Sprawy sercowe...

Chyba powinnam się przenieść do tematu "niepasujących do tego świata" 😉

Gillian, nie rozumiem - jak można się czuć kochaną czyli mówić o miłości skoro jednocześnie masz świadomość, że jesteś modelem wymiennym? "kocham Ciebie lub kogokolwiek innego"?

nerechta, wiem, wiem... Już pisałam, że sama nie jestem przeciwniczką rozwodów. Nie potępiam, nie neguję takich decyzji wśród moich znajomych. Widzę jak często to rozstanie rzeczywiście jest potrzebne i daje ulgę i furtkę do szczęścia.
Ale tego jest tak dużo... Dlaczego?

A może źle używamy słów?
Mówimy o świecie tradycyjnymi zwrotami, nie uwzględniając "piętna naszych czasów".
Miłość, która nie jest miłością. (której wręcz nie wypada być miłością, bo to słabe)
Związek, który nie jest związkiem. Bo nie ma być połączeniem, ma być tylko czymś takim, czasowym, z założeniem, że zaraz może się skończyć, ma być... UKŁADEM (?)
Może powinniśmy zacząć mówić wprost - jestem w układzie z panem X ???
Ale co zamiast "kocham pana X"?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 stycznia 2015 13:36
Gillian szczerze? Ja bym stwierdziła "Tak? To skoro taaaaak bardzo Ci na mnie zależy to paaa!" i po prostu wyszła. Serio. Jak on w ten sposób chce grać to Ty zagraj tak samo. To ryzykowne... ale chyba wtedy naprawdę się zorientujesz, czy z jego strony to puste słowa rzucane na "odczep się" czy jednak sugestia :/
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
25 stycznia 2015 13:37
Lov, wygląda na to, że jemu to wisi. Fajnie jak jestem, ale jak sobie pójdę to też spoko, będzie fajnie z kim innym. I ocywiście on nie uważa, żeby robił cokolwiek źle, nawet jak pokażę mu to palcem. Taki typ.


nerechta, to nie jest tak. Jemu zależy, wiem i czuję że mnie kocha - bo czuję się kochana, dopieszczona i nie mam na co narzekać w zasadzie. Skłamałabym mówiąc, że nie poświęca mi czasu, energii, sam z siebie pomaga mi na każdym kroku. Mamy plany. Ale nadal każda dyskusja kończy się tak jak pisałam wyżej, co pozostawia mnie w kompletnym poczuciu zawieszenia.



Coś jednak jest nie tak, albo przesadzasz, albo go bronisz.
Nie wydaje mi sie, zeby ktokolwiek wchodzil w zwiazek zakladajac, ze kiedys sie skonczy, bo to bez sensu z zalozenia. Bo to znaczy ze albo komus nie zalezy, albo jest po przejsciach i/albo jest wielkim pesymista - ale jesli sie kocha, to sie rozpadu zwiazku nie przewiduje, czy nie "planuje"... Chyba ze wlasnie wchodzi sie w uklad a nie zwiazek, ale to juz dziala na innych zasadach 🙂

Dlaczego jest duzo rozstan? Bo ludziom nie zalezy. Jak nie ten, to inny/a 🙂
To co napisałaś nie wyklucza się?
moze dlatego, ze czasem (pewnie czesto) zwiazek przeksztalca sie w uklad?
wydaje mi się, że jeden z moich braci zachowuje się podobnie do faceta Gillian. Ma dziewczynę od lat, zabiera na wakacje, dopieszcza czyli właśnie tu jej coś zafunduje, tam niespodzianka, ale... sam mi powiedział, że ona na żonę się nie daje. Przy poważniejszych kłótniach zawsze ma postawę typu jak coś nie pasuje to wynocha z mojego domu i życia. Jak w każdej dziedzinie stawia sprawę jasno. Nie rozumiem kompletnie. A dziewczyna sympatyczna, poza takimi momentami narzekać na niego nie może. Ona go kocha, on ją kocha. 
🤔
A ja myślę, że nic się nie zmieniło od wieków tylko teraz łatwiej rozwód wziąć.
Czyli po prostu człowiek nie ma wcale w naturze potrzeby tworzenia stałych związków? (nie myląc z tematem monogamii)
Tak myslę, że to trochę sztuczny twór. Ale nie twierdzę, że dotyczy wszystkich.
Choć faktycznie od wieków ludzie marzą, żeby znaleźć tą jedyną/jedynego i być bogatym.
Tylko oprocz nielicznych przypadków życie rozczarowuje. A może właśnie bez tej presji, że jak już sobie wybrałaś to cierp, byłoby dużo łatwiej.
Gillian mój też tak mówił. Jak powiedziałam tak samo, to był wielce oburzony. To mu powiedziałam, że skoro on tak mówi, to dlaczego ja nie mogę? Przestał. 😉
Lena, ale mowa o tych, które wracają po urodzeniu czy zatrudnieniu nowych. Oczywiście że to nie jest pewnik ale niestety nagminne
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
25 stycznia 2015 18:16
Sasiadka w zeszlym tygodniu wprost uslyszala, ze nie ma szans bo ma male
dziecko a dzieci choruja...
Mnie to o tyle dziwi, że w moim środowisku raczej sytuacja wygląda tak, że już się jest na etacie kiedy zachodzi się w ciążę. Więc powrót do pracy nie jest równoznaczny z jej szukaniem.
To aż tyle kobiet nie pracuje przed dzieckiem? Czy nie mają umów o pracę?
Ascaia umowa o pracę daje ci gwarancję, że nie zostaniesz zwolniona w ciąży ani w trakcie trwania urlopu macierzyńskiego - ale nie daje żadnej gwarancji na to, że dwa tygodnie po powrocie do pracy szef cię nie zwolni pod jakimkolwiek pretekstem typu redukcja etatów. Wolno mu. Tego się boją młode matki.
busch   Mad god's blessing.
25 stycznia 2015 19:16
Ascaia, zwłaszcza że urlop macierzyński krótki nie jest i oczywista jest konieczność szukania zastępstwa - które potem jest bardziej wdrożone we wszystko, niż młoda matka wracająca po urlopie. Dwóch osób na jedno stanowisko nie potrzeba, więc wybór może nie być korzystny dla młodej matki.
Znam dwie dziewczyny, które po powrocie zastały redukcję ich stanowiska. Kolejna dostała do podpisu kwit, że albo wraca do pracy na inne stanowisko za mniejszą pensję albo ma tutaj drugi kwit, że jest redukcja jej etatu i tam są drzwi. Kiepsko.

U mojego faceta nie zatrudniają kobiet w ogóle. Tzn. kobiety są, ale od biurowych czynności typu ksero, zamawianie biletów, hoteli. Kawy nie mogą robić bo podlega to pod mobbing 😁

W moim obecnym miejscu zatrudnienia kobiety po ciąży spokojnie wracają na swoje stanowiska, ludzie pracują latami a jak zmieniają pracę, to tylko na własne życzenie.

edit, te dwie co je zwolniono to jak tylko ujrzały dwie kreski, to poleciały na zwolnienie. Ta od mniejszej pensji pracowała do końca ciąży. Może dlatego szef ją w jakiś sposób 'oszczędził'.. Także po części kobiety ciężarne trochę sobie zapracowały na taką łatę niewygodnych..
Ascaia, powrót do pracy jest łatwiejszy, jak jesteś na etacie, chociaż nie każdy ma taki komfort. Problem w naszym środowisku końskim to często praca na czarno albo na śmieciowych umowach.
Akurat szafirowa, uczyła jeździć, miała masę klientów i pewnie nadal by miała, ale nie w godzinach jakie zapewnia żłobek (zakładając optymistycznie, że dziecko da się wcisnąć do żłobka).

W korporacjach gdzie pracowałam też unikali "kobiet w wieku rozrodczym" i jedyne matki jakie tam były, to te które prace dostały jeszcze studiując i miały już swoją pozycję w firmie. Ale jak kładłam szefowi CV kandydatów to młode mężatki od razu odrzucał.
zen-mogło być też tak, że ta pierwsza miała ciążę wysokiego ryzyka, wtedy nie ma mowy o pracy
Lena, ale mowa o tych, które wracają po urodzeniu czy zatrudnieniu nowych. Oczywiście że to nie jest pewnik ale niestety nagminne


Mamy i takie, i takie. Niestety masz rację, to bywa nagminne. Mniejszych przedsiębiorców trudno winić, takie mamy prawo.
Co do tego, że ludzie biorą ślub po roku i potem się dziwią, że jest nie halo...
Czy to nie jest po prostu proszenie się o kłopoty?

Mam wśród znajomych dwie szczęśliwe, dobrane pary. Obydwie w tym roku będą mieć po 4 lata razem, obydwie po ślubie. Pierwsza szybko razem zamieszkała, po roku się zaręczyli, są już rok po ślubie. Druga najpierw się zaręczyła, potem zamieszkała razem, ślub mieli w październiku. Wszyscy w przedziale wiekowym 27-30. I jakoś tak... po kolei, normalnie było.

Przeginać się nie powinno, w obydwie strony.

Ja przez 4 lata nie dopuszczałam do siebie myśli, że jest wobec mnie stosowana przemoc psychiczna. Dopiero po rozstaniu sobie zdałam z tego sprawę. Czy to nie było na własne życzenie?

A a drugą stronę? Ile z was przyjęłoby zaręczyny po miesiącu związku, od osoby z drugiego końca kraju, po 3 spotkaniach w życiu? Czy to też nie jest pchanie się na własne życzenie w.... w nie wiadomo co?
Lena - dokładnie, ale to chyba przywilej dużych miast i korporacji.. ja nawet wolę zatrudnić matkę, bo zazwyczaj bardzo szanują pracę i się starają- jak już ma się dzieci i kredyty na głowie, trudniej jest rzucić pracę w cholerę w przypływie złości z hasłem "coś tam sobie znajdę zawsze"... i chyba bardziej się boją ewentualnych zwolnień, stąd starają się bardziej.. nawet mój szef Niemiec mówi, że matka to zawsze wierny pracownik..

jakoś strasznie demonizujecie te matki szukające pracy/wracające do pracy.. zdaję sobie sprawę, że są problemy, ale na Boga większość matek przecież pracuje, wraca po macierzyńskich, wychowawczych i nie ma problemu...

i nie jest tak jak Bush piszesz -  jak mi dziewczyna pracowała 3 lata przed dzieckiem, to żaden zastępca jej nie dorówna doświadczeniem, zazwyczaj i tak człowiek wie, że pracuje tylko na zastępstwo, więc nawet często gęsto się nie wczuwa w firmę, ot życie..
Ja jestem mężatką od 1,5 roku... po 8 latach związku był ślub a wcześniej 3 lata mieszkaliśmy razem. jest ok, jesteśmy szczęśliwym małżeństwem... ale w kwestii pracy, też jestem na etacie po dziewczynie która odeszła na macierzyński.  Byłam na zastępstwo na czas jej L4 w czasie ciązy a potem na macierzyńskim. Nie znam jej osobiście, ale wiem, że wróciła do pracy, mnie przenieśli na inne stanowisko, a po 3 miesiącach wrócilam na to na którym zaczynałam a słuch o tamtej zaginął więc nie znam szczegółów. My nie mamy dzieci... ale gdybyśmy się zecydowali to pewnie powieliłabym los poprzedniczki.

A a drugą stronę? Ile z was przyjęłoby zaręczyny po miesiącu związku, od osoby z drugiego końca kraju, po 3 spotkaniach w życiu? Czy to też nie jest pchanie się na własne życzenie w.... w nie wiadomo co?


No ja przyjęłam 😁, dokładnie przy naszym trzecim spotkaniu...Spontaniczne to było, przyznaję- ale nie żałuję.
a po 3 miesiącach wrócilam na to na którym zaczynałam a słuch o tamtej zaginął więc nie znam szczegółów. My nie mamy dzieci... ale gdybyśmy się zecydowali to pewnie powieliłabym los poprzedniczki.


skoro nie wiesz na pewno, to po co siejesz defetyzm...? może miała 100 powodów innych by odejść.. teraz strach blady pada na wszystkie dziewczyny w wieku"produkcyjnym" bo na bank pracodawcy grupowo je będą zwalniać po macierzyńskich.. 🤔wirek:
Co do tego, że ludzie biorą ślub po roku i potem się dziwią, że jest nie halo...
Czy to nie jest po prostu proszenie się o kłopoty?

Nie jest. Nie ma na to reguły. Właśnie mija nam rok związku i pół roku od ślubu. W międzyczasie było
dużo problemów, łącznie z poważną chorobą i nadal podjęłabym te same decyzje.
Nie mam gwarancji, że będzie dobrze, ale teraz jest dobrze i tego się trzymam.
Agata-Kubuś   co może przynieść nowy dzień...
25 stycznia 2015 21:39
Przepracowałam w firmie ponad półtora roku zanim zaszłam w ciążę. W trakcie pracy - byłam na L4 3 dni (rok przed ciążą), dwa razy na urlopie po 5 dni, nigdy dłużej, nie wzięłam ani razu "na żądanie" ani dnia. Nigdy nie odwaliłam niczego za co chociażby zwrócono mi uwagę czy zdyscyplinowano w jakikolwiek sposób. Moja ciąża została przyjęta źle (co przy tym zostało powiedziane pomińmy, bo się nakręcę i niepotrzebnie zdenerwuję), bardzo szybko dostałam L4, przeleżałam 3ci m-c i 5ty m-c. Od trzeciego nie pracuje... czyli od początku w zasadzie (wiedząc, że jestem w ciązy przepracowałam 2 tyg..) Umowa kończy mi się 30 czerwca 2015, już w zasadzie pożegnałam się z pracą. Wiem, że prawdopodobieństwo, że ktoś zapamięta i doceni, że:
-przepracowałam obie majówki (bo reszta zespołu albo ma rodzinę poza Wawą, albo chcieli wyjechać) -
-w Wielki piątek byłam w pracy jako jedyna od 8 rano do 21... bez przerwy chociażby na posiłek, bo był fuck up, a pozostali spieszyli się na święta...
- z uśmiechem na ustach wykonywałam pracę, nawet nie związaną z moimi obowiązkami
jest ŻADNE...

EDIT: [sub]dodam, że już będąc na L4, jak lepiej się czułam przychodziła kilka razy do biura żeby podokańczać różne tematy, żeby nikt nie miał kłopotu z moimi sprawami - ale to chyba zaraz skasuję, bo jakby zus się dowiedział to by mi cofnęli chorobowe 😉[/sub]
busch   Mad god's blessing.
25 stycznia 2015 21:52
carmina, nie jest tak w wypadku tej dziewczyny i tego stanowiska. Im mniej wyspecjalizowane stanowisko i im bardziej ogarnięte zastępstwo zostanie znalezione, tym większa pokusa żeby jednak pożegnać tę osobę, która wypadła z gry na dłużej i musiałaby się na nowo wdrażać w tematy. Zwłaszcza że jest też czasami tak, jak pisze Agata-Kubuś, że pracodawcy miewają żal do ciężarnych, zwłaszcza gdy biorą l4 na czas ciąży, bo na pewno poszła do odpowiedniego lekarza i sobie załatwiła 😉
Dziewczyny, trochę offtop się zrobił 🙂
Wydaje mi się, że przy współpracy partnerów da się wypracować pasujące wszystkim rozwiązanie - nawet jeśli nie pasujące tak realnie, to chociaż emocjonalnie. To znaczy, nawet jak by szafirowa (sorry szafirowa że tak o tobie a nie do ciebie 🙂 ) musiała jeszcze 3 lata zostać w tym samym mieszkaniu, ale czuła, że jej facet dwoi się i troi żeby jakoś jej tę sytuację umilić i stara się, by czuła się dobrze - to by jej łatwiej było po prostu psychicznie niż obecnie. To samo z brakiem pracy - nie wyczarujemy jej, ale jeśli widzimy, że partner nas wspiera i kombinuje jak tu zrobić żebyśmy nie czuły się na jego łasce i niełasce, to jakoś od razu się bezpieczniej i radośniej człowiek czuje. Wiem, bo sama tak miałam w pewnej kwestii z moim W - nic się realnie nie zmieniło, a zmiana jego podejścia dała mi bardzo dużo.
U mnie obserwacje zbliżone jak u carminy. Ale rzeczywiście nie jestem zarobkowo związana ze środowiskiem koniarzy.
Póki co 100% moich koleżanek czy młodych matek z rodziny nie miało problemów z powrotem do zarobkowania.

Ale powiem Wam, że jakoś mocno dołujące to, co zostało tutaj napisane przez ostatnie dni. 🙁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się