Stajnie w Lublinie

eh no to niedobrze, a w Felinie jest pensjonat też? jak infrastruktura?

wątek postaram się regularnie poprzeglądac ale na raz tyle stron mnie jednak pokonało
Magdzior na pierwszej stronie, w pierwszym poście wątku jest spis stajni (pewnie już częściowo nieaktualny, ale będziesz miała zarys czego można się spodziewać🙂 ). W razie pytań chętnie pomogę na pw 🙂
Ja znam fajny pensjonat niedaleko Lublina i stosunkowo niedrogi.
Pastwiska, duży boks, fajne tereny i towarzystwo
Więcej na pw
widzexxcie poszło PW. Ja też będę sie gdzieś pod koniec września w okolicy Lublina po pensjonatach rozglądać  🏇  - na razie zbieram informację - ktoś coś?! Wszelkie opinie proszę na PW  :kwiatek:
Famagustę nadal gorąco polecam! Wolne boksy są.
Ja aktualnie konie trzymam w Puławach, ale wraz z nowym rokiem akademickim wracam z powrotem do Famy 🙂
W Fideliusie aktualnie są jeszcze wolne boksy,
Polecam, codziennie padokowane, duża ujezdzalnia z rozlozonym parkurem przez lato/jesien. Halą z odlozem kwarcowym, miła atmosfera 🙂
halo, halo mam pytanko 🙂
gdzie można zakręcić się w lublinie na treningi(z prawdziwego zdarzenia) z dojazdem mpk lub innym ustrojstwem, na koniu stadninowym. Po zawodach ogarniam stajnie i trenerów ,ale nie wiem kto i gdzie trenuje na swoich koniach a kto tylko na prywatnych. Mogę prosić o pomoc i kontakt na pw? 🙂 Będę bardzo wdzięczna 🙂😉
orientuje sie ktos czy przyjmuja juz konie do lkj?
Czy ktoś z Lublina wybiera się/chce się wybrać na kurs z Bernim Zambailem do Sianna 11 września?  👀
Będę jechała w czwartek z dwoma końmi z Lublina, jeśli ktoś chciałby się zabrać to mam wolne miejsce w samochodzie  :kwiatek:
W Fideliusie profesor Pietrzak prowadzi treningi z prawdziwego zdarzenia na jego koniach 🙂
Tylko Pietrzak? a może ktoś jeszcze?
.
dzięki za informacje tutaj i na PW, trochę już weszłam w temat

Trzyma ktoś konia w stajni Wieża Dominów (atut)? Jak tam z dojazdem, dojadę w miarę sprawnie z centrum MPK?
dojedziesz ale z przesiadkami-27 i 16 (ewentualnie przedłużona linia 3)
Muchozol a normalnie na ich koniach?
Hej. Ktoś może polecić jakiś dobry transport dla konia na terenie Lublina? Pozdrawiam
.
dzięki za informacje tutaj i na PW, trochę już weszłam w temat

Trzyma ktoś konia w stajni Wieża Dominów (atut)? Jak tam z dojazdem, dojadę w miarę sprawnie z centrum MPK?


z dworca PKP praktycznie wszystkie busy jadą przez Dominów, więc jedynie z Centrum dostać się na dworzec i co 5-10 minut coś jeździ.
Ma ktoś kontakt do właścicieli stajni w Przytykach koło Chodla?
Mniej o stajniach, a bardziej ogólnie o jeździectwie w naszym regionie.
Życie odsunęło mnie na jakiś czas od czynnego życia stajennego, a świadomie od jakiegoś czasu unikam zawodów. Ale właśnie natknęłam się na wstępne listy startowe mistrzostw w skokach. Jakoś mało ludzi, w seniorach jedna zawodniczka. Jakiś czas temu patrzyłam też na inne listy. Bardzo mało dzieci i młodzieży na kucach. I jednocześnie niewiele osób w wysokich klasach. To teraz taka stała u nas? 
Ascaia to wstepne listy, na pewno wiele osób się dopisze 🙂
a czemu świadomie??
Dlaczego?
Zawody zaczęły mi się kojarzyć z dość nieprzyjemną atmosferą. Zaczęłam czuć się tam zagubiona, trochę "z innego świata". I bardzo nie podobają mi się działania PZJtu oraz kierunek w jakim idzie polskie jeździectwo. To znaczy... Zawsze widziałam dwa tory tego co nazywa się jeździectwem. Jedno to sport na poziomie ogólnokrajowym czy międzynarodowym, osoby zajmujące się tym zawodowo. A drugi nurt to po prostu jazda konna - taka forma aktywności fizycznej, forma kontaktu z przyrodą, forma spędzania wolnego czasu, itd. Moim zdaniem oba kierunki są ważne, bo są ze sobą powiązane. Jeśli jazda konna, taka "podwórkowa" jest popularna to tworzy się większy potencjał aby kształciły się pary jeździeckie, które później pójdą w wysoki sport. To też większe możliwości na dofinansowanie sportu, itd.
A działania PZJtu, w moim odczuciu, niestety zabijają rekreację. Może to też syndrom czasów.
Pamiętasz Seta nasze początki? Czapraki były mniej kolorowe, owijki robiło się z farbowanych aptecznych bandaży, wędzidła miały mniej "fajne" powłoki, ubrania były gorszej jakości, a było jakoś... sympatyczniej. Było więcej radości z samej jazdy. Było więcej miłości do koni tak... tak po prostu. Nie trzeba było non stop czegoś udowadniać, rywalizować. Na zawody jechało się z radochą, bo można było się spotkać z ludźmi, bo odwiedziło się inną stajnię, bo się flotkę dostało. Atmosfera zawodów była cieplejsza, mniej mechaniczna. Czy rzeczywiście bez odznak, egzaminów, kursów jeździliśmy tak dużo gorzej? Czy koniom było tak strasznie źle z tymi niedoskonałościami naszej techniki? Może nie mówiło się tyle o półparadach, zebraniu i ustawieniu na wędzidle, może nie każda skacząca para umiała ekstra poprawnie zrobić ustępowanie od łydki. Ale za to tyle osób nie podrzucało konia od razu po ukończeniu parkuru luzakowi. Bo koń był na tyle ważny, że się jeszcze długo po konkursie siedziało z nim w boksie, miziało, gadało się do niego i dziękowało za udany dzień. Poza tym była mniejsza presja, żeby na każdych zawodach skakać w konkursie wyżej. Jak ktoś chciał to jeździł sobie za każdym razem 80cm i miał z tego przyjemność. A teraz jesteś "ten gorszy, bo się nie rozwijasz". Bo masz wyżej, szybciej, na coraz droższym koniu, itd. Nie ma miejsca na takie "po prostu".
Kręcę się wokół lubelskiego jeździectwa od niedawna. To co opisujesz Ascaia brzmi bardzo fajnie, jejku aż ciężko wyobrazić sobie zawody bez quniareczek, zadartych w górę nosow i najdroższych Eskadronow i Veredusow na rynku. Teraz żeby wystartować trzeba mieć bardzo dużo pieniędzy nie tyle na sam start co na sprzet. Bo np w Yorku wstyd  🙄 Znam takie niestety. A ci luzacy to zazwyczaj właśnie ludzie których nie stać na starty, ci co po prostu chcą być z koniem.
Teraz żałuję że nie jestem starsza  🙁
Być może dlatego wiele stajni wycofuje się ze sportu i dzięki temu jest w nich fajna atmosfera.
A właśnie - jeszcze jedno. Za czasów moich startów udział w zawodach był dużo tańszy. I jakoś to się organizatorom kalkulowało. A teraz tu wysokie wpisowe, tu dodatkowo startowe od przejazdu, tu opłata za boks, tu za stanowisko. A poza tym musisz mieć opłacone licencje za siebie, konia...

edit.
Jeszcze mi się przypomniało. Za udział w zawodach dostawało się... dyplom. Niektóre były ręcznie rysowane na kartonach, później już były drukowane. 😉 Była data, Twoje imię, imię konia, dodatkowo np. wpisany czas przejazdu i zrzutki. Ostatnio znalazłam kilka dyplomów podczas przeprowadzki - wiecie jak miło wrócić do tych wspomnień?
piekna, a zarazem straszna pointa....

Nie będę się wypowiadać, bo zaraz niejakie będą naskakiwać....na wypowiedzi.
Ale coś w tym jest co napisałaś.
Jedynie Ci powiem (z własnego doświadczenia) prowadząc szkółkę jeździecką, system odznak sprawdza się wyśmienicie.
Osoba, która przychodzi na jazdę, mówiąc jaką posiada odznakę, pomaga mi w tym, że szybciej dobiorę konia do poziomu zaawansowania. To jest dobre.
.
Seta, cieszy mnie to, co napisałaś o odznakach. Rozjaśniasz tym mój światopogląd. Musiałam mieć pecha albo może zmieniło się coś w ostatnich latach, bo moje doświadczenia z odznakami były dość jednoznaczne. Przynajmniej w naszym regionie. Nie bardzo odzwierciedlały co umiesz, ale to z jakiej stajni jesteś, z kim i za ile odbyłeś treningów i jak dużo kosztował koń razem ze sprzętem. 😉 Szczególnie w kategorii brązu było to bardzo odczuwalne.
Jeśli teraz jest inaczej to... halleluja! 🙂
Jedynie Ci powiem (z własnego doświadczenia) prowadząc szkółkę jeździecką, system odznak sprawdza się wyśmienicie.
Osoba, która przychodzi na jazdę, mówiąc jaką posiada odznakę, pomaga mi w tym, że szybciej dobiorę konia do poziomu zaawansowania. To jest dobre.


I ja ze swojego instruktorskiego doświadczenia (stosunkowo krótkiego acz bardzo intensywnego) stwierdzam, że system odznak, to lipa, bo dla pieniędzy ośrodki/egzaminatorzy przepuszczają osoby, których nie powinny. I potem przychodzi mi taka panna na jazdę co to srebro ma, dostaje dobrego, ambitniejszego konia, a na słowo "półparada" robi taaaaakie oczy, już o kulejącej technice nie wspominając. I to nie jeden, nie dwa, nawet nie dziesięć przypadków 😉

Smutne jest to co piszesz Ascaia, smutne, ale prawdziwe. Ja lubię jeździć na zawody z moją własną ekipą stajenną, bo właśnie wtedy czuję się luźno. Śmiejemy się, pomagamy nie tylko sobie, cieszymy z ukończonego przejazdu, robimy swoją własną atmosferę, którą próbujemy zarażać dookoła wszystkich znajomych. Tylko wtedy da się spokojnie olać tych co nosem o sufit już haczą 😉


Ekhm, także tak... ktoś się wybiera do Grosa na zawody? Będę z dwoma chłopcami! 🙂
Cóż ja też starej daty jestem i nie udziela mi się atmosfera "full lansu" - jazda to frajda a start w zawodach super przygoda
System odznak - tak jestem za  - ale nieco w innej formie - uprawiłam kiedyś inną dyscyplinę sportu i tam też były odznaki, które były nagrodą, uwieńczeniem jakiejś pracy, konkretnych wyników, a nie kosztowną koniecznością jak to jest w jeździectwie
Co do kosztów zawodów - PZJ niejako wymusił - zwiększyła się ilość osób oficjalnych na zawodach - stewart, gospodarz toru i. t. p.  - a wszyscy z licencjami PZJ    - i koszta rosną
Dlatego niejako za zaistniały... hmmm... wyścig szczurów (?) obarczam PZJot. Dlatego nie mam aktualnych uprawnień sędziowskich, bo mi się dusza burzy na obrany kierunek. Dlatego tak chciałabym by organizowano więcej zawodów towarzyskich (i tak bardzo ubolewam, że u nas nie ma miejsca na rozprężalnię).
Dobrze, że jeszcze jednak trafiają się starty "dla frajdy". To budujące.
Jasnowata, bardzo mi się gębusia cieszy kiedy śledzę Twoje poczynania. Mnie skutecznie przystopowała łatka "dorosłej na kucu". Może dlatego, że startowałam w skokach. Bardzo lubiłam pokicać sobie 60-100 cm, zaliczyć rundę honorową i dostać flot's. Ale zbyt częste - to kiedy się przesiadasz na dużego, dlaczego nie skaczesz wyżej lub po prostu złośliwe komentarze itd w końcu mnie wykończyły. 
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się