Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Ooo, właśnie - Karinę ostatnio wspominałam, tylko nie mogłam sobie nicka przypomnieć 😉


demon, ale oni maja chęć na mięso,zdarza im sie zjesc? Ogólnie nie jedzą bo nie lubią,czy szkoda im zwierzat?
Co w ogole jedzą poza domem,w sensie na co maja ochote a na co nie? Ciekawa jestem na ile nawyki żywieniowe wyniesione z domu potem przekładają sie na realia poza domem.


Diakonka pozwól,że przekopiuje część swojej wypowiedz prawie z przed roku z wege wątku  😉.


Mogłabym się pod tym podpisać obiema rekami, a jednak .......
U nas w domu mięsa nie ma. Ja nie jem od ponad 20 lat, mąż dobrze od ponad 10 lat. Mamy 2 dzieci Tymka lat prawie 9 i Iwa lat prawie 3,5. Żadnemu z nich nigdy nic nie narzucaliśmy, choć rzeczywiście pełnego wyboru nie mają, bo w lodówce mięsa brak.  Iwo mógłby sie żywic owocami  i warzywami pod każda postacią oraz kaszami, a w szczególności jaglanką. Nie ma takiej opcji, żeby ktoś przemycił mu mięso nawet pod postacią zupy gotowanej na mięsie (babcia próbowała  😉, wychwycił smak od razu i odsunął talerz).
Tymon natomiast, mimo iż wychowany w tym samym duchu, mięso jak najbardziej. Chętnie zje u babci, kolegi.
Ten sam dom, ci sami rodzice, a preferencje smakowe zupełnie inne.

Nie zapomnę widoku Tymka, który w wieku 7 lat zjadł swoja pierwszą parówkę u kolegi ze szkoły.  Był absolutnie zachwycony, że tak można i w dodatku z biała kajzerką. Miałam mu to wyrwać z gardła. Przebolałam. Bardzo lubił chodzić do tego kolegi na ta parówkę właśnie.




Tymek od  pół roku nie je  już mięsa. Odmieniło mu się,  chociaż on i tak nigdy dużo nie jadł. To jego świadoma decyzja, podjęta ze względu na zwierzęta. Po prostu dorósł, zaczął pytać, ja mu nawet głowy nie maglowałam.
Niemniej nie pogardzi śmieciowym jedzeniem na czyichś urodzinach  😉. Tak samo Iwo. Nie ma co się okłamywać to są dzieci  😉.
Dobrze, że chociaż wolą domowa pizze niż kupną  😜 szczególnie jak pomogą tacie w przygotowaniu.

Także wydaje mi się, że tak, przekładają się nawyki żywieniowe  wyniesione z domu na realia poza domem, ale nie w 100 %. Przynajmniej u moich dzieci.
 
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
05 września 2014 21:04
Ciekawe jak bedzie z moimi,tez nie zamierzam im niczego narzucać, co wiecej-nie bede reagować histerycznie jak któraś z babć bedzie czasem proponować mięso,byle tylko nie jakieś syfne i dostosowane do wieku.

Jeeeju dziewczyny, męża i psa nie ma,słucham sobie muzyki i tak strasznie bym chciała pójść na jakas imprezę deep-house'ową i potanczyc do rana tak jak jeszcze rok temu. Jak mi tego brakuje! Za pare miesiecy zamierzam sie od czasu do czasu wyrwać z domu do klubu i juz zapowiedziałam mężowi,ze jade z moimi laskami w lipcu na Audioriver 😜
demon mi się to właśnie podoba.
Macie swoją "filozofię", swój tryb, przekonania. Ale bez fanatyzmu.
Twoja postawa mnie inspiruje w kuchni 😉
"Standardowy wege człowiek" zwykle wpada w ton wyższości, szyderę, bojkot- mnie się od razu włączają mechanizmy obronne 😉
Nord   -"Bryknąć Cię?"-zapytała Łoza
05 września 2014 21:05
Wam dziewczyny moja stołówka szkolna by odpowiadała,
dzierżawią i prowadzą ją jakieś eko-świry więc dania są eko-sreko zdrowe
oczywiście jest larum rodziców że nie ma naleśników z nutellą ale np. naleśniki z mąki ciemnej ze szpinakiem i serem itd.

A ja jako prowadząca przedszkole wiem, że larum jest jak są naleśniki z Nutellą i jak są z ciemnej mąki ze szpinakiem...i to nie dzieciaki się buntują tylko rodzice. Każdy ma swoje wymagania i przenosi swoją domową kuchnie wszędzie. Dla jednych śniadanie na którym nie ma zwykłej parówy to nie śniadanie a inni mdleją na samo wyobrażenie, że ich maluch zjada coś takiego. Strasznie ciężko jest wypośrodkować i wszystkim dogodzić... Wiadomo, że dzieci MUSZĄ jeść zdrowo, ale wydaje mi się że budyń raz w miesiącu nikogo jeszcze nie zabił...
mam pytanie.

czy dzieci w Waszych przedszkolach są WOŻONE WÓZKIEM na spacery?

matki dzieci w naszym przedszkolu chcą... żeby teściowa woziła dzieci zaprzęgnięta w wózek. Rozumiecie, jakieś 5 sztuk dzieci na wózku a teściowa ciągnie...
taki o


czy to jest absolutnie normalne... ?
Moje dziecko chodziło do państwowego przedszkola, było 25 dzieci w grupie i żadnych fanaberie typu wózek nie było. 😲
Jak chodził do żłobka prywatnego to zimą Pan Opiekun woził dzieci na sankach na górkę. 2 sanki połączone i 4 dzieci na nich, a pani 1 sanki.
Bo górka była z 500m od żłobka.
las jest według mapy 350 metrów od domu.

to przedszkole, nie żłobek, najmłodsza dziewczynka ma coś koło 2,5 roku. 

nie mam pojęcia gdzie oni chcą, żeby mama je woziła. po lesie ma je wozić?
a propo jadłospisu - ciekawy artykuł



klik
Isabelle a od czego dzieci mają nogi? jak dla mnie pomysł poroniony. na spacery dzieci łączy się w pary i łażą za rączkę. w naszym państwowym tak jest. w jednym prywatnym przedszkolu na moim osiedlu dzieci trzymają się takiego węża: http://www.mukki.com.pl/sklep/weze-spacerowe,k,29.html . wożenia dzieci w wózku przez teściową mój umysł nie ogarnia.
kurczak_wtw,  mój też nie, kompletnie. Mamy węża spacerowego, nawet wymyśliłam takiego z krótszych łączonych fragmentów, żeby dopasować do ilości dzieci i żeby nie dyndał długi koniec.

nawet jak dziecko nie da rady, to jeden przystanek można podjechać autobusem (pomiędzy wejściem do lasu a wyjściem z bramy jest 350 m, ale można przejechać to autobusem, bo to akurat jest jeden przystanek). No to wychodzi na to, że mamy chcą, żeby w ten sposób dzieci spacerowały po lesie.... no to jaki ma sens spacer, skoro dzieci siedzą??
mamy własny plac zabaw w ogrodzie, więc też nie trzeba ich nigdzie wozić. Na wycieczki albo będzie zamawiany transport albo autobusem, bo nie widzę ciągnięcia wózka np do teatru przez pół miasta czy ładowaniem się z nim do tramwaju... więc wychodzi na to, że to ma być spacerownik??

ale może jest to normalne i tylko mnie się wydaje dziwne.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
06 września 2014 09:01
wózek totalny idiotyzm. Potem taki dzieciak 200m przejdzie i marudzi, że go nogi bolą. Ja nie wiem czy rodzice nie wiedzą, że ruch to podstawa prawidłowego rozwoju. To jest dla mnie szokujące. Przecież z maluszkami nie idzie się na 5km spacer tylko w okolice przedszkola, początkowo jak są nowe dzieciaki spaceruje się choćby po ogródku aby wdrożyć dzieci do chodzenia w grupie. My też czasem stosujemy na początku węża. Szybko staramy się jednak przysposabiać je do chodzenia w parach. Bardzo usprawnia to to późniejsze wyjazdy na wycieczki czy przedstawienia i jest podstawą bezpieczeństwa.

Mam ten komfort że pracuje w przedszkolu, które sąsiaduje z lasami i parkiem. Tereny do spacerów nieograniczone. Jak mam grupę kilka lat od maluchów do 6latków to dzieci się naprawdę hartują bo wychodzimy bardzo często. Codziennie pod warunkiem że nie ma mega zawieruchy, walenia "deszczowymi żabami", czy naprawdę dużego mrozu. A i tu bym była skłonna wychodzić ale presja rodziców jest niesamowita i raczej patrzą nieprzychylnie kiedy się w duży mróz na spacer wybiera.

Zdarzają się dzieci, i tu mowa nawet o 5, 6 latkach, których ewidentny ruch na dworze ogranicza się jedynie do drogi bramka - samochód, które po przejściu kilkuset metrów są wykończone, marudzą.
Ten wózek to jest dla mnie jakiś  kosmos. Skąd taki pomysł? Aż mi się wierzyć nie chce, że to nie jakieś nieporozumienie... Jeśli to na serio, to idealny wstęp do przemieszczania się za pomocą tych wózków elektrycznych, które są porządku dziennym w Stanach, a w Europie głównie dla osób otyłych albo takich, którym ciężko się przemieszczać, ale coraz częściej używają ich ludzie, którym po prostu nie chce się chodzić...
[img]https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcT8IwVqA3SjMoSgL7XMHHRR-Gl_E4NrXCoYUjTPwoZ-XD0jzilKYw[/img]
teściowa o pomyśle mamusiek powiedziała mi kilka dni temu. wyśmiałam i sądziłam, że to żarcik mamuś.

Ale wczoraj dostałam na profilu FB przedszkola (zarządzam) link do aukcji z tym wózkiem. wiec matki nie żartują. one naprawdę chcą, żeby dzieci były wożone...

no rozumiem jakby było bardzo daleko. Ale do wielkiego lasu jest 350 m i jak mówiłam ostatecznie ten jeden przystanek można autobusem. więc gdzie ten wózek ma mieć zastosowanie...? no chyba po lesie zamiast chodzenia.

no albo rozumiem jeszcze jakby trzeba było na plac zabaw dojeżdzać. ale przecież jest w ogrodzie...

I naprawdę dziwi Was to, że rodzice chcą, żeby w przedszkolach dzieci jadły nesquiki i nutelle 😉 ?
Isabelle, mnie Nutella dziwi... Ale my z Andrzejem również, jak wiele osób z tego wątku, jedynymi rodzicami w gminie, którzy nie chcą paść swojego dziecka cukrem. Miasteczko obok którego mieszkamy ma 1,5 tys. mieszkańców i w makrecie pani mówiła, że jesteśmy jedynymi klientami, którzy szukają kaszek bez cukru (tych z Bobovity z zielonym znaczkiem, że bez dodatku cukrów), albo kaszek Expert bez cukru. No nima, bo nikt tego im nie kupuje (oprócz nas heh). Serio, normalne dzieci w wieku 2 lat wpieprzają talerz Nesquików na śniadanie Oo?? Milan dostaje czasami ciemną czekoladę (bo taką  my jemy i jest w domu), nawet czasami kostkę dziennie, a raz jak zjadł 3 małe wafelki (wielkości torcikowych mini z Wedla), to po pierwsze przez cały dalszy dzień  nic nie chciał jeść, a ja miałam kaca moralnego, że dziecko cukrem pasę hihi

p.s.: Z innej beczki - staram się trzymać zasady, żeby nie marudzić zbytnio, jak tata zajmuje się dzieckiem, kiedy ja gdzieś wychodzę, i zrobi coś "źle", typu - ubierze nie to, co powinien, nakarmi nie do końca  tak, jak trzeba.. Ale ostatnio przegiął chyba - pierwszy raz zrobił mu sam w środku dnia mleko, bo mały się domagał (no i ok, niech dostał), ale nie chciało mu się nawet przeczytać na puszce, jak się je robi i wsypał na 150ml 6 DUŻYCH miarek mleka (mleko nr4 ma duże, podwójne miarki, więc wyszło na to, że na 150ml wsypał 12 miarek standardowych, zamiast 5). I jeszcze relacjonował, że mały jak się przypiął do tego mleka, to mu oczy z lubości odpłynęły  👿 🤣
Isabelle, ja widzialam przedszkolanki zaprzegniete do wielkiego wozka w centrum Warszawy w Ogrodzie Saskim ale tam na okolo, jezdza samochody i tramwaje, to raz, a dwa to byly zlobkowe dzieci m.in. roczniaki. Ja osobiscie bym wolala, zeby moje dziecko szlo na piechote (oczywiscie w bezpiecznym miesjcu nie na glownych ulicach Warszawy 😉 ), co to za spacer w wozku? Jakos z przedszkolnych czasow pamietam spacery piesze, nawet dosc dalekie i jakos nie bylo problemow. Co do 2,5 latka przepisy przedszkolne pozwalaja wziac czasem na rece, jak sie zmeczy? 😉

Co do traktowania dzieci wozkiem, to niestety babcia ma faze, najpierw byla oburzona, ze nie woze (bo jej dzieci tylko w wozku jezdzily), a teraz wozi Jagode nawet na plac zabaw 100m od domu. Na szczescie na tym placu zabaw siedza czasem ze trzy godziny to sie troche nabiega ale i tak mi sie wydaje, ze to nie to samo co marsz. Ze mna odkad nauczyla sie normalnie chodzic nigdy w wozku nie jezdzila, jak bylo dalej to do autobusu i juz. Inna sprawa, ze co jakis czas sie meczyla i trzeba ja bylo chwile poniesc (bo ja chyba troche za szybko chodze), jak odsapnela to znowu szla sama. No i zgroza jak widze takie na oko 5-latki jezdzace w wozku, tego to chyba nawet za babciowych czasow nie bylo..

Co do jedzenia nesquickow, czlowieka dziwi prawdopodobnie dlatego, ze sam sie obraca (takze my tu sie obracamy) w gronie ludzi, ktorym "nie jest wszystko jedno". Wiadomo, ze jedni maja zdrowe dzieci inni, chore (kotbury i dempsey), jedni maja bardziej, a inni mniej konsekwentne podejscie do kwestii zdrowia ale generalnie, kazdy sie w jakims stopniu interesuje i zastanawia. My ze znajomymi czesto mowimy np o jedzeniu, dietach i rodzajach treningu. Ale jak czlowiek wyjdzie "na zewnatrz" to okazuje sie, ze jest faktycznie roznie.

kenna, hehe, ci tatusiowie 😉 My ostatnio z tesciowka stwierdzilysmy, ze baby same nie powinny wychowywac dzieci bo bylyby za bardzo wydelikacone. Ja jak widze jakie zabawy wymysla tesc albo tatus, to po prostu padam. Sama bym na to nie wpadla, tesciowa tez nie, a Jagna wpada w taki zachwyt, ze sie jej jeszcze po nocach snia te zabawy i wola: tatus!! albo dziadzius !! i sie w glos zasmiewa.
Wrzucę tutaj swoje trzy grosze, jako cichy obserwator  :kwiatek:

Fajnie, że rodzice teraz zwracają uwagę na to, co je dziecko - oczywiście w granicach rozsądku. Podam taki przykład, z własnego doswiadczenia 😉 jako dziecko wcale nie takie male, 5-7 lat, co tydzień jadłam w Mc Donaldzie. Mój ojciec (po rozwodzie z mama) uważał, ze to doskonały pomysł na spędzenie weekendu, bo skoro chciałysmy iść z kuzynką, to czemu nie... 😉
W wieku 25lat leczyłam juz wrzody, mam zespół jelita drażliwego i na wiele produktów muszę uważać, takie jedzenie na zasadzie 'czy tym razem mi zaszkodzi'. Dodatkowo mam cholesterol dość sporo ponad normę, chociaż tutaj działa też obciążenie genetyczne.

Może Mc Donald nie miał wpływu na to wszystko, ale może można było uniknać ciągłych zaparć, bolów brzucha, refluksu...
Kuzynka zmaga się z wracajacymi grzybicami układu pokarmowego, może tez przypadek.. ? Sama nie wiem.
kenna normą niestety jest to, że dzieci od roczku żrą lody, batony, misie lubisie, fryty i nagety z maka, lizaki, cuksy, czekolady... koledzy mojego Piotrka na potęgę pożerają żelki, chrupki, czipsy. dzień w dzień. znam dziewczynkę 5 letnią, która ma całe jedynki i dwójki górne zeżarte przez próchnicę. ja nie jestem wzorem zdrowego żywienia, ale są jakieś granice!
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
06 września 2014 09:55
kenna hehehe  🤣 podobnie pomyślałam. Tylko wyobraziłam sobie meleksy  🤣

ja 2 tygodnie przed porodem. Co najmniej 3lata przed posłaniem dziecka do przedszkola. I też od samego początku kiedy dowiedziałam się o ciąży postanowiłam, że moje dziecko cukrem tuczone nie będzie. Choć wiem że czeka mnie ciągłe durne tłumaczenie wszystkim w koło i oglądanie min ludzi twierdzących uparcie, że krzywdzę dziecko. Bo jak to ciasteczka nie jeść. Nie wpadnę z pewnością w obsesję. Od czasu do czasu wszystko jest dla ludzi. I czasem można sobie pozwolić na słodycze. Ale bez przesady.

Nie poślę córki do przedszkola w którym pracuje ze względu na to że musielibyśmy dwa razy dojeżdżać jak będe miała 2gą zmianę. No i tu na miejscu zawsze ktoś mi dziecko odbierze z przedszkola. W manu  przedszkola w którym pracuje  nie ma dużej ilości łakoci. Od czasu do czasu. Stawia się raczej na warzywa i owoce. Ale nie wiem będzie w przedszkolu do którego Milena będzie chodzić.

Miałam wczoraj KTG. I badała mnie pani położna. Szyjka jest już bliżej przodu. Skurcze jedynie jakieś mikroskopijne przygotowujące. Serduszko bije super. Mała jest bardzo ruchliwa. Tak wyszło. A akurat podczas badania była dość spokojna i nie czułam. Za to do południa tak mi skopała żebra, że masakra.

Dziewczyny jeśli jest ułożenie podłużne główkowe ale nie przednie, tylko np. tylne to czy dzieciak przed samym porodem się jakoś dopiero przekręca buzią do kręgosłupa? Oczywiście pomijam fakt kiedy zostaje w położeniu tylnym czy wygięciowym do końca niestety.
Mam cały czas wrażenie że jednak ma buzię w kierunku brzucha na razie. Na USG kurde nie zapytałam. Lekarz tylko podyktował położnej podłużne główkowe.
Co do nutelli. Ja jej nie jadłam nigdy. Nigdy nie kupiłam i nigdy nie dałam dziecku. Nigdy nawet o tym nie pomyślałam.
Czy gdzieś indziej jadło? Nie wiem.
Nuttella dla mnie jak np. Ośmiornica, wiem ze jest, nie jadłam, nie jem i nigdy nie zjem. Produkt, który w moim umyśle nie istnieje.
TAJGA, wlasnie, fajny artykul, glownie ze wzgledu na ten ustep:

"Łącznie wydaje się rocznie 700 mln euro na reklamę czekolady i słodyczy. W samych tylko Niemczech. Dzieci poddawane są prawdziwemu ostrzałowi bzdur. Załapują się na 20 do 40 tys. spotów reklamowych rocznie, jak podaje Niemiecki Związek Medycyny Dzieci i Młodzieży.

Próchnica to pierwszy całkowicie widoczny efekt spożywania cukru. Cukier pozwala wzrastać bakteriom typu Bifidobacterium dentium , które atakują szkliwo na zębach.

Próchnica to widoczny wyraz oddziaływania "toksycznego środowiska", a przyczyną jej występowania jest cukier, "co zostało już z biegiem czasu udowodnione naukowo" - piszą dentyści prof. Hans Jörg Staehle i dr Harald Strippel w czasopiśmie fachowym "Zahnärztliche Mitteilungen".

Jeżeli dzieci będą biegały z czarnymi plamami na zębach, pojawi się ryzyko, że niebezpieczeństwo wynikające ze spożywania cukru i skutki uboczne staną się widoczne. Wówczas rodzice pójdą na barykady.

Dlatego słodka branża już od lat pracuje nad tym, żeby ukryć i wymazać ze świadomości opinii publicznej związek pomiędzy próchnicą a ubytkami w zębach. Środkiem do tego jest fluor. Fluor czyni skutki oddziaływania cukru niewidzialnymi. Trzeba tylko jeszcze zatroszczyć się o to, żeby ta informacja poszła w świat. Lobby założyło zatem wpływowy związek Obieg Wymiany Informacji o Higienie Jamy Ustnej i Nawykach Żywieniowych (IME od niemieckiego Informationskreis Mundhygiene und Ernährungsverhalten), który przygotowując odpowiedni zestaw informacji, oddziałuje na dentystów, szkoły, naukowców i media. Na pierwszy plan wysuwa się "znaczenie higieny jamy ustnej" w przeciwdziałaniu próchnicy.

Porozumienie przemysłowe International Life Sciences Institute (ILSI) powołało grupę specjalną (Task Force), która miała zbadać zagadnienie zdrowia jamy ustnej. Co zabawne, grupa miała pracować pod przewodnictwem firmy Südzucker. Organizowano zatem kongresy, publikowano badania, pracowano nawet razem ze Światową Organizacją Zdrowia. Do "najważniejszych czynników" walki z próchnicą zaliczono: "regularne podejmowanie czynności służących higienie jamy ustnej poprzez codzienne stosowanie pasty do zębów z fluorem".

Lobby cukrowe przemycało swoje przesłanie do świadomości środowisk opiniotwórczych oraz opinii publicznej. Z dużym powodzeniem. W Niemczech od 1991 roku można dostać sól fluoryzującą. Dzieci od urodzenia dostają tabletki zawierające fluor, często razem z witaminą D. Pasta do zębów jest najczęściej z fluorem. W wielu krajach światach fluoryzuje się nawet wodę pitną, chociażby w USA, Australii, Brazylii.

Próchnica nie zniknęła. Za to ten "wcześniej jakże dobrze widoczny związek pomiędzy jedzeniem cukru i próchnicą" stał się "nie tak już oczywisty" - piszą znawcy tematu Staehle i Strippel .

Skuteczna walka lobby z widocznymi w uzębieniu efektami konsumpcji cukru zdołała przesunąć odpowiedzialność. Teraz próchnica nie jest efektem już spożywania cukru, lecz niewystarczającej dbałości o higienę jamy ustnej."


To jest wyluszczona kolejna zaleta braku tv. Niedawno sobie to uswiadomilam, ze Jagoda nie widzi reklam dzieki czemu nie leci jej slinka na widok czekolady bo zwyczejnie nie wie co jest w srodku (dostala w zyciu pare kawalkow ale nie wie skad mama je wziela). To samo z zabawkami, nie jest zaprograowana na reklamowane drogie zabawki bo intersuje sie tym co jej sie naprawde podoba. Podobno rodzicom dzieci, ktore nie ogladaja reklam jest o wiele latwiej 🙂

No i druga sprawa, to przyklad jak cynicznie dzialaja wielkie koncerny: wszystkie chwyty dozwolone byleby zwiekszyc sprzedaz.
slojma   I was born with a silver spoon!
06 września 2014 10:42
Nie wiem czy już tu był ten filmik ale naprawdę fajny eksperyment.
Tristia,dziękuję za opinie odnośnie bucikow antylopa.Mi sir bardzo podobają,zarówno wizualnir jak i cenowo..nie byłam pewna jedynie czy na pewno są porzadne jak choćby Bartki :kwiatek:
Nie wiem jak dla innych ale dla mnie Bartki są beznadziejne. Kompletnie nie rozumiem skąd taka ich cena.
Za to Antylopy są fajne, raz miałam dla Filipa a potem już nigdzie nie mogłam znaleźć.

edit: I mam prośbę do tych co zdrowo odżywiają swoje dzieci 😉 Macie jakieś przepisy na fajne, zdrowe "słodycze" - ciasteczka czy coś? Moi niestety jedzą, Adaś przez Filipa. Nie codziennie, nie do wyrzygu, nie tak dużo ale jednak.  Mogłabym im od czasu do czasu coś zdrowszego zrobić.
Isabelle, poproś by jeszcze chomąto kupiły... masakra

ale ja w ogole jestem na nie jeśli chodzi i wózki, jak gdzieś mega daleko - np kilkuhektarowy skansen, stadion to się zdarza jeszcze w woslu L jezdzić, ale na bliskie wypady nie ma opcji. Owszem, on pewnie jak każde dziecko by chciał do wozka, w rękę batona i soczek kubuś, ale ja wyrodna jestem i każę chodzić z buta. Nie obczajam czterolatków w wózku, z tabletem na kolanach. Dziś widziałam;] A moze i z 5 miał?;]
Jak już wezmę wózek, to siedzi rozparty jak basza, a ty mama wieź.
Zreszta dni mojego wózka są policzone, nie chce się cos już składać. Czekam dnia aż w końcu trafi na śmietnik, bo do niczego innego już się nie będzie nadawał

Zabrałam po nocce a raczej dobie u teściów L. Spożył cukru pewnie na tydzień na zapas, pączki, lody, żelki. Nikt nie dopilnował mycia zębów, położyli spać o 22 😵
Na szczęście na tyle incydentalnie, że nawet nie awanturuję się bo i tak myślenia nie zmienię. Wybawiony, szczęśliwy, wszystko wolno, do domu nie chciał.
W zasadzie lepsze to niż kontakt incydentalny albo brak.
Przeżyję choć to nie łatwo z moim podeściem 😁 Najważniejsze, ze budują relacje, więzi. I że to tylko doba 😵
Mazia   wolność przede wszystkim
06 września 2014 20:04
kenna a mnie niektóre matki pytają co je moje dziecko jak mówię że zaczęłam wprowadzać warzywa, owoce to przeważnie jest zdziwienie i teksty typu "a czemu nie dasz mięska, jakiejś paróweczki?" albo "moje 8 miesięczne już spagetti jadło". "Taka drobna ta twoja Asia już ja bym ją nakarmiła" 🙇
Denerwuje mnie prześciganie się MAM, która ma "lepsze" dziecko, bo np...
mój w wieku 8 m-cy już siadał na nocnik..
mój prawie od początku przesypiał całe noce...
moja w wieku 7 m-cy wstała i poszła...
Mamy cyckowe, mam pytanie, czy jeżeli podaję warzywa, owoce i kaszkę kukurydzianą do tego oczywiście cycek to muszę dopajać wodą? Moja całkowicie nie daje namówić się na butelkę i za każdym razem wmuszam w nią kilka łyżek wody, ale przeważnie większość wypluwa  😵
Mazia- Nam pediatra kazała dopajać przy rozszerzaniu diety (karmiłam piersią). Szczególnie jeśli dziecko ma zaparcia itd. a jak kojarzę u Was chyba były problemy z kupą.
Musisz próbować łyżeczką, butelką, to wodę, sok, herbatkę. Niech wypije łyk, dwa- zawsze coś a z czasem załapie.
Nam dużo czasu to zajęło ale udało się i Wam też się uda (poję synka tylko wodą).
Mazia moim zdaniem nie musisz dopajać. ja nie dopajałam, dopiero później zaczęłam podawać wodę jak odstawiłam od cycka. Stasiek sam się dopaja od 8 miesiąca wodą z wanny 🤣. jeśli jest problem z kupami to pół słoiczka śliwkowego dziennie powinno pomóc.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
06 września 2014 20:36
Mazia tez nie dopajalam jak piers byla, nikt mi nie mowil ze trzeba.

Sznurka heh, do nas sie tescie juz z 1,5 miesiaca nie odzywaja. Nawet nie zadzwonili w urodziny Rajki... coz.
Rozszerzanie diety...
Niedługo nadejdzie pora wzbogacić menu. Czytam artykuły i książkę ale informacje są sprzeczne. Od czego najlepiej zacząć: kaszka, ziemniak?

Nela na mm więc wodę czy herbatkę koperkową pije bardzo chętnie. Dziennie wypija ok 100ml herbatki lub wody.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się