Sprawy sercowe...

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
13 czerwca 2014 12:08
Ja wiem, że się zdaża  i to częściej niż nam się wydaje. Z pozoru idealne rodziny, porządni rodzice, a za zamkniętymi drzwiami jakiś koszmar.

Druga sprawa to związki się kończą, jedne dogorywają miesiącami, a inne gwałtownie. Dziś jest wszystko wydawałoby się ok, a jutro nie ma nic.
Laska zaszła w ciążę i uważacie, że w naszym interesie jest powód, dla którego przespała się z nim .. swoją drogą kiedy nadal byli razem?
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 czerwca 2014 12:41
A w tej sytuacji - no kurde, moze chcialo jej sie i juz? Albo facet byl w fazie przepraszania?

No właśnie.
Dlaczego od razu wniosek, że facet świnia i krzywdzi kobietę?
Może po prostu koleżanka jest, delikatnie mówiąc, niezbyt odpowiedzialną osobą, a może tak bardzo w faceta wpatrzona, że nie potrafi mu się oprzeć.

Dla mnie powrót do kogoś, z kim nie było się szczęśliwym to porażka i akt desperacji, zwłaszcza w sytuacji, gdy pojawia się dziecko. Nie potrafię zrozumieć dlaczego w dalszym ciągu według wielu ludzi dziecko=małżeństwo, przecież można wychować dziecko wspólnie nawet nie będąc w związku, mieszkając osobno itd.
Cały czas mnie to bulwersuje, ale to nie moje życie, niech każdy postępuje tak, jak uważa za stosowne.
Kurcze, przeanalizowałyście chyba wszystkie możliwe scenariusze  😜
Ja też nie znam wszystkich faktów, np. czemu się z nim przespała mając już w głowie, że chce od niego odjeść, ale to nie ma już teraz najmniejszego znaczenia (bo gwałt to to raczej nie był). Ważne jest to, że jest w ciąży, zdecydowała się urodzić, a ja chciałam się tylko pożalić, że nie rozumiem chęci powrotu do niego, bo tak jak część z Was pisała, dziecko nie skazuje nas na bycie partnerką tatusia.
a moze tak mialo byc - karma jest nieublagana  🤣
a moze tak mialo byc - karma jest nieublagana  🤣


no to w takim razie karma to suka, bo dziecko niczym nie zawiniło a problemy rodziców to najwiekszy problem dziecka.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
13 czerwca 2014 16:46
problemy rodziców to najwiekszy problem dziecka.

Tylko dlaczego tak wielu ludzi ma problem ze zrozumieniem tego faktu? 🙁
Isabelle - karma to karma, tak sobie wybralismy. Nie chodzi o zadna wine i kare, po prostu o doswiadczanie i nauke.
nerechta,  no tak. Ale to nie dziecko sobie wybrało, żeby się narodzić w rodzinie w której się nie układa kompletnie. To rodzice sobie wybrali. A konsekwencje  tego wyboru poniesie dziecko.
dziecko tez sobie wybralo 🙂 Ale to juz schodzi na inny wymiar wiec wycofam sie dyskretnie 😀
Nord   -"Bryknąć Cię?"-zapytała Łoza
13 czerwca 2014 21:32
Ratowanie związku dzieckiem jest mega egoistyczne, moja przyjaciółka poszła w tą stronę. Oczywiście nic to nie dało, bo jak się Darek pojawił to zrobiło się jeszcze gorzej, skończyło się rozwodem z wybuchem, szarpaniną o dziecko, majątek i psa...
Znowu wracam gadać to samo, ale ja chyba nie potrafię zapomnieć. Przechodzę ciągle te same etapy na nowo, raz go nienawidzę, a raz pragnę żeby napisał i nie umiem już cieszyć się życiem. Wstaje i ryczę, ile to będzie trwać  😵 Przeżywam to tak jakbyśmy byli małżeństwem, a prawda jest taka że to nawet nie był związek. Pomocy  🙇
Nikt niestety nie umie określić ile to potrwa, ale z czasem naprawdę będzie Ci łatwiej :kwiatek:

mandi, to tak, ze najpierw teskni i mysli sie codziennie, w kazdej chwili, wydaje sie nawet, ze jest jakas czesc mozgu, ktora wydelegowuje sie do tej czynnosci i teskni sobie 'w tle' kazdej czynnosci, kazdej minuty... potem teskni sie juz tylko rano,po przebudzeniu i wieczorem, tuz przed zasnieciem. A potem tylko w 'takich' miejscach, 'tych' sytuacjach i momentach. A po jakims czasie, bo ktos inny ma tak na imie, ktos wspomnial, przysnil sie,zdjecie sie zawieruszylo,jakas rzecz, piosenka... i tak mozna latami. Wiec te 3, to wcale nie tak duzo.

Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
14 czerwca 2014 09:23
Jasmine
Prawda jest niestety taka, ze przejdzie Ci dopiero kiedy spotkasz na swojej drodze kogoś, kto pozwoli zapomnieć o tamtym, będzie pod każdym względem lepszy i przede wszystkim, będzie mu na Tobie zależało.
Daj sobie czas, to nie jest kwestia kilku dni, ani nawet tygodni, dziewczyny już Ci to pisały, ale powtórzę, zajmij się czymś, zrób coś dla siebie, skieruj myśli w inną stronę, nie siedź i nie czekaj aż przejdzie, bo tak się nie da.
Zobaczysz, że któregoś dnia samo minie. 
A ja muszę przyznać, że związek na odległość to jednak naprawdę ciężka sprawa. Jest między nami cudownie, czego byśmy nie robili, jak byśmy nie spędzali czasu to najważniejsze, że razem. Od niedzieli jestem u siebie i tęsknię, z dnia na dzień mam coraz większego doła. Codziennie rozmawiamy, ciągle jesteśmy w kontakcie, ale to nie to samo;/  Nie jestem w stanie sobie wyobrazić kolejnych miesięcy.
Solusiek, ja wiem, ze ciezko funkcjonowac w zwiazku ktory dziela kilometry. Ale, jesli to jest ten facet, jesli jmacie juz jakies plany na wspolna przyszlosc tak pisalas wczesniej, to po prostu wez na wstrzymanie  :kwiatek: Macie krociutki staz, jest fajnie, nie przyspieszaj, nie nalegaj, nie zepsuj tego co rokuje naprawde dobrze. Tak czasam jest, ze nie wszystko mozna miec od razu. Poczekaj na rozwoj wypadkow, na decyzje kto przeprowadza sie do kogo. Faceci z reguly musza dojrzec do takich decyzji, kobiety z reguly chcialyby natychmiast. Poczekaj cierpliwie i ciesz sie tym etapem zwiazku  :kwiatek: 
sanna ale to jest trochę tak, że on ma plany, on jest pewny, że to już na całe życie. A ja też chcę, też mi bardzo na nim zależy, ale z reguły jestem ostrożna. A to, że tęsknimy oboje to jest jasne. Mi nie chodzi o to, żebyśmy zamieszkali razem, ale raczej o to, żeby być razem, spędzać czas, poznawać się🙂 A wiem, że to teraz niemożliwe w tym stopniu w jakim byśmy chcieli. I to mnie boli. W lipcu jedziemy do Polski, najpierw do jego rodziny a potem M pozna moją🙂 Bardzo się cieszę  i nie mogę się doczekać, spędzimy 10 dni razem 🙂
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
14 czerwca 2014 12:41
Nom... A u mnie chyba piątek 13 okazał się bardzo pechowy. Po ponad 1,5 roku, moj pierwszy poważny związek zaczął się sypać. Nie wiem czy to koniec czy też nie, ale nie zanosi się na nic dobrego.

Ciężko mi dziewczyny, potwornie mi ciężko...
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
14 czerwca 2014 13:08
martva
Co się stało?  🙁
Cholera. Ja wiem, że 'miłość wszystko wybacza' ale ja tak chyba nie potrafie. Podjęłam decyzje, że jeżeli mój ukochany obleje tą sesję (a na to się zanosi), to koniec. Czy to bardzo podłe z mojej strony?
Jesteśmy razem ponad 2 lata, wyjechaliśmy razem z miasta na studia i tutaj zamieszkaliśmy. Od pierwszego dnia naszego związku walczę o to, żeby coś dla siebie robił, żeby się po prostu uczył, a on chce ale....no ale tego nie robi. Sprawa jest bardziej zawiła bo moi rodzice pomogli mu z ogarnieciem studiów i teraz też mają jakieś wymagania - jeżeli oleje ten semestr, to zgnębią mnie, żebym się z nim nie zadawała a niestety jestem od nich w bardzo dużym stopniu zależna. A mi po prostu na nim zależy i nie mogę patrzeć jak przepieprza życie siedząc przed kompem. Bardzo go kocham ale czasami nie mam już na to siły... sama mam problem zeby zmobilizować się do nauki,a co dopiero pilnować siebie i kogoś, kto się przed tym zapiera wszystkimi konczynami.
Czy serio związek w wieku 20 lat ma być tak ciężki i męczący? Najgorsze jest to, że jak się cholernik przytuli i naobiecuje że się poprawi, to mi się wszystko miękkie robi i odpuszczam...
Dla mnie edukacja jest ważna i jeżeli mam się z kimś wiązać'na serio', to nie chce żeby była to osoba która ma wylane na obowiązki i swoją przyszłość. Wszystko by było proste i jasne, gdyby nie fakt, że jestem cholernie emocjonalna i bardzobardzobardzo kocham tego kretyna.
Grrr.
A ja bardzo wątpię w to, czy potrafię jeszcze żyć sama.
Brzmisz trochę jak matka urwisa, która nie wie co z nim zrobić, żeby się jej zaczął słuchać 😉

Osobiście uważam, że "miłość ci wszystko wybaczy" to romantyczna bzdura. Trzeba czasem umieć być egoistą i kalkulować na chłodno 😉
Często czuję się jak 'matka urwisa'... tylko że dzieci sie nie wybiera a tutaj niby wybór jest.
Jak kalkulować na chłodno jak w grę wchodzą uczucia?
Piszesz, że już podjęłaś decyzję, że odchodzisz, jeśli on zawali tą sesję. Mówiłaś mu o tym? Jeśli tak, to jak zareagował? Przejmuje się tym, co mówisz i bierze to na serio, czy raczej to po nim spływa? Jak Wam się układa poza tym?
Nie musisz, jeśli nie chcesz, odpowiadać publicznie, na forum, na te wszystkie pytania, ale mocno się nad tym zastanów  :kwiatek:
A ja bardzo wątpię w to, czy potrafię jeszcze żyć sama.
potrafisz 😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
14 czerwca 2014 16:49
Ramires
Piszesz jakby wykształcenie Twojego partnera miało największe znaczenie dla waszego związku.
W pewnym sensie rozumiem, tym bardziej, że Twoi rodzice mają takie a nie inne poglądy (zabronią się spotykać z facetem, który nie dał sobie rady ze studiami), facet, który jest obowiązkowy i odpowiedzialny za swoje czyny i decyzje bardzo dobrze rokuje na przyszłość. Z drugiej jednak strony miarą jego zaradności i wartości jako człowieka i potencjalnego partnera na resztę życia ma być jego stosunek do studiów? Jak dla mnie to jednak trochę słabe...

A może powinnaś zapytać, czy te studia go w ogóle interesują, czy widzi swoją przyszłość po nich, czy to faktycznie to, co chciał robić?
Moim zdaniem lepiej wpół drogi rzucić kierunek, który pochłania tylko czas i energię (jeśli wiadomo, że nie był to trafny wybór), niż zmarnować na niego kilka lat, a potem musieć na nowo szukać swojej drogi życiowej.
Pauli, dla mnie jednak olewczy stosunek do studiów to problem dużo poważniejszy, niż ewentualny brak wyższego wykształcenia... Jeżeli nie trafiło się z wyborem studiów, co stoi na przeszkodzie, żeby z nich zrezygnować, zmienić je? Znam mnóstwo osób, które od razu po maturze poszły do pracy i bardzo sobie takie rozwiązanie chwalą, zdobywają doświadczenie, próbują różnych rzeczy, żeby znaleźć gdzieś coś "swojego", mają swoje pieniądze, uczą się nimi gospodarować, uczą się odpowiedzialności i zaradności. Ale co, jeśli ktoś ze studiów zadowolony nie jest, zrezygnować z nich nie bardzo ma ochotę, szukać pracy? Kto by się tym przejmował, po co, skoro można na lajciku przesiedzieć pięć lat na jakimś mało obciążającym kierunku i nic nie robić? Jakieś pomysły na życie? No, nie ma ich zbyt wiele, ale może za parę lat się pojawią? Ja na dłuższą metę nie mogłabym być z kimś, kto nie ma celu, kto nie szuka celu i nie podejmuje żadnych starań. A po czym w tym wieku można ocenić czyjąś zaradność, jeżeli studia pochłaniają większość jego czasu? Masz w 100% rację, na siłę nie warto się męczyć (sama zmieniałam studia, bo z pierwszego wyboru nie byłam zadowolona), ale co to za partner, który nie bierze odpowiedzialności sam za siebie? To raczej dorosłe dziecko, któremu trzeba będzie do końca życia matkować...
Ramires, a pracuje?
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
14 czerwca 2014 17:12
kucyk, ja myślę, że on w te studia po trochu został wepchnięty. Zwłaszcza, że pisała nawet, że jej rodzice mu pomogli.
Tzn. chodzi mi o to, że on może poszedł na te studia tylko dlatego, że wszyscy od niego tego oczekiwali - nie dlatego, że naprawdę chciał.
A teraz bardzo ciężko mu się z nich wyplątać, bo wszyscy tak naciskają.

I ja wiem, że to nie jest żadne usprawiedliwienie, ale... on jest młody. Młodzi ludzie dopiero uczą się umiejętności odkrywania czego chcą. To zajmuje dużo czasu. Zwłaszcza, jak od małego było się wychowywanym w takim środowisku, że nie można za siebie decydować i wybierać, tylko ktoś Ci mówi co masz robić. Najpierw trzeba w ogóle odkryć, że można chcieć, a nie tylko być kierowanym.

Ramires, zastanów się bardzo dobrze, na ile TOBIE samej zależy na tych jego studiach, a na ile to jest tak, że wszyscy dookoła krzyczą "studia są ważne" i Ty to tak po prostu bez zastanowienia przyjmujesz.

Gwarantuję Ci, że za kilka-kilkanaście lat zmienisz zdanie i zrozumiesz, że studia wcale nie są takie wartościowe, a czasami są właśnie o wiele gorszym pomysłem i kosztownym marnowaniem czasu.
I gdybyś teraz z nim zerwała... czy jak to zrozumiesz, to nie będzie Ci szkoda, że zakończyłaś ten związek w powodu takiej głupotki.

Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy ten związek to jest TO, to jest to czego chcesz, tylko przemawia przez Ciebie ten głos "no ale studia są ważne, no! Bo tak!", czy tak naprawdę szukasz po prostu wymówki, żeby to zakończyć.
Bo ja rozumiem, że z jednej strony nie chcesz, żeby siedział przed kompem, ale pomyśl, że z drugiej strony może on nie chce studiować, ale tak się w to wplątał i teraz nie ma jak wyplątać, że go bezradność kompletnie paraliżuje i nie potrafi zabrać się za szukanie sobie innej konstruktywnej przyszłości.

To, co chcę powiedzieć, to... przestań tak wymagać i naciskać. Daj mu oddychać, daj mu dokonywać własnych wyborów, porozmawiaj z nim, wysłuchaj czego chce, pomóż mu w osiągnięciu tego, powiedz że będziesz go wspierać.
Daj mu być sobą.
Ramires, a może on wcale nie chce studiować? Można przecież znaleźć jakąś pracę i bez studiów.
Becia23, wiem, że może być i tak, że on nie chciał, ale presja społeczeństwa, presja najbliższych wygrała. Tak pewnie było w przypadku mojego chłopaka, który nie miał pewności, a o wyborze studiów przesądził fakt, że wybrał się tam jego przyjaciel ze szkoły. Doskonale wiem, jak ciężko jest któregoś dnia stanąć przed swoimi rodzicami i oznajmić "mamo, tato, nie chcę więcej studiować". Ale jeśli nie ma się w sobie tego zacięcia, aby rozpocząć poszukiwania na własną rękę, to trzeba przynajmniej chcieć skorzystać ze wsparcia, a nie wszyscy to potrafią. Powiedziałabym wręcz, że wiele osób umiejętnie wykorzystuje tych, którzy próbują wspierać. Trzeba jak najszybciej nauczyć się, jak odróżnić tych zagubionych od wygodnickich.

Ja swego czasu zapytałam swojego chłopaka, czego chce, a on udzielił mi bardzo wyczerpującej odpowiedzi. I kolejny rok nie zrobił nic, żeby podjąć ten wysiłek i spróbować robić to, co sprawia mu przyjemność. A ja byłam tam cały czas, pomagałam, wspierałam, sama podrzucałam mu co ciekawsze propozycje i oferty, motywowałam, nierzadko przedkładając jego dobro nad swoje. Ile można tak funkcjonować? Ile można dać komuś czasu na odnalezienie swojej własnej drogi? Wiem, że nie ma na to pytanie odpowiedzi i to jest coś, z czym nie można się spieszyć... Ale nauczona doświadczeniem nie wierzę, że osoba "sparaliżowana bezradnością" zacznie tych wyborów dokonywać, gdy dostanie trochę oddechu. Wręcz przeciwnie - czasami dać trochę oddechu to znaczy pozwolić nic nie robić tak długo, póki się da. Może dlatego tak trudno jest przestać pomagać, gdy ma się świadomość, że ta pomoc to jedyna rzecz, która trzyma człowieka na powierzchni, na której on sam nie chce się unosić, bo to wymaga pracy.

Moim zdaniem, jeżeli już podjęło się próbę wsparcia (a z wymienionych z Ramires prywatnych wiadomości wnioskuję, że podejmowała ich wiele), to jedynym rozwiązaniem jest po prostu dać spokój. Zostawić. Odciąć się. Nie pozwolić się omotać jak bluszcz czyjąś bezradnością i ciągnąć w dół. Są takie decyzje w życiu, których nie podejmie za nas nikt inny mimo najszczerszych chęci. I te studia to jedynie jakiś wierzchołek góry lodowej, a nie rzeczywisty problem.
Ja dziekuje za taka probe wsparcia - przeciez on zyje pod ciagla presja wymagan innych. Nie dosc, ze swojej dziewczyny, to jeszcze jej rodzicow. Z jakiej racji ktokolwiek ma cokolwiek od niego wymagac?
Podzielam calkowicie zdanie Beci - raz ze chlopak jest bardzo mlody, dwa - niech wreszcie pomysli za siebie. Siedzi przed kompem, bo tam ma kontrole. Nikt niczego od niego nie chce i to jest jego odskocznia.
Jakby mi chlopak powiedzial, ze jesli nie zalicze sesji to odchodzi, to sama bym odeszla. Dla mnie to totalny brak szacunku i akceptacji, a poniekad milosci...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się