No cóż. Ceremonia bardzo na luzie - szybko zwięźle i na temat. Urzędnik trochę pajacował, zresztą tak jak małż 😉 Aż dostawał ode mnie kuksańce żeby się trochę opanował.
Mimo wszystko świadkowa i przyjaciółka przyznały się, że się bardzo wzruszyły i jakieś chusteczki poszły w ruch 😉
Zadziwiły mnie niespodzianki jakie nam zrobili znajomi i rodzina. Ciotka zaszalała z dekoracją która była wielką niespodzianką (ale fotki wrzucę później), kucharz w ogóle przeszedł sam siebie, było tak pięknie nakryte że aż szkoda było cokolwiek ruszać. Cały czas namawiał nas na rzeźbę w arbuzie w kształcie naszych podobizn, czego kategorycznie zabroniłam.
Wyobraźcie sobie moja minę jak się dowiedziałam dzień przed że dostaniemy od niego prezent w postaci... ARBUZA 😁 Na szczęście tylko imiona i data! A ile śmiechu w trakcie imprezy było... bezcenne.
Jedyna klapa była z DJ-em. Nie potrafił się wstrzelić w gusta więc trzeba było mu dyktować co ma grać. Porażka. Potem jeden podpity kolega który jest fanem weselnych klimatów próbował rozkręcić imprezę po swojemu (poleciało trochę disco polo, więc się większość wykruszyła) a gdy puścili TO COŚ:
to wyszłam z sali ze łzami w oczach i uznałam imprezę za zrujnowaną. Na szczęście udało się sytuację opanować.
Moja rada - NIGDY NIE OSZCZĘDZAJCIE NA DJ-ach! 😎
Impreza trwała do 6.00 rano - przynajmniej dla nas. Położyliśmy się na 2 godziny i wróciliśmy z powrotem a tam nadal balują w najlepsze. Ostatnich gości udało się wygonić około południa, a o 18.00 zadzwonili do nas pochwalić się że nadal piją nasze zdrowie 🤣