Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

slojma   I was born with a silver spoon!
11 kwietnia 2015 14:47
Strzyga wyobraz sobie ze ci w ktorych towarzystwie sie obracam nie. I w komunikacji tez nigdy nie zostalam potraktowana przez Anglikow jak kawal "miesa".
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
11 kwietnia 2015 15:03
Ja idac po miescie co chwile slysze jakies "f*ck" 😀 ba- moja supervisorka czasem jak cos powie to co drugie slowo to wlasnie bluzg 😉 a to bardzo mila i fajna kobitka.
To chyba kwestia dzielnicy/miasta/czlowieka 😉 mnie bluzgi nie raza, wiec duzej uwagi na nie nie zwracam.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 kwietnia 2015 15:08
Becia- Barnet dokladna czesc to East Finchley. Co do akcentu wlasnie te 3 znajome rzadko uzywaja jezyka polskiego.  To napewno ma wplyw na akcent jak rowniez predyspozycje jezykowe.
Osobiscie najbardziej przykro mi jest na lotniskach w uk gdzie mase polaczkow jest tak chamskich, co chwile bluzgaja.  A co najdziwniejsze ci sami ludzie potrafia byc zupelnie inni w Polsce.  Dziwne zjawisko.  Wielokrotnie tez bylam obiektem seksualnym polaczkow w transporcie publicznym gdzie nie mysleli nawet ze rozumiem jezyk polski.  Komenatrze byly tak oblesne ze nawet nie chce o tym myslec. Tak samo co jakis czas w komunikacji slysze bluzgajacych polaczkow I nie mowie tu tylko o mezczyznach bo wielokrotnie sa to kobiety. Jest mi wstyd gdy widze tych ludzi.  To okropne ale wstyd mi wtedy ze jestem Polka. Na szczescie tak jak napisalam mieszkam w miejscu gdzie jest malo Polakow wiekszosc to Anglicy I jestem szczesliwa.

No ale dlaczego ja mam się usilnie starać pozbyć tego akcentu? Dlaczego nie mogę go mieć? Imię i nazwisko też mam zmienić, żeby udawać, że jestem tubylcem? 👀
O to mi chodzi. Mam udawać kogoś, kim nie jestem, żeby nie musieć narażać się na przykrości ze strony obcych mi ludzi?
(powtarzam po raz kolejny, ja mówię poprawie i zrozumiale, ale z akcentem).

Barnet to spokojne, dobrze prosperujące borough - ale jednak Londyn. Który zakątek Londynu by to nie był, ludzie są przyzwyczajeni do inności. Mnie w Croydon NIGDY nie spotkała żadna przykrość ze względu na moje pochodzenie, nawet kiedy mam do czynienia z agresywnymi, rozwścieczonymi ludźmi, którzy potrafią się dosrać do wszystkiego, bynajmniej nie przebierając w słowach.

Za to zapraszam do południowego Sussex, gdzie imigrantów-pracowników w sklepach/restauracjach uświadczysz tylko w fast foodach w Brighton 😉 Haha, pamiętam jak - kiedy pracowałam w gastro-pubie - jakiś klient w online survey w "minusach" otrzymanego serwisu napisał "waitress spoke with an accent". 🤣

O właśnie - ja za często jestem traktowana jak "kawał mięsa" przez Anglików. Wiele jest na tyle stukniętych, żeby rzucać obleśnymi tekstami kiedy jestem w mundurze! 😤
Pomyśl jaką oni tu mają kulturę, "pulling", "one night stands" - wszystko obraca się wokół weekendowego ruchania (wybacz dosadność). Nieprzyjemne potraktowanie w transporcie publicznym, na ulicach, w pubach, w klubach. Zdarza się, no. Nie mówię że cały czas i wszędzie, ale jednak.
Od Polaka - tutaj - doświadczyłam tego tylko raz, nota bene 50-letniego pijaczka, który chyba próbował się podlizać 🤣

A co do przeklinania - no też mnie boli, jak słyszę co chwila "kurwa", no ale co zrobisz? Anglicy też potrafią klnąć na potęgę, serio.
slojma   I was born with a silver spoon!
11 kwietnia 2015 15:17
Becia- nie no ja nie namawiam do wyzbywania sie polskosci. Z tym akcentem to tylko stwierdzenie ze to na pewno ma wplyw. A mowisz poprawnie I zrozumiale to najwazniejsze.
Fakt duzo mlodych Anglikow to tak jak piszesz zabawa na jedna noc. Ja jednak jestem troszke starsza od ciebie wiec nie mam stycznosc z mlodymi Anglikami, a moze inaczej z ich strony nie padaja teksty pod kontem mojej osoby.
Ja nie lubie Polakow za granica.  Nawet taki prosty przyklad. W czesci Londynu w której mieszkam jest malo Polakow ale jest jeden polski sklep.  Jako jedyny na ulicy nie ma tam mozliwosci placenia karta a ekspedientka- Polka (mloda dziewczyna) jest bardzo nieuprzejmia. Ma wiecznie swaszona  mine I chodzi naburmuszona jakby ktos ja do pracy zmuszal.  Kiedys wydawala mi reszte tak niefortunnie ze kilka monet wpadlo pod sklepowa lade.  Dokladnie 1,83£. W kazdym innym sklepie nie byloby problemu I pieniadze bym dostala z powrotem.  W owym sklepie dziewczyna zanim dala mi pieniadze, to nagadala sie. Pod moim adresem padly niemile epitety I gdyby nie moje naciski by oddac mi pieniadze zostalabym z niczym.


jakbym czytała o rosyjskim sklepie i polskiej piekarni w West Hollywood. W sklepie zawsze pytają mnie na wejściu (choć bywam tam raz w tygodniu a ekspedientów jest w sumie dwóch) po rosyjsku czy jestem Rosjanką, a kiedy powiem, że Polką, to się zaczyna...  🙄 patrzą na mnie z pode łba, nie chcą mi czasami wydawać reszty, notorycznie źle naliczają kwotę. W piekarni ekspedientka obrażona na cały świat, kiedyś odmówiła wydania mi reszty z $20 bo musiałaby mi oddać całe drobne, więc zabrałam moje zabawki i poszłam kupić sobie chleb gdzie indziej  🙄 w Los Angeles na całe szczęście nie znam zbyt wielu Polaków - tylko ze 3-4 osoby, w Anglii znałam bardzo dużo i do niczego dobrego to nie prowadziło.

jeśli chodzi o mięso to kiedyś szłam ulicą a dwóch Polaczków w moim ówczesnym wieku szło za mną i komentowali mój tyłek, i co by to ze mną nie zrobili, po Polsku oczywiście... na koniec się odwróciłam i powiedziałam "chciałbyś" i sobie poszłam  😎 w LA mnie to tak nie razi, bo tam 3/4 ludzi jest na wakacjach i po prostu kompletnie im puszczają wszelkie hamulce. Raz facet mnie po prostu chwycił (na ulicy) i próbował pocałować, co mnie mega wkurzyło, więc dostał w mordę (a po chwili pojawiła się policja, która w centrum Hollywood jest naprawdę gęsto rozstawiona), ale jak coś gadają to już mam ich gdzieś, szkoda energii 😉 ze strony Anglików nie przypominam sobie takiej sytuacji.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 kwietnia 2015 16:16
Moze gdyby emigranci sie tak bardzo nie nie cierpieli wzajemnie i uwazali za niedorastajacych im do piet polaczkow, za ktorych im wiecznie wstyd przed tubylcami, traktowaliby sie milej 🙂
slojma   I was born with a silver spoon!
11 kwietnia 2015 17:04
Dlugo zastanawialam sie z czego wynika ta cala polaczkowatosc I dochodze do pewnych wnioskow. Wiekszosc polaczkow to osoby którym w uk sie nie powiodlo.  Uzywajac slowa powiodlo mam na mysli marne prace,  mieszkanie w komunach, czesto problemy z jezykiem,  osoby czesto bez wyksztalcenia, ktorych marzenia w zetknieciu z rzeczywistoscia prysnely jak mydlana banka. Sa to osoby czesto bez perspektywy powrotu do pl I stojace niestety posrodku. Nie chca sie asymilowac z innymi kulturami.  Wiele z tych osób mimo mozliwosci wybiera brak nauki jezyka I zycie w skupiskach polskich.  Polacy którzy cos chca osiagnac znajda drogie do tego.
Drugim typem polaczkow sa ci przyczajeni co nie chca przyznawac sie do polskosci, co to nie oni bo maja lepiej ale I tak mi sloma z butow wystaje.
trzeba mieć sporo oszczędności i być mega głupim, albo mieć z góry załatwioną pracę.
Ty tak serio?? ostro cie ponioslo...  🤣 Myslisz ze wszyscy emigranci przenosza sie z workiem pieniedzy czy z zalatwiona praca? 😉

Z tego co piszesz jestes typem, ktory musi miec wszystko na talerzu, zeby miec komfort zycia. Jestes tak dramatyczna, jakby nic nigdy nie moglo sie nikomu biedniejszemu w zyciu udac. A ilu ludzi na swiecie zaprzecza tej teorii? Cale mnostwo. Trzeba miec odwage, wiare, sile charakteru i byc po prostu pracowitym i upartym. To co mowisz jest naprawde.. nie wiem, slow mi brakuje.

Poza tym, jesli naprawde bys chciala wyjechac na pewniaka to tez nie ma z tym wiekszego problemu - masz programy work & travel, czy spotkania ambasady Kanady, ktorzy przyjmuja ludzi z poszukiwanym zawodem/doswiadczeniem z otwartymi rekoma i zalatwiaja prace, mieszkanie przed wyjazdem. Dla chcacego nic trudnego, ale lepiej narzekac, mowic ze cos jest niemozliwe i sobie wygodnie "utknac". Twoj wybor...

A co do akcentow, trzeba miec po prostu predyspozycje czyli sluch muzyczny i ot cala tajemnica. Jak ktos tego nie ma, to nie nabedzie obcego akcentu chocby nie mowil w ojczystym jezyku 100 lat. Akcent wschodni moze o tyle przeszkadzac, ze moze od razu rodzic uprzedzenie - no ale to juz problem drugiej strony.

Kaprioleczka szczerze Ci sie dziwie ze w ogole jeszcze do tego sklepu chodzisz 🙂
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 kwietnia 2015 19:57
Napisałam długiego posta ale... skasowałam. Co ja się będę tłumaczyć. Powiem tylko: bardzo źle zrozumiałaś. I albo możesz moje posty przeczytać jeszcze raz, albo - w sumie masz prawo - tkwić w swojej opinii. 😉

Napiszę tylko: NIGDZIE nie narzekam. Do dyskusji wcześniej specjalnie się nie wtrącałam, ale zostałam niejako wywołana do tablicy i odpowiedziałam na pytanie Naboo.
Ani razu nie napisałam, że jest mi tu źle jako tako - przeczytaj jeszcze raz:
Nie czuję żadnej niechęci do kraju ani tubylców, czuję niechęć do tego, jak jestem często traktowana przez kompletnie obcych ludzi 😉 Spoooora różnica. I IMHO mam do tego pełne prawo.


I po drugie: jasno napisałam, że na TEN moment - NIE chcę wyjeżdżać. 😉 Więc Twoje słowa na mój temat są, no... jak ten przysłowiowy piernik i wiatrak. 🙂
Więc masz absolutną rację, mój świadomy wybór.

PS: kto widział rodaków albo ludzi z innych narodowości, którzy przyjeżdżali do kraju bez niczego - zwłaszcza w obecnej dobie kryzysu gospodarczego - ten wie, że to jest faktyczna głupota. Ja widziałam. 😉
Mój kumpel miał dość dobrą pracę w Polsce, w urzędzie, ale pewnego dnia wstał rano z myślą, że chce mieszkać w Zurychu. Znał niemiecki. Kilka dni później siedział w samochodzie, z paroma odłożonymi groszami w drodze do Szwajcarii. Pierwsze dwa tygodnie mieszkał w aucie. Po 3 tygodniach miał pracę. Obecnie siedzi tam już kilka ładnych lat i żyje mu się super. Trzeba mieć pomysł na siebie i trochę odwagi 🙂
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 kwietnia 2015 20:00
Przede wszystkim do kraju, gdzie łatwo dostać sensowną pracę. 🙂
Kaprioleczka szczerze Ci sie dziwie ze w ogole jeszcze do tego sklepu chodzisz 🙂


dla sera białego jestem gotowa jakoś to przeżyć  😉 Dla sera białego WSZYSTKO  😅
A też prawdą jest, że trzeba mieć jednak jakiś fach w ręku i być obrotnym. Mojej matki znajomi pojechali sobie ot tak do Norwegii, bo im się wydawało, że na miejscu czeka ich lepsze życie. Po miesiącu siedzenia bezczynnie okazało się, że to wcale nie takie proste. Teraz pojechali do Anglii... i szczerze nie wróże im długiego pobytu. Jednak dobrze jechać mając już jakąś ugraną robotę albo chociaż mając jakieś umiejętności, na które jest zapotrzebowanie.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 kwietnia 2015 20:13
Dokładnie o tym mówię 🙂
a Ty Becia przeczytalas co napisalam? Co ewentualna przeprowadzka czy zalatwiona czy nie praca ma do stosunkow miedzynarodowych?

Czyli ze wiele ludzi na swiecie jest dla Ciebie glupich, bo zdecydowali sie powalczyc o swoje zycie bez grosza przy duszy? Usilujesz powiedziec, ze bez zalatwionej pracy sie nie da, a sie da, tylko trzeba chciec. Ty nie chcesz, ok, ale nie oceniaj kogos, kto ma odwage cos w swoim zyciu zmienic.
W kazdym kraju mozna dostac sensowna prace, bo niby czemu nie? A czy to jest latwe nie zalezy od kraju, a od osoby.
Oczywiste jest, ze o wiele latwiej jest komus, kto ma konkretny fach w reku, czy umiejetnosci, i do tego jest odwazny zeby latac i prace znalezc, latwiej tez jest jak sie ma kogos na miejscu. Nie wszyscy tacy sa i nie wszystkim wyjezdzajacym sie uda - ale podjeli probe, i to sie liczy. Nazywanie ich glupimi jest po prostu ponizej pasa i totalnym brakiem szacunku. Cos to mowi o tym naszym narodzie niestety.
A.   master of sarcasm :]
11 kwietnia 2015 20:29
A. miała kupę szczęścia, że udało się jej to ułożyć tak, że dosłownie wszystko zabrała z powrotem do Polski. Nie zawsze się tak da.


Chłopa też wywiozłam  😁  A jeszcze kilka lat temu wogóle o Polsce nie chciał słyszeć, bo co to za kraj, jak z niego tysiące ludzi przyjeżdżają pracowac do UK?

Prawie wszystko zabrałam, bo "dzięki" mojemu weterynarzowi padło mi trochę zwierząt (kozy, owce, alpaka), które czekały na wyjazd do PL.
ja tez zabralam z mezem "dobytek" i wrocilismy do Polski, bez zadnych wielkich oszczednosci i nie wiadomo czego, bez czekajacej pracy. Jakos nie widze problemu, ani nie bylo i nie jest nam szczegolnie ciezko.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
11 kwietnia 2015 20:53
nerechta, na dluzej rozpisze sie pozniej, ale na teraz: tak, tylko ze Wy wrociliscie do ojczynzy, a nie pojechaliscie do innego kraju 😉 Do ojczyzny to sobie mozna wrocic z niczym, u siebie sobie czlowiek zawsze poradzi. W innym kraju - niekoniecznie.
Cariotka   płomienna pasja
11 kwietnia 2015 21:32
Odbiegając troszkę od Waszych poważnych rozmów, które fajnie się czyta i są dla mnie pomocne :kwiatek:
Napiszę że uwielbiam kierowców autobusów w moim mieście tych NIE brytyjskich  😍 dla emigrantów moja legitymacja polska studencka się liczy i płacę 1funt za bilet dla brytyjskich kierowców nie i płacę 3 funciaki  😁
zawsze czekam na autobus z nadzieją że podjedzie jakiś macho ciemnoskóry.
tak jak ikarina wyszła za mąż, kupiła sobie konia, itd. I co z tym wszystkim w momencie wyprowadzki? [


Może troszkę sprostuję. Rok temu miałam bardzo poważny plan powrotu do Polski. Nawet rzuciłam końską pracę i zaczęłam w zawodzie związanym z obsługą klienta, nawet doszło do tego, że sprzedałam Paddyego, aby spokojnie sobie już zacząć zbierać kasiorę na wyjazd. Mąż powiedział, że pójdzie ze mną na koniec świata, jednak nie zmienia to faktu, że nie umie mówić po polsku i miałabym poważne problemy ze znalezieniem mu pracy w PL. Owszem - trochę utkwiłam, ale przecież dla chcącego nic trudnego, chcieć to móc i już powoli wszystko szło w stronę powrotu do kraju. To nie jest tak, że ja nie mam w ogóle wyboru i jak taka sierotka Marysia nie mam już innych opcji na życie. Ja te opcje mam. Stało się jednak coś, co poważnie mi pokrzyżowało plany.

Pamiętacie, jak rok temu mało brakowało, abym umarła? Cała moja historia leczenia jest teraz tutaj w UK, w bazie danych na czerwono wielkimi literami mam napisane, że nie wolno podawać mi konkretnego leku - inaczej umrę (nie przesadzam, naprawdę mógłby nastąpić zgon). Mam też calusieńką rozpiskę, co ze mną można robić, a co kategorycznie mi nie wolno. Na co dzień żyję normalnie, jednak, jeżeli zdarzyłby się jakiś poważny wypadek, organizm byłby zmuszony do bardzo dużego wysiłku, aby mnie utrzymać przy życiu, to mogłabym wpaść w niezłe tarapaty, gdyby lekarz nie wiedział o moich problemach i kazał zrobić ze mną coś, co naraziłoby mnie na śmierć. Planuję mieć w niedalekiej przyszłości dziecko - i niestety, MUSZĘ je mieć tutaj ze względu na własne życie. Wiem, że u nas też są wspaniali lekarze i że mogłabym przekazać im swoje dane - ale nie chcę kusić losu, a nóż-widelec jakiś błąd w tłumaczeniu, jakaś literówka... a tu przeciez chodzi o moje życie.

slojma, a widzisz, u mnie jest na odwrót - to Polacy (oraz inni imigranci z nowych krajów unijnych - np Bułgarzy, Rumuni) utrzymują tutaj klasę, nie wszczynają bójek, odsuwają się od wszelkich szemranych sytuacji. Co prawda, wiem, że w pewnej grupie są problemy z narkotykami, głównie z marihuaną, ale tak poza tym jesteśmy spokojni, niewidzialni. W dwóch polskich sklepach panie sklepikarki są bardzo miłe, jedna z nich, która jest managerką jest jedną z najweselszych, wręcz najbardziej promieniejących optymizmem osób, jakie znam. Zawsze sobie pogadamy, a ostatnio nawet "zaprzyjaźniła" się ze mną na facebooku i teraz za każdym razem, jak idę na zakupy, to wysłuchuję samych superlatyw, jaki ten mój koń z facebooka jest piękny, śliczny, słodki i w ogóle 😉
Jednak muszę przyznać, że mamy problem z uśmiechaniem się. Co ktoś mi mówi, że pracował z Polakiem/Polką, to słyszę tekst, że "fajna osoba to była, bardzo szczera i ciężko pracująca, ale zawsze taką mine miała smutna, zgrymaszoną". Mój mąż też to zauważył, jak przyjechał ze mną do Polski - pytał się mnie, czemu tutaj ludzie tacy smutni, wręcz niektórzy zdenerwowani.
Ach, wiecie, co jeszcze zauważył? Że u nas w Polsce, ludzie, jak przechodzą koło kogoś, nie obchodzi ich przestrzeń osobista, po prostu się przeciskają, szturchają, popychają. Sama potem to zauważyłam - w UK zawsze ktoś czeka, aż przejdę przez ciasne przejście, ewentualnie się odsuną. W Polsce - nie. Dość często można poczuć czyjeś ramię, łokieć, teczkę. Najlepsze jest to, że sama tak robiłam i nigdy sobie nie zdawałam z tego sprawy, dopiero mąż mi zwrócił uwagę, nakrzyczał, na mnie, że mam się zachowywać 😁 A żeby jeszcze przeprosić kogoś, że się o niego otarłam? Nie zrobiłabym tego - nie dlatego, żę jestem niekulturalna i chamska, po prostu nawet bym nie zauważyła, że właśnie to zrobiłam.

I z angielskim przepraszaniem też są niezłe jaja. Ja sama się nauczyłam mówić "sorry" pod każdym pretekstem. Ale najlepsze było, jak na początku przyjechałam do UK - stałam w kolejce i niechcący nadepnęłam facetowi na stopę, a on do mnie mówi "sorry". Ja się na niego dziwnie patrzę i mówię "prosze panaaa, ale to ja powinnam powiedzieć SORRY, nie pan" 😁

a z tym mówieniem "dzień dobry" to wcale nie jest tak źle w Polsce. Zauwazyłam, że w mieście rzadko się ludzie witają, ale za to na wsi "dzień dobry" się słyszy bardzo często 😉

sanna, wielkie dzięki, może w końcu się pozbędę tego brzydkiego nawyku  :kwiatek:
Becia23 bez przesady... ja pojechałam do stanów sama, nie znając nikogo, z jedną walizką i nie miałam nagrane NIC poza wizą, ani szkołą. Mieszkania, na które by mnie było stać i które nie wyglądałoby jakby się miało zawalić przy pierwszym trzęsieniu ziemi, nie mogłam znaleźć miesiąc. Hotel miałam tylko na 2 tygodnie, a kolejne 2 tygodnie przemieszczałam się między tanimi motelami gdzie nie mogłam spać ze strachu, że ktoś wejdzie i mnie zabije. w pewnym momencie NAPRAWDĘ myślałam, że już nigdzie w ogóle nie będę mieszkać. Nie miałam samochodu, trudno było zachrzaniać do szkoły z tymi wszystkimi walizkami, ale potem jakoś wszystko się ułożyło, znalazłam pokój po szalenie niskiej cenie w świetnym mieszkaniu we wspaniałym budynku o którym nawet nie marzyłam. znalazłam pracę i mega świetny staż. Potem założyłam zespół, kupiłam samochód-grata i tak się kręci. Czy byłoby łatwiej pojechać tam mając po $10 000 miesięcznie na wszystko? można, ale poradziłam sobie na DUŻO mniejszym budżecie. Nawet nikogo tam nie znałam. Nie mogłam łazić z nowymi znajomymi po klubach, bo nie miałam nawet na głupie piwo. Ale chciałam tam mieszkać, chciałam to robić i sobie nie wyobrażam bym sobie powiedziała, że nie zrobię tego, bo nie mam wszystkiego komfortowo ułożonego.
slojma   I was born with a silver spoon!
11 kwietnia 2015 22:00
Ikarina- zgadzam sie w 100% z usmiechaniem. Tzn ja zawsze sie usmiechalam. Jeszcze zyjac w pl zrobilam doswiadczenie z usmiechaniem I ludzie patrzyli na mnie jak na idiotke.  Moi znajomi Anglicy wrecz stwierdzili ze po tym ze ktos sie nie usmiecha mozna poznac ze jest z Europy Wschodniej. To samo z przepychaniem tez prawda. A z grzecznoscia to tak mi to weszlo w krew ze jak bylam w pl to ciagle do mamy przepraszam, przepraszam I przepraszam a ona do mnie ale za co ty ciagle tak przepraszasz a ja jakos tak juz przywyklam.
slojma, hahaha, przypomina mi się, jak w gimnazjum wracałam do domu cała uśmiechnięta od ucha do ucha, bo dostałam piątkę z jakiegoś ważnego testu. Mijają mnie jacyś ludzie i słyszę za plecami "Zjarana jakaś, czy coś?" 😁

Aaa, to ja jeszcze miałam sytuację z "co u ciebie? Wszystko w porządku".
Przez parę tygodni, co parę dni sobie siedziałam ze znajomymi na czacie. Zawsze się mnie pytali "cześć, co u ciebie", a ja przyzwyczajona do angielskich zwyczajów odpowiadałam "U mnie świetnie/bardzo dobrze/super, ładną pogodę dzisiaj mamy"
Po paru tygodniach dostaję tekst:
"Wiesz co, Ikarina, bo my tak między sobą wczoraj rozmawialiśmy, że ty zawsze odpowiadasz, że u ciebie wszystko w porządku. Wiesz, my się martwimy, że coś ukrywasz, jeżeli coś się dzieje nie tak, to powiedz śmiało, nie musisz się wstydzić, nie musisz nam wmawiać, że wszystko jest dobrze, w razie czego chętnie ci pomożemy" 😁 Ok, następnym razem powiem im, że coś się złego stało, żeby się nie martwili 😁
Tez znam kupe ludzi, ktorzy wyjechali do obcego kraju i naprawde poradzili sobie bez problemu... Nie wiem skad w Tobie takie przekonanie 🙂

ikarina czy dostep do Twoich medycznych informacji jest dostepny w kazdej przychodni czy kazdym szpitalu? Kazdy lekarz w kazdym miejscu bedzie o tym wiedzial czy musisz mu powiedziec i ta dokumentacje musi pobrac z innego miejsca? Jaki to jest lek - czy stosuje sie go w momencie zagrozenia zycia?
Jesli nie ma polaczonego systemu i jesli takie informacje nie sa dostepne kazdemu i wszedzie to co wtedy? Jaka jest roznica gdzie bys byla?
Literowka, blad w tlumaczeniu... jako osobe zwiazana z medycyna (co prawda weterynaryjna, ale zawsze) mnie to nie przekonuje. Masz wykaz lekow z dana substancja czynna i po prostu nie wolno ich w Twoim przypadku stosowac.
Oczywiscie decyzja jest Twoja i nie mam zamiaru w ogole Cie kwestionowac, ale z medycznego punktu widzenia to nie ma wiekszego sensu, o ile nie bylaby to jakas kondycja wymagajaca specjalistycznego traktowania i nie ma mozliwosci stosowania tego w innym miejscu/kraju.
nerechta, tak jak pisałam - to nie jest problem nie do przejścia, można by to było załatwić w Polsce, w sumie wśród dokumentów tez trzymam kartkę z listą leków, które są mi zakazane. Jednak dla własnego spokoju dmucham na zimne 😉 Nie cierpię tutaj do tego stopnia, aby natychmiast stąd uciekać, kolejne parę lat mogę tu pomieszkać... no i w sumie, dla koniarza ten kraj to spełnienie marzeń 😉
Ale mi w ogole nie o to chodzi, ja Cie nie namawiam absolutnie do wyprowadzki - pytam tylko czy system jest polaczony czy kazdemu lekarzowi musisz sama przedstawiac swoja liste?
nerechta, z tego, co wywnioskowałam, system jest ogólny - czyli każdy lekarz powinien mieć wgląd do wszystkiego, co się ze mną działo od mojego przyjazdu na Wyspy. Nie wiem do końca, jak to działa, ale widziałam u mojego doktora w komputerze tabelkę z datami, które wskazywały, że wiedział, co się ze mną działo, zanim jeszcze się do niego zapisałam, kiedy leczył mnie kto inny.

Ktoś wie więcej na ten temat? Ktoś pracuje w angielskiej służbie zdrowia?
To rzeczywiscie ulatwia sprawe, swietne rozwiazanie!
Świetne rozwiązanie, szczególnie w moim przypadku 😉 Jednak - trochę tak nieswojo, na przykład ktoś przychodzi do bardzo przystojnego lekarza, zaczyna z nim flirtować, a tam w komputerze wyskakuje, że rok temu przepisana została maść na hemoroidy a dwa lata temu coś odwaliło w dekiel i trzeba było brać psychotropy 😁 Trochę boję się tego, że za jednym kliknięciem myszki ktoś może się dowiedzieć o mnie absolutnie wszystkiego. Wiem, że w niektórych krajach istnieją takie rejestry, gdzie zapisuje się absolutnie całą historię leczenia od urodzenia i niektórzy pracodawcy mają na to wgląd. Sam fakt rozpoznania przez lekarza depresji kilka lat wcześniej może doprowadzić do tego, że ciężko by było znaleźć jakąkolwiek lepiej płatną pracę.
szkoda, że pilotom tak nie zaglądają  😤
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się