdaniem same plusy. Argument o wolności wyboru czy pracujesz czy nie, kiedy itd. jest do bani, albo pracujesz, albo nie.
(...)Argument o wolności wyboru czy pracujesz czy nie, kiedy itd. jest do bani, albo pracujesz, albo nie.


Amen! Bo aż mi się coś przewróciło jak przeczytałam:

na zleceniu kiedy chcę to jestem w pracy, kiedy nie mam ochoty to siedzę w domu. (...)


Masakra.
Dziewczyny powtórze prośbę, mogę się do kogoś zwrócić z problemem natury kadrowej? Byłabym bardzo wdzięczna.
Lunitari jeśli chcesz to napisz mi pw, spróbuję podpytać mamy, która jest dyrektorką i sprawy kadrowe też ma na głowie. Może będzie wiedziała. 🙂
mogę pomóc z kadrami
Czemu argument do bani? Ja mam wolność wyboru, kiedy pracuję a kiedy nie mogę, nie muszę wypracować konkretnej liczby godzin, tylko tyle, ile mogę (np. w maju mam 105 godzin, w czerwcu będzie to 85, bo mam sesję). Dla kogoś kto musi pogodzić studia, praktyki, pracę, konie i życie taki wybór w pracy sporo ułatwia 😉
Żyjemy w takich czasach, że umowa o pracę jest wartością, więc warto z takiej możliwości skorzystać. Zawsze możesz podpisać umowę na część etatu, dowolny wymiar w zależności od tego jak się dogadasz. Umowa o pracę daje wiekszą stabilność, a różnie w życiu bywa. Sama piszesz, że masz zobowiązania, warto być zabezpieczonym.
Tylko w moim przypadku to praca raczej dorobienie do studenckiego życia. Ubezpieczona jestem w inny sposób, nie wiem jak jest w przypadku pippi i czego ona oczekuje od umowy 😉 Pracowałam kiedyś na umowę o pracę kilka miesięcy i wolę w obecnej sytuacjizlecenie, a po skończeniu studiów umowę o prace, która jak widze obecnie jest jakims rarytasem :/
Anegdotka:

Jestem od wczoraj na urlopie. W środę, żeby mnie przez te dwa dni nie było, miałam dłuuuugą listę spraw do załatwienia, do przygotowania. bo PRZECIEŻ CIĘ NIE BĘDZIE. Zrobiłam wszystko. Wczoraj wieczorem telefon, że przyszły nowe informacje odnośnie jednego z wydarzeń i że trzeba zrobić z tego materiał na stronę internetową i do plakatu. Urlop... ale ok, siadłam dzisiaj zrobiłam, ale zabrakło mi jednej danej, którą moja kierowniczka ma na swoim biurku (pełna nazwa współorganizatora). No to wysłałam to co zrobiłam do szefowej z adnotacją, że notka gotowa, ale nie pamiętam tej nazwy i to jest do uzupełnienia, więc wysyłam tylko do niej, a nie do graficzki i dziewczyny od strony. Po 10 minutach dostaję maila "uzupełniłam, odsyłam"...  😵
Szefowa maila do dziewczyn oczywiście ma. Co więcej - siedzi teraz dwa pokoje od nich...
Wiecie co... a właśnie, że nie ma mnie przy komputerze, nie odebrałam maila. Na urlopie jestem!
Cricetidae rozumiem Twoje argumenty, ja napisałam swoje 🙂 Niestety takie czasy z tymi umowami, u mnie wszyscy na umowę o pracę, ale znam rynek pracy i wiem, że bywa z tym bardzo różnie. Umowa zlecenia to dla pracodawcy oszczędność, zwłaszcza gdy podpisuje ją ze studentem 🙂 Mój mąż wykonuje wolny zawód i na umowę o pracę nie ma szans, zawsze zlecenia, o dzieło, wiec znam sprawę z dwóch stron.
ovca   Per aspera donikąd
06 czerwca 2014 18:20
A ja przetrwałam swój pierwszy tydzień na etacie. I wiecie co Wam powiem? nawet korpo klimat mi nie straszny 😉
jagoda1966, zajmujesz się rachunkowością?
Moje korpo wymiata, tyle fajnych ludzi poznałam, tyle sie nauczyłam. Najczęściej dzielić na pól trzeba opowiastki o strasznych korporacjach. Wlasnie w czerwcu juz jest rok jak pracuje w korpo, i gdzie by dalej mnie nie wywiało, będę ten czas wspominać bardzo ciepło.
Arimona - piątka 🙂

ovca - Kraków? Gdzie działasz? U nas sporo nowych osób 😉
Martuha kadry i płace  🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się