Kącik WEGE DZIECI oraz matek/ciężarówek myślących "alternatywnie" :-)


No gdzies w moim sposobie myslenia cos zgrzyta, tylko jeszcze nie wiem gdzie 😉



No ja mam wrażenie, że to brak wiary w to, że dziecko samo z siebie jest dobre i potrafi dokonywać dobrych wyborów.  😉
Stąd ta chęć jak najwcześniejszego ukierunkowania, wychowania, wpasowania w normy społeczne, podporządkowania.
Trochę więcej wiary w swoje dziecko, nie zakładaj z góry, że musisz go  koniecznie nauczyć pewnych zasad. Jakby się tak zatrzymać i wsłuchać w relacje  między dziećmi  nieskażonymi zbytnio taktykami wychowawczymi dorosłych to mogło by się okazać, że to one mogą nas wiele nauczyć.  😉 
Averis   Czarny charakter
11 stycznia 2015 14:31
demon, święte słowa. Mój mały brat jest tak kochany i empatyczny, że mam ochotę za każdym razem dawać mu buziaka. Nawet jak słyszy przez telefon, że mam katar to pyta jak się czuję i czy o siebie dbam. Po prostu mały dobry człowiek. I świetnie sobie radzi w grupie. Inna sprawa, że my też go szanujemy.
Ja, podobnie jak Czarownica, mam problem z Milanem, widzę typowy "bunt dwulatka", kiedy dotychczasowe tłumaczenia, pokazywanie dobrych wzorców wzięło w łeb, nic nie działa. U nas jest problem, bo strasznie prześladuje koty i psa naszego. Tłumaczę, pokazuję, jak delikatnie głaskać, jak jest miło zwierzątku, jak jest mu fajnie, on przytakuje, odpowiada że rozumie, że już nie będzie, ale co z tego, kiedy gonienie, pacanie i sprawianie, że kot ucieka co sił w nogach, jest dla niego atrakcyjniejsze, niż głasku-głasku po kociej główce. I są dni, że po 50-60 razy słyszy "zostaw proszę kota", po kilkadziesiąt razy tłumaczę mu, że to kotka boli, jest dla niego nieprzyjemne, Milan już powoli przestaje na to reagować w ogóle, a ja błogosławię chwile, kiedy idziemy na górę, zamykamy bramkę i pies nie może wejść, a koty uciekają. Mam na prawdę wątpliwości, czy dziecko jest ze swojej natury dobre (w ocenie naszych norm), kiedy najbardziej na świecie cieszy go i bawi, jak rzuci zabawką, trafi kota i ten ucieka. No pęka ze śmiechu normalnie... I niestety ja pokazuję mu, że tego aprobować nie będę, nie będę go wspierać w jego pozytywnych emocjach zbudowanych na szkodzie innych stworzeń  🤣
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 stycznia 2015 15:28
W takim razie co robic w takich sytuacjach? Pozwalac na bicie, wyrywanie i ignorowanie prosb? Liczac, ze dziecko samo zalapie, ze to nie jest fajne?
Mam pozwalac na wszystko z wiara, ze jej postepowanie jest dobre? Jak w takim razie stawiac granice? Na jakiej zasadzie?
Nie jestem przekonana... ale moge sprobowac.
Tylko jak w takim razie wyrobic w sobie taka wiare? Jesli z tylu glowy ciagle zgrzyta i jednak jeszcze metoda nie do konca mnie przekonuje?
Ooo, coś dla mnie, temat książek. Ja się dokształcam aktywnie, ponieważ chciałabym żeby moje dzieci nie miały takich problemów jak ja, a jeśli będę postępować zgodnie z intuicją (czyli powielać schematy moich rodziców) to wynik będzie oczywisty  😂
Dziewczyny, jeśli któraś by chciała "Wychowanie bez nagród i kar" w pdfie to zapraszam na pw 🙂 Jestem w połowie i też uważam, że warto to przeczytać, chociaż mnie osobiście trochę drażni amerykański styl pisania autora 😀 Mi zdecydowanie bardziej przypasował Juul i jego "Kompetentne dziecko".  Zresztą wszystkie książki Juula do mnie trafiają - po przeczytaniu jednej przepadłam, uwielbiam to co w jego książkach znajduję. Zawsze jak mam kryzys w dogadywaniu się z moją 3,5latką to biorę którąś z nich i jak trochę poczytam to przybywa mi cierpliwości 😀 Jeśli ktoś chętny to na pw, tylko musiałabym pokombinować z przekonwertowaniem ich do pdf'ow, bo mam je w formacie .mobi, czyli na Kindla. Do tego jeszcze polecę (i również mogę się tym podzielić) "Wychowanie w duchu empatii" Rosenberga - króciutki ebook, ale bardzo wartościowy, też traktuje o wychowaniu bezwarunkowym, czyli takim bez nagród i kar.

Kenna, CzarownicaSa - w temacie niezależnych dwulatków może spróbujcie czegoś co się zwie językiem osobistym? Czyli nie "nie wolno" albo "nie rób tak" tylko "JA chcę/nie chcę żebyś robił to czy tamto" "JA lubię/nie lubię jak robisz to czy tamto". Dla dziecka jest to ogromna różnica. Przećwiczone na mojej charakternej starszej córce i u nas działa 🙂 W necie można trochę o tym znaleźć. No ale inna sprawa, że okolice dwóch i pół roku to ciężki okres i nic tylko trzeba go przeczekać :P

CzarownicaSa, ja bym nie pozwalała 😲 Mi się bardzo podoba to co pisze Juul - że nie ma co zaciskać zębów i zgadzać się na zachowania dziecka, które tak naprawdę w głębi serca nam nie pasują. Bo dziecko i tak to będzie czuło - że rodzic jest taki "nieautentyczny", że nie mówi tego co myśli. Granicę stawiamy tak, żeby się z tym czuć ok. Tylko istotne jest to, w jaki sposób stawiamy tą granicę i Juul właśnie o tym fajnie pisze.
Jeśli dziecko krzyczy czy bije to w ten sposób wyraża emocje, których inaczej po prostu nie umie wyrazić. I należy mu w tym pomóc - nazwać te emocje, pomóc sobie z nimi poradzić. Co ja bym zrobiła w takich sytuacjach? Jeśli dziecko chce mnie uderzyć to przede wszystkim uniemożliwię mu to, odsuwając się albo łapiąc za rękę - ale nie dlatego, bo tak trzeba, tylko dlatego że JA nie chcę być uderzana. Następnie powiem stanowczo, że nie chcę żeby mnie uderzała. I w zależności od tego co się działo wcześniej postaram się nazwać i wytłumaczyć emocje dziecka. Powiem np. "Jesteś zła/smutna/rozczarowana, bo coś Ci się nie udało/ktoś Ci zabrał zabawkę/itp itd". Następnie proponuje przytulenie 🙂 I to naprawdę działa - oczywiście nie w każdej sytuacji, bo jakby tak było to bym nie miała po co czytać kolejnych książek  😜
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 stycznia 2015 17:09
Dzieki :kwiatek: to ja poprosze te ksiazke, zaraz pw z mailem podesle :kwiatek:
O napisałam trochę, ale widzę, że Czarownica bierze książkę to nie ma to już takiego znaczenia.

kenna ja bym sie raczej zastanowiła nad przyczyną takiego zachowania. Może Milan najzwyczajniej potrzebuje kolegów, współpracy czy odrobinę rywalizacji w gronie rówiesników. 
Wetne sie Wam troche w rozmowe o wychowaniu (notabene podczytuje i probuje ustosunkowac swoje doswiadczenia z tym, co piszecie), bo mielismy z moim G. mala glupawke i uczylam go robic sobie selfie, bo biedak jeszcze nie mial okazji w swoim zyciu 😉) Efektem jest lazienkowy portret naszej rodzinki (razem z kotem!!), ktorym sie dziele i uciekam edukowac muzycznie nasza coreczke!

slojma   I was born with a silver spoon!
11 stycznia 2015 17:39
Pandurska-bosko 😍
Rialdha ja też poproszę o książkę. Wysłałam pw z mailem. Podczytuję was, i tak jak nie mam problemów z Małgosią, tak widzę, że Alicja rośnie mi urwis jakich mało.
dea   primum non nocere
11 stycznia 2015 17:55
Edit: o, wiem. A praca domowa? Jak nauczyciel karze(no bo nie prosi) ja zrobic, a dziecko nie chce? Jak zareagowac? Jesli nie rozumie, ze to ma sluzyc wypracowaniu np. dobrego liczenia w przyszlosci? Bo dla dziecka chyba pojecia "przyszlosc" i "doroslosc" sa czysto absyrakcyjne?

(taka mała prośba: każe, bo kazać, nie karze, bo karać, choć o karaniu była mowa 😉)
Moim zdaniem drogą donikąd jest wymuszanie prac domowych. Da to jedynie lepszą ocenę ewentualnie - po co?.. a spowoduje znienawidzenie przedmiotu raczej niż zafascynowanie nim. Bez nagród i kar - ale motywując, interesując. Mój ojciec np. przychodził z tajemniczą miną i mówił, że coś fajnego mi pokaże. I mi limesy tłumaczył. Ja siostrę w pierwszej czy drugiej klasie nauczyłam rysować wykresy funkcji liniowych. Przychodziła do mnie - "zadaj mi jakiś wykres!" ... obie jesteśmy informatyczkami 😉
TYLKO zainteresować. A inne prace domowe? olać. Iluż ja nie odrobiłam... i żyję. Trochę mi głupio było, to w końcu się brałam, żeby jakoś tę nieszczęsną histę pchnąć. Nikt nie jest asem ze wszystkiego. Zainteresować tym, co potrafimy - i niech dziecko wybierze. Nie wisieć nad nim. Od jedynek się nie umiera  😀iabeł:

A co do granic - bić, krzywdzić bym nie pozwoliła. Nie i koniec. Betonowa ściana. Tak jak rialdha pisze, uniemożliwić i dać do zrozumienia, że mi się to bardzo nie podoba. Jeśli może sobie zrobić krzywdę tymi nożyczkami, to bym zabrała. ale dziś np. widziałam jak dziadek wnuczkowi zabraniał zbiec z górki. Bo się przewróci. A niech się przewróci! Ostrzec i pozwolić doświadczać świat, nie wymagać brania wszystkiego na wiarę. Betonowej ściany nie można nadużywać, bo zrobimy dziecku ze świata więzienie.

I jeszcze ważna rzecz poruszona przez Cricetidae - ja też nie miałam potrzeby rodzicom kłamać. Jak się dziecka nie traktuje jak partnera, to ono się będzie uczyć przechodzenia "pod radarem" bardzo szybko...

Jeszcze obrażanie - może mama tego chłopaka zamiast dać mu przekaz, że może przyjść porozmawiać, chodziła za nim i wyciągała z niego o co mu chodzi? Istotna różnica. Bo takie chodzenie to moim zdaniem błąd, właśnie z tego powodu.

Pomysłów na wychowanie mam tysiąc jeden. Ciekawe jakie błędy zrobię  😁 W każdym razie najważniejszym wydaje mi się przede wszystkim kochać. A że mądrze kochać nie jest łatwo, cóż. Nie musi być łatwo 😉

Pandurska - świetna słitfocia 😀
demon, oj to prawda, być może trafiłaś w sedno. Od dwóch dni chodzimy do czegoś w stylu Klubu Malucha i jestem pod wrażeniem, jak chętnie się tam bawi 🙂 Mimo, że pojawiają się nowe, inne problemy (typu "wszystkie zabawki są MOJE"😉, to jednak fakt, że mama, psy i koty to dość ograniczony plac zabaw, choćbym nawet stawała na głowie 😉
Co do prac domowym to ja jako zadeklarowany przeciwnik pruskiego systemu edukacji jestem im kompletnie przeciwna... tak jak i podziałowi na klasy segregowane wiekiem  🤬

Polecam ten wykład:

jest po angielsku ale na tyle ładnie mówiony, że nie trzeba być "fluent". Jak widać można stworzyć szkoły z super wynikami gdzie nie ma "systemu góra nakazuje dół musi słuchać w imię idei bycia w przyszłości tzw. kimś..."

Ja swoje dziecko będę próbowała wbić do waldorowskiej szkoły w Poznaniu bo już widzę co system przedszkolny (tablica z buźkami kolorowymi- żółta byłeś grzeczny, czerwona byłeś niegrzeczny) z nim robi. Inie mogę przetłumaczyć mu, że ma to mieć w dupie. Tak jak ma mieć w dupie panią wychowawczynię w kwestiach tego co on ma ochotę robić o ile jego zachowanie nie przeszkadza innym.

Wczoraj moje dziecko podczas obiadu zaczęło się wypytywać po kilka razy, która ręka to prawa. Od razu mi się zapaliła lampka "uwaga". I słowo do słowa się okazało, że Panie nakazują jeść prawą ręką (trzymać widelec). Zatrzęsło mną i czeka mnie jutro jazda na dzień dobry.
dea   primum non nocere
11 stycznia 2015 21:15
Ufff... to teraz tresura (buźki) zaczyna się już w przedszkolu? :/
Pandurska widok słitfocci mnie rozbroił. Wyobraziłam sobie mojego z dziubkiem i w łazience no koniec świata  😁 Jeszcze to serduszko na brzuchu 🙂
kotbury reaguj, reaguj pamiętam z przedszkola jak się buntowałam bo panie przywiązywały mi lewą rękę do krzesełka i kazały coś robić, pisać, malować, jeść, a jak nie to nie dostawałam nagrody jak inne dzieci  😵 Efekt jest taki, że dzisiaj umiem pisać obiema rękami, jem wyłącznie lewą i większość nowych rzeczy robię lewą. Lateralizacja jest jednak górą 😉
U na to głębszy problem. Mały był już zlateralizowany naturalnie w pewnym wieku ale po szczepieniu miał taki regres rozwojowy, że dziecko z dnia nadzień przestało umieć mówić, trzymać łyżkę, kredkę itd. uczy się tego od nowa i od nowa potrzebuje przejść cały proces naturalnie, w swoim tempie, bez narzucania mu czegokolwiek -nie wolno mu tego zaburzać. Trzeba mu pomagać chwytać kredkę prawidłowo i ćwiczyć chwyt poprzez zabawę ale żadne takie bzdety, że się je prawą ręką.
Pandurska, jaki G.? Jaki G. pytam się!?
Toć to Johny Depp jest!  😂

btw, przepięknie wyglądasz!
buyaka G. jak Grzegorz  😂 I zapewniam, ze Johnym Deepem, to on nie jest. Zrobil tutaj idiotyczna mine i wyszedl, jak anorektyczny Johny  😉 DZiekuje w imieniu rodzinki!
Dziewczyny dziękuje za odpowiedzi. Wpadałam tylko na PW odpowiadać z braku czasu. Za PW też bardzo dziękuję. Wyjaśnię jeszcze tylko że nie stosuje terroru żywieniowego i moje dziecko w weekendy je co chce. Szukamy smaków i mi zależy na tym żeby córcia próbowała chociaż - o to się w tej kwestii rozbija wszystko bo dla niej jest niesmaczne i nie lubi zanim ja ugotuje nawet. Ale ten problem zelżał nieco, chociaż niestety musiałam (pewnie nie musiałam ale innych pomysłów brakło) zrobić podejście buźkowe na zasadzie tylko tych uśmiechniętych jak spróbuje (bez smutnych itp.). Niestety nie daje rady inaczej na razie - chyba jestem mało pomysłowa. Powoli chcę zlikwidować ten 'kalendarzyk' mając nadzieję że nawyk zostanie. I to właśnie sa u nas kary i nagrody - nie podoba mi się to, czuję że robię źle bo ją wtłaczam... wróć - podtrzymuję nałóg starania się o pochwałę. Szukam bo nie wiem jak się zachować. Nie podoba mi się to strasznie. Sama jestem ofiarą poszukiwania akceptacji i wiem jak to boli po latach i na bieżąco też, tyle że się tego nie widzi. Mi system szkolnictwa wyrządził krzywdę i może dlatego tak mnie rusza jak moje dziecko chce być najlepsze - bo ja chciałam i niestety byłam. Działo się to kosztem wielu rzeczy a przede wszystkim zmarnowanych lat - dla pochwały, papierka i uścisku dłoni ministra - bleee. Aż mnie trzącha na myśl samą - jestem tym skrzywiona. Niektórzy (mówię o PW) mieli inny obraz moich relacji z córką niż jest w rzeczywistości. Rozpisywać się nie chcę. Ale pokrótce: co dzień słyszy że jest kochana, jest przytulana, rozmawiamy dużo, gramy w gry itp Mówi nam o problemach swoich. Widzę też duży rozrzut - w szkole przykładna uczennica, najlepsza, grzeczna. W domu nie znosi żadnych ograniczeń. Chce jeść, robić itd tylko to co ona lubi itp. To w sumie normalne w tym wieku chyba, ale jak mówię brak mi pomysłów.
Demon pisałam staram się bo zdaję sobie sprawę z tego że te moje zaszłości skrzywiły mi psychike na tyle że nie będę w stanie w 100% zaakceptować dążenia do bycia społecznym ideałem - bo wiem jakie sa koszty i że obudzenie się z tego trwa zdecydowanie zbyt długo. Nie zaakceptuje w 100% chęci dziecka do śmieciowego jedzenia, bo ja się tak żywiłam kilka lat jako dzieciak a walkę ze zbędnymi kg mam do dziś, ze zdrowiem też bywało źle. Przykładów można by mnożyć. To jest poprostu jakieś doświadczenie i chęć oszczędzenia tego cierpienia włąsnemu dziecku.
Mam nadzieję na książkę na maila i narazie nie wykonuje drastycznych kroków.
A moje dziecko od mojego rozpaczliwego posta jest aniołem normalnie, grzeczna, układna i kochana - i takie to huśtawki mamy.
Ale się fajny temat rozwinął, oczywiście zachowania "problematyczne" kłopoty sprawiają, ale myślę, że takie dzieci, które potrafią tupnąć nóżką lepiej sobie w życiu radzą.
Sama widzę po mnie i po mojej siostrze...
Jako dziecko byłam aniołkiem, może trochę wstydliwym. Oczko w głowie mamy, posłuszna przylepka🙂
Moja siostra - diabełek. Wiecznie się przy czymś upierała, miała swoją wizję chodzenia do przedszkola (sama, bez mamy), dostawała lanie za pyskowanie, rozrabiała na podwórku i zawsze była przewodniczką grupy.

Teraz porównała bym się do ślimaka, powoli się poruszam przez życie, jak tylko jakaś nieprzyjemnośc chowam się do skorupki, łatwo się zniechęcam. A żeby najwrażliwsze czółki wystawić to już cud-komfort atmosfera musi być. I dopiero wtedy WIDZĘ i mogę działać i góry przenosić. Ale rzadko się takie "sezony" zdarzają. Zawodowo juz praktycznie nie pracuję, bo odpuściłam walkę... 👀
Za to moja siostra - torpeda. Nei ma dla niej rzeczy niemożliwych, na każdy problem ma 1000 rozwiązań. Wsparcia zbyt dużo nei potrzebuje, bo sama sobie w życiu świetnie radzi. Działa zadaniowo, osiąga cele które sobie stawia. Ma własną firmę, jedną  lepszych w Pl w swoim fachu. 🏇

Także mamy dzieci rozrabiaków - głowy do góry🙂 Z takim maminym zaangażowaniem, na pewno wyrosną na wspaniałych ludzi.

Dużo rozmyślam o tym na ile charakter człowieka jest "wrodzony", a ile można zmienić wychowaniem... I wydaje mi się, że ta pierwsza opcja ma tutaj decydujące znaczenie.
A wy co myślicie?
Oprocz wspomnianych ksiazek, niezmiennie polecam Madrych Rodzicow oraz ksiazki Juula. Przepadlam po przeczytaniu "No! The art of saying no...". Teraz czeka na mnie "Kompetentne dziecko", ktore zaczne jak tylko oczy nie beda mi sie same zamykaly po godzinie 21 😉
Do tej alternatywnej biblioteczki warto dolozyc Porozumienie bez przemocy, Marshalla Rosenberga. TUTAJ ebook.
Pamietam, ze kiedy po raz pierwszy czytalam fragmenty artykulow na temat tego specyficznego jezyka, troche sie w duchu podsmiechiwalam- jasne, juz widze jak podczas klotni uzywam takich i takich zdan. Ale jakos przekornie sprobowalam pare razy w tym tonie z moim K. porozmawiac i ku mojemu zaskoczeniu, to dziala! Gdy jestesmy wobec siebie "zyrafami", to nie dochodzimy na poziom klotni. Dopiero jak wylazi z nas "szakal", to sie robi nieprzyjemnie.
Cwicze ten jezyk tak by moc wystartowac z Jonkiem z dobrej stopy 😉

Zduska, ta rama lozka z mojego poprzedniego postu to wyzwanie dla mojego K. 😉 Mam nadzieje, ze uda mu sie cos podobnego stworzyc 😉 Jak juz bedziemy ja mieli, to moge pokazac zdjecia- K. twierdzi, ze to naprawde nieskomplikowane zadanie 😁

Pandurska, Ty wiesz, ze ja bardzo dlugo czytalam Twoj nick PANDA-RUSKA  😵 😂 OMG  🤔wirek:
Tak czy siak, chcialam Ci powiedziec, ze fajna macie selfie-fotke. Porobcie wiecej, dzieciaki lubia ogladac zdjecia sprzed "ich" czasu 🙂

I na koniec podziekowania dla demon za przepis na brukselke  👍 Matko, jak sie zajadalismy w sobote! PY-CHO-TA!!!
Za to salatka z amarantusa miala bardzo specyficzny smak i w sumie nie jestem pewna, czy sie do niego przekonalismy...
Pandurska super wyglądacie. Ciążowo promieniejesz  😍

[quote author=kasia-pala link=topic=96101.msg2264723#msg2264723 date=1421052003]

Demon pisałam staram się bo zdaję sobie sprawę z tego że te moje zaszłości skrzywiły mi psychike na tyle że nie będę w stanie w 100% zaakceptować dążenia do bycia społecznym ideałem - bo wiem jakie sa koszty i że obudzenie się z tego trwa zdecydowanie zbyt długo.
[/quote]

A może jednak powinnaś spróbować  😉.
Dziecko mimo iz nasze i z nas, jest jednak odrębnym bytem i może mieć wewnętrznie kompletnie inne upodobania, których my  nigdy nie zrozumiemy, choćby nie wiem jakbyśmy sie starali. Możemy je natomiast w pełni zaakceptować bez potrzeby analizowania ich. To że my sie  w jakiejś sytuacje źle czujemy, wcale nie znaczy, ze nasze dziecko będzie także odczuwało dyskomfort. To, że Ty masz takie doświadczenia, to wcale nie znaczy, że Twoja córka  nie będzie sie czuła doskonale jako społeczny ideał i że nazbiera negatywnego bagażu.
Daje teraz Tymkowi dużo swobody w dokonywaniu wyborów i choć czasami mnie skręca w żołądku to je akceptuje. Informuje go , że dla mnie to idiotyczny wybór, ale zrobi jak zechce. Im więcej ma swobody ( włącznie z odrabianiem prac domowych czyli robi jak bedzie chciał) tym lepszych według mnie dokonuje wyborów.
Ha czasem  nawet trzeba pokazać dziecku kierunek, który dla nas wydaje sie absurdalny, niedorzeczny i właściwie a wykonalny. Może sie okazać, ze nasze dziecko będzie sie w nim świetnie realizowało i nareszcie będzie szczęśliwe. Dam taki prosty przykład:
Miałam przez dłuższy czas koszmar z wyjściem rano na 8.00 z Tymkiem do szkoły. Wstawał godzinę wcześniej, miał wszystko przygotowane, a mimo wszystko codziennie rano był spóźniony, zawsze był jakiś problem. Dla mnie taka godzina jest wystarczająca do ogarnięcia się. Ja wole pospać dłużej, a później wstać , sprężyć się i zdążyć na czas. No właśnie JA ! W ramach desperacji zaproponowałam, żeby wstawał wcześniej, dużo wcześniej o 6.00. Dla mnie juz sama ta propozycja była absurdalna ( dla mnie to koszmar i strata czasu, który można poświecić na spanie).
Okazało sie, że to działa i to jak jeszcze działa . Okazało sie, że moje dziecko potrzebuje o 6.00 rano przez pół godziny tempo popatrzeć sie przed siebie, dzięki czemu rozkręci sie i lepiej funkcjonuje w ciągu dnia.  Dla mnie do tej pory nie do ogarnięcia. Ale on sam sobie nastawia budzik 5.50, przygotowuje sie do szkoły, robi śniadanie, daje psu jedzenie. Ma tylko prikaz niezbliżania sie do mojej sypialni, żeby mnie nie obudzić. 

To, że nie akceptujesz śmieciowego jedzenia w 100 % doskonale rozumiem. Można natomiast zaproponować dziecku zdrowe jedzenie pod postacią śmieciowego. Można znaleźć coś co lubi np. placki ziemniaczane - użyć zdrowych produktów, dodać trochę cukinii, marchewki, albo naleśniki- uzyc mąki gryczanej, amarantusowej. Upiec wspólnie bułki z mąki żytniej. Zrobić zdrowe słodycze i popakować w kupne folie  😉.
Naprawdę można stopniowo zauroczyć dziecko zdrowym jedzeniem. Tylko to musi być menu dla dzieci, a nie dla dorosłych, ale w zdrowej wersji  😉.
Moi wczoraj wrąbali prawie całe ciasto marchewkowe. Chroniłam je przed nimi tylko dopóki było gorące  😁. Nie miałam bólu, ze zjedli tyle ciasta bo tak naprawdę zjedli kupę marchewki, stewie, olej ryżowy, siemię lniane i  mąkę gryczaną. Oni zadowoleni i ja zadowolona  😉.
Nic na siłę. Napisz co młoda lubi jeść ze śmieciowych rzeczy.

k2arola u Twojej siostry to ewidentnie pozytywne żniwa niehamowania w dzieciństwie naturalnej ciekawości poznania świata + przebojowy charakter.
No i mamy przepis na sukces życiowy gotowy  😉.
Czyli dla mnie wychodzi na to, ze wrodzony charakter jest niezmiernie ważny i ma ogromny wpływ na kształtowanie osobowości człowieka.  Jest jak fundament domu, ale co na nim "wyrośnie" to juz jest w bardzo dużej mierze zależne od postępowania rodziców i otoczenia.


Dużo rozmyślam o tym na ile charakter człowieka jest "wrodzony", a ile można zmienić wychowaniem... I wydaje mi się, że ta pierwsza opcja ma tutaj decydujące znaczenie.
A wy co myślicie?


Ja bym chyba postawiła na równi  🙄.
Wychowaniem można podciąć skrzydła  np. często i gęsto wsadzając kij w tyłek swojemu dziecku byle by tylko wpasować sie w wymagania ogólno-społeczene ( np szkoła) lub obdarowując go miłością warunkową.
Wychowaniem można też bardzo wesprzeć swoje wycofane z natury dziecię.

martik  dziękuje. Czekam, aż moim dzieciom tez zasmakuje  😉
demon, co do obrazalstwa i przyczyn byc moze masz racje ale nie zawsze da sie dziecku zapewnic 100% poczucie bezpieczenstwa. Niemniej jednak dzieci wychowywane na empatyczne zderza sie z nieempatycznycm swiatem na 200%, czy sie obrazaja czy nie. Samo poczucie wlasnej wartosci, poczucie bezpieczenstwa nie zlatwi problemu braku otwartosci i checi porozumienia z drugiej strony, dlatego ja bym nie zamykala dyskusji na temat, ktory poruszyla Czarownica. Co z dzieckiem gotowym do rozmowy w swiecie zewnetrznym kiedy ten swiat wcale nie chce rozmawiac?

kasia-pala, twoja corka zdobyla moja sympatie 🙂 trzymam kciuki, zebyscie sie dogadaly 🙂
demon, bardzo sie z Toba zgadzam! Ja tez z tych, co wola pospac niz sie slimaczyc rano, ale moj syn ma na odwrot. On rano lubi polezec w lozku, poogladac paznokcie, podumac nad swym smutnym losem ucznia 😁 Leniwie naciagnac skarpety, w polowie ubierania uswiadomic sobie, ze wlasciwie strasznie chce mu sie siku, po czym powrot do ubierania sie zajmuje lata swietlne, bo po drodze z lazienki jest tyle interesuacych rzeczy do obejrzenia, a zanim umyje zeby to sobie chwile porobi miny do lustra i generalnie robi mase, w moim mniemaniu, czynnosci, ktore tylko skracaja czas spania i sa po prostu, wciaz w moim odczuciu, niedorzeczne. Malo tego, on woli isc ze mna rano do szkoly i jest w niej o 7 (lekcje na 8), bo sobie pojdzie na swietlice, chwile sie pobawi, pogada z kims i zupelnie inaczej wchodzi w rytm dnia. Ja zawsze wolalam jak mnie mama budzila o 7 jak wychodzila do pracy niz jakbym miala byc z nia gotowa o 7 do wyjscia i marnowac czas w szkole. On zwyczajnie dluzej sie rozgrzewa do dnia, bo nie ma to nic wspolnego z rozkojarzeniem czy brakiem umiejetnosci koncentracji i skupienia na zadaniu, o ktore go podejrzewalam obserwujac jak czlapie w jednej skarpecie po domu gadajac z kotem, podczas gdy we mnie sie w srodku gotowalo, ze jak tak mozna marnowac czas i czy naprawde nie da sie podejsc do szafy, wyjac tych paru rzeczy i nalozyc na siebie OD RAZU, a nie w partiach.. jak widac rano sie nie da, po poludniu przed treningiem pilkarskim sie da. Rano przed treningiem pilkarskim na nowo sie nie da 😉

Z pracami domowymi tez tak mamy. Nie chcesz, nie rob. Twoj wybor i Twoje konsekwencje. Jeszcze sie nie zdarzylo, zeby nie odrobil w koncu. Wczoraj caly dzien wisiala nad nim praca z angielskiego- zajela mu finalnie 3 minuty, ale caly dzien sie z nia bujal. Ja nie zmuszam, ma wybor. Nawet ten, zeby nie zrobic. Na tyle jest juz ogarniety, ze wie czym grozi brak pracy domowej, za malo ogarniety, zeby zrozumiec, ze angielski mu sie w zyciu zapewne przyda. Chociaz powoli widze, ze zauwaza, ze to jednak fajnie jest rozumiec angielski, skoro potem mozna chwile pogadac z kims.

bobek, jak dziecko jest otwarte, smiale a mimo wszystko grupa go odrzuca, to jest to problem do przepracowania z grupa (jak w przypadku klasy szkolnej), a nie tylko z dzieckiem odrzuconym.
martik Haha, nie nooo.. moj kon mial na imie Pandur (notabene jest to nazwa opancerzonego wozu bojowego z 2 wojny) i moj nick jest z czasow, kiedy go jeszcze posiadalam 😉 Ale  ze Panda ruska  😂 A co do fotek, to tez sie puknelam w glowe w tamtym tygodniu i bede ich robic jak najwiecej, bo co tam moje wyobrazenia nt. siebie wobec wspomniej mojej coreczki!

demon Ach, dziekuje- tak sie czuje  😍 Gadalam wczoraj z pewna czarownica widzaca duuuzo wiecej i ojej... ale przyszla do nas duszyczka! Juz sie nie moge doczekac!!
Co do Tymka i tego, co piszesz, to bardzo przypomina mi to historie mojego brata. Gosciu ma teraz lat 23, jest totalnie wrazliwa, artystyczna dusza niedajaca sie zaszufladkowac. Jako maly chlopiec doprowadzal wszystkich do szalu tempem wykonywania przez siebie roznych czynnosci (mielismy wspolny kibel i lazienke, wiec cala rodzina musiala np. cwiczyc zwieracze  😎 ), a z drugiej strony byl genialny na scenie, bo gral w teatrze. Po szkole sredniej wszyscy chcieli go wepchac w schemat studia- praca, a on sie wypial. Wyjechal do innego miasta robic muzyke (wlasciwie to chyba mozna nazwac, ze jest producentem i specem od naglosnienia) i utrzymuje sie z tego, jezdzi po Polsce i jest przeszczesliwym mlodym czlowiekiem. W oku ma piekny blask i wie po co wstaje rano z lozka. Oczywiscie rodzina (poza nasza Mama) widzialaby go najchetniej jako pana z teczka i "porzadnym" zawodem, a on wszystkim gra na nosie.
A ja siedze w miejscu, gdzie jestem i mu zazdroszcze jak 150, bo mi sie w ktoryms zyciowym momencie wyczerpaly akumulatory do walki z otoczeniem. W konsekwencji czuje sie srednio spelniona zyciowo i mam wrazenie latania za wlasnym ogonem, chociaz to, co dawaloby mi spelnienie jest tuz obok. 🙄

Edit: Patrzcie jakie fajne! http://mojedziecikreatywnie.blogspot.de/2015/01/mata-sensoryczna.html
[quote author=kasia-pala link=topic=96101.msg2264723#msg2264723 date=1421052003]
Widzę też duży rozrzut - w szkole przykładna uczennica, najlepsza, grzeczna. W domu nie znosi żadnych ograniczeń. Chce jeść, robić itd tylko to co ona lubi itp. To w sumie normalne w tym wieku chyba, ale jak mówię brak mi pomysłów.

[/quote]

Jak mój syn. Przeraża mnie to u niego. Ta przykładność w przedszkolu i branie do siebie tego co mówią "panie"... i odreagowywanie tego  w domu. Taki brak asertywności jeśli tylko nakaz jest wmanewrowany w system.
Z umyciem rąk np.po przyjściu z dworu potrafimy "walczyć" 1,5 h. Bo on jest na nie i już... z czego w przedszkolu sam pierwszy biegnie i jeszcze dzieciom tłumaczy, że z brudu na rękach robaki trafiają do buzi i się na potem chory brzuszek....

Była rozmowa o buźkach z nim. Bo przeżywał, że niegrzeczne chłopaki (przeklinają jak szewce, kurwy jak chrabąszcze latają, makabra- trzylatki jadą taką regularną gadką) dostały czerwone buźki. Bo on ich akceptuje pomimo tego, że czasem robią rzeczy,  z którymi on się nie zgadza.Nie to, żę ich lubi ale akcpetuję - widzę to i włączyła mu się empatia. I musiałam mu tłumaczyć, że te buźki są po to żeby Pani się czułą lepiej, bo dopóki chłopaki nie przezywają kogoś albo nie jest komuś przez nich źle to w sumie to, że brzydko mówią to ich sprawa czy chcą być eleganccy, czy nie.

Nie ma natomiast empatii do świnki na jego talerzu. ... pytanie - "z czego są krewetki?"... i to niezrozumienie gdy mu tłumaczę, że krewetki to takie fajne zwierzątka... i zaraz potem jest pytanie z czego jest kotlecik. Tłumaczę, że ze świnki, którą zabito i teraz płacze druga świnka bo nie ma mamy... na co leci pytanie - a dlaczego niema mamy?... tak więc albo za mały, albo nie dane mu będzie osiągnąć tego levelu w życiu. Muszę to zaakceptować, chociaż jak sobie zażyczył rybę ostatnio na obiad i musiałam mu ości wybierać to myślałam, że pawia puszczę i też mu o tym powiedziałam, to potem poszedł do taty z nakazem, żeby to on mu ryby dawał bo mama to nie mogła mu tej ryby spokojnie dać bo się źle czuła.
kotbury nie jest to absolutnie żaden przytyk do Ciebie :kwiatek: ale to co napisałaś, nasunęło mi taką refleksję. Czy możliwe jest, aby dobrze funkcjonował (z korzyścią, czy też bez strat dla dziecka) taki "układ wychowawczy", o którym piszesz? Tj. kiedy pół dnia dziecko funkcjonuje wśród zasad/reguł/ustaleń, które są negowane/podważane w domu? Czy sposób wyjaśnienia dziecku - posłużę się tu Twoim przykładem - "buźki są dla Pani, żeby czuła się lepiej" jest OK, w perspektywie tego, że do tego systemu dziecko wróci za kilka/kilkanaście godzin? Czy nie powoduje to swoistego zagubienia u dziecka?
To trochę też nawiązuje do tego, o czym dziewczyny wcześniej pisały. O świadomości, że nasze dziecko, prędzej czy później, spotka się z niesprawiedliwością/ignorancją/gruboskórnością/ "świata".
DoSia ja myślę że to jest właśnie jeden z większych problemów mam myślących alternatywnie, bo są... alternatywne. Ale czy dobre będzie jak będziemy dzieciom naszym wdrażać zasady systemu w który nie wierzymy? To już chyba wg własnego sumienia tylko da się zrobić, na zasadzie każda z nas chce dobrze dla dziecka. Ale my w większości przecieramy szlaki. Mało która z nas miała rodziców alternatywnych więc to poniekąd eksperymentowanie jest, nie?
Kotbury moje dziecko jak się dowiedziało z czego jest mięso, a nigdy się tego u nas nie ukrywało, miało bardzo chwilowa refleksję, ale babcia szybko wyjaśniła małej że świnie to podłe stworzenia są i należy je zjadać żeby niszczyć  😵 muszę gdzieś znaleźć oswojoną świnie i jej udowodnić że to sa inteligentne i miłe stworzenia bo uwierzyła w tę brednie wybitnie mocno niestety.
dea   primum non nocere
12 stycznia 2015 18:19
Moi rodzice chyba trochę alternatywni byli 😉 Traktowali nas po partnersku, mieliśmy dużo swobody. Nikt nie napierał na oceny, nie robił tragedii z wagarów nawet. Tak, system nieraz był negowany - poczynając od nauczycielskiego epizodu mojej mamy, kiedy wracała spieniona na ten system i ze wzburzeniem opowiadała, jak bzdurny jest. Jej uczniowie odwiedzali nas jeszcze latami 😉 a my żyjemy. Każdy znalazł swoją drogę. Cośtam pewnie można by poprawić, ale generalnie mogę powiedzieć, że takie wychowanie działa.
Buziek nie było. Miłość, kieszonkowe 😉 i wyjścia na konie 😉 ku zdziwieniu moich koleżanek - bezwarunkowe. Tak sobie myślałam, że u nas w domu nigdy nie "latało" kocham Cię w żadną stronę. Ani my do rodziców, ani oni do nas. To było tak oczywiste, że nie wpadłam na to, że coś trzeba mówić.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się