Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 stycznia 2015 18:31
Wedlug mnie nie bardzo, wedlug niego jak najbardziej 😎
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2015 18:32
Do Was 😉

Będę między Lądkiem a Brighton.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 stycznia 2015 18:33
Musze sobie na mapie sprawdzic 👀 bo my obie z Brytanii, ale z dwoch roznych wysp 😁
Na stale? Czy rozpoznawczo?
Wojenka, to wpadnij do nas kiedyś 😉

CzarownicaSa, jakby co, to zawsze służę moim pw 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 stycznia 2015 18:37
To lece 😉 :kwiatek:
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2015 18:42
ikarina, a Ty gdzie siedzisz? Dużo chyba revoltowiczów w UK? Ciekawam kto najbliżej mnie.
Jadę na rekonesans 😉
Wojenka, Tewkesbury - to tak gdzieś w połowie drogi między Birmingham i Bristolem
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
28 stycznia 2015 19:12
Wojenka, mieszkam tuż pod Brighton, parę mil na północ, więc pewnie ja 😉 Sussex czy Surrey?
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2015 19:15
Sussex  🙂
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
28 stycznia 2015 19:17
Gdybyś kiedyś czegoś potrzebowała, wal na PW 🙂
Jak będziesz w pobliżu Bradford to oferuje nocleg, lodówę żarcia i pełno atrakcji 😀 spokoju tez jak będzie potrzeba 🙂 i witaj w UK!  :kwiatek:
Wojenka   on the desert you can't remember your name
28 stycznia 2015 19:24
Dzięki  :kwiatek:, lecę 7  😅
Ciekawa jestem jak moje wyobrażenia o ojczyźnie Bonda 😍 😉 wypadną w zderzeniu z rzeczywistością.
mój dom też zawsze jest dla wszystkich otwarty 😉
Ludziska z Londynu - juz chyba kiedys tu pytalam - zapytam jeszcze raz. Gdzie w poludniowo-zachodniej, poludniowej czesci Londynu lub w niedalekich okolicach w tym kierunku znajde jakos sensowna, w miare niedroga stajnie?? Nie zalezy mi na full livery z objezdzaniem konia i czyszczeniem.
Kto z voltowiczów mieszka w tej chwili w Norwegii? 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
29 stycznia 2015 18:54
A nie Nord(?) czasem?

Poooooowoli chciałabym zacząć się rozglądać za koniem do dzierżawy/współdzierżawy. Pod jakim hasłem szukać? 👀 Bo pojęcia nie mam jak to nazwać. W ogóle w UK występuje coś takiego? 🤔 Chyba na Gumtree najprędzej? Czy szukać na jakichś irlandzkich forach końskich? :kwiatek:
Naboo, o ile dobrze kojarzę.

A jest ktoś obeznany w stajniach w Sztokholmie i niedalekich okolicach? Miałabym pytanie 😉
CzarownicaSA nie wiem czy się opłaca dzierżawa... do jednego konia jest nawet 3 osoby i musisz między nimi czas organizować.. Bynajmniej ja tak miałam chociaż miałam tylko z jedną osobą się koniem dzielić ale no za fajnie to nie było....  🙄
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
29 stycznia 2015 19:52
Mi to pasi, ja ugodowa osoba jestem i pewnie nie bede wsiadac czesciej niz 3-4 razy w tygodniu- o ile czas znajde 😉 ale to dalekie plany, na razie chce sie tylko rozejrzec 🙂
A nie Nord(?) czasem?

Poooooowoli chciałabym zacząć się rozglądać za koniem do dzierżawy/współdzierżawy. Pod jakim hasłem szukać? 👀 Bo pojęcia nie mam jak to nazwać. W ogóle w UK występuje coś takiego? 🤔 Chyba na Gumtree najprędzej? Czy szukać na jakichś irlandzkich forach końskich? :kwiatek:


Wpisz horse for loan, part loan albo horse sharer + swoja okolice. Napewno Ci cos wyskoczy. Ja jak szukalam do dzierzawy 2 lata temu to preloved.co.uk oraz horsemart.co.uk . Jesli chodzi o dzierzawe to wg mnie oplaca sie, kwestia dogadania z wlascicielem . Ja teraz swojego dzierzawie jednej dziewczynie, placi mi za part loan ale de facto jezdzi
5 dni w tygodniu a spedza z Bobem czas codziennie 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
29 stycznia 2015 20:19
Dzięki!!! :kwiatek:
Grzesiek.1993 - ja  🙂
Kto z voltowiczów mieszka w tej chwili w Norwegii? 🙂


I ja  😀
W związku z ostatnią rozmową o tęsknotach, pozwolę sobie podzielić się moją wątpliwością. Teraz jeszcze mieszkam w Polsce, ale chciałabym kiedyś wyjechać do pracy za granicę. Nie boję się życia w innej kulturze, posługiwania się tylko obcym językiem, załatwiania różnych rzeczy w urzędach i tak dalej. Męczy mnie tylko jedna kwestia, która swietnie została opisana w tym artykule: link

Zawsze gdzieś cię nie będzie. Nie będzie cię w Polsce, gdzie będą działy się ważne rzeczy. Ominą cię śluby, narodziny dzieci, ważne momenty z życia najbliższych. Będziesz się bała, czy zdążysz wrócić do Polski, żeby spotkać się jeszcze z chorą babcią, dziadkiem, a nawet matką i ojcem (nie mówiąc już o ukochanym psie czy kocie). Najbliżsi będą odnosić sukcesy, kiedy ciebie nie będzie; będą przeżywać porażki, kiedy ciebie nie będzie; będą żyć dalej, kiedy ciebie nie będzie; będą też umierać, a ciebie nie będzie. To chyba będzie najtrudniejsze.

Czy wyjeżdżając nie baliście się, że wszystko Was ominie? Że rodzina o Was "zapomni", bo i tak nigdy Was nie będzie? Albo że przydarzy się coś złego, a Wy nie zdążycie się pożegnać? Takie rozważania natury ludzkiej i rodzinnej są jedyną kwestią, ktora mnie blokuje przed wyjazdem, pewnie dlatego, że jestem bardzo zżyta z rodzicami i siostrą.
majek   zwykle sobie żartuję
30 stycznia 2015 09:23
Fin, oczywiście, każdy się boi.
Nie wiem, gdzie się wybierasz, ja jestem `tylko` w UK.
W razie wypadku wsiedliśmy w samolot i dojechaliśmy. Co prawda mój mąż nie zobaczył się ze swoim ojcem przed śmiercią, ale ... nikt z rodziny nie zdążył, mimo, że mieli 20 km do szpitala.

Jestem tu prawie 3 lata, mnie właśnie minął okres, że chciałam być na wszystkie święta w PL. Mojemu mężowi jeszcze nie, ale cierpliwie na to czekam.

Rodzina oczywiście przypomina sobie o nas przed feriami i wakacjami.

Moje rodzinne stosunki generalnie się poprawiły, dużo robi skype no i oczywiście kontakt mail/telefon. Skończyło się wtrącanie w nie swoje sprawy i gadanie o niczym ( ja nie lubię, może komuś będzie tego brakować)
Żałuję, że babcie nie bardzo mogą przyjeżdżać, żeby obejrzeć wnuki np. w jasełkach w przedszkolu/szkole, za to dzielnie wszystko nagrywamy.


Ja się cieszę z decyzji o wyjeździe, mimo, że na początku było strasznie ciężko.

Wojenko, ja też tu jestem i mieszkam koło Grays (na wschód od Londynu)
Fin, oczywiście, każdy się boi.

nieprawda, nie każdy.
szczerze mówiąc, ani razu mi taka kwestia przez myśl nie przeszła. Mam w poważaniu święta, ślubu, narodziny i chrzty. Koty wzięłam ze sobą, o koniu miałam informacje codziennie, z mamą i siostrą kontakt był nieprzerwany.
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
30 stycznia 2015 18:09
Ja też się nie boję. Mój wyjazd to tylko 5 miesięcy i wręcz uznaję go za odpoczynek od rodziny. Rodzina już mniej zachwycona, ale to wynika z troski o bezpieczeństwo.
fin Ja tez sie nie boje. Wrecz przeciwnie jest cos budujacego w tym, ze mieszka sie "tu" i "tam" laczac dwa bieguny. To juz nie czasy wielkich migracji Polakow za ocean, alboblizej- tuz za zelazna kurtyne. W dobie Internetu, smsow, tanich linii lotniczych, czy autobusowych wlasciwie mozna mowic nawet o wzmozonych kontaktach z rodzina. Polecam zamiast artykulow zapoznac sie ze zjawiskiem tzw. transmigracji rozpoznanych przez socjologow. Akurat jest to moja specjalnosc i prowadzilam na studiach/bede prowadzic w ramach pracy master badania na ten temat. Moze kilka naukowych tekstow rzuci inne swiatlo na twoje rozterki  :kwiatek:
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
30 stycznia 2015 18:41
Ja sie nie boje- bo mam rodzine tu 🤣
Z reszta i tak nie tesknilam, ale to juz pisalam.

Nas czeka proba. Konrad dostal(wreszcie... 😵 ) prace, ale... 100km stad. Bedzie tam na razie jezdzil na tydzien, a na weekend wracal. Wiec ja bede musiala z jednej roboty zrezygnowac, bo nie bede dziecka widywac... a nie chce, zeby ja moja siostra wychowywala 🤔 glupio, bo pracuje tam dopiero 3 dni 😵
Ja też się nie bałam...
Byłam za granicą tylko 3 miesiące, w pracy. W tym czasie zmarł mój dziadek i niestety nie mogę sobie tego wybaczyć. Decydując się na wyjazd, trzeba się niestety liczyć z ryzykiem, że wiele ważnych rzeczy może nas ominąć.

Moja mama jest już za granicą rok, ojciec wyjechał też miesiąc temu, wzięli nawet psa. Z perspektywy osoby, która została na miejscu - nie tęsknie. Czuję się trochę tak, jakby nie byli już na ten moment częścią mojego życia - i tyle.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się