Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

slojma   I was born with a silver spoon!
27 listopada 2014 08:22
my_karen- gratuluję  😅
sznurka- piekny obrazek, moja mama nadal ma kilka obrazków z czasu gdy ja zawzięcie ją rysowałam, jest to przepiękna pamiątka a dla mnie powód do śmiechu, nie wiem czy Ty będziesz kolekcjonowała ale naprawdę polecam
shagyaaa, wiesz, on jest na etapie powtarzalności, w sensie, że dziadek do dziadka kazdego podobny na papierze, czyli juz ma jakis obraz w głowie
Pokaż kota!
ale ja nigdy nie mówiłam, że nie bywa łobuzem;]
Bywa, bywa beczajłą, jęczybułą, terrorystą psim
radzę sobie jakoś, gotuję raz na 2-3 dni, angażuję w domowe prace, i staram sie dyscyplinować w temacie porządków
ale czasami bywa tak, że o 18 marzę o tym by juz poszedł spać bo mam dość, zwłaszcza ze jednak zwykle cały dzień jestem z nim sama
ostatnio pisałam Czarownicy ze byłam tak zmęczona ze nawet nie miałam siły napić się wina
generalnie staram się spinać 4 litery i myśleć pozytywnie, nie frustrować, a jak opadają mi witki dzwonię po radę wychowawczą do mamy
bo czasami tez mi opadają;/
bazylkaczyli oddał podobieństwo;]
slojma ja tez mam taka teczkę, opisaną ile miałam lat i co na zdjęciu
potem się mojej siostrze ciotecznej przydało jak dyplom na pedagogice robiła i o bazgrocie dziecięcej pisała 😁
Sznurka, najwidoczniej za rzadko się tu żalisz 😉 Ja rozumiem, pozytywne podejście przede wszystkim, mi jakoś ciężko ostatnio, bo nie widzę efektów, co mnie dobija. Chcę śniegu, sanek, albo najlepiej już wiosnę, Adaś niech się dalej jako ogrodnik wykazuje. Pomaga mi w pracach domowych, wiesza pranie tak szybko, że spada z suszarki, stoi na krześle w kuchni na jednej nodze i miesza jajka, wywalając przy tym co się da, zamiata rozrzucając śmieci itd.  😂 Także tego, jego zaangażowanie jest duże. Myślę, że jak jeszcze spał w dzień i miałam chwilę na pracę, kawę i zresetowanie się, to nie chodziłam taka sfrustrowana. Nic, tylko jakoś to przetrwać po prostu.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
27 listopada 2014 08:44
Witamy Emilkę!

Napisze mi któraś jeszcze coś na temat ząbkowania? Czy mam się szykować na non-stop koszmar przez 2 lata, czy to sinusoida? 🙂
sinusoida
maleństwo - sinusoida 😉
shagyaaa, bo ja nie mam takiego charatketru
kiedys pisałam, czy jak się tu pożalę to przyjdzie ktoś mi pomóc i mnie zmienić?
dla mnie wylewanie swoich smutków na forum to celebracja ich, nie słuzy akurat mi to dobrze, bo dołuje mnie jeszcze bardziej, plus zawsze jeszcze jakiś hejt jest
więc tego zwyczajnie nie robię, bo jak się tu pożalę to zwykle 5x bardziej ch..o się czuję;]

maleństwo, sinusoida;] przynajmniej u nas była!

my_karen
- bardzo, bardzo gratuluję!  :kwiatek:


A ja kolejny dzień sama z Milanem i chyba dostanę na łeb, serio. Mam dokładnie jak shagyaaa - jak jeszcze A. nie chodził regularnie do pracy i w ciągu dnia wychodziłam na 2h do stajni, to miałam reset. Teraz cały dzień jestem sama z małym, a potem czasami wieczorem dopiero jadę. Nie wiem, co z nim można robić - napierniczać tymi zabawkami i poduszkami po całym domu? Gonić zwierzęta z dzikim wrzaskiem? Nic innego nie chce robić, nic w sposób nawet przybliżony do cywilizowanego (tata robi chleb i zagniata ciasto na stole, Milan chce pomagać, więc proszę - jego wizja pomocy to wzięcie tyle ciasta ile zdoła i rozsmarowywanie po ścianie, uciekanie z tym ciastem i wycieranie na szybko rąk o cokolwiek co się napotka etc., jak mu powiem, jakie są zasady w tej zabawie, to ryk i on chce po swojemu). Tak jest ze wszystkim. Każda zabawa potrzebuje natychmiastowego "uatrakcyjnienia" wg wizji Milana, czyli kredki - rzucanie nimi, rozrzucanie po stole, książeczki - rzucanie, bo fajnie fruwają, szybkie przerzucanie stron tak, że aż się drą. Nawet mowy nie ma o wzięciu do ręki kredki, czy ołówka, już nie mówiąc o tym, żeby poprawnie (jak mu chcę poprawić chwyt łyżki albo kredki, to on chce albo po swojemu, albo WCALE i przestaje go czynność interesować). Ma nawet rowerek do jeżdżenia po domu, po salonie (mamy filar z kominkiem na środku, więc da się kręcić całkiem fajne kółka) - jeżdżenie bez gonienia zwierząt i najeżdżania ludzi jest kompletnie nieatrakcyjne. Jedyna atrakcja, zjeżdżanie po zjeżdżalni - wow, potrafi sam zjechać całe 2-3 razy zanim straci zainteresowanie. A na dworze - walnąć się w błocie i tarzać, tak jak on chce,  bierze w ręce cokolwiek, tylko czeka aż powiem "nie rób tego" i jebs. Raz pozwoliłam mu robić, co chce - wybrał rzucanie mokrym piachem na maskę mojego auta, myślałam że się znudzi - otóż nie znudził się. Piach sprzątałam dobre pół godziny i chyba jeszcze w silniku jest. Oczywiście, że proponuję alternatywę. Ale jest nuuudna wg M. Chyba się jeszcze tak beznadziejna nie czułam w całej swojej matczynej karierze. Kompletnie nie mam żadnego wpływu na to dziecko (poza negatywnym). To się chyba nazywa niewydolność wychowawcza? To się gdzieś zgłasza? 😵
Sorry, długi czas wytrzymałam bez smęcenia, ale ostatnio mi się po prostu nazbierało...

p.s.: A ja jak się pożalę, to potem kilka razy czytam co napisałam i dochodzę do wniosku, że jednak nie jest aż tak źle, jak napisałam, więc po pierwsze jest do dla mnie terapeutyczne 😉 a po drugie - nie bierzcie więc wszystkiego co piszę ze śmiertelną powagą  🤣
W nawiązaniu do dzieł dzieci naszych
kenna - nie możesz go dać do przedszkola? i iść do pracy?
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
27 listopada 2014 09:13
my_karen, gratuluję!
my_karen gratulacje!!
Agata-Kubuś   co może przynieść nowy dzień...
27 listopada 2014 09:35
Z racji tego, że mam dużo czasu postanowiłam poszperać w gotowych produktach dla dzieci - kaszkach, soczkach, mlekach, deserkach. Z lekkim przerażeniem odkryłam, że np  - niektóre bobofruty są słodzone cukrem lub syropem glukozowo-fruktozowym... jak dla mnie porażka
- kaszki nestle - cukier 24% na przykładowej kaszce ( nie że węglowodany, tylko żywy cukier!)
- kaszki bobvita - cukier 20,3% na przykładowej kaszce

Stąd moje pytanie - z jakich gotowych produktów korzystacie. Osobiście jestem przeciwniczką cukru. Sama dla siebie kupując np soki wybieram taki, który nie jest sztucznie słodzony. Wychodzę z założenia, że jak za coś płacę ciężkie pieniądze to ne po to żeby mi ktoś tam tonami cukier sypał.

Czy są takie produkty jak kaszki (bo przecież jedzone przez dzieci nagminnie), które cukru nie zawierają? No bo soki można przebrać, deserki też. Mleko modyfikowane chyba raczej cukru nie ma (pobieznie sprawdziłam nestle - nie ma cukru)

Dodofon, mogę, ale mam dylemat, bo nie wiem, czy przedszkole wychowa moje dziecko lepiej niż ja, czy w ogóle jest szansa, że sytuacja się NIE pogorszy, po pójściu do przedszkola? Będzie, że dałam do przedszkola całkowicie dzikie dziecko, które nie umie normalnie jeść, pić, posługiwać się sztućcami, przeżuwać, rysować, malować, nie zna zasad społecznych, nie dostosowuje się, nie ubiera się, z rozbierania do idzie mu tylko bluza z zamkiem i kapcie. Jedynie na kibelek woła, bo sam zaczął (tu też nie jest to mój sukces, niestety). Ja jakoś jeszcze podskórnie czuję, że dla niego jest za wcześnie, jest bardzo ze mną związany. Może to dlatego, że sama zostałam dana do przedszkola jako 3 latka (czyli jednak później, niż M.) i była to dla mnie potworna trauma z powodu odseparowania od mamy, wyłam całe dnie. Z resztą mój brat również. Moja mama musiała nas dać do przedszkola, ja nie muszę. Mogę chodzić z nim na godziny do przedszkola, albo próbować dawać na 2-3 godzinki co kilka dni i chyba to niedługo zacznę robić...

Agata-Kubuś, kaszki firm Holle albo Nominal. Niestety do kupienia głównie przez internet albo w jakichś dużych miastach w sklepach ze zdrową żywnością. Kaszki Nestle z serii Zdrowy Brzuszek (niektóre) albo Bobovita Expert lub te z zielonym kółeczkiem "bez dodatku cukru" (ale i tak zazwyczaj mają jakąś substancję słodzącą: słód,  miód, maltodekstryna) - tutaj trzeba przeczytać dokładnie skład i się trochę na tym poznać. Składy są dostępne na stronie producentów. Np. taka mleczna kaszka manna Bobovity (ale ta z zielonym kółeczkiem "bez cukru"😉 oprócz tego, że ma w sobie mm, które w pewnym sensie jest słodzone maltodekstryną, nie ma dodatku cukru ani innych dosładzaczy. Używałam też zwykłych kleików ryżowego i kukurydzianego Nestle, dodawałam mleko mm, które akurat Milan obecnie pił, i zmiksowane owoce.
Sznurka, rozumiem. U mnie to raczej chęć poczytania rad innych mam, nie sama chęć żalenia się. I podobnie jak Kenna mam, przeczytam później i stwierdzę, że nie mam tak źle, albo, że inne mamy mają gorsze przypadki 😉 Ja mam akurat dużą pomoc partnera, bo zabiera mi młodego często sam z siebie, a kończy pracę zazwyczaj o 14, więc bajka. Z resztą nie ma wyjścia, bo ja inaczej bym nie popracowała wcale. Są takie dni, kiedy to co robię nie działa i nie mam pomysłu co zrobić, żeby zadziałało.
Kenna, jak masz możliwość to chodźcie na jakieś zajęcia z dziećmi. Zawsze to coś innego. A może Milan zobaczy, że inne dzieci się zachowują spokojniej i będzie próbował naśladować. Jakaś nadzieja jest.
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
27 listopada 2014 10:08
my_karen, gratuluję ogromnie!
Kenna, shagya, o jak ja Was kocham  😁 I rozumię  😎 Ja wprawdzie chodzę do pracy, więc mam teoretycznie odpoczynek, ale za to wracam tak wypruta psychicznie, że najchętniej bym się zamknęła gdzieś sama w pokoju, a tu muszę poogarniać dom (poogarniać, bo prawdziwe porządki robiłam ostatni raz w lutym!!!), coś ugotować, wyjść z psami, poćwiczyć i jeszcze oczywiście- spędzić czas z synem. Kończę zazwyczaj koło północy, a i tak mam zaległości. Do tego Wojtek jest teraz zafascynowany: zabawą w chowanego (no spoko, tylko on mógłby się bawić w chowanego 5 godzin!), rzucaniem czymś, najlepiej w żyrandol, bo wydaje fajny odgłos, rzucaniem balonami z udziałem drugiej osoby (jak przy zabawie w chowanego- nie nudzi mu się), dmuchaniem świeczek (jak obok), dmuchaniem balonów i spuszczaniem z nich powietrza, laniem wody (j.o.). Też jest chętny do pomocy, ale jego nadgorliwość zazwyczaj powoduje jeszcze większe straty 😎 A od 2 tygodni chodzi spać dopiero po 21wszej!!!!!
Ale poza tym, że jest trosecku menconcy, to jest świetny- gada jak najęty (ale wraz z ilością poleciała jakość- dużo przekręca, zmienia literki, np. jest papopuchy jako Kłapouchy, ale komelo jako pomelo, łobacz- zobacz, Dotuś jako Wojtuś, bobochód albo bochód jako samochód, a przecież mówił już ładnie samochód!), opowiada historyjki, zmyśla, w sklepie kłóci się co mu mam kupić i usiłuje płacić wyimaginowanymi pieniędzmi  😎 , lubi się przytulać (ale tylko wtedy, gdy sam ma ochotę) i w ogóle jest słodziakiem  😍
Kenna, może faktycznie nie dorósł.
Jednak prędzej czy później będzie miał mega zderzenie z rzeczywistością, bo Panie w szkole czy przedszkolu sobie nie pozwolą na tego typu zachowania.
Czy przedszkole wychowa? Nie - spacyfikuje raczej.
Może czas na własne przemyślenia - na temat swoich metod wychowawczych - skoro sama oceniasz, że dziecko jest dzikie, nie zna zasad społecznych, nie dostosowuje się.
Może poradnia? Diagnoza? Jakaś choroba?
Bo skoro sama oceniasz, że coś jest nie tak - to może warto się nad tym zastanowić?

Kwestię ubierania, jedzenia sztućcami pominęłabym - bo wiele dzieci idąc do przedszkola w wieku 3 lat tego nie potrafi (pomijając fakt czy 3-latek powinien umieć się ubrać i jejść sztućcami czy nie)
shagyaaa, AleksandraAlicja, no dzięki - Wy mnie zawsze podniesiecie na duchu! Fajnie na  mnie działa, nawet jak ktoś tylko z odrobiną mojej wypowiedzi się zgodzi i powie "też tak mam" 😉

Dodofon, wiesz... moj A. ma juz dwójkę swoich dorosłych dzieci i nie widzi problemu - twierdzi, że małe dzieci w większości takie są. Jego siostra jest nauczycielem w podstawówce, zna Milana - twierdzi to samo. A ja znam dzieci głownie z tego wątku i kurde większość z nich to jakieś chodzące ideały  😁 Mój bardzo odstaje od netowego wizerunku dwulatka  🤣 A co do sztućców i kredek - on umie  ale nie chce. Ma fizyczne możliwości, ale psychika nie pozwala mu trzymac tej łyżki nieruchomo i oprzeć się  pokusie nie rozpryskiwania zupy dookoła. On po prostu MUSI nią walić w talerz. Co się oczywiście wiąże  z małymi umiejętnościami, bo jesli się nie trenuje trafiania do dzioba, bo nie ma się potrzeby jedzenia, to się nie umie dobrze i szybko jeść. A tak serio - to nie sądzę, żeby był na coś chory, typu ADHD lub problemy z integracją - a przynajmniej nie w stopniu, który trzeba by leczyć. Nie mam zamiaru "ciągać go po psychologach", chyba że fachowcy w przedszkolu mi to zasugerują (i to raczej nie przekonała by mnie jedna pani, a raczej opinia z kilku miejsc).

p.s.: Tyłek Egona na avatarze mi się samej podoba, nie dlatego że uważam, że jest jakiś mega wytrenowany czy coś (bo nie jest), tylko jakoś tak z tym ogoleniem atrakcyjnie wyszedł   😂
kenna ja bym go dała do przedszkola. myślisz, że panie większych agentów nie widziały?  😎
w maluchach dziecko nie musi całkowicie samo ubierać się, jeść itp, panie pomagają. niektóre dzieci nawet nie są całkiem odpieluchowane. owszem, łatwiej dla dziecka i dla pań jak jest całkiem samodzielne, ale nie jest to wymóg. poza tym w przedszkolu dzieci mega szybko się uczą od siebie nawzajem, więc jest szansa, że po miesiącu pkola Milan też się nauczy.
ja cholery dostaję jak moje starsze dziecko jest cały dzień w domu (np teraz od tygodnia są chorzy). jestem tak psychicznie padnięta, że nawet na nich nie patrzę- od pół godziny skaczą i walają się po łóżku (tak, mały też). póki krew nie leci albo ktoś nie ryczy, to nie reaguję  🤣.
kenna - po prostu z Twojego opisu wynika, że sama zauważyłaś, że coś jest nie tak,
ja czytając Twój opis - nie znam takiego dziecka wśród znajomych, które by się tak zachowywało (rozsmarowywało po ścianach, rzucało wszystkim, niszczyło, nie dostosowywało się)
A nie są to dzieci typu "dwulatek siedzi cały dzień i rysuje", tylko też żywe i energiczne.
Jeżeli uważasz, że wszystko jest OK (bo dzieci takie są wg. opinii bliskich) i Ci to odpowiada, to w czym problem?
maleństwo   I'll love you till the end of time...
27 listopada 2014 10:46
Dziękuję za odpowiedzi 🙂
kurczak_wtw, widziały;] Wiem, bo mama mi opowiada systematycznie;] A Przez tyle lat się napracowała z wg rodziców trudnymi dziećmi
Z większością nie ma problemu. Zwykle pomaga rutuna, konsekwencja i zasady jasne i klarowne. Wbrew pozorom wielu rodzicom się wydaje że takie mają w domu;]
Częste są tez obrazki ze nie ma problemu a po wejściu z rodzicem do szatni po całym dniu dziecko przechodzi transformacje, pluje, kopie, bije rodzica, drze się. A rodzic w większość przypadków albo się wtedy drze albo siedzi bezradny.
I rodzic jest zdziwiony, że jak to;]

Kenna U Ciebie z tego co piszesz póki twój partner nie zacznie mysleć podobnie i nie przestanie byc w opozycji nie bedzie lepiej.

mi się Kenna wydaje, że ty mocno koloryzujesz bo masz taki charakter i lubisz pomarudzić;] bo nie wierzę w to co piszesz, ze wkładajac minimalny wysiłek masz az tak nieogranięte dziecko,
a jeśli czujesz, że nie dajesz rady lepiej oddac do przedszkola niż pogłębiać ten stan, choć szczerze, nie widzę tego, bo M odciął pępowinę a ty chyba jeszcze nie hihi
dokładnie sznurka - to co piszesz…
poza tym macie dzieci w podobnym wielu (chociaż kilka mies to przepaść) i nie wydaje mi się z opisu żeby Lew darł się, smarował ciastem po ścianach, rzucał itd.
Z opisu jest też urwisem i "szkodnikiem" (jak każde dziecko w tym wieku)  - ale chyba usłuchanym i spacyfikowanym.
my_karen   Connemara SeaHorse
27 listopada 2014 11:02
Dziekuje bardzo :kwiatek:

Mazia, dzieki, na pewno sie przydadza 🙂 odezwe sie na pw.
sznurka a ja doczytałam po  obejrzeniu i jestem rozczarowana, bo widzę tam Prosiaczka z KP 🙂 ( to duże)

Maleństwo u nas każdy ząb inaczej....nie ma reguły. Aktualnie, sądziłam że 2 czwórki co to je przypadkiem odkryłam, to już zaliczone. Otóż nie. Właśnie jest wycie, gorączka, smarki, gorsze jedzenie i obolała bardzo buzia i dziąsła. Teoretycznie powinno być już OK, bo zęby przebite, ale to akurat u nas reguła, że Miś gorzej znosi przebite zęby..
my_karen, Gratulacje! 😅 Witamy Emilkę i czekamy na foty! 😀

sznurka, Piękny rysunek!
Gabik też już próbuje i wychodzi mu już całkiem nieźle buzia - koło, oko, oko, uśmiech. Umie też narysować tory (jeden tor czyli kreskę), kałużę i deszcz (czyli koło i małe kreski). Nawet jeśli nie przypomina to tego czym ma być, te jest to początek jakichś zaplanowanych rysunków. 🙂


Powiedzcie dziewczyny, jak reagujecie kiedy Wasze dziecko robi zabronioną/niebezpieczną rzecz i mówicie po raz setny, że nie wolno, a ono i tak swoje? Ja w zależności czy to jest czynność, która natychmiast może wyrządzić szkodę, czy po prostu zakazana, bo takie są zasady, mówię lub odciągam od tej rzeczy. Ale szczerze mówiąc jestem załamana, bo wydaje mi się, że ostatnio ja tylko mówię "nie wolno, nie rób tego" itd. Np.skakanie po krześle na jednej nodze  🤔wirek: tłumaczę prostymi zdaniami, że może sobie zrobić krzywdę i będzie bolało, nie raz sobie coś zrobił przez takie cudowanie, ale nie dociera. Za nic się nie boi, nie uczy na błędach, a ja się czuję, jakbym mówiła do ściany. Dołujące to jest, bo naprawdę nie wiem jak mam przetłumaczyć małemu człowiekowi, który tak wiele rozumie, a jednak i tak robi swoje. Poradźcie jakoś  :kwiatek:


Ja robiłam tak:
Nie mówiłam "Uważaj, zejdź, bo spadniesz", tylko znajdowałam się na tyle blisko, żeby w razie potrzeby złapać i trochę "zmiękczyć" upadek.
W pewnym sensie robiłam tak, żeby spadł. Chciałam, żeby sam zobaczył, że to może boleć, ale nie zszedł dlatego, że ja mu powiedziałam.
Spadł kilka razy z czegoś (oczywiście widząc gdzie mniej więcej będzie leciał kładłam na podłodze poduszkę, czy koc) i dzięki temu sam uważa.
Unikam jak ognia powtarzania co chwilę "zostaw, nie rób, uważaj...". Jeśli może zdarzyć się coś naprawdę niebezpiecznego, to mówię, to to co mam do powiedzenia TYLKO RAZ. Głośno, stanowczo, ze śmiertelnie poważną miną. Za drugim razem zabieram to czego ma nie ruszać/na co ma nie wchodzić, albo zabieram jego z miejsca potencjalnego zagrożenia. Pod pachę i dowidzenia, mimo protestów. Dzięki temu dokładnie wie kiedy nie żartuję.
Spadnięcie z krzesła (na coś miękkiego oczywiście) nie jest groźne. Nie połamie się i nie zabije.
Może jakaś wyrodna jestem, ale... taka strategia u mnie się sprawdza.

Polecam po raz kolejny "Dzikie dzieci" : http://dzikiedzieci.pl/index.php?strona=373 Czytałam to jeszcze w ciąży i od razu mi się spodobało. Potwierdzało to co mi mówił instynkt. A teraz (jak na razie, tfu tfu, odpukać) się sprawdza.
Dużo czytania, więc wkleję fragment:

A teraz chciałabym pogadać o różnicy między karą, a konsekwencją. Ja też wolę używać tego drugiego słowa. Jestem zwolenniczką tego, żeby dziecko ponosiło konsekwencje własnych zachowań, a nie było jakoś specjalnie karane. Kara w moim przekonaniu różni się tym od konsekwencji, że jest swojego rodzaju zemstą/odwetem, za jakieś nieodpowiednie zachowanie (lub brak odpowiedniego). Nie ma też na ogół bezpośredniego związku z samym zachowaniem.

I tak, jeśli dziecko nie nauczyło się do klasówki z matematyki, to konsekwencją będzie brak wiedzy i umiejętności, a także jedynka, którą mu postawi nauczyciel. Konsekwencją będzie też, np. niezadowolenie rodziców i ewentualne podjęte przez nich środki zaradcze (np. dopilnowanie, żeby dziecko opanowało tę zaległą partię materiału w określonym czasie). Karą zaś będzie wprowadzony przez nich w odwecie szlaban na telewizję lub cokolwiek innego, żeby gówniarz popamiętał!

Najbardziej kształcące są z całą pewnością sytuacje, gdy dziecko w sposób naturalny ponosi konsekwencje własnych zachowań, np. gdy walnie samochodem o chodnik i ten samochód mu się rozleci, to poniesie dość naturalną konsekwencję utraty samochodu na skutek własnego zachowania, albo gdy w piaskownicy sypnie piaskiem na inne dzieci i one nie będą chciały się w związku z tym z nim więcej bawić. Ale czasem sytuacja wymaga, żeby wtrącili się dorośli i pokazali, gdzie leży granica. Taka reakcja dorosłych też jest zresztą jakąś konsekwencją dziecięcego zachowania. Tak samo, jak gderanie matki, gdy przynosi się jedynkę z klasówki. Inna sprawa, że lepiej, gdy matka za dużo nie gdera ;-) W każdym razie młody człowiek uczy się, że różne jego zachowania wywołują różne konsekwencje i w ten sposób uczy się kierować własnym postępowaniem w granicach społecznie akceptowanych norm.

Kary przynoszą na ogół skutek odwrotny, dziecko zamiast skupić się na zrozumieniu konsekwencji własnego zachowania, skupia się na poczuciu własnej krzywdy. Jeśli zaczyna się zachowywać odpowiednio, to tylko ze strachu przed karą, a nie na skutek wewnętrznej potrzeby. W związku z tym, gdy zniknie straszak w postaci kary wielce prawdopodobne jest, że dziecko wróci do zachowań, których próbowano go oduczyć poprzez stosowanie kar.


Oczywiście są sytuacje, w których nie da się czekać na to, aż dziecko samo poniesie konsekwencję danego zachowania, takie jak robienie krzywdy zwierzęciu, czy uciekanie po parkingu.
Ale jeśli unika się gderania "zostaw, nie rób, uważaj..." to potem te słowa mają znacznie większą moc.  😀

kenna, A opiekunka? Nawet nie wiesz jak się bałam zostawiać Gabika z naszą w pierwszych dniach. A teraz? Jest super. Sam mówi, że ją lubi, cieszy się jak przychodzi, zawsze jak dzwonię (a dzwonię w różnych zaskakujących chwilach) słyszę jak się cieszy. Jest z nią dwa razy w tygodniu, po 5-6 godzin.
Nie wyobrażam sobie znów siedzieć z Gabikiem 24/h. Moje relacje z nim, odkąd pracuję są jeszcze lepsze, jak wracam do niego stęskniona i bawię się z nim ze zdwojonym entuzjazmem.


maleństwo, Gabryś tylko przy pierwszych dolnych jedynkach (w wieku 9-10 miesięcy) trochę jęczał, a cała reszta (czyli do czwórek teraz) wylazła mu zupełnie bezboleśnie i "bezprzykroobjawowo". Może i też tak będzie u Was... 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 listopada 2014 13:15
Zazdroszcze Wam tych rysujacych dzieci 😉 Rajki w ogole nie ciagnie. Usiadzie, pobazgrze przez 5 minut i leci robic cos innego. Zdecydowanie woli czytac czy grac na pianinku. Muzyke po prostu uwielbia! 😉
maleństwo   I'll love you till the end of time...
27 listopada 2014 13:26
Julie, och, no marzyłabym 😉 Bo szkoda mi mojego pogodnego dzieciaka.
kenna, mnie się wydaje, że "masz specyficzny przypadek". Miałam podobny. Jeden na trójkę. Ja się przemęczyłam, ale dziś podejrzewam, że młody miał podwyższony próg reaktywności na bodźce - docierały tylko bardzo silne bodźce i rozpaczliwie szukał stymulacji. Dziś bym szukała pomocy, ale nie kogoś pierwszego z brzegu, tylko wyspecjalizowanego terapeuty. Żeby nauczył mnie(!) jak postępować, jak dziecku(!) uczynić życie znośnym. Jak wyciszać, jak zwiększyć(!) wrażliwość na subtelności.
Pierwszy dzień w przedszkolu? Panie - oczy jak spodki. Bo jeszcze nigdy, nigdy się nie zdarzyło, żeby dziecko zaczęło od wspinania się na regał, a że się nie zdarzyło, to regał nie był przytwierdzony do ściany 🤔
Zachowanie synka nie miało NIC wspólnego z "metodami wychowawczymi", po prostu odchyłka procesu dojrzewania układu nerwowego.
Pocieszę, że wyrósł z niego bardzo spokojny, wręcz stateczny młody człowiek, o bardzo silnej, odpornej na manipulacje osobowości, wytrwale dążący do celu, pogodny i pełen talentów, które stopniowo rozwija. Bardzo odpowiedzialny, dojrzały i ogólnie "ech, mieć takiego syna". A był koszmarem wcielonym.
Mam nadzieję, że twój nie ma tego, co miał mój - że instynkt samozachowawczy zdawał się nie istnieć 🙁 Skupiałam się na zapewnianiu dziecku elementarnego bezpieczeństwa, a i to często nie dawałam rady. Kilka osób nie dawało rady. Gdyby był kotem, to kilka żyć już wykorzystał 🙁
A! może spróbuj... teatru. Aranżowania przedstawień. Z ogromną samodzielnością młodego, ale z odpowiedzialnością za całościowy rezultat. Nagrywaj kamerą/telefonem. Pokazuj mu rezultaty. Szukaj czegoś, co zafrapuje, wciągnie i nauczy wykorzystywać własną siłę i predyspozycje. Park linowy może się sprawdzić, pływanie. Ale w warunkach 200% bezpieczeństwa.
Dzieci z niedoborem bodźców (o ile dobrze się domyślam) mają niewyobrażalne pomysły. I są totalnie odporne na tłumaczenia, pokazy i zakazy. Trzeba wytrwale uczyć zarządzania uwagą, zaczynając od pojedynczych, najprostszych rzeczy. Wytrzymać psychicznie i nie usuwać "możliwości aktywności", tylko brać tam, gdzie jest wzmożone bezpieczeństwo. Np. opakować i na deskorolkę - ale do skate-parku. Sory za porównanie, ale niespokojnego/trudnego konia jeździ się na ósemkach 🙂 Takiego todlera - też 😀 Sama sobie wykombinuj co to znaczy w szczegółach. Kluczowa jest czujność, ogrom wsparcia, i - odwracanie uwagi z twojej inicjatywy. Zanim(!) sam to zrobi. Na początku będziesz musiała "przełączać" jego fiksacje co kilka sekund, potem coraz rzadziej. Potrzebujesz syna rozluźnić, wyczulić (na pomoce, he, he), nauczyć relaksu. Zasady te same co przy koniach, w tym: rytm, równe tempo, częsta zmiana  kierunku, zadania tylko takie, którym na pewno podoła 😀
Julie, przy moim synu opiekunka (świetna pani) wytrzymywała 1 h maks 🙁 Siwiała w oczach. Babcie po każdej wizycie trafiały do szpitala na obserwację 🙁 - nie wytrzymywały stresu, mimo chronienia ich jak dawaliśmy radę.

A! właśnie mi się przypomniało. W związku z opiekunką. Nieocenioną pomocą był... jej syn. 8 latek ok. On jakoś wiedział jak się bawić z młodym.
Jeszcze jeden chyba dobry przykład mojej strategii mi się przypomniał:
Zamiast gderać Gabikowi "Uważaj, nie podchodź za blisko piekarnika, bo jest gorący i się oparzysz..." skłaniałam go wręcz do podejścia i sprawdzenia co to znaczy gorąco. Oczywiście z zachowaniem szczególnej ostrożności zbliżałam jego łapkę do piekarnika, czy wręcz dotykałam miejsca, które jest na tyle ciepłe, żeby poczuć, ale nie oparzyć. Potem swoją ręką dotykałam i szybko zabierałam wydając z siebie syk.
Potem zaraz obok pokazywałam co to jest zimno w zamrażarce.
Dzięki temu w życiu mu nie przyszło do głowy podejść do piekarnika, bo doskonale wie co to znaczy gorąco. No i ogólnie podchodzi z zaciekawieniem do tego co mu mówię, bo zawsze staram się, żeby miało to formę pokazywania, opowiadania i zabawy, a nie grożenia, ostrzegania i zabraniania.

halo, kenna, Oczywiście, to że Milu jest "szczególnym przypadkiem" jest całkiem prawdopodobne.
Ale MOŻE opiekunka lub przedszkole by mu się spodobały, a z całą pewnością zresetowana matka wraca z większą cierpliwością i entuzjazmem. Ja bym chyba spróbowała na miejscu kenny. 🙂
halo, A kiedy Twojemu "przeszło"? Ile czau trzeba było przetrwać? 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się