[quote author=SILVER_GOLD link=topic=96092.msg2208644#msg2208644 date=1414163376]
Nestor, halo pozwólcie że zacytuje: (...)
[/quote]
Doceniam to, co obaj piszecie - i jestem za tym, by rzetelne monografie stadnin i stad powstały jak najszybciej - póki żyją jeszcze ci, co pamiętają, a dokumentacja nie poszła na przemiał lub nie trafiła jako zbyteczna makulatura w ręce panów w mercedesach, co będą kształtować później wersję historii wygodną dla siebie.
Porównywanie Polski i Niemiec jest całkowicie nieadekwatne - ponieważ Niemcy mają ciągłość historyczną i gospodarczą, której nie przerwał nawet okres brunatny - jedyna przykrość, jaka ich spotkała, to fakt, że kilkaset lat podbojów poszło na marne - utracili Prusy, a państwo Pruskie przestało istnieć.
Podstawową różnica jest to, że państwo niemieckie stoi grabieżą obywateli innych państw, a nie swoich. W Niemczech po II WS nie zakładano PGRów, a właścicielom nie wręczano wilczych biletów z zakazem zbliżania się do własnych majątków. Tymczasem w Polsce np. na stronie Stadniny w Mosznej jest taki passus:
W 1948 roku do zabytkowych zabudowań (...) - zostały przeniesione pierwsze 25 klaczy rasy pełnej krwi angielskiej. Ocalałe klacze pochodziły głównie z prywatnych hodowli prowadzonych w polskich majątkach przed II wojną na terenie wielkopolski i we wschodniej Polsce W zabudowaniach gospodarczych pałacu w Mosznej uratowane klacze znalazły idealne warunki do dalszej hodowli. Mam nadzieję, że rozumiesz, co znaczą eufemizmy "pochodzić z prywatnego majątku" i "uratować" np. klacz. Dla dalszego "rozwoju" całe lata 50 prowadzono walkę z własnym społeczeństwem, dopuszczając się całkowitego zdziczenia ekonomicznego w postaci takich nowatorskich i niespotykanych rozwiązań jak wymiana nieekwiwalentna (na wikipedii nazywana reformą walutową, co też jest eufemizmem - miarą sprania mózgu autora wpisu).
W rachunku ciągnionym, stosując duży skrót myślowy w państwowych stadninach stoją konie kupione za moje i nie tylko moje pieniądze - a nie żadne państwowe. Nie chodzi o jakieś dotacje, dopłaty, czy koszty nadzoru - to są koszty marginalne.
Tymczasem polskie konie przywożono z Niemiec jeszcze przez 5 lat po wojnie - taka była skala grabieży. Wróciły oczywiście te, które można było pokazać palcem, czyje są, bo były w stadzie - ale nie te, które schowano gdzieś, czy załatwiono papier, że są nabyte legalnie.
W Polsce brakuje drugiej strony układanki - własności prywatnej - tj. strony popytowej. Tam państwo kształtuje politykę, ale nie okrada własnych obywateli i nie goli ich do gołej skóry. Państwo ma funkcję kształtująco-pomocniczą, a nie wiodącą.
Niemieckie państwowe nie jest wiec takim samym, jak państwowe polskie.
Strona popytowa nie powstaje, bo nawet gdyby wszyscy prezesi korporacji mieli po 10 dzieci, to nie zbierze się tego tyle, by stanowili klienta masowego. Tym bardziej, jak ktoś mieszka w Londynie, czy Frankfurcie, to nie będzie tu uprawiał jeździectwa czy budował ośrodka. Natomiast kierownik czy kasjerka z Biedronki nie jest klientem - chyba, że na kilka jazd na lonży. Wykształcenie jeźdźca na poziomie pierwszej klasy sportowej to koszt ok. 1-2 mln zł - i to jest problem polskiego jeździectwa, a nie plan szkoleń PZJ, czy to, że przeciętny obywatel mówi na każdego jeźdźca - "dżokej". Jak będzie miał gdzie pójść i za co, to szybko przestanie. Dlatego też wskazałem, że problem hodowli jest całkowicie pozakoński - on nie wynika z poglądu na konie - tylko z tego, co komuniści nazywali stosunkami produkcji.
Przykładowy kompleks:
http://www.neustaedter-gestuete.de/pol/stadninyCo go różni od polskich stadnin? Przede wszystkim to, że jest ustawowo zabezpieczony przed prywatyzacją - "
Jako ochrona przed prywatyzacją Neustädter Gestüte od 2001 są Fundacją Prawa Publicznego (Stiftung des öffentlichen Rechts)." - czyli w odróżnieniu od spółki prawa handlowego nie podlega ryzyku biznesowemu i nie jest narażony na przejęcie przez wszelkiej maści cwaniaków. Po drugie - jest instytucją o charakterze szkoleniowym, medycznym, kulturowym , turystycznym, sportowym - czego spółka prawa handlowego jest pozbawiona z definicji.
Teza, że jak hodowla będzie państwowa, nawet jeżeli tylko w zakresie centrów w rodzaju Prudnika, to będzie tak samo, jak w Niemczech - nie jest prawdą, bo nie będzie.
Żebyśmy się dobrze rozumieli - ja nie mam nic ani do kierownictwa Prudnika, czy innych stadnin i bardzo się cieszę, że te krowy i ogólnie, że komuś się chce i coś wychodzi - ale popytu nie da się wykreować za pomocą sponsorów i programów telewizyjnych - to za mało. Nie wystarczy mieć chęć, trzeba mieć jeszcze realne środki po stronie konsumenta.