Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

A ja się zastrzelę jednak. Napisałam co wczoraj zjadłam... dzisiaj +1 kg i obwody w górę. Znowu jestem pod granicą nadwagi.
😕
Ok, wiem, woda... Ale dlaczego? Od czego? Co się dzieje? I czy to na pewno tylko woda?
Bardzo się boję, że zaczyna się to samo co 10 lat temu. Kiedy po prostu zaczęłam tyć i tyć... i nic nie zmieniałam w swoim jedzeniu i trybie życia, a tyłam... i zatrzymałam się na 76 kg... Nie chcę tego znowu...
😕
Powiecie, że mam wyrzucić wagę. Żeby robić pomiary raz na tydzień. Ok, ale co to zmieni. Jeśli nawet nie ważyłabym się przez ostatnie dni... W ostatnią sobotę ważyłam "już" 61.0 - tydzień pilnowania się, ćwiczeń mimo kontuzji nogi... i 62,3.
62,3 kg!!! Przy wzroście 158cm!!! Według niektórych kalkulatorów powinnam ważyć 10 kg mniej. Ja wiem, że będę wyglądać w porządku przy 56-57kg.
I rozumiem wistrę, która mówi o braku motywacji.
Patrzę w lustro i czuję się źle. Chcę to zmienić. Staram się. I te starania nic w tej chwili nie dają.
A dwa lata temu o tej porze dobijałam z chudnięciem do 54 kg. A niespecjalnie już wtedy dbałam o menu i ruch.
Jestem kompletnie przybita...
🙁


PS. Jeśli to od zmiany pogody, od wyższych temperatur mój organizm traci równowagę to jest to "budująca" perspektywa na najbliższe miesiące. :/

PS2. I to jest taki moment kiedy pojawiają się myśli "mam to gdzieś, widać moim przeznaczeniem jest być przytuczoną, po co się starać, po co walczyć... to zamówię sobie pizzę, kupię sobie kilka paczek chipsów, nie będę ćwiczyć, będę leżeć, jeść i tyć, itd... "
Ascaia, twarda musisz być. Woda może się zatrzymywać w organizmie z różnych powodów, może to hormony? może zbliża Ci się okres, albo za dużo soli, albo za mało pijesz.
Nie ma co się poddawać, walczysz dla siebie i tylko wytrwałość sprawi, że dojdziesz do celu.
Jestem po okresie, soli używam mało, pilnuję się i piję oprócz kilku herbat dziennie także 1-1,5 litra wody dziennie.
Hormony... to może być to... chyba w tym momencie wyjdę z domu i zrobię TSH i prolaktynę...
Dziewczyny to dla was, na motywację!



My wyjeżdżamy pod Karpacz do "naszej" stajni. Wzięłam ciuchy do biegania, więc codziennie z samego rana będę biegać po górach z crossfitem w przerwach. Potem konie 🙂
No i zdjęcia, jutro mam swoją pierwszą sesję ślubną, kościół, sala, poniedziałek plener. Tak się boję, że masakra.
Ascaia, nie poddawaj się, mi też na początku przez ponad tydzień nic nie ruszyło, a nawet poszło w górę - a dobrze jadłam i coś tam ćwiczyłam. Teraz mam ponad 1 kg mniej i już widzę, że wyglądam dużo lepiej - jakoś tak bardziej zwarta do kupy 🙂 Jeszcze 2 kg przede mną, ale mam motywację z powrotem. Powoli, organizm może się bronić po prostu, musi "zaskoczyć" i dalej już pójdzie!

Jem śniadanie i główkuję co zjeść w pracy. Mam dzisiaj od 12 do 17, z 10-minutowymi przerwami między pacjentami :/ Dobrze, że pyszne sałatki można kupić w sklepie koło mojej pracy.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 czerwca 2014 10:44
Dzionka moc jest w pojemnikach 😉

50g makaronu + 100g miesa + paczka warzyw i łyżka sosu to jakieś 400 kcal, a można zjeść na dwa razy w kilka minut.
eterowa   dawniej tyskakonik ;)
06 czerwca 2014 10:50
Mam dosyć, co chwilę mi rodzice podcinają skrzydła... 🙁 Wczoraj przyszłam po prawie 2h z treningu i usłyszałam, że jeśli tak długo biegałam to jestem chora na głowę... Codziennie pytają po co biegam. Dziś znowu mama do mnie (tonem przerażającym), że mam przestać się odchudzać, bo ona WIE, że to robię. Co kompletnie mija się z prawdą, chcę po prostu mieć więcej mięśni niż tłuszczu 🙁 Dobija mnie to...
eterowa, wiem co czujesz 😉
moja mama jest na tyle specyficzna, ze jedząc ciemne pieczywo z serkiem i jalkimis warzywami dostalam ochrzan ze mam zaczac jesc wartosciowe rzeczy. po 10min przyniosla mi pudlo swiateczmych ciastek. nie wzielam-obrazila sie. dogaduje mi ciągle. podobnie babcia ktora potrafi o 23 przyniesc mi ociekajacego tluszczem tosta i KAZAĆ mi go zjesc 🤔wirek: a tluszczyku mam jeszcze sporo i do Twojej sylwetki duzo mi brakuje

zycze Ci ogrom cierpliwosci :kwiatek: bo ja czasek po prostu rycze ze zlosci i bezsilnosci ;D
-albo źle rozmawiacie z rodzinami
-albo źle się za to zabieracie ( no bo nie zwiększy się mięśni biegając 2 godziny)
-albo faktycznie blisko Wam do zaburzeń postrzegania siebie i rodziny się po prostu martwią. Co jest zrozumiałe. Mając szczupłą córkę, która twierdzi, że chce się rzeźbić, ale zamiast jeść porządnie (białka, węgle, konsultować to z dietetykiem), biega po 2 godziny spalając ostatnie resztki tłuszczu, też bym się martwiła.
eterowa- jaki masz procent tłuszczu, mięśni, wody w organizmie? Ile białka, kalorii zjadasz dziennie? Nadzorujesz to wszystko jakoś? Obserwuję tu czasami, że chyba robicie pewne rzeczy nie do końca wiedząc CO tak naprawdę robicie.  :kwiatek: Proszę...nie obraź się. Zrozum mnie dobrze! Wyglądasz bardzo fajnie! Jeśli chcesz wyglądać jeszcze fejniej, co jestem w stanie zrozumieć,  to ponieważ jesteś już bliska ideału, nie możesz tego robić ot tak, jakoś, mniej więcej! Tym bardziej powinnaś zrobić wszystko z głową. Im dalej idziemy, tym bardziej musimy mieć WIEDZĘ na ten temat. Bo coraz niebezpieczniej dla zdrowia się robi!
Nie, nie poddaję się zupełnie. NIE MOGĘ!!! Po prostu nie mogę już nigdy więcej mieć nadwagi. Nie wiem co zrobię, ale znajdę sposób albo naprawdę palnę w ten durny łeb. Bo nigdy więcej nie chcę mieć świadomości, że ludzie myślą o mnie "ta gruba". Nie dałabym rady już teraz tego znosić.

Tylko przyznaję, że boję się "przyszłości". Już raz udało mi się schudnąć. Stosowałam Dukana - metodę kontrowersyjną. Mi akurat wtedy nie zaszkodziło. Ale nie chciałabym tej diety powtarzać. Z resztą sam twórca pisał wielokrotnie, że wręcz zakazuje powtarzania ściśle proteinowego menu drugi raz w życiu. Wtedy słuchałam jego rad bardzo precyzyjnie i myślę, że dzięki temu zdrowotnie było super.
Przez 3 lata było bardzo dobrze. Czułam się świetnie, nie miałam problemów z metabolizmem. Jadłam według stabilnego, przemyślanego menu - ale nie wcale jakiegoś super dietowego, ot normalne jedzenie (czasem z pierogami, czasem z kawałkiem czekoladki, czasem z dniem bardzo białkowym). Ćwiczyłam "na luzie" i trzymałam się w wadze do 58 kg. Czyli do takiej "mojej" wagi. Zaczęłam pisać tutaj w wątku ważąc 58kg, ale chcąc się zmobilizować do regularniejszych ćwiczeń w listopadzie 2012. I od wtedy zaczęłam przybierać...
A nie zmieniłam nic specjalnie w swoim jadłospisie. Za to więcej się ruszałam, zaczęłam chodzić na zumbę, itd. Ale ta waga to nie mięśnie, bo obwody też rosły. Cały czas stołuję się u mojej Mamy, która nie zmieniła przez ten okres sposoby gotowania. Momenty kiedy jadam nieregularnie zdarzają się u mnie non stop od 6 lat, kiedy zaczęłam swoją pracę. Było tak przed Dukanem, w trakcie, przez te 3 "dobre lata" i jest tak teraz.
W 2103 roku waga oscylowała głównie w okolicach 60 kg. Teraz mam jakiś niewytłumaczalny skok i waga weszła na 62 kg.
Nie bardzo mam co zmienić, jeśli mam myśleć perspektywicznie. Teraz jem różnorodnie ok. 1300 kcal dziennie i ruszam się umiarkowanie.
Mogę zacząć jeść 1000 kcal - czy schudnę nie wiem, ale jeśli to co później? Do końca życia jeść 1000 kcal? A jak metabolizm zacznie spadać z wiekiem to co 600kcal dziennie?
Mogę spróbować znowu jakiejś diety wybiórczej - znowu Dukan, albo pójść do Gacy, albo wyeliminować coś tam... Tu znowu pytanie co dalej - przecież zdrowe odchudzanie powinno dawać stabilizację, różnorodność składników, itd. Do końca życia nie będę przecież jechać tylko na proteinach. Nie wiem czy dałabym radę do końca życia w ogóle nie brać do ust pizzy, czy pierogów, czy ani pół ciastka.
Zostaje zwiększenie ilości ćwiczeń. Nie co drugi dzień, tylko codziennie, albo dwa razy dziennie i po 2 godziny truchtu, a nie 45 minut... Trochę pachnie wariactwem, ale ok. Tylko co wtedy z momentami kiedy nie będę mogła tak ćwiczyć. Jak tylko będę miała trzydniową przerwę to zacznę puchnąć, tyć, itd?
Nie wiem co zmienić, żeby to miało przyszłość. Żebym nie musiała całe życie się odchudzać. Tylko, żebym mogła zwyczajnie sobie żyć, dbając o siebie, nie przesadzając ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby odchudzanie stało się moim głównym celem życia. Ani to dobre z ogólnego punktu widzenia, ani zwyczajnie mnie na to nie stać.
Nie wiem, na razie mam totalną załamkę.
Ale po paczkę chipsów nie idę. 😉 Mimo wszystko. Chociaż kusi.
Ascaia, wg mnie powinnaś iść do dobrego dietetyka czy nawet lekarza. Może jesz produkty, których akurat nie powinnaś, może jadłaś niby to samo ale stopniowo zwiększałaś ilość i nawet tego nie odczułaś, nie dostrzegłaś? Jesteś też 3 lata starsza 🙂 Myślę, że bawiąc się samodzielnie, na zasadzie prób i błędów narobisz sobie kłopotów.

Ja powiem Ci tak, odbnośnie "załamek" i dołków. Więcej działaj, mnie rozmyślaj i "filozuj", staraj się dbać o każdy dzień, jak o pierwszy dzeń na diecie. Uśmiechaj się i uspokój. Serwując sobie takie wyrzuty sumienia i tak się dołująć (tak, sama się dołujesz) tylko utrudniasz swojemu organizmowi zadanie.

Przez ostatnie trzy tygodnie odkryłam, jak wielką potęgą jest umysł i pozytywne nastawienie. Moje postrzeganie zmieniło się o 180 stopni, częściowo dzięki moim obojgu trenerom (końskim). Paradoksalnie dali mi taki przekaz "lubimy Cię taką, jaka jesteś, śmiało jeździj i się rozwijaj". Uwierzyłam, że jeszcze mogę być jeźdźcem i że jest o co walczyć. Przeraził mni też wynik cukru, który teraz wisi na lodówce. Jutro zmierzę go po tych 3 tygodniach. Wagi zgubiłam 5,5 kg. Pewnie sama woda ale cieszy, jak spodenki ściągam przez biodra bez rozpinania 🙂 Jeszcze długa ta droga ale cieszę się podróżowaniem, nie celem. Myślenie o celu mnie frustruje a czerpanie przyjemności z dni "udało się" daje niesamowicie duuużo radości i poczucia własnej wartości 🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 czerwca 2014 12:51
Serio, przy 62kg ludzie mówili o Tobie gruba? Serio. Mów mi wielorybie.
zależy przy jakim wzroście
Ascaia, na Twoim miejscu nie kombinowałabym z dietami tylko udała się do dietetyka. No ale podstawa to zrobione badania. Może właśnie tutaj leży problem  🤔 także marsz robić badania!  😉

U mnie ok. Dużo nauki, ale apetyt jakoś nie wzrósł z tego powodu  😉 Tylko aktywności fizycznej zdecydowanie mniej teraz.. jutro w ramach rozluźnienia pójdę rano na 1,5 godziny spinningu  🙂
JARA, słowa "ta gruba" "świnka" "pączuś" słyszałam od dzieciństwa.
Pierwszy taki skok wagowy miałam na przełomie 1 i 2 klasy. (jako młodsze dziecko byłam normalna).  Sytuacja wyglądała podobnie - zero zmian w jedzeniu, zero zmian w trybie życia. A zaczęłam tyć. Było chodzenie po lekarzach. Większość wyśmiewała i sugerowała, że na pewno podjadam w szkole batoniki i przegryzki. Gdzie ja z tęsknotą patrzyłam jak moje chude koleżanki zajadały się na przerwach, a sama takie rzeczy dostawałam "od święta" - może z raz na trzy miesiące może. Nawet z tego względu, że rodziców nie bardzo było stać na głupoty. W końcu jedna z lekarek się przejęła - było mówienie o problemach z metabolizmem, o niedoborze enzymów trawiennych. Ale i stwierdzenie, że nic się z tym nie da zrobić, że wyrosnę. Z perspektywy czasu myślę, że to wtedy już było związane z hormonami i z tarczycą. Ale nikt nie wymyślił zlecenia mi badań TSH. Wyszczuplałam sama z siebie po 5 klasie kiedy ruszyło dojrzewanie i nowa gospodarka hormonalna. Byłam "średnia", bo jednak pod skórą pozostały te uśpione komórki tłuszczowe. Jadłam normalnie, jeździłam konno 3-4 razy w tygodniu po 2 konie. Poiłam całą stajnię i robiłam inne siłowe rzeczy, żeby się "wykazać'. Zaczęłam obudowywać się mięśniami - mocne uda, mocne barki.
Drugi raz to wakacje 2004 roku. Byłam na pielgrzymce - ponad 300 km piechotą w 2 tygodnie. Żywiłam się głównie jogurtami (bo to był najbezpieczniejszy produkt przy upałach). Wróciłam z 3 dodatkowymi kilogramami. I później zaczęło rosnąć. Jak miałam pod 70kg zaczęłam znowu chodzenie po lekarzach. Znowu odbijanie się od ściany. Znowu pytania o pizzę i chipsy, i puszczanie oczka, że "pewnie jednak". Dopiero po roku regularnego chodzenia, z zapiskami co jadłam, udowadnianiem "mojej niewinności" dostałam skierowanie do endokrynologa i na badanie TSH. Wyszła niedoczynność. Zaczęłam leczenie, ale zanim mi uregulowano dawkę to przebiłam 70 kg. Później była półroczna depresja, później na szczęście staż i praca. Ale dobiłam do 76kg (takie ważenie ostatnie pamiętam, później już nie chciałam wchodzić na wagę) i decyzja, że biorę się dietę Dukana.

Nigdy nie byłam chuda. Tak naprawdę szczupła (poza okresem dzieciństwa) byłam dwa lata temu. Poza tym ciągle "średnia", bo niska, a z mocną budową. I ciągle ktoś mi dokuczał na temat wyglądu.

Teraz panikuję. Tak, wiem, że panikuję. Ale po prostu bardzo boję się powrotu do tego, co było. Tym bardziej panikuję, że nie siedzę z nogą na nogę, nie jem byle czego, itd. Panikuję, bo już usłyszałam komentarz od "życzliwych", że coś się znowu zaokrąglam.
Waga nie kłamie, nie kłamią centymetry i nie kłamią zdjęcia. Zaokrąglam się...


edit.

Mam wyniki badań...
TSH idealnie, prolaktyna też. Ale estradiol w górnej granicy, a progesteron poniżej.
Przy okazji znalazłam artykuł na temat stresu, osi HPA i reakcji hormonalnej.
http://www.tlustezycie.pl/2013/10/wiele-kobiet-zaczyna-przygode-z.html
Tylko jak mam wprowadzić w życie zalecenie "mniej stresu"?
Ascaia-jeśli miałaś problemy z tarczycą, oprócz TSH zrób fT3 u fT4.
Wynika z tego, że musisz podkręcić metabolizm. Nie tyle obcinać kalorie, co podkręcić metabolizm na maksa.
- REGULARNE posiłki jak w zegarku i NIKOGO nie interesuje, że akurat stoisz na scenie lub pod sceną
- aeroby ( ja bym je wybrała)
- ostre przyprawy ( chilli)
- herbatki przyspieszające metabolizm, kawa
- nie wiem co jeszcze przyspiesza.
Dzisiaj rest day a tym samym cheat day. Pochłonęłam juz 1700kcal i pewnie zjem jeszcze banana ale wiecej nie chce, bo biorąc pod uwagę wczorajszy atak obżarstwa w ogole nie powinnam dzisiaj dużo jeść.
Obliczyłam sobie, ze powinnam jeść 2090kcal dziennie, co podniosło mnie rochę na duchu i zamierzam sprobowac chudnąć przy 1400kcal ale... od jutra
Ascaia czyli masz niedoczynność czy nie? Jak masz to bierzesz leki tak? Może trzeba je zmienić?

Jak nie to wg mnie rosną ci mięśnie bo dużo cwiczysz.

Mówisz że się pilnujesz a co chwilę piszesz że niemialas jak zjeść albo co zjeść. To ja już nic nie rozumiem.


Uf, jutro finał maratonu roboczego... Myślałam że odpoczne dwa dni... kicha bo już w poniedziałek 7-20... Ale pogoda dobrze mnie nastraja choć nie na tyle by jeszcze po tylu godz pracy zrobić masaż czy pójść biegać...
Ascaia, a ja na Twoim miejscu zrobiłabym sobie 2 tygodnie solidnego pilnowania się. Z rozpisanym planem aerobowym włącznie. Dieta jedzona z zegarkiem w ręku, dosłownie. I jakbym po 14 dniach uczciwej pracy nadal puchła, to bym poszła do lekarza. Ułóż sobie menu, dołóż aeroby, możesz się z nami skonsultować i worowadź w życie. Bo tak to ja też mam wrażenie, że coś umyka z metabolizmem.
No i znowu nie zjadłam tyle ile powinnam, ale dieta na masę mnie przerasta, nie da się tyle jeść  😁 a szczególnie jak się człowiek do redukcji przyzwyczaił  😀
(ale mam cel, jak przytyję 3 kg robię tatuaż  :kocham🙂

Ktoś prosił o foto brzucha od przodu, więc dodaje to co mam. Tak jak mówiłam, ja mam baaardzo niski poziom tkanki tłuszczowej i generalnie bardzo dużych mięśni na brzuchu nie mam, więc on jest po prostu nie tyle umięśniony a płaski, ale mam nadzieję, że to się zmieni  😉
escada, choruję na niedoczynność tarczycy, a dokładniej mam małą tarczycę, która nie daje rady pracować właściwie. Biorę codziennie leki dzięki którym mam sztucznie uzupełniany hormon. Jak pokazały dzisiejsze badania poziom TSH mam w normie, poprzednie badanie pokazało to samo czyli dawka dobrana właściwie.
tunrida, ft 3 i ft 4 robiłam w marcu. Były ok.

escada, "co chwilę" czyli ostatnio tydzień temu. Przez 7 dni trzymałam się idealnie godzin posiłków, ćwiczyłam i przez ten czas nabrałam znowu 1,5 kg.

Tak w ogóle to zastanawiam się dlaczego jak piszecie tutaj, że ta podjadła, tamta podjadła, tu piwo, tam pizza, tam paczka cukierków to wszyscy jej piszą "nie przejmuj się, jutro będzie lepiej, ..." itd.
A ja się żalę na problemy ze zdrowie. Wywlekam swoje traumy. I dostaję po łbie bo tydzień temu zjadłam po 6, a nie po 3 godzinach... I to po tym jak napisałam, że badanie pokazuje zaburzenia w poziomie hormonów. To też jest moja wina? 🙁

Jutro mam ostatni z bardziej wymagających dni - bo i praca i rodzinna uroczystość. Później zaczynam dwu i pół miesięczny okres względnego spokoju. Mięsień w nodze też już nie boli. Więc od poniedziałku będę mogła nadal (jak od ponad tygodnia) pilnować jedzenia co 3-3,5 godziny i mogę już dołożyć porządne aeroby, a nie tylko 15 minutowe ćwiczenia cardio.
tunrida, zen, gdybyście jeszcze mogły doprecyzować co rozumiecie przez aeroby, konkretne przykłady.

PS> I jeszcze raz polecam przeczytanie artykułu, do którego link zamieściłam w poprzednim poście.
słuchaj... ja sobie podjadam, ale chudnę! Ja nie trzymam idealnie godzin posiłków, ale chudnę. Ja mam taki metabolizm że zjadam 3 razy więcej kalorii niż ty i nie tyję.
A Ty masz jakiś problem. Jakich oczekujesz porad? Uważasz, że posiadamy jakąś wiedzę tajemną i będziemy wiedziały CZEMU Ty nie chudniesz, a tyjesz?
Nie sądzę, byśmy miały inną, lepszą wiedzę niż Ty.

Jeśli trzymasz regularne posiłki, jeśli ćwiczysz, jeśli hormonalnie jest ok, a mimo to tyjesz, to pora iść do specjalisty. NIE DO NAS, tylko do : dietetyka, lekarza jakiegoś ( endokrynologa? skoro masz zaburzenia hormonów płciowych)

My dajemy takie rady jaki umiemy. Nie wiem czego oczekujesz od nas innego. Skoro potrafisz pisać, że przedłużyłaś czas między posiłkami, to wychwytujemy to co widzimy nieprawidłowego i Ci to pokazujemy. CO MAMY CI INNEGO POWIEDZIEĆ? Ja mówię co widzę- podnieś metabolizm. Bo ucinanie kalorii, takjak sama piszesz, to droga donikąd u ciebie, bo i tak mało jesz!

Aeroby dla mnie to : rowerek, bieżnia, orbitrek robiona przez 45-60 minut z tętnem, dla mnie powyżej 140/min NON STOP. Jeśli nie byłam na początku pewna tętna, to kupiłam sobie pulsometr i z nim robiłam to co powyżej. Mogę Ci oddać swój jeśli nie masz, bo ja już nie używam.

Nie umiem Ci inaczej pomóc.
No bo czego oczekujesz? Że powiem "ojejejejeju jeju biedna Ascaia- masz złe wyniki hormonów płciowych! To nie twoja  wina, tylko tych hormonów."
Słuchaj... nie znam się na tym ani ja, ani pewno nikt z nas!!!! Ja również mam zaburzone proporcje hormonów płciowych, a mimo to nie mam problemów z chudnięciem, o ile nie wpierdalam. Nie wiem czy to może u Ciebie zwalniac metabolizm!! Nie mam pojęcia!

Musisz iść do kogoś kto jest od tego specjalistą. I tyle.
Może po prostu nie oczekuję porad na tematy, o których jak sama piszesz nie jesteście się w stanie wypowiedzieć. Tylko oczekuję wsparcia. Dlaczego nie można napisać "masz trudno, ale dasz radę"? Dlaczego nie mogę tutaj pisać o tym, co mnie boli? Myślałam, że to jest takie właśnie miejsce, żeby mieć z kim rozmawiać o odchudzaniu - czy idzie ono łatwiej czy trudniej.

Zapytałam o aeroby - i super, że podałaś mi przykłady.
Napisałaś o podniesieniu metabolizmu - i z tym się zgadzam.
zen zaproponowała 2 tygodnie pilnowania się i aerobów. Napisałam, że od poniedziałku się za to biorę.

To niby co znowu źle?

To napisz, że czekasz, żebyśmy Ci napisały "dasz radę", bo ja zupełnie nie tak odczytałam Twoje posty.
Odczytałam je jakoś tak, jakbyś się skarżyła, że Ci nie idzie i jakbyśmy miały Ci jakoś pomóc.

Nie lubię pisać "dasz radę" komuś, kto nie wie dlaczego mu nie wychodzi. No bo to takie..bez sensu, nie? Trzeba znaleźć PRZYCZYNĘ i dopiero potem pisać, dasz rade. I próbowałyśmy szukać tej przyczyny.
jeśli ktoś się nażarł i świetnie wie, że właśnie dlatego nie chudnie, to łatwo napisać "nie żryj, dasz radę!". Ale jeśli piszesz, że robisz WSZYSTKO jak należy i TYJESZ, to jak Ci mamy napisać "dasz radę"?  🙂

Jeśli  planujesz iść z tym do kogoś kto się zna, to owszem. Jest to wyjście z sytuacji.  🙂 I teraz mogę napisać- razem z kimś kto się zna, na pewno dacie radę jakoś znaleźć przyczynę Twoich problemów! I twego Ci życzę!
lepiej ?  :kwiatek: :kwiatek:
Ascaia, moje wsparcie masz, już pisałam to nie raz 🙂 Myślę, że warto po prostu sprawdzić co się dzieje z Twoim organizmem (ja jednak podejrzewam niestety zdrowotne - np. hormonalne problemy z zatrzymaniem wody), bo jest szansa, że jak organizm zaskoczy, to woda zejdzie, ale po prostu dałabym z siebie 100%, czyli:

1. regularne, zbilansowane posiłki
2. regularny sen, podobne pory kładzenia się spać i wstawania, nawet w wolne
3. aktywność fizyczna
4. dużo wody, jeśli faktycznie to woda stoi, to klin klinem- wodę wypłuczesz wodą najefektywniej

Jeśli jedząc z zegarkiem w ręku zbilansowane posiłki, dbając o zdrowy sen i pamiętając o aktywności fizycznej nadal nie będzie rezultatu i będzie huśtawka na wadze i w obwodach, to inwestycja w dobrego dietetyka i przebadanie się z naciskiem na nerki i wątrobę.

Przy czym rozumiem, że dla każdego zbilansowane posiłki i zdrowy sen znaczą co innego. Mój organizm dobrze funkcjonuje na małej ilości nabiału, z większością węgli do wczesnego popołudnia- w dni regeneracyjne. A sen- minimum 7-8 godzin, ale z dużą regularnością- staram się kłaść maks. o 23 i wstaję dzień w dzień między 6 a 7. Lubię taki układ.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
06 czerwca 2014 20:30
escada, choruję na niedoczynność tarczycy, a dokładniej mam małą tarczycę, która nie daje rady pracować właściwie. Biorę codziennie leki dzięki którym mam sztucznie uzupełniany hormon. Jak pokazały dzisiejsze badania poziom TSH mam w normie, poprzednie badanie pokazało to samo czyli dawka dobrana właściwie.

Z moich doświadczeń zmagania się z tarczycą: P R Z E S R A N E  jeśli chodzi o odchudzanie. TSH w dolnej granicy normy, ft3 i ft4 w górnej i wtedy organizm jakoś daje radę, ale cudów i tak nie ma. Ja teraz jadę na 100 Euthyroxu, choć przy 50 już niby byłam unormowana, ale organizm nie chciał zrzucać kg mimo deficytu kcal, a do tego byłam wiecznie zmęczona. Powiedziałam mojej endokrynolog, że dopiero na 100 zaczynam żyć i mogę funkcjonować, choć wyniki twierdzą, że niby przy 50 jest oki, to usłyszałam: Proszę brać 100!
U mnie dzień na 4+, 5-. Jest dobrze. Była dieta z małymi odstępstwami (ciasteczka korzenne w robocie), było 10 km na bieżni i było wieczorne rozciąganie.
Lubię siebie taką jak dziś.
Ascaia, sprawdź kortyzol. Ja też z niedoczynnością tarczycy. Wyniki idealne od jakiegoś czasu, pilnuje posiłków, ćwicze i zamiast chudnąć przytyłam 2 kg.  Kiedyś mnie natchnęło żeby sprawdzić sobie kortyzol. No i okazało się że mam sporo ponad norme, ale nie na tyle żeby to leczyć(to hormon stresu, a ja mam stresu bardzo dużo i nie da się go wyeliminować). Więc próbuję "naturalnie zbijać" kortyzol.
Jak nastroje? U mnie dobrze całkiem, dzisiaj czeka mnie fajny dzień 🙂 Zaraz zjem śniadanie, podłubię godzinkę w pracowych sprawach, może uda mi się projekt skończyć i zabrać się za naukę do kolokwium 😵 🙂 Po południu spadam do stajni ogarniać sprzęt i koniowatego 🏇 💃

W każdym razie dzisiaj w planach żywieniowo:

1. owsianka
2. serek wiejski z warzywami
3. spaghetti
4. nie wiem
5. nie wiem

🤣
Nastroje super, chudniemy sobie pooowoolutku, już po koniu i terenie i zaraz zmykam na motocykle.
I w końcu jestem wooooooolnaaaaa. Zen, Ascaia.... w koncu woolna i swobodna i mogę robić z sobą co chcę.  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się